Beatrycze
Poczuła się dziwnie, czując
wyraźną obecność Camerona w głowie. Już wcześniej doświadczyła mocy telepatów,
ale ta i tak niezmiennie wzbudzała w Beatrycze wątpliwości. Był tu –
tak blisko, że aż poczuła się nieswojo, chociaż w jego obecności nie było
niczego, co mogłaby uznać za niewłaściwe. Wręcz przeciwnie, skoro wiedziała, że
jako jedyny naprawdę się przejmował i chciała mu pomóc. Potrzebowała tego,
tym bardziej teraz, kiedy jedyna osoba, której chciała się zwierzyć, była gdzieś
poza jej zasięgiem.
Westchnęła,
dochodząc do wniosku, że to i tak nie miało znaczenia. To, czy Cammy
poznałby jej sen, niczego nie miało zmienić, więc tym bardziej nie zamierzała
się przed wampirem wzbraniać. Kto wie, może zrzucenie z siebie niechcianej
odpowiedzialności jednak miało szansę przynieść jej ulgę. Chociaż tyle, skoro
na własne życzenie dusiła wszystko w sobie, zadręczając się czymś, nad
czym i tak nie miała kontroli.
Zamknęła
oczy, by móc łatwiej się uspokoić. Cameron nie ukrywał swojej obecności, co
uznała za właściwe, zwłaszcza że nie istniał żaden powód, dla którego wampir
miałby kryć się ze swoimi zamiarami. Na swój sposób podobało jej się, że
zachowywał się w tak otwarty sposób, niczego nie próbując przed nią
ukrywać. To było dobre, dodatkowo podsycając zaufanie, którym Beatrycze go
darzyła.
– W porządku
– mruknęła, po czym wróciła pamięcią do tego, co dręczyło ją od tak długiego
czasu.
Sny miały
to do siebie, że zwykle z łatwością uciekały z jej głowy. Od samego
początku wiedziała, że coś jest z nimi nie tak – że to coś więcej, chociaż
w żaden sposób nie potrafiła tego sprecyzować. Istniało wiele kwestii,
których nie rozumiała i których nawet nie była w stanie nazwać,
niezależnie od tego, jak bardzo tego pragnęła. Teraz mogła się tym podzielić, a im
dłużej się nad tym zastanawiała, tym pewniejsza tej decyzji się czuła.
Tak,
Cameronowi mogła zaufać. Zdążyła się przekonać, że to jak najbardziej właściwe i tego
zamierzała się trzymać.
Wspomnienie
domu wciąż było zamazane i nie tak wyraziste, jak mogłaby sobie tego
życzyć, ale mimo wszystko zdołała odtworzyć dręczące ją miejsce na tyle
dokładnie, na ile to okazało się możliwe. Mimo wszystko nie mogła ot tak
zapomnieć; nie tak po prostu, skoro śniła wielokrotnie ten sam scenariusz.
Podejrzewała, że to znaczyło, że tym bardziej powinna wiedzieć co to za
miejsce, a jednak… Och, nie wiedziała. Jakaś jej cząstka wciąż
podpowiadała kobiecie, że odpowiedzi leżały o wiele bliżej, aniżeli
mogłaby się tego spodziewać, ale…
– Och…
Zamrugała
nieco nieprzytomnie, zaskoczona jękiem, który wyrwał się Cameronowi.
Połączenie, które wampir wytworzył między ich umysłami, gwałtownie zostało
zerwane, co na dłuższą chwilę wytrąciło Beatrycze z równowagi. Wciąż
mrugając, energicznie potarła skronie, próbując doprowadzić się do porządku.
Spojrzenie przeniosła na swojego towarzysza, uważnie lustrując wzrokiem jego
twarz i próbując określić, czego tak naprawdę powinna się spodziewać.
– Coś jest
nie tak? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać. – To znaczy… Czy ja zrobiłam
coś nie tak albo…? – poprawiła się, ale Cammy jedynie potrząsnął głową.
– Nie, nie –
zreflektował się pośpiesznie. Drgnęła, kiedy poderwał się na równe nogi, nagle
zaczynając niespokojnie krążyć. – To po prostu… Och, od jak dawna miewasz te
sny?
Uniosła
brwi, zaskoczona napięciem w jego głosie.
– Nie
jestem pewna – powiedziała po dłuższej chwili wahania. Znów potarła skronie,
coraz bardziej zaniepokojona. – Możliwe, że… od samego początku? Nie zwracałam
na to uwagi, póki nie zaczął się powtarzać.
Cammy
rzucił jej bliżej nieokreślone spojrzenie, po którym poznała, że nie do końca
jej uwierzył. Nawet jeśli faktycznie tak było, nie skomentował takiego stanu
rzeczy nawet słowem, myślami wydając się być gdzieś daleko. Nie rozumiała, co
takiego go poruszyło, ale nie chciała się nad tym zastanawiać, bardziej
przejęta inną kwestią – a mianowicie tym, że skoro reagował tak
emocjonalnie na widok jakiegokolwiek miejsca, to znaczyło, że musiał wcześniej
mieć z nim do czynienia.
– Cammy…?
Westchnął,
ale ostatecznie przeniósł na nią wzrok. Nie
zasłużył sobie na to, żebyś go okłamywała…, przeszło jej przez myśl i coś
w tych słowach sprawiło, że Beatrycze poczuła się jeszcze gorzej.
Przecież
tego nie robiła, prawda? Nie kłamała, ale…
Lubisz oszukiwać samą siebie, moja droga?
Mimowolnie
zadrżała, kolejny raz wytrącona z równowagi myślami, które zdecydowanie
nie należały do niej. Chyba powoli zaczynała przywykać do głosu, który – jak
podejrzewała – najpewniej należał do Ciemności, nie zmieniało to jednak faktu,
że za każdym razem czuła się naprawdę nieswojo. Co więcej, bała się, wciąż
oszołomiona tym, czego doświadczyła wcześniej i co musiało wiążąc się z tak
silną obecnością dręczącej ją istoty.
–
Przepraszam – zreflektował się wampir, w końcu decydując się odezwać.
Wciąż brzmiał na poruszonego, chociaż zapanował nad sobą na tyle, by jego głos
zabrzmiał w o wiele bardziej opanowany sposób. – Zaskoczyłaś mnie,
wiesz? Co prawda dalej nie jestem pewien, ale…
– Ale…? – ponagliła,
kiedy znowu się zawahał.
Westchnął,
po czym wzruszył ramionami.
– Wydaje mi
się, że znam to miejsce.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, co najmniej oszołomiona. W pierwszym odruchu nawet nie
zarejestrowała momentu, w którym poderwała się na równe nogi, wstając tak
gwałtownie, że aż pociemniało jej przed oczami. Zanim zastanowiła się nad tym
co i dlaczego robi, bezceremonialnie ruszyła ku Cameronowi, w następnej
chwili stając tuż przed wampirem i chwytając go za ramiona. Podejrzewała,
że gdyby była nieśmiertelna, nieświadomie pogruchotałaby swojemu towarzyszowi
kości, ale nie dbała o to, w tamtej chwili skupiona przede wszystkim
na jego słowach.
Nie
przypominała sobie, kiedy ostatnim razem czuła się aż do tego stopnia
podekscytowana. To uczucie dosłownie ją wypełniało, skutecznie przyprawiając o dreszcze,
nad którymi nie była w stanie zapanować. W tamtej chwili poruszała
się niemalże jak w transie, świadoma wyłącznie jednej rzeczy – a więc
tego, że może jednak miała uzyskać jakże upragnione odpowiedzi.
– Gdzie…? –
Coś ścisnęło ją w gardle, więc zamilkła, po czym przełknęła z trudem.
– Zabierzesz mnie tam? Cammy, na litość bogini…
Znów
urwała, zdolna już tylko wpatrywać się w stojącego przed nią chłopaka. Bez
słowa przesunęła się bliżej niego, niemalże uwieszając się na jego szyi i wpatrując
w jego twarz w tak nachalny sposób, że aż się zarumienił. Gdyby nie
sytuacja, w tamtej chwili najpewniej poczułaby się rozbawiona, jednak
również to w tamtej chwili nie miało dla Beatrycze najmniejszego
znaczenia.
– Ja nie… –
Cameron zamilkł, po czym w pośpiechu oswobodził się z jej uścisku.
Zesztywniała, kiedy jego dłonie bezceremonialnie zacisnęły się na jej
nadgarstkach, zmuszając do pozostania w jednym miejscu. – Dobrze się
czujesz?
– Dlaczego
miałabym czuć się źle? – obruszyła się. – Cammy…
Coś w jego
spojrzeniu przekonało ją do tego, by jednak zamilknąć.
– Dziwnie
się zachowujesz – stwierdził. Wyczuła, że unikał najbardziej interesującego ją
tematu. – Jest późno, wiesz? I ja też martwię się o Joce.
– Nie
rozumiem, co właściwie…
– To, że
powinnaś odpocząć – uciął stanowczym tonem. – Wybacz, że wcześniej
zareagowałem… tak gwałtownie, okej? W końcu to tylko sny.
– Tylko
sny… – powtórzyła niczym echo.
Cammy
skinął głową.
– Z wyobraźnią
bywa tak, że czasami podsuwa naprawdę nietypowe rzeczy. Ten dom, który widziałaś…
Cóż, bardzo przypomina mi jedno z miejsc, które kiedyś widziałem, ale to
nie ma sensu – oznajmił z naciskiem i zabrzmiało to tak, jakby
naprawdę w to wierzył. – Wszystkie domy są do siebie podobne, nie? Nie
wspominając o tym, że pogoń za snem brzmi naprawdę głupio, Beatrycze.
Chwilę
jeszcze lustrował wzrokiem jej twarz, wyraźnie czekając na reakcję. Milczała,
ostatecznie decydując się spojrzeć w bliżej nieokreślone miejsce w przestrzeni.
Z wolna wypuściła powietrze, by łatwiej się uspokoić. To naprawdę nie ma sensu, pomyślała i to wystarczyło, by
poczuła jak cała dotychczasowa fascynacja znika równie nagle, co wcześniej się
pojawiła. W zamian jej miejsce zajęło wręcz niewyobrażalne zmęczenie i dezorientacja,
która sprawiła, że Beatrycze z wolna się wycofała, by ostatecznie ciężko
opaść na łóżko.
Och, co ona
sobie wyobrażała? Wciąż czuła się dziwnie, zupełnie jakby przez ostatnie minuty
zachowywała się jak ktoś kompletnie obcy. Bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści,
z trudem zmuszając się do rozluźnienia uścisku. Ręce ułożyła na kolanach,
po czym spuściła wzrok, aż nazbyt świadoma, że Cammy uważnie ją obserwuje.
Wzięła kilka głębszych wdechów, chcąc się uspokoić, to jednak okazało się
trudne, zwłaszcza że w głowie wciąż miała pustkę. Nie była pewna, co tak
naprawdę powinna zrobić i myśleć, ale jakoś nie miała wątpliwości co do
tego, że w krótkim czasie nie po raz pierwszy zrobiła z siebie
idiotkę.
– Masz
rację – powiedziała cicho. Czy sama nie doszła do podobnych wniosków, kiedy
ostatni raz zastanawiała się nad sensownością pogodni za czymś, co równie
dobrze mogło okazać się wytworem jej wyobraźni? Może to jedynie dowodziło temu,
że wariowała, ale i nad tym nie chciała się zastanawiać. – Przepraszam. Ja
po prostu… – Westchnęła, po czym wzruszyła ramionami. – Masz rację, że Joce
wytrąciła mnie z równowagi. Tylko tyle.
Wygodna wymówka, moja radości…
Musiała
niemalże zmusić się do spokojnego siedzenia i dalszego ukrywania emocji.
Nerwowo zacisnęła usta, ledwo powstrzymując sfrustrowany jęk. Tak miało być
teraz cały czas? Będzie słyszała glos, którego – co bardzo możliwe – wcale nie
było, a który mogła wyobrazić sobie po wszystkich historiach o demonach,
które miała okazję usłyszeć? Wierzyła, że ojciec Rafaela z jakiegoś powodu
chciał sprowadzić ją do siebie, to z kolei sprawiło, że naprawdę zaczynała
tracić zmysły.
– Jesteś
pewna, że… wszystko w porządku? – zaniepokoił się Cammy. Wiedziała, że
starannie dobierał słowa, nie chcąc powiedzieć czegoś, co zabrzmiałoby
niewłaściwe.
– Jestem –
oznajmiła zdecydowanie zbyt szybko, by zabrzmiało to naturalnie. – Dziękuję, że
ze mną posiedziałeś. Już mi lepiej.
Cóż, na
swój sposób to akurat była prawda. Czuła się… zdezorientowana, ale o wiele
spokojniejsza niż chwilę wcześniej, kiedy czuła się gotowa niemalże roznieść
swojego rozmówcę, byleby poznać odpowiedzi na dręczące ją pytania. Myśląc o tym,
czego doświadczyła chwilę wcześniej, miała wrażenie, że w rzeczywistości
do działania popychał ktoś zupełnie inny, kto bardzo chciał, żeby poznała
prawdę. Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego i to ją
przerażało, zwłaszcza po tym, co zobaczyła, spoglądając na świat oczami
Ophelii.
Spojrzała
na Camerona, mimowolnie zastanawiając nad tym, jak zareagowałby, gdyby
opowiedziała mu o tych dziwnych wizjach. Czy również one nie były
prawdziwe, dobitnie świadcząc o tym, że zaczynała wariować? Nie wiedziała i przynajmniej
tymczasowo nie chciała tego weryfikować.
– W porządku.
– Głos wampira skutecznie wyrwał ją z zamyślenia. Zauważyła, że stał na
środku pokoju, niepewnie rozglądając się dookoła i wyraźnie nie mogąc
zdecydować, co takiego powinien ze sobą zrobić. – Ja… Potrzebujesz czegoś? –
drążył, ale Beatrycze jedynie pokręciła głową.
– Jest okej
– stwierdziła obojętnie. – Dziękuję, że ze mną posiedziałeś.
– Mogę
jeszcze zostać, jeśli tego potrzebujesz – zaoferował, ale nie zamierzała mu na
to pozwolić.
– I tak
chcę się już położyć – zapewniła, to jednak wcale nie było takie proste. Nie,
skoro obawiała się zasnąć.
– Skoro
tak…– Cammy przez krótką chwilę wyglądał na chętnego, żeby zaprotestować i postawić
na swoim, ostatecznie jednak się na to nie zdecydował. – Wołaj, gdybyś czegoś
potrzebowała.
Skinęła głową,
nie ufając swojemu głosowi na tyle, by próbować odpowiedzieć. Cameron dał jej
jeszcze kilka sekund na zastanowienie, nim ostatecznie ruszył w stronę
drzwi, zamierzając zostawić ją samą. Już zaciskał rękę na klamce, kiedy
Beatrycze otrząsnęła się na tyle, by odważyć się zadać jeszcze jedno, istotne
pytanie.
– Poczekaj.
Przystanął,
po czym w pośpiechu odwrócił się w jej stronę. Nawet jeśli go
zaskoczyła, nie dał niczego po sobie poznać.
– Tak? –
Rzucił jej zachęcający uśmiech, próbując sprawić, by poczuła się jakkolwiek
pewniej.
– Ja… –
Przełknęła z trudem, czując, że zaczyna brakować jej powietrza. Dlaczego
czuła się do tego stopnia oszołomiona? – Powiesz mi jedną rzecz?
– Tak
sądzę…? – Mimo wszystko zabrzmiało to jak pytanie.
Nerwowo
zacisnęła palce na krawędzi łóżka. Dlaczego miała wrażenie, że Cammy szukał
wymówki, byleby tylko nie składać jej żadnych obietnic.
– Jestem po
prostu ciekawa – powiedziała w końcu. Jej głos zabrzmiał spokojnie, o wiele
bardziej opanowany, aniżeli w rzeczywsitości się czuła. – Mam na myśli… Z jakim
miejscem kojarzył ci się dom, o którym śnię?
– Och…
Przez twarz
wampira przemknął cień – tak szybko, że równie dobrze mogło się to okazać
wytworem wyobraźni. Beatrycze w duchu odliczała kolejne sekundy, coraz
bardziej spięta i niespokojna. Musiała niemalże zmusić się do tego, żeby
zachować neutralny wyraz twarz.
Miała
wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim Cammy jednak zdecydował się odezwać.
– To tylko
takie moje luźne skojarzenie, zresztą widziałem to miejsce tylko raz… I to
dość dawno, kiedy z mamą podróżowaliśmy poza Miastem Nocy – powiedział w końcu.
– Zresztą to głupie. Tak czy inaczej, mógłbym przysiąc, że bardzo podobnie wyglądała
dawna posiadłość Licavolich.
–
Licavolich?
Chłopak
jedynie wzruszył ramionami, po czym nacisnął klamkę, chcąc wyjść na korytarz.
– Taa…
Chianni. Dawny dom Gabriela i Layli – wyjaśnił spokojnie. – Niechętnie o tym
wspominają i… Och, zapomnij, że cokolwiek mówiłem, okej? To głupie.
Być może
powiedział coś jeszcze, ale praktycznie tego nie zarejestrowała. W milczeniu
odprowadziła Camerona wzrokiem, kiedy pożegnał się i jednak zniknął jej z oczu,
starannie zamykając za sobą drzwi.
Kolejny raz
tego dnia została sama.
Elena
Wiedziała, że wszyscy są
podenerwowani. Atmosfera już od samego rana była tak napięta, że można byłoby
ją kroić nożem, co samo w sobie nie przypadło Elenie do gustu. Sama też
była podenerwowana, chociaż ze zdecydowanie innych powodów, aniżeli reszta
domowników. Zabawne, ale z jakiegoś powodu perspektywa spotkania z którymkolwiek
z członków Volturi nie wzbudzał w niej żadnych emocji, nawet pomimo
tego, że to przecież właśnie we Włoszech została zabita.
Myślenie o własnej
śmierci było dziwne, tak jak i o tym, że wciąż z łatwością mogła
zginąć. Co więcej, samo wspomnienie bolało, wiążąc się z Rafaelem i zmuszając
ją do wspominania kwestii, które zdecydowanie wolała od siebie odepchnąć. Jakie
to miało znaczenie? Teraz istniały ważniejsze sprawy na których musiała się
skupić, a jednak…
Och, to
wszystko było zbyt skomplikowane.
Nerwowo
otarła wilgotne dłonie o spodnie, próbując doprowadzić się do porządku. Z uporem
zwlekała z wyjściem z pokoju, woląc trzymać się z daleka od
reszty domowników i grobowej atmosfery, zwłaszcza że ta i tak już
zaczynała się jej udzielać. Nie rozumiała, dlaczego w ogóle próbowali
brnąć w to szaleństwo, w ogóle zamierzając wpuścić do domu kogoś, kto
zdecydowanie nie był im przychylny. W takich chwilach nie rozumiała
podejścia ojca, ale postanowiła zachować jakiekolwiek uwagi dla siebie.
Wiedziała przecież jaki jest Carlisle, zresztą sama nie mogła pozbyć się
wrażenia, że po wszystkim, co wydarzyło się na balu, bardzo wiele kwestii
uległo zmianie.
Nie
pojmowała, czego tak naprawdę wciąż oczekiwał Aro, a tym bardziej powodu,
dla którego chciał się spotkać. Z drugiej strony, możliwym wydawało się,
że wszyscy oczekiwali tego samego – odpowiedzi. Isobel zniknęła, zresztą tak
jak i demony, z kolei każda ze stron mogła udzielić drugiej choć po
części przydatnych informacji i…
Nie, to
brzmiało naprawdę źle. Z kim jak z kim, ale zdecydowanie nie chciała
bratać się z Aro, nawet gdyby ten zaczął zapewniać o pokojowych
zamiarach albo nawet za wszystko przeprosił. Elena jakoś nie miała wątpliwości
co do tego, czy Isobel była w stanie owinąć sobie wampira wokół palca, ale
to nie miało dla niej znaczenia. Po wszystkim, co się wydarzyło, chyba miała
prawo do sceptycyzmu i braku choćby cienia zrozumienia.
– Eleno?!
Westchnęła,
bez trudu rozpoznając głos Esme. Nie od razu zareagowała, w pierwszym
odruchu nasłuchując, by określić, czy cokolwiek zmieniło się od jej ostatniego
pojawienia się w salonie. Nie czuła, żeby „goście” już się pojawili, co na
swój sposób ją uspokoiło, ale nie na tyle, by poczuła się pewniej.
– Zaraz
zejdę – mruknęła, aż nazbyt świadoma, że to wystarczy, by mama ją usłyszała.
Nie
otrzymała odpowiedzi, co uznała za przyzwolenie. Z wolna podniosła się ze
stojącego przy toaletce krzesła, wcześniej odrzucając włosy na plecy.
Machinalnie przeczesała włosy palcami, po czym westchnęła cicho. Nie była
pewna, jak długo próbowała zając uwagę metodycznym rozczesywaniem loków,
przesuwając po nich szczotką tyle razy, że pewnie już dawno zaczęły błyszczeć.
Bezwiednie
ujęła jeden z kosmyków w palce, nerwowo nawijając go na palec. Nie
była pewna, czego tak naprawdę chciała, a tym bardziej czego powinna
spodziewać się po nadchodzącym spotkaniu. I tak cieszyła się, że w ogóle
miała brać w nim udział, zwłaszcza że miała dość tego, że wszyscy wokół
zawsze próbowali ją chronić. Chciała decydować za siebie, a odkąd wróciła,
to wydawało się o wiele prostsze, zwłaszcza że zmieniła się na tyle, by
rozwiać wątpliwości wszystkich wokół co do tego, czy potrafiła się bronić. Z drugiej
strony, być może to również zawdzięczała Rafaelowi, który zdążył dobitnie
podkreślić to, że już nie była istotą choćby w połowie ludzką. Nie miała
pojęcia, jak na to wszystko mieli zaatakować Włosi, ale sama również uważała,
że najrozsądniej będzie zagrać otwartymi kartami.
Zabawne,
ale się nie bała. Już wcześniej miała poczucie, że Volturi stracili na
znaczeniu, z kolei teraz… Cóż, nawet mimo nieobecności Rafaela nie
wyobrażała sobie, by komukolwiek stała się krzywda.
Nie
potrafiła tego opisać, ale z jakiegoś powodu czuła, że gdyby przyszło co
do czego, sama potrafiłaby powstrzymać potencjalne zagrożenie. Co prawda ta
myśl wydawała się niedorzeczna, przynajmniej teoretycznie, ale z jakiegoś
powodu wydała się Elenie… naprawdę kusząca.
Usłyszała
szelest, więc w pośpiechu obejrzała się w stronę okna. Podejrzliwie
zmrużyła oczy, ostatecznie decydując się podejść bliżej, by wyjrzeć na zewnątrz.
Nie dostrzegła niczego, pomijając znajome drzewa i zalegający na ziemi,
nienaruszony śnieg. Nic nie wskazywało na to, by w pobliżu czaił się
ktokolwiek niewłaściwy, a jednak…
Och, mimo
wszystko była wręcz gotowa przysiąc, że słyszała charakterystyczny szelest
ptasich skrzydeł.
Bez znaczenia, pomyślała, po czym w pośpiechu
wycofała się w głąb pokoju. Coś ścisnęło ją w gardle, więc przełknęła
z trudem, z uporem próbując się uspokoić.
To naprawdę
nie miało znaczenia.
To, czy On kręcił się gdzieś w pobliżu, jak
zwykle próbując ją chronić, tym bardziej.
W pośpiechu
wyszła z pokoju, chcąc nie chcąc decydując się dołączyć do pozostałych.
Wciąż czuła się dziwnie podenerwowana, z opóźnieniem uświadamiając sobie,
że w którymś momencie zacisnęła dłonie w pięści, niemalże czując się
gotową do tego, by rzucić się komuś do gardła. Potrzebowała dłuższej chwili, by
doprowadzić się do porządku, zanim ostatecznie pokusiła się o dołączenie
do zebranej w salonie grupki.
–
Wyglądasz, jakbyś wybierała się na wojnę – stwierdził już na wstępie Emmett.
Jedynie prychnęła, nie kryjąc zaskoczenia tym, że jej nastrój był aż tak
oczywisty.
– Kto się
wydarzy, prawda? – rzuciła w odpowiedzi, siląc się na niemalże pogodny
ton. – Jedynie wpuszczamy do domu grupę absolutnie nieżyczliwych nam wampirów.
Co mogłoby pójść źle? – dodała, nie mogąc się powstrzymać.
Nikt nie
odpowiedział, co zresztą było do przewidzenia. Jedynie Esme rzuciła jej
ostrzegawcze spojrzenie, które Elena ostatecznie zdecydowała się zignorować.
Myślami wciąż była daleko, raz po raz wracając do Rafaela – do tego, co
powiedział jej ostatnim razem i wrażenia, że również teraz kręcił się
gdzieś w pobliżu. To jedynie potęgowało jej irytację, zwłaszcza że
ostatnim, czego potrzebowała, było to, żeby ten cholerny demon próbował ją
dręczyć.
Gdziekolwiek jesteś, trzymaj się z daleka,
pomyślała z irytacją. Poradzę sobie
sama!
Nie była
zaskoczona tym, że nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
Piękna Ness rozdział tak jak i inne wspaniały. Jak mogłaś ten rozdział w tak ekscytującym momencie ���� hehe. Czekam z niecierpliwością tak jak i pewnie inny na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna część?? Bo ja już tutaj wariuję z niecierpliwości!!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam! :D Pisze się, zwiesiłam się trochę. Ostatnio łatwiej mi rysować, bo aktualnie się uczę... Ale postaram się szybko dokończyć i dodać!
UsuńNessa.
Czekam Czekam ;) Kocham czytać to co piszesz a w szczególności te opowiadania :)
OdpowiedzUsuń