24 sierpnia 2017

Dwieście trzydzieści sześć

Beatrycze
– Abonent czasowo niedostępny. Zostaw wiadomość po sygnale…
Zaklęła, po czym odrzuciła telefon na bok. Wciąż trzęsła się, dziwnie oszołomiona i wytrącona z równowagi o wiele bardziej, niż mogłaby przypuszczać. Machinalnie przycisnęła dłoń do ust, nie tyle porażona tym, że do tego wszystkiego mogłaby używać słów, które zdecydowanie nie były dla niej normą, ale chcąc powstrzymać się przed szlochem. Nie chciała płakać, zresztą nie była pewna, czy istniał jakikolwiek powód, by sobie na to pozwoliła. W gruncie rzeczy podejrzewała, że tak się to skończy, tym bardziej że Lawrence już od dłuższego czasu wydawał się wszystkich unikać.
Świetnie, więc kiedy przyszło co do czego, została sama. W tamtej chwili bardziej niż wcześniej miała wielką ochotę, żeby porządnie nieśmiertelnym potrząsnąć, a potem jasno dać mu do zrozumienia, co takiego sądziła o jego zachowaniu. Miała dziesiątki pytań, które pragnęła mu zadać, począwszy od tego, dlaczego zostawił ją akurat teraz. Och, potrzebowała go! Dawała mu to do zrozumienia już wcześniej, teraz z kolei… czuła się tak bardzo zagubiona i rozbita, a jakby tego było mało…
Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, bezskutecznie próbując się uspokoić. Na krótką chwilę zamknęła oczy, po czym wzięła kilka głębszych wdechów. W jakiś pokrętny sposób pomogło, chociaż wciąż czuła się pobudzona w stopniu wystarczającym, by zachowanie spokoju okazało się niemożliwe. Chciała coś zrobić, niezależnie od tego, czym mogłoby to być – z tym, że po raz kolejny wydawała się trwać w swego rodzaju impasie. Chciała tego czy nie, nie była pewna, co takiego mogłaby zrobić, byleby wyrwać się z tego dziwnego stanu.
Och, wszystko było nie tak! W pamięci wciąż miała cały kalejdoskop obrazów, których doświadczyła – wspomnień, które raz po raz wydawały się zamazywać w jej umyśle, chociaż nade wszystko pragnęła się zachować. Przecież i tak nie należą do ciebie, odezwał się cichy głosik w jej głowie, ale również ta świadomość nie sprawiła, że Beatrycze poczuła się jakkolwiek lepiej. Wręcz przeciwnie – samo to stwierdzenie wystarczyło, żeby kobietę przygnębić, wzbudzając w niej uczucia, których nawet nie potrafiła zrozumieć. Energicznie potrząsnęła głową, chcąc opędzić się od niechcianych myśli, ale z doświadczenia już wiedziała, że to i tak nie miało szansy okazać się pomoce. Za każdym razem coś było nie tak, ona zaś chcąc nie chcąc tkwiła w tym szaleństwie, czekając na coś, czego nawet nie potrafiła sprecyzować.
Teraz z kolei tkwiła w tym sama – zagubiona, pozbawiona pamięci i zdana na pomoc istoty, która z równym powodzeniem mogła okazać się jej zgubą.
Cóż, ewentualnie jednak prawdziwym mogło okazać się stwierdzenie, że postradała zmysły. Podejrzewała, że to też nie byłoby takim złym rozwiązaniem, nawet jeśli nie chciała dopuścić tej myśli do świadomości. To wszystko jawiło się Beatrycze jako zły, pokręcony sen – koszmar z którego nade wszystko chciała się obudzić, chociaż z jakiegoś powodu nie potrafiła.
Pukanie do drzwi skutecznie wytrąciło ją z równowagi. Aż wzdrygnęła się, po czym w pośpiechu poderwała na równe nogi, trzęsąc się i czując się niemalże tak, jakby ktoś w każdej chwili mógł ją zaatakować. Nerwowo powiodła wzrokiem dookoła, przez krótką chwilę spodziewając się zobaczyć kogoś, kto w najmniej spodziewanym momencie zdecydowałby się rzucić jej do gardła, szybko jednak uświadomiła sobie, że to idiotyczne przeczucie. Była sama, na dodatek w domu, w którym czuła się naprawdę bezpieczna, więc…
– Beatrycze? Hej, Beatrycze, jesteś tam?
Wypuściła powietrze ze świstem, bez trudu rozpoznając głos Camerona. Chociaż pytał, musiał doskonale wiedzieć, że znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki, ale i tak doceniła to, że nie próbował na nią naciskać. Podejrzewała, że gdyby z uporem milczała albo spróbowała go spławić, chłopak bez trudu by odpuścił, nie zamierzała jednak na to pozwolić. Jakby nie patrzeć, Cammy pozostawał jedną z osób, którym naprawdę ufała i na które przynajmniej do tej pory mogła liczyć.
– Ja… Oczywiście – odezwała się z opóźnieniem zdecydowanie zbyt znaczącym, by jej głos zabrzmiał naturalnie. Coś ścisnęło ją w gardle, więc odchrząknęła, jak najszybciej próbując doprowadzić się do porządku. – Wejdź, Cameron.
Drzwi otworzyły się prawie natychmiast, nie dając kobiecie szans na to, by sama zdecydowała się wpuścić wampira do środka. Nieśmiertelny przystanął w progu, po czym nerwowo powiódł wzrokiem dookoła, dopiero po chwili decydując się skoncentrować na niej wzrok. Po wyrazie jego twarzy trudno było stwierdzić, co takiego sobie myślał, Beatrycze jednak doświadczyła niejasnego przeczucia, że Cammy był zmartwiony. Nie potrafiła tego jednoznacznie określić, ale coś w spojrzeniu, którym obdarował ją przybysz, wystarczyło, by poczuła się naprawdę zaniepokojona.
– Wszystko w porządku?
Zawahała się, ostatecznie ograniczając do wzruszenia ramionami. Wciąż czuła nieprzyjemny ucisk w gardle, przez co nie ufała swojemu głosowi na tyle, żeby próbować się odezwać. Z uporem milczała, próbując zapanować nad mętlikiem w głowie i zrozumieć, jakie emocje tak naprawdę wzbudzało w niej pojawienie się Camerona. W tamtej chwili nade wszystko potrzebowała Lawrence’a, ale z drugiej strony…
Cammy z wolna podszedł bliżej, dosłownie lustrując ją wzrokiem i wydając się nad czymś intensywnie myśleć. Z opóźnieniem przeniosła na niego wzrok, mimowolnie zastanawiając nad tym, co i czy w ogóle powinna mu powiedzieć. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, kolejny raz czując uścisk w gardle. Wciąż była roztrzęsiona, chociaż tym razem przynajmniej nie odpłynęła, co zdarzyło się za pierwszym razem, kiedy w jakiś niepojęty dla siebie sposób zdecydowała się sięgnąć do wspomnień Ophelii.
Jej czy moich? Czym tak naprawdę jest to, co zobaczyłam…?, pomyślała nerwowo, wciąż nie będąc w stanie ot tak zapomnieć o tym, co dręczyło ją najbardziej. Potrzebowała odpowiedzi, te jednak nie nadchodziły, niezależne od tego, co i dlaczego próbowała zrobić.
Najgorsze w tym wszystkim pozostawało to, że nie miała nikogo, z kim mogłaby porozmawiać. Potrzebowała jakiejkolwiek osoby, która by ją wysłuchała, niezależnie od tego, czy miała szansę zrozumieć. Właśnie dlatego chciała skontaktować się z Lawrence’m, ten jednak z sobie tylko znanych powodów zdecydował się ją zostawić. Nie pojmowała tego, ale próbowała się nad tym nie zastanawiać, raz po raz powtarzając sobie, że to przynajmniej tymczasowo nie miało znaczenia. Chciała wierzyć, że L. miał jakiś konkretny plan, niezależnie od tego, jak bardzo komplikowane by się to wydawało.
– Beatrycze?
Westchnęła, po czym z opóźnieniem przeniosła wzrok na Camerona. Wyglądał na zmartwionego, co udzieliło się równiej jej, bo zdecydowanie nie chciała pozwolić na to, żeby zadręczał się z jej powodu.
– Cammy…? – Zawahała się, dopiero po chwili znajdując w sobie dość siły, by podjąć decyzję. Nie była pewna tego, co chciała zrobić, ale starała się o tym nie myśleć. – Czy… mogłabym ci coś powiedzieć?
Spojrzał na nią z powątpiewaniem, wyraźnie zaskoczony. Jeśli miała być ze sobą szczera, taka reakcja w najmniejszym stopniu jej nie dziwiła.
– Jasne, że tak – zapewnił pośpiesznie. Zaraz po tym lekko przekrzywił głowę, zupełnie jakby spojrzenie na nią pod innym kątem mogło pozwolić mu na wyciągnięcie dodatkowych wniosków. Nie miała pojęcia, co takiego w tamtej chwili chodziło mu po głowie, ale jakoś nie wątpiła w to, że z czystym sumieniem mogła mu zaufać. – Ale… Czy to znaczy, że jednak coś się stało? Chyba że martwisz się o Joce, ale…
– Nie, nie… – Energicznie potrząsnęła głową, żeby dodatkowo podkreślić swoje słowa. Cammy natychmiast zamilkł, już tylko obserwując ją w pytający, wyraźnie zagubiony sposób. Martwiła go, chociaż przynajmniej nie próbował tego komentować, dając jej czas na zebranie myśli i podjęcie decyzji. – Widziałam, co się stało. I wierzę, że nic jej nie będzie… Prawda? – dodała, nie mogąc się powstrzymać. Jakby nie było, w pamięci wciąż miała tę dziwną postać, która nachylała się nad dziewczyną na chwilę przed pojawieniem się Marco.
– Oczywiście, że nie. – W tonie Camerona wyczuła wystarczającą pewność siebie, by mogła uwierzyć w jego zapewnienia. Z wolna skinęła głowa, mimo wszystko uspokojona. Właśnie tego potrzebowała, żeby poczuć się lepiej. – Więc? O czym chciałaś rozmawiać?
Westchnęła, nagle zaczynając mieć wątpliwości co do tego, czy faktycznie powinna mu się zwierzać. Chciała tego, tym bardziej że milczenie powoli zaczynało doprowadzać ją do szału, ale z drugiej strony… Och, nie miała pewności, czy wtajemniczanie go we wszystko, co ją dręczyło, było najlepszym pomysłem. Na dłuższą chwilę zamilkła, próbując skupić się na sobie i wychwycić jakiekolwiek oznaki tego, że Ciemność nie chciała, żeby posunęła się aż tak daleko, jednak odpowiedziała jej cisza.
Och, a czego się spodziewałaś? Może faktycznie zaczynasz tracić zmysły, odezwał się cichy głosik w jej głowie. Przez ułamek sekundy miała ochotę ukryć twarz w dłoniach i mruknąć coś w odpowiedzi, ale powstrzymała się, aż nazbyt świadoma, że Cammy wciąż siedział tuż obok niej. Już i tak wydawał się zmartwiony, więc dawanie mu kolejnych powodów do niepokoju zdecydowanie nie wchodziło w grę. Nie chciała nawet brać tego pod uwagę, raz po raz powtarzając sobie, że to nie miało sensu. Cokolwiek się działo, dotyczyło niej i wyłącznie na tym zamierzała się skoncentrować.
Może jednak popełniała błąd. Milczenie wydawało się bezpieczniejsze, poza tym…
– Beatrycze? – odezwał się ponownie chłopak. Drgnęła, kiedy bez jakiegokolwiek ostrzeżenia chwycił ją za nadgarstki, tym samym skutecznie zwracając na siebie uwagę kobiety. Spojrzała na niego w nieco oszołomiony sposób, nawet nie próbując kryć tego, że czuła się rozkojarzona. – Słuchasz mnie w ogóle? Co takiego chciałaś mi powiedzieć? – drążył, ale kobieta jedynie pokręciła głową.
– Ja… To już nieistotne – stwierdziła, siląc się na obojętność. – Zapomnij.
Jedynie prychnął, jakimś cudem jeszcze bardziej zmartwiony, chociaż nie sądziła, że to w ogóle możliwe.
– Żartujesz sobie? – obruszył się. – Teraz tym bardziej nie zamierzam odpuścić. Co się stało? – ponowił wcześniejsze pytanie, tym razem wypowiadając je na tyle stanowczo, by zorientowała się, że zignorowanie go zdecydowanie nie wchodziło w grę.
Cholera…
Rzadko przeklinała, ale w tamtej chwili naprawdę miała na to ochotę. Wiedziała, że mogła winić wyłącznie siebie za to, że Cameron zaczął się nią interesować, ale i tak poczuła się osaczona. W jakimś stopniu wciąż chciała mu się zwierzyć, ale z jakiegoś powodu ta perspektywa ją niepokoiła. Nie miała wątpliwości co do tego, że najpewniej by nie zrozumiał, a tego nie chciała. Nie tyle martwiła się tym, że mógłby spojrzeć na nią jak na idiotkę, bo przecież już od dłuższego czasu zachowywała się nielogicznie. Zdecydowanie bardziej niepokoił ją fakt, że mogłaby ściągnąć na niego niebezpieczeństwo, chociaż i tych obaw nie potrafiła jednoznacznie sprecyzować. Wiedziała jedynie, że jeśli wszystko faktycznie miało jakiś związek z Ciemnością, zdecydowanie nie mogło nieść ze sobą niczego dobrego.
Słodka bogini, to wydawało się aż do tego stopnia skomplikowane… Zwłaszcza myśląc o tym w tamtej chwili i próbując znaleźć odpowiednie słowa na wyjaśnienie sytuacji komuś innemu, zdała sobie sprawę, jak bardzo chaotyczne wydawało się to, co działo się wokół niej. Niespokojnie wodziła wzrokiem na prawo i lewo, próbując dostrzec coś, co mogłaby uznać jako znak albo inny rodzaj sugestii co do tego, co powinna zrobić, ale to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby tego oczekiwać. Mogła co najwyżej siedzieć na łóżku i trzęść się, co samo w sobie musiało niepokoić wciąż obserwującego ją Camerona.
– Ja… – zaczęła z wahaniem. Chwilę jeszcze walczyła ze sobą, próbując wymyślić jakaś sensowną wymówkę, szybko jednak zorientowała się, że to i tak nie miało znaczenia. – Czy wierzysz w to, że… nie wszystkie sny są po prostu snami? – wyrzuciła z siebie a wydechu, nie dając sobie szansy na dalsze wątpliwości.
Zamarła, niespokojnie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. W duchu odliczała kolejne sekundy, gotowa przysiąc, że cisza ciągnęła się w nieskończoność, chociaż to wydawało się niemożliwe. Nie była pewna na co tak naprawdę czekała, ale nie chciała się nad tym zastanawiać, raz po raz powtarzając sobie, że to nie ma znaczenia. Nie powinno, prawda? Chciała przynajmniej spróbować uwierzyć w to, że taka jest prawda – i że niezależnie od wszystkiego nie miała powodów, by się martwić. Przecież nie mogło być gorzej, prawda? Co więcej, ufała Cameronowi, a skoro tak…
– Co to za pytanie? – rzucił niemalże pogodnym tonem, skutecznie ją zaskakując. Uniosła brwi, nie kryjąc konsternacji i tego, że jego reakcja jeszcze bardziej wytrąciła ją z równowagi. – Jasne, że wierzę. Zapomniałaś, co takiego robią Gabriel i Alessia? – dodał, a ona westchnęła, przez krótką chwilę mając ochotę nerwowo się zaśmiać.
– Kontrolują sny – przyznała z wahaniem.
Dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej? Co prawda nie miała okazji doświadczyć działania darów tej dwójki na własnej skórze, ale wiedziała dość, by potrafić nazwać ich umiejętności. Przecież wielokrotnie rozmawiała z Lawrence’m na temat darów, próbując dowiedzieć się jak najwięcej o tych, których podobno powinna uznawać za rodzinę. Tak czy inaczej, patrząc przez pryzmat zdolności telepatów i umiejętności, którymi dysponowali Alessia i Damien, jej pytanie w istocie wydawało się błahe i porażająco wręcz naiwne.
Wypuściła powietrze ze świstem, próbując się uspokoić. Spojrzenie wbiła w przestrzeń, intensywnie zastanawiając się nad tym, czy faktycznie rozwiązanie mogło okazać się takie proste. Ktoś mieszał jej w głowie, zmieniając sny, kiedy nie była tego świadoma? Wcześniej nie brała tego pod uwagę, ale myśląc nad tym z perspektywy czasu, uświadomiła sobie, że to jak najbardziej prawdopodobne. Sęk w tym, że jakkolwiek by nie było, wciąż nie potrafiła wytłumaczyć kto i dlaczego miałby posunąć się do czegoś takiego. Co więcej, jeśli w grę faktycznie wchodziła Ciemność, to czy jakiekolwiek znaczenie miało to, co i dlaczego działo się wokół niej? Nie chciała się nad tym zastanawiać, tak jak i nie chciała brać pod uwagę tego, że ktokolwiek prócz niej miałby być w niebezpieczeństwie.
– Coś jest nie tak? – Głos Camerona skutecznie sprowadził ją na ziemię. Zamrugała, po czym w pośpiechu przeniosła wzrok na wampira, uprzytomniając sobie, że kolejny raz milczała zdecydowanie zbyt długo, by wydało się to naturalne. – Dlaczego pytasz mnie o sny? Beatrycze, na litość bogini…
– Nie jestem pewna – przyznała niechętnie.
Spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, nagle zawstydzona i dziwnie zmieszana. Nie chciała go okłamywać, ale z drugiej strony… Cóż, być może właśnie to powinna zrobić.
– Nie jesteś pewna… – powtórzył z powątpiewaniem Cammy. Zawahał się, przez kilka następnych sekund wydając się nad czymś intensywnie myśleć, a może po prostu czekając na jakąkolwiek oznakę tego, że zamierzała rozwinąć swoją myśl. Ostatecznie westchnął, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że tak naprawdę nie ma na co liczyć. – W porządku, skoro tak twierdzisz, ale…
– Ale co? – zaniepokoiła się, kiedy to on urwał, pozostawiając ją w niepewności.
Zacisnęła usta w wąską linijkę, niecierpliwie czekając na jakąkolwiek oznakę tego, że jednak go uraziła. W tamtej chwili sama już nie była pewna, co i dlaczego powinna zrobić, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że niezależnie od decyzji, którą by podjęła, zawsze doprowadziłaby do tego, że ktoś będzie cierpiał. Nie chciała tego, zresztą tak jak i wielu innych rzeczy, które ostatecznie tak czy inaczej miały miejsce. To wszystko wydawało się zdecydowanie zbyt skomplikowane, poza tym…
Ach, to po prostu nie miało sensu!
– Zastanawiam się, czy faktycznie chcesz rozmawiać ze mną – wyjaśnił ze spokojem Cammy, bynajmniej nie sprawiając wrażenia kogoś urażonego taką perspektywą. – Jeśli tak, po prostu mi powiedz. To w porządku, naprawdę.
– Ja…
Nerwowo przygryzła dolną wargę, niezdolna ot tak udzielić mu odpowiedzi. Czego tak naprawdę chciała? Nie miała pojęcia, to zresztą wydawało się najmniej istotne w tamtej chwili. Przynajmniej próbowała przekonać samą siebie, że taka jest prawda – i że wycofanie się faktycznie mogłoby rozwiązać przynajmniej kilka problemów.
– Bez pośpiechu, tak sądzę – stwierdził cicho Cameron. – Chodzi o Lawrence’a, nie? Od jakiegoś czasu go nie widuję…
– Ja też nie – stwierdziła zgodnie z prawdą.
Wampir uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony.
– Hm… To mogłoby wszystko tłumaczyć – zauważył w zamyśleniu. – Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie żebym chciał mieszać się w wasze sprawy, ale… Och, sama rozumiesz. – Wzruszył ramionami. – On jest względem ciebie taki zaborczy, że to naprawdę dziwne.
Skinęła głowa, aż nazbyt świadoma, co takiego miał na myśli. Co więcej, uświadomiła sobie, że Cammy w mniej lub bardziej świadomy sposób dawał jej możliwość na zrezygnowanie z dalszej rozmowy, co samo w sobie wydało się kobiecie kuszące. Gdyby tylko chciało, mogłaby przystać na to, co jej sugerował, tym samym skutecznie kończąc rozmowę. Udawanie, że w rzeczywistości przejmowała się nieobecnością Lawrence’a, nie było takie dalekie od rzeczywsitości, nie wspominając o tym, że jawiło się jako dość wygodna, prosta do wykorzystania wymówka. Nawet nie musiałaby kłamać, a to też wydawało się istotne i…
Kogo tak naprawdę próbujesz oszukać, co?
Spuściła wzrok, przygnębiona. Wiedziała przecież, że ucieczka w rzeczywistości nie niosła ze sobą niczego dobrego, a skoro tak…
– To… bardziej skomplikowane – powiedziała w końcu. – O wiele bardziej… I nie jestem pewna, jak powinnam ci to wytłumaczyć, żebyś nie uznał mnie za wariatkę.
Po jej słowach zapanowała wymowna, przenikliwa cisza. Czuła, że Cammy wciąż ją obserwował, chociaż sama nie miała odwagi na niego spojrzeć. W duchu odliczała kolejne sekundy, mając wrażenie, że w rzeczywistości czas stanął w miejscu. Oddychała szybko i płytko, niecierpliwie czekając na jakąkolwiek reakcję, chociaż zaczynała szczerze wątpić w to, że w końcu jakąś otrzyma. Jeśli Cameron jednak się na nią zdenerwował albo miał dość tego, że do tego stopnia próbowała kluczyć, wtedy…
– Jak bardzo skomplikowane? – zapytał w końcu.
Wypuściła powietrze ze świstem, czując jak z miejsca schodzi z niej całe napięcie. Coś w tym pytaniu sprawiło, że zdołała się rozluźnić, chociaż nie przypuszczała, że to w ogóle możliwe. Nie zmieniało to jednak faktu, że sposób w jaki zwracał się do niej Cameron – łagodny, cierpliwi i wciąż nad wyraz uprzejmy – miał w sobie coś wyjątkowo kojącego.
– Nie jestem pewna – powtórzyła, a Cammy wymownie wywrócił oczami. – Śnię o czymś, co nie daje mi spokoju… I wiem, że to nie są zwykłe sny, ale… – Beatrycze zawahała się. Kwestia tego, co widywała od pierwszego dnia swojego istnienia, wydawała się najbardziej błaha ze wszystkich. – Może to wspomnienia, ale czuję, że to coś więcej. Widzę miejsce, które bardzo chcę się odnaleźć, ale… – Urwała, po czym zaśmiała się niemalże histeryczny sposób. – Pogoń za snem. To głupie, prawda? Tak bardzo głupie i…
– Co to za miejsce?
Zamilkła, by w następnej sekundzie spojrzeć na chłopaka w pełen wątpliwości sposób. Co z tego, że opisze mu swoje sny, skoro to niczego nie zmieni.
– Dom – powiedziała w końcu. – Za każdym razem widzę ten sam dom, ale… Och, nie jestem w stanie go rozpoznać. Wiem jedynie, że musi gdzieś być… I że powinnam się tam znaleźć. – Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, kolejny raz wbijając wzrok w bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni. – Ten dom mnie wzywa. Brzmi dziwnie, prawda?
Nawet jeśli sądził podobnie, zachował tę uwagę dla siebie. W zamian w zamyśleniu pokiwał głową, po czym w końcu zdecydował się odezwać.
– Pozwól mi go zobaczyć – zasugerował ze spokojem. Poderwała głowę, co najmniej zaskoczona jego słowami. – Pokaż mi swój sen, w porządku? Może to sprawi, że poczujesz się przynajmniej trochę lepiej – zasugerował, a Beatrycze z westchnieniem skinęła głową.
Nie miała pewności, czy to miało jakąkolwiek rację bytu, ale z dwojga złego wszystko wydawało się lepsze.
Cokolwiek, byleby przestała trwać w tym sama.

2 komentarze:

  1. Świetnie piszesz!! Jesteś cudowna i niesamowita. Błagam nie przestawaj pisać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ^^
      Dziękuję bardzo za miłe słowa! Spokojnie, nie zamierzam przestać. Kolejny rozdział już się pisze, więc bez obaw :3
      Pozdrawiam!

      Nessa.

      Usuń









After We Fall
stories by Nessa