Beatrycze
– Abonent czasowo niedostępny.
Zostaw wiadomość po sygnale…
Zaklęła, po
czym odrzuciła telefon na bok. Wciąż trzęsła się, dziwnie oszołomiona i wytrącona
z równowagi o wiele bardziej, niż mogłaby przypuszczać. Machinalnie
przycisnęła dłoń do ust, nie tyle porażona tym, że do tego wszystkiego mogłaby
używać słów, które zdecydowanie nie były dla niej normą, ale chcąc powstrzymać
się przed szlochem. Nie chciała płakać, zresztą nie była pewna, czy istniał
jakikolwiek powód, by sobie na to pozwoliła. W gruncie rzeczy
podejrzewała, że tak się to skończy, tym bardziej że Lawrence już od dłuższego
czasu wydawał się wszystkich unikać.
Świetnie,
więc kiedy przyszło co do czego, została sama. W tamtej chwili bardziej
niż wcześniej miała wielką ochotę, żeby porządnie nieśmiertelnym potrząsnąć, a potem
jasno dać mu do zrozumienia, co takiego sądziła o jego zachowaniu. Miała
dziesiątki pytań, które pragnęła mu zadać, począwszy od tego, dlaczego zostawił
ją akurat teraz. Och, potrzebowała go! Dawała mu to do zrozumienia już
wcześniej, teraz z kolei… czuła się tak bardzo zagubiona i rozbita, a jakby
tego było mało…
Nerwowo
zacisnęła dłonie w pięści, bezskutecznie próbując się uspokoić. Na krótką
chwilę zamknęła oczy, po czym wzięła kilka głębszych wdechów. W jakiś
pokrętny sposób pomogło, chociaż wciąż czuła się pobudzona w stopniu
wystarczającym, by zachowanie spokoju okazało się niemożliwe. Chciała coś
zrobić, niezależnie od tego, czym mogłoby to być – z tym, że po raz
kolejny wydawała się trwać w swego rodzaju impasie. Chciała tego czy nie,
nie była pewna, co takiego mogłaby zrobić, byleby wyrwać się z tego
dziwnego stanu.
Och,
wszystko było nie tak! W pamięci wciąż miała cały kalejdoskop obrazów,
których doświadczyła – wspomnień, które raz po raz wydawały się zamazywać w jej
umyśle, chociaż nade wszystko pragnęła się zachować. Przecież i tak nie należą do ciebie, odezwał się cichy głosik w jej
głowie, ale również ta świadomość nie sprawiła, że Beatrycze poczuła się
jakkolwiek lepiej. Wręcz przeciwnie – samo to stwierdzenie wystarczyło, żeby
kobietę przygnębić, wzbudzając w niej uczucia, których nawet nie potrafiła
zrozumieć. Energicznie potrząsnęła głową, chcąc opędzić się od niechcianych
myśli, ale z doświadczenia już wiedziała, że to i tak nie miało
szansy okazać się pomoce. Za każdym razem coś było nie tak, ona zaś chcąc nie
chcąc tkwiła w tym szaleństwie, czekając na coś, czego nawet nie potrafiła
sprecyzować.
Teraz z kolei
tkwiła w tym sama – zagubiona, pozbawiona pamięci i zdana na pomoc
istoty, która z równym powodzeniem mogła okazać się jej zgubą.
Cóż,
ewentualnie jednak prawdziwym mogło okazać się stwierdzenie, że postradała
zmysły. Podejrzewała, że to też nie byłoby takim złym rozwiązaniem, nawet jeśli
nie chciała dopuścić tej myśli do świadomości. To wszystko jawiło się Beatrycze
jako zły, pokręcony sen – koszmar z którego nade wszystko chciała się
obudzić, chociaż z jakiegoś powodu nie potrafiła.
Pukanie do
drzwi skutecznie wytrąciło ją z równowagi. Aż wzdrygnęła się, po czym w pośpiechu
poderwała na równe nogi, trzęsąc się i czując się niemalże tak, jakby ktoś
w każdej chwili mógł ją zaatakować. Nerwowo powiodła wzrokiem dookoła,
przez krótką chwilę spodziewając się zobaczyć kogoś, kto w najmniej
spodziewanym momencie zdecydowałby się rzucić jej do gardła, szybko jednak
uświadomiła sobie, że to idiotyczne przeczucie. Była sama, na dodatek w domu,
w którym czuła się naprawdę bezpieczna, więc…
–
Beatrycze? Hej, Beatrycze, jesteś tam?
Wypuściła
powietrze ze świstem, bez trudu rozpoznając głos Camerona. Chociaż pytał, musiał
doskonale wiedzieć, że znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki, ale i tak
doceniła to, że nie próbował na nią naciskać. Podejrzewała, że gdyby z uporem
milczała albo spróbowała go spławić, chłopak bez trudu by odpuścił, nie
zamierzała jednak na to pozwolić. Jakby nie patrzeć, Cammy pozostawał jedną z osób,
którym naprawdę ufała i na które przynajmniej do tej pory mogła liczyć.
– Ja…
Oczywiście – odezwała się z opóźnieniem zdecydowanie zbyt znaczącym, by
jej głos zabrzmiał naturalnie. Coś ścisnęło ją w gardle, więc
odchrząknęła, jak najszybciej próbując doprowadzić się do porządku. – Wejdź,
Cameron.
Drzwi
otworzyły się prawie natychmiast, nie dając kobiecie szans na to, by sama
zdecydowała się wpuścić wampira do środka. Nieśmiertelny przystanął w progu,
po czym nerwowo powiódł wzrokiem dookoła, dopiero po chwili decydując się
skoncentrować na niej wzrok. Po wyrazie jego twarzy trudno było stwierdzić, co
takiego sobie myślał, Beatrycze jednak doświadczyła niejasnego przeczucia, że
Cammy był zmartwiony. Nie potrafiła tego jednoznacznie określić, ale coś w spojrzeniu,
którym obdarował ją przybysz, wystarczyło, by poczuła się naprawdę
zaniepokojona.
– Wszystko w porządku?
Zawahała
się, ostatecznie ograniczając do wzruszenia ramionami. Wciąż czuła nieprzyjemny
ucisk w gardle, przez co nie ufała swojemu głosowi na tyle, żeby próbować
się odezwać. Z uporem milczała, próbując zapanować nad mętlikiem w głowie
i zrozumieć, jakie emocje tak naprawdę wzbudzało w niej pojawienie
się Camerona. W tamtej chwili nade wszystko potrzebowała Lawrence’a, ale z drugiej
strony…
Cammy z wolna
podszedł bliżej, dosłownie lustrując ją wzrokiem i wydając się nad czymś
intensywnie myśleć. Z opóźnieniem przeniosła na niego wzrok, mimowolnie
zastanawiając nad tym, co i czy w ogóle powinna mu powiedzieć.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, kolejny raz czując uścisk w gardle.
Wciąż była roztrzęsiona, chociaż tym razem przynajmniej nie odpłynęła, co
zdarzyło się za pierwszym razem, kiedy w jakiś niepojęty dla siebie sposób
zdecydowała się sięgnąć do wspomnień Ophelii.
Jej czy moich? Czym tak naprawdę jest to, co
zobaczyłam…?, pomyślała nerwowo, wciąż nie będąc w stanie ot tak
zapomnieć o tym, co dręczyło ją najbardziej. Potrzebowała odpowiedzi, te
jednak nie nadchodziły, niezależne od tego, co i dlaczego próbowała
zrobić.
Najgorsze w tym
wszystkim pozostawało to, że nie miała nikogo, z kim mogłaby porozmawiać.
Potrzebowała jakiejkolwiek osoby, która by ją wysłuchała, niezależnie od tego,
czy miała szansę zrozumieć. Właśnie dlatego chciała skontaktować się z Lawrence’m,
ten jednak z sobie tylko znanych powodów zdecydował się ją zostawić. Nie
pojmowała tego, ale próbowała się nad tym nie zastanawiać, raz po raz
powtarzając sobie, że to przynajmniej tymczasowo nie miało znaczenia. Chciała
wierzyć, że L. miał jakiś konkretny plan, niezależnie od tego, jak bardzo
komplikowane by się to wydawało.
–
Beatrycze?
Westchnęła,
po czym z opóźnieniem przeniosła wzrok na Camerona. Wyglądał na
zmartwionego, co udzieliło się równiej jej, bo zdecydowanie nie chciała
pozwolić na to, żeby zadręczał się z jej powodu.
– Cammy…? –
Zawahała się, dopiero po chwili znajdując w sobie dość siły, by podjąć
decyzję. Nie była pewna tego, co chciała zrobić, ale starała się o tym nie
myśleć. – Czy… mogłabym ci coś powiedzieć?
Spojrzał na
nią z powątpiewaniem, wyraźnie zaskoczony. Jeśli miała być ze sobą
szczera, taka reakcja w najmniejszym stopniu jej nie dziwiła.
– Jasne, że
tak – zapewnił pośpiesznie. Zaraz po tym lekko przekrzywił głowę, zupełnie
jakby spojrzenie na nią pod innym kątem mogło pozwolić mu na wyciągnięcie
dodatkowych wniosków. Nie miała pojęcia, co takiego w tamtej chwili
chodziło mu po głowie, ale jakoś nie wątpiła w to, że z czystym
sumieniem mogła mu zaufać. – Ale… Czy to znaczy, że jednak coś się stało? Chyba
że martwisz się o Joce, ale…
– Nie, nie…
– Energicznie potrząsnęła głową, żeby dodatkowo podkreślić swoje słowa. Cammy
natychmiast zamilkł, już tylko obserwując ją w pytający, wyraźnie
zagubiony sposób. Martwiła go, chociaż przynajmniej nie próbował tego
komentować, dając jej czas na zebranie myśli i podjęcie decyzji. –
Widziałam, co się stało. I wierzę, że nic jej nie będzie… Prawda? –
dodała, nie mogąc się powstrzymać. Jakby nie było, w pamięci wciąż miała
tę dziwną postać, która nachylała się nad dziewczyną na chwilę przed
pojawieniem się Marco.
–
Oczywiście, że nie. – W tonie Camerona wyczuła wystarczającą pewność
siebie, by mogła uwierzyć w jego zapewnienia. Z wolna skinęła głowa,
mimo wszystko uspokojona. Właśnie tego potrzebowała, żeby poczuć się lepiej. –
Więc? O czym chciałaś rozmawiać?
Westchnęła,
nagle zaczynając mieć wątpliwości co do tego, czy faktycznie powinna mu się
zwierzać. Chciała tego, tym bardziej że milczenie powoli zaczynało doprowadzać
ją do szału, ale z drugiej strony… Och, nie miała pewności, czy
wtajemniczanie go we wszystko, co ją dręczyło, było najlepszym pomysłem. Na
dłuższą chwilę zamilkła, próbując skupić się na sobie i wychwycić
jakiekolwiek oznaki tego, że Ciemność nie chciała, żeby posunęła się aż tak
daleko, jednak odpowiedziała jej cisza.
Och, a czego się spodziewałaś? Może
faktycznie zaczynasz tracić zmysły, odezwał się cichy głosik w jej
głowie. Przez ułamek sekundy miała ochotę ukryć twarz w dłoniach i mruknąć
coś w odpowiedzi, ale powstrzymała się, aż nazbyt świadoma, że Cammy wciąż
siedział tuż obok niej. Już i tak wydawał się zmartwiony, więc dawanie mu
kolejnych powodów do niepokoju zdecydowanie nie wchodziło w grę. Nie
chciała nawet brać tego pod uwagę, raz po raz powtarzając sobie, że to nie
miało sensu. Cokolwiek się działo, dotyczyło niej i wyłącznie na tym
zamierzała się skoncentrować.
Może jednak
popełniała błąd. Milczenie wydawało się bezpieczniejsze, poza tym…
–
Beatrycze? – odezwał się ponownie chłopak. Drgnęła, kiedy bez jakiegokolwiek
ostrzeżenia chwycił ją za nadgarstki, tym samym skutecznie zwracając na siebie
uwagę kobiety. Spojrzała na niego w nieco oszołomiony sposób, nawet nie
próbując kryć tego, że czuła się rozkojarzona. – Słuchasz mnie w ogóle? Co
takiego chciałaś mi powiedzieć? – drążył, ale kobieta jedynie pokręciła głową.
– Ja… To już
nieistotne – stwierdziła, siląc się na obojętność. – Zapomnij.
Jedynie
prychnął, jakimś cudem jeszcze bardziej zmartwiony, chociaż nie sądziła, że to w ogóle
możliwe.
– Żartujesz
sobie? – obruszył się. – Teraz tym bardziej nie zamierzam odpuścić. Co się
stało? – ponowił wcześniejsze pytanie, tym razem wypowiadając je na tyle
stanowczo, by zorientowała się, że zignorowanie go zdecydowanie nie wchodziło w grę.
Cholera…
Rzadko
przeklinała, ale w tamtej chwili naprawdę miała na to ochotę. Wiedziała,
że mogła winić wyłącznie siebie za to, że Cameron zaczął się nią interesować,
ale i tak poczuła się osaczona. W jakimś stopniu wciąż chciała mu się
zwierzyć, ale z jakiegoś powodu ta perspektywa ją niepokoiła. Nie miała
wątpliwości co do tego, że najpewniej by nie zrozumiał, a tego nie
chciała. Nie tyle martwiła się tym, że mógłby spojrzeć na nią jak na idiotkę,
bo przecież już od dłuższego czasu zachowywała się nielogicznie. Zdecydowanie
bardziej niepokoił ją fakt, że mogłaby ściągnąć na niego niebezpieczeństwo,
chociaż i tych obaw nie potrafiła jednoznacznie sprecyzować. Wiedziała
jedynie, że jeśli wszystko faktycznie miało jakiś związek z Ciemnością,
zdecydowanie nie mogło nieść ze sobą niczego dobrego.
Słodka
bogini, to wydawało się aż do tego stopnia skomplikowane… Zwłaszcza myśląc o tym
w tamtej chwili i próbując znaleźć odpowiednie słowa na wyjaśnienie
sytuacji komuś innemu, zdała sobie sprawę, jak bardzo chaotyczne wydawało się
to, co działo się wokół niej. Niespokojnie wodziła wzrokiem na prawo i lewo,
próbując dostrzec coś, co mogłaby uznać jako znak albo inny rodzaj sugestii co
do tego, co powinna zrobić, ale to okazało się o wiele trudniejsze,
aniżeli mogłaby tego oczekiwać. Mogła co najwyżej siedzieć na łóżku i trzęść
się, co samo w sobie musiało niepokoić wciąż obserwującego ją Camerona.
– Ja… –
zaczęła z wahaniem. Chwilę jeszcze walczyła ze sobą, próbując wymyślić
jakaś sensowną wymówkę, szybko jednak zorientowała się, że to i tak nie
miało znaczenia. – Czy wierzysz w to, że… nie wszystkie sny są po prostu
snami? – wyrzuciła z siebie a wydechu, nie dając sobie szansy na
dalsze wątpliwości.
Zamarła,
niespokojnie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. W duchu odliczała kolejne
sekundy, gotowa przysiąc, że cisza ciągnęła się w nieskończoność, chociaż
to wydawało się niemożliwe. Nie była pewna na co tak naprawdę czekała, ale nie
chciała się nad tym zastanawiać, raz po raz powtarzając sobie, że to nie ma
znaczenia. Nie powinno, prawda? Chciała przynajmniej spróbować uwierzyć w to,
że taka jest prawda – i że niezależnie od wszystkiego nie miała powodów,
by się martwić. Przecież nie mogło być gorzej, prawda? Co więcej, ufała
Cameronowi, a skoro tak…
– Co to za
pytanie? – rzucił niemalże pogodnym tonem, skutecznie ją zaskakując. Uniosła
brwi, nie kryjąc konsternacji i tego, że jego reakcja jeszcze bardziej
wytrąciła ją z równowagi. – Jasne, że wierzę. Zapomniałaś, co takiego
robią Gabriel i Alessia? – dodał, a ona westchnęła, przez krótką
chwilę mając ochotę nerwowo się zaśmiać.
–
Kontrolują sny – przyznała z wahaniem.
Dlaczego
nie pomyślała o tym wcześniej? Co prawda nie miała okazji doświadczyć
działania darów tej dwójki na własnej skórze, ale wiedziała dość, by potrafić
nazwać ich umiejętności. Przecież wielokrotnie rozmawiała z Lawrence’m na
temat darów, próbując dowiedzieć się jak najwięcej o tych, których podobno
powinna uznawać za rodzinę. Tak czy inaczej, patrząc przez pryzmat zdolności
telepatów i umiejętności, którymi dysponowali Alessia i Damien, jej
pytanie w istocie wydawało się błahe i porażająco wręcz naiwne.
Wypuściła
powietrze ze świstem, próbując się uspokoić. Spojrzenie wbiła w przestrzeń,
intensywnie zastanawiając się nad tym, czy faktycznie rozwiązanie mogło okazać
się takie proste. Ktoś mieszał jej w głowie, zmieniając sny, kiedy nie
była tego świadoma? Wcześniej nie brała tego pod uwagę, ale myśląc nad tym z perspektywy
czasu, uświadomiła sobie, że to jak najbardziej prawdopodobne. Sęk w tym,
że jakkolwiek by nie było, wciąż nie potrafiła wytłumaczyć kto i dlaczego
miałby posunąć się do czegoś takiego. Co więcej, jeśli w grę faktycznie
wchodziła Ciemność, to czy jakiekolwiek znaczenie miało to, co i dlaczego
działo się wokół niej? Nie chciała się nad tym zastanawiać, tak jak i nie
chciała brać pod uwagę tego, że ktokolwiek prócz niej miałby być w niebezpieczeństwie.
– Coś jest
nie tak? – Głos Camerona skutecznie sprowadził ją na ziemię. Zamrugała, po czym
w pośpiechu przeniosła wzrok na wampira, uprzytomniając sobie, że kolejny
raz milczała zdecydowanie zbyt długo, by wydało się to naturalne. – Dlaczego
pytasz mnie o sny? Beatrycze, na litość bogini…
– Nie
jestem pewna – przyznała niechętnie.
Spojrzał na
nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok,
nagle zawstydzona i dziwnie zmieszana. Nie chciała go okłamywać, ale z drugiej
strony… Cóż, być może właśnie to powinna zrobić.
– Nie
jesteś pewna… – powtórzył z powątpiewaniem Cammy. Zawahał się, przez kilka
następnych sekund wydając się nad czymś intensywnie myśleć, a może po
prostu czekając na jakąkolwiek oznakę tego, że zamierzała rozwinąć swoją myśl.
Ostatecznie westchnął, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że tak naprawdę nie
ma na co liczyć. – W porządku, skoro tak twierdzisz, ale…
– Ale co? –
zaniepokoiła się, kiedy to on urwał, pozostawiając ją w niepewności.
Zacisnęła
usta w wąską linijkę, niecierpliwie czekając na jakąkolwiek oznakę tego,
że jednak go uraziła. W tamtej chwili sama już nie była pewna, co i dlaczego
powinna zrobić, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że niezależnie od decyzji, którą
by podjęła, zawsze doprowadziłaby do tego, że ktoś będzie cierpiał. Nie chciała
tego, zresztą tak jak i wielu innych rzeczy, które ostatecznie tak czy
inaczej miały miejsce. To wszystko wydawało się zdecydowanie zbyt
skomplikowane, poza tym…
Ach, to po
prostu nie miało sensu!
–
Zastanawiam się, czy faktycznie chcesz rozmawiać ze mną – wyjaśnił ze spokojem
Cammy, bynajmniej nie sprawiając wrażenia kogoś urażonego taką perspektywą. –
Jeśli tak, po prostu mi powiedz. To w porządku, naprawdę.
– Ja…
Nerwowo
przygryzła dolną wargę, niezdolna ot tak udzielić mu odpowiedzi. Czego tak
naprawdę chciała? Nie miała pojęcia, to zresztą wydawało się najmniej istotne w tamtej
chwili. Przynajmniej próbowała przekonać samą siebie, że taka jest prawda – i że
wycofanie się faktycznie mogłoby rozwiązać przynajmniej kilka problemów.
– Bez
pośpiechu, tak sądzę – stwierdził cicho Cameron. – Chodzi o Lawrence’a,
nie? Od jakiegoś czasu go nie widuję…
– Ja też
nie – stwierdziła zgodnie z prawdą.
Wampir
uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony.
– Hm… To
mogłoby wszystko tłumaczyć – zauważył w zamyśleniu. – Tak mi się
przynajmniej wydaje. Nie żebym chciał mieszać się w wasze sprawy, ale…
Och, sama rozumiesz. – Wzruszył ramionami. – On jest względem ciebie taki
zaborczy, że to naprawdę dziwne.
Skinęła
głowa, aż nazbyt świadoma, co takiego miał na myśli. Co więcej, uświadomiła
sobie, że Cammy w mniej lub bardziej świadomy sposób dawał jej możliwość
na zrezygnowanie z dalszej rozmowy, co samo w sobie wydało się
kobiecie kuszące. Gdyby tylko chciało, mogłaby przystać na to, co jej
sugerował, tym samym skutecznie kończąc rozmowę. Udawanie, że w rzeczywistości
przejmowała się nieobecnością Lawrence’a, nie było takie dalekie od rzeczywsitości,
nie wspominając o tym, że jawiło się jako dość wygodna, prosta do
wykorzystania wymówka. Nawet nie musiałaby kłamać, a to też wydawało się
istotne i…
Kogo tak naprawdę próbujesz oszukać, co?
Spuściła
wzrok, przygnębiona. Wiedziała przecież, że ucieczka w rzeczywistości nie
niosła ze sobą niczego dobrego, a skoro tak…
– To…
bardziej skomplikowane – powiedziała w końcu. – O wiele bardziej… I nie
jestem pewna, jak powinnam ci to wytłumaczyć, żebyś nie uznał mnie za wariatkę.
Po jej
słowach zapanowała wymowna, przenikliwa cisza. Czuła, że Cammy wciąż ją
obserwował, chociaż sama nie miała odwagi na niego spojrzeć. W duchu
odliczała kolejne sekundy, mając wrażenie, że w rzeczywistości czas stanął
w miejscu. Oddychała szybko i płytko, niecierpliwie czekając na
jakąkolwiek reakcję, chociaż zaczynała szczerze wątpić w to, że w końcu
jakąś otrzyma. Jeśli Cameron jednak się na nią zdenerwował albo miał dość tego,
że do tego stopnia próbowała kluczyć, wtedy…
– Jak
bardzo skomplikowane? – zapytał w końcu.
Wypuściła
powietrze ze świstem, czując jak z miejsca schodzi z niej całe
napięcie. Coś w tym pytaniu sprawiło, że zdołała się rozluźnić, chociaż
nie przypuszczała, że to w ogóle możliwe. Nie zmieniało to jednak faktu,
że sposób w jaki zwracał się do niej Cameron – łagodny, cierpliwi i wciąż
nad wyraz uprzejmy – miał w sobie coś wyjątkowo kojącego.
– Nie
jestem pewna – powtórzyła, a Cammy wymownie wywrócił oczami. – Śnię o czymś,
co nie daje mi spokoju… I wiem, że to nie są zwykłe sny, ale… – Beatrycze
zawahała się. Kwestia tego, co widywała od pierwszego dnia swojego istnienia,
wydawała się najbardziej błaha ze wszystkich. – Może to wspomnienia, ale czuję,
że to coś więcej. Widzę miejsce, które bardzo chcę się odnaleźć, ale… – Urwała,
po czym zaśmiała się niemalże histeryczny sposób. – Pogoń za snem. To głupie,
prawda? Tak bardzo głupie i…
– Co to za
miejsce?
Zamilkła,
by w następnej sekundzie spojrzeć na chłopaka w pełen wątpliwości
sposób. Co z tego, że opisze mu swoje sny, skoro to niczego nie zmieni.
– Dom –
powiedziała w końcu. – Za każdym razem widzę ten sam dom, ale… Och, nie
jestem w stanie go rozpoznać. Wiem jedynie, że musi gdzieś być… I że
powinnam się tam znaleźć. – Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, kolejny raz
wbijając wzrok w bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni. – Ten dom
mnie wzywa. Brzmi dziwnie, prawda?
Nawet jeśli
sądził podobnie, zachował tę uwagę dla siebie. W zamian w zamyśleniu
pokiwał głową, po czym w końcu zdecydował się odezwać.
– Pozwól mi
go zobaczyć – zasugerował ze spokojem. Poderwała głowę, co najmniej zaskoczona
jego słowami. – Pokaż mi swój sen, w porządku? Może to sprawi, że
poczujesz się przynajmniej trochę lepiej – zasugerował, a Beatrycze z westchnieniem
skinęła głową.
Nie miała
pewności, czy to miało jakąkolwiek rację bytu, ale z dwojga złego wszystko
wydawało się lepsze.
Cokolwiek,
byleby przestała trwać w tym sama.
Świetnie piszesz!! Jesteś cudowna i niesamowita. Błagam nie przestawaj pisać!
OdpowiedzUsuńHej ^^
UsuńDziękuję bardzo za miłe słowa! Spokojnie, nie zamierzam przestać. Kolejny rozdział już się pisze, więc bez obaw :3
Pozdrawiam!
Nessa.