Elena
Bez pośpiechu wysiadła z samochodu,
po czym rozejrzała się dookoła. Uliczka nie wyróżniała się niczym szczególnym
od innych, które przez lata miała okazję oglądać, kiedy z jakiegokolwiek
powodu spacerowała po Seattle. Pomimo późnej pory, zarówno ulice, jak i wystawy
pobliskich sklepów, były wystarczająco dobrze oświetlone, by nawet bez
wyostrzonych zmysłów, poruszanie się było dziecinnie proste. Wciąż była w stanie
dostrzec śpieszących w swoje strony przechodniów, chociaż natężenie ruchu
nie było aż tak spektakularne, jak w samym środku dnia.
– To tam. –
Rosalie obeszła samochód, by móc zając miejsce tuż obok pogrążonej w myślach
Eleny. Głos wampirzycy wydawał się brzmieć normalnie, przynajmniej
teoretycznie, bo dziewczyna wyraźnie wyczuła wciąż obecne napięcie. – Powiem
reszcie, że jesteśmy… Hm, licz się z tym, że Alice najpewniej zaraz
znajdzie nam jakieś zajęcie, ale może to i lepiej.
Elena
spojrzała na nią z powątpiewaniem, aż nazbyt świadoma, że wampirzyca wciąż
była podenerwowana. Mimowolnie pomyślała, że w takim wypadku zajęcie czymś
rąk zdecydowanie stanowiło najlepszą perspektywę, przynajmniej tymczasowo. Pod
tym jednym względem ufała Alice, jakoś nie mając wątpliwości co do tego, że
chochlica jak zwykle będzie zdecydowanie zbyt głośna i rozgadana. Biorąc
pod uwagę fakt, że wręcz potrzebowała odmiany i czegokolwiek, co pomogłoby
jej nie myśleć, takie rozwiązanie wydawało się wręcz idealne.
– Tak…
Zaraz przyjdę, w porządku? – rzuciła w roztargnieniu, jakby od
niechcenia rozglądając się dookoła.
– Mam
zostawić cię samą? – zapytała natychmiast Rose, bynajmniej nie sprawiając wrażenia
przekonanej. – Przecież ciągle mówiliśmy o tym, żeby trzymać się razem.
Nie sadzę, żeby…
– Nikt nie
zamorduje mnie w środku miasta, gdzie każdy ma nas na widoku –
zniecierpliwiła się. – No, może poza Isobel, ale jej tutaj nie widzę – dodała,
zanim zdążyła ugryźć się w język.
Twarz
Rosalie jak na zawołanie wykrzywił grymas.
– To nie
jest śmieszne – obruszyła się wampirzyca. – Elena…
– Chcę
tylko chwilę, żeby zebrać myśli… Poza tym boli mnie głowa, tak? – powiedziała
cicho, starannie dobierając słowa. – Potrzebuję powietrza.
Jej
rozmówczyni wciąż nie wyglądała na przekonaną, ale nawet jeśli miała
jakiekolwiek uwagi, ostatecznie zdecydowała się zachować je dla siebie. Elena odetchnęła,
kiedy Rosalie w końcu oddaliła się w odpowiednim kierunku, wcześniej
kilkukrotnie oglądając się za siebie. Kiedy podchwyciła zatroskane spojrzenie
siostry, wysiliła się na blady uśmiech i pomachała jej, próbując zmusić
się do zachowywania w dość naturalny, na swój sposób kojący sposób. Co
prawda podejrzewała, że to niekoniecznie pomoże wampirzycy w tym, żeby
rozluźnić się do rozmowie, którą odbyły, ale na dobry początek musiało
wystarczyć.
Westchnęła,
po czym uciekła wzrokiem gdzieś w bok, ledwo tylko Rosalie zniknęła jej z oczu.
Machinalnie zaplotła ramiona na piersiach, po czym energicznie potarła ramiona,
kiedy nagle poczuła nieprzyjemny, przenikliwy chłód. I tak nie była w stanie
się w ten sposób rozgrzać, tym bardziej że sposób w jaki się czuła,
zdecydowanie nie miał związku z temperaturą na zewnątrz – i to nawet
pomimo tego, że ta musiała oscylować gdzieś poniżej zera. Czuła się źle zarówno
z tym, że została sama, jak i poczuciem, że wszystko było nie tak.
Słodka bogini, nie w ten sposób wyobrażała sobie rozmowę z Rosalie,
nie wspominając o tym, że to wciąż pozostawało zaledwie wierzchołkiem góry
lodowej ewentualnych problemów.
Zadrżała,
po czym raz jeszcze powiodła wzrokiem dookoła. Obojętnie spoglądała na
przemykające ulicą auta i pojedynczych przechodniów, zastanawiając się nad
tym, czy faktycznie powinna martwić się, że spotka ją cokolwiek złego.
Wiedziała, że demony były zdolne do wszystkiego, niezależnie od tego, czy miały
widownie, czy wręcz przeciwnie. Hunter zaatakował ją w samym środku
miasta, chociaż przynajmniej w miejscu, które nie było aż tak nastawione
na widok ludzi, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Podejrzewała, że
gdyby zaszła taka potrzeba, demon byłby w stanie zmanipulować
rzeczywistość na tyle, by ludzie niczego nie zauważyli. Możliwe, że ryzykowała,
zwłaszcza po wcześniejszym ataku, przy którym jedynie udowodniła, że najmniej
jednak była idiotką, ale z jakiegoś powodu nie potrafiła się tym należycie
przejąć. Jakby nie patrzeć, w takim wypadku mogła założyć, że była
zagrożona dosłownie przez cały czas, niezależnie od tego, kto aktualnie z nią
przebywał. Nie mogła przez cały czas kryć się po kątach, chociaż Rafaelowi
zdecydowanie na rękę byłoby, gdyby przebywał z nią ktokolwiek – i to
nie tylko dlatego, że wtedy mogłaby znaleźć obrońcę, ale raczej z uwagi na
to, że potencjalne towarzystwo ściągnęłoby uwagę Huntera. W końcu nie
liczył się nikt innym, pomijając ją i jej bezpieczeństwo, co zresztą Rafa
sugerował niemalże na każdym kroku.
Zacisnęła
usta i palce, coraz bardziej podenerwowana. To była jedna z tych kwestii,
które doprowadzały ją do szału, podczas gdy serafin nie widział w takim
myśleniu niczego złego. Podczas gdy on nie miał nic przeciwko tego, by ściągała
niebezpieczeństwo na bliskich, kryjąc się za ich plecami, Elena zdecydowanie
bardziej preferowała odwrotne rozwiązanie. Jeśli Hunter albo ktokolwiek inny
potrzebował tego, by ją skrzywdzić, nie zamierzała czekać aż ucierpi ktokolwiek
więcej – i to niezależnie od tego, co myśleli sobie Rafael albo jej
rodzina.
Coś
poruszyło się za jej plecami, ale w pierwszym odruchu nie zwróciła na to
uwagi. Dopiero kiedy wyraźnie wyczuła, że ktokolwiek ją obserwuje, mimowolnie
zesztywniała, po czym z wolna obejrzała się za siebie. W pierwszym
odruchu napięła mięśnie, gotowa rzucić się do ucieczki, gdyby okazało się, że
jednak ma do czynienia z Hunterem albo kimś równie negatywnie nastawionym,
szybko jednak przekonała się, że to będzie zbędne. W zamian gwałtownie
zaczerpnęła powietrza do płuc, momentalnie zamierając, kiedy napotkała
spojrzenie pary znajomych, przypominających kolorem bezchmurne niebo oczu.
Mogła przewidzieć, że prędzej czy później do tego dojdzie, zresztą miała
wrażenie, że ona i Rosalie miały towarzystwo od chwili, w której w ogóle
opuściły dom. Z jakiegoś powodu to odkrycie nawet dziewczyny nie
zaskoczyło, wręcz wydając się Elenie czymś absolutnie do przewidzenia.
– Znowu
ryzykujesz, lilan – usłyszała i to
wystarczyło, żeby puls jeszcze bardziej jej przyśpieszył. Chciała nad sobą
zapanować, robiąc dosłownie wszystko, byleby mieć szansę się uspokoić, ale to
okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby sobie życzyć.
Nie
odpowiedziała, chociaż miała wielką ochotę to zrobić – powiedzieć cokolwiek, co
zabrzmiałoby choć odrobinę sensownie i – co najważniejsze – pewnie. Sęk w tym,
że w głowie miała pustkę, właściwie sama niepewna, co i dlaczego
chciała zrobić. Jakaś jej cząstka pragnęła przesunąć się bliżej, by jak gdyby
nigdy nic wpaść demonowi w ramiona, inna zaś pragnęła porządnie mu
przyłożyć – ot tak dla zasady, chociażby za to, że miał czelność komentować jej
zachowanie po tym, co między nimi zaszło. Ostatecznie nie zrobiła niczego,
stojąc ja ten słup soli i będąc w stanie co najwyżej uciec wzrokiem
gdzieś w bok, choć i to okazało się trudne. Nie, skoro wciąż ją obserwował,
dosłownie przenikając spojrzeniem i tym samym sprawiając, że czuła się
jeszcze bardziej nieporadna.
Wiedziała,
że to nie powinno wyglądać w ten sposób. Co więcej czuła, że bardzo łatwo
mogłaby wszystko popsuć, a na to zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić.
Gdyby odpuściła, to niczego by nie zmieniło. Jedynie dałaby mu do zrozumienia,
że sytuacja jest równie normalna, co i przez cały ten czas – i że z jej
strony to była kolejna chwilowa uraza, która w gruncie rzeczy nie miała
żadnego znaczenia. To, że ją uderzył…
Coś
ścisnęło ją w gardle na samo wspomnienie. Nie sądziła, by to mogło się
pozwolić – nie tym razem – ale to też nie było istotne. Tym razem Rafael
wydawał się spokojny i w pełni opanowany, ale to bardzo szybko mogło
się zmienić, co zresztą sam dał jej do zrozumienia. Tego chciałeś? Tego, żebym zaczęła się ciebie bać?, pomyślała
mimochodem, ale powstrzymała się przed zadaniem tego pytania na głos. Nie
chciała go prowokować, nie wspominając o tym, że wolała nie poznać
odpowiedni na te pytania. W zamian wolała udawać, że były oczywiste, choć i tego
nie mogła być aż taka pewna.
Zawahała
się, coraz bardziej żałując, że od razu nie poszła za Rosalie. Mimochodem
pomyślała, że być może demon specjalnie wpłynął na jej wolę, nakłaniając do
tego, żeby rozdzieliła się z siostrą, ale prawie natychmiast odrzuciła od
siebie taką możliwość. Nie, tego nawet nie chciała brać pod uwagę, nie
wspominając o tym, że to i tak niczego by nie zmieniło. Możliwe, że
ucieczka nie była najlepszym pomysłem, ale na co innego miałaby się zdecydować?
Dyskretnie obserwowała demona, z uporem unikając spoglądania mu w twarz
i poniekąd żałując, że nie potrafiła przeniknąć jego umysłu. Gdyby
wiedziała, co takiego myślał i czego oczekiwał od niej, być może czułaby
się pewniej, choć i to nie było aż takie oczywiste, jak mogłaby tego
chcieć.
–
Odprawiłaś Ravena… Naprawdę musimy ciągnąć to w ten sposób? – odezwał się
ponownie nieśmiertelny i tym razem ni była w stanie ignorować jego
słów.
– Jaki? –
obruszyła się. Z jakiegoś powodu to brzmiało tak, jakby sądził, że
niepotrzebnie wszystko utrudniała.
– Jesteś na
mnie zła.
To nie było
pytanie i chyba to w największym stopniu wytrąciło Elenę z równowagi.
Parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem, po czym jednak przeniosła wzrok na
swojego rozmówcę. Żartował sobie? Gdyby po prostu chodziło o gniew, nie
byłoby problemu. Denerwowała się na niego, kiedy nabijał się z jej włosów,
zmuszał do biegania albo po raz kolejny zmuszał do wymachiwania floretem. Och,
tak – wtedy była zła, chociaż uczucie to znikało równie szybko, co się
pojawiło, nie pozostawiając po sobie żadnych konkretnych śladów. Gdyby chodziło
tylko o to…
Ale to nie
było aż takie proste. Tym razem odczuwała coś innego, o wiele bardziej
złożonego, chociaż wątpiła, by Rafael mógł to zrozumieć. Chwilami miała
wrażenie, że ledwo pojmował te najbardziej prymitywne, podstawowe emocje,
samemu będąc w stanie rozróżnić przede wszystkim te negatywne i najbardziej
skrajne. Gniew nie był mu obcy, więc nie dziwiło jej to, że w pierwszej
kolejności pomyślał właśnie o tym – tyle że to nie działało w ten
sposób.
– Poniekąd –
stwierdziła z opóźnieniem, dochodząc do wniosku, że próba tłumaczenia mu
czegoś takiego i tak nie miała sensu. Nie, skoro sama nie czuła się na to
gotowa, pragnąć jak najszybciej zniknąć Rafaelowi z oczu. – Dziwi cię to?
– Elena…
Jedynie
potrząsnęła głową.
– Nie
zamierzam rozmawiać, zwłaszcza jeśli zamierzasz mnie o cokolwiek obwiniać.
Ja po prostu… – Urwała, po czym wzruszyła ramionami. – Co tutaj robisz? Znowu
mnie śledzisz?
– Chronię –
odpowiedział z wręcz rozbrajającą szczerością. To też było do
przewidzenia, tym bardziej że nie po raz pierwszy podążał za nią krok w krok.
– W porządku
– dała za wygraną. – Niech ci będzie, chociaż wcale nie musisz tego robić.
Widziałeś, że nie byłam sama – zauważyła przytomnie.
– Owszem,
do pewnego momentu. Ale teraz jesteś, na dodatek ze mną.
Zacisnęła
usta, coraz bardziej podenerwowana. Wiedziała, co go martwiło, poza tym dobrze
zdawała sobie sprawę z tego, że nie tylko Rafael nie byłby zachwycony z tego,
że mogłaby ryzykować, ale…
Słodka
bogini, sama nie była pewna. Wiedziała jedynie, że potrzebowała spokoju, by
mieć szansę zapanować nad emocjami. Te, które demon wyzwalał w niej samą
tylko obecnością, doprowadzały ją do szału, zresztą jak i za każdym razem,
kiedy próbowała trzymać go na dystans. Chyba nawet po tym, jak odepchnął ją od
siebie, gdy pocałowała go po raz pierwszy, nie czuła się aż do tego stopnia
zraniona. Tym razem w grę wchodziło coś innego, bardziej osobistego, przez
co wszystko wydawało się o wiele bardziej skomplikowane. Z drugiej
strony, być może chodziło o to, że była inna – i że w związku z tym
odczuwała wszystko o wiele bardziej intensywnie, niż mogłaby tego chcieć.
Zacisnęła
dłonie w pięści, po czym z wolna wycofała się, przynajmniej próbując
zwiększyć odległość, która dzieliła ją od męża. Nie zastanawiała się nad tym,
co demon mógł pomyśleć sobie o jej staraniach, po chwili wahania dochodząc
do wniosku, że tak naprawdę to i tak nie miało znaczenia. Do tego
przynajmniej próbowała się przekonać, chociaż zarazem czuła, że oszukiwała samą
siebie. Prawda była taka, że chciała, by niektóre sprawy potoczyły się zupełnie
inaczej – z tym, że zarazem nie potrafiła się na to zdobyć.
– Tak. Ale
reszta na mnie czeka – powiedziała cicho, w myślach szukając
jakiegokolwiek sensownego powodu, żeby się oddalić. Czuła, że Rafael tak po
prostu jej na to nie pozwoli, jak zwykle zamierzając postawić na swoim. –
Powinnam do nich iść, bo…
– Wierz mi,
że kilka minut cię nie zbawi – przerwał ze spokojem. – Zresztą nawet nie
zauważą, że zniknęłaś – dodał i coś w jego słowach dało dziewczynie
do myślenia.
Bezwiednie
powiodła wzrokiem dookoła, dopiero po chwili orientując się, że cokolwiek w otaczającej
ją rzeczywistości uległo zmianie. Serce jak na zawołanie zabiło jej szybciej,
kiedy uświadomiła sobie, że już nie słyszy ani hałasu przemykających ulicą aut,
ani czegokolwiek, co świadczyłoby o obecności przechodniów. Wciąż stała z Rafaelem
w tym samym miejscu, a jednak teraz wszystko wskazywało na to, że
byli sami – i to pomimo tego, że nic podobnego nie powinno mieć miejsca.
– Coś ty
zrobił? – zdenerwowała się. Bezwiednie przesunęła się bliżej, gotowa rzucić na
demona z pięściami, gdyby tylko miała gwarancje, że w ten sposób
zdoła cokolwiek zmienić. – Wypuść mnie! – warknęła, ale serafin tylko potrząsnął
głową.
– Kupiłem
nam tylko trochę czasu – stwierdził do tego stopnia opanowanym tonem, że przez
moment miała wrażenie, iż jednak dostanie szału. Igrał z nią i to
doprowadzało dziewczynę do szału.
– Nie
potrzebujemy tego czasu – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Czego nie
zrozumiałeś w tym, że nie chcę rozmawiać.
– Lilan… – rzucił pojednawczym tonem, ale i to
nie zrobiło na niej wrażenia.
– Przestań
mieszać mi w głowie w ten sposób! – nie wytrzymała, ostatecznie
tracąc cierpliwość. Jakby tego było mało, wyraźnie czuła, że jej reakcja nie
robiła na Rafaelu najmniejszego nawet wrażenia.
– W jaki?
Może jeszcze mi powiesz, że mam nie zwracać się do ciebie w ten sposób? –
dodał i z jakiegoś powodu zabrzmiało to jak wyzwanie.
Gwałtownie zaczerpnęła
powietrza do płuc, sama niepewna, w jakiś sposób powinna się zachować.
Miała ochotę odwrócić się na pięcie i odejść, ale w obecnej sytuacji
to i tak nie wchodziło w grę. Znała ten stan, tym bardziej że dopiero
co Hunter igrał z nią w dokładnie ten sam sposób. Wiedziała, że tak
długo, jak Rafa sam nie podjąłby decyzji o tym, żeby się wycofać, nie
miała szans przed nim uciec. Mogła co najwyżej grać według jego zasad, a to
zdecydowanie nie było jej na rękę.
– Właśnie
to zamierzałam powiedzieć – oznajmiła, ale demon jedynie się uśmiechnął.
Wyczuła, że sam ten gest wiele go kosztował, nie wspominając o tym, że
zdecydowanie nie miała poczucia, by był rozbawiony. Wręcz przeciwnie – czuła,
że oboje pozostawali równie sfrustrowani. – A teraz daj mi spokój.
– Skoro tak
uważasz… Ale jeśli nie chcesz tutaj być, dlaczego nie pójdziesz do siostry, co
Eleno?
Tym razem
zacisnęła dłonie w pięści tak mocno, że aż poczuła ból, niemalże
całkowicie pewna, że do tego wszystkiego upuściła sobie krwi. Nawet jeśli tak
było, nie chciała się nad tym zastanawiać, a tym bardziej próbować nad
sobą zapanowywać. Gdyby jednak się skrzywdziła, to byłoby tylko i wyłącznie
winą Rafaela, a przynajmniej tak pragnęła myśleć.
– Masz mnie
w tej chwili wypuścić – wycedziła przez zaciśnięte zęby – bo naprawdę…
– Co
takiego? – Spojrzał na nią z powątpiewaniem. – Nie robię ci krzywdy, lilan. Ale Hunter mógłby, a ty
upierasz się, że mnie nie potrzebujesz. Uwolnij się sama, skoro to według
ciebie takie proste.
Aż się w niej
zagotowało, bynajmniej nie dlatego, że mógłby mieć rację. Czegokolwiek by sobie
nie myślał albo nie próbował udowodnić… Cóż, w obecnej sytuacji nie miało
to dla Eleny znaczenia. Chciała odejść i tylko to się dla niej liczyło.
Fakt, że Rafael próbował do czegokolwiek ją przymuszać, jedynie pogarszał
sytuację, tym bardziej że demon najwyraźniej nie widział niczego złego w tym,
że mogłaby być na niego zła. To również okazało się czymś, co mogła
przewidzieć, tym bardziej że od samego początku chronił ją niezależnie od tego,
co względem siebie czuli. Najwyraźniej ta jedna kwestia nie miała ot tak ulec
zmianie.
Zamrugała
kilkukrotnie, czując pieczenie pod powiekami. Ledwo powstrzymała się od
przekleństwa, po czym uciekła wzrokiem gdzieś w bok, nie zamierzając
pozwolić, by zauważył łzy. Sama przed sobą nie chciała przyznać się do tego, że
mogłaby płakać z frustracji i bezradności, bo to po prostu nie
wchodziło w grę. Poniekąd była zbyt dumna, by chociaż brać pod uwagę taką
perspektywę – to, że pozostawała aż do tego stopnia słaba i podatna na
emocje. Sądziła, że wypłakała dość, łzy zresztą prowadziły donikąd. Zabawne,
ale chyba w którymś momencie zdążyła dojść do tego samego wniosku, co i Rafael
– że okazywanie słabości nie niosło ze sobą niczego dobrego, nie wspominając o tym,
że zdecydowanie nie działo się nic wartego tego, żeby cierpiała. Nie chciała
się przed nim tłumaczyć, zresztą wątpiła, żeby zrozumiał, co takiego tym razem
ją raniło. Do pewnego stopnia sama również tego nie pojmowała.
Wzięła
kilka głębszych wdechów, bezskutecznie próbując się uspokoić. Nic się nie dzieje, tak? Nic się nie dzieje…,
zaczęła powtarzać w myślach niczym mantrę i to do pewnego stopnia
wydawało się skutkować, nawet jeśli wciąż nie potrafiła się skoncentrować. To
było o tyle trudniejsze, że wciąż pozostawała świadoma spojrzenia
lśniących, błękitnych oczu, które…
Och, po prostu weź się w garść!
– Nie
umiem.
Odezwała
się tak cicho, że ledwo była w stanie samą siebie zrozumieć. Z opóźnieniem
uprzytomniła sobie, że się trzęsie, jednak nie będąc w stanie opanować
emocji. Gniewnym ruchem otarła policzki, chociaż to wydawało się bez sensu,
skoro Rafael wciąż się w nią wpatrywał. Nawet to, że milczał,
powstrzymując się od jakichkolwiek uwag, nie sprawiło, że poczuła się
jakkolwiek lepiej. Wręcz przeciwnie – coś w przeciągającym się w nieskończoność
milczeniu sprawiło, że poczuła się jeszcze bliższa tego, żeby jednak dostać
szału.
To nie
powinno wyglądać w ten sposób. Czuła to całą sobą, pragnąc zrobić
wszystko, by mieć szansę cokolwiek naprawić, ale również to okazało się
niemożliwe. Mogła co najwyżej tkwić w miejscu, płakać i modlić się w duchu
o to, żeby w końcu dał jej spokój – i to pomimo tego, że zarazem
pragnęła czegoś zupełnie odmiennego.
– Po prostu
mnie puść – powtórzyła z uporem. Zacisnęła powieki, byleby tylko nie
musieć na niego patrzeć. W tamtej chwili było jej wszystko jedno, jak wyglądała,
a tym bardziej co miał pomyśleć sobie Rafael, skoro zniżała się do tego,
by wręcz zacząć go błagać. Jakie to miało znaczenie, skoro… – Rafael, proszę…
Nie
usłyszała odpowiedzi, ani niczego, co świadczyłoby o tym, że wziął jej
słowa pod uwagę. A jednak w którymś momencie musiał się przemieścić,
skoro poczuła muśnięcie na policzku – delikatne, ledwo zauważalne, ale jednak
obecne.
Kiedy w końcu
podjęła decyzję o tym, żeby otworzyć oczy, przekonała się, że świat jednak
wrócił do normy, dokładnie taki sam jak na chwilę przed pojawieniem się
nieśmiertelnego. Stał na chodniku, wciąż się trzęsąc i nie będąc w stanie
stwierdzić, czego tak naprawdę chciała.
Chociaż dla
pewności powiodła wzrokiem dookoła, Rafaela nigdzie nie było.
Dla mojej Gabi z okazji osiemnastych urodzin <3
OdpowiedzUsuńNessa