3 lutego 2017

Osiemdziesiąt osiem

Elena
Bezwiednie zacisnęła dłonie w pieści, nie pierwszy raz mając ochotę kogoś uderzyć. Cóż, Brian wydawał się idealny do tej roli, ale zmusiła się do zachowania spokoju, w zamian próbując przekonać samą siebie, że wszystko w porządku – przynajmniej teoretycznie.
– Przepraszam – wycedziła przez zaciśnięte zęby, po czym spróbowała wyminąć swojego niechcianego towarzysza, ale chłopak nie dał jej po temu okazji. Skrzywiła się, kiedy tak po prostu przesunął się, by ponownie stanąć w przejściu, tym samym z uporem blokując Elenie drogę. – Co ty właściwie…?
Nie dokończyła, w zamian z niedowierzaniem potrząsając głową. Wiedziała, że ten chłopak nie był do końca normalny, więc takie odkrycie samo w sobie wcale nie okazało się dla niej zaskoczeniem. Z drugiej strony, nie sądziła, że po spotkaniu z Lawrence’m, Brian w ogóle odważy się do niej zbliżyć. Co prawda nie mógł pamiętać, co takiego powiedział mu wampir, a tym bardziej treści gróźb, które padły z jego ust, ale mimo wszystko…
– Dawno się nie widzieliśmy, co nie, Ell? – usłyszała i to wystarczyło, żeby już na wstępie się w niej zagotowało. Och, jasne. Zdążyła już zapomnieć, że ten facet regularnie doprowadzał ją do szału.
– Miałeś mnie tak nie nazywać – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – To po pierwsze. A po drugie, to przesuń się w końcu, w porządku? Nie jesteś przeźroczysty, Brian – przypomniała zniecierpliwionym tonem, ale ten tylko potrząsnął głową.
Skrzywiła się, bez trudu wyczuwając od niego alkohol. Zdążyła już odzwyczaić się od tego, że właściwie zawsze chodził podpity, już na krótko przed zerwaniem pozwalając sobie na o wiele więcej, aniżeli była skłonna znosić. Co prawda i bez procentów nie grzeszył inteligencją, ale kiedy pozwalał sobie na doprowadzenie się do takiego stanu, stawał się jeszcze bardziej nieznośny.
– Masz jakieś problemy ze słuchem? – rzucił z rozdrażnieniem Aldero, decydując się wtrącić.
Elena nawet nie drgnęła, kiedy kuzyn znalazł się tuż obok niej, jak gdyby nigdy nic kładąc dłoń na jej ramieniu. Jedynie spojrzała na niego w nieco roztargniony sposób, mimowolnie zastanawiając się nad tym, jak powinna zareagować – udawać, że wszystko w porządku, czy może jednak łagodnie dać Aldero do zrozumienia, żeby ją puścił.
– O… No tak, w końcu wychodziliście razem – stwierdził cicho Brian, spoglądając to na Elenę, to znów na stojącego obok wampira. Nie miała pojęcia, jak powinna zinterpretować jego słowa, zresztą zdecydowanie nie miała do tego cierpliwości. – Ell nie lubi być sama, prawda?
– Skończyłeś już? – niemalże warknęła, w następnej sekundzie wyrzucając przed siebie obie ręce, żeby spróbować go odepchnąć.
Zesztywniała, kiedy Brian – okazując się przy tym zaskakująco wręcz świadom tego, co działo się wokół niego, o wprawnej reakcji na jakikolwiek ruch nie wspominając – jak gdyby nigdy nic chwycił ją za oba nadgarstki. Wyłącznie to, że zdołał zaskoczyć ją tym ruchem, ostatecznie zadecydowało, że Elena zamarła w bezruchu, bezmyślnie wpatrując się w stojącego przed nią śmiertelnika. Gdyby tylko zechciała, bez wysiłku oswobodziłaby się z uścisku, ale zmusiła się do powstrzymania, w duchu powtarzając sobie, że jeśli posunie się za daleko, może nie wytrzymać. Co więcej, musiała przynajmniej spróbować udawać, że jest zwykłą śmiertelniczką. Brian może i był podpity, ale na pewno nie aż tak głupi, żeby nie zauważyć, że dziewczyna mogłaby okazać siłę znacznie przewyższającą jego własną. Co jak co, ale faceci tacy jak on zwracali uwagę na wszystkie nieścisłości, kiedy w grę wchodziła fizyczność.
Gniewnie zmrużyła oczy, ostatecznie decydując się rzucić chłopakowi ostrzegawcze spojrzenie. Lepiej dla ciebie, żebyś mnie puścił, pomyślała, ale w ostatniej chwili powstrzymała się przed wypowiedzeniem tych kilku słów na głos. Próbowała się rozluźnić, żeby łatwiej zachować spokój, ale trudno było choćby marzyć o udawaniu, że nie ma powodów do niepokoju, skoro dopiero co musiała skorzystać z pomocy Aldero, żeby powstrzymać się przed zorganizowaniem małej masakry. Taka możliwość wciąż wchodziła w grę, chociaż z drugiej strony, równie dobrze mogła zadowolić się ponownym znokautowaniem swojego byłego – dokładnie w ten sam sposób, co i w pamiętnym kantorku, kiedy zdecydowała się z nim zerwać. Różnica polegałaby na tym, że dodatkowo upokorzyłaby go, gdyby pokusiła się o pozbawienie go męskości na oczach wszystkich zebranych w sali gimnastycznej.
– Ehm… Mogłabym prosić o uwagę? – Kobiecy, wzmocniony przez sprzęt nagłaśniający głos, przedarł się przez szepty i ogólne zamieszanie. Elena chcąc nie chcąc przeniosła wzrok w stronę prowizorycznej sceny, o ile w ten sposób można było określić specjalnie wydzielony skrawek pomieszczenia. – Chyba najwyższa pora na trochę ogłoszeń… I na to, na co wszyscy czekamy – dodała mówczyni.
Dziewczyna rozpoznała jedną z uczennic – drobniutką Alison, którą znała przede wszystkim dlatego, że obie należały do zespołu tanecznego. Co więcej – podobnie tak jak ona czy Jessica – ta z uczennic należała do swego rodzaju elity, nie tylko należąc do samorządu uczniowskiego, ale też często mając związek z organizowanymi w liceum akcjami i uroczystościami. Najwyraźniej i tym razem nie mogła darować sobie możliwości zabłyśnięcia, pewnie stojąc na scenie i z uwagą wodząc wzrokiem po zebranych. Z wprawą trzymała mikrofon, zachowując się jak ktoś, kto został stworzony po to, żeby znajdować się w samym centrum zainteresowania. Wysoka i szczupła, z długimi do pasa, czarnymi włosami, bez wątpienia przyciągała uwagę, choć to równie dobrze mogło mieć związek z zieloną, nieco zbyt śmiałą sukienką, którą miała na sobie.
Alison odczekała kilka następnych sekund, żeby upewnić się, że ktokolwiek faktycznie jej słucha, po czym uniosła mikrofon od ust.
– Tradycją już jest, że podczas balu na zakończenie, zawsze wybieramy króla i królową – a więc tych, którzy zdaniem większości najbardziej na to zasługują, poza tym…
– Och, daj spokój! – rzucił pogodnym jeden z obecnych w tłumie mężczyzn. – Wy na każdej imprezie walczycie o jakiś tytuł. My przychodzimy pooglądać ładne koleżanki.
Alison jedynie wywróciła oczami w odpowiedzi na zaczepną uwagę, skwitowaną cichymi śmiechami jeszcze kilku innych osób. Również kąciki ust dziewczyny drgnęły nieznacznie, ale ostatecznie zmusiła się do zachowania powagi, najwyraźniej zamierzając zachować pełen profesjonalizm.
– Bardzo zabawne – rzuciła z przekąsem. – Tak czy inaczej… – zaczęła raz jeszcze, tym razem zamierzając przejść do rzeczy, jednak Elena już właściwie nie próbowała jej słuchać.
– Hm… Pewnie już się nie możesz doczekać, co nie, Ell? Przecież to oczywiste, kto dostanie koronę… Jak zwykle zresztą. – Zesztywniała, co najmniej zaskoczona słowami Briana. Chłopak wciąż trzymał ją za ręce, więc zdecydowanym ruchem wyszarpnęła się z jego uścisku, korzystając z tego, że praktycznie nie zwracał na nią uwagi. – Ładne byśmy się prezentowali, gdybyś…
– O co ci tak właściwie chodzi? – zniecierpliwiła się, nawet nie próbując ukrywać rozdrażnienia.
Mimochodem zauważyła, że kilka osób zerkało w ich stronę, ale nie próbowała się nad tym rozwodzić. Była pod obstrzałem zaciekawionych, chwilami zawistnych spojrzeń, właściwie cały czas, więc zdążyła się do tego przyzwyczaić. Zwłaszcza po dłuższej nieobecności, ludzie wydawali się aż rwać do tego, żeby spekulować, ale również to nie miało dla Eleny większego znaczenia. O tak, na pewno miała okazać się sensacją, po kilku tygodniach pojawiają się akurat na tej imprezie, a teraz na dodatek będąc na dobrej drodze do tego, żeby pokłócić się ze swoim byłym – przynajmniej teoretycznie, bo bała się, że Brian wciąż mógłby rozpowiadać, że prawda wygoda inaczej. Nie rozumiała, dlaczego akurat teraz znowu postanowił namieszać, po względnie długiej przerwie znów zaczynając ją dręczyć, ale nie dbała o to. Dla jej przyjemności mógł mówić dosłownie wszystko, co tylko przyszłoby mu do tego małego móżdżka, bo to i tak nie miało znaczenia, nawet jeśli do pewnego stopnia mogło okazać się nader uciążliwe.
– No wiesz, tak ciągle się zastanawiam… – Brian zamilkł, po czym spojrzał na nią w niemalże przyjacielski sposób. – Gdzie teraz byłaś, co? – zapytał, a ona prychnęła.
– Serio uważasz, że będę ci się z czegokolwiek spowiadać? – rzuciła z kpiną, nie kryjąc niedowierzania. Miała ochotę roześmiać się w głos, ale zarazem nie miała powodu, by czuć choćby szczątkowe rozbawienie. – Zejdź mi z oczu, Brian. Zerwaliśmy i myślałam, że ty…
– Ja co? Och, nie, spokojnie! Aż za dobrze zrozumiałem, co takiego powiedziałaś – zapewnił pospiesznie, wyrzucając obie ręce ku górze w nieco teatralnym, poddańczym geście. Zatoczył się nieznacznie, przez krótką chwilę mając wyraźny problem z tym, żeby utrzymać się w pionie. W zasadzie sama nie była pewna, jakim cudem udało mu się uchwycić pion, ale nie zamierzała tracić czasu na rozważanie wyjątkowych umiejętności tego ze swoich byłych. – Nie jesteśmy razem… Każde poszło w swoją stronę i tak dalej, nie? – dodał, kolejny raz wystawiając jej cierpliwość na nerwy.
Wypuściła powietrze ze świstem, nie pierwszy raz nie będąc w stanie wytłumaczy samej sobie, co takiego zadecydowało, że w ogóle przez tyle czasu była w stanie znosić tego kretyna. Kiedyś kierowała się zupełnie innymi wartościami, zresztą okręcanie sobie facetów wokół palca, stanowiło rodzaj gry, która wtedy jej się podobała – całe to poczucie kontroli i świadomość tego, że niewiele brakowało, żeby kolejnemu biedakowi złamała serce, gdyby akurat zaczęła mieć na to ochotę. Cóż, jakiś powód zawsze prędzej czy późnej się pojawiał, ale to pozostawało sprawą drugorzędną.
Wciąż o tym myślała, kiedy Aldero bez słowa chwycił ją za ramię. Zauważyła, że jedynie wywrócił oczami, wyraźnie ubolewając nad tym, co robił Brian. Zarejestrowała również to, że wampir w nieco bardziej stanowczy sposób napinał mięśnie, wyraźnie musząc powstrzymywać się przed zrobieniem czegoś, czego później oboje mogliby żałować. Och, bez wątpienia byłby do tego zdolny, nie wspominając o tym, że nie tolerował Briana od chwili, w której ten w ogóle wpadł na pomysł, żeby próbować mścić się kosztem Claire, ale mimo wszystko…
Nie, bijatyka dla uciechy zebranych, pozostawała jedną z ostatnich rzecz, której mogliby potrzebować.
– Chodź, Elena – rzucił spiętym tonem Aldero, próbując pociągnąć ją za sobą. – Nie mam dzisiaj do niego siły.
Cóż, sama również nie miała, w zasadzie nigdy tak naprawdę nie grzesząc cierpliwością – i to zwłaszcza w przypadku Briana, który regularnie doprowadzał ją do szału. W efekcie chcąc nie chcąc skinęła głową, próbując przekonać samą siebie, że dalsze brnięcie w dyskusję z tym konkretnym chłopakiem, zdecydowanie nie miało sensu.
– Idziecie się trochę poprzytulać gdzieś w kącie? – zapytał chłopak niemalże pogodnym tonem. – Trochę dziwne, ale to chyba u was rodzinne… No i teraz każde z nas ma do tego prawo, prawda, Ell?
Zamarła wpół kroku, w pośpiechu decydując się odwrócić. Planowała odejść, ale coś w bełkocie Briana dało jej do myślenia, podsycając już i tak odczuwane przez dziewczynę wątpliwości. Jasne, powinna go ignorować – i to zwłaszcza kiedy był w takim stanie, a ona ledwo nad sobą panowała. To wydawało się przyziemne – cały ten gniew i zachowanie chłopaka, który nawet nie miał dla niej znaczenia – a jednak…
– O co ci chodzi?
Brian wzruszył ramionami.
– U was wszyscy są sparowani, nie? Wszystko zostaje w rodzinie, a przynajmniej tak słyszałem – oznajmił, kolejny raz wystawiając jej nerwy na próbę. Nawet nie chciała tego słuchać, a jednak… – Jak chcecie się ze sobą spotykać, to nie ma problemu. Elena…
– Dziękuję ci bardzo, łaskawco, za takie błogosławieństwo – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Żartował sobie? Musiał, a przynajmniej ona nie wyobrażała sobie, że miałoby być inaczej. Nerwowo zaciskała dłonie w pięści, mimowolnie zastanawiając się, czy możliwym było, żeby Brian widział ją i Aldero, kiedy kuzyn zaciągnął ją w bardziej ustronne miejsce, żeby mogła nad sobą zapanować. Nawet jeśli, nie interesowało ją, jakie w związku z tym wyciągnął wnioski, ale z drugiej strony, wolała nawet nie brać pod uwagę, że mógłby teraz biegać po szkole, na prawo i lewo rozpowiadając, że mogłaby mieć jakieś niewłaściwe relacje z Aldero.
Daj spokój. Kto słucha Briana?, pomyślała w rozgorączkowany sposób, usiłując nad sobą zapanować. Zabicie go na oczach tych wszystkich ludzi naprawdę nie byłoby dobrym pomysłem… Przynajmniej teoretycznie. Niech sobie gada. To i tak o wiele lepsze, niż gdyby zaczął bredzić na temat tego, że pijesz krew albo…
– Brian? – rzucił nieoczekiwanie Aldero, niemalże uprzejmym, zachęcającym tonem.
– Taak…?
Wampir tylko potrząsnął głową.
– Błagam, nie rób z siebie większego debila, niż w rzeczywistości jesteś – westchnął jej kuzyn, spoglądając na stojącego przed nim człowieka z politowaniem.
Brian otworzył i zaraz zamknął usta, wydając się nad czymś intensywnie zastanawiać, choć Elena zdecydowanie nie podejrzewała, że mógłby być do tego zdolny. Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim chłopak w końcu zadecydował o tym, co i z jakiego powodu zamierzał powiedzieć.
– Jak powiedziałem, ja już nie mam nic przeciwko… I też idę dalej, wiesz, Ell? Nie jesteś jedyna – stwierdził i coś w tym wyzwaniu sprawiło, że zapragnęła się roześmiać.
Co to miało być? Próba wywołania zazdrości, podobna do tego idiotycznego omotania Claire, w nadziei na to, że w ten sposób zdoła się zemścić? Jeśli tak, tym bardziej nie zamierzała brać w tym szaleństwie udziału, w zamian wręcz rwąc się do tego, żeby uświadomić Brianowi, że droga wolna – i że nic, co się z nim wiązało, już od dawna jej nie interesowało. Gdyby mogła, może dla lepszego efektu pomagałaby mu przed nosem obrączką, chcąc raz na zawsze zakończyć ten cyrk. Podejrzewała, że Rafael również nie byłby zadowolony, choć demona prędzej z równowagi wytrąciłyby jakiekolwiek wzmianki na temat Aldero – i to niezależnie od tego, czy te faktycznie miałyby rację bytu, czy brzmiały jak jakiś bezsensowny bełkot.
Chwilę jeszcze trwała w bezruchu, bijąc się z myślami, zanim ostatecznie pokusiła się o to, żeby ruszyć się z miejsca. W następnej sekundzie jak gdyby nigdy nic odwróciła się na pięcie, decydując się odejść. Wyczuła, że Brian drgnął, być może spodziewając się innej reakcji – choćby najmniej znaczącej odpowiedzi – ale nie zamierzała się tym przejmować. Już i tak żałowała, że pojawiła się w tym miejscu, a skoro tak…
– Hej, mówię poważnie! – usłyszała gdzieś za plecami, ale nawet to nie nakłoniło ją do tego, żeby się odwrócić. – Zaprosiłem kogoś… I ona na pewno niedługo przyjdzie! Sama zobaczysz, że będziemy wyglądali lepiej niż ja z tobą, Elena – dodał, a dziewczyna mimowolnie doszła do wniosku, że to miłe, że w ogóle był w stanie choćby jednorazowo powstrzymać się przed ciągłym skracaniem jej imienia.
– Cholera… Co jest z nim nie tak? – mruknął z rozdrażnieniem Aldero, bez trudu materializując się u jej boku.
Wzruszyła ramionami, nawet nie próbując szukać odpowiedzi. Nie chciała zastanawiać się nad rolą, jaką zamierzał w tym wszystkim odegrać Brian, choć coś w słowach chłopaka nie dawało jej spokoju. Zatrzymał ją wyłącznie po to, żeby oświadczyć, że się umówił? Cóż, biorąc pod uwagę to, że wcześniej nawet nie pojawiała się w szkole, przez co nie miał pewności, czy w ogóle wybierała się na bal, to nawet brzmiało idiotycznie. Co prawda wiedziała, że Brian miał skłonności do co najmniej głupich zachowań, często robiąc rzeczy, których chyba on sam nie rozumiał, ale mimo wszystko…
Och, chyba, że mówił prawdę i faktycznie z kimś się umówił – z mniej lub bardziej osobistych powodów. Nie chciała się nad tym rozwodzić, bynajmniej nie widząc powodu, żeby wnikać w zachowanie i słowa chłopaka. Chyba nawet po cichu liczyła na to, że w końcu sobie kogoś znalazł, bo to mogłoby oznaczać, że nareszcie da jej spokój. Nie wiedziała, jak silny był czar, który roztaczała, a który sprawiał, że przebywającym w jej otoczeniu facetom trochę odwalało, ale to nie miało znaczenie – nie, skoro nie potrafiła tego daru kontrolować, równie nieporadna, co i w kwestii zrozumienia tego, kim tak naprawdę była.
Odszukała wzrokiem Liz, powoli zmierzając w stronę przyjaciółki. Nie była zaskoczona widząc, że ta wciąż przebywała z Damienem, trzymają się blisko Uzdrowiciela i zachowując jak ktoś, kto boi się oddalić choćby na kilka centymetrów od ukochanej osoby. Coś w widoku tej dwójki sprawiło, że poczuła uścisk w gardle, zwłaszcza kiedy przypomniała sobie słowa Elizabeth – to, że ta nie była pewna, co tak naprawdę czuła. Sama nie była ekspertem w kwestii rozróżniania emocji, ale obserwując ich, była w stanie doszukać się czegoś więcej, niż wdzięczności. Och, wręcz chciała mieć rację, mimo całej irytacji, którą wzbudzał w niej Damien, chcąc wszystkiego, co najlepsze, dla swojej najbliższej przyjaciółki.
Kiedy podeszła bliżej, Elizabeth natychmiast skoncentrowała na niej wzrok. Elena zauważyła, że jej kuzyn wymownie zerknął na Aldero, wydając się o coś pytać, choć ostatecznie z jego ust nie padło żadne słowo. Al tylko wzruszył ramionami, tym samym utwierdzając Elenę w przekonaniu, że tych dwóch porozumiewało się telepatycznie, ale nie próbowała drążyć, co takiego było tematem ich rozmowy. Jakoś nie miała wątpliwości co do tego, że wampir nie palił się do tego, żeby rozpowiadać na prawi i lewo to, w jaki sposób musiał jej pomóc.
Cóż, lepiej dla niego było, żeby nawet tego nie próbował.
Zawahała się, z niejaką obawą koncentrując się na Liz, chociaż to wydawało się pozbawione sensu. Już nie czuła pragnienia w aż tak intensywny sposób, jak jeszcze chwilę wcześniej, ale i tak miała obawy – tym bardziej, że wszystko tak czy inaczej wydawało się sprowadzać do Elizabeth. W pamięci wciąż miała to, jak dziwnie poczuła się z chwilą, w której zauważyła ukryty pod ubraniem przyjaciółki wisiorek. Było w tym niepozornym przedmiocie coś, co nie dawało Elenie spokoju, nie pozwalając tak po prostu zapomnieć ani o drobiazgu, ani o uczuciach, które ten w niej wywołał.
– Liz… – Elena zawahała się, po czym przelotnie spojrzała na dekolt przyjaciółki. Tym razem nie zobaczyła niczego, co świadczyłoby o obecności jakiejkolwiek biżuterii, ale czuła, że to jeszcze o niczym nie świadczyło. Nie była pewna, dlaczego ta jedna rzecz nie dawała jej spokoju, ale musiała przyjaciółkę o to zapytać – i to niezależnie od możliwych konsekwencji. Co więcej, jakoś nie miała wątpliwości co do tego, że naszyjnik na szyi dziewczyny, był czymś więcej, aniżeli wyobrażeniem albo iluzją… A nawet jeśli nie, mimo wszystko wolała się upewnić. – Co właściwie…? – zaczęła nieco spiętym tonem, chcąc przejść do rzeczy, ale nie miała po temu okazji.
Zawahała się, w głowie szukając najodpowiedniejszych słów na zaczęcie rozmowy, jednak te jak na ironię wydawały się być gdzieś daleko. W głowie miała pustkę, bezskutecznie próbując uporządkować wszystko w taki sposób, by zabrzmiało sensownie, ale nic nie wskazywało na to, żeby to miało okazać się możliwe.
– Co jest? – zachęciła ją przyjaciółka. – I czego chciał Brian? Ten chłopak naprawdę…
Elena tylko pokręciła głową, nie widząc powodów, by rozwodzić się nad chłopakiem. To nie było teraz ważne, przynajmniej z jej perspektyw, choć zarazem czuła, że popełnia błąd, tak po prostu decydując się Briana zignorować. Co prawda nie zachowywał się w jakiś rażąco inny sposób, ale mimo wszystko…
Głos Alison dotarł do niej nagle, spokojny i porażająco wręcz wyraźny, choć do tej pory próbowała dziewczynę ignorować. Problem polegał na tym, że na dłuższą metę wydawało się to niemożliwe – i to zwłaszcza w przypadku, w którym dotarły do niej kolejne słowa wciąż skupiającej na sobie uwagę zebranych śmiertelniczki.
– Dobrze, więc przejdźmy do rzeczy. Powiem to krótko, bo za chwilę mnie zjecie… – Dziewczyna zaśmiała się w nieco nerwowy sposób, w następnej sekundzie odzywając się ponownie. – Wybrana przez was para: Elizabeth Evans i Damien Licavoli…

2 komentarze:

  1. W końcu dotarłam i czytam na bieżąco. Trochę mi to zajęło bo zaczęłam czytać pod koniec wakacji. Na początku nie sądziłam, że to mnie aż tak wciągnie. Codziennie po szkole wchodziłam i czytałam i naprawdę wielki szacunek dla ciebie że cały czas piszesz, bo ta historia jest przemyślana od samego początku i jest spójna. Wiele osób zaczyna i nigdy nie kończy,mam nadzieje że ta historia się nie skończy ale wiem dobrze że wszystko ma swój początek i koniec . Mogę powiedzieć ,że piszesz cudnie masz talent pisz dalej bo wychodzi ci to niesamowicie . Wiem że ten komentarz może nie ma sensu bo nie umiem pisać chcę tyle napisać że już nwm od czego zacząć. Krótko ten blog jest NIESAMOWITY.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mój Boże. Zawsze jestem w ciężkim szoku, kiedy ktoś informuje mnie, że nadrobił całość – z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej, bo tego jest tak dużo… Dziękuję Ci za samo to ;-;
      Bardzo cieszę się, że historia aż tak Cię oczarowała. Uwielbiam pisać, do tej historii mam słabość, co raczej widać, więc jak najbardziej planuję skończyć. Dodam, że wkrótce pojawi się coś dodatkowego – mam w planach historię wspomnianej już Lily Ann. I w sumie nie tylko ;)
      Raz jeszcze dziękuję Ci za ten komentarz. Poprawiłaś mi humor, naprawdę. Cudowna jest świadomość tego, że ludzie po prostu są :D
      Pozdrawiam!

      Nessa.

      Usuń









After We Fall
stories by Nessa