Elena
Bezwiednie zacisnęła dłonie w pieści,
nie pierwszy raz mając ochotę kogoś uderzyć. Cóż, Brian wydawał się idealny do
tej roli, ale zmusiła się do zachowania spokoju, w zamian próbując
przekonać samą siebie, że wszystko w porządku – przynajmniej teoretycznie.
–
Przepraszam – wycedziła przez zaciśnięte zęby, po czym spróbowała wyminąć
swojego niechcianego towarzysza, ale chłopak nie dał jej po temu okazji.
Skrzywiła się, kiedy tak po prostu przesunął się, by ponownie stanąć w przejściu,
tym samym z uporem blokując Elenie drogę. – Co ty właściwie…?
Nie
dokończyła, w zamian z niedowierzaniem potrząsając głową. Wiedziała,
że ten chłopak nie był do końca normalny, więc takie odkrycie samo w sobie
wcale nie okazało się dla niej zaskoczeniem. Z drugiej strony, nie sądziła,
że po spotkaniu z Lawrence’m, Brian w ogóle odważy się do niej
zbliżyć. Co prawda nie mógł pamiętać, co takiego powiedział mu wampir, a tym
bardziej treści gróźb, które padły z jego ust, ale mimo wszystko…
– Dawno się
nie widzieliśmy, co nie, Ell? – usłyszała i to wystarczyło, żeby już na
wstępie się w niej zagotowało. Och, jasne. Zdążyła już zapomnieć, że ten
facet regularnie doprowadzał ją do szału.
– Miałeś
mnie tak nie nazywać – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – To po pierwsze. A po
drugie, to przesuń się w końcu, w porządku? Nie jesteś przeźroczysty,
Brian – przypomniała zniecierpliwionym tonem, ale ten tylko potrząsnął głową.
Skrzywiła
się, bez trudu wyczuwając od niego alkohol. Zdążyła już odzwyczaić się od tego,
że właściwie zawsze chodził podpity, już na krótko przed zerwaniem pozwalając
sobie na o wiele więcej, aniżeli była skłonna znosić. Co prawda i bez
procentów nie grzeszył inteligencją, ale kiedy pozwalał sobie na doprowadzenie
się do takiego stanu, stawał się jeszcze bardziej nieznośny.
– Masz
jakieś problemy ze słuchem? – rzucił z rozdrażnieniem Aldero, decydując
się wtrącić.
Elena nawet
nie drgnęła, kiedy kuzyn znalazł się tuż obok niej, jak gdyby nigdy nic kładąc
dłoń na jej ramieniu. Jedynie spojrzała na niego w nieco roztargniony sposób,
mimowolnie zastanawiając się nad tym, jak powinna zareagować – udawać, że
wszystko w porządku, czy może jednak łagodnie dać Aldero do zrozumienia,
żeby ją puścił.
– O… No
tak, w końcu wychodziliście razem – stwierdził cicho Brian, spoglądając to
na Elenę, to znów na stojącego obok wampira. Nie miała pojęcia, jak powinna
zinterpretować jego słowa, zresztą zdecydowanie nie miała do tego cierpliwości.
– Ell nie lubi być sama, prawda?
–
Skończyłeś już? – niemalże warknęła, w następnej sekundzie wyrzucając
przed siebie obie ręce, żeby spróbować go odepchnąć.
Zesztywniała,
kiedy Brian – okazując się przy tym zaskakująco wręcz świadom tego, co działo
się wokół niego, o wprawnej reakcji na jakikolwiek ruch nie wspominając –
jak gdyby nigdy nic chwycił ją za oba nadgarstki. Wyłącznie to, że zdołał
zaskoczyć ją tym ruchem, ostatecznie zadecydowało, że Elena zamarła w bezruchu,
bezmyślnie wpatrując się w stojącego przed nią śmiertelnika. Gdyby tylko
zechciała, bez wysiłku oswobodziłaby się z uścisku, ale zmusiła się do
powstrzymania, w duchu powtarzając sobie, że jeśli posunie się za daleko,
może nie wytrzymać. Co więcej, musiała przynajmniej spróbować udawać, że jest
zwykłą śmiertelniczką. Brian może i był podpity, ale na pewno nie aż tak
głupi, żeby nie zauważyć, że dziewczyna mogłaby okazać siłę znacznie przewyższającą
jego własną. Co jak co, ale faceci tacy jak on zwracali uwagę na wszystkie
nieścisłości, kiedy w grę wchodziła fizyczność.
Gniewnie
zmrużyła oczy, ostatecznie decydując się rzucić chłopakowi ostrzegawcze
spojrzenie. Lepiej dla ciebie, żebyś mnie
puścił, pomyślała, ale w ostatniej chwili powstrzymała się przed
wypowiedzeniem tych kilku słów na głos. Próbowała się rozluźnić, żeby łatwiej
zachować spokój, ale trudno było choćby marzyć o udawaniu, że nie ma
powodów do niepokoju, skoro dopiero co musiała skorzystać z pomocy Aldero,
żeby powstrzymać się przed zorganizowaniem małej masakry. Taka możliwość wciąż
wchodziła w grę, chociaż z drugiej strony, równie dobrze mogła
zadowolić się ponownym znokautowaniem swojego byłego – dokładnie w ten sam
sposób, co i w pamiętnym kantorku, kiedy zdecydowała się z nim
zerwać. Różnica polegałaby na tym, że dodatkowo upokorzyłaby go, gdyby pokusiła
się o pozbawienie go męskości na oczach wszystkich zebranych w sali gimnastycznej.
– Ehm…
Mogłabym prosić o uwagę? – Kobiecy, wzmocniony przez sprzęt nagłaśniający
głos, przedarł się przez szepty i ogólne zamieszanie. Elena chcąc nie
chcąc przeniosła wzrok w stronę prowizorycznej sceny, o ile w ten
sposób można było określić specjalnie wydzielony skrawek pomieszczenia. – Chyba
najwyższa pora na trochę ogłoszeń… I na to, na co wszyscy czekamy – dodała
mówczyni.
Dziewczyna
rozpoznała jedną z uczennic – drobniutką Alison, którą znała przede
wszystkim dlatego, że obie należały do zespołu tanecznego. Co więcej – podobnie
tak jak ona czy Jessica – ta z uczennic należała do swego rodzaju elity, nie
tylko należąc do samorządu uczniowskiego, ale też często mając związek z organizowanymi
w liceum akcjami i uroczystościami. Najwyraźniej i tym razem nie
mogła darować sobie możliwości zabłyśnięcia, pewnie stojąc na scenie i z
uwagą wodząc wzrokiem po zebranych. Z wprawą trzymała mikrofon, zachowując
się jak ktoś, kto został stworzony po to, żeby znajdować się w samym
centrum zainteresowania. Wysoka i szczupła, z długimi do pasa,
czarnymi włosami, bez wątpienia przyciągała uwagę, choć to równie dobrze mogło
mieć związek z zieloną, nieco zbyt śmiałą sukienką, którą miała na sobie.
Alison odczekała
kilka następnych sekund, żeby upewnić się, że ktokolwiek faktycznie jej słucha,
po czym uniosła mikrofon od ust.
– Tradycją
już jest, że podczas balu na zakończenie, zawsze wybieramy króla i królową
– a więc tych, którzy zdaniem większości najbardziej na to zasługują, poza
tym…
– Och, daj
spokój! – rzucił pogodnym jeden z obecnych w tłumie mężczyzn. – Wy na
każdej imprezie walczycie o jakiś tytuł. My przychodzimy pooglądać ładne
koleżanki.
Alison
jedynie wywróciła oczami w odpowiedzi na zaczepną uwagę, skwitowaną
cichymi śmiechami jeszcze kilku innych osób. Również kąciki ust dziewczyny drgnęły
nieznacznie, ale ostatecznie zmusiła się do zachowania powagi, najwyraźniej
zamierzając zachować pełen profesjonalizm.
– Bardzo
zabawne – rzuciła z przekąsem. – Tak czy inaczej… – zaczęła raz jeszcze,
tym razem zamierzając przejść do rzeczy, jednak Elena już właściwie nie
próbowała jej słuchać.
– Hm…
Pewnie już się nie możesz doczekać, co nie, Ell? Przecież to oczywiste, kto
dostanie koronę… Jak zwykle zresztą. – Zesztywniała, co najmniej zaskoczona słowami
Briana. Chłopak wciąż trzymał ją za ręce, więc zdecydowanym ruchem wyszarpnęła się
z jego uścisku, korzystając z tego, że praktycznie nie zwracał na nią
uwagi. – Ładne byśmy się prezentowali, gdybyś…
– O co
ci tak właściwie chodzi? – zniecierpliwiła się, nawet nie próbując ukrywać
rozdrażnienia.
Mimochodem
zauważyła, że kilka osób zerkało w ich stronę, ale nie próbowała się nad
tym rozwodzić. Była pod obstrzałem zaciekawionych, chwilami zawistnych
spojrzeń, właściwie cały czas, więc zdążyła się do tego przyzwyczaić. Zwłaszcza
po dłuższej nieobecności, ludzie wydawali się aż rwać do tego, żeby spekulować,
ale również to nie miało dla Eleny większego znaczenia. O tak, na pewno
miała okazać się sensacją, po kilku tygodniach pojawiają się akurat na tej imprezie,
a teraz na dodatek będąc na dobrej drodze do tego, żeby pokłócić się ze
swoim byłym – przynajmniej teoretycznie, bo bała się, że Brian wciąż mógłby
rozpowiadać, że prawda wygoda inaczej. Nie rozumiała, dlaczego akurat teraz
znowu postanowił namieszać, po względnie długiej przerwie znów zaczynając ją
dręczyć, ale nie dbała o to. Dla jej przyjemności mógł mówić dosłownie
wszystko, co tylko przyszłoby mu do tego małego móżdżka, bo to i tak nie
miało znaczenia, nawet jeśli do pewnego stopnia mogło okazać się nader
uciążliwe.
– No wiesz,
tak ciągle się zastanawiam… – Brian zamilkł, po czym spojrzał na nią w niemalże
przyjacielski sposób. – Gdzie teraz byłaś, co? – zapytał, a ona prychnęła.
– Serio
uważasz, że będę ci się z czegokolwiek spowiadać? – rzuciła z kpiną,
nie kryjąc niedowierzania. Miała ochotę roześmiać się w głos, ale zarazem
nie miała powodu, by czuć choćby szczątkowe rozbawienie. – Zejdź mi z oczu,
Brian. Zerwaliśmy i myślałam, że ty…
– Ja co?
Och, nie, spokojnie! Aż za dobrze zrozumiałem, co takiego powiedziałaś –
zapewnił pospiesznie, wyrzucając obie ręce ku górze w nieco teatralnym,
poddańczym geście. Zatoczył się nieznacznie, przez krótką chwilę mając wyraźny
problem z tym, żeby utrzymać się w pionie. W zasadzie sama nie
była pewna, jakim cudem udało mu się uchwycić pion, ale nie zamierzała tracić
czasu na rozważanie wyjątkowych umiejętności tego ze swoich byłych. – Nie jesteśmy
razem… Każde poszło w swoją stronę i tak dalej, nie? – dodał, kolejny
raz wystawiając jej cierpliwość na nerwy.
Wypuściła
powietrze ze świstem, nie pierwszy raz nie będąc w stanie wytłumaczy samej
sobie, co takiego zadecydowało, że w ogóle przez tyle czasu była w stanie
znosić tego kretyna. Kiedyś kierowała się zupełnie innymi wartościami, zresztą
okręcanie sobie facetów wokół palca, stanowiło rodzaj gry, która wtedy jej się
podobała – całe to poczucie kontroli i świadomość tego, że niewiele
brakowało, żeby kolejnemu biedakowi złamała serce, gdyby akurat zaczęła mieć na
to ochotę. Cóż, jakiś powód zawsze prędzej czy późnej się pojawiał, ale to
pozostawało sprawą drugorzędną.
Wciąż o tym
myślała, kiedy Aldero bez słowa chwycił ją za ramię. Zauważyła, że jedynie wywrócił
oczami, wyraźnie ubolewając nad tym, co robił Brian. Zarejestrowała również to,
że wampir w nieco bardziej stanowczy sposób napinał mięśnie, wyraźnie
musząc powstrzymywać się przed zrobieniem czegoś, czego później oboje mogliby
żałować. Och, bez wątpienia byłby do tego zdolny, nie wspominając o tym,
że nie tolerował Briana od chwili, w której ten w ogóle wpadł na
pomysł, żeby próbować mścić się kosztem Claire, ale mimo wszystko…
Nie,
bijatyka dla uciechy zebranych, pozostawała jedną z ostatnich rzecz,
której mogliby potrzebować.
– Chodź,
Elena – rzucił spiętym tonem Aldero, próbując pociągnąć ją za sobą. – Nie mam
dzisiaj do niego siły.
Cóż, sama
również nie miała, w zasadzie nigdy tak naprawdę nie grzesząc
cierpliwością – i to zwłaszcza w przypadku Briana, który regularnie
doprowadzał ją do szału. W efekcie chcąc nie chcąc skinęła głową, próbując
przekonać samą siebie, że dalsze brnięcie w dyskusję z tym konkretnym
chłopakiem, zdecydowanie nie miało sensu.
– Idziecie
się trochę poprzytulać gdzieś w kącie? – zapytał chłopak niemalże pogodnym
tonem. – Trochę dziwne, ale to chyba u was rodzinne… No i teraz każde
z nas ma do tego prawo, prawda, Ell?
Zamarła
wpół kroku, w pośpiechu decydując się odwrócić. Planowała odejść, ale coś w bełkocie
Briana dało jej do myślenia, podsycając już i tak odczuwane przez
dziewczynę wątpliwości. Jasne, powinna go ignorować – i to zwłaszcza kiedy
był w takim stanie, a ona ledwo nad sobą panowała. To wydawało się
przyziemne – cały ten gniew i zachowanie chłopaka, który nawet nie miał
dla niej znaczenia – a jednak…
– O co
ci chodzi?
Brian
wzruszył ramionami.
– U was
wszyscy są sparowani, nie? Wszystko zostaje w rodzinie, a przynajmniej
tak słyszałem – oznajmił, kolejny raz wystawiając jej nerwy na próbę. Nawet nie
chciała tego słuchać, a jednak… – Jak chcecie się ze sobą spotykać, to nie
ma problemu. Elena…
– Dziękuję
ci bardzo, łaskawco, za takie błogosławieństwo – wycedziła przez zaciśnięte
zęby.
Żartował
sobie? Musiał, a przynajmniej ona nie wyobrażała sobie, że miałoby być
inaczej. Nerwowo zaciskała dłonie w pięści, mimowolnie zastanawiając się,
czy możliwym było, żeby Brian widział ją i Aldero, kiedy kuzyn zaciągnął
ją w bardziej ustronne miejsce, żeby mogła nad sobą zapanować. Nawet
jeśli, nie interesowało ją, jakie w związku z tym wyciągnął wnioski,
ale z drugiej strony, wolała nawet nie brać pod uwagę, że mógłby teraz
biegać po szkole, na prawo i lewo rozpowiadając, że mogłaby mieć jakieś
niewłaściwe relacje z Aldero.
Daj spokój. Kto słucha Briana?,
pomyślała w rozgorączkowany sposób, usiłując nad sobą zapanować. Zabicie
go na oczach tych wszystkich ludzi naprawdę nie byłoby dobrym pomysłem…
Przynajmniej teoretycznie. Niech sobie
gada. To i tak o wiele lepsze, niż gdyby zaczął bredzić na temat
tego, że pijesz krew albo…
– Brian? –
rzucił nieoczekiwanie Aldero, niemalże uprzejmym, zachęcającym tonem.
– Taak…?
Wampir
tylko potrząsnął głową.
– Błagam,
nie rób z siebie większego debila, niż w rzeczywistości jesteś –
westchnął jej kuzyn, spoglądając na stojącego przed nim człowieka z politowaniem.
Brian
otworzył i zaraz zamknął usta, wydając się nad czymś intensywnie
zastanawiać, choć Elena zdecydowanie nie podejrzewała, że mógłby być do tego
zdolny. Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim chłopak w końcu
zadecydował o tym, co i z jakiego powodu zamierzał powiedzieć.
– Jak
powiedziałem, ja już nie mam nic przeciwko… I też idę dalej, wiesz, Ell?
Nie jesteś jedyna – stwierdził i coś w tym wyzwaniu sprawiło, że zapragnęła
się roześmiać.
Co to miało
być? Próba wywołania zazdrości, podobna do tego idiotycznego omotania Claire, w nadziei
na to, że w ten sposób zdoła się zemścić? Jeśli tak, tym bardziej nie
zamierzała brać w tym szaleństwie udziału, w zamian wręcz rwąc się do
tego, żeby uświadomić Brianowi, że droga wolna – i że nic, co się z nim
wiązało, już od dawna jej nie interesowało. Gdyby mogła, może dla lepszego
efektu pomagałaby mu przed nosem obrączką, chcąc raz na zawsze zakończyć ten
cyrk. Podejrzewała, że Rafael również nie byłby zadowolony, choć demona prędzej
z równowagi wytrąciłyby jakiekolwiek wzmianki na temat Aldero – i to
niezależnie od tego, czy te faktycznie miałyby rację bytu, czy brzmiały jak
jakiś bezsensowny bełkot.
Chwilę
jeszcze trwała w bezruchu, bijąc się z myślami, zanim ostatecznie
pokusiła się o to, żeby ruszyć się z miejsca. W następnej
sekundzie jak gdyby nigdy nic odwróciła się na pięcie, decydując się odejść.
Wyczuła, że Brian drgnął, być może spodziewając się innej reakcji – choćby
najmniej znaczącej odpowiedzi – ale nie zamierzała się tym przejmować. Już i tak
żałowała, że pojawiła się w tym miejscu, a skoro tak…
– Hej,
mówię poważnie! – usłyszała gdzieś za plecami, ale nawet to nie nakłoniło ją do
tego, żeby się odwrócić. – Zaprosiłem kogoś… I ona na pewno niedługo
przyjdzie! Sama zobaczysz, że będziemy wyglądali lepiej niż ja z tobą,
Elena – dodał, a dziewczyna mimowolnie doszła do wniosku, że to miłe, że w ogóle
był w stanie choćby jednorazowo powstrzymać się przed ciągłym skracaniem
jej imienia.
– Cholera…
Co jest z nim nie tak? – mruknął z rozdrażnieniem Aldero, bez trudu
materializując się u jej boku.
Wzruszyła
ramionami, nawet nie próbując szukać odpowiedzi. Nie chciała zastanawiać się
nad rolą, jaką zamierzał w tym wszystkim odegrać Brian, choć coś w słowach
chłopaka nie dawało jej spokoju. Zatrzymał ją wyłącznie po to, żeby oświadczyć,
że się umówił? Cóż, biorąc pod uwagę to, że wcześniej nawet nie pojawiała się w szkole,
przez co nie miał pewności, czy w ogóle wybierała się na bal, to nawet
brzmiało idiotycznie. Co prawda wiedziała, że Brian miał skłonności do co
najmniej głupich zachowań, często robiąc rzeczy, których chyba on sam nie
rozumiał, ale mimo wszystko…
Och, chyba,
że mówił prawdę i faktycznie z kimś się umówił – z mniej lub
bardziej osobistych powodów. Nie chciała się nad tym rozwodzić, bynajmniej nie
widząc powodu, żeby wnikać w zachowanie i słowa chłopaka. Chyba nawet
po cichu liczyła na to, że w końcu sobie kogoś znalazł, bo to mogłoby
oznaczać, że nareszcie da jej spokój. Nie wiedziała, jak silny był czar, który
roztaczała, a który sprawiał, że przebywającym w jej otoczeniu
facetom trochę odwalało, ale to nie miało znaczenie – nie, skoro nie potrafiła
tego daru kontrolować, równie nieporadna, co i w kwestii zrozumienia tego,
kim tak naprawdę była.
Odszukała
wzrokiem Liz, powoli zmierzając w stronę przyjaciółki. Nie była zaskoczona
widząc, że ta wciąż przebywała z Damienem, trzymają się blisko Uzdrowiciela
i zachowując jak ktoś, kto boi się oddalić choćby na kilka centymetrów od
ukochanej osoby. Coś w widoku tej dwójki sprawiło, że poczuła uścisk w gardle,
zwłaszcza kiedy przypomniała sobie słowa Elizabeth – to, że ta nie była pewna,
co tak naprawdę czuła. Sama nie była ekspertem w kwestii rozróżniania
emocji, ale obserwując ich, była w stanie doszukać się czegoś więcej, niż
wdzięczności. Och, wręcz chciała mieć rację, mimo całej irytacji, którą wzbudzał
w niej Damien, chcąc wszystkiego, co najlepsze, dla swojej najbliższej przyjaciółki.
Kiedy
podeszła bliżej, Elizabeth natychmiast skoncentrowała na niej wzrok. Elena
zauważyła, że jej kuzyn wymownie zerknął na Aldero, wydając się o coś
pytać, choć ostatecznie z jego ust nie padło żadne słowo. Al tylko
wzruszył ramionami, tym samym utwierdzając Elenę w przekonaniu, że tych
dwóch porozumiewało się telepatycznie, ale nie próbowała drążyć, co takiego
było tematem ich rozmowy. Jakoś nie miała wątpliwości co do tego, że wampir nie
palił się do tego, żeby rozpowiadać na prawi i lewo to, w jaki sposób
musiał jej pomóc.
Cóż, lepiej
dla niego było, żeby nawet tego nie próbował.
Zawahała
się, z niejaką obawą koncentrując się na Liz, chociaż to wydawało się
pozbawione sensu. Już nie czuła pragnienia w aż tak intensywny sposób, jak
jeszcze chwilę wcześniej, ale i tak miała obawy – tym bardziej, że
wszystko tak czy inaczej wydawało się sprowadzać do Elizabeth. W pamięci
wciąż miała to, jak dziwnie poczuła się z chwilą, w której zauważyła
ukryty pod ubraniem przyjaciółki wisiorek. Było w tym niepozornym
przedmiocie coś, co nie dawało Elenie spokoju, nie pozwalając tak po prostu
zapomnieć ani o drobiazgu, ani o uczuciach, które ten w niej
wywołał.
– Liz… –
Elena zawahała się, po czym przelotnie spojrzała na dekolt przyjaciółki. Tym
razem nie zobaczyła niczego, co świadczyłoby o obecności jakiejkolwiek biżuterii,
ale czuła, że to jeszcze o niczym nie świadczyło. Nie była pewna, dlaczego
ta jedna rzecz nie dawała jej spokoju, ale musiała przyjaciółkę o to
zapytać – i to niezależnie od możliwych konsekwencji. Co więcej, jakoś nie
miała wątpliwości co do tego, że naszyjnik na szyi dziewczyny, był czymś
więcej, aniżeli wyobrażeniem albo iluzją… A nawet jeśli nie, mimo wszystko
wolała się upewnić. – Co właściwie…? – zaczęła nieco spiętym tonem, chcąc
przejść do rzeczy, ale nie miała po temu okazji.
Zawahała
się, w głowie szukając najodpowiedniejszych słów na zaczęcie rozmowy,
jednak te jak na ironię wydawały się być gdzieś daleko. W głowie miała
pustkę, bezskutecznie próbując uporządkować wszystko w taki sposób, by
zabrzmiało sensownie, ale nic nie wskazywało na to, żeby to miało okazać się
możliwe.
– Co jest?
– zachęciła ją przyjaciółka. – I czego chciał Brian? Ten chłopak naprawdę…
Elena tylko
pokręciła głową, nie widząc powodów, by rozwodzić się nad chłopakiem. To nie
było teraz ważne, przynajmniej z jej perspektyw, choć zarazem czuła, że
popełnia błąd, tak po prostu decydując się Briana zignorować. Co prawda nie
zachowywał się w jakiś rażąco inny sposób, ale mimo wszystko…
Głos Alison
dotarł do niej nagle, spokojny i porażająco wręcz wyraźny, choć do tej
pory próbowała dziewczynę ignorować. Problem polegał na tym, że na dłuższą metę
wydawało się to niemożliwe – i to zwłaszcza w przypadku, w którym
dotarły do niej kolejne słowa wciąż skupiającej na sobie uwagę zebranych
śmiertelniczki.
– Dobrze,
więc przejdźmy do rzeczy. Powiem to krótko, bo za chwilę mnie zjecie… –
Dziewczyna zaśmiała się w nieco nerwowy sposób, w następnej sekundzie
odzywając się ponownie. – Wybrana przez was para: Elizabeth Evans i Damien
Licavoli…
W końcu dotarłam i czytam na bieżąco. Trochę mi to zajęło bo zaczęłam czytać pod koniec wakacji. Na początku nie sądziłam, że to mnie aż tak wciągnie. Codziennie po szkole wchodziłam i czytałam i naprawdę wielki szacunek dla ciebie że cały czas piszesz, bo ta historia jest przemyślana od samego początku i jest spójna. Wiele osób zaczyna i nigdy nie kończy,mam nadzieje że ta historia się nie skończy ale wiem dobrze że wszystko ma swój początek i koniec . Mogę powiedzieć ,że piszesz cudnie masz talent pisz dalej bo wychodzi ci to niesamowicie . Wiem że ten komentarz może nie ma sensu bo nie umiem pisać chcę tyle napisać że już nwm od czego zacząć. Krótko ten blog jest NIESAMOWITY.;)
OdpowiedzUsuńO mój Boże. Zawsze jestem w ciężkim szoku, kiedy ktoś informuje mnie, że nadrobił całość – z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej, bo tego jest tak dużo… Dziękuję Ci za samo to ;-;
UsuńBardzo cieszę się, że historia aż tak Cię oczarowała. Uwielbiam pisać, do tej historii mam słabość, co raczej widać, więc jak najbardziej planuję skończyć. Dodam, że wkrótce pojawi się coś dodatkowego – mam w planach historię wspomnianej już Lily Ann. I w sumie nie tylko ;)
Raz jeszcze dziękuję Ci za ten komentarz. Poprawiłaś mi humor, naprawdę. Cudowna jest świadomość tego, że ludzie po prostu są :D
Pozdrawiam!
Nessa.