Elena
W ułamku sekundy znalazła się
przy Aldero, bezceremonialnie zarzucając chłopakowi ramiona na szyję. Zawahał
się, ale nie próbował jej od siebie odpychać, pozwalając, żeby zmaterializowała
się przy nim. W następnej chwili już przymierzała się do tego, żeby wgryźć
się w jego szyję. Nie chciała zastanawiać się nad tym, gdzie i dlaczego
byli; czy ktokolwiek mógłby ich zauważyć, tym bardziej, że późna pora wcale nie
gwarantowała, że nagle staną się dla ludzi całkowicie niewidzialni.
– Elena… –
Aldero zawahał się, co w pierwszej chwili zaczęło ją drażnić. Chcąc nie
chcąc powstrzymała się przed atakiem, pozwalając, żeby odchylił ją w swoich
ramionach i przyjrzał jej bladej twarzy. – Nie powinnaś. Mam na myśli…
Jestem wampirem, tak? Rozmawialiśmy o tym – przypomniał, ale dziewczyna
tylko potrząsnęła głową.
– Nie
zaszkodzisz mi – oznajmiła z przekonaniem, bardziej niż kiedykolwiek dotąd
świadoma takiego stanu rzeczy. Cóż, jakoś nie miała wątpliwości co do tego, że
wampiryzm jej nie groził, nie wspominając o tym, że wydawał się najmniej
istotną kwestią ze wszystkich.
Chłopak
wahał się jeszcze przez chwilę, zanim ostatecznie skinął głową. Sądziła, że tym
razem nic nie będzie w stanie jej powstrzymać, więc tym bardziej
zaskoczyło ją to, że Aldero nagle zesztywniał, w następnej sekundzie
zdecydowanym ruchem odsuwając ją od siebie. Drgnęła, po czym spojrzała na niego
z niedowierzaniem, w równym stopniu zaskoczona, co i oszołomiona
jego reakcją, nim jednak zdążyła zastanowić się nad tym, co powinna zrobić,
palce wampira zdążyły zacisnąć się wokół jej nadgarstka.
– Nie tutaj
– stwierdził lakonicznie i choć wciąż miała wątpliwości, nie próbowała
protestować, kiedy pociągnął ją za sobą.
Niespokojnie
rozejrzała się dookoła, przez krótką chwilę niemalże całkowicie pewna, że zdoła
dostrzec kogoś w ciemnościach. Parking wyglądał na opustoszały,
przynajmniej na pierwszy rzut oka, chociaż z oczywistych względów pozory
jak najbardziej mogły mylić. Niczego nie była już pewna, zwłaszcza przez narastający,
coraz bardziej dający się jej we znaki głód, który na wszystkie możliwe sposoby
usiłowała ignorować. Tylko chwilę,
pomyślała niemalże gorączkowo, próbując przekonać samą siebie, że tak będzie w istocie,
to jednak okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby sobie życzyć.
Nie była w stanie się skoncentrować, w efekcie niejako musząc zdać
się na kuzyna, żeby nie ryzykować, że przypadkiem pokusi się o zrobienie
czegoś, czego później wszyscy mogliby żałować.
Nie
zastanawiała się nad tym, gdzie i dlaczego prowadził ją chłopak. Wciąż była
niczym jeden wielki kłębek nerwów, ledwo zdolna skupić się na metodycznym
podążaniu przed siebie. W efekcie prawie nie zarejestrowała tego, że w pośpiechu
okrążyli liceum, ostatecznie kryjąc się w rzucanym przez budynku cieniu.
Wciąż dziwnie roztrzęsiona, w pośpiechu oswobodziła ramię z uścisku Aldero,
po czym przeszła jeszcze kilka kroków, ostatecznie opierając się o chłodną
ścianę budynku. Nerwowo napinała mięśnie, przez krótką chwilę mając
nieprzyjemne wrażenie, że bardzo niewiele brakuje, żeby tak po prostu rozpadła
się na kawałeczki. Oczywiście, już kiedyś doświadczyła głodu – i to nie
jednokrotnie zresztą – ale to było coś więcej, niż po prostu pragnienie, które
mogłaby porównać do tego, którego doświadczała, kiedy jeszcze była
pół-wampirzycą. Co prawda sama myśl o tym, że teraz mogłaby być kimkolwiek
innym, wydawała się nieprawdopodobna, ale ta kwestia zeszła gdzieś na dalszy
plan, wyparta przez całą mieszankę innych, bardziej złożonych emocji.
– W porządku?
– Głos Aldero wyrwał ją z zamyślenia, sprawiając, że przez krótką chwilę
miała ochotę roześmiać się w nieco histeryczny, pozbawiony oznak wesołości
sposób. – Nie sądziłem, że ty… – zaczął, po czym rzucił jej wymowne spojrzenie,
najwyraźniej nie widząc powodu, żeby kończyć myśl.
– A jednak
– mruknęła, po czym wzruszyła ramionami. – To bardziej skomplikowane, ale nie o to
teraz chodzi. Rafael i ja… – Zacisnęła usta, w ostatniej chwili
decydując się zamilknąć. Ostatnim, czego tak naprawdę potrzebowała, pozostawało
to, żeby rozmawiać z kuzynek na temat ewentualnego uzależnienia od demona.
– Poradzę sobie jakoś. Po prostu potrzebuję chwili, żeby dojść do siebie, a później…
– zaczęła, jednak chłopak nie pozwolił na to, żeby dokończyła.
– Nawet tak
sobie nie żartuj – rzucił niemalże poirytowanym tonem. – Widzę, że aż się nosi…
Nie po raz pierwszy zresztą – dodał, a Elena zesztywniała, aż nazbyt
świadoma tego, że najpewniej miał na myśli moment, w którym jeszcze przed
wyjazdem do Volterry, rzuciła mu się do gardła. Nie skomentowała tego nawet
słowem, uparcie milcząc i po cichu licząc na to, że jednak zmieni temat. –
Elena…
– Co znowu?
Chciał ją
dręczyć i to akurat teraz, kiedy była w takim stanie? Zdecydowanie
nie zamierzała spokojnie tego znosić, nie wspominając o tym, że szlag
trafiał ją na samą myśl o możliwości utracenia kontroli. Czy to miało od
teraz wyglądać w taki sposób? Wcześniej nie sprawdzała, czy cokolwiek
zmieniło się w kwestii tego, czy była w stanie nad sobą panować, choć
najwyraźniej powinna – i to zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak czuła się w tamtej
chwili. Z drugiej strony, do tej pory nie miała żadnych problemów w tym,
żeby nad sobą zapanować, a to chyba również o czymś świadczyło. Być
może szukała dla siebie usprawiedliwienia, ale naprawdę nie rozumiała, co
takiego wpłynęło na zmianę sposobu, w jaki się czuła – na to, że tak nagle
mogłaby znaleźć się na granicy, przez krótką chwilę mając wrażenie, że naprawdę
niewiele brakowało, żeby dokonała jakiejś masowej masakry, gdyby akurat
pojawiła się taka potrzeba. Wszystko tak naprawdę zmieniło się z chwilą, w której
spojrzała na Liz, ale to przecież nie miało sensu, zresztą…
– Dobra,
nieważne. – Aldero z niedowierzaniem potrząsnął głową, po czym pośpiesznie
ruszył w jej stronę. – Nie powiedziałem tego, żeby cię zdenerwować, jasne?
Chcę pomóc, ale…
– Obejdzie
się – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
W zasadzie
sama nie była pewna, czego tak naprawdę chciała, ale to w tamtej chwili
wydawało się najmniej istotne. Zdecydowanie ważniejszą kwestią pozostawało to,
że balansowała na krawędzi, zdolna w równym stopniu się opanować, co i jednak
pokusić się o zrobienie czegoś głupiego. Aldero również musiał zdawać
sobie z tego sprawę, bo w odpowiedzi na jej słowa najzwyczajniej w świecie
się uśmiechnął, choć w tamtej chwili zdecydowanie nie miał powodów do
odczuwania zadowolenia.
– No jasne!
– rzucił z przekąsem, nie szczędząc sobie złośliwości. – I właśnie z tego
powodu przed sekundą wyglądałaś na chętną, żeby się na mnie rzucić?
Zacisnęła
dłonie w pieści, mimowolnie zaczynając się zastanawiać, czy gdyby
zdecydowała się go uderzyć, wciąż zadawałby jej tak głupie pytania. Prawda była
taka, że największy problem leżał w niej samej, ale nad tym nie chciała
się zastanawiać, uparcie unikając myślenia na jakikolwiek temat. Zbytnio bała
się tego, jaki kierunek mogłaby przybrać ich rozmowa, gdyby jednak powiedziała
mu o tym, co przypadkowo osiągnęli z Rafaelem – sytuacji, w której
kierowałaby tylko krew demona albo… Cóż, kogoś takiego jak Aldero, bo osoka,
która krążyła w jego żyłach, wciąż mogła okazać się jej lekarstwem. Tak
przynajmniej sądziła Mira, a sądząc po tym, do którego rodzaju krwi
właśnie ją ciągnęło, coś zdecydowanie w tym stwierdzeniu było.
Zawahała
się, wciąż zła i mocno wytrącona z równowagi. Aż wzdrygnęła się,
kiedy kuzyn ponownie się do niej zbliżył, w następnej sekundzie jak gdyby
nigdy nic kładąc obie dłonie na jej ramionach. Przez krótką chwilę miała ochotę
na niego warknąć, ale powstrzymała się, w duchu powtarzając sobie, że
udawanie obrażonej księżniczki jest ostatnim, co w obecnej sytuacji
miałoby sens. Teraz nie było na to czasu, nie wspominając o tym, że
szkolny bal zdecydowanie nie należał do sprzyjających okoliczności, biorąc pod
uwagę, co takiego mogłaby zrobić w najgorszym wypadku. Co więcej, przecież
doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Aldero chciał jej pomóc, broniąc
się przed taką możliwością wyłącznie z obawy przed tym, że znów będzie mu
coś zawdzięczała – i że jednocześnie ponownie go skrzywdzi.
Och, nie
zasłużył sobie na to.
Wciąż pełna
wątpliwości, chcąc nie chcąc pozwoliła, żeby chłopak nakłonił ją do spojrzenia
sobie w oczy. Nie zaprotestowała, kiedy bez słowa przygarnął ją do siebie w taki
sposób, że jej usta znalazły się tuż przy jego gardle. Tym razem było o wiele
prościej niż za pierwszym razem, kiedy niemalże rozerwała mu przełyk, byleby
tylko dostać się do tego, czego potrzebował jej organizm. Próbowała być
delikatna, przynajmniej w miarę możliwości, chociaż to wcale nie było
łatwe, skoro jakaś jej cząstka aż rwała się do ataku, bynajmniej nie grzesząc
cierpliwością. Tym większą ulgę poczuła z chwilą, w której w końcu
poczuła przyjemną słodycz w ustach – nie tak intensywną i wyczekiwaną,
jak ta krwi Rafaela, ale przynajmniej tymczasowo musiała wystarczyć. Elena
mimowolnie zadrżała, co najmniej oszołomiona sytuacją. Czuła, że serce bije jej
dosłownie jak szalone, tak szybko i mocno, jakby w każdej chwili
mogło wyrwać się z piersi i uciec gdzieś daleko, choć zarazem to
wydawało się co najmniej niemożliwe.
Aldero po
prostu ją trzymał, delikatnie obejmując i pozwalając, żeby piła.
Początkowo starała się być jak najbardziej ostrożna, nie chcąc go skrzywdzić,
ale po kilku kolejnych sekundach instynkt zrobił swoje, a ona była w stanie
koncentrować się już tylko i wyłącznie na piciu. Wiedziała, że powinna
kontrolować, jak wiele od niego wzięła, ale skupienie się na czymkolwiek poza
spijaniem słodkiej krwi, okazało się niemożliwe. W głowie miała pustkę,
zaś jedynym usprawiedliwieniem stało się to, że ktoś taki musiał wiedzieć, na
jak wiele mógł sobie pozwolić. Zresztą sam oferował jej siebie, prawda? W takim
wypadku tym bardziej nie widziała powodu, dla którego miałaby się
powstrzymywać, choć ta teoria wydawała się co najmniej naciągana – a przynajmniej
do takich wniosków doszłaby „rozsądna Elena”, gdyby akurat mogła pozwolić sobie
na właściwe przeanalizowanie sytuacji.
Wystarczy, usłyszała gdzieś w umyśle.
Łagodny szept ją zaskoczył, skutecznie wytrącając z równowagi i sprawiając,
że zawahała się, tym bardziej, że Aldero brzmiał na równie stanowczego, co i spokojnego.
Mimo wszystko i tak w pierwszym odruchu zapragnęła zaprotestować,
mając ochotę cicho warknąć, żeby dać mu do zrozumienia, że ostateczna decyzja
tak czy inaczej należała do niej. To była jej krew – ta, którą sam jej
zaoferował, tym samym pozwalając, żeby przejęła kontrolę – a skoro tak…
Westchnęła
cicho, po części z żalem, po czym chcąc nie chcąc zdecydowała się odsunąć.
Ostrożnie cofnęła się o krok, opierając plecami o ścianę i mocno
zaciskając powieki. Oddychała szybko i płytko, niemalże spazmatycznie,
przez dłuższą chwilę koncentrując przede wszystkim na próbie odzyskania
kontroli. Z wolna zaczęła się uspokajać, tym samym uświadamiając sobie, co
i z jakiego powodu właśnie zrobiła. Coś ścisnęło ją w gardle,
zwłaszcza kiedy uświadomiła sobie kierunek, który przybrały jej własne myśli –
wciąż nienaturalnie wręcz skomplikowane i mieszające się ze sobą tak
bardzo, że aż poczuła się nieswojo.
Jest w porządku, prawda? Jesteś tutaj,
zresztą nic mu nie zrobiłaś, więc…
– Elena? –
rzucił z wahaniem Aldero. – Hej, spójrz na mnie, kuzyneczko – zachęcił,
niejako nie pozostawiając jej innego wyboru.
–
Przepraszam – wyszeptała, nie kryjąc oszołomienia.
Z
opóźnieniem spojrzała stojącego tuż przed nią wampira, w pośpiechu mierząc
go wzrokiem. Nie miała odwagi, żeby tak po prostu spojrzeć mu w oczy,
niezależnie od tego, co w tamtej chwili sobie myślał – również w kwestii,
że sam pozwolił, by mogła się posilić. Zbytnio przerażało ją to, co czuła się
gotowa zrobić, byleby pozyskać upragnioną krew, bo to zdecydowanie nie było
normalne, przynajmniej z jej perspektywy. Wolała nie zastanawiać się, co
byłoby, gdyby miała do czynienia z kimś słabszym i mniej
doświadczonym, kto nie byłby w stanie tak po prostu dać jej do
zrozumienia, że ma natychmiast go zostawić, żeby nie posunąć się za daleko.
Przełknęła z trudem,
po czym skrzywiła się, w ustach wciąż mając oszałamiający, słodki posmak.
Jakaś jej cząstka nadal łaknęła krwi, ale stanowczo ją uciszyła, nie
zamierzając pozwolić sobie na wymuszenie Aldero czegoś więcej, aniżeli do tej
pory zdecydował się zadecydować. Jako wampir szybko doszedł do siebie, więc
kiedy po długim wahaniu spojrzała na niego gardło, przekonała się, że rana
zdążyła się zasklepić, to jednak wcale dziewczyny nie uspokoiło.
– Lepiej
ci?
Wzruszyła
ramionami, sam niepewna, co powinna mu odpowiedzieć. Och, na swój sposób na
pewno czuła się bardziej świadoma – głód zaczął z wolna odchodzić w zapomnienie,
pozostawiając za sobą wyłącznie poczucie dezorientacji i narastające z każdą
kolejną sekundą wątpliwości. Czułą się winna, w efekcie przez kilka sekund
mając ochotę porządnie przywalić głową w ścianę budynku, by ukarać się za
same tylko myśli, by spróbować posunąć się jeszcze dalej. Jasne, była Aldero
wdzięczna za to, że jej pomógł, ale z drugiej strony…
– Tak sądzę
– przyznała z wahaniem, ostrożnie dobierając słowa. – Już jest w porządku,
więc się nie martw. Ja… Dzięki – dodała, mając wrażenie, że zaczyna pleść trzy
po trzy.
Wiedziała,
że pytał ją przede wszystkim o fizyczny stan, najpewniej zainteresowany
najważniejszą kwestią, a więc tym, czy przypadkiem nie miała w planach
zmasakrować bawiącego się na sali gimnastycznej towarzystwa. Nerwowym ruchem
odgarnęła włosy z czoła, po czym właściwie bezwiednie przesunęła językiem
po wargach. Nie miała pojęcia, jak wyglądała, ale coś w spojrzeniu Aldero
dało jej do zrozumienia, że najpewniej jak siódme nieszczęście – blada,
roztrzęsiona i bliska tego, żeby dla lepszego efektu zwymiotować dopiero
co przyjęty posiłek. Podejrzewała, że to nie poprawiłoby jej sytuacji, ale
właściwie o to nie dbała, dochodząc do wniosku, że wszystko wydawało się
lepszą perspektywą, niż trwanie w ciszy i obwinianie się za coś, na
co tak czy inaczej nie miała wpływu.
Wzdrygnęła
się, kiedy chłopak bez jakiegokolwiek ostrzeżenia znalazł się bliżej,
zachęcająco wyciągając ramiona w jej stronę. Choć początkowo miała ochotę
się wycofać, ostatecznie pozwoliła mu się objąć, mimowolnie rozluźniając się w ciepłym,
znajomym uścisku. Nie sądziła, że to w ogóle możliwe, a jednak
poczuła się dużo pewniej, z wolna zaczynając się uspokajać. Gdyby do tego
wszystkiego nabrała pewności, że to wystarczy, żeby zaczęła zachowywać się tak
jak do tej pory, a tym bardziej poczuła sobą, wtedy wszystko stałoby się
dużo prościej, a jednak…
– Tęskniłem
za tobą, wiesz? – usłyszała tuż przy uchu. – Nie w tym sensie, w którym
mogłabyś sobie pomyśleć. Jasne, nie cofam tego, co powiedziałem, ale…
– Co? –
zaniepokoiła się, sama niepewna, jak powinna rozumieć jego słowa.
Mimowolnie
napięła mięśnie, wciąż obawiając się tego, że w którymś momencie znów się
pokłócą, tym bardziej, że w ostatnim czasie przychodziło im to nader
łatwo. Nie chciała nawet o tym myśleć, tym bardziej, że gdyby przyszło jej
wybierać, rozwiązanie byłoby bardzo proste. Miała Rafaela – zawsze, niezależnie
od tego, co by usłyszała. Aldero z kolei pozostawał tylko wyłącznie
rodziną i dobrym przyjacielem zarazem, a jednak…
– Po prostu
za tobą – powtórzył z naciskiem wampir. – Dalej uważam, że jestem
kretynką, Elena… Ale jeśli chcesz być z nim, to twój wybór. Niemniej licz
się z tym, że jak tylko da mi powód albo skrzywdzi ciebie, nie będę się
powstrzymywać.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, ostatecznie decydując się na milczenie. W głowie miała
pustkę, ale to nie przeszkadzało jej w zrozumieniu poszczególnych słów – i to
zwłaszcza takich, które niosły ze sobą aż tak istotny przekaz. Zawahała się, po
czym mocniej przywarła do kuzyna, mimowolnie zastanawiając nad tym, jak bardzo
głupim i egoistycznym pozostawało to, że chciała mu uwierzyć i udawać,
że jak najbardziej mogli zachowywać się tak, jakby nic złego się nie stało.
Kiedy sugerował jej spędzenie wieczoru w niemalże normalny sposób, mogła
wyobrazić sobie, że zdoła grać choćby i całą noc, gdyby zaszła taka
potrzeba, ale na dłuższą metę…
– Może po
prostu chodźmy do środka, zanim zresztą zacznie się niecierpliwić –
zaproponowała, prostując się i w pośpiechu oswobadzając z jego
uścisku. W niepokojąco wręcz łatwy sposób przyszło jej przybranie maski –
nie po raz pierwszy zresztą, bo okłamywanie nawet samej siebie w ostatnim
czasie opanowała niemalże do perfekcji. – Nie przejmuj się, już nad sobą
panuję. Nie zamierzam nikogo zabić, o ile nie zauważę, że jakaś panna ma
taką samą kieckę – dodała zaczepnym tonem, chociaż zdecydowanie nie było jej do
śmiechu.
Aldero
spojrzał na nią z powątpiewaniem, ale nie próbował protestować. W zamian
podążył za nią, kiedy niemalże natychmiast ruszyła w drogę powrotną, chcąc
jak najszybciej znaleźć się w miejscu, gdzie milczenie przestałoby być aż
tak uciążliwe. Powoli zaczynała żałować, że gdziekolwiek się ruszyła, ale
usiłowała trzymać tę i jej podobne myśli na dystans, raz po raz
powtarzając sobie, że teraz to już i tak nie miało znaczenia. Musiała
wytrzymać jeszcze kilka godzin, a później…
Cóż, nie
miała pewności, czy Rafael odnajdzie się w roli ewentualnego „pocieszacza”,
ale to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia. Liczyło się to, że przy
demonie czuła się bezpieczna, zresztą chciała z nim porozmawiać o tym,
co się wydarzyło – i czy jako jakiś cholerny demon-nie-demon miała prawo odczuwać aż tak silne pragnienie. To
była ważna kwestia, której nie zamierzała tak po prostu ignorować, a tym
bardziej czekać na moment, w którym zrobiłaby coś, czego później
przyszłoby jej żałować. Może i Rafa nie widział problemu w wybiciu
całej populacji dzieciaków, w przeszłości bez wątpienia zabijając nie raz,
na dodatek w pozbawiony oznak litości sposób, ale z Eleną sprawa miała
się zupełnie inaczej, przez co czuła się co najmniej przerażona perspektywą
tego, czego mogłaby dokonać.
Och,
oczywiście, że byłaby w stanie zrobić coś co najmniej niepokojącego, gdyby
tylko pojawiła się po temu sposobność. Zdążyła już przekonać się, że jest do
tego zdolna, kiedy – zaślepiona i nieświadoma własnych czynów –
zaatakowała własnego ojca, a później walczyła z Rafaelem. Sam demon
stwierdził, że byli do siebie podobni i chyba coś w tym było, nawet
jeśli ostatecznie określił ją mianem anioła,
co do tej pory brzmiało dla niej co najmniej śmiesznie. Nie, zdecydowanie nie
czuła się jak jakiś cholerny boski posłannik, a wręcz przeciwnie – ktoś,
kto jak najbardziej mógłby wylądować u boku Ciemności, choć i tego
nie chciała nawet brać pod uwagę.
Przestała
myśleć z chwilą, w której jej uszu doszła energiczna, wciąż wypełniająca
salę gimnastyczną muzyka. Przystanęła, pozwalając, żeby Aldero zrównał się z nią
na chwilę przed tym, jak zdecydowali się dołączyć do tłumu tańczących. Czuła
się lepiej, przynajmniej w kwestii pewności, że nagle nie pokusi się o rozerwanie
komuś gardła, ale i tak wolała, żeby kuzyn był blisko, mogąc w każdej
chwili powstrzymać ją przed zrobieniem czegoś głupiego, gdyby jednak straciła
nad sobą panowanie. Właściwie sama nie była pewna, czego powinna się po sobie
spodziewać, nie wspominając o tym, że już nawet nie ufała własnym
możliwościom – a to zdecydowanie nie było normalne.
Wciąż o tym
myślała, kiedy tuż przed nią właściwie znikąd pojawiła się jakaś postać.
Zaklęła, po czym poderwała głowę, żeby z irytacją spojrzeć na osobę, której
omal nie potrąciła, tym bardziej, że zdecydowanie nie czuła się winna
zaistniałej sytuacji. Gdyby przynajmniej patrzył, gdzie chodzi, wtedy…
– Cześć, Elena
– usłyszała znajomy, nieco bełkotliwy głos i to wystarczyło, żeby wytrącić
ją z równowagi.
Zastygła w bezruchu,
po czym odrzuciła jasne włosy na plecy i wyprostowała się niczym struna, w niemalże
wyniosły sposób spoglądając na stojącego tuż przed nią śmiertelnika.
Brian
zawahał się, a potem z wolna się uśmiechnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz