Rufus
W pierwszym odruchu spojrzał
na nią w nieco zniecierpliwiony sposób. Nie miała pewności, jak wygląda,
ale coś w wyrazie jej twarzy i tonie, którym się do niego zwróciła, z miejsca
dało wampirowi do myślenia. Już wcześniej dała mu do zrozumienia, że zrobiła
coś, co osobiście uważał za głupie – dobrze pamiętał, jak wyglądała Renesmee po
tym, jak uparła się oddać mu energię, a skoro Alessię taka potrzebowała
regularnie, musiała być tym bardziej niebezpieczna – ale dopiero kiedy
przyjrzał się bladej jak papier, klęczącej na ziemi Layli, naprawdę zaczął się martwić.
– Co? –
zaryzykował, podnosząc się, żeby móc do niej podejść. Rzadko bywał
przewrażliwiony, ale to jeszcze nie znaczyło, że własna żona była mu obojętna.
– Źle się poczułaś i jednak mam cię zanieść, czy może…? – zaczął, ale
prawie natychmiast urwał, z opóźnieniem orientując się, w czym tak
naprawdę musiał leżeć problem.
Layla w milczeniu
wpatrywała się w jeden z otwartych rejestrów, w gruncie rzeczy
tuląc książkę do siebie, choć ręce trzęsły jej się w stopniu
wystarczającym, by mogła z łatwością ją upuścić. Milczała, przynajmniej
tymczasowo, wyraźnie podenerwowana, choć trudno było mu jednoznacznie
stwierdzić, co mogło być tego przyczyną. Jedno wydawało się dość oczywiste –
coś znalazła, choć wampir nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy
to dobrze. Teoretycznie nie, ale biorąc pod uwagę fakt, że zachowywała się w ten
sposób…
Westchnął,
po czym błyskawicznie przemieścił się, kucając tuż naprzeciwko dziewczyny.
Uniósł brwi, kiedy wzdrygnęła się, niemalże od niego odskakując, kiedy naglącym
ruchem wyciągnął rękę po rejestr. Dobra, o co
znowu chodzi?, przeszło mu przez myśl, ale tymczasowo nie zadawał tego
pytania na głos, w pierwszej kolejności usiłując zrozumieć, co tak
naprawdę się działo. Layla siedziała jak na szpilkach, a to zdecydowanie
nie było normalne. Co więcej, sam już nie pamiętał, kiedy ostatnim razem miała
powody, żeby się go obawiać, a jednak w tamtej chwili wpatrywała się w niego
tak, jakby widziała go po raz pierwszy.
– Lay? Co
się stało?
Rzadko
skracał jej imię, ale tym razem sytuacja była wyjątkowa i to pod każdym
względem. Tak przynajmniej sądził, bo nie na co dzień wampirzyca zachowywała
się w ten sposób. Miał dość powodów, żeby zacząć się martwić, co w połączeniu
z faktem, że dziewczyna uparcie milczała, jedynie wszystko dodatkowo
komplikowało.
– N-nic… –
wykrztusiła z siebie z opóźnieniem, ale nawet gdyby powiedziała to
choć odrobinę pewniej, nie uwierzyłby. Musiałby całkiem zgłupieć, żeby
zadowolić się aż tak lakoniczną odpowiedzią, skoro zareagowała w ten
sposób. – Wybacz. Ja po prostu… – Urwała, po czym bez jakiegokolwiek ostrzeżenia
spojrzał mu w oczy. Było coś przenikliwego w jej wzroku, poza tym
wciąż sprawiała wrażenie kogoś, kto nie do końca zdawał sobie sprawę z tego,
co działo się dookoła. Takiej reakcji mógłby oczekiwać po ich rozmowie na temat
Isobel i roli, którą odegrał, kiedy królowa po raz pierwszy była u władzy,
ale akurat teraz… – Skoro już rozmawialiśmy o twojej przeszłości, to mogę
cię jeszcze o coś zapytać?
– Co
takiego? – zachęcił ją, choć wcale nie był taki pewien, czy to najlepszy
pomysł. Martwiła go i nie zamierzał tego ukrywać. – Coś jest nie tak?
Wydawało mi się, że zaakceptowałaś wszystko, co ci powiedziałem, ale…
– To nie to
– rzuciła uspokajającym tonem. Tym razem nie był w stanie nawet zrugać jej
za to, że mogłaby mu przerywać. – Jest tak, tak powiedziałam. To przeszłość, a ja
nie jestem zła, tylko… Po prostu ciekawi mnie coś innego – wyjaśniła w końcu,
ale i tym razem jej słowa zabrzmiały dziwnie.
– I przypomniałaś
sobie o tym akurat teraz? – mruknął z powątpiewaniem. Coś było na
rzeczy i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. – Ale w porządku…
Tak sądzę. Jeśli to cię uspokoi…
Pokiwała
głową, najwyraźniej sama niepewna tego, czego tak naprawdę oczekiwała. Był w stanie
to wyczuć w jej zachowaniu, ale to w żaden sposób nie tłumaczyło
Rufusowi, co aż do tego stopnia mogło wytrącić ją z równowagi. Mógł
naciskać albo od razu wykorzystać okazję, żeby zabrać jej rejestr i samemu
sprawdzić, w czym leżał problem, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że to
nienajlepszy pomysł. Chodziło o Laylę, a więc o dziewczynę, która
zawsze była z nim szczera. Jeśli chciała poprowadzić rozmowę w ten
sposób, przynajmniej na dobry początek mógł na to pozwolić.
– Dziękuję.
– Wypuściła powietrze ze świstem. Była blada, poza tym wciąż sprawiała wrażenie
kogoś, kto najchętniej by się wycofał i nie mówił niczego. – Może to
zabrzmi dziwnie, ale… czy to przypadek, że nigdy nie rozmawialiśmy o twojej
rodzinie?
Spodziewał
się naprawdę wielu rzeczy, ale kierunek, który ostatecznie przybrała wymiana
zdań, zaskoczył go.
– Rodzinie? – powtórzył z rezerwą, prostując
się i spoglądając na nią w niemalże pobłażliwy sposób. – Jasne, że
tak. Nie było o kim rozmawiać, bo zawsze byłem sam – przypomniał jej,
wymownie wywracając oczami. – Chyba, że chcesz wiedzieć, co sądzę o tobie i Claire.
Sprawdzasz mnie?
– Miło wiedzieć,
że jednak nazywasz rzeczy po imieniu. – Gdyby sytuacja była inna, najpewniej by
się uśmiechnęła, ale coś w tamtej chwili najwyraźniej sprawiało, że nie
była w stanie się na to zdobyć. Widok Layli w takim stanie zdecydowanie
należał do rzadkości. – Masz nas, a więc rodzinę. Zapamiętaj to sobie,
skoro już jesteśmy przy temacie – dodała cicho.
W tamtej
chwili zapragnął się wycofać i to najlepiej tak szybko, jak tylko miało
być możliwe. Kochało ją, zresztą tak jak i Claire, poza tym dobrze
wiedział, kim dla niego były, ale to jeszcze nie znaczyło, że musieli o tym
dyskutować, skoro tak naprawdę nie było potrzeby. Takie rozmowy go męczyły,
skutecznie wytrącając z równowagi, zresztą tak jak i próba
rozwodzenia się nad jakimikolwiek emocjami. Rozumiał je, akceptował, ale – do
cholery – czy to znaczyło, że trzeba było ot tak się nad nimi rozwodzić?
– Jasne,
jasne… Dobrze się czujesz? – rzucił, chcąc zmienić temat.
Wzruszyła
ramionami, najpewniej doskonale zdając sobie sprawę z tego, że pytanie nie
wynikało z troski. Skoro nie mdlała, ani nie zachowywała się aż tak dziwnie, mógł założyć, że nie ma
powodów o obaw, przynajmniej jeśli chodziło o jej samopoczucie.
– Nic mi
nie jest – zapewniła, nie kryjąc zniecierpliwienia. – Dalej mi nie
powiedziałeś, co z tobą i twoją rodziną… Nie, nie mną i Claire –
dodała, kiedy zauważyła, że zamierza jej odpowiedź. – Wiesz coś o niej?
Cokolwiek…?
– O co
ci tak naprawdę chodzi? – nie wytrzymał. Jeśli to miał być jakiś żart albo
zabawa, to zdecydowanie go to nie bawiło.
– Nie
odpowiadaj mi pytaniem na pytanie – wypaliła, a on prychnął. Nie,
zdecydowanie musiała się z niego naigrywać!
– O ile
mnie pamięć nie myli, to moja kwestia – zauważył, ale nie zwróciła na jego
słowa większej uwagi.
– To wysil
tę swoją pamięć i mi odpowiedz – zaproponowała, najwyraźniej nie zamierzając
dać za wygraną.
Cudownie,
więc może jednak zamierzała go wykończyć, pomimo tych wszystkich zapewnień, że
nie miała pretensji o wydarzenia z przeszłości. Chyba nawet wolałby
przekonać się, że tak właśnie jest, bo jeśli miał być ze sobą szczery, naprawdę
zaczynała go niepokoić. To nie było normalne i sama Layla również musiała
zdawać sobie z tego sprawę, co jednak nie powstrzymywało jej przed
ciągnięciem tej na pierwszy rzut oka bezsensownej rozmowy.
Coraz
bardziej rozdrażniony i podenerwowany zarazem, zajrzał dziewczynie w oczy.
Wyczuł, że zesztywniała, kiedy ich spojrzenia skrzyżowała się ze sobą, ale nie
próbowała odwrócić wzroku. Nie miał pojęcia, co takiego w tamtej chwili
chodziło jej po głowie, a tym bardziej czego jeszcze powinien się
spodziewać, ale…
–
Przysięgam, że jeśli spróbujesz użyć na mnie wpływu, wtedy naprawdę zrobię ci
krzywdę – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Jestem telepatką, Rufus.
– To
świetnie! Czy to też wyjaśnia, dlaczego zachowujesz się dziwniej ode mnie?
Layla westchnęła,
po czym energicznie potrząsnęła głową.
– Ja wcale
nie… Nieważne! – zreflektowała się. Wyczuł, że była zdezorientowana, poza tym
wyraźnie wahała się nad tym, co powinna zrobić. Miał ochotę przygarnąć ją do
siebie i jakkolwiek uspokoić, najlepiej w podobny sposób, co i ona,
kiedy w przeszłości próbowała na niego wpłynąć, gdy tracił kontrolę, ale
to wcale nie było takie proste. – Ja… Proszę, zaraz ci wyjaśnię, ale najpierw mi
odpowiedź – powiedziała tak cicho, że właściwie musiał wyczytać poszczególne
słowa z ruchu jej warg.
Obrzucił ją
zdezorientowanym, pełnym konsternacji spojrzeniem, na krótką chwilę znów
koncentrując spojrzenie na rejestrze, który trzymała na kolanach. Zamknęła go,
ale zauważył, że zaznaczyła sobie palcem jakąś konkretną stronę – najpewniej
tę, która zrobiła na niej aż takie wrażenie. Nie miał pojęcia, co takiego
powinien o tym sądzić, ale zdecydowanie mu się to nie podobało.
– Dlaczego
właściwie…? – Urwał, ostatecznie decydując się dać za wygraną. Tymczasowo ich
rozmowa prowadziła donikąd, więc w ten sposób co najwyżej tracił czas.
Gdyby przed sobą miał kogokolwiek innego, już dawno straciłby cierpliwość, ale
to była Layla, której nie potrafił i nie chciał w jakikolwiek sposób
zranić. – W porządku… Dobra. Chociaż prawda jest taka, że nie mam pojęcia,
co powinienem ci powiedzieć. Pamiętasz o czym dopiero co rozmawialiśmy?
Dzieci nie miały szans poznawać swoich rodziców, więc to naprawdę nie takie
dziwne, że ja…
– A chociaż
imiona? – przerwała mu po raz kolejny. Gdyby nie to, że bardziej przejmował się
tym, że czegoś wyraźnie mu nie mówiła, najpewniej już dawno dostałby szału. –
Kim… Kim była twoja matka?
– Rysujesz
drzewo genealogiczne czy jak? – Potrząsnął z niedowierzaniem głową. Nie
tak przesłuchania się spodziewał. – Trochę późno, żeby pytać o takie
szczegóły… Wiesz, nie jestem aż tak obeznany w kwestii związków, ale etap
poznawania partnera zwykle ma miejsce na samym początku i…
– Ale ja
pytam teraz – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Westchnął,
nie kryjąc rozdrażnienia. Ta rozmowa prowadziła donikąd, a przynajmniej
takie miał wrażenie.
– Nie – dał
za wygraną. – Nie wiem, bo i nigdy mnie to nie interesowało. Możesz znowu wysnuć
tę swoją głupią teorię, że jestem aspołeczny, ale…
– Wszyscy
wiemy, że jesteś.
– … to były
inne czasy, tak? – dokończył, ignorując fakt, że znowu mu przerwała. – Więzy
rodzinne wyglądały inaczej, a przynajmniej ja wychowywałem się w takim
przekonaniu. Nie warto przejmować się zmarłymi, więc po co miałbym wypytywać?
– Bo nie
żyła, czy dlatego, że w świecie Isobel nikt nie przejmował się ludźmi? –
zapytała cicho, bez choćby cienia złości.
Mimo
wszystko nie od razu zdecydował się jej odpowiedzieć. Podejrzewał, że dla kogoś
takiego jak Layla, gotowemu bez chwili wahania poświęcić się, byleby zapewnić
bezpieczeństwo najbliższym, zasady, którymi rządził się świat przed wiekami,
były czymś nie do pomyślenia.
– Oba –
powiedział w końcu. Wzruszył ramionami, nie przywiązując do własnych słów
większego znaczenia. – Już powiedziałem ci, że to były zupełnie inne czasy.
Poza tym nie tylko ludzie wydają na świat pół-wampiry – dodał, a Layla
uciekła wzrokiem gdzieś w bok.
– W twoim
przypadku jednak chodzi o człowieka – wymamrotała, a on zesztywniał i spojrzał
na nią z niedowierzaniem.
– Słucham?
Nie
odpowiedziała, milcząc i przez dłuższą chwilę wpatrując się w przestrzeń.
To już dawno przestało być zabawne, z kolei Rufus był gotów przysiąc, że
za chwilę naprawdę trafi go szlag – najdelikatniej rzecz ujmując. Już i tak
zaczynały puszczać mu nerwy, a to w jego przypadku nigdy nie kończyło
się dobrze.
Słodka bogini, o co znowu jej chodzi i…
– Layla, do
cholery! – ponaglił.
Wzdrygnęła
się, ale ostatecznie przeniosła na niego wzrok. Nie sądził, że zareaguje, ale
jednak zdecydowała odezwać się w cichy, zaskakująco wręcz łagodny sposób:
– Coś ci
pokażę, ale… masz mi obiecać, że się nie zdenerwujesz – zapowiedziała, po czym
zdecydowanym ruchem uniosła ściskaną w rękach książkę. – Znalazłam
Claudię.
Na początku
nie zareagował, po prostu tępo się w nią wpatrując. Rzadkowie miał
problemy z kojarzeniem faktów, ale biorąc pod uwagę to, co powiedziała…
nie widział problemu, a tym bardziej powodu do tak dziwnego zachowania.
Wręcz przeciwnie – prędzej był skłonny spodziewać się, że w przypływie
samozadowolenia i typowej dla siebie euforii dosłownie się na niego rzuci,
ciesząc się jak mała dziewczynka.
– Masz…
zadziwiający talent do dostrzegania związków przyczynowo skutkowych tam, gdzie
mnie nie przyszłyby do głowie – powiedział w końcu, starannie dobierając słowa.
– Layla, posłuchaj…
– Obiecaj
mi, że nie będziesz się denerwował – przerwała mu.
Wzniósł
oczy ku górze, nie mogąc się powstrzymać. Trochę spóźniła się z takimi
prośbami, bo już teraz był na dobrej drodze, żeby jednak spróbować coś
rozwalić.
– Zawsze,
kiedy zaczynasz rozmowę w ten sposób, mówisz mi coś, przez co dostaję
szału – zauważył przytomnie.
– Hm… Więc
gdybym o to nie prosiła, zachowywałbyś się inaczej?
Zaśmiał się
nerwowo, choć zdecydowanie nie czuł się rozbawiony.
– Wątpię.
– Więc nie
zaszkodzi spróbować – stwierdziła, po raz kolejny zaskakując go tym, że w każdej
sytuacji była w stanie doszukać się jakiegoś pozytywu. – Więc?
– Na tę
chwilę wiem tyle, że jeśli zaraz nie powiesz mi o co chodzi, wtedy
naprawdę… – zaczął, ale nie pozwoliła mu dokończyć.
Choć
wyraźnie się wahała, ostatecznie wyciągnęła rejestr w jego stronę,
wcześniej otwierając go na właściwej stronie. Wciąż zdezorientowany, co
zdecydowanie nie zdarzało mu się na co dzień, obrzucił spis zniecierpliwionym
spojrzeniem, w pośpiechu przemykając po nim wzrokiem i próbując
wypatrzeć znajome imię. Niektóre z dawno zapisanych słów wyblakły, przez co
odczytanie ich na pożółkłym, wyniszczonym przez czas papierze okazało się
problematyczne, zwłaszcza przy tak anemicznym oświetleniu, ale to mu nie
przeszkadzało. Nie raz miał do czynienia z aż tak starymi pozycjami, poza tym…
A potem w końcu
znalazł odpowiednią linijkę i to wystarczyło, żeby wszystkie obawy Layli
stały się dla niego jasne.
Claudia Prime
Layla
Wciąż nie dowierzała temu,
czego właśnie się dowiedziała. W zasadzie nawet podczas rozmowy z Rufusem,
próbowała zyskać na czasie, poukładać sobie wszystko i znaleźć jakikolwiek
dowód na to, że coś pomieszała – to wydawało się aż nazbyt prawdopodobne – ale
im więcej razy odtwarzała w pamięci tę konkretną stronę rejestru, tym
pewniejsza faktycznego stanu rzeczy była. Już wtedy zorientowała się, że może
spodziewać się dosłownie wszystkiego, zwłaszcza po klęczącym tuż naprzeciwko niej
wampirze, ale mimo wszystko…
Wciąż miała
wątpliwości, kiedy w końcu pokazała mu spis. Uważnie obserwowała jego
twarz, kiedy jakby od niechcenia obrzucił wskazany przez nią tekst wzrokiem,
wyraźnie szukając znajomego imienia. Zorientowała się również, w którym
momencie je zauważył, tym bardziej, że zmiana w wyrazie twarzy wampira
była aż nazbyt wyraźna. Po pierwsze, nie miała wątpliwości, że pobladł, choć w bladym
świetle, które rzucały jej płomienie, trudno było jednoznacznie określić takie
szczegóły.
A po
drugie, prawie natychmiast przybrał ten niepokojący, neutralny wyraz twarzy –
maskę, której szczerze nienawidziła i która odkąd tylko sięgała pamięcią,
przyprawiała ją o dreszcze.
– Rufus…? –
rzuciła z wahaniem, powoli zaczynając mieć dość przeciągającej się ciszy.
Natychmiast
przeniósł na nią wzrok, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Wręcz
przeciwnie – coś w jego spojrzeniu z miejsca sprawiło, że poczuła się
naprawdę nieswojo.
– Co
takiego? – zapytał cicho. Jego wzrok na krótką chwilę uciekł z powrotem na
stronę rejestru, ale tym razem nie poświęcił jej choćby cienia uwagi. – Co…?
–
Przeczytałeś wszystko? – zapytała z powątpiewaniem.
Wzruszył
ramionami.
– Znalazłaś
Claudię – przyznał ze spokojem. – Teraz wiemy jak się nazywa. Co za zbieg
okoliczności…
– Więc
jednak nie przeczytałeś – nie tyle zapytała, co po prostu stwierdziła fakt. W pośpiechu
przyciągnęła do siebie rejestr, przez krótką chwilę obawiając się, że za moment
jednak puszczą mu nerwy i rozniesie już i tak kruchą książkę.
Wystarczająco wiele razy widziała go w tak niepewnym nastroju, by być w stanie
przewidzieć ewentualne skutki. – Przy Claudii jest wzmianka o zdolnościach
zmiany kształtów, więc to na pewno ona i jej prawdziwe imię. Ty jesteś na
tej samej, o dziwo przed nią, więc pewnie liczy się data przemiany albo
narodzin jako istota nieśmiertelna. Ją zmieniono kilka lat po tym, jak ty…
– O co
ci tak naprawdę chodzi? – zapytał gniewnie, tonem wyraźnie sugerującym, że nie
miałby nic przeciwko, gdyby jednak zamilkła.
Och, mogła
się tego spodziewać. Co więcej, wcale nie dziwiła się jego reakcji, ale to nie
zmieniało faktu, że musiała dokończyć. Czuła, że powinna, tym bardziej, że
Rufus…
– To nie
jest wszystko – podjęła cicho, z uporem decydując się kontynuować. – Nie
przy wszystkich podane są dane rodziców, ale u was tak. Ojcowie są różni,
ale matka…
– Przestań.
I tym razem
zmusiła się, by puścić jego słowa mimo uszu.
– Dlatego
zapytałam… Miała na imię Lily Anne – powiedziała z naciskiem, choć on wyraźnie
nie chciał tego słuchać. Sama pewnie byłaby zafascynowana, ale dla Rufusa od
samego początku kwestia rodziny była trudna. Teraz sam powiedział, że nie
chciał wnikać, nigdy nie czując potrzeby, żeby dowiedzieć się więcej, ale
przecież nie mogła milczeć. To, że unikał tematu przez tyle wieków, nie
oznaczało, że nie potrzebował prawdy. – Lily Anne… Ładnie, prawda? Mam na myśli…
– Czy
możesz już skończyć?! – zniecierpliwił się. Layla aż się wzdrygnęła, nie
przypominając sobie, kiedy ostatnim razem podniósł głos, kiedy się do niej
zwracał. Wiedziała, że to zdecydowanie nie wróżyło dobrze, ale pomimo tego nie
czuła strachu. Kto jak kto, ale Rufus nigdy nie był w stanie jej świadomie
skrzywdzić, a w tamtej chwili mimo wszystko pozostawał sobą. – Nie
wiem, co próbujesz mi wmówić, ale…
– Kłamiesz
– oznajmiła z przekonaniem. – Wiem, że łączenie faktów przychodzi ci ot
tak. To rozumiem nawet ja, wiec… – Urwała, po czym westchnęła cicho. – Przy
Lily Anne też jest adnotacja, wiesz? Nie była wampirem, ale… posiadała pewne
zdolności – oznajmiła i w tamtej chwili coś ścisnęło ją w gardle.
Nie chciała robić mu na przekór, ale jak inaczej miałaby postąpić? Przyjechali
po odpowiedzi, chociaż wtedy zdecydowanie do głowy by jej nie przyszło, że sprawy
przybiorą tak nieoczekiwany obrót. – Uzdolniony człowiek. Czy podejrzewasz, co
takiego…? – zaczęła, ale Rufus tylko z niedowierzaniem potrząsnął głową.
– Cokolwiek
to jest, pewnie i tak mnie oświecisz – rzucił z wyraźną rezerwą.
Westchnęła,
aż nazbyt świadoma, ze próbował igrać z jej emocjami. Tego też mogła się
po nim spodziewać, więc takie słowa nie zrobiły na wampirzycy najmniejszego
nawet wrażenia.
– Chyba
Allegra kiedyś o tym wspominała… Tak mi się wydaje, bo dużo rozmawiałam z nią
i Claire, kiedy tylko do was wróciłam. – Uśmiechnęła się mimowolnie, aż
nazbyt dobrze pamiętając okres, w którym za wszelką cenę usiłowała poznać i trzymać
się blisko własnej córki. – Tutaj napisali, że Lily Anne była nazywana
wieszczka… i czarownicą. Ponieważ pisała wiersze. Prorocze wiersze, które…
– zaczęła z naciskiem, ale tym razem Rufus nie pozwolił jej dokończyć.
Aż
zesztywniała, kiedy zdecydowanym ruchem chwycił ją za oba nadgarstki – tak
gwałtownie i mocno, że przez krótką chwilę miała wrażenie, że za moment
połamie jej kości. Jęknęła, jedynie cudem powstrzymując się przed instynktowną
próbą obrony, a więc przywołaniem ognia i pozwoleniem, żeby żywioł
zrobił mu krzywdę.
Oboje
dłuższą chwilę milczeli, po prostu się z siebie wpatrując. Kiedy spojrzała
Rufusowi w oczy, w oszołomieniu przekonała się, że jego tęczówki
łagodnie jarzyły się w ciemnościach – co prawda tylko nieznacznie, ale to
wystarczyło, żeby dostrzegła ślady czerwieni.
– Koniec –
oznajmił cichym, nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Ja już skończyłem, więc
przestań mnie dręczyć – powtórzył, po czym jak gdyby nigdy nic się odsunął i poderwawszy
się na równe nogi, błyskawicznie ruszył w stronę drzwi.
Wypuściła
powietrze ze świstem, wciąż oszołomiona i pełna sprzecznych emocji.
Westchnęła cicho, z powątpiewaniem spoglądając na leżącą na jej kolanach
książkę i mając narastające z każdą kolejną sekundą poczucie tego, że
właśnie koncertowo spieprzyła tę rozmowę.
Jakkolwiek
by jednak nie było, jedno pozostawało oczywiste: Claudia była siostrą Rufusa.
I cholera,
to zaczynało ją przerażać.
Te związki przyczynowo-skutkowe brzmią tak znajomo. Sama wiesz, że moje skojarzenia są czasem trudne do wyjaśnienia haha. Biedny Rufus, przy jego awersji do rodzinnej atmosfery rozumiem jego reakcję, ale jednak zareagował bardzo gwałtowanie jak na takie coś.
OdpowiedzUsuń