18 grudnia 2016

Czterdzieści jeden

Layla
Próbowała spędzać czas z Alessią. Tak było prościej, choć podejrzewała, że Rufus miał mieć inne zdanie skoro tym razem to ona przy pierwszej okazji zostawiła go w bibliotece. Cóż, mógł uznać to za swego rodzaju zemstę za to, że przez ostatnie lata nie palił się, żeby opowiedzieć jej o wszystkim, co działo się, kiedy niejako służył Isobel. Mimo wszystko nie miała do niego pretensji – było dokładnie tak, jak powiedziała, choć on wyraźnie podchodził do jej słów z rezerwą – ale to nie znaczyło, że była takim stanem rzeczy zachwycona. Tak czy inaczej, na pewno godzina czy dwie bez niej nie miały mu zaszkodzić, nie wspominając o tym, że jakoś wątpiła, czy w ogóle zamierzał ruszać rejestry. Bardziej prawdopodobne wydawało się, że przy pierwszej okazji zamierzał znowu skupić się na innych książkach, główne zadanie pozostawiając jej.
Cudownie. To zdecydowanie nie był ten rodzaj współpracy, który w choć niewielkim stopniu miał szansę przypaść Layli do gustu. Nigdy nie lubiła, kiedy próbował rozstawiać ją po kątach, nawet jeśli sam zainteresowany twierdził, że to szczególny rodzaj zaufania, bo nie każdego brał sobie do pomocy. Jeśli miała być z sobą szczera, taka forma pocieszenia nieszczególnie przypadła jej od gustu.
Tak czy inaczej, nie śpieszyła się z powrotem do biblioteki, w zamian woląc towarzyszyć w Alessi. Ariel gdzieś zniknął, wcześniej lakonicznie rzucając coś o patrolu, chociaż zdaniem Layli to raczej wyglądało jak próba ucieczki, być może w obawie przed powtórką „małego dramatu”, którego wszyscy byli świadkiem. Nie znała tej dwójki – Belli i Victora, o ile dobrze nadążała za wszystkim co się działo – ale obserwując ich była gotowa przysiąc, że mieli szansę się porozumieć. Być może zachowywała się naiwnie, wierząc w to, a może w grę wchodziła słynna kobieta intuicja, niemniej to wydawało się najmniej istotne. Jakkolwiek by nie było, jakoś nie wyobrażała sobie, by jakakolwiek matka mogła na dłuższą metę opierać się przed zaakceptowaniem faktu, że nosiła pod sercem dziecka. Zwłaszcza dla niej pozostawało to czymś nie do pojęcia, skoro nie tak dawno temu sama dałaby się pokroić, byleby zostać matką – co prawda ze średnim efektem, biorąc pod uwagę okoliczności, ale jednak.
– Miło tu u was – stwierdziła, a Alessia zaśmiała się w nerwowy sposób. Po wyrazie jej twarzy trudno było stwierdzić, co tak naprawdę chodziło dziewczynie po głowie, ale Layla zdążyła się do tego przyzwyczaić. Gabriel też taki bywał, a przecież miała przed sobą jego córkę. – Ale ty sobie radzisz, prawda? Nawet jeśli pominąć to, co nam powiedziałaś – zreflektowała się pośpiesznie, orientując się, że to dość naciągana teoria.
– Nie mam wyboru – mruknęła Ali, wzruszając ramionami. – Jakbym się miała nimi wszystkimi przejmować, pewnie już dawno bym zwariowała… Ja i Ariel.
– Bo w końcu robisz to przede wszystkim dla niego – nie tyle zapytała, co stwierdziła fakt. Tego jednego pozostawała absolutnie pewna.
Alessia wysiliła się na blady uśmiech, ale dość marnie szło jej udawani, że wszystko jest w porządku. Zwłaszcza Layla zdążyła poznać ją na tyle dobrze, by zorientować się, że cokolwiek mogłoby dziewczynie dręczyć – i że to niekoniecznie musiało mieć związek wyłącznie ze wspominają już Nattie, która odrzuciła przemianę i umarła Ali na rękach.
– Tak… Gdyby nie Ariel, nie miałabym powodu – przyznała, a Layla westchnęła.
Siedziały w pokoju, który jej bratanica zajmowała – całkiem okazałej, ładnie urządzonej sypialni, której jedynym defektem pozostawało to, że (a jakże!) nie było w niej okien. Choć ciemność jak najbardziej odpowiadała wampirom, Layla podejrzewała, że trafiłby ją szlag, gdyby miała zostać w twierdzy na dłużej, a tym bardziej w niej zamieszkać. W porządku, laboratorium nie prezentowało się pod tym względem lepiej, skoro znajdowało się pod ziemią, ale tam przynajmniej dało się wytłumaczyć brak światła. Co więcej, nie musiała martwić się brakiem elektryczności, a w razie potrzeby zawsze mogła wyjść na zewnątrz, udać się do miasta i zrobić… dosłownie cokolwiek.
Spojrzała na Alessię z powątpiewaniem, nie po raz pierwszy zastanawiając się, co takiego chodziło dziewczynie po głowie. Czuła, że Ali mogłaby chcieć porozmawiać, ale nagle zwątpiła w to, czy była odpowiednią partnerką, jeśli chodziło o jakiekolwiek poważne dyskusje. Na jej miejscu zdecydowanie powinna znaleźć się Isabeau, a najlepiej Renesmee, ale skoro to przynajmniej tymczasowo pozostawało niemożliwe…
– Hej, wszystko gra? – zaryzykowała. Starała się ostrożnie dobierać słowa, żeby przypadkiem nie posunąć się za daleko. Nie chciała ryzykować, że Alessia poczuje się osaczona, a tym bardziej źle zrozumie cokolwiek z tego, co Layla miała ochotę jej powiedzieć. Aż nazbyt dobrze rozumiała, czym było poświęcenie dla kogoś, kogo się kochało, ale mimo wszystko… – Nie chcę nic mówić, ale wydajesz się… przygnębiona.
– Wcale nie – zaoponowała machinalnie Ali, ale to brzmiało co najmniej fałszywie, na dodatek w stopniu wystarczającym, by również dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę. – To znaczy… Może trochę – przyznała niechętnie.
– To znaczy?
Wzruszyła ramionami, wyraźnie wahając się przed odpowiedzią. Layla milczała, cierpliwie czekając i obserwując bratanicę, kiedy ta zaczęła nerwowo nawijać kosmyk długich, ciemnych włosów na palec. Kiedy na dodatek chwilę później poderwała się na równe nogi, nagle zaczynając niespokojnie krążyć, jedynie utwierdziła wampirzycę w przekonaniu, że cokolwiek jest na rzeczy. Zdążyła poznać również podenerwowaną Alessię, dzięki czemu bez trudu potrafiła zauważyć, kiedy ta miała jakiś problem. Podobnie zachowywała się, kiedy regularnie schodziła do podziemi Niebiańskiej Rezydencji, odwiedzając uwięzione przez Isobel wilki, choć wtedy Layli nawet do głowy nie przyszło, w czym mógł leżeć problem – nie, skoro również Ali nie potrafiła tego wytłumaczyć.
Nie była pewna, jak długo trwały w niemalże całkowitej, nieprzeniknionej ciszy. To nie miało znaczenia, zresztą czas w twierdzy wydawał się płynąć inaczej, dłużąc się w nieskończoność. Oczywiście taka możliwość nie wchodziła w grę, ale Layla nie mogła pozbyć się wciąż powracającej myśli, że z Lille było coś nie tak. Twierdza nie tylko niepokoiła, ale również wydawała się być wyjątkowa pod względem, którego wampirzyca w żaden sposób nie potrafiła wyjaśnić. Była w stanie jedynie stwierdzić, że czuła się tutaj źle – uwięziona, pogrzebana żywcem i bardzo niespokojna, może w stopniu bardziej znaczącym, niż kiedy po raz pierwszy zeszła do ciągnących się pod Miastem Nocy tuneli. To zdecydowanie nie było normalne, a Lay jakoś nie potrafiła uwierzyć, że wszystko sprowadzało się wyłącznie do kwestii przyzwyczajenia się.
– Chyba… Sama nie wiem. – Głos Alessi sprowadził ją na ziemię, sprawiając, że bez chwili wahania skoncentrowała się na dziewczynie. Pół-wampirzyca zatrzymała się tuż naprzeciwko niej, choć wyraźnie wszystko w niej aż rwało się do podjęcia wcześniejszego, pozbawionego kontroli spaceru. – Tęsknię. To pewnie dlatego.
– Dlaczego mam wrażenie, że sama w to nie wierzysz…? – zapytała łagodnie, gotowa w każdej chwili się wycofać.
Ali jęknęła, po czym energicznie potrząsnęła głową.
– To nie jest tak, że ja nie chcę tutaj być… Bardzo chcę! Cały czas czekałam, żeby Ariel mnie zaprosił, tylko… – Urwała, po czym nerwowo przygryzła dolną wargę. Layla poczuła subtelny, aczkolwiek wyczuwalny zapach krwi, ale ten nie zrobił na niej najmniejszego nawet wrażenia, tym bardziej, że nie tak dawno temu Alessia podzieliła się z nią zawartością lodóweczki, którą wraz z Ariele trzymali w sypialni. Swoją drogą, to jednoznacznie świadczyło o tym, że jakiś prąd był, ale z jakiegoś powodu żaden z mieszkańców nie zdecydował się na bardziej praktyczną formę oświetlenia. – Jest… trochę inaczej niż sobie wyobrażałam. Wiedziałam, że z wilkołakami nie będzie zabawy i że wszystko się zmieni, ale nie sądziłam, że aż do tego stopnia… Poza tym jestem tutaj obca – dodała cicho Alessia. – To też nie daje mi spokoju.
– A co na to Ariel? – drążyła, chociaż podejrzewała jaka będzie odpowiedź.
Tym razem doczekała się przeciągłego, nieco zażenowanego westchnienia. Zaraz po tym Ali podeszła bliżej, by móc ciężko opaść na łóżko. Materac ugiął się lekko pod jej ciężarem, zwłaszcza kiedy z kolejnym zdławionym jękiem położyła się na plecach.
– Nie rozmawiałam z nim o tym. Zresztą to nie jego wina, a ja nie chcę, żeby pomyślał, że jednak powinnam wrócić do domu.
Layla westchnęła, po czym z wahaniem spojrzała na ułożoną na łóżku dziewczynę. Czarne włosy tworzyły wokół głowy Alessi ciemną aureolę, mocno kontrastując z jasną pościelą i bladą cerą. Wampirzyca lekko zmrużyła oczy, dla pewności lustrując bratanicę wzrokiem, by upewnić się, czy ta przypadkiem do tego wszystkiego nie miała problemu, który regularnie przytrafiał się jej i Gabrielowi. Dopiero w tamtej chwili zorientowała się, że jak zagwarantowanie Ali krwi nie było dla Ariela problem, tak kwestia mentalnego głodu mogła okazać się bardziej skomplikowana. Szczerze wątpiła w to, żeby wilkołaki z entuzjazmem przyjęły perspektywę posłużenia dziewczynie za źródło pożywienia, nawet jeśli ta nie chciałaby krwi. Jedna osoba również nie wchodziła w grę, więc teoretycznie…
– Dobrze się czujesz? – zapytała pod wpływem impulsu. – Nie obraź się, ale wyglądasz dość marnie – przyznała, a Ali prychnęła.
– To bardzo miłe, ciociu – rzuciła z przekąsem.
Puściła słowa dziewczyny mimo uszu, w zamian przesuwając się tak, by móc spojrzeć bratanicy w oczy. Również ułożyła się na materacu, po czym wyciągnęła rękę, by móc musnąć palcami blady policzek Alessi. Przez anemiczne światło, rzucane przez kilka świec, które zapaliły, trudno było stwierdzić czy cokolwiek było nie tak, ale ostatecznie doszła do wniosku, że nadmierna troska nie zawsze bywa taka zła.
– Pytam poważnie – oznajmiła z naciskiem. – Jeśli potrzebujesz energii, powiedz mi. Gabriel zawsze ci powtarzał, żebyś nie zwlekała, kiedy głód wraca.
– Szkoda, że sam nie zawsze stosował się do własnych rad… – Alessia wywróciła oczami. – Poradzę sobie – oznajmiła z naciskiem. To zabrzmiało aż nazbyt znajomą, zresztą uwadze Layli nie uszło to, że dziewczyna tak naprawdę wcale nie zaprotestowała.
– Mhm… Oczywiście – powiedziała, nie szczędząc sobie złośliwości. – Już to widzę… Na to też macie jakiś system? – dodała, nie mogąc się powstrzymać.
Nie chciała wyjść na uciążliwą, a tym bardziej próbować Alessi matkować, ale co mogła poradzić na to, że się martwiła? Kochała tę dziewczynę, więc w naturalny sposób była w stanie zrobić dla niej równie wiele, co i dla własnej córki, rodzeństwa i każdego, kogo uznawała za swoją rodzinę. Do tego wszystkiego czuła się, jakby jednak miała przed sobą Gabriela – cholernie upartego, przez co nie raz musiała najpierw porządnie nim potrząsnąć, zanim decydował się zachować rozsądnie i jednak przyjmował czyjąkolwiek pomoc.
Tak jakby? – powtórzyła z rezerwą. O tak, to naprawdę brzmiało bardzo konkretnie! – To znaczy? – drążyła, nie zamierzając tak po prostu odpuścić.
– W zasadzie…
Zacisnęła usta, gotowa przysiąc, że za moment jednak trafił ją szlag. Marzyła o niedopowiedzeniach w takiej kwestii. A podobno to tylko ja jestem zbyt uparta…
– Radzimy sobie z Arielem – zapewniła natychmiast Alessia. – Serio. On mi pomaga, chociaż naturalnie nie wtedy, kiedy zbliża się pełnia. Staram się brać tyle, by nie ryzykować, że stracę kontrolę i jednocześnie mu nie zaszkodzić. Jak na razie wychodzi całkiem nieźle.
Innymi słowy, ograniczała się, prawie na pewno biorąc o wiele mniej niż powinna. Gabriel tak samo zachowywał się względem niej, Isabeau czy Renesmee, pozwalając sobie pomóc dopiero, kiedy któraś z nich go zaskoczyła. Ali miała dotychczas ten komfort, że zawsze mogła zwrócić się do Damiena, bo temu utrata mocy nie była w stanie zaszkodzić, ale teraz jej brat był daleko, a ona musiała radzić sobie inaczej. Przemyślała to czy nie, efekt zdecydowanie nie prezentował się dobrze.
Zacisnęła usta, po czym błyskawicznie poderwała się do pozycji siedzącej, prostując niczym struna. Alessia spojrzała na nią spod na wpół przymkniętych powiek, wyraźnie zdezorientowana, nim jednak zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie, Layla odezwała się pierwsza:
– Chodź tutaj – nie tyle poprosiła, co wręcz zażądała. Zignorowała zaskoczone spojrzenie bratanicy, w zamian decydując się postawić sprawę jasno. – Nie patrz tak na mnie, tylko bierz, czego potrzebujesz. I nie ograniczaj się, jasne? Wiem na ile mogę sobie pozwolić – stwierdziła z powagą. Trudno nie była tego świadoma, skoro jej własny bliźniak borykał się z tym problemem od wieków.
– Ale…
Potrząsnęła głową.
– Żadnych „ale”, bo się zdenerwuje – oznajmiła zniecierpliwionym tonem. – Obie wiemy, że nic mi nie zrobisz… To po pierwsze. A po drugie, porozmawiaj z Arielem, zanim skończycie jak ta rzucająca w siebie krzesłami dwójka – dodała, a Ali zaśmiała się nieco nerwowo.
– Tylko Bella rzucała krzesłem – przypomniała usłużnie.
Layla wywróciła oczami. Zupełnie jakby to właśnie ten fakt pozostawał w całej tej sytuacji najważniejszy!
– I tak powinniście porozmawiać. – Westchnęła cicho. – Jakbyś chciała, mogłabyś z nami wrócić do Miasta Nocy. Na kilka dni, oczywiście. Nie sądzę, żeby Ariel miał coś przeciwko, a tobie na pewno zrobiłoby się lepiej, gdybyś zobaczyła resztę.
Jakoś nie miała co do tego wątpliwości, tym bardziej, że wszystko w Alessi aż krzyczało, że chciała choć na chwilę się stąd wyrwać. Layla do tego wszystkiego zakładała, że chłopak jej bratanicy miał być w stanie zrozumieć sytuację, tym bardziej, że zawsze miała go za jednego z najbardziej wrażliwych facetów, jakich przyszło jej poznać. Biorąc pod uwagę fakt, że był wilkołakiem, to wydawało się prawdziwym ewenementem.
– Hm… W sumie niedługo pełnia – przyznała z wahaniem Ali, ostrożnie przysuwając się bliżej. Layla uśmiechnęła się, podświadomie wyczuwając, że miała szansę postawić na swoim.
– Właśnie – podchwyciła. – Wciąż lepsza perspektywa od chowania się w tym pokoju… Te drzwi serio są z metalu, nie? – zagaiła, chcąc nieco rozluźnić atmosferę.
– Do tej pory dawały radę – mruknęła Alessia.
Mniej więcej w tamtej chwili Layla doszła do wniosku, że woli nie znać więcej szczegółów. Dotychczasowy przekaz był wystarczająco jasny, a ona wolała nie wyobrażać sobie, jak czuła się Alessia, najpewniej kuląc się w tej sypialni, słuchając odgłosów z korytarza i wiedząc, że gdzieś na wyciągnięcie czaiły się niebezpieczne istoty, które nie zawahałyby się zrobić jej krzywdy – w tym również ktoś, kogo kochała i kto przez jedną noc w miesiącu nie pozostawał sobą.
Wyciągnęła ramiona, po czym bez słowa przyciągnęła do siebie Alessię, tym samym niejako ucinając wszelakie dyskusje. Podejrzewała, że gdyby jednak dziewczyna zdecydowała się wybyć poza Lille na czas pełni, oboje by odetchnęli – i ona, i Ariel, bo nie sądziła, żeby chłopakowi sprawiała przyjemność myśl o zagrażaniu komuś, kogo darzył jakimkolwiek ciepłym uczuciem. Ich związek od początku był skomplikowany, ale to mimo wszystko wydawało się Layli właściwe. Skoro nadal chcieli w tym trwać, to znaczyło, że ich uczucia były szczere, więc tym bardziej chciała zrobić wszystko, byleby jakiś pomóc. Zależało jej zwłaszcza na Alessi, a skoro warunkiem jej szczęścia był właśnie Ariel…
Zamknęła oczy, żeby łatwiej móc się rozluźnić, kiedy wyczuła mentalną obecność Ali. Bez trudu przygotowała się na to, by podzielić się z dziewczyną własną energią, usatysfakcjonowana tym, że przynajmniej tyle mogła zrobić. Podzielenie się krwią naturalnie nie wchodziło w grę, bo ostatnim, czego potrzebowała, było zarażenie bratanicy wirusem i uczynienie z niej wampira, ale w kwestii mocy sprawy miały się inaczej.
Dziękuję, usłyszała jeszcze i mimowolnie się uśmiechnęła.
Dla ciebie wszystko, księżniczko, zapewniła.
Jeśli chodziło o rodzinę, była gotowa zrobić wszystko, niezależnie od możliwych konsekwencji – i tak było od zawsze.

Wciąż odczuwała zmęczenie, kiedy w końcu zdecydowała się pojawić w bibliotece. Nie śpieszyła się, mimo wszystko nie ufając sobie i swojemu ciału na tyle, by pokusić się o nadmierny wysiłek. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem dzieliła się mocą, zresztą Alessia była wystarczająco spragniona, by wziąć wystarczająco dużo, żeby po wszystkim Layla poczuła się naprawdę oszołomiona. Nie miała nic przeciwko, zresztą bez trudu byłaby w stanie się obronić, gdyby dziewczyna straciła nad sobą panowanie, niemniej perspektywa spędzenia w bibliotece choćby godziny, skoro ledwo patrzyła na oczy, nie wydawała się zachęcająca.
– Hm… Nie śpieszyło ci się szczególnie – rzucił jakby od niechcenia Rufus, ale nie brzmiał na szczególnie rozeźlonego. Wręcz przeciwnie – wydawał się być w całkiem dobrym nastroju, choć w jego przypadku to niekoniecznie musiało oznaczać coś dobrego.
Wywróciła oczami, korzystając z tego, że początkowo nawet na nią nie spojrzał. Zajmował jej dotychczasowe miejsce, przeglądając jakąś książkę, która – a jakże! – zdecydowanie nie była rejestrem. Tym razem nie skomentowała tego choćby słowem, aż nazbyt świadoma, że jej uwagi i tak nie robiły na nim wrażenia.
Podeszła bliżej, zachodząc go od tyłu, by móc przechylić się nad oparciem fotela i zajrzeć mu przez ramię. Jeden rzut oka wystarczył, żeby zorientowała się, że w grę po raz kolejny wchodził jeden z tych tomów, o których wspominała Alessia – zapisanym językiem pierwotnych, który on najwyraźniej rozumiał, nawet jeśli w grę wchodziła jakaś inna, starsza i pewnie dawno już zapomniana wersja. Taki stan rzeczy już nie zaskakiwał, przynajmniej w przypadku Rufusa, bo już lata temu przywykła do myśli, że mogłaby mieć do czynienia z geniuszem.
– Co jest? – zapytał jakby od niechcenia, jednak decydując się zaszczycić ją przenikliwym spojrzeniem. Nie miała pewności jak wygląda, ale najwyraźniej wystarczająco inaczej, żeby zwrócił na to uwagę. – W porządku? Zasiedziałyście się z Alessią przy winie czy…?
– Och, nawet nie kończ – żachnęła się. Cóż, był równie miły, co i zazwyczaj. – Po prostu pomagałam Ali… z pewnym problemem. Wiesz, ona i Gabriel… – Wzruszyła ramionami. – I tak tego nie zrozumiesz.
– Czego? Dobrowolnego oddawania energii? – Lekko zmrużył oczy, nagle wyraźnie rozdrażniony. – Kolejna desperatka z altruistycznym zapędem do pomagania wszystkim wokół – mruknął, tym razem zwracając się bardziej do siebie niż do niej, ale i tak nie była w stanie jego słów zignorować.
– A co to niby miało znaczyć?
W odpowiedzi jedynie się uśmiechnął. Nie zaprotestowała, kiedy w roztargnieniu chwycił ją za rękę, ale i tak prawie dostała szału, gdy zaraz po tym jakby od niechcenia wrócił do śledzenia wzrokiem tekstu w książce. Cudownie! Zawsze zadziwiał ją tym, jak bardzo potrafił się przejmować, zwłaszcza kiedy chodziło o nią.
– Nic takiego – zapewnił Rufus. – Po prostu czasami zastanawiam się, co z tobą i Renesmee jest nie tak… W pozytywnym sensie, oczywiście – dodał, chociaż to zdecydowanie nie brzmiało jak komplement. – Ale jeśli źle się teraz czujesz i chcesz wracać do pokoju, nie krępuj się. Przeszukiwanie tych książek i tak idzie nam marnie.
– Może dlatego, że tylko ja przeglądam te, co trzeba? – podsunęła mu usłużnie. Nie mogła zaprzeczyć, że perspektywa odpuszczenia sobie brzmiała obiecująco.
– Cóż… To akurat zależy od sposobu rozumienia „użyteczności”, jeśli wiesz, co mam na myśli – rzucił niemalże pogodnym tonem. – Tak czy inaczej, nie przejmuj się. Jakbyś miała coś znaleźć, pewnie już dawno mielibyśmy jakiś punkt zaczepienia… Wiesz, twój pomysł był dobry, Laylo – zapewnił i zabrzmiało to szczerze – ale tak się składa, że do tego trzeba cierpliwości, a nam oboje jej brakuje. Nie sądziłaś chyba, że jeśli Claudia faktycznie jest w tych rejestrach, znajdziesz odpowiedzi tak od razu, prawda?
Wzruszyła ramionami, w duchu chcąc nie chcąc przyznając mu rację. Jeszcze kiedy mówił, z wolna zaczęła się wycofywać, dochodząc do wniosku, że może faktycznie powinna zostawić go samego i spróbować doprowadzić się do porządku. Zamierzała wyjść, ostrożnie przeciskając się pomiędzy fotelem a chwiejnym stosem rejestrów, który sama ułożyła tuż obok, kiedy jednak zakręciło jej się w głowie. Instynktownie spróbowała uchwycić się pierwszego, co znajdowało się w pobliżu, po czym cicho zaklęła, przypadkiem potrącając stosik. Przechylił się, ale w porę zdołała go przytrzymać, ostatecznie strącając tylko kilka rejestrów.
Zaklęła, już z przyzwyczajenia kucając, żeby je pozbierać. Odłożyła zamknięte tomy na bok, zostawiając sobie tylko te, które przy upadku otworzyły się na losowych stronach. Chciała je zatrząsnąć, ale coś w zapisanej na jednej z pożółkłych kartek liście nazwisk dało jej do myślenia, sprawiając, że jednak się zawahała.
A potem już tylko kucała i patrzyła, sama niepewna tego, co powinna myśleć.
– Rufus…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa