Layla
Próbowała spędzać czas z Alessią.
Tak było prościej, choć podejrzewała, że Rufus miał mieć inne zdanie skoro tym
razem to ona przy pierwszej okazji zostawiła go w bibliotece. Cóż, mógł
uznać to za swego rodzaju zemstę za to, że przez ostatnie lata nie palił się,
żeby opowiedzieć jej o wszystkim, co działo się, kiedy niejako służył Isobel.
Mimo wszystko nie miała do niego pretensji – było dokładnie tak, jak
powiedziała, choć on wyraźnie podchodził do jej słów z rezerwą – ale to
nie znaczyło, że była takim stanem rzeczy zachwycona. Tak czy inaczej, na pewno
godzina czy dwie bez niej nie miały mu zaszkodzić, nie wspominając o tym,
że jakoś wątpiła, czy w ogóle zamierzał ruszać rejestry. Bardziej
prawdopodobne wydawało się, że przy pierwszej okazji zamierzał znowu skupić się
na innych książkach, główne zadanie pozostawiając jej.
Cudownie.
To zdecydowanie nie był ten rodzaj współpracy, który w choć niewielkim
stopniu miał szansę przypaść Layli do gustu. Nigdy nie lubiła, kiedy próbował
rozstawiać ją po kątach, nawet jeśli sam zainteresowany twierdził, że to
szczególny rodzaj zaufania, bo nie każdego brał sobie do pomocy. Jeśli miała
być z sobą szczera, taka forma pocieszenia nieszczególnie przypadła jej od
gustu.
Tak czy
inaczej, nie śpieszyła się z powrotem do biblioteki, w zamian woląc
towarzyszyć w Alessi. Ariel gdzieś zniknął, wcześniej lakonicznie rzucając
coś o patrolu, chociaż zdaniem Layli to raczej wyglądało jak próba ucieczki,
być może w obawie przed powtórką „małego dramatu”, którego wszyscy byli
świadkiem. Nie znała tej dwójki – Belli i Victora, o ile dobrze
nadążała za wszystkim co się działo – ale obserwując ich była gotowa przysiąc,
że mieli szansę się porozumieć. Być może zachowywała się naiwnie, wierząc w to,
a może w grę wchodziła słynna kobieta intuicja, niemniej to wydawało
się najmniej istotne. Jakkolwiek by nie było, jakoś nie wyobrażała sobie, by
jakakolwiek matka mogła na dłuższą metę opierać się przed zaakceptowaniem
faktu, że nosiła pod sercem dziecka. Zwłaszcza dla niej pozostawało to czymś
nie do pojęcia, skoro nie tak dawno temu sama dałaby się pokroić, byleby zostać
matką – co prawda ze średnim efektem, biorąc pod uwagę okoliczności, ale
jednak.
– Miło tu u was
– stwierdziła, a Alessia zaśmiała się w nerwowy sposób. Po wyrazie
jej twarzy trudno było stwierdzić, co tak naprawdę chodziło dziewczynie po
głowie, ale Layla zdążyła się do tego przyzwyczaić. Gabriel też taki bywał, a przecież
miała przed sobą jego córkę. – Ale ty sobie radzisz, prawda? Nawet jeśli
pominąć to, co nam powiedziałaś – zreflektowała się pośpiesznie, orientując
się, że to dość naciągana teoria.
– Nie mam
wyboru – mruknęła Ali, wzruszając ramionami. – Jakbym się miała nimi wszystkimi
przejmować, pewnie już dawno bym zwariowała… Ja i Ariel.
– Bo w końcu
robisz to przede wszystkim dla niego – nie tyle zapytała, co stwierdziła fakt.
Tego jednego pozostawała absolutnie pewna.
Alessia
wysiliła się na blady uśmiech, ale dość marnie szło jej udawani, że wszystko
jest w porządku. Zwłaszcza Layla zdążyła poznać ją na tyle dobrze, by
zorientować się, że cokolwiek mogłoby dziewczynie dręczyć – i że to
niekoniecznie musiało mieć związek wyłącznie ze wspominają już Nattie, która
odrzuciła przemianę i umarła Ali na rękach.
– Tak…
Gdyby nie Ariel, nie miałabym powodu – przyznała, a Layla westchnęła.
Siedziały w pokoju,
który jej bratanica zajmowała – całkiem okazałej, ładnie urządzonej sypialni,
której jedynym defektem pozostawało to, że (a jakże!) nie było w niej
okien. Choć ciemność jak najbardziej odpowiadała wampirom, Layla podejrzewała,
że trafiłby ją szlag, gdyby miała zostać w twierdzy na dłużej, a tym
bardziej w niej zamieszkać. W porządku, laboratorium nie prezentowało
się pod tym względem lepiej, skoro znajdowało się pod ziemią, ale tam
przynajmniej dało się wytłumaczyć brak światła. Co więcej, nie musiała martwić
się brakiem elektryczności, a w razie potrzeby zawsze mogła wyjść na
zewnątrz, udać się do miasta i zrobić… dosłownie cokolwiek.
Spojrzała
na Alessię z powątpiewaniem, nie po raz pierwszy zastanawiając się, co
takiego chodziło dziewczynie po głowie. Czuła, że Ali mogłaby chcieć
porozmawiać, ale nagle zwątpiła w to, czy była odpowiednią partnerką,
jeśli chodziło o jakiekolwiek poważne dyskusje. Na jej miejscu
zdecydowanie powinna znaleźć się Isabeau, a najlepiej Renesmee, ale skoro
to przynajmniej tymczasowo pozostawało niemożliwe…
– Hej,
wszystko gra? – zaryzykowała. Starała się ostrożnie dobierać słowa, żeby
przypadkiem nie posunąć się za daleko. Nie chciała ryzykować, że Alessia
poczuje się osaczona, a tym bardziej źle zrozumie cokolwiek z tego,
co Layla miała ochotę jej powiedzieć. Aż nazbyt dobrze rozumiała, czym było
poświęcenie dla kogoś, kogo się kochało, ale mimo wszystko… – Nie chcę nic
mówić, ale wydajesz się… przygnębiona.
– Wcale nie
– zaoponowała machinalnie Ali, ale to brzmiało co najmniej fałszywie, na
dodatek w stopniu wystarczającym, by również dziewczyna zdawała sobie z tego
sprawę. – To znaczy… Może trochę – przyznała niechętnie.
– To
znaczy?
Wzruszyła
ramionami, wyraźnie wahając się przed odpowiedzią. Layla milczała, cierpliwie
czekając i obserwując bratanicę, kiedy ta zaczęła nerwowo nawijać kosmyk
długich, ciemnych włosów na palec. Kiedy na dodatek chwilę później poderwała się
na równe nogi, nagle zaczynając niespokojnie krążyć, jedynie utwierdziła
wampirzycę w przekonaniu, że cokolwiek jest na rzeczy. Zdążyła poznać
również podenerwowaną Alessię, dzięki czemu bez trudu potrafiła zauważyć, kiedy
ta miała jakiś problem. Podobnie zachowywała się, kiedy regularnie schodziła do
podziemi Niebiańskiej Rezydencji, odwiedzając uwięzione przez Isobel wilki,
choć wtedy Layli nawet do głowy nie przyszło, w czym mógł leżeć problem –
nie, skoro również Ali nie potrafiła tego wytłumaczyć.
Nie była
pewna, jak długo trwały w niemalże całkowitej, nieprzeniknionej ciszy. To nie
miało znaczenia, zresztą czas w twierdzy wydawał się płynąć inaczej,
dłużąc się w nieskończoność. Oczywiście taka możliwość nie wchodziła w grę,
ale Layla nie mogła pozbyć się wciąż powracającej myśli, że z Lille było
coś nie tak. Twierdza nie tylko niepokoiła, ale również wydawała się być
wyjątkowa pod względem, którego wampirzyca w żaden sposób nie potrafiła
wyjaśnić. Była w stanie jedynie stwierdzić, że czuła się tutaj źle –
uwięziona, pogrzebana żywcem i bardzo niespokojna, może w stopniu
bardziej znaczącym, niż kiedy po raz pierwszy zeszła do ciągnących się pod
Miastem Nocy tuneli. To zdecydowanie nie było normalne, a Lay jakoś nie
potrafiła uwierzyć, że wszystko sprowadzało się wyłącznie do kwestii
przyzwyczajenia się.
– Chyba…
Sama nie wiem. – Głos Alessi sprowadził ją na ziemię, sprawiając, że bez chwili
wahania skoncentrowała się na dziewczynie. Pół-wampirzyca zatrzymała się tuż
naprzeciwko niej, choć wyraźnie wszystko w niej aż rwało się do podjęcia
wcześniejszego, pozbawionego kontroli spaceru. – Tęsknię. To pewnie dlatego.
– Dlaczego
mam wrażenie, że sama w to nie wierzysz…? – zapytała łagodnie, gotowa w każdej
chwili się wycofać.
Ali
jęknęła, po czym energicznie potrząsnęła głową.
– To nie
jest tak, że ja nie chcę tutaj być… Bardzo chcę! Cały czas czekałam, żeby Ariel
mnie zaprosił, tylko… – Urwała, po czym nerwowo przygryzła dolną wargę. Layla
poczuła subtelny, aczkolwiek wyczuwalny zapach krwi, ale ten nie zrobił na niej
najmniejszego nawet wrażenia, tym bardziej, że nie tak dawno temu Alessia
podzieliła się z nią zawartością lodóweczki, którą wraz z Ariele
trzymali w sypialni. Swoją drogą, to jednoznacznie świadczyło o tym,
że jakiś prąd był, ale z jakiegoś powodu żaden z mieszkańców nie
zdecydował się na bardziej praktyczną formę oświetlenia. – Jest… trochę inaczej
niż sobie wyobrażałam. Wiedziałam, że z wilkołakami nie będzie zabawy i że
wszystko się zmieni, ale nie sądziłam, że aż do tego stopnia… Poza tym jestem
tutaj obca – dodała cicho Alessia. – To też nie daje mi spokoju.
– A co
na to Ariel? – drążyła, chociaż podejrzewała jaka będzie odpowiedź.
Tym razem
doczekała się przeciągłego, nieco zażenowanego westchnienia. Zaraz po tym Ali
podeszła bliżej, by móc ciężko opaść na łóżko. Materac ugiął się lekko pod jej
ciężarem, zwłaszcza kiedy z kolejnym zdławionym jękiem położyła się na
plecach.
– Nie
rozmawiałam z nim o tym. Zresztą to nie jego wina, a ja nie
chcę, żeby pomyślał, że jednak powinnam wrócić do domu.
Layla
westchnęła, po czym z wahaniem spojrzała na ułożoną na łóżku dziewczynę. Czarne
włosy tworzyły wokół głowy Alessi ciemną aureolę, mocno kontrastując z jasną
pościelą i bladą cerą. Wampirzyca lekko zmrużyła oczy, dla pewności
lustrując bratanicę wzrokiem, by upewnić się, czy ta przypadkiem do tego
wszystkiego nie miała problemu, który regularnie przytrafiał się jej i Gabrielowi.
Dopiero w tamtej chwili zorientowała się, że jak zagwarantowanie Ali krwi
nie było dla Ariela problem, tak kwestia mentalnego głodu mogła okazać się
bardziej skomplikowana. Szczerze wątpiła w to, żeby wilkołaki z entuzjazmem
przyjęły perspektywę posłużenia dziewczynie za źródło pożywienia, nawet jeśli
ta nie chciałaby krwi. Jedna osoba również nie wchodziła w grę, więc
teoretycznie…
– Dobrze
się czujesz? – zapytała pod wpływem impulsu. – Nie obraź się, ale wyglądasz
dość marnie – przyznała, a Ali prychnęła.
– To bardzo
miłe, ciociu – rzuciła z przekąsem.
Puściła
słowa dziewczyny mimo uszu, w zamian przesuwając się tak, by móc spojrzeć bratanicy
w oczy. Również ułożyła się na materacu, po czym wyciągnęła rękę, by móc
musnąć palcami blady policzek Alessi. Przez anemiczne światło, rzucane przez
kilka świec, które zapaliły, trudno było stwierdzić czy cokolwiek było nie tak,
ale ostatecznie doszła do wniosku, że nadmierna troska nie zawsze bywa taka
zła.
– Pytam
poważnie – oznajmiła z naciskiem. – Jeśli potrzebujesz energii, powiedz
mi. Gabriel zawsze ci powtarzał, żebyś nie zwlekała, kiedy głód wraca.
– Szkoda,
że sam nie zawsze stosował się do własnych rad… – Alessia wywróciła oczami. –
Poradzę sobie – oznajmiła z naciskiem. To zabrzmiało aż nazbyt znajomą,
zresztą uwadze Layli nie uszło to, że dziewczyna tak naprawdę wcale nie
zaprotestowała.
– Mhm…
Oczywiście – powiedziała, nie szczędząc sobie złośliwości. – Już to widzę… Na
to też macie jakiś system? – dodała, nie mogąc się powstrzymać.
Nie chciała
wyjść na uciążliwą, a tym bardziej próbować Alessi matkować, ale co mogła
poradzić na to, że się martwiła? Kochała tę dziewczynę, więc w naturalny
sposób była w stanie zrobić dla niej równie wiele, co i dla własnej
córki, rodzeństwa i każdego, kogo uznawała za swoją rodzinę. Do tego
wszystkiego czuła się, jakby jednak miała przed sobą Gabriela – cholernie
upartego, przez co nie raz musiała najpierw porządnie nim potrząsnąć, zanim
decydował się zachować rozsądnie i jednak przyjmował czyjąkolwiek pomoc.
– Tak jakby? – powtórzyła z rezerwą. O tak,
to naprawdę brzmiało bardzo konkretnie! – To znaczy? – drążyła, nie zamierzając
tak po prostu odpuścić.
– W zasadzie…
Zacisnęła
usta, gotowa przysiąc, że za moment jednak trafił ją szlag. Marzyła o niedopowiedzeniach
w takiej kwestii. A podobno to tylko ja jestem zbyt uparta…
– Radzimy sobie
z Arielem – zapewniła natychmiast Alessia. – Serio. On mi pomaga, chociaż naturalnie
nie wtedy, kiedy zbliża się pełnia. Staram się brać tyle, by nie ryzykować, że
stracę kontrolę i jednocześnie mu nie zaszkodzić. Jak na razie wychodzi
całkiem nieźle.
Innymi
słowy, ograniczała się, prawie na pewno biorąc o wiele mniej niż powinna.
Gabriel tak samo zachowywał się względem niej, Isabeau czy Renesmee, pozwalając
sobie pomóc dopiero, kiedy któraś z nich go zaskoczyła. Ali miała
dotychczas ten komfort, że zawsze mogła zwrócić się do Damiena, bo temu utrata
mocy nie była w stanie zaszkodzić, ale teraz jej brat był daleko, a ona
musiała radzić sobie inaczej. Przemyślała to czy nie, efekt zdecydowanie nie
prezentował się dobrze.
Zacisnęła
usta, po czym błyskawicznie poderwała się do pozycji siedzącej, prostując
niczym struna. Alessia spojrzała na nią spod na wpół przymkniętych powiek,
wyraźnie zdezorientowana, nim jednak zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie, Layla
odezwała się pierwsza:
– Chodź
tutaj – nie tyle poprosiła, co wręcz zażądała. Zignorowała zaskoczone
spojrzenie bratanicy, w zamian decydując się postawić sprawę jasno. – Nie
patrz tak na mnie, tylko bierz, czego potrzebujesz. I nie ograniczaj się,
jasne? Wiem na ile mogę sobie pozwolić – stwierdziła z powagą. Trudno nie
była tego świadoma, skoro jej własny bliźniak borykał się z tym problemem
od wieków.
– Ale…
Potrząsnęła
głową.
– Żadnych „ale”,
bo się zdenerwuje – oznajmiła zniecierpliwionym tonem. – Obie wiemy, że nic mi
nie zrobisz… To po pierwsze. A po drugie, porozmawiaj z Arielem,
zanim skończycie jak ta rzucająca w siebie krzesłami dwójka – dodała, a Ali
zaśmiała się nieco nerwowo.
– Tylko
Bella rzucała krzesłem – przypomniała usłużnie.
Layla
wywróciła oczami. Zupełnie jakby to właśnie ten fakt pozostawał w całej
tej sytuacji najważniejszy!
– I tak
powinniście porozmawiać. – Westchnęła cicho. – Jakbyś chciała, mogłabyś z nami
wrócić do Miasta Nocy. Na kilka dni, oczywiście. Nie sądzę, żeby Ariel miał coś
przeciwko, a tobie na pewno zrobiłoby się lepiej, gdybyś zobaczyła resztę.
Jakoś nie miała
co do tego wątpliwości, tym bardziej, że wszystko w Alessi aż krzyczało,
że chciała choć na chwilę się stąd wyrwać. Layla do tego wszystkiego zakładała,
że chłopak jej bratanicy miał być w stanie zrozumieć sytuację, tym
bardziej, że zawsze miała go za jednego z najbardziej wrażliwych facetów,
jakich przyszło jej poznać. Biorąc pod uwagę fakt, że był wilkołakiem, to
wydawało się prawdziwym ewenementem.
– Hm… W sumie
niedługo pełnia – przyznała z wahaniem Ali, ostrożnie przysuwając się
bliżej. Layla uśmiechnęła się, podświadomie wyczuwając, że miała szansę postawić
na swoim.
– Właśnie –
podchwyciła. – Wciąż lepsza perspektywa od chowania się w tym pokoju… Te
drzwi serio są z metalu, nie? – zagaiła, chcąc nieco rozluźnić atmosferę.
– Do tej
pory dawały radę – mruknęła Alessia.
Mniej
więcej w tamtej chwili Layla doszła do wniosku, że woli nie znać więcej
szczegółów. Dotychczasowy przekaz był wystarczająco jasny, a ona wolała
nie wyobrażać sobie, jak czuła się Alessia, najpewniej kuląc się w tej
sypialni, słuchając odgłosów z korytarza i wiedząc, że gdzieś na
wyciągnięcie czaiły się niebezpieczne istoty, które nie zawahałyby się zrobić
jej krzywdy – w tym również ktoś, kogo kochała i kto przez jedną noc w miesiącu
nie pozostawał sobą.
Wyciągnęła
ramiona, po czym bez słowa przyciągnęła do siebie Alessię, tym samym niejako
ucinając wszelakie dyskusje. Podejrzewała, że gdyby jednak dziewczyna
zdecydowała się wybyć poza Lille na czas pełni, oboje by odetchnęli – i ona,
i Ariel, bo nie sądziła, żeby chłopakowi sprawiała przyjemność myśl o zagrażaniu
komuś, kogo darzył jakimkolwiek ciepłym uczuciem. Ich związek od początku był
skomplikowany, ale to mimo wszystko wydawało się Layli właściwe. Skoro nadal
chcieli w tym trwać, to znaczyło, że ich uczucia były szczere, więc tym
bardziej chciała zrobić wszystko, byleby jakiś pomóc. Zależało jej zwłaszcza na
Alessi, a skoro warunkiem jej szczęścia był właśnie Ariel…
Zamknęła
oczy, żeby łatwiej móc się rozluźnić, kiedy wyczuła mentalną obecność Ali. Bez
trudu przygotowała się na to, by podzielić się z dziewczyną własną
energią, usatysfakcjonowana tym, że przynajmniej tyle mogła zrobić. Podzielenie
się krwią naturalnie nie wchodziło w grę, bo ostatnim, czego potrzebowała,
było zarażenie bratanicy wirusem i uczynienie z niej wampira, ale w kwestii
mocy sprawy miały się inaczej.
Dziękuję, usłyszała jeszcze i mimowolnie
się uśmiechnęła.
Dla ciebie wszystko, księżniczko,
zapewniła.
Jeśli
chodziło o rodzinę, była gotowa zrobić wszystko, niezależnie od możliwych
konsekwencji – i tak było od zawsze.
Wciąż odczuwała zmęczenie,
kiedy w końcu zdecydowała się pojawić w bibliotece. Nie śpieszyła
się, mimo wszystko nie ufając sobie i swojemu ciału na tyle, by pokusić
się o nadmierny wysiłek. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem
dzieliła się mocą, zresztą Alessia była wystarczająco spragniona, by wziąć
wystarczająco dużo, żeby po wszystkim Layla poczuła się naprawdę oszołomiona.
Nie miała nic przeciwko, zresztą bez trudu byłaby w stanie się obronić,
gdyby dziewczyna straciła nad sobą panowanie, niemniej perspektywa spędzenia w bibliotece
choćby godziny, skoro ledwo patrzyła na oczy, nie wydawała się zachęcająca.
– Hm… Nie
śpieszyło ci się szczególnie – rzucił jakby od niechcenia Rufus, ale nie
brzmiał na szczególnie rozeźlonego. Wręcz przeciwnie – wydawał się być w całkiem
dobrym nastroju, choć w jego przypadku to niekoniecznie musiało oznaczać
coś dobrego.
Wywróciła
oczami, korzystając z tego, że początkowo nawet na nią nie spojrzał.
Zajmował jej dotychczasowe miejsce, przeglądając jakąś książkę, która – a jakże!
– zdecydowanie nie była rejestrem. Tym razem nie skomentowała tego choćby
słowem, aż nazbyt świadoma, że jej uwagi i tak nie robiły na nim wrażenia.
Podeszła
bliżej, zachodząc go od tyłu, by móc przechylić się nad oparciem fotela i zajrzeć
mu przez ramię. Jeden rzut oka wystarczył, żeby zorientowała się, że w grę
po raz kolejny wchodził jeden z tych tomów, o których wspominała
Alessia – zapisanym językiem pierwotnych, który on najwyraźniej rozumiał, nawet
jeśli w grę wchodziła jakaś inna, starsza i pewnie dawno już
zapomniana wersja. Taki stan rzeczy już nie zaskakiwał, przynajmniej w przypadku
Rufusa, bo już lata temu przywykła do myśli, że mogłaby mieć do czynienia z geniuszem.
– Co jest?
– zapytał jakby od niechcenia, jednak decydując się zaszczycić ją przenikliwym
spojrzeniem. Nie miała pewności jak wygląda, ale najwyraźniej wystarczająco
inaczej, żeby zwrócił na to uwagę. – W porządku? Zasiedziałyście się z Alessią
przy winie czy…?
– Och,
nawet nie kończ – żachnęła się. Cóż, był równie miły, co i zazwyczaj. – Po
prostu pomagałam Ali… z pewnym problemem. Wiesz, ona i Gabriel… –
Wzruszyła ramionami. – I tak tego nie zrozumiesz.
– Czego?
Dobrowolnego oddawania energii? – Lekko zmrużył oczy, nagle wyraźnie
rozdrażniony. – Kolejna desperatka z altruistycznym zapędem do pomagania
wszystkim wokół – mruknął, tym razem zwracając się bardziej do siebie niż do
niej, ale i tak nie była w stanie jego słów zignorować.
– A co
to niby miało znaczyć?
W
odpowiedzi jedynie się uśmiechnął. Nie zaprotestowała, kiedy w roztargnieniu
chwycił ją za rękę, ale i tak prawie dostała szału, gdy zaraz po tym jakby
od niechcenia wrócił do śledzenia wzrokiem tekstu w książce. Cudownie!
Zawsze zadziwiał ją tym, jak bardzo potrafił się przejmować, zwłaszcza kiedy
chodziło o nią.
– Nic
takiego – zapewnił Rufus. – Po prostu czasami zastanawiam się, co z tobą i Renesmee
jest nie tak… W pozytywnym sensie, oczywiście – dodał, chociaż to
zdecydowanie nie brzmiało jak komplement. – Ale jeśli źle się teraz czujesz i chcesz
wracać do pokoju, nie krępuj się. Przeszukiwanie tych książek i tak idzie
nam marnie.
– Może
dlatego, że tylko ja przeglądam te, co trzeba? – podsunęła mu usłużnie. Nie
mogła zaprzeczyć, że perspektywa odpuszczenia sobie brzmiała obiecująco.
– Cóż… To
akurat zależy od sposobu rozumienia „użyteczności”, jeśli wiesz, co mam na
myśli – rzucił niemalże pogodnym tonem. – Tak czy inaczej, nie przejmuj się.
Jakbyś miała coś znaleźć, pewnie już dawno mielibyśmy jakiś punkt zaczepienia…
Wiesz, twój pomysł był dobry, Laylo – zapewnił i zabrzmiało to szczerze –
ale tak się składa, że do tego trzeba cierpliwości, a nam oboje jej
brakuje. Nie sądziłaś chyba, że jeśli Claudia faktycznie jest w tych
rejestrach, znajdziesz odpowiedzi tak od razu, prawda?
Wzruszyła
ramionami, w duchu chcąc nie chcąc przyznając mu rację. Jeszcze kiedy
mówił, z wolna zaczęła się wycofywać, dochodząc do wniosku, że może
faktycznie powinna zostawić go samego i spróbować doprowadzić się do
porządku. Zamierzała wyjść, ostrożnie przeciskając się pomiędzy fotelem a chwiejnym
stosem rejestrów, który sama ułożyła tuż obok, kiedy jednak zakręciło jej się w głowie.
Instynktownie spróbowała uchwycić się pierwszego, co znajdowało się w pobliżu,
po czym cicho zaklęła, przypadkiem potrącając stosik. Przechylił się, ale w porę
zdołała go przytrzymać, ostatecznie strącając tylko kilka rejestrów.
Zaklęła,
już z przyzwyczajenia kucając, żeby je pozbierać. Odłożyła zamknięte tomy
na bok, zostawiając sobie tylko te, które przy upadku otworzyły się na losowych
stronach. Chciała je zatrząsnąć, ale coś w zapisanej na jednej z pożółkłych
kartek liście nazwisk dało jej do myślenia, sprawiając, że jednak się zawahała.
A potem już
tylko kucała i patrzyła, sama niepewna tego, co powinna myśleć.
– Rufus…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz