21 kwietnia 2019

Dwieście siedemdziesiąt dwa

Miriam
To była kwestia sekund – tylko tyle potrzebowała, by podjąć decyzję. Bez zastanowienia obniżyła lot, wciąż nasłuchując i uważnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Wyraźnie czuła brata, zwłaszcza że Hunter nawet nie próbował ukrywać swojej obecności. Wydało jej się to podejrzane, ale zignorowała dziwne przeczucia, tak jak i świadomość, że demon z premedytacją wzywał ją do siebie. Nie sądziła, by był na tyle głupi, żeby spróbować ją zabić w samym środku wielkiej metropolii.
Z drugiej strony, próbował tego z Eleną. Nie miała pojęcia dlaczego po wszystkim zniknął na tyle czasu, ale to nie miało znaczenia. Hunter już jakiś czas temu wplątał się w coś, przez co nie była w stanie myśleć o nim jak o kimś rozsądnym.
I kto to mówi?, zadrwił demon, tym samym uświadamiając jej, że wciąż siedział jej w głowie. Wywróciła oczyma. Ile jest prawdy w tym, o czym tyle się ostatnio szepce?
Nie odpowiedziała, zbytnio skupiona na szukaniu odpowiedniego miejsca na lądowanie. Nie była zaskoczona, kiedy zmysły podpowiedziały jej, że brat czekał na nią na dachu jednego z budynków. Pewnie stanęła na nogi, składając skrzydła i prostując się niczym struna. Dumnie uniosła głowę, próbując sprawiać wrażenie kogoś, kto nie obawia się absolutnie niczego. W Volterze ją zaskoczył, ale tym razem miała zbyt wiele możliwych dróg ucieczki, by martwić się atakiem.
Hunter nie próbował się kryć. Dostrzegła go w cieniu, tuż obok wejścia na klatkę schodową, opartego o ścianę i w pełni rozluźnionego. Uśmiechał się w nieco cyniczny, zaczepny sposób. Było w tym coś irytującego, zwłaszcza że mężczyzna wydawał się patrzeć na nią z góry. Zignorowała to, tym bardziej że brat nie robił tego po raz pierwszy, ale i tak zapragnęła mu przyłożyć – i to porządnie, zwłaszcza po tym, co zrobił jej podczas ostatniego spotkania.
– Powinieneś się cieszyć, że nie ma ze mną Rafaela – oznajmiła jakby od niechcenia. Próbowała zachowywać się w równie rozluźniony, swobodny sposób, co i jej potencjalny przeciwnik. – Urwałby ci głowę, zanim zdążyłbyś się zastanowić, co cię trafiło.
– No patrz. A jednak wciąż żyję – mruknął, wznosząc oczy ku górze. – Pytanie jak długo będziecie mogli pochwalić się tym samym.
– O co ci chodzi?
Mężczyzna jedynie się roześmiał. Jego oczy zabłysły – niebieskie jak niebo, które wszyscy tak kochali.
– Ty mi powiedz – zaproponował pogodnym tonem. – Sprzeciwiliście się ojcu… To, że Rafa oszalał, wiadomo już od jakiegoś czasu, ale ty?
Zacisnęła usta, z trudem powstrzymując grymas. Wiedziała na czym stoi, chociaż to wciąż do niej nie docierało – myśl o tym, że miałaby naprawdę zwrócić się przeciwko Ciemności i narazić na niebezpieczeństwo. Jasne, że nie chciała umierać, ale… dokonała wyboru. Zrobiła to na długo przed tym, jak Rafael przyszedł do niej z informacjami o Łowcy, przy okazji uświadamiając, że właśnie ostatecznie skończył im się czas.
Sęk w tym, że Hunter nie musiał tego wiedzieć. Mira już całe wieki temu oduczyła się okazywania emocji przy innych – a już zwłaszcza tych, których uważała za wrogów.
– Uważaj, bo pomyślę, że się o mnie troszczysz – rzuciła bez większego zainteresowania. Siliła się na spokojny, obojętny ton. – Robię to, co uważam za słuszne.
– Chowając się za plecami Rafaela?
– Nie widzę go tutaj – zauważyła przytomnie. – I twoje szczęście, tak jak ci już powiedziałam. – Zamilkła, po czym z uwagą zmierzyła brata wzrokiem. – To wszystko czy chcesz czegoś konkretnego? Tak się składa, że jestem trochę zajęta.
Och, ewentualnie czekam aż znów zamachniesz się na mnie z nożem, dodała, ale powstrzymała się od wypowiedzenia tych słów na głos. Prowokowanie Huntera mimo wszystko nie było dobrym pomysłem.
Po jego minie poznała, że i tak wiedział swoje. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że wciąż próbował lustrować jej myśli.
– Zajęta czym? – zapytał z pobłażliwym uśmiechem. – Łamaniem rozkazów ojca przez przypadkową gówniarę, która namieszała w głowie Rafaelowi? Zawsze wiedziałem, że źle skończy, ale coś takiego…
– I wiesz to wszystko od tych, którzy szepcą za naszymi plecami? – przerwała mu zniecierpliwionym tonem. Coraz bardziej ją drażnił, zwłaszcza że nie miała pojęcia, czego się po nim spodziewać. Hunter od zawsze było w gorącej wodzie kąpany, ale to jeszcze nie znaczyło, że całkiem zgłupiał. Tak czy siak, wciąż był w stanie ją zaskoczyć i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. – Gdybyś słuchał plotek uważniej, wiedziałbyś, czego chce ojciec. Zabicie Eleny zdecydowanie tym nie było.
– O ile się nie mylę, teraz to i owo mogło się zmienić.
Coś w tych słowach przyprawiło Miriam o dreszcze. Jeszcze jakiś czas temu jedynie roześmiałaby się Hunterowi w twarz na samą wzmiankę o tym, że mógłby wiedzieć, czego oczekiwała Ciemność, ale teraz…
Rafael stracił wpływy. Przynajmniej zakładała, że nie przejmowałby się aż tak, gdyby wciąż mógł wprosić się do ojca na herbatkę i podyskutować o kolejnych poleceniach.
– Widziałeś się z nim? – wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Na ustach demona pojawił się niepokojący, pełen wyższości uśmiech.
– A Rafa nie? Koniec informacji z pierwszej ręki? – rzucił zaczepnym tonem. – Nie rozumiem, co się stało. Czasami zmiana strony to najlepsze, na co możemy się zdecydować, droga siostro.
Prychnęła. Gdyby to jeszcze było takie proste! Nawet gdyby wyzbyła się skrupułów i lojalności wobec Rafy, zdradzenie brata okazałoby się równie złym pomysłem, co i igranie z Ciemnością. Prawda była taka, że niezależnie od podjętej decyzji, znajdowała się w niebezpieczeństwie. Różnica polegała na tym, że przy Rafaelu miała choć cień nadziei na to, że znajdzie sprzymierzeńca, kiedy już nadejdzie odpowiedni moment. Walczenie o względy ojca od wieków okazywało się niewystarczające, niosąc ze sobą więcej rozczarowań niż jakichkolwiek korzyści.
Właśnie dlatego zignorowała Huntera, ostatecznie dochodząc do wniosku, że rozmowa z nim nie miała sensu. Już raz prawie wpakował ją w kłopoty, decydując się działać na własną rękę, kiedy jeszcze nie mieli pewności, co działo się z Rafaelem. Co więcej, ten demon było ostatnim, którego chciała słuchać. W zasadzie już nawet śmierć wydawała się lepszą opcją, aniżeli dopuszczenie Huntera do jakiejkolwiek władzy.
– Mira – usłyszała tuż za plecami. Wzdrygnęła się, prostując niczym struna, kiedy brat bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zmaterializował się tuż za jej plecami, chwytając ją za rękę. – Masz mi za złe to, co stało się w Volterze? Gdybym naprawdę chciał cię zabić, zrobiłbym to.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem, nawet nie próbując powstrzymywać śmiechu. W pośpiechu wyrwała ramię, po czym stanęła naprzeciwko Huntera, bez chwili wahania spoglądając mu w oczy.
– Oczywiście. To, że uszłam z życiem, to wyłącznie twoja łaskawość. – Wywróciła oczami. – Czego ty tak naprawdę ode mnie oczekujesz, co? Mam pozwolić ci rozstawiać się po kątach i robić kolejne bzdury? Razem zaatakujemy Elenę, bo ty tak chcesz? Ostatnim razem ci nie wyszło, zresztą dobrze wiesz, co powiedziałam o pragnieniach ojca.
– W Volterze… – zaczął, ale nie dała mu dokończyć.
– Nie mówię o tym jebanym balu, do cholery! – zniecierpliwiła się. – Co to była za akcja z lustrami, hm?
Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego, że na twarzy demona odmaluje się konsternacja. Uniósł brwi, spoglądając przy tym na siostrę tak, jakby widzieli się po raz pierwszy.
– Jakimi lustrami?
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Przez chwilę gorączkowo próbowała sobie przypomnieć, co tak naprawdę wiedziała o ataku na Elenę, by stwierdzić, czy czegoś nie pomieszała, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Co prawda Rafael nie był chętny, by zwierzać się ze wszystkiego, zwłaszcza po kłótni z żoną, ale Mira i tak wiedziała swoje. W tym z pewnością to, że Hunter próbował zakrzywiać rzeczywistość, by dorwać się do dziewczyny.
Czuła, że demon wciąż lustrował jej umysł, ale nie próbowała go powstrzymywać. Już kiedy potrząsnął głową zorientowała się, że działo się coś co najmniej niepokojącego.
– Cokolwiek tam zaszło, nie zrzucisz tego na mnie – oznajmił niemalże urażonym tonem. Skrzyżował ramiona na piersi, jednocześnie rozkładając skrzydła. – Miałem ważniejsze priorytety. I nie zrobiłbym tego aż tak nieudolnie.
– Ale…
– Mówisz jakbyś mnie nie znała! Wiem jak dobrze nad rzeczywistością panuje Rafael. Zaatakowanie ich w ten sposób byłoby jak samobójstwo – obruszył się.
Miał rację, chociaż to wciąż do niej nie docierało. Prawda była taka, że Hunter miewał o wiele bardziej fantazyjne pomysły, tak jak wtedy, gdy zdecydował się posłużyć Elliottem. Bywał bezpośredni, ale nie głupi, a jednak…
– Więc co robiłeś przez tyle czasu? – drążyła. Poderwała głowę, mimo obaw decydując się spojrzeć Hunterowi w oczy. – Nie uwierzę, że ojciec ma względem ciebie jakieś plany. Więc co? – nie dawała za wygraną. – Dalej ślepo podążasz za Isobel?
– Ona przynajmniej nie prowadzi mnie na śmierć.
Mira roześmiała mu się w twarz.
– Czyżby? – zadrwiła, przez chwilę sama niepewna czy akurat śmiech był najodpowiedniejszą reakcją. Może powinna mu współczuć, ale… Och, jakie to właściwie miało znaczenie? – Jako pierwsza postąpiła wbrew ojcu. Ona…
– Przynajmniej wie co robi! A od czegoś trzeba zacząć – obruszył się Hunter. – Śmiej się, jeśli chcesz. Zobaczymy, które z nas lepiej na tym wyjdzie… Królową też zdradziliście – zauważył przytomnie. – Kiedy bogini stanie na nogi…
– Nazywasz ją boginią? – przerwała mu, nawet nie kryjąc rozbawienia. – Jesteś głupszy niż myślałam.
Prawie natychmiast pożałowała tych słów, zmuszona do panicznej ucieczki, kiedy Hunter bezceremonialnie rzucił się w jej stronę. W porę chwyciła go za nadgarstek, gdy zamachnął się, próbując ją uderzyć.
– Uważaj na słowa, Mira – wycedził przez zaciśnięte zęby. Przynajmniej się zatrzymał, chociaż wciąż napierał na nią całym ciałem, dosłownie przeszywając wzrokiem. – Nie wiem jakie są rozkazy Ciemności i nie obchodzi mnie to. Zobowiązał nas do służby pani, więc to robię. To na pewno lepsze niż upaść tak nisko jak ty albo Rafael.
Nie mówił jej wszystkiego, ale to nie było ważne. Nie, skoro wiedziała, że nie o służbę czy spełnianie rozkazów mu chodziło. Huntera i Rafaela dzieliło zbyt wiele, by uwierzyła w coś takiego. Zwłaszcza demon, którego miała przed sobą, nie był typem kogoś, kto skrupulatnie wykonywał swoje obowiązki, jeśli nie mógł liczyć na nic w zamian. To, czego mógłby oczekiwać akurat tym razem, było oczywiste.
Serio?, pomyślała z niedowierzaniem. Cofnęła się o krok, chcąc zwiększyć dystans między sobą a wciąż gniewnie obserwującym ją nieśmiertelnym. Ojciec cię nie wyróżnił, więc chcesz zająć jego miejsce przy pseudo bogini z byt wielkim ego?
Przez twarz Huntera przemknął cień, ale nawet jeśli wychwycił jej myśli, nie skomentował ich nawet słowem. On po prostu patrzył, coraz bardziej sfrustrowany i – co nagle dotarło do Miriam – dziwnie rozżalony.
– Pozycja wymaga poświęceń. Kto jak kto, ale ty powinnaś to rozumieć – stwierdził w zamian, w końcu decydując się przerwać przeciągająca się ciszę. Jego głos zabrzmiał dziwnie, chłodny i wyprany z jakichkolwiek emocji. – Chciałem dać ci szansę, ale teraz nie mamy o czym mówić. Nie sądzę też, by ona chciała cię widzieć.
– Czego nie zrozumiałeś w tym, co powiedziałam o pragnieniach ojca? – zniecierpliwiła się. – Isobel straciła w jego oczach, kiedy zabiła Elenę. Nie sądzę, by…
– Jakie to ma znaczenie? Nie rozśmieszaj mnie, co? – Tym razem głos demona zabrzmiał inaczej, o wiele bardziej sfrustrowany niż do tej pory. Coś w gniewnej nucie, którą wyczuła w jego tonie, wzbudziło w Miriam niepokój. Hunter bywał szalony, zwłaszcza kiedy się zapędził, ale… – Uciekłaś mi wtedy… I on to pochwalił. Docenił cię.
– Kto? Rafa… – zaczęła, ale nie pozwolił jej dokończyć.
– Ojciec! – Hunter gniewnie zmrużył oczy. – Nie myśl, że tego nie wyczułem. Zawsze byłaś jego ulubienicą.
– Nie wiesz, o czym mówisz.
Ulubienica Ciemności? To było ostatnie określenie, którego użyłaby względem siebie. Gdyby było inaczej, nie walczyłaby przez te wszystkie lata – o pozycję, o szacunek czy bezpieczeństwo. To, że Rafael tolerował ją u swojego boku, było niczym największe wyróżnienie, a Mira w gruncie rzeczy nie miała odwagi oczekiwać niczego więcej. W zasadzie w którymś momencie uznanie brata zaczęło znaczyć dla niej więcej niż pochwała od ojca, zwłaszcza że na tę drugą już nawet nie próbowała liczyć. Fakt, że docenił ją w Volterze, był niczym cud, jakkolwiek ironiczne nie wydawałoby się to w przypadku demonów.
Wtedy też dotarło do niej, że Hunter był najzwyczajniej w świecie zazdrosny. Wyczuwała to już wcześniej, ale nigdy wcześniej z taką intensywnością. Jakby tego było mało, uczucia te zwykle wiązały się z Rafaelem. Walczyli o pozycję, tylko w teorii ciesząc się podobnymi względami. Prawda była taka, że Ciemność od wieków ceniła Rafę i o tym wiedzieli wszyscy. Gdyby było inaczej, zdecydowanie nie mógłby cieszyć się aż takimi wpływami,  i to nawet teraz, kiedy – jak ujął to Hunter – upadł.
Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. To brzmiało jak marny żart, ale nie widziała innego wyjścia. W którymś momencie to nie rozkazy czy chęć przypodobania się ojcu wysunęły się na pierwszy plan. Miała wrażenie, że to wręcz akt desperacji ze strony brata – to, by w końcu zdobyć uznanie. Jeśli Isobel w choć niewielkim stopniu sprawiała, że czuł się potrzebny…
– To zły moment na leczenie zranionego ego – oznajmiła z powagą, mimo wątpliwości decydując się postawić sprawę jasno. Hunter drgnął w odpowiedzi na jej słowa, ale zignorowała tę reakcję, w pośpiechu mówiąc dalej. – Poważnie, daruj sobie. Najlepiej stąd znikaj, póki jeszcze nie wpadłeś na Rafaela. Ciemność i Isobel to skomplikowana sprawa, więc…
– Skąd wiesz? – zapytał gniewnie demon. – Od ojca? Bo chyba nie od niej… A jednak sama dopiero co powiedziałaś, że nie jesteś jego ulubienica. – Niebieskie oczy zabłysły gniewnie. – Ciemność ma coś do królowej, ale toleruje u swojego boku zdrajców?
– Ojciec nie…
– Nie odpowiadaj mi bajeczek. I tak nie obchodzi mnie, jak to między nimi wygląda – wycedził przez zaciśnięte zęby. Napiął mięśnie tak bardzo, że aż zaczęły drżeć, przez co Mira była w stanie już co najwyżej czekać na moment, w którym demon ostatecznie straciłby cierpliwość. Gdyby się na nią rzucił… – Ale wiesz co? Mam to gdzieś. Ich wewnętrzne sprawy, o ile jakiekolwiek istnieją. Na mnie i tak nigdy nie zwracał uwagi. – Hunter uśmiechnął się w pozbawiony wesołości sposób. To, że nagle się uspokoił, a wyraz jego twarzy zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wydało się Mirze bardziej niepokojące, niż gdyby jednak wpadł w amok. – Razjela też wyczułem, tak swoją drogą. Kolejny upadły, który ma się dobrze.
– Hunter…
Zignorował ją. W zasadzie nagle zwątpiła w to, czy w ogóle słuchał, co próbowała mu powiedzieć. Myślami wydawał się być gdzieś daleko, zbytnio pochłonięty emocjami, które wysunęły się na pierwszy plan.
Niedobrze…
Dla pewności cofnęła się o kolejny krok, wciąż niespokojnie obserwując. Strach pojawił się nagle, choć za wszelką cenę starała się trzymać nerwy na wodzy. Próbowała być pewna siebie i wyniosła, zresztą jak zawsze, gdy zależało jej na ukryciu słabości, ale to okazało się trudniejsze niż przypuszczała. Jakby tego było mało, wszystko w Mirze aż krzyczało, że była zagrożona – tyle że za źródło zagrożenia wcale nie uznawała Huntera.
Mętlik w głowie przybrał na sile. Nie zrozumiała od razu, przez dłuższą chwilę tkwiąc w miejscu i tylko obserwując miotającego się, mruczącego coś gniewnie demona. Zdenerwowany nieśmiertelny nigdy nie wróżył dobrze, a Miriam dobrze wiedziała, jak daleko potrafili się posunąć jej bracia. To nie byłby pierwszy raz, gdyby puściły mu nerwy. Czasami bywał bardziej porywczy i brutalny od Rafaela, ale mimo wszystko…
Tyle że to nie było tak. To nie Huntera się obawiała. Coś czaiło się w ciemnościach, obserwując i dotychczas biernie czekając, choć żadne z nich nie zdawało sobie z tego sprawy. W tamtej chwili jednak obecność intruza wydała się Miriam najzupełniej oczywista, zupełnie jakby ten uznał, że dalsze ukrywanie się nie miało sensu. To, co miało zostać powiedziane, już rozbrzmiało.
– Hunter… – zaczęła raz jeszcze.
O dziwo przystanął i przeniósł na nią wzrok. W końcu zamilkł, a kąciki jego ust drgnęły i powędrowały ku górze.
– Ty się trzęsiesz – stwierdził, wciąż jakby nie dowierzając. Gdyby sytuacja była inna, jego reakcja doprowadziłaby Mirę do szału, zwłaszcza gdy demon tak po prostu wybuchł szyderczym śmiechem. – Już nie taka odważna? Co się zmieniło?
– Zamknij się w końcu – obruszyła się. – Mówię poważnie. To, co robisz… jest bardzo głupie – stwierdziła, a demon jedynie prychnął.
– A co robię?
– Sprzeciwiasz się ojcu – oznajmiła, decydując się nazwać rzeczy po imieniu. – Do tego to zmierza. Mówiłeś o Razjelu…
– On też upadł i nic mu nie jest. Tak jak i ty czy Rafael. – Demon gniewnie zmrużył oczy. – Może dopiero teraz naprawdę was ceni. Zresztą nie robię niczego gorszego od was – zauważył, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa. – Może to dowód na to, że Ciemność wcale nie jest taka potężna, jak sądziliśmy przez lata.
– Przestań.
Tyle że Hunter nie zamierzał tego zrobić. Wciąż kpiarsko się uśmiechając, rozłożył skrzydła, by jeszcze bardziej podkreślić swoją obecność.
– Powiedziała ta, która wprost mówi, że sprzeciwiła się Ciemności – oznajmił, patrząc jej w oczy. – Skoro niczego nie zrobił z tobą, czego ja mam się obawiać? Ta cała zabawa w podchody i rozkazy, które i tak zna tylko Rafael, zaczyna być męcząca. Isobel przynajmniej ma jakąś wizję. – Wzruszył ramionami. – I jest konkretna. Może po prostu potrzebuje kogoś, kto ją poprowadzi… Na dobry początek. Skoro ojciec zostawił ją, bo z jakiegoś powodu woli trzymać przy życiu przypadkową małolatę, to trudno. Zresztą kiedy ostatnim razem zdziałał coś osobiście? Kryje się za sługami, podczas gdy my…
Nie miał okazji, żeby dokończyć. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nawet mimo wyostrzonych zmysłów Mira ledwo była w stanie nadążyć za rozwojem wypadków. W zasadzie wszystko równie dobrze mogło okazać się wytworem jej wyobraźni…
A przynajmniej tak pomyślałaby, gdyby nie coś ciepłego i wilgotnego, co nagle poczuła na jej twarzy – trochę jak deszcz, co w Seattle nie byłoby niczym dziwnym, gdyby nie świadomość, że w rzeczywistości miała do czynienia z czymś innym.
Ruch był szybki i błyskawiczny. Cokolwiek czaiło się w mroku, ostatecznie straciło cierpliwość. Mira była gotowa przysiąc, że zauważyła przypominającą bezkształtnego demona mgłę, która nagle materializowała się tuż za Hunterem. Zdążyła zaobserwować jeszcze, że początkowo kłębiący się dym przybrał ludzki kształt, w następnej sekundzie dosłownie przenikając niczego niespodziewającego się demona.
Zaraz po tym rozerwał go na kawałeczki. Tak po prostu, na dodatek zbyt szybko, by mężczyzna zdążył zareagować. Dziwny, mięsisty dźwięk zaginął gdzieś w ulicznym harmiderze, jak zwykle rozbrzmiewającym w tętniącym życiem Seattle.
Mira wciąż tkwiła na dachu, rozszerzonymi oczyma wpatrując się w miejsce, w którym dopiero co znajdował się jej brat. To, co mogłaby uznać za deszcz, w rzeczywistością było krwią…
Tym i kawałkami tego, co zostało z rozerwanego ciała.
Niewiele brakowało, by kolana ugięły się pod nią, kiedy w pełni to do niej dotarło. Śmierć nie była jej obca i już dawno przestała robić na niej wrażenie, jednak w tamtej chwili chodziło o coś zupełnie innego.
Ojciec zareagował – był tuż obok, a może raczej wysłał istotę, o której dobrze wiedziała, że kręciła się gdzieś w okolicy.
Jakby tego było mało, czarna mgła wciąż kłębiła się tuż przed nią, wzmocniona przez krew i…
Poruszając się trochę jak w transie, Mira cofnęła się o kilka kolejnych kroków.
Łowca, którego tak bardzo się obawiali, znajdował się dosłownie na wyciągnięcie ręki. A teraz z równym powodzeniem mógł zabić również ją.

1 komentarz:

  1. Mocno spóźnione, ale wesołych świąt, kochani!
    Tak to jest, kiedy pracuje się do czwartej rano, a potem całą niedzielę zamula, próbując wrócić do życia. Tak czy siak, jak co roku życzę Wam wszystkiego, co najlepsze – zdrowych, wesołych świąt w rodzinnym gronie. Sądzę, że niczego więcej do szczęścia nie trzeba. ^^

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa