Miriam
To była kwestia sekund – tylko
tyle potrzebowała, by podjąć decyzję. Bez zastanowienia obniżyła lot, wciąż
nasłuchując i uważnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Wyraźnie czuła
brata, zwłaszcza że Hunter nawet nie próbował ukrywać swojej obecności. Wydało
jej się to podejrzane, ale zignorowała dziwne przeczucia, tak jak i świadomość,
że demon z premedytacją wzywał ją do siebie. Nie sądziła, by był na tyle
głupi, żeby spróbować ją zabić w samym środku wielkiej metropolii.
Z drugiej
strony, próbował tego z Eleną. Nie miała pojęcia dlaczego po wszystkim
zniknął na tyle czasu, ale to nie miało znaczenia. Hunter już jakiś czas temu
wplątał się w coś, przez co nie była w stanie myśleć o nim jak o kimś
rozsądnym.
I kto to mówi?, zadrwił demon, tym samym
uświadamiając jej, że wciąż siedział jej w głowie. Wywróciła oczyma. Ile jest prawdy w tym, o czym tyle
się ostatnio szepce?
Nie
odpowiedziała, zbytnio skupiona na szukaniu odpowiedniego miejsca na lądowanie.
Nie była zaskoczona, kiedy zmysły podpowiedziały jej, że brat czekał na nią na
dachu jednego z budynków. Pewnie stanęła na nogi, składając skrzydła i prostując
się niczym struna. Dumnie uniosła głowę, próbując sprawiać wrażenie kogoś, kto
nie obawia się absolutnie niczego. W Volterze ją zaskoczył, ale tym razem
miała zbyt wiele możliwych dróg ucieczki, by martwić się atakiem.
Hunter nie
próbował się kryć. Dostrzegła go w cieniu, tuż obok wejścia na klatkę
schodową, opartego o ścianę i w pełni rozluźnionego. Uśmiechał się w nieco
cyniczny, zaczepny sposób. Było w tym coś irytującego, zwłaszcza że
mężczyzna wydawał się patrzeć na nią z góry. Zignorowała to, tym bardziej
że brat nie robił tego po raz pierwszy, ale i tak zapragnęła mu przyłożyć
– i to porządnie, zwłaszcza po tym, co zrobił jej podczas ostatniego
spotkania.
–
Powinieneś się cieszyć, że nie ma ze mną Rafaela – oznajmiła jakby od
niechcenia. Próbowała zachowywać się w równie rozluźniony, swobodny
sposób, co i jej potencjalny przeciwnik. – Urwałby ci głowę, zanim
zdążyłbyś się zastanowić, co cię trafiło.
– No patrz.
A jednak wciąż żyję – mruknął, wznosząc oczy ku górze. – Pytanie jak długo
będziecie mogli pochwalić się tym samym.
– O co
ci chodzi?
Mężczyzna
jedynie się roześmiał. Jego oczy zabłysły – niebieskie jak niebo, które wszyscy
tak kochali.
– Ty mi
powiedz – zaproponował pogodnym tonem. – Sprzeciwiliście się ojcu… To, że Rafa
oszalał, wiadomo już od jakiegoś czasu, ale ty?
Zacisnęła
usta, z trudem powstrzymując grymas. Wiedziała na czym stoi, chociaż to
wciąż do niej nie docierało – myśl o tym, że miałaby naprawdę zwrócić się
przeciwko Ciemności i narazić na niebezpieczeństwo. Jasne, że nie chciała
umierać, ale… dokonała wyboru. Zrobiła to na długo przed tym, jak Rafael
przyszedł do niej z informacjami o Łowcy, przy okazji uświadamiając,
że właśnie ostatecznie skończył im się czas.
Sęk w tym,
że Hunter nie musiał tego wiedzieć. Mira już całe wieki temu oduczyła się
okazywania emocji przy innych – a już zwłaszcza tych, których uważała za
wrogów.
– Uważaj,
bo pomyślę, że się o mnie troszczysz – rzuciła bez większego
zainteresowania. Siliła się na spokojny, obojętny ton. – Robię to, co uważam za
słuszne.
– Chowając
się za plecami Rafaela?
– Nie widzę
go tutaj – zauważyła przytomnie. – I twoje szczęście, tak jak ci już
powiedziałam. – Zamilkła, po czym z uwagą zmierzyła brata wzrokiem. – To
wszystko czy chcesz czegoś konkretnego? Tak się składa, że jestem trochę
zajęta.
Och, ewentualnie czekam aż znów zamachniesz
się na mnie z nożem, dodała, ale powstrzymała się od wypowiedzenia
tych słów na głos. Prowokowanie Huntera mimo wszystko nie było dobrym pomysłem.
Po jego
minie poznała, że i tak wiedział swoje. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że
wciąż próbował lustrować jej myśli.
– Zajęta
czym? – zapytał z pobłażliwym uśmiechem. – Łamaniem rozkazów ojca przez
przypadkową gówniarę, która namieszała w głowie Rafaelowi? Zawsze
wiedziałem, że źle skończy, ale coś takiego…
– I wiesz
to wszystko od tych, którzy szepcą za naszymi plecami? – przerwała mu
zniecierpliwionym tonem. Coraz bardziej ją drażnił, zwłaszcza że nie miała
pojęcia, czego się po nim spodziewać. Hunter od zawsze było w gorącej
wodzie kąpany, ale to jeszcze nie znaczyło, że całkiem zgłupiał. Tak czy siak,
wciąż był w stanie ją zaskoczyć i doskonale zdawała sobie z tego
sprawę. – Gdybyś słuchał plotek uważniej, wiedziałbyś, czego chce ojciec.
Zabicie Eleny zdecydowanie tym nie było.
– O ile
się nie mylę, teraz to i owo mogło się zmienić.
Coś w tych
słowach przyprawiło Miriam o dreszcze. Jeszcze jakiś czas temu jedynie
roześmiałaby się Hunterowi w twarz na samą wzmiankę o tym, że mógłby
wiedzieć, czego oczekiwała Ciemność, ale teraz…
Rafael
stracił wpływy. Przynajmniej zakładała, że nie przejmowałby się aż tak, gdyby
wciąż mógł wprosić się do ojca na herbatkę i podyskutować o kolejnych
poleceniach.
– Widziałeś
się z nim? – wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Na ustach
demona pojawił się niepokojący, pełen wyższości uśmiech.
– A Rafa
nie? Koniec informacji z pierwszej ręki? – rzucił zaczepnym tonem. – Nie
rozumiem, co się stało. Czasami zmiana strony to najlepsze, na co możemy się
zdecydować, droga siostro.
Prychnęła.
Gdyby to jeszcze było takie proste! Nawet gdyby wyzbyła się skrupułów i lojalności
wobec Rafy, zdradzenie brata okazałoby się równie złym pomysłem, co i igranie
z Ciemnością. Prawda była taka, że niezależnie od podjętej decyzji,
znajdowała się w niebezpieczeństwie. Różnica polegała na tym, że przy
Rafaelu miała choć cień nadziei na to, że znajdzie sprzymierzeńca, kiedy już
nadejdzie odpowiedni moment. Walczenie o względy ojca od wieków okazywało
się niewystarczające, niosąc ze sobą więcej rozczarowań niż jakichkolwiek
korzyści.
Właśnie
dlatego zignorowała Huntera, ostatecznie dochodząc do wniosku, że rozmowa z nim
nie miała sensu. Już raz prawie wpakował ją w kłopoty, decydując się
działać na własną rękę, kiedy jeszcze nie mieli pewności, co działo się z Rafaelem.
Co więcej, ten demon było ostatnim, którego chciała słuchać. W zasadzie
już nawet śmierć wydawała się lepszą opcją, aniżeli dopuszczenie Huntera do
jakiejkolwiek władzy.
– Mira –
usłyszała tuż za plecami. Wzdrygnęła się, prostując niczym struna, kiedy brat
bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zmaterializował się tuż za jej plecami,
chwytając ją za rękę. – Masz mi za złe to, co stało się w Volterze? Gdybym
naprawdę chciał cię zabić, zrobiłbym to.
Spojrzała
na niego z niedowierzaniem, nawet nie próbując powstrzymywać śmiechu. W pośpiechu
wyrwała ramię, po czym stanęła naprzeciwko Huntera, bez chwili wahania
spoglądając mu w oczy.
–
Oczywiście. To, że uszłam z życiem, to wyłącznie twoja łaskawość. –
Wywróciła oczami. – Czego ty tak naprawdę ode mnie oczekujesz, co? Mam pozwolić
ci rozstawiać się po kątach i robić kolejne bzdury? Razem zaatakujemy
Elenę, bo ty tak chcesz? Ostatnim razem ci nie wyszło, zresztą dobrze wiesz, co
powiedziałam o pragnieniach ojca.
– W Volterze…
– zaczął, ale nie dała mu dokończyć.
– Nie mówię
o tym jebanym balu, do cholery! – zniecierpliwiła się. – Co to była za
akcja z lustrami, hm?
Spodziewała
się wielu rzeczy, ale nie tego, że na twarzy demona odmaluje się konsternacja.
Uniósł brwi, spoglądając przy tym na siostrę tak, jakby widzieli się po raz
pierwszy.
– Jakimi
lustrami?
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. Przez chwilę gorączkowo próbowała sobie przypomnieć, co tak
naprawdę wiedziała o ataku na Elenę, by stwierdzić, czy czegoś nie
pomieszała, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Co prawda Rafael
nie był chętny, by zwierzać się ze wszystkiego, zwłaszcza po kłótni z żoną,
ale Mira i tak wiedziała swoje. W tym z pewnością to, że Hunter
próbował zakrzywiać rzeczywistość, by dorwać się do dziewczyny.
Czuła, że
demon wciąż lustrował jej umysł, ale nie próbowała go powstrzymywać. Już kiedy
potrząsnął głową zorientowała się, że działo się coś co najmniej niepokojącego.
– Cokolwiek
tam zaszło, nie zrzucisz tego na mnie – oznajmił niemalże urażonym tonem.
Skrzyżował ramiona na piersi, jednocześnie rozkładając skrzydła. – Miałem
ważniejsze priorytety. I nie zrobiłbym tego aż tak nieudolnie.
– Ale…
– Mówisz
jakbyś mnie nie znała! Wiem jak dobrze nad rzeczywistością panuje Rafael.
Zaatakowanie ich w ten sposób byłoby jak samobójstwo – obruszył się.
Miał rację,
chociaż to wciąż do niej nie docierało. Prawda była taka, że Hunter miewał o wiele
bardziej fantazyjne pomysły, tak jak wtedy, gdy zdecydował się posłużyć
Elliottem. Bywał bezpośredni, ale nie głupi, a jednak…
– Więc co robiłeś
przez tyle czasu? – drążyła. Poderwała głowę, mimo obaw decydując się spojrzeć
Hunterowi w oczy. – Nie uwierzę, że ojciec ma względem ciebie jakieś
plany. Więc co? – nie dawała za wygraną. – Dalej ślepo podążasz za Isobel?
– Ona
przynajmniej nie prowadzi mnie na śmierć.
Mira
roześmiała mu się w twarz.
– Czyżby? –
zadrwiła, przez chwilę sama niepewna czy akurat śmiech był najodpowiedniejszą
reakcją. Może powinna mu współczuć, ale… Och, jakie to właściwie miało
znaczenie? – Jako pierwsza postąpiła wbrew ojcu. Ona…
–
Przynajmniej wie co robi! A od czegoś trzeba zacząć – obruszył się Hunter.
– Śmiej się, jeśli chcesz. Zobaczymy, które z nas lepiej na tym wyjdzie…
Królową też zdradziliście – zauważył przytomnie. – Kiedy bogini stanie na nogi…
– Nazywasz
ją boginią? – przerwała mu, nawet nie kryjąc rozbawienia. – Jesteś głupszy niż
myślałam.
Prawie natychmiast
pożałowała tych słów, zmuszona do panicznej ucieczki, kiedy Hunter
bezceremonialnie rzucił się w jej stronę. W porę chwyciła go za nadgarstek,
gdy zamachnął się, próbując ją uderzyć.
– Uważaj na
słowa, Mira – wycedził przez zaciśnięte zęby. Przynajmniej się zatrzymał, chociaż
wciąż napierał na nią całym ciałem, dosłownie przeszywając wzrokiem. – Nie wiem
jakie są rozkazy Ciemności i nie obchodzi mnie to. Zobowiązał nas do
służby pani, więc to robię. To na pewno lepsze niż upaść tak nisko jak ty albo
Rafael.
Nie mówił
jej wszystkiego, ale to nie było ważne. Nie, skoro wiedziała, że nie o służbę
czy spełnianie rozkazów mu chodziło. Huntera i Rafaela dzieliło zbyt
wiele, by uwierzyła w coś takiego. Zwłaszcza demon, którego miała przed
sobą, nie był typem kogoś, kto skrupulatnie wykonywał swoje obowiązki, jeśli
nie mógł liczyć na nic w zamian. To, czego mógłby oczekiwać akurat tym
razem, było oczywiste.
Serio?, pomyślała z niedowierzaniem.
Cofnęła się o krok, chcąc zwiększyć dystans między sobą a wciąż gniewnie
obserwującym ją nieśmiertelnym. Ojciec cię
nie wyróżnił, więc chcesz zająć jego miejsce przy pseudo bogini z byt
wielkim ego?
Przez twarz
Huntera przemknął cień, ale nawet jeśli wychwycił jej myśli, nie skomentował
ich nawet słowem. On po prostu patrzył, coraz bardziej sfrustrowany i – co
nagle dotarło do Miriam – dziwnie rozżalony.
– Pozycja
wymaga poświęceń. Kto jak kto, ale ty powinnaś to rozumieć – stwierdził w zamian,
w końcu decydując się przerwać przeciągająca się ciszę. Jego głos
zabrzmiał dziwnie, chłodny i wyprany z jakichkolwiek emocji. – Chciałem
dać ci szansę, ale teraz nie mamy o czym mówić. Nie sądzę też, by ona
chciała cię widzieć.
– Czego nie
zrozumiałeś w tym, co powiedziałam o pragnieniach ojca? – zniecierpliwiła
się. – Isobel straciła w jego oczach, kiedy zabiła Elenę. Nie sądzę, by…
– Jakie to
ma znaczenie? Nie rozśmieszaj mnie, co? – Tym razem głos demona zabrzmiał
inaczej, o wiele bardziej sfrustrowany niż do tej pory. Coś w gniewnej
nucie, którą wyczuła w jego tonie, wzbudziło w Miriam niepokój.
Hunter bywał szalony, zwłaszcza kiedy się zapędził, ale… – Uciekłaś mi wtedy… I on
to pochwalił. Docenił cię.
– Kto?
Rafa… – zaczęła, ale nie pozwolił jej dokończyć.
– Ojciec! –
Hunter gniewnie zmrużył oczy. – Nie myśl, że tego nie wyczułem. Zawsze byłaś
jego ulubienicą.
– Nie
wiesz, o czym mówisz.
Ulubienica
Ciemności? To było ostatnie określenie, którego użyłaby względem siebie. Gdyby
było inaczej, nie walczyłaby przez te wszystkie lata – o pozycję, o szacunek
czy bezpieczeństwo. To, że Rafael tolerował ją u swojego boku, było niczym
największe wyróżnienie, a Mira w gruncie rzeczy nie miała odwagi
oczekiwać niczego więcej. W zasadzie w którymś momencie uznanie brata
zaczęło znaczyć dla niej więcej niż pochwała od ojca, zwłaszcza że na tę drugą
już nawet nie próbowała liczyć. Fakt, że docenił ją w Volterze, był niczym
cud, jakkolwiek ironiczne nie wydawałoby się to w przypadku demonów.
Wtedy też
dotarło do niej, że Hunter był najzwyczajniej w świecie zazdrosny.
Wyczuwała to już wcześniej, ale nigdy wcześniej z taką intensywnością. Jakby
tego było mało, uczucia te zwykle wiązały się z Rafaelem. Walczyli o pozycję,
tylko w teorii ciesząc się podobnymi względami. Prawda była taka, że Ciemność
od wieków ceniła Rafę i o tym wiedzieli wszyscy. Gdyby było inaczej,
zdecydowanie nie mógłby cieszyć się aż takimi wpływami, i to nawet teraz, kiedy – jak ujął to Hunter
– upadł.
Z niedowierzaniem
potrząsnęła głową. To brzmiało jak marny żart, ale nie widziała innego wyjścia.
W którymś momencie to nie rozkazy czy chęć przypodobania się ojcu wysunęły
się na pierwszy plan. Miała wrażenie, że to wręcz akt desperacji ze strony
brata – to, by w końcu zdobyć uznanie. Jeśli Isobel w choć niewielkim
stopniu sprawiała, że czuł się potrzebny…
– To zły
moment na leczenie zranionego ego – oznajmiła z powagą, mimo wątpliwości decydując
się postawić sprawę jasno. Hunter drgnął w odpowiedzi na jej słowa, ale
zignorowała tę reakcję, w pośpiechu mówiąc dalej. – Poważnie, daruj sobie.
Najlepiej stąd znikaj, póki jeszcze nie wpadłeś na Rafaela. Ciemność i Isobel
to skomplikowana sprawa, więc…
– Skąd
wiesz? – zapytał gniewnie demon. – Od ojca? Bo chyba nie od niej… A jednak
sama dopiero co powiedziałaś, że nie jesteś jego ulubienica. – Niebieskie oczy
zabłysły gniewnie. – Ciemność ma coś do królowej, ale toleruje u swojego
boku zdrajców?
– Ojciec
nie…
– Nie
odpowiadaj mi bajeczek. I tak nie obchodzi mnie, jak to między nimi
wygląda – wycedził przez zaciśnięte zęby. Napiął mięśnie tak bardzo, że aż
zaczęły drżeć, przez co Mira była w stanie już co najwyżej czekać na
moment, w którym demon ostatecznie straciłby cierpliwość. Gdyby się na nią
rzucił… – Ale wiesz co? Mam to gdzieś. Ich wewnętrzne sprawy, o ile
jakiekolwiek istnieją. Na mnie i tak nigdy nie zwracał uwagi. – Hunter uśmiechnął
się w pozbawiony wesołości sposób. To, że nagle się uspokoił, a wyraz
jego twarzy zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wydało się
Mirze bardziej niepokojące, niż gdyby jednak wpadł w amok. – Razjela też
wyczułem, tak swoją drogą. Kolejny upadły, który ma się dobrze.
– Hunter…
Zignorował
ją. W zasadzie nagle zwątpiła w to, czy w ogóle słuchał, co
próbowała mu powiedzieć. Myślami wydawał się być gdzieś daleko, zbytnio
pochłonięty emocjami, które wysunęły się na pierwszy plan.
Niedobrze…
Dla
pewności cofnęła się o kolejny krok, wciąż niespokojnie obserwując. Strach
pojawił się nagle, choć za wszelką cenę starała się trzymać nerwy na wodzy.
Próbowała być pewna siebie i wyniosła, zresztą jak zawsze, gdy zależało
jej na ukryciu słabości, ale to okazało się trudniejsze niż przypuszczała.
Jakby tego było mało, wszystko w Mirze aż krzyczało, że była zagrożona –
tyle że za źródło zagrożenia wcale nie uznawała Huntera.
Mętlik w głowie
przybrał na sile. Nie zrozumiała od razu, przez dłuższą chwilę tkwiąc w miejscu
i tylko obserwując miotającego się, mruczącego coś gniewnie demona.
Zdenerwowany nieśmiertelny nigdy nie wróżył dobrze, a Miriam dobrze
wiedziała, jak daleko potrafili się posunąć jej bracia. To nie byłby pierwszy
raz, gdyby puściły mu nerwy. Czasami bywał bardziej porywczy i brutalny od
Rafaela, ale mimo wszystko…
Tyle że to
nie było tak. To nie Huntera się obawiała. Coś czaiło się w ciemnościach, obserwując
i dotychczas biernie czekając, choć żadne z nich nie zdawało sobie z tego
sprawy. W tamtej chwili jednak obecność intruza wydała się Miriam
najzupełniej oczywista, zupełnie jakby ten uznał, że dalsze ukrywanie się nie
miało sensu. To, co miało zostać powiedziane, już rozbrzmiało.
– Hunter… –
zaczęła raz jeszcze.
O dziwo
przystanął i przeniósł na nią wzrok. W końcu zamilkł, a kąciki
jego ust drgnęły i powędrowały ku górze.
– Ty się
trzęsiesz – stwierdził, wciąż jakby nie dowierzając. Gdyby sytuacja była inna,
jego reakcja doprowadziłaby Mirę do szału, zwłaszcza gdy demon tak po prostu wybuchł
szyderczym śmiechem. – Już nie taka odważna? Co się zmieniło?
– Zamknij
się w końcu – obruszyła się. – Mówię poważnie. To, co robisz… jest bardzo
głupie – stwierdziła, a demon jedynie prychnął.
– A co
robię?
–
Sprzeciwiasz się ojcu – oznajmiła, decydując się nazwać rzeczy po imieniu. – Do
tego to zmierza. Mówiłeś o Razjelu…
– On też
upadł i nic mu nie jest. Tak jak i ty czy Rafael. – Demon gniewnie
zmrużył oczy. – Może dopiero teraz naprawdę was ceni. Zresztą nie robię niczego
gorszego od was – zauważył, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa.
– Może to dowód na to, że Ciemność wcale nie jest taka potężna, jak sądziliśmy
przez lata.
– Przestań.
Tyle że
Hunter nie zamierzał tego zrobić. Wciąż kpiarsko się uśmiechając, rozłożył
skrzydła, by jeszcze bardziej podkreślić swoją obecność.
– Powiedziała
ta, która wprost mówi, że sprzeciwiła się Ciemności – oznajmił, patrząc jej w oczy.
– Skoro niczego nie zrobił z tobą, czego ja mam się obawiać? Ta cała
zabawa w podchody i rozkazy, które i tak zna tylko Rafael,
zaczyna być męcząca. Isobel przynajmniej ma jakąś wizję. – Wzruszył ramionami. –
I jest konkretna. Może po prostu potrzebuje kogoś, kto ją poprowadzi… Na
dobry początek. Skoro ojciec zostawił ją, bo z jakiegoś powodu woli
trzymać przy życiu przypadkową małolatę, to trudno. Zresztą kiedy ostatnim
razem zdziałał coś osobiście? Kryje się za sługami, podczas gdy my…
Nie miał
okazji, żeby dokończyć. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nawet mimo
wyostrzonych zmysłów Mira ledwo była w stanie nadążyć za rozwojem wypadków.
W zasadzie wszystko równie dobrze mogło okazać się wytworem jej wyobraźni…
A
przynajmniej tak pomyślałaby, gdyby nie coś ciepłego i wilgotnego, co
nagle poczuła na jej twarzy – trochę jak deszcz, co w Seattle nie byłoby
niczym dziwnym, gdyby nie świadomość, że w rzeczywistości miała do czynienia
z czymś innym.
Ruch był szybki
i błyskawiczny. Cokolwiek czaiło się w mroku, ostatecznie straciło
cierpliwość. Mira była gotowa przysiąc, że zauważyła przypominającą bezkształtnego
demona mgłę, która nagle materializowała się tuż za Hunterem. Zdążyła zaobserwować
jeszcze, że początkowo kłębiący się dym przybrał ludzki kształt, w następnej
sekundzie dosłownie przenikając niczego niespodziewającego się demona.
Zaraz po
tym rozerwał go na kawałeczki. Tak po prostu, na dodatek zbyt szybko, by
mężczyzna zdążył zareagować. Dziwny, mięsisty dźwięk zaginął gdzieś w ulicznym
harmiderze, jak zwykle rozbrzmiewającym w tętniącym życiem Seattle.
Mira wciąż tkwiła
na dachu, rozszerzonymi oczyma wpatrując się w miejsce, w którym
dopiero co znajdował się jej brat. To, co mogłaby uznać za deszcz, w rzeczywistością
było krwią…
Tym i kawałkami
tego, co zostało z rozerwanego ciała.
Niewiele
brakowało, by kolana ugięły się pod nią, kiedy w pełni to do niej dotarło.
Śmierć nie była jej obca i już dawno przestała robić na niej wrażenie, jednak
w tamtej chwili chodziło o coś zupełnie innego.
Ojciec
zareagował – był tuż obok, a może raczej wysłał istotę, o której dobrze
wiedziała, że kręciła się gdzieś w okolicy.
Jakby tego
było mało, czarna mgła wciąż kłębiła się tuż przed nią, wzmocniona przez krew
i…
Poruszając
się trochę jak w transie, Mira cofnęła się o kilka kolejnych kroków.
Łowca,
którego tak bardzo się obawiali, znajdował się dosłownie na wyciągnięcie ręki. A teraz
z równym powodzeniem mógł zabić również ją.
Mocno spóźnione, ale wesołych świąt, kochani!
OdpowiedzUsuńTak to jest, kiedy pracuje się do czwartej rano, a potem całą niedzielę zamula, próbując wrócić do życia. Tak czy siak, jak co roku życzę Wam wszystkiego, co najlepsze – zdrowych, wesołych świąt w rodzinnym gronie. Sądzę, że niczego więcej do szczęścia nie trzeba. ^^