
Isabeau
Uderzenie mocy wytrąciło ją z równowagi.
Zaklęła, po czym w pośpiechu poderwała się na równe nogi, świadoma
wyłącznie jednego: Alessia zdecydowanie była córką Gabriela. Co więcej Beau
miała ochotę nią potrząsnąć w równym stopniu, co i bratem – tak dla
zasady, by uprzytomnić bratanicy, że wykorzystywanie nadmiaru energii, gdy zbyt
szybko się ją traciło, nie było dobrym pomysłem.
Sama nie
była pewna, w którym momencie sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Pojawienie się Ariela zaskoczyło wszystkich, zwłaszcza że nawet nie brała pod
uwagę tego, że chłopak, który nie tak dawno ledwo trzymał się na nogach, posunie
się aż tak daleko. Z drugiej strony, mogła się tego po nim spodziewać. Do
cholery, ten dzieciak był gotów przekopywać się przez całą bibliotekę, a później
gonić za plotką, która równie dobrze mogła okazać się wyssaną z palca bajeczką,
byleby ocalić Alessię.
Nie miała
pewności, co tak naprawdę poczuła, kiedy w tym wszystkim zobaczyła
bratanicę. W pierwszej chwili kamień spadł jej z serca, gdy nabrała
pewności, że dziewczyna żyła, ale to nadal niczego nie ułatwiało. Nawet w zamieszaniu
zauważyła, że Ali wyglądała jak siódme nieszczęście. Nie chodziło tylko o bladość
i to, że z przerażeniem obserwowała Ariela, choć i to rzucało
się w oczy. Obrzydzenie, o którym wspomniał Charon, również, to
jednak wydało się Isabeau w pełni zrozumiałe. Wilkołaki niezmiennie
wzbudzały emocje, zresztą to nie zmieniało najważniejszego – Alessia wciąż zrobiłaby
wszystko, by Ariela ocalić.
I to ze
wzajemnością.
Czuła, że
powinna się wtrącić, ale wciąż trzymała się na uboczu. Słyszała, że Chloe znów
zaczęła szlochać, jednak to działo się jakby poza nią, zbyt odległe i mało
znaczące, by Isabeau zdołała się na tym skoncentrować. Wiedziała zresztą, że
przy dziewczynce wciąż czuwała Eve, w pośpiechu wyrzucając z siebie
jakieś kojące słowa, choć te najwyraźniej nie przynosiły efektu.
Nerwowo
napięła mięśnie, gorączkowo zastanawiając nad tym, jaką decyzję powinna podjąć.
Musiała coś zrobić, ale niezrozumiały, przybierający na sile strach skutecznie
ją przed tym powstrzymał. Już nawet nie chodziło o dłonie Dimitra, które w pewnej
chwili zacisnęły się na jej barkach, zmuszając do pozostania w miejscu.
Prawda była taka, że podświadomie wciąż wyczekiwała, aż wydarzy się coś złego –
coś, co powinna przewidzieć i pewnie zobaczyłaby, gdyby z takim uporem
nie odsuwała od siebie wizji. Bała się poruszyć, nie mogąc pozbyć się wrażenia,
że gdyby tylko spróbowała, jedynie doprowadziłaby sprawy do końca. Gdyby komuś
coś się stało…
Tyle że do
tego już doszło i Beau doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Uroczystości zamieniły się koszmar. To wystarczyło, a przecież wciąż mogło
być gorzej.
Nie miała
pojęcia, jaką rolę w tym wszystkim odgrywał Charon. Nie musiała sprawdzać,
by wiedzieć, że pierwotny wcale nie był na przegranej pozycji, nawet jeśli
początkowo pozwalał, by Ariel ciskał nim jak szmacianą lalką, a ostatecznie
zaległ na podłodze, zaskoczony falą uderzeniową, którą wytworzyła Alessia. Na
dłuższą chwilę zapanowała wymowna, przenikliwa cisza, którą ostatecznie
przerwał głos dziewczyny – słaby, cichy o ledwo słyszalny. Zaraz po tym
Ali po prostu osunęła się na ziemię, ale to stało się gdzieś na granicy
świadomości Isabeau.
Całą uwagę
skupiała przede wszystkim na Charonie. Obserwowała go, zwłaszcza że ten wciąż
był przytomny. Co więcej, nie wyglądał na zranionego czy choćby odrobinę
oszołomionego – wręcz przeciwnie, choć to w pełni dotarło do niej dopiero w chwili,
w której mężczyzna wykorzystał zamieszanie, by poderwać się na równe nogi.
– Ucieka! –
wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Nie tego
się spodziewała. W zasadzie od chwili, w której sytuacja wymknęła się
spod kontroli, nie miała pojęcia, czego powinna spodziewać się czy to po walczących
nieśmiertelnych, czy też przede wszystkim po samym Charonie. To nie miało sensu
– to, że ten miałby tak po prostu stchórzyć, choć już wcześniej pokazał, że z łatwością
mógłby mieć ich wszystkich w garści. Może i mieli przewagę, a wilkołak
tym razem nie dzierżył ani kuszy, ani żadnej innej broni, ale Isabeau musiałaby
upaść na głowę, by zbagatelizować go nawet wtedy, gdy był bezbronny. Podświadomie
wyczekiwała aż znów zrobi coś nieprzewidywalnego, znów okazując się mieć
przysłowiowego asa w rękawie albo…
Tyle że nic
podobnego nie miało miejsca. W jednej chwili widziała przyczajonego, uważnie
obserwującego sytuację Charona, a w następnej nieśmiertelny już
zmierzał ku drzwiom, tak po prostu zostawiając ich przy życiu.
To
wystarczyło, by ją otrzeźwić. Natychmiast zapragnęła za nim ruszyć, ale Dimitr
pochwycił ją za ramię, skutecznie powstrzymując przed zrobieniem czegoś
głupiego.
– Alessia –
przypomniał spiętym tonem. – Po prostu go zostaw. I tak go nie zatrzymamy.
Spojrzała
na wampira z niedowierzaniem, gotowa protestować, choć przecież dobrze
wiedziała, że miał rację. Nie miała pojęcia, co było z tym facetem nie
tak, ale na każdym kroku udowadniał, że nie byli w stanie go nawet zranić,
o zabiciu nie wspominając. Mogła tylko zgadywać, co zrobiłby, gdyby jednak
za nim pobiegła, znów kierując się emocjami. Uzbrojony czy nie, Charon wciąż
mógł roznieść ją na kawałeczki i doskonale zdawała sobie z tego
sprawę.
Ta myśl
doprowadzała ją do szału. Bezradność również, ale nie dała sobie czasu na to,
by o tym myśleć. W zamian sztywno skinęła głową i spojrzała Dimitrowi
w oczy, próbując dać mu do zrozumienia, żeby ją puścił.
– Sprawdź
co z Bliss i Chloe – poprosiła, próbując zabrzmieć tak spokojnie, jak
tylko było to możliwe. Czuła się trochę jak automat, bezwiednie podejmując
kolejne decyzje. – Nie pójdę za nim, ale Alessia…
– Masz mi
to obiecać.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. Z wolna uniosła brwi, co najmniej zaskoczona nie tylko jego
słowami, ale również sposobem, w jaki w tamtej chwili na nią patrzył.
Jakby tego było mało, Dimitr dla podkreślenia swoich słów chwycił ją za
ramiona, zdecydowanym ruchem przyciągając do siebie. Rubinowe tęczówki
pociemniały przez nadmiar emocji, na dodatek wydając się dosłownie przeszywać
ją na wskroś.
Potrząsnęła
głową, wciąż oszołomiona. Zebranie myśli przychodziło jej z coraz większym
trudem.
– Obiecuję –
powiedziała w końcu. Ze świstem wypuściła powietrze. – Sam powiedziałeś,
że teraz ważna jest Ali. Puść mnie, proszę.
Zrobił to,
choć dopiero po chwili. Isabeau wycofała się, wciąż oszołomiona, mimowolnie
zastanawiając nad tym, czy faktycznie wyglądała na aż tak zdesperowaną, by
podejrzewał ją o zrobienie czegoś głupiego. Ostatecznie przestała się nad
tym zastanawiać, uprzytomniając sobie, że jak najbardziej musiała skupić się na
sytuacji. Wciąż nie docierało do niej to, co się wydarzyło, a jakby tego
było mało, w domu wciąż znajdował się wyraźnie rozemocjonowany, na wpół
przemieniony wilkołak.
Ariel (zadziwiająco
ciężko było jej tak o nim myśleć, kiedy tkwił w takim formie) zastygł
zaledwie kilka metrów od niej, na dodatek odwrócony plecami. Isabeau nie musiała
sprawdzać, by wiedzieć, że wpatrywał się w Alessię. Dziewczyna wylądowała
na podłodze, najwyraźniej pozbawiona przytomności i to wystarczyło, by
Beau zmartwić. Natychmiast zapragnęła do bratanicy dopaść, ale powstrzymała
się, w pierwszej kolejności jednak skupiając na wilkołaku.
– Arielu… –
Zawahała się, zwłaszcza że ten drgnął i w pośpiechu zwrócił się ku
niej. Jego oczy wydawały się nienaturalnie duże i ciemniejsze niż
zazwyczaj. – Ariel, słuchaj… – zaczęła, gorączkowo zastanawiając nad doborem
słów, ale i tak nie miała okazji, żeby dokończyć.
Ruszył się z miejsca
równie nagle, co i wcześniej Charon. Dosłownie przemknął tuż obok niej, jedynie
cudem nie zwalając zaskoczonej wampirzycy z nóg. Drgnęła, w pierwszym
odruchu pragnąć go pochwycić – zrobić cokolwiek, by się zatrzymał – ale jej
palce zacisnęły się wokół pustki. Zaraz po tym Ariel zniknął jej z oczu, w pośpiechu
wypadając w noc.
Cholera jasna, jeśli coś sobie zrobisz…
Ze świstem
wypuściła powietrze. Nadmiar emocji dawał jej się we znaki, stopniowo
przebijając się przez dotychczasowe oszołomienie. W gruncie rzeczy Isabeau
sama nie była pewna, który stan był gorszy – szok czy to, w jaki sposób
poczuła się, gdy w końcu dotarło do niej, co się wydarzyło. Mogła tylko
zgadywać w jakim stanie był Ariel, a tym bardziej ile rozumiał, skoro
kontrolę nad nim w jakimś stopniu przejęło zwierzę. Kiedy w grę
wchodziły emocje, wszystko się komplikowało i wiedziała o tym z doświadczenia.
Nogi miała
jak z waty, dlatego z ulgą osunęła się na kolana u boku Alessi. W powietrzu
wciąż dało się wyczuć coś, co przypominało charakterystyczną świeżość po burzy –
coś jak ozon, co jednoznacznie świadczyło o obecności telepatii. Isabeau
westchnęła, po czym przesunęła się bliżej, z czułością odgarniając
bratanicy ciemne włosy z twarzy. Niepokoiło ją to, jaka ta była blada, o ciężkim,
zdecydowanie zbyt nieregularnym sposobie, w jaki chwytała powietrze, nie
wspominając.
– Ta rodzina
mnie kiedyś wykończy… Jak nie jej matka, to znowu ona – rzucił spiętym tonem
Rufus. Isabeau wyczuła, że zmaterializował się tuż obok, ale nawet na niego nie
spojrzała. – Tak czy siak, trzeba ją stąd zabrać. Nieźle oberwała.
– Czuję –
mruknęła w zamyśleniu. Nerwowo zacisnęła dłonie w pieści, próbując
powstrzymać dreszcze. Czuła przede wszystkim narastający z każdą kolejną sekundą
gniew, zwłaszcza gdy zaczęło docierać do niej, w jakim stanie była
Alessia. – Dałabym jej krwi, ale nie mogę. Spróbuję z samą energią, więc…
– Lepiej
powiedz mi, co myślisz o tym.
Coś w tonie
Rufusa dało jej do myślenia – i to na tyle, że nawet nie skrzywiła się,
kiedy tak po prostu wszedł jej w słowo. Natychmiast zrezygnowała z prób
skumulowania mocy, w zamian podrywając głowę, by jednak spojrzeć na
kucającego tuż obok wampira. Wyglądał przede wszystkim na podenerwowanego, a to
nie zdarzało mu się często, zwłaszcza że w większości przypadków aż nazbyt
dobrze panował nad emocjami. W tamtej chwili tak nie było i to pomimo
tego, że wampir rozmawiał z nią.
Gwałtownie zaczerpnęła
powietrza do płuc. Jej myśli wirowały, po słowach szwagra zaczynając zmierzać w kierunkach,
od których Beau zdecydowanie wolałaby trzymać się z daleka. Mocniej
zacisnęła dłonie w pięści, chyba jedynie cudem nie łamiąc sobie przy tym
palców, zwłaszcza gdy do głowy przyszło jej coś, nad czym zdecydowanie nie
chciała się rozwodzić.
– O czym
mówisz? – zapytała, nie mogąc zmusić się, by podążyć za jego spojrzeniem. Z braku
lepszych pomysłów wbiła wzrok w twarz Alessi, po chwili decydując się wyciągnąć
dłoń, by móc musnąć palcami policzek dziewczyny. To pozwoliło jej się trochę
rozluźnić, ale nic ponadto. – Jeśli… Jasna cholera, jeśli ten skurwiel jej coś
zrobił…
Urwała,
przez moment czując się tak, jakby ktoś uderzył ją w brzuch. Miała
wrażenie, że jej słowa przypominały bardziej charkot niż sensowną wypowiedź, więc
zamilkła, nie ufając ani swojemu głosowi, ani… Cóż, w zasadzie samej
sobie. W tamtej chwili była bliska tego, by bez wahania złamać złożoną Dimitrowi
obietnicę i jednak popędzić za Charonem.
– Nie, a przynajmniej
tyle mi powiedziała. Też o tym pomyślałem – zapewnił pośpiesznie Rufus. – Na
razie wierzę na słowo, że nie próbował jej zgwałcić.
Aż syknęła,
nie pierwszy raz porażona jego bezpośredniością. Zresztą dopiero w chwili,
w której wypowiedział te słowa na głos, ujmując sprawę w tak otwarty
sposób, do Isabeau w pełni dotarło, jak wiele rzeczy mogło pójść nie tak.
Ta perspektywa ją przerażała, a jakby tego było mało…
– Więc o co
ci chodzi? – zapytała, wciąż nie odrywając wzroku od twarzy bratanicy. – Rufus,
do cholery…
– Po prostu
zobacz.
Uprzytomniła
sobie, że nie miała wyboru, ale i tak nie od razu zareagowała na jego słowa.
Nie była pewna, skąd brał się towarzyszący jej opór, ale nie była w stanie
nad nim zapanować. Pustka w głowie coraz bardziej dawała jej się we znaki,
tak jak i narastające z każdą kolejną sekundą wątpliwości. Wiedziała,
że w ten sposób nie pomagała Alessi, ale to nie było ważne, przynajmniej w tamtej
chwili. Równie mało znaczący wydawał się powód, dla którego czuła strach, całą energię
przeznaczając na to, by trzymać nerwy na wodzy. Próbowała się uspokoić, ale…
Och, przecież
powinna była coś zobaczyć wtedy, gdy powstrzymała wizję, prawda? Cokolwiek to
było…
Wciąż pełna
wątpliwości, w końcu przeniosła wzrok kolejno na Rufusa, a potem w końcu
na Alessię. Chcąc nie chcąc podążyła za wzrokiem wampira, w końcu
zwracając uwagę na intensywny zapach krwi bratanicy. Wiedziała, że ta krwawiła,
choć nie aż tak intensywnie jak Bliss. Sęk w tym, że jak wampir z powodzeniem
mógł się choćby i wykrwawić, tak w przypadku dziewczyny jakakolwiek
rana mogła okazać się czymś o wiele poważniejszym.
Isabeau z uwagą
zmierzyła Ali wzrokiem, przy okazji zauważając, że ta nie miała na sobie
sukienki. Skrzywiła na widok licznych siniaków i krwi, choć te nie zrobiły
na niej aż takiego wrażenia – przez lata życia widziała dość. Prawdziwy problem
polegał na tym, że miała przed sobą swoją ukochaną Alessię, a więc kogoś,
dla kogo dałaby się pokroić, gdyby zaszła taka potrzeba – dosłownie i w przenośni.
A potem jej
spojrzenie w końcu spoczęło na brzuchu dziewczyny i to wystarczyło,
by ostatecznie doprowadzić Isabeau do szału.
– Jasna
cholera! – wyrwało jej się.
W pośpiechu
przycisnęła dłoń do ust, by powstrzymać jęk. Właściwie sama nie była pewna,
czego się spodziewała, ale zdecydowanie nie tego, co ostatecznie wskazał jej
Rufus. Obecność krwi mówiła sama za siebie, ale Isabeau i tak aż
zachłysnęła się powietrzem na widok poranionej skóry. Palce zadrżały jej, kiedy
wyciągnęła dłoń ku ranie, ostatecznie nie próbując jej dotykać.
W normalnym
wypadku jakoś by zareagowała – przywołała moc, by choć trochę zatamować
krwawienie, choć naturalnie nie byłaby w stanie w ten sposób jej
zaleczyć. Cóż, nie była Damienem. Zresztą teraz nawet on już nie był w stanie
pomóc siostrze bardziej niż przeciętny telepata, to jednak pozostawało sprawą
drugorzędną.
Od samego
początku wiedziała, że Charon był niebezpieczny – i to może bardziej niż
Isobel, a nawet od dawna martwa Lilia, choć Isabeau nie sądziła, że to w ogóle
możliwe. Co więcej, słyszała dość o rzekomym sadyzmie wilkołaka, czym
innym jednak było słuchać plotek, a czym zgoła odmiennym na własne oczy
przekonać, że te jednak mogłyby być prawdziwe. Gdyby chodziło tylko o to,
może nawet zdołałaby to przełknąć, na widok kolejnych cięć mimowolnie myśląc o bliznach,
które miała na plecach. Świry się zdarzały, prawda? Taylor Glass w morderczym
szale okazała się dość nieprzewidywalna, by Isabeau do tej pory nosiła ślady po
jednym ze spotkań z nią.
Tyle że w przypadku
Alessi chodziło o coś więcej. Zauważyła to już w pierwszej chwili,
gdy przyjrzała się cięciom, jednak nie od razu przyjęła do wiadomość dość
istotny szczegół. Przez kilka kolejnych sekund po prostu siedziała i bezmyślnie
wpatrywała się w rany, próbując udawać, że nie dostrzega tego, co musiało
zwrócić uwagę Rufusa.
Gdyby to
było takie proste… Chciała tego czy nie, dokładnie widziała, w końcu
musząc pogodzić się z tym, co podpowiadał jej rozsądek.
Cięcia nie
tylko wyglądały na głębokie, ale – co najważniejsze – układały w dość
konkretny kształt. Isabeau zacisnęła usta, po czym uciekła wzrokiem gdzieś w bok,
jednak nawet po odwróceniu wzroku przed oczami wciąż miała wyryte na skórze,
pokrwawione litery. Zamrugała kilkukrotnie, niemalże gniewnie, by powstrzymać cisnące
się do oczu łzy, to jednak nie pomogło – i to ani w powstrzymywaniu
się od płaczu, ani tym bardziej z wyrzucenia z pamięci obrazu, który w tak
krótkim czasie dosłownie wypalił się w jej umyśle.
Rany układały
się w napis, na dodatek w dość konkretny i aż nazbyt znajomy.
Jedno, jedyne imię, choć przynajmniej nie tego, który spróbował ją skrzywdzić.
Ariel.
Isabeau
potrząsnęła głową. Widział to? Mogła tylko się domyślać, choć nagle stało się
dla niej jasne, dlaczego w takim pośpiechu wypadł z domu. Coś ścisnęło
ją w gardle, gdy uprzytomniła sobie, że chłopak mógł być w wystarczająco
nieprzewidywalnym nastroju, by posunąć się do głupstwa. W najgorszym wypadku
mógł jednak próbować szukać Charona, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
Zostawienie go samego, kiedy tkwił pod tą postacią, również nie wydawało się
najlepszym pomysłem, ale w tamtej chwili nie potrafiła się tym należycie
przejąć, wciąż całą uwagę poświęcając Alessi.
Och, księżniczko…, jęknęła w duchu,
wciąż oszołomiona. Z jakiegoś powodu momentalnie zapragnęła wziąć dziewczynę
w ramiona, a później tulić ją do siebie i przepraszać. Przecież
mogła to przewidzieć. Mogła naprawdę wiele, choć – jak na ironię – nawet gdyby to
zrobiła, nie zmieniłaby niczego. Ta myśl przyniosła ze sobą jeszcze więcej
goryczy, dodatkowo podsycając już i tak dający się Isabeau we znaki gniew.
Wszystko
było nie tak. Już od dłuższego czasu sytuacja niemalże na każdym kroku wymykała
się spod kontroli. Ona po prostu tkwiła w samym środku tego wszystkiego,
całkowicie bezradna – i to niezależnie od tego, czy cokolwiek wiedziała,
czy może jednak pozostawała nieświadoma.
Poczuła ból,
kiedy kłem zraniła się w wargę. Nie zauważyła, że w ogóle wysunęła
zęby, ale właściwie nie zwróciła na to uwagi. Przesunęła językiem po ustach,
świadoma wyłącznie słodkiego posmaku, jednak i ten nie zrobił na nim
wrażenia. Tak naprawdę najlepiej wyczuwała właśnie gorycz, a jakby tego
było mało…
– Nemezis?
Poderwała
głowę. Dimitr górował nad nią, wyraźnie zmartwiony i wciąż poruszony. Zauważyła,
że jego oczy rozszerzyły się, gdy spojrzał na Alessię, poza tym jednak nie dał
niczego poznać. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, a przynajmniej Isabeau
nie była w stanie rozróżnić niczego konkretnego. Nie miała pewności czy to
dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
Z
opóźnieniem uprzytomniła sobie, że wampir nerwowo obracał w dłoniach telefon
komórkowy. Nie była w stanie dostrzec ekranu i sprawdzić, do kogo
dzwonił, to jednak okazało się zbędne, bo Dimitr sam pośpieszył z wyjaśnieniami.
– To Layla –
wyjaśnił spiętym tonem. – Dobijali się wcześniej, bo Damien… Cóż, sama
rozumiesz. Chcesz z nią rozmawiać? – zapytał, ale nawet nie czekał na
odpowiedź, jeszcze w trakcie mówienia wyciągając ku niej komórkę.
Isabeau
jedynie potrząsnęła głową.
– W tej
chwili chcę jedynie zabrać stąd Alessię – oznajmiła spiętym tonem. – Powinnam…
dać jej energii. A później się zobaczy, ale… Już jest dobrze, prawda?
Sytuacja opanowana.
To brzmiało
jak największe na świecie kłamstwo, ale chciała w nie wierzyć.
Przynajmniej tymczasowo zapanował spokój i tego zamierzała się trzymać.
Alessia żyła, zresztą tak jak i Ariel, co samo w sobie znaczyło dla
niej aż nazbyt wiele. Przynajmniej na razie nie miała siły, by zastanawiać się
nad wszystkim, co wydarzyło się na placu – zwłaszcza nad ofiarami. Czuła, że
powinna, zwłaszcza jako królowa i dowódczyni straży, ale…
Och, nie
chciała tego. Nie była w stanie znieść bardzo wielu rzeczy i to już
od dłuższego czasu.
– Ja z nią
porozmawiam. Wy po prostu w końcu się stąd ruszcie – stwierdził Rufus,
natychmiast podrywając się na równe nogi. – I mówię poważnie. Nic jej nie
będzie… – Zawahał się, na krótką chwilę znów zatrzymując wzrok na brzuchu Alessi.
– Nic poważnego – powtórzył z naciskiem – ale wciąż krwawi, tak? Nie pomożemy
jej się posilić tak, by się nie zaraziła, więc po prostu nie traćmy czasu. O reszcie
porozmawiamy później – dodał, tym samym niejako ucinając wszelakie dyskusje.
Isabeau jedynie
skinęła głową, mimowolnie zastanawiając nad tym do czego to doszło, skoro
kolejny raz pozwalała na to, by akurat Rufus rozstawiał wszystkich po kątach.
Ostatecznie nie odezwała się nawet słowem, w zamian znów nachylając nad
Alessią i wracając do gładzenia jej po twarzy.
Zabiorę cię do domu, kochanie…
Mogła
zrobić przynajmniej tyle.
Jestem tu, aby powiedzieć, że nowy szablon jest nieziemski i jestem w nim zakochana. <333333333 + zdjęcia Niny też są cudowne. ♥
OdpowiedzUsuńUściski, buziaki i cała reszta, kiedyś tu jeszcze wpadnę!<3
Wspominałam, że Cię uwielbiam? ♥♥
UsuńZgadzam się, nowy szablon jest niesamowity! <3 Nie mogę się doczekać nowego rozdziału.
UsuńKlaudia
Dziękuję! <3 Rozdział już się pisze, po prostu zamuliłam po pracy. :D
Usuń