1 lutego 2019

Dwieście dwadzieścia dwa

Isabeau
Uderzenie mocy wytrąciło ją z równowagi. Zaklęła, po czym w pośpiechu poderwała się na równe nogi, świadoma wyłącznie jednego: Alessia zdecydowanie była córką Gabriela. Co więcej Beau miała ochotę nią potrząsnąć w równym stopniu, co i bratem – tak dla zasady, by uprzytomnić bratanicy, że wykorzystywanie nadmiaru energii, gdy zbyt szybko się ją traciło, nie było dobrym pomysłem.
Sama nie była pewna, w którym momencie sytuacja wymknęła się spod kontroli. Pojawienie się Ariela zaskoczyło wszystkich, zwłaszcza że nawet nie brała pod uwagę tego, że chłopak, który nie tak dawno ledwo trzymał się na nogach, posunie się aż tak daleko. Z drugiej strony, mogła się tego po nim spodziewać. Do cholery, ten dzieciak był gotów przekopywać się przez całą bibliotekę, a później gonić za plotką, która równie dobrze mogła okazać się wyssaną z palca bajeczką, byleby ocalić Alessię.
Nie miała pewności, co tak naprawdę poczuła, kiedy w tym wszystkim zobaczyła bratanicę. W pierwszej chwili kamień spadł jej z serca, gdy nabrała pewności, że dziewczyna żyła, ale to nadal niczego nie ułatwiało. Nawet w zamieszaniu zauważyła, że Ali wyglądała jak siódme nieszczęście. Nie chodziło tylko o bladość i to, że z przerażeniem obserwowała Ariela, choć i to rzucało się w oczy. Obrzydzenie, o którym wspomniał Charon, również, to jednak wydało się Isabeau w pełni zrozumiałe. Wilkołaki niezmiennie wzbudzały emocje, zresztą to nie zmieniało najważniejszego – Alessia wciąż zrobiłaby wszystko, by Ariela ocalić.
I to ze wzajemnością.
Czuła, że powinna się wtrącić, ale wciąż trzymała się na uboczu. Słyszała, że Chloe znów zaczęła szlochać, jednak to działo się jakby poza nią, zbyt odległe i mało znaczące, by Isabeau zdołała się na tym skoncentrować. Wiedziała zresztą, że przy dziewczynce wciąż czuwała Eve, w pośpiechu wyrzucając z siebie jakieś kojące słowa, choć te najwyraźniej nie przynosiły efektu.
Nerwowo napięła mięśnie, gorączkowo zastanawiając nad tym, jaką decyzję powinna podjąć. Musiała coś zrobić, ale niezrozumiały, przybierający na sile strach skutecznie ją przed tym powstrzymał. Już nawet nie chodziło o dłonie Dimitra, które w pewnej chwili zacisnęły się na jej barkach, zmuszając do pozostania w miejscu. Prawda była taka, że podświadomie wciąż wyczekiwała, aż wydarzy się coś złego – coś, co powinna przewidzieć i pewnie zobaczyłaby, gdyby z takim uporem nie odsuwała od siebie wizji. Bała się poruszyć, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że gdyby tylko spróbowała, jedynie doprowadziłaby sprawy do końca. Gdyby komuś coś się stało…
Tyle że do tego już doszło i Beau doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Uroczystości zamieniły się koszmar. To wystarczyło, a przecież wciąż mogło być gorzej.
Nie miała pojęcia, jaką rolę w tym wszystkim odgrywał Charon. Nie musiała sprawdzać, by wiedzieć, że pierwotny wcale nie był na przegranej pozycji, nawet jeśli początkowo pozwalał, by Ariel ciskał nim jak szmacianą lalką, a ostatecznie zaległ na podłodze, zaskoczony falą uderzeniową, którą wytworzyła Alessia. Na dłuższą chwilę zapanowała wymowna, przenikliwa cisza, którą ostatecznie przerwał głos dziewczyny – słaby, cichy o ledwo słyszalny. Zaraz po tym Ali po prostu osunęła się na ziemię, ale to stało się gdzieś na granicy świadomości Isabeau.
Całą uwagę skupiała przede wszystkim na Charonie. Obserwowała go, zwłaszcza że ten wciąż był przytomny. Co więcej, nie wyglądał na zranionego czy choćby odrobinę oszołomionego – wręcz przeciwnie, choć to w pełni dotarło do niej dopiero w chwili, w której mężczyzna wykorzystał zamieszanie, by poderwać się na równe nogi.
– Ucieka! – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Nie tego się spodziewała. W zasadzie od chwili, w której sytuacja wymknęła się spod kontroli, nie miała pojęcia, czego powinna spodziewać się czy to po walczących nieśmiertelnych, czy też przede wszystkim po samym Charonie. To nie miało sensu – to, że ten miałby tak po prostu stchórzyć, choć już wcześniej pokazał, że z łatwością mógłby mieć ich wszystkich w garści. Może i mieli przewagę, a wilkołak tym razem nie dzierżył ani kuszy, ani żadnej innej broni, ale Isabeau musiałaby upaść na głowę, by zbagatelizować go nawet wtedy, gdy był bezbronny. Podświadomie wyczekiwała aż znów zrobi coś nieprzewidywalnego, znów okazując się mieć przysłowiowego asa w rękawie albo…
Tyle że nic podobnego nie miało miejsca. W jednej chwili widziała przyczajonego, uważnie obserwującego sytuację Charona, a w następnej nieśmiertelny już zmierzał ku drzwiom, tak po prostu zostawiając ich przy życiu.
To wystarczyło, by ją otrzeźwić. Natychmiast zapragnęła za nim ruszyć, ale Dimitr pochwycił ją za ramię, skutecznie powstrzymując przed zrobieniem czegoś głupiego.
– Alessia – przypomniał spiętym tonem. – Po prostu go zostaw. I tak go nie zatrzymamy.
Spojrzała na wampira z niedowierzaniem, gotowa protestować, choć przecież dobrze wiedziała, że miał rację. Nie miała pojęcia, co było z tym facetem nie tak, ale na każdym kroku udowadniał, że nie byli w stanie go nawet zranić, o zabiciu nie wspominając. Mogła tylko zgadywać, co zrobiłby, gdyby jednak za nim pobiegła, znów kierując się emocjami. Uzbrojony czy nie, Charon wciąż mógł roznieść ją na kawałeczki i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Ta myśl doprowadzała ją do szału. Bezradność również, ale nie dała sobie czasu na to, by o tym myśleć. W zamian sztywno skinęła głową i spojrzała Dimitrowi w oczy, próbując dać mu do zrozumienia, żeby ją puścił.
– Sprawdź co z Bliss i Chloe – poprosiła, próbując zabrzmieć tak spokojnie, jak tylko było to możliwe. Czuła się trochę jak automat, bezwiednie podejmując kolejne decyzje. – Nie pójdę za nim, ale Alessia…
– Masz mi to obiecać.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Z wolna uniosła brwi, co najmniej zaskoczona nie tylko jego słowami, ale również sposobem, w jaki w tamtej chwili na nią patrzył. Jakby tego było mało, Dimitr dla podkreślenia swoich słów chwycił ją za ramiona, zdecydowanym ruchem przyciągając do siebie. Rubinowe tęczówki pociemniały przez nadmiar emocji, na dodatek wydając się dosłownie przeszywać ją na wskroś.
Potrząsnęła głową, wciąż oszołomiona. Zebranie myśli przychodziło jej z coraz większym trudem.
– Obiecuję – powiedziała w końcu. Ze świstem wypuściła powietrze. – Sam powiedziałeś, że teraz ważna jest Ali. Puść mnie, proszę.
Zrobił to, choć dopiero po chwili. Isabeau wycofała się, wciąż oszołomiona, mimowolnie zastanawiając nad tym, czy faktycznie wyglądała na aż tak zdesperowaną, by podejrzewał ją o zrobienie czegoś głupiego. Ostatecznie przestała się nad tym zastanawiać, uprzytomniając sobie, że jak najbardziej musiała skupić się na sytuacji. Wciąż nie docierało do niej to, co się wydarzyło, a jakby tego było mało, w domu wciąż znajdował się wyraźnie rozemocjonowany, na wpół przemieniony wilkołak.
Ariel (zadziwiająco ciężko było jej tak o nim myśleć, kiedy tkwił w takim formie) zastygł zaledwie kilka metrów od niej, na dodatek odwrócony plecami. Isabeau nie musiała sprawdzać, by wiedzieć, że wpatrywał się w Alessię. Dziewczyna wylądowała na podłodze, najwyraźniej pozbawiona przytomności i to wystarczyło, by Beau zmartwić. Natychmiast zapragnęła do bratanicy dopaść, ale powstrzymała się, w pierwszej kolejności jednak skupiając na wilkołaku.
– Arielu… – Zawahała się, zwłaszcza że ten drgnął i w pośpiechu zwrócił się ku niej. Jego oczy wydawały się nienaturalnie duże i ciemniejsze niż zazwyczaj. – Ariel, słuchaj… – zaczęła, gorączkowo zastanawiając nad doborem słów, ale i tak nie miała okazji, żeby dokończyć.
Ruszył się z miejsca równie nagle, co i wcześniej Charon. Dosłownie przemknął tuż obok niej, jedynie cudem nie zwalając zaskoczonej wampirzycy z nóg. Drgnęła, w pierwszym odruchu pragnąć go pochwycić – zrobić cokolwiek, by się zatrzymał – ale jej palce zacisnęły się wokół pustki. Zaraz po tym Ariel zniknął jej z oczu, w pośpiechu wypadając w noc.
Cholera jasna, jeśli coś sobie zrobisz…
Ze świstem wypuściła powietrze. Nadmiar emocji dawał jej się we znaki, stopniowo przebijając się przez dotychczasowe oszołomienie. W gruncie rzeczy Isabeau sama nie była pewna, który stan był gorszy – szok czy to, w jaki sposób poczuła się, gdy w końcu dotarło do niej, co się wydarzyło. Mogła tylko zgadywać w jakim stanie był Ariel, a tym bardziej ile rozumiał, skoro kontrolę nad nim w jakimś stopniu przejęło zwierzę. Kiedy w grę wchodziły emocje, wszystko się komplikowało i wiedziała o tym z doświadczenia.
Nogi miała jak z waty, dlatego z ulgą osunęła się na kolana u boku Alessi. W powietrzu wciąż dało się wyczuć coś, co przypominało charakterystyczną świeżość po burzy – coś jak ozon, co jednoznacznie świadczyło o obecności telepatii. Isabeau westchnęła, po czym przesunęła się bliżej, z czułością odgarniając bratanicy ciemne włosy z twarzy. Niepokoiło ją to, jaka ta była blada, o ciężkim, zdecydowanie zbyt nieregularnym sposobie, w jaki chwytała powietrze, nie wspominając.
– Ta rodzina mnie kiedyś wykończy… Jak nie jej matka, to znowu ona – rzucił spiętym tonem Rufus. Isabeau wyczuła, że zmaterializował się tuż obok, ale nawet na niego nie spojrzała. – Tak czy siak, trzeba ją stąd zabrać. Nieźle oberwała.
– Czuję – mruknęła w zamyśleniu. Nerwowo zacisnęła dłonie w pieści, próbując powstrzymać dreszcze. Czuła przede wszystkim narastający z każdą kolejną sekundą gniew, zwłaszcza gdy zaczęło docierać do niej, w jakim stanie była Alessia. – Dałabym jej krwi, ale nie mogę. Spróbuję z samą energią, więc…
– Lepiej powiedz mi, co myślisz o tym.
Coś w tonie Rufusa dało jej do myślenia – i to na tyle, że nawet nie skrzywiła się, kiedy tak po prostu wszedł jej w słowo. Natychmiast zrezygnowała z prób skumulowania mocy, w zamian podrywając głowę, by jednak spojrzeć na kucającego tuż obok wampira. Wyglądał przede wszystkim na podenerwowanego, a to nie zdarzało mu się często, zwłaszcza że w większości przypadków aż nazbyt dobrze panował nad emocjami. W tamtej chwili tak nie było i to pomimo tego, że wampir rozmawiał z nią.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc. Jej myśli wirowały, po słowach szwagra zaczynając zmierzać w kierunkach, od których Beau zdecydowanie wolałaby trzymać się z daleka. Mocniej zacisnęła dłonie w pięści, chyba jedynie cudem nie łamiąc sobie przy tym palców, zwłaszcza gdy do głowy przyszło jej coś, nad czym zdecydowanie nie chciała się rozwodzić.
– O czym mówisz? – zapytała, nie mogąc zmusić się, by podążyć za jego spojrzeniem. Z braku lepszych pomysłów wbiła wzrok w twarz Alessi, po chwili decydując się wyciągnąć dłoń, by móc musnąć palcami policzek dziewczyny. To pozwoliło jej się trochę rozluźnić, ale nic ponadto. – Jeśli… Jasna cholera, jeśli ten skurwiel jej coś zrobił…
Urwała, przez moment czując się tak, jakby ktoś uderzył ją w brzuch. Miała wrażenie, że jej słowa przypominały bardziej charkot niż sensowną wypowiedź, więc zamilkła, nie ufając ani swojemu głosowi, ani… Cóż, w zasadzie samej sobie. W tamtej chwili była bliska tego, by bez wahania złamać złożoną Dimitrowi obietnicę i jednak popędzić za Charonem.
– Nie, a przynajmniej tyle mi powiedziała. Też o tym pomyślałem – zapewnił pośpiesznie Rufus. – Na razie wierzę na słowo, że nie próbował jej zgwałcić.
Aż syknęła, nie pierwszy raz porażona jego bezpośredniością. Zresztą dopiero w chwili, w której wypowiedział te słowa na głos, ujmując sprawę w tak otwarty sposób, do Isabeau w pełni dotarło, jak wiele rzeczy mogło pójść nie tak. Ta perspektywa ją przerażała, a jakby tego było mało…
– Więc o co ci chodzi? – zapytała, wciąż nie odrywając wzroku od twarzy bratanicy. – Rufus, do cholery…
– Po prostu zobacz.
Uprzytomniła sobie, że nie miała wyboru, ale i tak nie od razu zareagowała na jego słowa. Nie była pewna, skąd brał się towarzyszący jej opór, ale nie była w stanie nad nim zapanować. Pustka w głowie coraz bardziej dawała jej się we znaki, tak jak i narastające z każdą kolejną sekundą wątpliwości. Wiedziała, że w ten sposób nie pomagała Alessi, ale to nie było ważne, przynajmniej w tamtej chwili. Równie mało znaczący wydawał się powód, dla którego czuła strach, całą energię przeznaczając na to, by trzymać nerwy na wodzy. Próbowała się uspokoić, ale…
Och, przecież powinna była coś zobaczyć wtedy, gdy powstrzymała wizję, prawda? Cokolwiek to było…
Wciąż pełna wątpliwości, w końcu przeniosła wzrok kolejno na Rufusa, a potem w końcu na Alessię. Chcąc nie chcąc podążyła za wzrokiem wampira, w końcu zwracając uwagę na intensywny zapach krwi bratanicy. Wiedziała, że ta krwawiła, choć nie aż tak intensywnie jak Bliss. Sęk w tym, że jak wampir z powodzeniem mógł się choćby i wykrwawić, tak w przypadku dziewczyny jakakolwiek rana mogła okazać się czymś o wiele poważniejszym.
Isabeau z uwagą zmierzyła Ali wzrokiem, przy okazji zauważając, że ta nie miała na sobie sukienki. Skrzywiła na widok licznych siniaków i krwi, choć te nie zrobiły na niej aż takiego wrażenia – przez lata życia widziała dość. Prawdziwy problem polegał na tym, że miała przed sobą swoją ukochaną Alessię, a więc kogoś, dla kogo dałaby się pokroić, gdyby zaszła taka potrzeba – dosłownie i w przenośni.
A potem jej spojrzenie w końcu spoczęło na brzuchu dziewczyny i to wystarczyło, by ostatecznie doprowadzić Isabeau do szału.
– Jasna cholera! – wyrwało jej się.
W pośpiechu przycisnęła dłoń do ust, by powstrzymać jęk. Właściwie sama nie była pewna, czego się spodziewała, ale zdecydowanie nie tego, co ostatecznie wskazał jej Rufus. Obecność krwi mówiła sama za siebie, ale Isabeau i tak aż zachłysnęła się powietrzem na widok poranionej skóry. Palce zadrżały jej, kiedy wyciągnęła dłoń ku ranie, ostatecznie nie próbując jej dotykać.
W normalnym wypadku jakoś by zareagowała – przywołała moc, by choć trochę zatamować krwawienie, choć naturalnie nie byłaby w stanie w ten sposób jej zaleczyć. Cóż, nie była Damienem. Zresztą teraz nawet on już nie był w stanie pomóc siostrze bardziej niż przeciętny telepata, to jednak pozostawało sprawą drugorzędną.
Od samego początku wiedziała, że Charon był niebezpieczny – i to może bardziej niż Isobel, a nawet od dawna martwa Lilia, choć Isabeau nie sądziła, że to w ogóle możliwe. Co więcej, słyszała dość o rzekomym sadyzmie wilkołaka, czym innym jednak było słuchać plotek, a czym zgoła odmiennym na własne oczy przekonać, że te jednak mogłyby być prawdziwe. Gdyby chodziło tylko o to, może nawet zdołałaby to przełknąć, na widok kolejnych cięć mimowolnie myśląc o bliznach, które miała na plecach. Świry się zdarzały, prawda? Taylor Glass w morderczym szale okazała się dość nieprzewidywalna, by Isabeau do tej pory nosiła ślady po jednym ze spotkań z nią.
Tyle że w przypadku Alessi chodziło o coś więcej. Zauważyła to już w pierwszej chwili, gdy przyjrzała się cięciom, jednak nie od razu przyjęła do wiadomość dość istotny szczegół. Przez kilka kolejnych sekund po prostu siedziała i bezmyślnie wpatrywała się w rany, próbując udawać, że nie dostrzega tego, co musiało zwrócić uwagę Rufusa.
Gdyby to było takie proste… Chciała tego czy nie, dokładnie widziała, w końcu musząc pogodzić się z tym, co podpowiadał jej rozsądek.
Cięcia nie tylko wyglądały na głębokie, ale – co najważniejsze – układały w dość konkretny kształt. Isabeau zacisnęła usta, po czym uciekła wzrokiem gdzieś w bok, jednak nawet po odwróceniu wzroku przed oczami wciąż miała wyryte na skórze, pokrwawione litery. Zamrugała kilkukrotnie, niemalże gniewnie, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy, to jednak nie pomogło – i to ani w powstrzymywaniu się od płaczu, ani tym bardziej z wyrzucenia z pamięci obrazu, który w tak krótkim czasie dosłownie wypalił się w jej umyśle.
Rany układały się w napis, na dodatek w dość konkretny i aż nazbyt znajomy. Jedno, jedyne imię, choć przynajmniej nie tego, który spróbował ją skrzywdzić.
Ariel.
Isabeau potrząsnęła głową. Widział to? Mogła tylko się domyślać, choć nagle stało się dla niej jasne, dlaczego w takim pośpiechu wypadł z domu. Coś ścisnęło ją w gardle, gdy uprzytomniła sobie, że chłopak mógł być w wystarczająco nieprzewidywalnym nastroju, by posunąć się do głupstwa. W najgorszym wypadku mógł jednak próbować szukać Charona, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze. Zostawienie go samego, kiedy tkwił pod tą postacią, również nie wydawało się najlepszym pomysłem, ale w tamtej chwili nie potrafiła się tym należycie przejąć, wciąż całą uwagę poświęcając Alessi.
Och, księżniczko…, jęknęła w duchu, wciąż oszołomiona. Z jakiegoś powodu momentalnie zapragnęła wziąć dziewczynę w ramiona, a później tulić ją do siebie i przepraszać. Przecież mogła to przewidzieć. Mogła naprawdę wiele, choć – jak na ironię – nawet gdyby to zrobiła, nie zmieniłaby niczego. Ta myśl przyniosła ze sobą jeszcze więcej goryczy, dodatkowo podsycając już i tak dający się Isabeau we znaki gniew.
Wszystko było nie tak. Już od dłuższego czasu sytuacja niemalże na każdym kroku wymykała się spod kontroli. Ona po prostu tkwiła w samym środku tego wszystkiego, całkowicie bezradna – i to niezależnie od tego, czy cokolwiek wiedziała, czy może jednak pozostawała nieświadoma.
Poczuła ból, kiedy kłem zraniła się w wargę. Nie zauważyła, że w ogóle wysunęła zęby, ale właściwie nie zwróciła na to uwagi. Przesunęła językiem po ustach, świadoma wyłącznie słodkiego posmaku, jednak i ten nie zrobił na nim wrażenia. Tak naprawdę najlepiej wyczuwała właśnie gorycz, a jakby tego było mało…
– Nemezis?
Poderwała głowę. Dimitr górował nad nią, wyraźnie zmartwiony i wciąż poruszony. Zauważyła, że jego oczy rozszerzyły się, gdy spojrzał na Alessię, poza tym jednak nie dał niczego poznać. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, a przynajmniej Isabeau nie była w stanie rozróżnić niczego konkretnego. Nie miała pewności czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że wampir nerwowo obracał w dłoniach telefon komórkowy. Nie była w stanie dostrzec ekranu i sprawdzić, do kogo dzwonił, to jednak okazało się zbędne, bo Dimitr sam pośpieszył z wyjaśnieniami.
– To Layla – wyjaśnił spiętym tonem. – Dobijali się wcześniej, bo Damien… Cóż, sama rozumiesz. Chcesz z nią rozmawiać? – zapytał, ale nawet nie czekał na odpowiedź, jeszcze w trakcie mówienia wyciągając ku niej komórkę.
Isabeau jedynie potrząsnęła głową.
– W tej chwili chcę jedynie zabrać stąd Alessię – oznajmiła spiętym tonem. – Powinnam… dać jej energii. A później się zobaczy, ale… Już jest dobrze, prawda? Sytuacja opanowana.
To brzmiało jak największe na świecie kłamstwo, ale chciała w nie wierzyć. Przynajmniej tymczasowo zapanował spokój i tego zamierzała się trzymać. Alessia żyła, zresztą tak jak i Ariel, co samo w sobie znaczyło dla niej aż nazbyt wiele. Przynajmniej na razie nie miała siły, by zastanawiać się nad wszystkim, co wydarzyło się na placu – zwłaszcza nad ofiarami. Czuła, że powinna, zwłaszcza jako królowa i dowódczyni straży, ale…
Och, nie chciała tego. Nie była w stanie znieść bardzo wielu rzeczy i to już od dłuższego czasu.
– Ja z nią porozmawiam. Wy po prostu w końcu się stąd ruszcie – stwierdził Rufus, natychmiast podrywając się na równe nogi. – I mówię poważnie. Nic jej nie będzie… – Zawahał się, na krótką chwilę znów zatrzymując wzrok na brzuchu Alessi. – Nic poważnego – powtórzył z naciskiem – ale wciąż krwawi, tak? Nie pomożemy jej się posilić tak, by się nie zaraziła, więc po prostu nie traćmy czasu. O reszcie porozmawiamy później – dodał, tym samym niejako ucinając wszelakie dyskusje.
Isabeau jedynie skinęła głową, mimowolnie zastanawiając nad tym do czego to doszło, skoro kolejny raz pozwalała na to, by akurat Rufus rozstawiał wszystkich po kątach. Ostatecznie nie odezwała się nawet słowem, w zamian znów nachylając nad Alessią i wracając do gładzenia jej po twarzy.
Zabiorę cię do domu, kochanie…
Mogła zrobić przynajmniej tyle.

4 komentarze:

  1. Jestem tu, aby powiedzieć, że nowy szablon jest nieziemski i jestem w nim zakochana. <333333333 + zdjęcia Niny też są cudowne. ♥
    Uściski, buziaki i cała reszta, kiedyś tu jeszcze wpadnę!<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspominałam, że Cię uwielbiam? ♥♥

      Usuń
    2. Zgadzam się, nowy szablon jest niesamowity! <3 Nie mogę się doczekać nowego rozdziału.
      Klaudia

      Usuń
    3. Dziękuję! <3 Rozdział już się pisze, po prostu zamuliłam po pracy. :D

      Usuń









After We Fall
stories by Nessa