Claire
Nie zdążyła ruszyć się z miejsca,
kiedy Joce tak po prostu ześlizgnęła się z krzesła. W pierwszym
odruchu chciała pochwycić kuzynkę, zanim ta zdążyłaby upaść, jednak ubiegła ją
wyraźnie wciąż wytrącona z równowagi Layla. Jakby tego było mało, Claire
wyraźnie widziała, że mama gwałtownie pobladła, kiedy znalazła się na tyle
blisko bratanicy, by szyja dziewczyny znalazła się niebezpiecznie blisko jej
ust. Już wcześniej zdążyła zaobserwować, że wampirzycę dręczyło pragnienie, na
dodatek na tyle silne, by również ona zaczęła czuć się zagrożona, choć to nigdy
wcześniej nie miało miejsca.
Teraz
wyraźnie widziała, że Layla zamiera, po czym mocniej przygarnia Joce do siebie.
Przez jej bladą twarz przemknął cień, a potem – tak szybko, że Claire
początkowo tego nie zarejestrowała – wampirzyca po prostu wysunęła kły. Z drugiej
strony, być może te były już w takim stanie od dłuższego czasu, wyraźnie
aż rwąc się do tego, by zatopić się w czyimkolwiek gardle.
– Ja ją
wezmę – zaproponowała pośpiesznie. Czuła się co najmniej dziwnie z myślą,
że akurat Layla miałaby zrobić Jocelyne krzywdę, ale ten jeden raz sytuacja
wydawała się naprawdę bliska tego, by wymknąć się spod kontroli. – Mamo – dodała, siląc się na łagodny ton.
– Tak… Tak,
jasne. – Wampirzyca zamrugała kilkukrotnie, wyraźnie wytrącona z równowagi.
Wciąż wydawała się spięta, kiedy Claire przesunęła się bliżej, by ostrożnie
przejąć od niej kuzynkę. Joce zawsze wydawała jej się drobna i niezwykle
krucha, ale i tak mimowolnie pomyślała, że obie wyglądały dość dziwnie,
skoro spróbowała wziąć dziewczynę na ręce. – Pewnie nic jej nie będzie.
Claire
skinęła głową, aż nazbyt świadoma, że Layla mówiła tylko po to, by spróbować
rozluźnić atmosferę. Powstrzymała grymas, widząc jak mama odsuwa się w popłochu,
wyraźnie zamierzając trzymać się na dystans. Nie chciała się bać – nie jej –
ale jednocześnie aż nazbyt dobrze rozumiała, że wygłodniały wampir
niekoniecznie zastanawiał się nad relacjami z potencjalnymi ofiarami.
Wolała nie myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby sprawy jednak wymknęły
się spod kontroli, a Layla jednak została doprowadzona do ostateczności.
Bez słowa
mocniej przygarnęła do siebie Jocelyne. Mogła tylko zgadywać, dlaczego dziewczyna
kolejny raz straciła przytomność, mimochodem dochodząc do wniosku, że taki stan
zaczynał być w przypadku tej dziewczyny czymś normalnym. Cokolwiek
zobaczyła w tamtym pokoju… Clare zadrżała na samo wspomnienie, aż nazbyt
świadoma, że być może lepiej było nie poznać prawdy. To, co widziała Joce,
zdecydowanie bywało przerażające, a przy tym bez wątpienia istniało –
gdzieś w innym świecie, wymiarze czy rzeczywistości, jakkolwiek powinna to
nazwać. Nawet dla kogoś takiego jak ona pozostawało to abstrakcją i to
pomimo tego, że sama również robiła czasami rzeczy, których nie potrafiła
sensownie wytłumaczyć.
Powoli
zaczynała przywykać do raz po raz zapadającej ciszy, ale tym razem w pełnym
napięcia milczeniu było coś, co zaczynało doprowadzać ją do szału. Miała złe
przeczucia, wciąż pragnąc zadać dziesiątki pytań, które ostatecznie i tak
nie przeszły jej przez gardło. Chciała zrozumieć, chociaż zarazem zbytnio bała
się tego, co już i tak zdołała wywnioskować. Co więcej, zdecydowanie nie
ufała Simonowi, nawet jeśli rozmowa z nim rozjaśniła pewne kwestie,
przynajmniej po części dając jej obraz tego, z jakimi ludźmi mieli do
czynienia. Nie zmieniało to jednak faktu, że to w najmniejszym nawet
stopniu nie poprawiało sytuacji, w jakiej się znalazły, a Claire
towarzyszyło przeczucie, że nadal nie rozumiała najważniejszej kwestii.
Słodka
bogini, już raz widziała, jak przerażony facet celuje bronią w całkowicie
bezbronną Jocelyne. Ba! Stanęła tuż przed nim, gotowa kuzynkę osłonić, chociaż
to całkowicie kłóciło się z tym, co podsuwał jej instynkt. Czuła, że wciąż
jest zagrożona, zaś obserwując zachowanie mamy i widząc to, w jakim
ta była stanie… Och, chodziło o coś więcej niż tylko głód – i to
wydawało się aż nazbyt oczywiste. W innym wypadku Layla zdecydowanie by
się nie zawahała, zwłaszcza gdy zwykły człowiek oznajmił jej, że będzie musiał „sam
się oswobodzić”, jeśli natychmiast go nie puści.
Dlaczego?, pomyślała w oszołomieniu.
Dlaczego tak bardzo się bałaś, kiedy nas
tutaj wyczułaś?
Nie
otrzymała odpowiedzi, ale właśnie tego się spodziewała. Może i nie była
telepatką, ale miała wrażenie, że zdążyła już nauczyć się, jakie uczucie
powinno jej towarzyszyć za każdym razem, kiedy ktoś dodatkowy ingerował w jej
umysł. Być może mama po prostu nie była w stanie się skupić, a może
odcinała się specjalnie, woląc trzymać na dystans na wszystkie możliwe sposoby.
Claire była w stanie co najwyżej zgadywać, chcąc nie chcąc dochodząc do
wniosku, że sprawy miały się o wiele gorzej, niż mogłaby sobie to
wyobrazić. Jak inaczej miałaby opisać fakt, że w pierwszym odruchu Layla
planowała się wyprzeć jakiejkolwiek znajomości z nią i Joce, byleby
zapewnić im bezpieczeństwo?
Mieszkając w Mieście
Nocy zdecydowanie nie zastanawiała się nad tym, czy to ludzie mogliby okazać
się zagrożeniem. Nie takim, by nawet najbardziej doświadczone wampir musiały
się ich obawiać, ale…
– Cóż… Nie
możemy siedzieć tutaj wiecznie – usłyszała, więc poderwała głowę, by spojrzeć
na Simona. Natychmiast się spięła, wciąż mając wątpliwości co do tego, w jakim
stopniu mogła zaufać temu mężczyźnie. – Może mógłbym…
– Joce nic
nie jest – oznajmiła o wiele ostrzej, niż pierwotnie zamierzała.
To było
niczym odruch, któremu postanowiła się podporządkować. Próbowała trzymać nerwy
na wodzy i zachowywać się ostrożnie, wyraźnie czując, że może być
zagrożona. W naturalny też sposób pragnęła chronić kuzynkę, zresztą to
uczucie towarzyszyło jej już od chwili, w której znalazły się w tym
miejscu. Czuła się odpowiedzialna, chociaż zdecydowanie do tego nie przywykła,
dotychczas będąc osobą, którą do inni próbowali na wszystkie sposoby bronić.
– Okej,
dobra. – Simon wyrzucił obie ręce ku górze w poddańczym geście. – Tak czy
inaczej, musimy stąd wyjść. Jest jeszcze jedna sprawa, którą musimy uporządkować…
– dodał, wymownie spoglądając na Laylę. Wampirzyca nawet nie drgnęła, ale coś w wyrazie
jej twarzy dało Claire do zrozumienia, że dobrze wiedziała w czym rzecz. –
No i…
– Co? –
wtrąciła Layla, nagle zaniepokojona.
Simon
wzruszył ramionami.
– Myślę o tym,
co powiedziała twoja córka… O tym, że mogłaby pomóc w wyjaśnieniu
pewnych kwestii – wyjaśnił, ostrożnie dobierając słowa. – Pomyślałem sobie, że
możemy spróbować. Im mniej będziecie zwracać na siebie uwagę, tym lepiej.
Claire
mimowolnie się spięła, sama niepewna, czego powinna się w tym wypadku
spodziewać. Kiedy wcześniej oferowała pomoc, skupiała się przede wszystkim na
możliwości ochronienia siebie i Jocelyne. Musiała, skoro w grę
wchodziła nawet próba przemienienia którejś z nich w wampira tylko po
to, żeby sprawdzić, w jaki sposób powinno to przebiegać. Cóż, wcale nie
skłamała, wprost mówiąc Simonowi, że żadna z nich nie była pod tym
względem przydatna, zwłaszcza że szczepionka naprawdę istniała. Z drugiej
strony, do tej pory nigdy wcześniej nie miała okazji sprawdzić, jak wielką
ochronę zapewniała – i czy faktycznie większa dawka krwi nie okazałaby się
wystarczająca, żeby rozpocząć przemianę. To wystarczyło, by zdecydowanie nie
chciała igrać z losem, w zamian gotowa zrobić cokolwiek innego,
byleby rozproszyć uwagę tych ludzi.
– Co masz
na myśli? – ponagliła Layla, wyraźnie nieusatysfakcjonowana takimi
wyjaśnieniami. – Mówiłeś o pomocy, Simon. W jaki sposób wciągniecie w to
Claire miałoby być korzystne?
– Wiem
tyle, co i ty – stwierdził, krzywiąc się. – Pomyślę, jasne? Na tę chwilę…
Cóż, ta wasza mała i tak nam teraz nie pomoże – zauważył mimochodem,
znacząco spoglądając na Jocelyne. – Znajdę wam jakieś tymczasowe miejsce, a w tym
czasie ja i Claire…
– Nie
zamierzam się rozdzielać – przerwała mu natychmiast wampirzyca, ale w odpowiedzi
Simon jedynie potrząsnął głową.
– Jeśli
masz inny plan, słucham – mruknął, chociaż jedno ton jednoznacznie sugerował,
że nawet nie brał innego rozwiązania pod uwagę.
– W porządku
– wyrzuciła z siebie na wydechu Claire, nawet nie zastanawiając się nad
tym, czy to faktycznie miało sens. – Mogę pójść i pomóc, tak jak
powiedziałam, ale… Ale mam warunek.
Samą siebie
zaskoczyła tym, że w ogóle zdecydowała się pokusić o jakiejkolwiek
uwagi, jednak nie mogła się powstrzymać. Martwiła się i to wystarczyło,
żeby zapragnęła przynajmniej spróbować, zwłaszcza że to mogło okazać się
kluczowe.
Simon
spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy.
– Warunek…?
– Chcę mieć
pewność, że nikomu nic się nie stanie – oznajmiła z naciskiem. – I znajdziesz
krew. Gdzieś tutaj musi być, prawda?
Czuła, że
to najważniejsze. Prawda była taka, że szczerze bała się zostawić Laylę i Jocelyne
same, zwłaszcza gdy ta druga była nieprzytomna. Nie powiedziała tego wprost, wciąż
z uporem odpychając od siebie myśl, że mama mogłaby skrzywdzić jej
kuzynkę, ale przecież wiedziała, że to możliwe. Co więcej, sama Layla wyraźnie
tego potrzebowała. Była w złym stanie, a przynajmniej tak czuła
Claire, nagle uświadamiając sobie, że w przypływie desperacji mogłaby
nawet sama zasugerować wampirzycy własną krew. Nigdy nie próbowała karmić
kogoś, kto tego potrzebował, ale przecież takie rzeczy się zdarzały, więc gdyby
musiała…
– Zrobię,
co mogę – stwierdził z opóźnieniem Simon.
Z wolna
wypuściła powietrze, ostatecznie z ulgą kiwając głową. Nie była pewna
dlaczego, ale z jakiegoś powodu wcale mu nie uwierzyła.
Wciąż miała wątpliwości, kiedy
w końcu znalazła się sam na sam z Simonem. Nie podobało jej się to,
że kazał jej poczekać w pokoju, tak po prostu wychodząc z Laylą i Jocelyne,
ale jaki tak naprawdę miała wybór? Co prawda mężczyzna nie powiedział tego
wprost, ale prawda była taka, że w znamienitym stopniu były zależne od
jego decyzji. Zwlekanie również wydawało się najgorszym z możliwych
scenariuszy, zwłaszcza będąc w towarzystwie już i tak wygłodniałej,
wymęczonej wampirzycy.
Próbowała
się rozluźnić i uspokoić, raz po raz powtarzając sobie, że wszystko będzie
w porządku, ale to okazało się o wiele trudniejsze, niż mogłaby sobie
tego życzyć. Musiała z uporem wmawiać sobie, że wcale nie ryzykowała, oddzielając
się od reszty i pozwalając na to, by to Simon wziął Joce na ręce. Wciąż była
Layla, prawda? Cokolwiek by się nie wydarzyło, zdecydowanie nie pozwoliłaby
zrobić dziewczynie krzywdy, zresztą…
To i tak nie ma znaczenia, prawda? Skup
się na tym, co masz zrobić ty!
Zacisnęła
usta, zdenerwowana nawet bardziej niż wtedy, gdy podążała za milczącą, mogącą z powodzeniem
ją zabić Claudią. Cisza wydawała się bezpieczna i to pomimo tego, że wciąż
dręczyły ją dziesiątki pytań. Ostatecznie nie zadała żadnego z nich, wręcz
unikając spoglądania na Simona, kiedy ten wrócił i wprost oznajmił, że
powinni się pośpieszyć. Ruszyła za nim, woląc trzymać się blisko tego
mężczyzny, by nie ryzykować, że na korytarzu nagle pojawi się ktoś, kto dojdzie
do wniosku, że powinien zacząć mierzyć do niej z broni. Nie miała
pewności, dlaczego Simon najwyraźniej darzył ją zaufaniem na tyle znaczącym, by
dojść do wniosku, że nie zamierzała rzucić mu się do gardła, ale z drugiej
strony… Cóż, przecież dobrze wiedziała, że tak naprawdę miał przewagę. Jej z kolei
zbyt mocno zależało na tym, by zapewnić znaleźć jakieś wyjście z tego
szaleństwa, żeby ot tak zdecydowała się na zwrócenie przeciwko jedynej osobie,
która przejawiała jakiekolwiek pozytywne intencje.
– Ty też mi
nie ufasz? – zapytał nagle mężczyzna. Uniosła brwi, spoglądając na niego
pytająco. – Nawet na mnie nie patrzysz. Byłem pewien, że już na wstępie zaczniesz
wypytywać, czy Layli i twojej kuzynce nic się nie stało, a jednak…
– A skąd
miałabym pewność, że dostanę prawdziwą odpowiedź? – przerwała mu, siląc się na
spokój.
Simon w zamyśleniu
skinął głowę.
– Więc mi
nie ufasz – mruknął, zupełnie jakby ta kwestia była w tym wszystkim
najistotniejsza.
– Ktoś już
dawno nauczył mnie, że zasada ograniczonego zaufania sprawdza się zawsze i niezależnie
od sytuacji – przyznała po chwili zastanowienia. – Uważam, że coś w tym
jest.
Tym razem
nie doczekała się odpowiedzi, ale milczenie jak najbardziej było jej na rękę.
Wolała skupić się na niespokojnym wodzeniu wzrokiem na prawo i lewo,
chociaż zdążyła przekonać się, że układ tego dziwnego, odizolowanego budynku
jest zbyt skomplikowany, by ot tak wypatrzeć jakieś praktyczne wskazówki. Na
pewno musiała pamiętać o kamerach i tym, że najwyraźniej wszystko
działało tutaj na magnetyczne karty, które zapewniały dostęp do poszczególnych
sektorów. To oznaczało, że kluczową rolę odgrywało tutaj zasilanie i ten
szczegół wydał się Claire aż nadto istotny. Gdy miała możliwość pozbawić to
miejsce prądu albo zyskała dostęp do systemu informatycznego…
Nigdy
wcześniej nawet nie planowała takich rzeczy. Nie miała wielkiej styczności z komputerami,
ale miała wrażenie, że w razie potrzeby potrafiłaby poradzić sobie z ewentualnym
systemem. To było logiczne, prawda? Większość tego, czego się uczyła i w co
chciała wierzyć, działało właśnie w ten sposób – na podstawie sensownych
algorytmów, które wystarczyło odpowiednio przeanalizować, by znaleźć potrzebne rozwiązanie.
Czasami chodziło o szukanie luk, bo natrafienie na błąd mogłoby dać szansę
na zaburzenie działania pozornie spójnej całości. Właśnie czegoś takiego
potrzebowała – swoistej niedoskonałości, którą mogłaby wykorzystać, by zyskać
przewagę. Co prawda wątpiła, by to okazało się aż takie proste, ale samo
poczucie tego, że być może jednak miała jakiś plan – choćby szczątkowy – wydała
jej się pocieszająca.
Miała
wrażenie, że to jeden z powodów, dla których Rufus nie lubił nowych
technologii. Podobno niepotrzebnie komplikowały i – w większości
przypadków – bywały zawodne. Możliwe, że coś w tym było, ale myśląc o tym
w tamtej chwili, Claire uświadomiła sobie, że ta niedoskonałość jednak
mogła okazać się kluczowa, jeśli tylko odpowiednio by ją wykorzystała. Bo
przecież wszystko było logiczne, prawda? Dzięki temu czuła się niemalże jak
lata temu, zanim jeszcze odkryła swoje zdolności, a mieszkając w podziemiach
mogła wierzyć w to, że wszystko wokół było stabilne, bezpieczne i opisane
w jasny sposób. To było wtedy, gdy wystarczyło, by wyobraziła sobie
tablicę Mendelejewa, by poczuć się pewniej.
– Dokąd
idziemy? – zapytała z wahaniem, nie chcąc zbytnio zapędzić się w tych
myślach. Czuła, że utrata czujności mogłaby nieść ze sobą naprawdę opłakane
konsekwencje.
– Zaraz
zobaczysz – stwierdził lakonicznie Simon. Powstrzymała się przed wytknięciem mu
tego, że działając w ten sposób jedynie utwierdzał ją w przekonaniu,
że powinna być ostrożna w kwestii zaufania mu. – Jest… jedna rzecz, przy
której mogłabyś pomóc. O ile będziesz w stanie powiedzieć mi coś
więcej – przyznał, a Claire mimowolnie się zawahała.
Dlaczego
musiał ją gdziekolwiek prowadzić, zamiast zadać pytanie wprost? Co prawda
wątpiła, by dał jej do wyjaśnienia coś, z czym nie miałaby wcześniej
styczności, ale przecież wciąż istniała taka możliwość. Bezsensownym wydawało
jej się tracenie czasu, robienie sobie nadziei i prowadzenie jej
gdziekolwiek, skoro mógł wcześniej zapytać, by upewnić się, czy faktycznie
mogła pomóc.
Wciąż miała
wątpliwości, ale po raz kolejny zmusiła się do zachowania jakichkolwiek uwag
dla siebie. W porządku, to przecież i tak nie było istotne. W końcu
sama się na to zgodziła, więc przynajmniej tymczasowo pozostawało jej spróbować
się dostosować. Dzięki temu mogła chociaż udawać, że wciąż miała coś do
powiedzenia, o jakiejkolwiek kontroli nad sytuacją nie wspominając.
– Layla…
Cóż, znasz ją, prawda? – odezwał się ponownie Simon, starannie dobierając
słowa. – To pewnie głupie pytanie, ale mniejsza o to. Istotne, że
najpewniej wiesz o niej więcej, niż ktokolwiek inny.
– To moja
mama – zauważyła przytomnie, z powątpiewaniem spoglądając na swojego
rozmówcę.
– I telepatka
– podjął, a Claire z wolna wypuściła powietrze z płuc. Więc o to
chodziło.
– Tak.
Simon
wywrócił oczami. Mogła przewidzieć, że nie potrzebował potwierdzenia, ale co
innego mogła mu powiedzieć? Sam stwierdził, że nie miała do niego zaufania,
więc oczekiwanie tego, że sama z siebie mogłaby zacząć mu się zwierzać
albo jak gdyby nigdy nic opowiadać o rodzinie, wydawało się szaleństwem.
– W porządku
– zaczął raz jeszcze mężczyzna. To wszystko, co wiąże się z taką mocą…
Siła umysłu – dodał z naciskiem, po czym zawahał się na dłuższą chwilę. – O ile
mi wiadomo, te umiejętności są dziedziczne, więc…
– Nie
zawsze – przerwała mu.
Przez jego
twarz przemknął cień.
– Ach, tak…
– Zwykle
telepatyczne zdolności odzywają się w każdym następnym pokoleniu, ale
zdarzają się wyjątki. Mnie ominęło – oznajmiła z naciskiem. Sama nie była
pewna czy powinna się z tego cieszyć, czy może raczej obawiać. Jeśli
faktycznie okazałaby się dla nich całkowicie nieprzydatna… – Ale wiem o tych
zdolnościach dużo, co zresztą sam zauważyłeś. Chodzi o moją mamę.
– Tylko
mamę? – drążył, ale nie od razu zdecydowała mu się odpowiedzieć.
– Istotne
jest to, że dobrze wszystko rozumiem, nawet jeśli sama nie jestem w stanie
przeniknąć cudzego umysłu. Zresztą to chyba nawet lepiej, prawda? – zauważyła
mimochodem. – Zwykle to dość niezręczne, kiedy wie się, że twój rozmówca może
namieszać ci w głowie albo poznać myśli. Nie żeby telepaci robili to przy
każdej okazji, ale mimo wszystko mogliby. Wielu to onieśmiela.
Miała
wrażenie, że plecie trzy po trzy, ale nie chciała się nad tym zastanawiać.
Również spojrzenia Simona jasno dało jej do zrozumienia, że niekoniecznie tego
oczekiwał, kiedy zaczynał temat, ale i nad tym nie zamierzała się
rozwodzić. Wciąż miała wątpliwości co do tego, którymi informacjami mogła
bezpiecznie się podzielić, a które lepiej było zostawić dla siebie.
Musiała być ostrożna, wciąż mając wrażenie, że w każdej chwili mogłaby
popełnić błąd – i to na dodatek taki, którego skutki okazałyby się
opłakane nie tylko dla niej, ale również osób, które tak bardzo chciała
chronić.
– Tak…
Możliwe, że coś w tym jest – przyznał z wyraźnym wahaniem Simon. Po
wyrazie jego twarzy trudno było stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślał. – Tak
czy inaczej, najważniejsze jest to, że miałaś do czynienia z telepatią.
Skoro twierdzisz, że dość sporo wiesz, to wyjaśnij mi jedną rzecz… Coś ci
pokażę – zapowiedział i z jakiegoś powodu wzbudziło w Claire
jeszcze silniejsze wątpliwości.
Simon zachęcająco
wyciągnął rękę w jej stronę, ale go zignorowała, w zamian ciasno
obejmując się ramionami. W żaden sposób na to nie zareagował, ale za to
przyśpieszył kroku, narzucając bardziej stanowcze tempo. Znów zapanowała cisza,
ale dziewczyna uznała to za coś o wiele bezpieczniejszego niż kolejne
pytania, zwłaszcza takie, które wydawały jej się zbyt dociekliwe. Miała
wrażenie, że w podobny sposób próbował wypytywać Laylę, teraz najwyraźniej
licząc na to, że przynajmniej od niej mógłby wyciągnąć szczegóły, które
przemilczała wampirzyca. Claire nie musiała pytać, żeby wiedzieć, że zdradzanie
zbyt wielu osobistych faktów nie było dobrym pomysłem, w efekcie zaczynając
wątpić w to, czy w takim wypadku oferowanie jakiejkolwiek pomocy
faktycznie było dobrym pomysłem.
– Tutaj.
To jedno
słowo wystarczyło, żeby zaczęła się denerwować. Z powątpiewaniem spojrzała
na kolejne zamknięte drzwi, za którymi mogło znajdować się dosłownie wszystko.
Nie odezwała się nawet słowem, kiedy Simon umożliwił jej wejście do środka,
nawet odsuwając się na przód, by móc ją przepuścić. To nie jest dobry pomysł…, pomyślała w oszołomieniu, ale nawet
gdyby chciała się wycofać, nie miałaby na co liczyć, zwłaszcza w tym
miejscu. Co więcej, przecież nie mogła tak po prostu odmówić, w jakimś
stopniu ciekawa tego, co aż do tego stopnia intrygowało tego mężczyznę, skoro
powstrzymał się od zadawania teoretycznych pytań i od razu przyprowadził
ją do tego miejsca.
Odetchnęła,
po czym z wolna przekroczyła próg – tak ostrożnie, jakby gdzieś po drugiej
stronie czaiło się coś, co w każdej chwili mogło ją zaatakować. Co prawda
nie czuła, żeby w pobliżu znajdował się ktoś jeszcze, ale mimo wszystko.
A potem w końcu
zrozumiała w czym rzecz i zamarła.
Wow!!! Imponujesz mi, ostatni raz byłam tutaj 5 lat temu, a ty wciąż jesteś aktywna. Sama wtedy prowadziłam blog, gdzie fabuła książki Zmierzch była przedstawiona oczami Alice i Jaspera. Jestem pod wrażeniem i kłaniam się nisko.
OdpowiedzUsuńJak miło Cię tu widzieć! :) Uwierzysz, że wciąż pamiętam? I Ciebie, i Twoje opowiadanie... Obczaj ten motyw, prawda? Kto by pomyślał, że minęło aż tyle czasu... ^^
UsuńNessa.