24 lutego 2018

Dwieście osiemdziesiąt dwa

Claire
Nie zdążyła ruszyć się z miejsca, kiedy Joce tak po prostu ześlizgnęła się z krzesła. W pierwszym odruchu chciała pochwycić kuzynkę, zanim ta zdążyłaby upaść, jednak ubiegła ją wyraźnie wciąż wytrącona z równowagi Layla. Jakby tego było mało, Claire wyraźnie widziała, że mama gwałtownie pobladła, kiedy znalazła się na tyle blisko bratanicy, by szyja dziewczyny znalazła się niebezpiecznie blisko jej ust. Już wcześniej zdążyła zaobserwować, że wampirzycę dręczyło pragnienie, na dodatek na tyle silne, by również ona zaczęła czuć się zagrożona, choć to nigdy wcześniej nie miało miejsca.
Teraz wyraźnie widziała, że Layla zamiera, po czym mocniej przygarnia Joce do siebie. Przez jej bladą twarz przemknął cień, a potem – tak szybko, że Claire początkowo tego nie zarejestrowała – wampirzyca po prostu wysunęła kły. Z drugiej strony, być może te były już w takim stanie od dłuższego czasu, wyraźnie aż rwąc się do tego, by zatopić się w czyimkolwiek gardle.
– Ja ją wezmę – zaproponowała pośpiesznie. Czuła się co najmniej dziwnie z myślą, że akurat Layla miałaby zrobić Jocelyne krzywdę, ale ten jeden raz sytuacja wydawała się naprawdę bliska tego, by wymknąć się spod kontroli. – Mamo – dodała, siląc się na łagodny ton.
– Tak… Tak, jasne. – Wampirzyca zamrugała kilkukrotnie, wyraźnie wytrącona z równowagi. Wciąż wydawała się spięta, kiedy Claire przesunęła się bliżej, by ostrożnie przejąć od niej kuzynkę. Joce zawsze wydawała jej się drobna i niezwykle krucha, ale i tak mimowolnie pomyślała, że obie wyglądały dość dziwnie, skoro spróbowała wziąć dziewczynę na ręce. – Pewnie nic jej nie będzie.
Claire skinęła głową, aż nazbyt świadoma, że Layla mówiła tylko po to, by spróbować rozluźnić atmosferę. Powstrzymała grymas, widząc jak mama odsuwa się w popłochu, wyraźnie zamierzając trzymać się na dystans. Nie chciała się bać – nie jej – ale jednocześnie aż nazbyt dobrze rozumiała, że wygłodniały wampir niekoniecznie zastanawiał się nad relacjami z potencjalnymi ofiarami. Wolała nie myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby sprawy jednak wymknęły się spod kontroli, a Layla jednak została doprowadzona do ostateczności.
Bez słowa mocniej przygarnęła do siebie Jocelyne. Mogła tylko zgadywać, dlaczego dziewczyna kolejny raz straciła przytomność, mimochodem dochodząc do wniosku, że taki stan zaczynał być w przypadku tej dziewczyny czymś normalnym. Cokolwiek zobaczyła w tamtym pokoju… Clare zadrżała na samo wspomnienie, aż nazbyt świadoma, że być może lepiej było nie poznać prawdy. To, co widziała Joce, zdecydowanie bywało przerażające, a przy tym bez wątpienia istniało – gdzieś w innym świecie, wymiarze czy rzeczywistości, jakkolwiek powinna to nazwać. Nawet dla kogoś takiego jak ona pozostawało to abstrakcją i to pomimo tego, że sama również robiła czasami rzeczy, których nie potrafiła sensownie wytłumaczyć.
Powoli zaczynała przywykać do raz po raz zapadającej ciszy, ale tym razem w pełnym napięcia milczeniu było coś, co zaczynało doprowadzać ją do szału. Miała złe przeczucia, wciąż pragnąc zadać dziesiątki pytań, które ostatecznie i tak nie przeszły jej przez gardło. Chciała zrozumieć, chociaż zarazem zbytnio bała się tego, co już i tak zdołała wywnioskować. Co więcej, zdecydowanie nie ufała Simonowi, nawet jeśli rozmowa z nim rozjaśniła pewne kwestie, przynajmniej po części dając jej obraz tego, z jakimi ludźmi mieli do czynienia. Nie zmieniało to jednak faktu, że to w najmniejszym nawet stopniu nie poprawiało sytuacji, w jakiej się znalazły, a Claire towarzyszyło przeczucie, że nadal nie rozumiała najważniejszej kwestii.
Słodka bogini, już raz widziała, jak przerażony facet celuje bronią w całkowicie bezbronną Jocelyne. Ba! Stanęła tuż przed nim, gotowa kuzynkę osłonić, chociaż to całkowicie kłóciło się z tym, co podsuwał jej instynkt. Czuła, że wciąż jest zagrożona, zaś obserwując zachowanie mamy i widząc to, w jakim ta była stanie… Och, chodziło o coś więcej niż tylko głód – i to wydawało się aż nazbyt oczywiste. W innym wypadku Layla zdecydowanie by się nie zawahała, zwłaszcza gdy zwykły człowiek oznajmił jej, że będzie musiał „sam się oswobodzić”, jeśli natychmiast go nie puści.
Dlaczego?, pomyślała w oszołomieniu. Dlaczego tak bardzo się bałaś, kiedy nas tutaj wyczułaś?
Nie otrzymała odpowiedzi, ale właśnie tego się spodziewała. Może i nie była telepatką, ale miała wrażenie, że zdążyła już nauczyć się, jakie uczucie powinno jej towarzyszyć za każdym razem, kiedy ktoś dodatkowy ingerował w jej umysł. Być może mama po prostu nie była w stanie się skupić, a może odcinała się specjalnie, woląc trzymać na dystans na wszystkie możliwe sposoby. Claire była w stanie co najwyżej zgadywać, chcąc nie chcąc dochodząc do wniosku, że sprawy miały się o wiele gorzej, niż mogłaby sobie to wyobrazić. Jak inaczej miałaby opisać fakt, że w pierwszym odruchu Layla planowała się wyprzeć jakiejkolwiek znajomości z nią i Joce, byleby zapewnić im bezpieczeństwo?
Mieszkając w Mieście Nocy zdecydowanie nie zastanawiała się nad tym, czy to ludzie mogliby okazać się zagrożeniem. Nie takim, by nawet najbardziej doświadczone wampir musiały się ich obawiać, ale…
– Cóż… Nie możemy siedzieć tutaj wiecznie – usłyszała, więc poderwała głowę, by spojrzeć na Simona. Natychmiast się spięła, wciąż mając wątpliwości co do tego, w jakim stopniu mogła zaufać temu mężczyźnie. – Może mógłbym…
– Joce nic nie jest – oznajmiła o wiele ostrzej, niż pierwotnie zamierzała.
To było niczym odruch, któremu postanowiła się podporządkować. Próbowała trzymać nerwy na wodzy i zachowywać się ostrożnie, wyraźnie czując, że może być zagrożona. W naturalny też sposób pragnęła chronić kuzynkę, zresztą to uczucie towarzyszyło jej już od chwili, w której znalazły się w tym miejscu. Czuła się odpowiedzialna, chociaż zdecydowanie do tego nie przywykła, dotychczas będąc osobą, którą do inni próbowali na wszystkie sposoby bronić.
– Okej, dobra. – Simon wyrzucił obie ręce ku górze w poddańczym geście. – Tak czy inaczej, musimy stąd wyjść. Jest jeszcze jedna sprawa, którą musimy uporządkować… – dodał, wymownie spoglądając na Laylę. Wampirzyca nawet nie drgnęła, ale coś w wyrazie jej twarzy dało Claire do zrozumienia, że dobrze wiedziała w czym rzecz. – No i…
– Co? – wtrąciła Layla, nagle zaniepokojona.
Simon wzruszył ramionami.
– Myślę o tym, co powiedziała twoja córka… O tym, że mogłaby pomóc w wyjaśnieniu pewnych kwestii – wyjaśnił, ostrożnie dobierając słowa. – Pomyślałem sobie, że możemy spróbować. Im mniej będziecie zwracać na siebie uwagę, tym lepiej.
Claire mimowolnie się spięła, sama niepewna, czego powinna się w tym wypadku spodziewać. Kiedy wcześniej oferowała pomoc, skupiała się przede wszystkim na możliwości ochronienia siebie i Jocelyne. Musiała, skoro w grę wchodziła nawet próba przemienienia którejś z nich w wampira tylko po to, żeby sprawdzić, w jaki sposób powinno to przebiegać. Cóż, wcale nie skłamała, wprost mówiąc Simonowi, że żadna z nich nie była pod tym względem przydatna, zwłaszcza że szczepionka naprawdę istniała. Z drugiej strony, do tej pory nigdy wcześniej nie miała okazji sprawdzić, jak wielką ochronę zapewniała – i czy faktycznie większa dawka krwi nie okazałaby się wystarczająca, żeby rozpocząć przemianę. To wystarczyło, by zdecydowanie nie chciała igrać z losem, w zamian gotowa zrobić cokolwiek innego, byleby rozproszyć uwagę tych ludzi.
– Co masz na myśli? – ponagliła Layla, wyraźnie nieusatysfakcjonowana takimi wyjaśnieniami. – Mówiłeś o pomocy, Simon. W jaki sposób wciągniecie w to Claire miałoby być korzystne?
– Wiem tyle, co i ty – stwierdził, krzywiąc się. – Pomyślę, jasne? Na tę chwilę… Cóż, ta wasza mała i tak nam teraz nie pomoże – zauważył mimochodem, znacząco spoglądając na Jocelyne. – Znajdę wam jakieś tymczasowe miejsce, a w tym czasie ja i Claire…
– Nie zamierzam się rozdzielać – przerwała mu natychmiast wampirzyca, ale w odpowiedzi Simon jedynie potrząsnął głową.
– Jeśli masz inny plan, słucham – mruknął, chociaż jedno ton jednoznacznie sugerował, że nawet nie brał innego rozwiązania pod uwagę.
– W porządku – wyrzuciła z siebie na wydechu Claire, nawet nie zastanawiając się nad tym, czy to faktycznie miało sens. – Mogę pójść i pomóc, tak jak powiedziałam, ale… Ale mam warunek.
Samą siebie zaskoczyła tym, że w ogóle zdecydowała się pokusić o jakiejkolwiek uwagi, jednak nie mogła się powstrzymać. Martwiła się i to wystarczyło, żeby zapragnęła przynajmniej spróbować, zwłaszcza że to mogło okazać się kluczowe.
Simon spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy.
– Warunek…?
– Chcę mieć pewność, że nikomu nic się nie stanie – oznajmiła z naciskiem. – I znajdziesz krew. Gdzieś tutaj musi być, prawda?
Czuła, że to najważniejsze. Prawda była taka, że szczerze bała się zostawić Laylę i Jocelyne same, zwłaszcza gdy ta druga była nieprzytomna. Nie powiedziała tego wprost, wciąż z uporem odpychając od siebie myśl, że mama mogłaby skrzywdzić jej kuzynkę, ale przecież wiedziała, że to możliwe. Co więcej, sama Layla wyraźnie tego potrzebowała. Była w złym stanie, a przynajmniej tak czuła Claire, nagle uświadamiając sobie, że w przypływie desperacji mogłaby nawet sama zasugerować wampirzycy własną krew. Nigdy nie próbowała karmić kogoś, kto tego potrzebował, ale przecież takie rzeczy się zdarzały, więc gdyby musiała…
– Zrobię, co mogę – stwierdził z opóźnieniem Simon.
Z wolna wypuściła powietrze, ostatecznie z ulgą kiwając głową. Nie była pewna dlaczego, ale z jakiegoś powodu wcale mu nie uwierzyła.

Wciąż miała wątpliwości, kiedy w końcu znalazła się sam na sam z Simonem. Nie podobało jej się to, że kazał jej poczekać w pokoju, tak po prostu wychodząc z Laylą i Jocelyne, ale jaki tak naprawdę miała wybór? Co prawda mężczyzna nie powiedział tego wprost, ale prawda była taka, że w znamienitym stopniu były zależne od jego decyzji. Zwlekanie również wydawało się najgorszym z możliwych scenariuszy, zwłaszcza będąc w towarzystwie już i tak wygłodniałej, wymęczonej wampirzycy.
Próbowała się rozluźnić i uspokoić, raz po raz powtarzając sobie, że wszystko będzie w porządku, ale to okazało się o wiele trudniejsze, niż mogłaby sobie tego życzyć. Musiała z uporem wmawiać sobie, że wcale nie ryzykowała, oddzielając się od reszty i pozwalając na to, by to Simon wziął Joce na ręce. Wciąż była Layla, prawda? Cokolwiek by się nie wydarzyło, zdecydowanie nie pozwoliłaby zrobić dziewczynie krzywdy, zresztą…
To i tak nie ma znaczenia, prawda? Skup się na tym, co masz zrobić ty!
Zacisnęła usta, zdenerwowana nawet bardziej niż wtedy, gdy podążała za milczącą, mogącą z powodzeniem ją zabić Claudią. Cisza wydawała się bezpieczna i to pomimo tego, że wciąż dręczyły ją dziesiątki pytań. Ostatecznie nie zadała żadnego z nich, wręcz unikając spoglądania na Simona, kiedy ten wrócił i wprost oznajmił, że powinni się pośpieszyć. Ruszyła za nim, woląc trzymać się blisko tego mężczyzny, by nie ryzykować, że na korytarzu nagle pojawi się ktoś, kto dojdzie do wniosku, że powinien zacząć mierzyć do niej z broni. Nie miała pewności, dlaczego Simon najwyraźniej darzył ją zaufaniem na tyle znaczącym, by dojść do wniosku, że nie zamierzała rzucić mu się do gardła, ale z drugiej strony… Cóż, przecież dobrze wiedziała, że tak naprawdę miał przewagę. Jej z kolei zbyt mocno zależało na tym, by zapewnić znaleźć jakieś wyjście z tego szaleństwa, żeby ot tak zdecydowała się na zwrócenie przeciwko jedynej osobie, która przejawiała jakiekolwiek pozytywne intencje.
– Ty też mi nie ufasz? – zapytał nagle mężczyzna. Uniosła brwi, spoglądając na niego pytająco. – Nawet na mnie nie patrzysz. Byłem pewien, że już na wstępie zaczniesz wypytywać, czy Layli i twojej kuzynce nic się nie stało, a jednak…
– A skąd miałabym pewność, że dostanę prawdziwą odpowiedź? – przerwała mu, siląc się na spokój.
Simon w zamyśleniu skinął głowę.
– Więc mi nie ufasz – mruknął, zupełnie jakby ta kwestia była w tym wszystkim najistotniejsza.
– Ktoś już dawno nauczył mnie, że zasada ograniczonego zaufania sprawdza się zawsze i niezależnie od sytuacji – przyznała po chwili zastanowienia. – Uważam, że coś w tym jest.
Tym razem nie doczekała się odpowiedzi, ale milczenie jak najbardziej było jej na rękę. Wolała skupić się na niespokojnym wodzeniu wzrokiem na prawo i lewo, chociaż zdążyła przekonać się, że układ tego dziwnego, odizolowanego budynku jest zbyt skomplikowany, by ot tak wypatrzeć jakieś praktyczne wskazówki. Na pewno musiała pamiętać o kamerach i tym, że najwyraźniej wszystko działało tutaj na magnetyczne karty, które zapewniały dostęp do poszczególnych sektorów. To oznaczało, że kluczową rolę odgrywało tutaj zasilanie i ten szczegół wydał się Claire aż nadto istotny. Gdy miała możliwość pozbawić to miejsce prądu albo zyskała dostęp do systemu informatycznego…
Nigdy wcześniej nawet nie planowała takich rzeczy. Nie miała wielkiej styczności z komputerami, ale miała wrażenie, że w razie potrzeby potrafiłaby poradzić sobie z ewentualnym systemem. To było logiczne, prawda? Większość tego, czego się uczyła i w co chciała wierzyć, działało właśnie w ten sposób – na podstawie sensownych algorytmów, które wystarczyło odpowiednio przeanalizować, by znaleźć potrzebne rozwiązanie. Czasami chodziło o szukanie luk, bo natrafienie na błąd mogłoby dać szansę na zaburzenie działania pozornie spójnej całości. Właśnie czegoś takiego potrzebowała – swoistej niedoskonałości, którą mogłaby wykorzystać, by zyskać przewagę. Co prawda wątpiła, by to okazało się aż takie proste, ale samo poczucie tego, że być może jednak miała jakiś plan – choćby szczątkowy – wydała jej się pocieszająca.
Miała wrażenie, że to jeden z powodów, dla których Rufus nie lubił nowych technologii. Podobno niepotrzebnie komplikowały i – w większości przypadków – bywały zawodne. Możliwe, że coś w tym było, ale myśląc o tym w tamtej chwili, Claire uświadomiła sobie, że ta niedoskonałość jednak mogła okazać się kluczowa, jeśli tylko odpowiednio by ją wykorzystała. Bo przecież wszystko było logiczne, prawda? Dzięki temu czuła się niemalże jak lata temu, zanim jeszcze odkryła swoje zdolności, a mieszkając w podziemiach mogła wierzyć w to, że wszystko wokół było stabilne, bezpieczne i opisane w jasny sposób. To było wtedy, gdy wystarczyło, by wyobraziła sobie tablicę Mendelejewa, by poczuć się pewniej.
– Dokąd idziemy? – zapytała z wahaniem, nie chcąc zbytnio zapędzić się w tych myślach. Czuła, że utrata czujności mogłaby nieść ze sobą naprawdę opłakane konsekwencje.
– Zaraz zobaczysz – stwierdził lakonicznie Simon. Powstrzymała się przed wytknięciem mu tego, że działając w ten sposób jedynie utwierdzał ją w przekonaniu, że powinna być ostrożna w kwestii zaufania mu. – Jest… jedna rzecz, przy której mogłabyś pomóc. O ile będziesz w stanie powiedzieć mi coś więcej – przyznał, a Claire mimowolnie się zawahała.
Dlaczego musiał ją gdziekolwiek prowadzić, zamiast zadać pytanie wprost? Co prawda wątpiła, by dał jej do wyjaśnienia coś, z czym nie miałaby wcześniej styczności, ale przecież wciąż istniała taka możliwość. Bezsensownym wydawało jej się tracenie czasu, robienie sobie nadziei i prowadzenie jej gdziekolwiek, skoro mógł wcześniej zapytać, by upewnić się, czy faktycznie mogła pomóc.
Wciąż miała wątpliwości, ale po raz kolejny zmusiła się do zachowania jakichkolwiek uwag dla siebie. W porządku, to przecież i tak nie było istotne. W końcu sama się na to zgodziła, więc przynajmniej tymczasowo pozostawało jej spróbować się dostosować. Dzięki temu mogła chociaż udawać, że wciąż miała coś do powiedzenia, o jakiejkolwiek kontroli nad sytuacją nie wspominając.
– Layla… Cóż, znasz ją, prawda? – odezwał się ponownie Simon, starannie dobierając słowa. – To pewnie głupie pytanie, ale mniejsza o to. Istotne, że najpewniej wiesz o niej więcej, niż ktokolwiek inny.
– To moja mama – zauważyła przytomnie, z powątpiewaniem spoglądając na swojego rozmówcę.
– I telepatka – podjął, a Claire z wolna wypuściła powietrze z płuc. Więc o to chodziło.
– Tak.
Simon wywrócił oczami. Mogła przewidzieć, że nie potrzebował potwierdzenia, ale co innego mogła mu powiedzieć? Sam stwierdził, że nie miała do niego zaufania, więc oczekiwanie tego, że sama z siebie mogłaby zacząć mu się zwierzać albo jak gdyby nigdy nic opowiadać o rodzinie, wydawało się szaleństwem.
– W porządku – zaczął raz jeszcze mężczyzna. To wszystko, co wiąże się z taką mocą… Siła umysłu – dodał z naciskiem, po czym zawahał się na dłuższą chwilę. – O ile mi wiadomo, te umiejętności są dziedziczne, więc…
– Nie zawsze – przerwała mu.
Przez jego twarz przemknął cień.
– Ach, tak…
– Zwykle telepatyczne zdolności odzywają się w każdym następnym pokoleniu, ale zdarzają się wyjątki. Mnie ominęło – oznajmiła z naciskiem. Sama nie była pewna czy powinna się z tego cieszyć, czy może raczej obawiać. Jeśli faktycznie okazałaby się dla nich całkowicie nieprzydatna… – Ale wiem o tych zdolnościach dużo, co zresztą sam zauważyłeś. Chodzi o moją mamę.
– Tylko mamę? – drążył, ale nie od razu zdecydowała mu się odpowiedzieć.
– Istotne jest to, że dobrze wszystko rozumiem, nawet jeśli sama nie jestem w stanie przeniknąć cudzego umysłu. Zresztą to chyba nawet lepiej, prawda? – zauważyła mimochodem. – Zwykle to dość niezręczne, kiedy wie się, że twój rozmówca może namieszać ci w głowie albo poznać myśli. Nie żeby telepaci robili to przy każdej okazji, ale mimo wszystko mogliby. Wielu to onieśmiela.
Miała wrażenie, że plecie trzy po trzy, ale nie chciała się nad tym zastanawiać. Również spojrzenia Simona jasno dało jej do zrozumienia, że niekoniecznie tego oczekiwał, kiedy zaczynał temat, ale i nad tym nie zamierzała się rozwodzić. Wciąż miała wątpliwości co do tego, którymi informacjami mogła bezpiecznie się podzielić, a które lepiej było zostawić dla siebie. Musiała być ostrożna, wciąż mając wrażenie, że w każdej chwili mogłaby popełnić błąd – i to na dodatek taki, którego skutki okazałyby się opłakane nie tylko dla niej, ale również osób, które tak bardzo chciała chronić.
– Tak… Możliwe, że coś w tym jest – przyznał z wyraźnym wahaniem Simon. Po wyrazie jego twarzy trudno było stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślał. – Tak czy inaczej, najważniejsze jest to, że miałaś do czynienia z telepatią. Skoro twierdzisz, że dość sporo wiesz, to wyjaśnij mi jedną rzecz… Coś ci pokażę – zapowiedział i z jakiegoś powodu wzbudziło w Claire jeszcze silniejsze wątpliwości.
Simon zachęcająco wyciągnął rękę w jej stronę, ale go zignorowała, w zamian ciasno obejmując się ramionami. W żaden sposób na to nie zareagował, ale za to przyśpieszył kroku, narzucając bardziej stanowcze tempo. Znów zapanowała cisza, ale dziewczyna uznała to za coś o wiele bezpieczniejszego niż kolejne pytania, zwłaszcza takie, które wydawały jej się zbyt dociekliwe. Miała wrażenie, że w podobny sposób próbował wypytywać Laylę, teraz najwyraźniej licząc na to, że przynajmniej od niej mógłby wyciągnąć szczegóły, które przemilczała wampirzyca. Claire nie musiała pytać, żeby wiedzieć, że zdradzanie zbyt wielu osobistych faktów nie było dobrym pomysłem, w efekcie zaczynając wątpić w to, czy w takim wypadku oferowanie jakiejkolwiek pomocy faktycznie było dobrym pomysłem.
– Tutaj.
To jedno słowo wystarczyło, żeby zaczęła się denerwować. Z powątpiewaniem spojrzała na kolejne zamknięte drzwi, za którymi mogło znajdować się dosłownie wszystko. Nie odezwała się nawet słowem, kiedy Simon umożliwił jej wejście do środka, nawet odsuwając się na przód, by móc ją przepuścić. To nie jest dobry pomysł…, pomyślała w oszołomieniu, ale nawet gdyby chciała się wycofać, nie miałaby na co liczyć, zwłaszcza w tym miejscu. Co więcej, przecież nie mogła tak po prostu odmówić, w jakimś stopniu ciekawa tego, co aż do tego stopnia intrygowało tego mężczyznę, skoro powstrzymał się od zadawania teoretycznych pytań i od razu przyprowadził ją do tego miejsca.
Odetchnęła, po czym z wolna przekroczyła próg – tak ostrożnie, jakby gdzieś po drugiej stronie czaiło się coś, co w każdej chwili mogło ją zaatakować. Co prawda nie czuła, żeby w pobliżu znajdował się ktoś jeszcze, ale mimo wszystko.
A potem w końcu zrozumiała w czym rzecz i zamarła.

2 komentarze:

  1. Wow!!! Imponujesz mi, ostatni raz byłam tutaj 5 lat temu, a ty wciąż jesteś aktywna. Sama wtedy prowadziłam blog, gdzie fabuła książki Zmierzch była przedstawiona oczami Alice i Jaspera. Jestem pod wrażeniem i kłaniam się nisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło Cię tu widzieć! :) Uwierzysz, że wciąż pamiętam? I Ciebie, i Twoje opowiadanie... Obczaj ten motyw, prawda? Kto by pomyślał, że minęło aż tyle czasu... ^^

      Nessa.

      Usuń









After We Fall
stories by Nessa