1 marca 2018

Dwieście osiemdziesiąt trzy

Claire
Wystarczyło kilka sekund, by zrobiło jej się zimno. Przystanęła, przez krótką chwilę czując się tak, jakby nagle wpadła na niewidzialną ścianę, chociaż w rzeczywistości przedmiot, który wzbudził w niej aż tak wiele wątpliwości, nie miał prawa w żaden sposób na nią wpłynąć. Cóż, nie, skoro nie była telepatką, ale to w tamtej chwili nie miało najmniejszego nawet znaczenia.
Z opóźnieniem zmusiła się do ruszenia z miejsca, zwłaszcza kiedy wyczuła ruch za plecami. Ostrożnie zrobiła krok na przód, a potem kolejny, podświadomie jednak trzymała się z daleka od niewielkiego piedestału, znajdującego się na samym środku pomieszczenia. W zasadzie nawet nie sprawdzała, czy w pobliżu znajdowało się cokolwiek więcej – jakiekolwiek meble, urządzenia czy chociażby ludzie. W zamian jak urzeczona wpatrywała się w pokaźnych rozmiarów mlecznobiały kryształ, zupełnie jakby ten miał w sobie coś, co nie pozwalało oderwać od niego wzroku.
Słodka bogini…
Chyba nie widziała czegoś takiego. Jasne, miała do czynienia z kryształami i wiedziała, jaki wpływ te miały na telepatów, ale nigdy wcześniej w grę nie wchodził aż tak duży egzemplarz. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nawet najmniejszy kawałek wystarczył, by skumulować telepatyczną moc. Poniekąd sama tego doświadczyła, aż za dobrze pamiętając, jak niezwykle intensywne okazało się to, co odczuwała kilka lat wcześniej, decydując dołączyć do kręgu, który miał wesprzeć Laylę. Miała wrażenie, że wtedy i tak odebrała zaledwie niewielki procent tego, co po skumulowaniu dawał kryształ – a przecież mama dostała zaledwie niewielki wisiorek. Nawet ten, którym posługiwała się Isobel, wydawał się niczym w porównaniu do tego, co widziała teraz, a przecież moce królowej – zwłaszcza zwielokrotnione przez berło – okazały się aż nadto niszczycielskie.
Ten musiał mieć przynajmniej metr, co samo w sobie wydało się Claire niewłaściwe. W normalnym wypadku może nawet byłaby zachwycona widokiem czegoś takiego – kryształy górskie, które występowały w naturze, bywały naprawdę urokliwe – ale w tym miejscu i sytuacji, w której obecność kamienia zdecydowanie nie była przypadkowa, zdecydowanie nie napawał ją entuzjazmem. W zasadzie nagle poczuła się tak, jakby stanęła przed uzbrojoną, tykającą bombą, mogąc co najwyżej zgadywać, jak wiele czasu pozostawało do ewentualnej tragedii.
– Co myślisz?
Aż wzdrygnęła się, słysząc za plecami spokojny głos Simona. Zamrugała, po czym spojrzała na niego w roztargnieniu, bezskutecznie próbując wziąć się w garść. Czuła, że serce wali jej w piersi, na dodatek wystarczająco mocno, by zaczęła mieć problem ze złapaniem oddechu. Dyskretnie spróbowała otrzeć wilgotne dłonie o materiał spodni, nie chcąc zdradzać targającym nią emocji, jednak miała wrażenie, że to bez sensu. Z drugiej strony, nawet jeśli obserwujący ją mężczyzna coś zauważył, w żaden sposób nie dał tego po sobie poznać.
– Ehm… Na pewno rozumiem w czym rzecz – powiedziała po chwili wahania, starannie dobierając słowa. Nie wypytywałby jej o telepatię, gdyby nie widział związku, więc tym bardziej nie zamierzała udawać głupiej. – Chociaż nigdy wcześniej nie widziałam… czegoś takiego.
– Nie widziałaś kryształu, Claire? – zapytał, wyraźnie zaskoczony. – Myślałem, że… Cóż, to chyba wasza tradycja? Znaczy twojej matki, skoro ty nie przejęłaś żadnych zdolności.
Nie mogła pozbyć się wrażenia, że wciąż był rozczarowany tym, że mogłaby nie być uzdolniona. To jedynie sprawiało, że tym trudniej było jej stwierdzić, co powinna czuć względem tego mężczyzny. Nie, zdecydowanie nie zamierzała mu ufać, chociaż z drugiej strony… Och, wciąż zarzekał się, że ma dobre intencje, prawda? Sęk w tym, że pomimo słów, które padały z jego ust, Claire wciąż wyczuwała w Simonie coś, co sprawiało, że wolała trzymać się na dystans – niemalże jak od tego kryształu, o którym przecież wiedziała, że mógł zdziałać naprawdę wiele złego.
Machinalnie raz jeszcze spojrzała na stojący na podwyższeniu kamień. Zabawne, ale im dłużej mu się przypatrywała, tym wyraźniej czuła… strach. Słodka bogini, bała się kamienia, który komuś takiemu jak ona nie był w stanie zrobić krzywdy. Pełna obaw wodziła wzrokiem po mlecznobiałej powierzchni, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że ma do czynienia z czymś, co nie powinno istnieć – niedoskonałym wytworem natury, który zamiast zachwytu, wzbudzał wyłącznie obrzydzenie. Nie była pewna, czy w grę wchodziła tylko jej wyobraźnia i to, czego doświadczyła w przeszłości, czy też sam wygląd – to, że kryształ wydawał się pełen narośli, w efekcie tworząc dziwny, nieco rozłożysty kształt. To wyglądało tak, jakby ktoś nieporadnie skleił ze sobą kilka takich samych elementów albo jakby miała do czynienia z obrośniętą przez pasożyty całością. Wiedziała jedynie, że efekt ją niepokoił, tym samym sprawiając, że z miejsca zapragnęła odwrócić się na pięcie i po prostu wyjść.
– Żaden szanujący się telepata nie używa kryształu – oznajmiła pod wpływem impulsu.
To z pewnością usłyszałaby od Marco, zresztą nie jako jedynego. Co więcej, powołanie się na honor i zasady wydawało się dość rozsądnym posunięciem. Nie wiedziała, jak wiele wiedział jej rozmówca i chyba wolała tego nie sprawdzać. Rozwodzenie się nad tym, co mogłoby się stać, gdyby jakikolwiek telepata mógł skorzystać z czegoś takiego…
Słodka bogini, mogła tylko zgadywać, ale to nic nie znaczyło. W gruncie rzeczy wolała nigdy się nie dowiedzieć.
– To coś nowego… Dlaczego? – Simon wydawał się co najmniej zaintrygowany. – Słyszałem, że efekty są niesamowite. To nie tak, że powinniście chcieć wykorzystać pełnię mocy? – zapytał, a Claire spojrzała na niego z powątpiewaniem.
– A czy potrzeba elektrowni jądrowej, żeby zasilić żarówkę albo naładować telefon? – obruszyła się. – Dary są dla nas czymś, co wykorzystujemy równie naturalnie, jak ludzie technologię. Telepatia sprawdza się doskonale sama w sobie, więc po co uzależniać się od kryształu?
– Ach, tak… – Zawahał się, wciąż obserwując ją z zaciekawieniem. Nie była w stanie stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślał. – Wiesz, niektórym z nas to wydawałoby się logiczne… To, że będziecie chcieli przewagi – dodał, a Claire aż się skrzywiła.
– To w kontekście obaw przed tym, co nieznane? Takie macie wyobrażenie o nieśmiertelnych?
Simon westchnął, po czym w pośpiechu wyrzucił obie ręce ku górze w poddańczym geście.
– Nie bierz tego zbyt osobiście. Tłumaczyłem już, jak to wygląda w większości przypadków – zapewnił natychmiast. – Ja widzę dość, żeby dojść do wniosku, że jesteśmy do siebie podobni. Jak ludzie… Tyle że doskonalsi.
Zacisnęła usta, przez krótką chwilę mając ochotę powiedzieć coś wyjątkowo złośliwego. To było w jej przypadku czymś nowym, zwłaszcza że rzadko bywała sarkastyczna, ale tym razem sytuacja wydawała się tego wymagać. To, co słyszała i mogła zaobserwować… Ta krótkowzroczność ją porażała, tak jak i ciągłe poczucie, że wszyscy tutaj mimo wszystko patrzyli na świat tak, jakby był czarno-biały. Ludzie i nieśmiertelni, „ci dobrzy” i „ci źli”, bo przecież ktoś musiał, a z racji możliwości, natury i wierzeń, najwyraźniej nadawali się do tej roli idealnie.
Z drugiej strony, sposób myślenia Simona wcale nie sprawiał, że czuła się jakkolwiek Przez historię zbyt wiele razy przewijały się wzmianki o „doskonalszych ludziach”, co zresztą w żadnym wypadku nie skończyło się dobrze. W zasadzie miała wrażenie, że historia nieśmiertelnych również poniekąd się na tym opierała. To, że istniała… Cóż, możliwe, że pół-wampiry powstały przypadkiem, ale później sprawy samoistnie wymknęły się spod kontroli. Wzmianki z okresu Upadku były niejasne, a przynajmniej ona nie dotarła do wystarczająco wielu informacji, by mieć pełen pogląd na sytuację, ale…
– W czym miałabym pomóc? – zapytała w o wiele chłodniejszy sposób, niż początkowo zamierzała.
W tamtej chwili nie potrafiła powstrzymać się przed okazywaniem niechęci. Być może to ciągłe poczucie zagrożenia albo to, że wciąż zamartwiała się o Jocelyne i Laylę – nie wiedziała, zresztą przyczyna wydawała się najmniej istotna. Był jeszcze kryształ i coś w jego obecności niezmiennie sprawiało, że Claire miała ochotę odwrócić się na pięcie i w pośpiechu wyjść. To wydawało się najrozsądniejszym posunięciem, ale oczywiście nie mogła sobie na to pozwolić – nie po tym, co zasugerowała temu mężczyźnie wcześniej.
– Na razie porozmawiajmy – zaproponował niemalże pogodnym tonem. Miała wrażenie, że próbował nakłonić ją do tego, by spojrzała nań jakkolwiek przychylniej. – Czy powiedziałem coś, co się uraziło? Mam takie wrażenie, ale…
– Po prostu nie lubię tracić czasu.
W gruncie rzeczy nie kłamała, chociaż w tamtej chwili brzmiało to w nieco naciągany sposób. Na pewno wolała sytuację, kiedy jasno wiedziała, co robić i jakiego rezultatu powinna oczekiwać. Takie podejście sprawiało, że czuła się pewniej, ale w tym miejscu zdecydowanie nie miała na co liczyć.
– Tak czy inaczej… – Simon zawahał się, po czym rzucił jej bliżej nieokreślone spojrzenie. – Sama widzisz, że słyszeliśmy sporo rzeczy. I mamy kilka projektów, które pewnie z łatwością mogłabyś rozwiązać, chociaż my męczymy się nad tym nawet całe miesiące.
– Jak kryształ? – upewniła się, chcąc doszukać się w tym wszystkim sensu.
Mężczyzna skinął głową.
– Pomijając tradycję o której wspominałaś, to prawda, że kryształy podsycają telepatyczne zdolności? – zapytał wprost, a Claire westchnęła.
– Poniekąd… – przyznała lakonicznie.
Simon rzucił jej niemalże rozczarowane spojrzenie. W tamtej chwili mimochodem pomyślała, że to dobrze, że byli sami, bo ktoś inny mógłby mieć mniej cierpliwości do wypytywania jej w ten sposób.
– To znaczy tak czy nie? – drążył, wyraźnie zaintrygowany. – Powiedziałaś o żarówce i elektrowni jądrowej, więc…
– To metafora – zapewniła pośpiesznie. – Próbowałam wytłumaczyć jedynie to, że zasadniczo nie ma potrzeby, żebyśmy wymagali więcej.
– Ale…
– Przecież ona kłamie jak z nut.
Claire zesztywniała, co najmniej zaskoczona obcym głosem, który dobiegł ją od strony wejścia. Nie zauważyła, żeby drzwi po raz kolejny się otwierały, a jednak kiedy powiodła wzrokiem dookoła, dostrzegła, że w pomieszczeniu pojawiła się nowa postać. Co więcej – i właśnie to wystarczyło, żeby na dłuższą chwilę wytrącić dziewczynę z równowagi – miała do czynienia z wampirem. Nowym wampirem, bo nie musiała się wysilać, by rozpoznać w nieśmiertelnym kogoś więcej, aniżeli zwykły pół-wampir.
Machinalnie napięła mięśnie, nagle zaniepokojona. Zacisnęła usta, po czym z wolna cofnęła się o krok, podświadomie czując, że powinna trzymać się na dystans. Z uwagą zmierzyła wzrokiem ciemnowłosego przybysza, mimochodem zwracając uwagę na jego rysy twarzy. Spędziła w Mieście Nocy dość czasu, by bez trudu rozpoznać kogoś, kto najpewniej był francuzem, chociaż nie była pewna, czy ta informacja jakkolwiek polepszała jej sytuację. Wiedziała jedynie, że obcy zdecydowanie nie był kimś jej przychylnym, biorąc pod uwagę wypowiedziane przez niego słowa.
– Co tu robisz? – zapytał spiętym tonem Simon. – Była mowa o tym, żebyś nie kręcił się w tej części budynku, więc…
– Przyszedłem, bo mogę się przydać. Zwłaszcza, że ta urocza panienka opowiada ci bzdury – stwierdził, po czym znacząco kiwnął głową w stronę Claire. – Swoją drogą, aż nie wierzę… Mała Licavoli? Wszyscy jesteście tak charakterystyczni, że trudno was nie rozpoznać.
– Możliwe… – mruknęła tak cicho, że ledwo mogła zrozumieć samą siebie.
Claire zawahała się po czym założyła ramiona na piersi. Nerwowo potarła ramiona, bezskutecznie próbując się rozgrzać i doprowadzić do przynajmniej względnego porządku. Ten wampir jej się nie podobał,                 zresztą coś w jego zachowaniu jasno dało dziewczynie do zrozumienia, że powinna być ostrożna. To, że z taką łatwością rozpoznał w niej kogoś z Licavolich, również nie wróżyło dobrze, Co prawda nie miała pojęcia z kim miała do czynienia tym razem, ale pierwsze słowa przybysza jednoznacznie dały Claire do zrozumienia, że ma przed sobą kogoś, kto zdecydowanie nie planował jej pomóc.
Wampir przez krótką chwilę nie odrywał od niej wzroku, wydając się czekać na jakąś reakcję albo oznakę, że i ona wiedziała, kogo ma przed sobą. Kiedy się tego nie doczekał, jakby od niechcenia wzruszył ramionami, po czym na powrót zwrócił się do Simona.
– Nikt nie powstrzymał mnie, kiedy tutaj szedłem. Zauważyłem zamieszanie, więc postanowiłem to sprawdzić – wyjaśnił przesadnie wręcz spokojnym tonem. – Już dawno wspominałem, że mogę pomóc z kryształem, ale…
– A my powiedzieliśmy ci, że masz trzymać się na dystans – uciął temat Simon. – A teraz wyjdź. Gdybym potrzebował czyjegokolwiek towarzystwa, sam bym o to poprosił.
Przez twarz nieśmiertelnego przemknął cień.
– Dziewczyna nie mówi ci prawdy. Czego w tym nie zrozumiałeś? – zniecierpliwił się wampir. – Kryształ to wielkie możliwości. To po prostu telepaci są zbyt strachliwi, by odpowiednio z nich skorzystać.
Było coś niepokojącego w sposobie, w jaki wypowiedział te słowa. Jakby tego było mało, jego spojrzenie jak na zawołanie powędrowało ku kryształowi na podwyższeniu, a oczy zabłysły w co najmniej niepokojący sposób. Dopiero wtedy Claire uświadomiła sobie, że najpewniej miała do czynienia z telepatą – i to na dodatek porządnie walniętym, skoro w taki sposób mówił o wykorzystaniu możliwości kamienia. Gdyby faktycznie pozwolił sobie na to, żeby podejść bliżej…
Mniej więcej wtedy zrozumiała.
Zespół Uderzeniowy, wykorzystywanie kryształu i wszystko to, o czym już lata temu opowiadała jej Kristin…
Wampir o francuskich korzeniach. Ktoś, kto niejako rozpoczął szaleństwo na nowo, przekazując swoją krew tym, którzy z jakiegoś powodu wierzyli w lepsze jutro.
Jaques.
Nie wypowiedziała jego imienia na głos, ale to wydawało się zbędne. Nie widziała powodu, żeby próbować się upewnić, zresztą zadawanie jakichkolwiek pytań wydawało się najmniej istotne w tamtej chwili. Wiedziała jedynie, że powinna być ostrożna, mogąc co najwyżej zgadywać, jakie konsekwencje niosła ze sobą obecność akurat tego wampira w miejscu takim jak to.
– Wyjdź.
Aż wzdrygnęła się, nagle zaniepokojona. Zaskoczyło ją to, że Simon mógłby zareagować w tak stanowczy sposób, na dodatek przesuwając się bliżej kogoś, kto z łatwością mógłby rozerwać mu gardło. Tym bardziej zadziwił ją fakt, że Jaques natychmiast się cofnął, pomimo wyraźniej niechęci decydując się ustąpić przed kimś, kto przecież pozostawał najzwyklejszym w świecie człowiekiem.
To nie miało sensu. Najpierw Layla, a teraz on, chociaż Simon nie wydawał się robić niczego szczególnego. To, że miał jakikolwiek posłuch, najzwyczajniej w świecie wydawało się bez sensu, a jednak…
Mimochodem zauważyła, że wampir jakby w roztargnieniu chwycił się za szyję. Potrzebowała chwili, żeby zorientować się, że wokół jego gardła zaciskało się coś, co wyglądało na ciasno przylegającą, metalową obręcz… Albo obrożę, chociaż to drugie określenie wydało się Claire co najmniej niewłaściwe i odpychające. Była gotowa przysiąc, że coś podobnego widziała u mamy i to wystarczyło, by naprawdę zaczęła się niepokoić. Coś było na rzeczy, a ona szczerze wątpiła, czy w takim wypadku faktycznie chciała poznać odpowiedzi na dręczące ją pytania.
– Jak chcesz – odezwał się cicho Jaques, wyraźnie niechętnie kierując się w stronę wyjścia. – Chociaż chyba nigdy cię nie zrozumiem… Nick też nie byłby zachwycony, gdyby wiedział, że znowu kombinujesz coś za jego plecami – dodał, a Simon prychnął.
– Mówiąc szczerze, w ostatnim czasie nie nazwałbym Nicka kimś, kto jest w stanie sensownie ocenić sytuację… Kto jak kto, ale ty powinieneś o tym wiedzieć.
Cokolwiek Jaques sądził o takiej odpowiedzi, ostatecznie zdecydował się zbyć ją milczeniem. Zaraz po tym w końcu wyszedł, ale nawet kiedy już zniknął im z oczu, Claire wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Uświadomiła sobie, że wciąż niespokojnie napinała mięśnie, nieznacznie drżąc przy tym przez nadmiar emocji. Jeśli do tej pory miała jakiekolwiek wątpliwości co do tego, co działo się w tym miejscu, w tamtej chwili na usta zaczęło cisnąć się jej jeszcze więcej pytań. Co więcej, żadne nie wydawało się odpowiednie do tego, żeby je zadać, zwłaszcza że całą sobą czuła, że nie otrzymałaby szczerzej odpowiedzi.
Nie wiedziała kim jest Nick, ale coś w tym imieniu zaczynało ją niepokoić. Jeśli zaś wziąć pod uwagę to, jak łatwo Simon przejął kontrolę nad sytuacją…
– Wybacz, że musiałaś tego słuchać. Uznajmy, że… nie wydarzyło się nic wartego uwagi – zasugerował po dłuższej chwili ciszy mężczyzna. Claire chcąc nie chcąc skinęła głową, dochodząc do wniosku, że to najrozsądniejsze z możliwych posunięć. – Chociaż przyznam, że nie podoba mi się to, co powiedział. Nie taka była umowa, Claire.
– Nie skłamałam – obruszyła się, w pośpiechu próbując odzyskać kontrolę nad sytuacją. Zmusiła się do tego, by spojrzeć Simonowi w oczy, raz po raz powtarzając sobie, że przynajmniej tymczasowo nie było powodu, żeby chciał zrobić jej krzywdę. – To po prostu… bardziej skomplikowane – dodała, chociaż taka wymówka wydawała się brzmieć wyjątkowo słabo.
Westchnęła cicho, kolejny raz mając poczucie, że znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Wciąż wyczuwała w Simonie coś, co wzbudzało w niej niepokój, jednocześnie sprawiając, że nie miała ochoty dzielić się z nim jakimikolwiek informacjami. Nie, skoro czuła, że ma do czynienia z kimś, komu nie powinna ufać. Z drugiej strony, jak na ironię wydawał się jedyną osobą, która mogła jej pomóc, jakkolwiek powinna to rozumieć. Te wątpliwości w najmniejszym nawet stopniu nie ułatwiały podjęcia decyzji, w zamian czyniąc wszystko jeszcze bardziej skomplikowanym.
– W porządku… Więc po kolei – zasugerował zachęcającym tonem Simon. – Co jest takie skomplikowane?
– To, co daje pełnia telepatycznej mocy – przyznała niechętnie. – Nie skłamałam, mówiąc o tradycji. Naprawdę nie ma potrzeby, by podsycać podstawowe zdolności.
– Ale?
Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, raz jeszcze spoglądając na kryształ.
– Ale zawsze znajdą się tacy, którzy będą próbować. Szaleńców nie brakuje, prawda? – zauważyła mimochodem. Przecież sam dopiero co stwierdził, że nieśmiertelni i ludzie wcale aż tak bardzo się od siebie nie różnili. – Natura zwykle próbuje chronić swoje wytwory. Z telepatami jest tak samo, bo nie bez powodu w większości rodów tradycyjnie rodzą się bliźnięta… W innym wypadku moc mogłaby wymknąć się spod kontroli, bo jeden umysł nie byłby w stanie jej znieść. – Zamilkła, żeby złapać oddech. Czuła, że Simon dosłownie taksował ją wzrokiem, całym sobą koncentrując się na poszczególnych słowach. – Nawet gdybyśmy telepaci się grupowali, skutki używania kryształu są zbyt poważne. Nawet cały krąg może mieć problem z tym, żeby wytrzymać aż takie natężenie energii… Zresztą w naszej historii można doszukać się zbyt wielu przykładów, które zadecydowały o tym, że nikt nie chce tego robić. To po prostu złe.
Nie dodała niczego więcej, zbytnio zaniepokojona własnymi słowami. Ten temat, obecność kryształu, zapędy niczego nieświadomych ludzi… To nie miało prawa skończyć się dobrze. Z jakiegoś powodu wciąż miała wrażenie, że wystarczy chwila nieuwagi, by sprawy wymknęły się spod kontroli, a do tego za żadne skarby nie chciała dopuścić.
Nie, skoro pamiętała. Wiedząc o tym, jak wiele złego wyrządziła Isobel, zdecydowanie nie chciała nawet myśleć o tym, że w samym środku Seattle mogłoby dojść do czegoś jeszcze gorszego.
– Więc… to jak zakazane praktyki – usłyszała i coś w tym stwierdzeniu wystarczyło, by jednak zdecydowała się oderwać wzrok od kryształu i skupić się na Simonie.
– Można tak powiedzieć – przyznała niechętnie. – Nawet gorzej… Dużo gorzej – dodała z naciskiem. – Z naturą się nie igra. Po prostu… pozbądźcie się tego jak najszybciej.
Szczerze wątpiła, by wziął jej słowa na poważnie, ale musiała przynajmniej spróbować. Skoro w tym miejscu nikt nie wahał się przed zabawami wampirzą krwią albo testowaniu umiejętności obdarzonych wyjątkowymi zdolnościami ludzi, mogła spodziewać się dosłownie wszystkiego. Eksperymenty z kryształem zdecydowanie nie były bezpieczne – i to najdelikatniej rzecz ujmując – a skoro tak…
– Dziękuję ci, Claire. Uznajmy, że rozumiem w czym rzecz – odezwał się cicho Simon, starannie dobierając słowa. – A tak z ciekawości… Powiedz mi, czy twoim zdaniem tę moc dałoby okiełznać?
– Że co proszę…?
– Czysto teoretycznie – zapewnił pośpiesznie, słysząc panikę w jej głosie. – Bez wykorzystania kryształu albo telepatii… Czy technologia wystarczyłaby, żeby stworzyć coś równie imponującego.
Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zebrać myśli i jednak zdecydować się na odpowiedź.
– Wydaje mi się, że nauką można opisać wszystko – powiedziała w końcu, starannie dobierając słowa. – Jeśli tylko wie się jak.
Po tych słowach zapanowała cisza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa