23 grudnia 2017

Dwieście czterdzieści osiem

Miriam
– Świetnie… I co ja mam teraz zrobić?
Mira bez większego zainteresowania spojrzała na Elenę, po czym wzruszyła ramionami. Uśmiechnęła się przy tym w przesadnie wręcz słodki, poniekąd przepraszający sposób, chociaż zdecydowanie nie było jej przykro. Patrzenie, jak dziewczyna próbuje się skoncentrować, by przywołać do siebie zdolności, których nawet nie rozumiała, było zabawne. Z drugiej strony, może to po prostu Elena taka była, zwłaszcza kiedy krzywiła się, wyraźnie niezadowolona z tego, że nie zyskała żadnej praktycznej wskazówki czy punktu zaczepienia.
Cóż, jakkolwiek by nie było, demonica nie czuła się winna. Obiecała, że może spróbować pomóc, ale to jeszcze nie oznaczało, że zamierzała podawać komukolwiek rozwiązanie na tacy. Zwłaszcza w przypadku Eleny to i tak nie było możliwe, skoro Mira właściwie nie miała pojęcia, co ta dziewczyna potrafi. To, co wydarzyło się podczas ataku Jane, wciąż pozostawało niejasne, zresztą wtedy w grę wchodziły skrajne emocje i pragnienie ochrony tych, którzy byli dla dziewczyny ważni. Miriam aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo pragnienie przeżycia potrafiło wpływać na zachowania i efekty, jeśli zaś chodziło o Elenę…
Jakby nie patrzeć, nie miała doświadczenia z aniołami, o ile oczywiście określanie tej nieśmiertelnej w ten sposób było słuszne.
– Spróbuj skupić się na tym, co czułaś, kiedy udało ci się po raz pierwszy – wtrącił ze swojego miejsca Aldero. Mira prawie zdążyła o nim zapomnieć, zwłaszcza że milczał i po prostu biernie obserwował sytuację.
– Jasne! W końcu to takie proste – obruszyła się dziewczyna, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Przyznaj, że ciebie też to bawi, Al.
– Hm… Wyjątkowo nie mam na to nastroju, kuzyneczko – stwierdził z rezerwą wampir.
Miriam uniosła brwi, z zaciekawieniem spoglądając na tego z synów kapłanki. Nie miał nastroju? A to ci zagwostka. Nie żeby znała tego wampira w jakiś wyjątkowo dobry sposób, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że jego zachowanie miało związek z nią. Chyba nawet czuła się z tym dobrze, jedynie przez wzgląd na Elenę powstrzymując się od jakichkolwiek uwag. Mogłaby mieć używanie po tym, co zaszło między nią a Aldero, ale nieszczególnie paliło jej się do tłumaczenia przed kimkolwiek.
– Wyjątkowo dobrze ci radzi, więc w końcu się skup – powiedziała w zamian, na powrót koncentrując się na Elenie. – Pomyśl o tym jak o nauce latania. Nam przychodzi to naturalnie, więc trudno wytłumaczyć laikowi, czego powinien oczekiwać.
– Jesteście równie pomocni, co i Rafael – mruknęła dziewczyna, po czym z wyraźną niechęcią zamykając oczy.
Mimo wszystko wydawała się spokojna, jedynie sposobem w jaki zaciskała dłonie w pięści zdradzając, że mogłaby mieć jakikolwiek problem z zapanowaniem nad emocjami. Miriam obserwowała ją przez kilka sekund, zanim uświadomiła sobie, że Aldero właśnie nie spuszczał jej z oczu. Nie potrafiła stwierdzić, czego tak naprawdę powinna oczekiwać po tym wampirze. Przynajmniej na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie czujnego, zupełnie jakby zakładał, że w każdej chwili ktoś mógłby ich zaatakować. Innymi słowy, Mira podejrzewała, że jego uwaga skupiała się na niej i na założeniu, że to ona miałaby być niebezpieczna.
Och, no proszę… Nieszczególnie się przejmowałeś, kiedy zabawialiśmy się ze sobą, pomyślała z przekąsem, ledwo powstrzymując przed parsknięciem śmiechem. Na wrota piekielne, czasami naprawdę nie rozumiała mężczyzn – a już w szczególności tych, którzy z jakiegoś powodu się przy niej kręcili. Do tej pory dotyczyło to przede wszystkim Rafaela, zwłaszcza odkąd poznał Elenę i zaczął zachowywać się irracjonalnie, ale teraz chcąc nie chcąc musiała obcować ze zdecydowanie większym gronem drażniących ją osób.
Znów pokusiła się o uśmiech, w następnej sekundzie bezceremonialnie spoglądając Aldero w oczy. Była przy tym niemalże bezczelna, nawet nie próbując ukrywać tego, że patrzyła na niego z premedytacją. Liczyła, w ten sposób go spłoszy, a przynajmniej zmusi do tego, by w pośpiechu uciekł wzrokiem gdzieś w bok, jednak nic podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie – wampir wytrzymał kilka następnych sekund, nie pozostając jej dłużnym i najwyraźniej zamierzając toczyć coś w rodzaju nieformalnego pojedynku na spojrzenia. Zaskoczyło ją tym i chociaż ostatecznie wygrała, kiedy jako pierwszy odwrócił głowę, wcale nie poczuła aż tak silnej satysfakcji, jak mogłaby tego oczekiwać.
– Elena? – mruknął, na powrót skupiając się na kuzynce. Mira również chcąc nie chcąc przeniosła na dziewczynę wzrok, mimochodem zauważając, że ta nieznacznie pobladła. – Wszystko w porządku?
– Poza tym, że nie mam pojęcia, co robię? – Dziewczyna zamilkła, po czym wzruszyła ramionami. Wciąż nerwowo zaciskała powieki, chociaż o jakimkolwiek skupieniu z jej strony zdecydowanie nie było mowy. – Jasne. Radzę sobie.
Cóż, Mira uważała inaczej, ale postanowiła zachować jakiekolwiek uwagi dla siebie. W zasadzie sama nie była pewna, dlaczego zgodziła się nauczyć tę dziewczynę czegokolwiek, skoro przynajmniej tymczasowo traciła czas. Inną kwestią pozostawało to, że w tym świecie przywołanie energii zdecydowanie nie było proste – nie w takim natężeniu, jak to, czego dokonała Elena. Miriam wiedziała, że tak naprawdę powinna podejść do sprawy inaczej i chociażby zabrać bratową do świata snów, ale…
Nie, to zdecydowanie nie był dobry pomysł.
Westchnęła w duchu, z łatwością mogąc sobie wyobrazić reakcję Rafaela. Pomijając to, że demon w ostatnim czasie miał podły humor, sama również zdawała sobie sprawę z tego, że przenikanie do snów albo jakiegokolwiek innego świata, byłoby niczym igranie z ogniem. Co prawda ojciec tymczasowo nie wydawał się zainteresowany Eleną, ale to i tak nie było rozsądnym posunięciem. Podejrzewała, że Ciemność już wiedziała, co się stało, a gdyby dodatkowo wzbudzili jej zainteresowanie, sprawy mogłyby się dodatkowo skomplikować.
Och, to nie tak, że w jakimkolwiek stopniu próbowała chronić Elenę albo przejmowała się jej bezpieczeństwem. Robiła tyle, ile wymagał od niej Rafael, z kolei wszelakie obawy Miry koncentrowały się właśnie na nim. W pamięci wciąż miała słowa brata na temat tego, że gdyby trzeba było, sprzeciwiłby się samej Ciemności, byleby zapewnić żonie bezpieczeństwo. Jak na razie nie musiał tego robić, Mira zaś zamierzała dopilnować, by tak pozostało – przynajmniej tak długo, jak tylko miało być to możliwe.
– Hm… Przynajmniej masz skrzydła – usłyszała pełen wahania głos Aldero. Zamrugała nieco nieprzytomnie, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że wampir wcale nie zwracał się do niej. – To już coś, kuzyneczko.
W istocie, Elena miała skrzydła, ale do tego akurat demonica zdążyła się przyzwyczaić. Sama zainteresowana również, bo w odpowiedzi tylko jęknęła, po czym osunęła się na kolana, wyraźnie sfrustrowana. Białe skrzydła niemalże zlewały się z zalegającym na ziemi śniegiem, kołysząc się lekko w podmuchach lodowatego, zimowego powietrza.
Mira lekko przekrzywiła głowę, z powątpiewaniem spoglądając na bratową. W tamtej chwili jak najbardziej mogłaby uznać Elenę za anioła i to na dodatek w rozumieniu tych wszystkich ludzkich wierzeń i historii. Dziewczyna bez wątpienia była piękna, poza tym ze złocistymi włosami i udręczonym wyrazem twarzy wyglądała na kogoś, kto mógłby załamywać ręce nad stanem ówczesnego świata. Nie żeby Miriam podejrzewała akurat tę nieśmiertelną o podobne problemy egzystencjonalne, ale…
– Skrzydła nie sprawią, że nagle zacznę wywijać mieczem albo nauczę się bronić – mruknęła Elena.
– Ale działają na podobnej zasadzie. – Miriam założyła ramiona na piersiach. – Przywołujesz je, bo chcesz. Są, bo tego potrzebujesz i… Cóż, ponieważ teraz to jesteś ty.
– Więc mam chcieć kogoś zamordować i liczyć na to, że tyle wystarczy?
Sądząc po spojrzeniu, które rzuciła Mirze, wypowiadając te słowa, szczerze wątpiła w powodzenie tej metody. Oczywiście. W końcu gdyby było inaczej, już dawno miałabyś w rękach miecz, którym mogłabyś mnie przebić, pomyślała z przekąsem kobieta, ale z jakiegoś powodu wcale nie było jej do śmiechu. Elena ją drażniła, jasne, ale w tamtej chwili wydawała się naprawdę… zdeterminowana. Miriam nie miała pojęcia czy to znaczyło, że dziewczyna wciąż była w szoku po doświadczeniach z Volturi, czy może chciała komuś albo sobie coś udowodnić, ale nie potrafiła pozostać obojętna wobec takiej postawy.
Szlag, nie chciała się do tego przyznać, ale przez krótką chwilę widziała w Elenie siebie. Nie dosłownie, bo praktycznie wcale nie były do siebie podobne, ale… Och, Mira wiedziała, co to znaczy dążyć do celu i napotykać przeszkody – czy to z racji własnych słabości, czy też samego faktu bycia kobietą.
– Słuchaj… – Zawahała się, samą siebie zaskakując tym, że jej głos zabrzmiał… niemalże łagodnie. Ostatecznie zignorowała to i w pośpiechu podeszła bliżej, ostatecznie kucając naprzeciwko Eleny. – To poniekąd jest tak, jak powiedział ci Aldero. Wiem, że to może brzmieć abstrakcyjnie, ale właśnie w ten sposób działa – dodała, po czym w pośpiechu mówiła dalej, nie chcąc czekać aż ktokolwiek spróbuje jej przerwać. – Nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym ci wytłumaczyć działania czegoś, co dla mnie jest naturalne. To po prostu.
– Gdybyś chciała? – Elena rzuciła jej wymowne spojrzenie. O dziwo, uśmiechnęła się przy tym w nieco gorzki, aczkolwiek szczery sposób. – Zresztą nieważne. Rafael mówił mi coś podobnego, kiedy próbowałam zapanować nad skrzydłami.
– Sama widzisz.
Dziewczyna skinęła głową, chociaż wciąż nie wyglądała na przekonaną. Mira przez krótką chwilę przypatrywała jej się, czekając na jakąkolwiek konkretną reakcję, ostatecznie jednak zdecydowała się wycofać. W pośpiechu poderwała się na równe nogi, po czym odsunęła, co najmniej dziwnie czując się przez nadmierną bliskość z kimś, kto przez większość czasu ją drażnił. Co prawda już od dłuższego czasu spoglądała na Elenę inaczej niż na początku, zwłaszcza po tym, jak obie rzuciły się, by ratować Rafaela podczas balu w Volterze, ale…
– Mówisz o uczuciach… – usłyszała i tych kilka słów wystarczyło, żeby zesztywniała, prostując się gwałtownie. Otworzyła usta, ale nie odezwała się nawet słowem, w gruncie rzeczy niepewna, do czego tym razem dążyła Elena. – To brzmi trochę tak, jakbyś je znała, wiesz? Mam na myśli…
– To, że Rafael okazywał mentalność cegły pod każdym możliwym względem, nie oznacza, że ze mną będzie tak samo – obruszyła się. – To chyba oczywiste, że znamy uczucia. Trudno ich nie poznać, kiedy żyje się od tylu lat.
– Nie to mam na myśli – stwierdziła cicho dziewczyna.
Miriam jedynie potrząsnęła głową.
– Znajomość to jedno. Sposób spoglądania na świat to co innego – oznajmiła z powagą. – Sęk w tym, że demony nie są stworzone do czucia w takim znaczeniu, o jakim myślisz. Inna sprawa, że uczucia to jedna wielka pułapka, a natura umożliwiła nam jej uniknięcie. Najwyraźniej nie w tak dokonały sposób, jak mogłoby się wydawać, ale jednak.
Miała wrażenie, że plecie od rzeczy, ale nie zamierzała się do tego przyznać. Zaraz po tym zresztą zamilkła, dodatkowo zwracając się do Eleny plecami, by zniechęcić ją do zadawania jakichkolwiek pytań. Szlag, niby co to miało być? I dlaczego za każdym razem rozmowa z tą dziewczyną schodziła na tematy, które w żadnym wypadku nie były Mirze na rękę? Niby dlaczego miała rozwodzić się nad kwestią emocji, które w gruncie rzeczy jawiły jej się jako coś całkowicie obojętnego? To nie tak, że całkowicie odcięła się od czucia czegokolwiek – nie w takim stopniu, jak Rafael, który przez tak długi czas nie pojmował tego, co dla Miriam pozostawało mimo wszystko oczywiste. Jasne, że doświadczała zarówno przyjemności, jak i bólu, a już na pewno wiedziała, co znaczy kogoś nienawidzić, bądź darzyć sympatią wystarczająco, by powstrzymać się od zabicia go, ale…
Och, nie potrzebowała niczego ponadto! Gdyby pozwoliła sobie na cokolwiek więcej, już dawno zginęłaby w świecie, który rządził się co najmniej okrutnymi zasadami. Zwłaszcza dla niej kwestia przetrwania pozostawała czymś problematycznym, co zresztą wyjaśniało, dlaczego przez cały ten czas wolała trzymać się blisko zapewniającego jej bezpieczeństwo Rafy.
Poświęciła wystarczająco dużo, by perspektywa stracenia tego jawiła jej się jako coś, na co za żadne skarby nie zamierzała sobie pozwolić.
– Skończmy już to, dobra? – rzuciła gniewnym tonem, nawet się nie oglądając. – Dzisiaj już i tak nic z tego nie będzie, a ja mam coś do zrobienia. I tak nie słuchasz tego, co do ciebie mówię, więc…
– Cały czas próbuję – przerwała z wyraźną irytacją Elena. – Może dla ciebie i Aldero to proste, skoro już wcześniej dysponowaliście jakimikolwiek umiejętnościami, ale…
– Jeśli uważasz, że wszyscy wokół dostają podane na tacy to, czego chcą, rozczaruję cię – warknęła, nerwowo okręcając się na pięcie. – Może w świecie, w którym żyjesz, zawsze traktowano cię jak pierdoloną księżniczkę, ale to tak nie działa. Czasami trzeba się wysilić, żeby osiągnąć cel.
Elena poderwała się na równe nogi tak szybko, że nawet Miriam miała problem z zarejestrowaniem tego ruchu. Z uwagą wpatrywała się w dziewczynę, która dosłownie zmaterializowała się tuż przed nią, zaciskając dłonie w pięści i przez krótką chwilę wyglądając tak, jakby zamierzała swoją rozmówczynię uderzyć. Mira wyraźnie widziała, że stojąca przed nią nieśmiertelna się trzęsie i że wyłącznie cudem powstrzymywała się przed zrobieniem czegoś, czego bardzo szybko przyszłoby jej żałować.
– Ty naprawdę sądzisz… Uważasz, że nie wiem, jak wygląda świat? – wycedziła Elena. Demonica spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że oczy dziewczyny się zaszklą; była bliska płaczu, chociaż zdecydowanie nie dlatego, że została obrażona. To były łzy wściekłości. – Do cholery, wyszłam za twojego brata! Sama powiedziałaś, że emocje, zwłaszcza w jego przypadku… – Zamrugała gniewnie, po czym energicznie potrząsnęła głową. – Umarłam dla niego, a teraz wróciłam i nawet nie mam pojęcia, kim jestem! Nie, zdecydowanie nie oczekuję tego, że ktokolwiek będzie mi coś podawał na tacy!
Coś w jej postawie, jak i zachowaniu, z miejsca uległo zmianie. Miriam poczuła to wyraźnie, niemalże widząc, jak aura Eleny przybiera na intensywności, w efekcie niemalże rażąc. Demonica lekko zmrużyła oczy, po czym parsknęła śmiechem, usatysfakcjonowana.
– I właśnie to przez cały czas próbowaliśmy ci wyjaśnić – oznajmiła, ignorując zarówno gniew, jak i dezorientację, którą dostrzegła w spojrzeniu Eleny. – Czujesz to, co podczas walki z Jane, czy mam wynaleźć jeszcze kilka komplementów, żeby cię zmotywować?
– Ty…
Blask aury przygasł równie nagle, co wcześniej się pojawił. Co prawda Elena wciąż tkwiła w miejscu trzęsąc się i sprawiając wrażenie kogoś bliskiego wybuchu, ale to wydawało się niczym w porównaniu z jej zachowaniem chwilę wcześniej.
To będzie droga przez męki, pomyślała Miriam, ale z jakiegoś powodu nie czuła się z tą myślą źle. Mimowolnie zaczęła analizować słowa Eleny, dochodząc do wniosku, że taka postawa w zupełności jej wystarczyła, by może jednak zacząć tolerować dziewczynę trochę bardziej – nieznacznie, ale na początek musiało wystarczyć, zwłaszcza że jednak miała do czynienia z kimś, komu zależało na Rafaelu. Co prawda to wciąż nie rozwiązywało problemu, który miała te dwójka, ale słowa Eleny sugerowały, że wcale nie odpuściła sobie aż do tego stopnia, jak mogłaby wcześniej sugerować.
– Wierz mi, potrafię być gorsza od Rafaela, jeśli akurat mam na to ochotę – oznajmiła ze spokojem Mira, uśmiechając się przy tym w szczery, niemalże przyjazny sposób. – No i ja nie dam ci się owinąć wokół palca, więc nie licz na taryfę ulgową. Tyle powinnaś wiedzieć, jeśli chcesz, żebym dalej cię uczyła.
– Nie potrzebuję taryfy ulgowej – mruknęła Elena. Nie brzmiała szczególnie przekonująco, najwyraźniej wciąż wytrącona z równowagi tym, co usłyszała wcześniej. – A Rafael to ostatnia osoba, która by mi ją dała.
– Och, zdziwiłabyś się. – Mira parsknęła śmiechem, po czym raz jeszcze krytycznie zmierzyła bratową wzrokiem. – Koniec na dzisiaj. Akurat z tym byłam poważna – oznajmiła, próbując zebrać myśli. To okazało się o wiele trudniejsze, niż mogłaby podejrzewać, chociaż sama nie była pewna, co za to odpowiadało. – I doprowadź się do porządku, dobrze? Widzę, że jakbyś mogła, rzuciłabyś się do gardła nawet mnie.
Elena drgnęła, po czym machinalnie uniosła dłoń do szyi. Mira była w stanie wyczuć głód, w gruncie rzeczy świadoma dręczącego dziewczynę pragnienia już w chwili, w której weszła do jej pokoju. Nie zdziwiło ją to, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło – w końcu zużycie energii ciągnęło za sobą konsekwencje, a jeśli dodać do tego wszystkiego wcześniejsze uzależnienie Eleny od krwi Rafaela…
– Poradzimy sobie z tym jakoś – oznajmił Aldero i coś w jego tonie jasno dało Mirze do zrozumienia, że dziewczyna jak najbardziej mogła liczyć na zastępstwo.
– No to świetnie – stwierdziła, bez większego wysiłku rozkładając skrzydła.
Z powątpiewaniem spojrzała na stojącą przed nią dwójkę, dopiero po chwili decydując się wzbić w powietrze. Wystarczyła chwila, by znalazła się w górze, już po chwili mogąc oddalić się zarówno od Eleny, jak i Aldero. Co prawda było jej wszystko jedno, co ta dwójka planowała ze sobą począć, ale to nie znaczyło, że zamierzała patrzeć, jak Elena wgryza się kuzynowi w gardło. W końcu do tego to wszystko prowadziło, prawda? Już wcześniej wykorzystywała go za każdym razem, kiedy Rafael z jakiegoś powodu nie mógł jej pomóc – i to na dodatek na sugestie samej Miriam. Wampirza krew mogła skutecznie zastąpić tę demonów, a skoro tak…
Szlag by to trafił!
Skrzywiła się, zaskoczona irytacją, która nagle ją wypełniła. Dlaczego ją czuła? Nie powinna, a przynajmniej nie sądziła, by istniał jakikolwiek sensowny powód, dla którego miałaby czuć się źle z tym, że Elena piła krew własnego kuzyna. To było coś w zupełności normalnego dla wampirów i – no cóż – poniekąd również demonów, poza tym nie zawsze szło w parze z czymkolwiek intymnym. Nawet jeśli, to nie jej sprawa, co zrobiłby Rafael, gdyby zdradziła go żona. Nie żeby podejrzewała, że Elena byłaby do tego zdolna, ale…
Na wrota piekielne, o czym ona w ogóle myślała? Dla jej przyjemności ta dwójka mogła się pozagryzać, grać tam w karty albo robić… cokolwiek innego. Co więcej, to nie był pierwszy raz, więc tym bardziej nie miała powodów, by czymkolwiek się zadręczać. Jeśli już, przejmowała się tylko i wyłącznie dlatego, że wcześniej chcąc nie chcąc spędziła z Eleną i Aldero trochę czasu. Na dodatek oboje ją drażnili – bratowa tym, że po prostu była, z kolei wampir sposobem, w jaki się na nią patrzył. Co prawda do pewnego stopnia ich zachowanie było zabawne, ale z czasem Miriam zaczęła czuć się naprawdę zmęczona tym, do czego zmuszała się przez wzgląd na brata. Potrzebowała świętego spokoju i przynajmniej chwili dla siebie, zwłaszcza że miała kilka kwestii do przemyślenia.
Jedną z nich było to, czego ostatecznie nie powiedziała Elenie. Poniekąd powstrzymała się właśnie przez wzgląd na Aldero, dochodząc do wniosku, że im mniej osób zdawał sobie sprawę z tego, że w okolicy mógł kręcić się jeszcze jeden demon, tym lepiej – i to w szczególności w wypadku, kiedy sama nie miała pojęcia, czy jej podejrzenia są słuszne. Inna sprawa, że wystarczająco czasochłonne było tłumaczenie synowi kapłanki, co też zaszło podczas ataku Jane i dlaczego Elena zachowywała się dziwniej niż zazwyczaj.
Tak, to zdecydowanie było ponad siły Miriam. Już nawet nie bawiło jej to, że wampir był aż do tego stopnia zmieszany jej widokiem i obecnością, z kolei teraz on i Elena…
Co właściwie obchodziło ją, w jaki sposób zachowywała się ta dwójka?
Miriam przyśpieszyła, po czym w pośpiechu wzbiła się wyżej, w nadziei na to, że chłodne, zimowe powietrze chociaż trochę ją otrzeźwi.
Chociaż nade wszystko starała się uspokoić i przekonać samą siebie, że nie działo się nic wartego uwagi, za każdym razem, kiedy jej myśli uciekały ku Aldero i tego, co mógł robić z Eleną, niezmiennie dręczyło ją dziwne, trudne do sprecyzowania uczucie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa