Miriam
– Świetnie… I co ja mam
teraz zrobić?
Mira bez
większego zainteresowania spojrzała na Elenę, po czym wzruszyła ramionami.
Uśmiechnęła się przy tym w przesadnie wręcz słodki, poniekąd
przepraszający sposób, chociaż zdecydowanie nie było jej przykro. Patrzenie,
jak dziewczyna próbuje się skoncentrować, by przywołać do siebie zdolności,
których nawet nie rozumiała, było zabawne. Z drugiej strony, może to po
prostu Elena taka była, zwłaszcza kiedy krzywiła się, wyraźnie niezadowolona z tego,
że nie zyskała żadnej praktycznej wskazówki czy punktu zaczepienia.
Cóż,
jakkolwiek by nie było, demonica nie czuła się winna. Obiecała, że może
spróbować pomóc, ale to jeszcze nie oznaczało, że zamierzała podawać
komukolwiek rozwiązanie na tacy. Zwłaszcza w przypadku Eleny to i tak
nie było możliwe, skoro Mira właściwie nie miała pojęcia, co ta dziewczyna
potrafi. To, co wydarzyło się podczas ataku Jane, wciąż pozostawało niejasne,
zresztą wtedy w grę wchodziły skrajne emocje i pragnienie ochrony tych,
którzy byli dla dziewczyny ważni. Miriam aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z tego,
jak bardzo pragnienie przeżycia potrafiło wpływać na zachowania i efekty,
jeśli zaś chodziło o Elenę…
Jakby nie
patrzeć, nie miała doświadczenia z aniołami, o ile oczywiście
określanie tej nieśmiertelnej w ten sposób było słuszne.
– Spróbuj
skupić się na tym, co czułaś, kiedy udało ci się po raz pierwszy – wtrącił ze
swojego miejsca Aldero. Mira prawie zdążyła o nim zapomnieć, zwłaszcza że
milczał i po prostu biernie obserwował sytuację.
– Jasne! W końcu
to takie proste – obruszyła się dziewczyna, potrząsając z niedowierzaniem
głową. – Przyznaj, że ciebie też to bawi, Al.
– Hm…
Wyjątkowo nie mam na to nastroju, kuzyneczko – stwierdził z rezerwą
wampir.
Miriam uniosła
brwi, z zaciekawieniem spoglądając na tego z synów kapłanki. Nie miał
nastroju? A to ci zagwostka. Nie żeby znała tego wampira w jakiś wyjątkowo
dobry sposób, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że jego zachowanie miało
związek z nią. Chyba nawet czuła się z tym dobrze, jedynie przez
wzgląd na Elenę powstrzymując się od jakichkolwiek uwag. Mogłaby mieć używanie
po tym, co zaszło między nią a Aldero, ale nieszczególnie paliło jej się
do tłumaczenia przed kimkolwiek.
– Wyjątkowo
dobrze ci radzi, więc w końcu się skup – powiedziała w zamian, na
powrót koncentrując się na Elenie. – Pomyśl o tym jak o nauce
latania. Nam przychodzi to naturalnie, więc trudno wytłumaczyć laikowi, czego powinien
oczekiwać.
– Jesteście
równie pomocni, co i Rafael – mruknęła dziewczyna, po czym z wyraźną
niechęcią zamykając oczy.
Mimo
wszystko wydawała się spokojna, jedynie sposobem w jaki zaciskała dłonie w pięści
zdradzając, że mogłaby mieć jakikolwiek problem z zapanowaniem nad
emocjami. Miriam obserwowała ją przez kilka sekund, zanim uświadomiła sobie, że
Aldero właśnie nie spuszczał jej z oczu. Nie potrafiła stwierdzić, czego
tak naprawdę powinna oczekiwać po tym wampirze. Przynajmniej na pierwszy rzut
oka sprawiał wrażenie czujnego, zupełnie jakby zakładał, że w każdej
chwili ktoś mógłby ich zaatakować. Innymi słowy, Mira podejrzewała, że jego
uwaga skupiała się na niej i na założeniu, że to ona miałaby być
niebezpieczna.
Och, no proszę… Nieszczególnie się
przejmowałeś, kiedy zabawialiśmy się ze sobą, pomyślała z przekąsem,
ledwo powstrzymując przed parsknięciem śmiechem. Na wrota piekielne, czasami
naprawdę nie rozumiała mężczyzn – a już w szczególności tych, którzy z jakiegoś
powodu się przy niej kręcili. Do tej pory dotyczyło to przede wszystkim
Rafaela, zwłaszcza odkąd poznał Elenę i zaczął zachowywać się
irracjonalnie, ale teraz chcąc nie chcąc musiała obcować ze zdecydowanie większym
gronem drażniących ją osób.
Znów pokusiła
się o uśmiech, w następnej sekundzie bezceremonialnie spoglądając
Aldero w oczy. Była przy tym niemalże bezczelna, nawet nie próbując
ukrywać tego, że patrzyła na niego z premedytacją. Liczyła, w ten
sposób go spłoszy, a przynajmniej zmusi do tego, by w pośpiechu
uciekł wzrokiem gdzieś w bok, jednak nic podobnego nie miało miejsca.
Wręcz przeciwnie – wampir wytrzymał kilka następnych sekund, nie pozostając jej
dłużnym i najwyraźniej zamierzając toczyć coś w rodzaju nieformalnego
pojedynku na spojrzenia. Zaskoczyło ją tym i chociaż ostatecznie wygrała,
kiedy jako pierwszy odwrócił głowę, wcale nie poczuła aż tak silnej
satysfakcji, jak mogłaby tego oczekiwać.
– Elena? –
mruknął, na powrót skupiając się na kuzynce. Mira również chcąc nie chcąc
przeniosła na dziewczynę wzrok, mimochodem zauważając, że ta nieznacznie
pobladła. – Wszystko w porządku?
– Poza tym,
że nie mam pojęcia, co robię? – Dziewczyna zamilkła, po czym wzruszyła
ramionami. Wciąż nerwowo zaciskała powieki, chociaż o jakimkolwiek
skupieniu z jej strony zdecydowanie nie było mowy. – Jasne. Radzę sobie.
Cóż, Mira
uważała inaczej, ale postanowiła zachować jakiekolwiek uwagi dla siebie. W zasadzie
sama nie była pewna, dlaczego zgodziła się nauczyć tę dziewczynę czegokolwiek,
skoro przynajmniej tymczasowo traciła czas. Inną kwestią pozostawało to, że w tym
świecie przywołanie energii zdecydowanie nie było proste – nie w takim
natężeniu, jak to, czego dokonała Elena. Miriam wiedziała, że tak naprawdę
powinna podejść do sprawy inaczej i chociażby zabrać bratową do świata
snów, ale…
Nie, to
zdecydowanie nie był dobry pomysł.
Westchnęła w duchu,
z łatwością mogąc sobie wyobrazić reakcję Rafaela. Pomijając to, że demon w ostatnim
czasie miał podły humor, sama również zdawała sobie sprawę z tego, że
przenikanie do snów albo jakiegokolwiek innego świata, byłoby niczym igranie z ogniem.
Co prawda ojciec tymczasowo nie wydawał się zainteresowany Eleną, ale to i tak
nie było rozsądnym posunięciem. Podejrzewała, że Ciemność już wiedziała, co się
stało, a gdyby dodatkowo wzbudzili jej zainteresowanie, sprawy mogłyby się
dodatkowo skomplikować.
Och, to nie
tak, że w jakimkolwiek stopniu próbowała chronić Elenę albo przejmowała
się jej bezpieczeństwem. Robiła tyle, ile wymagał od niej Rafael, z kolei
wszelakie obawy Miry koncentrowały się właśnie na nim. W pamięci wciąż
miała słowa brata na temat tego, że gdyby trzeba było, sprzeciwiłby się samej
Ciemności, byleby zapewnić żonie bezpieczeństwo. Jak na razie nie musiał tego
robić, Mira zaś zamierzała dopilnować, by tak pozostało – przynajmniej tak
długo, jak tylko miało być to możliwe.
– Hm…
Przynajmniej masz skrzydła – usłyszała pełen wahania głos Aldero. Zamrugała
nieco nieprzytomnie, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że wampir wcale
nie zwracał się do niej. – To już coś, kuzyneczko.
W istocie,
Elena miała skrzydła, ale do tego akurat demonica zdążyła się przyzwyczaić.
Sama zainteresowana również, bo w odpowiedzi tylko jęknęła, po czym
osunęła się na kolana, wyraźnie sfrustrowana. Białe skrzydła niemalże zlewały
się z zalegającym na ziemi śniegiem, kołysząc się lekko w podmuchach
lodowatego, zimowego powietrza.
Mira lekko
przekrzywiła głowę, z powątpiewaniem spoglądając na bratową. W tamtej
chwili jak najbardziej mogłaby uznać Elenę za anioła i to na dodatek w rozumieniu
tych wszystkich ludzkich wierzeń i historii. Dziewczyna bez wątpienia była
piękna, poza tym ze złocistymi włosami i udręczonym wyrazem twarzy
wyglądała na kogoś, kto mógłby załamywać ręce nad stanem ówczesnego świata. Nie
żeby Miriam podejrzewała akurat tę nieśmiertelną o podobne problemy
egzystencjonalne, ale…
– Skrzydła
nie sprawią, że nagle zacznę wywijać mieczem albo nauczę się bronić – mruknęła Elena.
– Ale
działają na podobnej zasadzie. – Miriam założyła ramiona na piersiach. –
Przywołujesz je, bo chcesz. Są, bo tego potrzebujesz i… Cóż, ponieważ teraz to
jesteś ty.
– Więc mam
chcieć kogoś zamordować i liczyć na to, że tyle wystarczy?
Sądząc po
spojrzeniu, które rzuciła Mirze, wypowiadając te słowa, szczerze wątpiła w powodzenie
tej metody. Oczywiście. W końcu
gdyby było inaczej, już dawno miałabyś w rękach miecz, którym mogłabyś
mnie przebić, pomyślała z przekąsem kobieta, ale z jakiegoś
powodu wcale nie było jej do śmiechu. Elena ją drażniła, jasne, ale w tamtej
chwili wydawała się naprawdę… zdeterminowana. Miriam nie miała pojęcia czy to
znaczyło, że dziewczyna wciąż była w szoku po doświadczeniach z Volturi,
czy może chciała komuś albo sobie coś udowodnić, ale nie potrafiła pozostać
obojętna wobec takiej postawy.
Szlag, nie
chciała się do tego przyznać, ale przez krótką chwilę widziała w Elenie
siebie. Nie dosłownie, bo praktycznie wcale nie były do siebie podobne, ale…
Och, Mira wiedziała, co to znaczy dążyć do celu i napotykać przeszkody –
czy to z racji własnych słabości, czy też samego faktu bycia kobietą.
– Słuchaj… –
Zawahała się, samą siebie zaskakując tym, że jej głos zabrzmiał… niemalże
łagodnie. Ostatecznie zignorowała to i w pośpiechu podeszła bliżej,
ostatecznie kucając naprzeciwko Eleny. – To poniekąd jest tak, jak powiedział
ci Aldero. Wiem, że to może brzmieć abstrakcyjnie, ale właśnie w ten
sposób działa – dodała, po czym w pośpiechu mówiła dalej, nie chcąc czekać
aż ktokolwiek spróbuje jej przerwać. – Nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym
ci wytłumaczyć działania czegoś, co dla mnie jest naturalne. To po prostu.
– Gdybyś
chciała? – Elena rzuciła jej wymowne spojrzenie. O dziwo, uśmiechnęła się
przy tym w nieco gorzki, aczkolwiek szczery sposób. – Zresztą nieważne.
Rafael mówił mi coś podobnego, kiedy próbowałam zapanować nad skrzydłami.
– Sama
widzisz.
Dziewczyna
skinęła głową, chociaż wciąż nie wyglądała na przekonaną. Mira przez krótką
chwilę przypatrywała jej się, czekając na jakąkolwiek konkretną reakcję,
ostatecznie jednak zdecydowała się wycofać. W pośpiechu poderwała się na
równe nogi, po czym odsunęła, co najmniej dziwnie czując się przez nadmierną
bliskość z kimś, kto przez większość czasu ją drażnił. Co prawda już od
dłuższego czasu spoglądała na Elenę inaczej niż na początku, zwłaszcza po tym,
jak obie rzuciły się, by ratować Rafaela podczas balu w Volterze, ale…
– Mówisz o uczuciach…
– usłyszała i tych kilka słów wystarczyło, żeby zesztywniała, prostując
się gwałtownie. Otworzyła usta, ale nie odezwała się nawet słowem, w gruncie
rzeczy niepewna, do czego tym razem dążyła Elena. – To brzmi trochę tak, jakbyś
je znała, wiesz? Mam na myśli…
– To, że
Rafael okazywał mentalność cegły pod każdym możliwym względem, nie oznacza, że
ze mną będzie tak samo – obruszyła się. – To chyba oczywiste, że znamy uczucia.
Trudno ich nie poznać, kiedy żyje się od tylu lat.
– Nie to
mam na myśli – stwierdziła cicho dziewczyna.
Miriam
jedynie potrząsnęła głową.
– Znajomość
to jedno. Sposób spoglądania na świat to co innego – oznajmiła z powagą. –
Sęk w tym, że demony nie są stworzone do czucia w takim znaczeniu, o jakim
myślisz. Inna sprawa, że uczucia to jedna wielka pułapka, a natura
umożliwiła nam jej uniknięcie. Najwyraźniej nie w tak dokonały sposób, jak
mogłoby się wydawać, ale jednak.
Miała
wrażenie, że plecie od rzeczy, ale nie zamierzała się do tego przyznać. Zaraz
po tym zresztą zamilkła, dodatkowo zwracając się do Eleny plecami, by
zniechęcić ją do zadawania jakichkolwiek pytań. Szlag, niby co to miało być? I dlaczego
za każdym razem rozmowa z tą dziewczyną schodziła na tematy, które w żadnym
wypadku nie były Mirze na rękę? Niby dlaczego miała rozwodzić się nad kwestią
emocji, które w gruncie rzeczy jawiły jej się jako coś całkowicie
obojętnego? To nie tak, że całkowicie odcięła się od czucia czegokolwiek – nie w takim
stopniu, jak Rafael, który przez tak długi czas nie pojmował tego, co dla
Miriam pozostawało mimo wszystko oczywiste. Jasne, że doświadczała zarówno
przyjemności, jak i bólu, a już na pewno wiedziała, co znaczy kogoś
nienawidzić, bądź darzyć sympatią wystarczająco, by powstrzymać się od zabicia
go, ale…
Och, nie
potrzebowała niczego ponadto! Gdyby pozwoliła sobie na cokolwiek więcej, już
dawno zginęłaby w świecie, który rządził się co najmniej okrutnymi
zasadami. Zwłaszcza dla niej kwestia przetrwania pozostawała czymś
problematycznym, co zresztą wyjaśniało, dlaczego przez cały ten czas wolała
trzymać się blisko zapewniającego jej bezpieczeństwo Rafy.
Poświęciła
wystarczająco dużo, by perspektywa stracenia tego jawiła jej się jako coś, na
co za żadne skarby nie zamierzała sobie pozwolić.
– Skończmy już
to, dobra? – rzuciła gniewnym tonem, nawet się nie oglądając. – Dzisiaj już i tak
nic z tego nie będzie, a ja mam coś do zrobienia. I tak nie
słuchasz tego, co do ciebie mówię, więc…
– Cały czas
próbuję – przerwała z wyraźną irytacją Elena. – Może dla ciebie i Aldero
to proste, skoro już wcześniej dysponowaliście jakimikolwiek umiejętnościami,
ale…
– Jeśli
uważasz, że wszyscy wokół dostają podane na tacy to, czego chcą, rozczaruję cię
– warknęła, nerwowo okręcając się na pięcie. – Może w świecie, w którym
żyjesz, zawsze traktowano cię jak pierdoloną księżniczkę, ale to tak nie
działa. Czasami trzeba się wysilić, żeby osiągnąć cel.
Elena
poderwała się na równe nogi tak szybko, że nawet Miriam miała problem z zarejestrowaniem
tego ruchu. Z uwagą wpatrywała się w dziewczynę, która dosłownie
zmaterializowała się tuż przed nią, zaciskając dłonie w pięści i przez
krótką chwilę wyglądając tak, jakby zamierzała swoją rozmówczynię uderzyć. Mira
wyraźnie widziała, że stojąca przed nią nieśmiertelna się trzęsie i że
wyłącznie cudem powstrzymywała się przed zrobieniem czegoś, czego bardzo szybko
przyszłoby jej żałować.
– Ty
naprawdę sądzisz… Uważasz, że nie wiem, jak wygląda świat? – wycedziła Elena.
Demonica spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że oczy
dziewczyny się zaszklą; była bliska płaczu, chociaż zdecydowanie nie dlatego,
że została obrażona. To były łzy wściekłości. – Do cholery, wyszłam za twojego brata!
Sama powiedziałaś, że emocje, zwłaszcza w jego przypadku… – Zamrugała
gniewnie, po czym energicznie potrząsnęła głową. – Umarłam dla niego, a teraz
wróciłam i nawet nie mam pojęcia, kim jestem! Nie, zdecydowanie nie
oczekuję tego, że ktokolwiek będzie mi coś podawał na tacy!
Coś w jej
postawie, jak i zachowaniu, z miejsca uległo zmianie. Miriam poczuła
to wyraźnie, niemalże widząc, jak aura Eleny przybiera na intensywności, w efekcie
niemalże rażąc. Demonica lekko zmrużyła oczy, po czym parsknęła śmiechem,
usatysfakcjonowana.
– I właśnie
to przez cały czas próbowaliśmy ci wyjaśnić – oznajmiła, ignorując zarówno
gniew, jak i dezorientację, którą dostrzegła w spojrzeniu Eleny. –
Czujesz to, co podczas walki z Jane, czy mam wynaleźć jeszcze kilka komplementów,
żeby cię zmotywować?
– Ty…
Blask aury
przygasł równie nagle, co wcześniej się pojawił. Co prawda Elena wciąż tkwiła w miejscu
trzęsąc się i sprawiając wrażenie kogoś bliskiego wybuchu, ale to wydawało
się niczym w porównaniu z jej zachowaniem chwilę wcześniej.
To będzie droga przez męki, pomyślała
Miriam, ale z jakiegoś powodu nie czuła się z tą myślą źle.
Mimowolnie zaczęła analizować słowa Eleny, dochodząc do wniosku, że taka
postawa w zupełności jej wystarczyła, by może jednak zacząć tolerować
dziewczynę trochę bardziej – nieznacznie, ale na początek musiało wystarczyć,
zwłaszcza że jednak miała do czynienia z kimś, komu zależało na Rafaelu.
Co prawda to wciąż nie rozwiązywało problemu, który miała te dwójka, ale słowa
Eleny sugerowały, że wcale nie odpuściła sobie aż do tego stopnia, jak mogłaby
wcześniej sugerować.
– Wierz mi,
potrafię być gorsza od Rafaela, jeśli akurat mam na to ochotę – oznajmiła ze
spokojem Mira, uśmiechając się przy tym w szczery, niemalże przyjazny
sposób. – No i ja nie dam ci się owinąć wokół palca, więc nie licz na
taryfę ulgową. Tyle powinnaś wiedzieć, jeśli chcesz, żebym dalej cię uczyła.
– Nie potrzebuję
taryfy ulgowej – mruknęła Elena. Nie brzmiała szczególnie przekonująco,
najwyraźniej wciąż wytrącona z równowagi tym, co usłyszała wcześniej. – A Rafael
to ostatnia osoba, która by mi ją dała.
– Och,
zdziwiłabyś się. – Mira parsknęła śmiechem, po czym raz jeszcze krytycznie
zmierzyła bratową wzrokiem. – Koniec na dzisiaj. Akurat z tym byłam
poważna – oznajmiła, próbując zebrać myśli. To okazało się o wiele
trudniejsze, niż mogłaby podejrzewać, chociaż sama nie była pewna, co za to
odpowiadało. – I doprowadź się do porządku, dobrze? Widzę, że jakbyś
mogła, rzuciłabyś się do gardła nawet mnie.
Elena drgnęła,
po czym machinalnie uniosła dłoń do szyi. Mira była w stanie wyczuć głód, w gruncie
rzeczy świadoma dręczącego dziewczynę pragnienia już w chwili, w której
weszła do jej pokoju. Nie zdziwiło ją to, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło – w końcu
zużycie energii ciągnęło za sobą konsekwencje, a jeśli dodać do tego
wszystkiego wcześniejsze uzależnienie Eleny od krwi Rafaela…
– Poradzimy
sobie z tym jakoś – oznajmił Aldero i coś w jego tonie jasno
dało Mirze do zrozumienia, że dziewczyna jak najbardziej mogła liczyć na
zastępstwo.
– No to
świetnie – stwierdziła, bez większego wysiłku rozkładając skrzydła.
Z
powątpiewaniem spojrzała na stojącą przed nią dwójkę, dopiero po chwili
decydując się wzbić w powietrze. Wystarczyła chwila, by znalazła się w górze,
już po chwili mogąc oddalić się zarówno od Eleny, jak i Aldero. Co prawda
było jej wszystko jedno, co ta dwójka planowała ze sobą począć, ale to nie
znaczyło, że zamierzała patrzeć, jak Elena wgryza się kuzynowi w gardło. W końcu
do tego to wszystko prowadziło, prawda? Już wcześniej wykorzystywała go za
każdym razem, kiedy Rafael z jakiegoś powodu nie mógł jej pomóc – i to
na dodatek na sugestie samej Miriam. Wampirza krew mogła skutecznie zastąpić tę
demonów, a skoro tak…
Szlag by to trafił!
Skrzywiła
się, zaskoczona irytacją, która nagle ją wypełniła. Dlaczego ją czuła? Nie
powinna, a przynajmniej nie sądziła, by istniał jakikolwiek sensowny
powód, dla którego miałaby czuć się źle z tym, że Elena piła krew własnego
kuzyna. To było coś w zupełności normalnego dla wampirów i – no cóż –
poniekąd również demonów, poza tym nie zawsze szło w parze z czymkolwiek
intymnym. Nawet jeśli, to nie jej sprawa, co zrobiłby Rafael, gdyby zdradziła
go żona. Nie żeby podejrzewała, że Elena byłaby do tego zdolna, ale…
Na wrota
piekielne, o czym ona w ogóle myślała? Dla jej przyjemności ta dwójka
mogła się pozagryzać, grać tam w karty albo robić… cokolwiek innego. Co
więcej, to nie był pierwszy raz, więc tym bardziej nie miała powodów, by
czymkolwiek się zadręczać. Jeśli już, przejmowała się tylko i wyłącznie
dlatego, że wcześniej chcąc nie chcąc spędziła z Eleną i Aldero
trochę czasu. Na dodatek oboje ją drażnili – bratowa tym, że po prostu była, z kolei
wampir sposobem, w jaki się na nią patrzył. Co prawda do pewnego stopnia
ich zachowanie było zabawne, ale z czasem Miriam zaczęła czuć się naprawdę
zmęczona tym, do czego zmuszała się przez wzgląd na brata. Potrzebowała
świętego spokoju i przynajmniej chwili dla siebie, zwłaszcza że miała
kilka kwestii do przemyślenia.
Jedną z nich
było to, czego ostatecznie nie powiedziała Elenie. Poniekąd powstrzymała się
właśnie przez wzgląd na Aldero, dochodząc do wniosku, że im mniej osób zdawał
sobie sprawę z tego, że w okolicy mógł kręcić się jeszcze jeden
demon, tym lepiej – i to w szczególności w wypadku, kiedy sama
nie miała pojęcia, czy jej podejrzenia są słuszne. Inna sprawa, że
wystarczająco czasochłonne było tłumaczenie synowi kapłanki, co też zaszło
podczas ataku Jane i dlaczego Elena zachowywała się dziwniej niż
zazwyczaj.
Tak, to
zdecydowanie było ponad siły Miriam. Już nawet nie bawiło jej to, że wampir był
aż do tego stopnia zmieszany jej widokiem i obecnością, z kolei teraz
on i Elena…
Co
właściwie obchodziło ją, w jaki sposób zachowywała się ta dwójka?
Miriam
przyśpieszyła, po czym w pośpiechu wzbiła się wyżej, w nadziei na to,
że chłodne, zimowe powietrze chociaż trochę ją otrzeźwi.
Chociaż
nade wszystko starała się uspokoić i przekonać samą siebie, że nie działo
się nic wartego uwagi, za każdym razem, kiedy jej myśli uciekały ku Aldero i tego,
co mógł robić z Eleną, niezmiennie dręczyło ją dziwne, trudne do sprecyzowania
uczucie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz