Renesmee
Zawahałam się, ledwo tylko
Rufus pociągnął mnie w stronę piwnicy. Nie miałam z tym miejscem
najlepszych skojarzeń, zwłaszcza że wiedziałam, czego możemy się tam
spodziewać. Do tej pory na samo wspomnienie bolało mnie gardło, nie wspominając
o tym, że w najmniejszym stopniu nie czułam się pewnie, kiedy w grę
wchodziły pomysły akurat tego wampira.
– Teraz? –
zapytałam z rezerwą, gwałtownie się zatrzymując. Miałam złe przeczucia,
choć i to w pełni nie oddawało tego, co tak naprawdę czułam. – Co
planujesz? I dlaczego jestem ci potrzebna, skoro ostatnim razem…?
– Ostatnim
razem zachowałaś się jak ostatnia naiwna… Aczkolwiek zakładam, że teraz być
tego nie zrobiła – przerwał mi zniecierpliwionym tonem Rufus. – Naprawdę musisz
zadawać mi te wszystkie pytania? Gdybyś po prostu mi zaufała, byłoby prościej –
stwierdził, a ja ledwo powstrzymałam się od prychnięcia.
–
Nieszczególni palę się, by obserwować, jak próbujesz kogokolwiek skrzywdzić –
oznajmiłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Wampir
westchnął, po czym rzucił mi niemalże urażone spojrzenie. Po wyrazie jego
twarzy trudno było mi stwierdzić, co takiego sobie myślał, a tym bardziej
co chodziło mu po głowie.
– Szczerze
powiedziawszy, zastanawiałem się nad tym, co robić i… Cóż, możliwe, że sprawy
uległy zmianie – przyznał, ostrożnie dobierając słowa. – Nie miałem okazji ci
tego powiedzieć, ale możliwe, że nasz mały problem wiąże się z twoją
uczelnią. Czy to wystarczający powód, żeby jednak cię w to mieszać?
Uniosłam
brwi, co najmniej zaskoczona jego słowami. Rufus miał w zwyczaju mnie
zaskakiwać i to dosłownie na każdym kroku, więc teoretycznie powinnam się
do tego przyzwyczaić, w praktyce jednak sprawy nie były aż takie proste.
Wręcz przeciwnie – zastanawiając się nad tym, co się działo, miałam w głowie
jeszcze większy mętlik niż do tej pory.
Rufus
musiał to wyczuć, bo wywrócił oczami i chcąc nie chcąc odezwał się
ponownie.
–
Posłuchaj… Chciałbym założyć, że faktycznie mi się przydasz. I że
powstrzymasz mnie przed zrobieniem czegoś wyjątkowo głupiego, zwłaszcza że
wciąż nie zapomniałem o tym, że przez pewien czas ta istota zagrażała
również Claire – powiedział i tych kilka słów wystarczyło, bym z łatwością
wyobraziła sobie, że Rufus jednak mógłby posunąć się za daleko. – Mówiłaś mi o zaginięciach
na uczelni i śmiem twierdzić, że właśnie rozwiązałem wam jedną sprawę. Tak
czy inaczej, chciałbym założyć, że w takim wypadku masz większe szanse
porozumieć się z chłopakiem na dole. Layla zwykle… była o wiele
łagodniejsza, niż by wypadało, kiedy chodziło o agresywne wampiry… I czasem
to działało, więc…
Właściwie
przestałam go słuchać, bardziej skoncentrowana na tym, co wynikało z jego
słów. Pomijając Cassandrę, praktycznie nie miałam okazji wnikać w sprawę
zaginięć, na myśl zaś z miejsca przyszło mi tylko jedno imię. Za pierwszym
razem nie miałam okazji przyjrzeć się chłopakowi na dole, zwłaszcza że na dobry
początek próbował mnie udusić, co w najmniejszym nawet stopniu nie
ułatwiało próby zapoznania się z kimkolwiek. Cóż, tym razem zdecydowanie
nie zamierzałam pozwolić sobie na zbytnie zaufanie i zbliżenie się do
kogoś, kto z łatwością mógł mnie zabić. Co więcej, jeśli Rufus miał rację,
a moje podejrzenia były słuszne, rozmowa miała szansę wyglądać… zupełnie
inaczej.
– W porządku
– powiedziałam, nawet nie zastanawiając się nad tym, czy przypadkiem nie wejdę
szwagrowi w słowo. – Zrobię to.
Spojrzał na
mnie z powątpiewaniem, ale ostatecznie nie skomentował mojej reakcji w żaden
sposób. Po chwili wahania doszłam wręcz do wniosku, że był usatysfakcjonowany
tym, że jednak nie zamierzałam robić mu problemów. Podejrzewałam, że od samego
początku widział, że po tym, co mi zasugerował, tak czy inaczej nie umiałabym
postąpić inaczej, ale nie chciałam się nad tym zastanawiać.
– Trzymaj
się mnie – usłyszałam, więc machinalnie skinęłam głową. Rufus jedynie
westchnął, wyraźnie poirytowany. – Mówię poważnie. Słuchaj mnie i nie
zbliżaj się bardziej niż powinnaś, bo naprawdę…
– Wiem, że
to było głupie – zniecierpliwiłam się.
Rufus
rzucił mi poirytowane spojrzenie.
–
Delikatnie rzecz ujmując – stwierdził z rezerwą. – Przysięgam, że jeśli
znowu mnie nie posłuchasz, nie kiwnę palcem. Sama z takim uporem pakujesz
się w kłopoty, to sama się broń.
Podejrzewałam,
że kłamał, ale wolałam tego nie sprawdzać. Co więcej, sama również nie paliłam
się do tego, by stało się coś nieprzewidywalnego. Od samego początku martwiła
mnie kwestia tego, że Rufus albo Gabriel mogliby zdecydować się na coś
głupiego, gdyby tylko mieli cień szansy na dowiedzenie się czegoś o Layli,
więc perspektywa załatwienia tego w bardziej pokojowy sposób wydała mi się
kusząca. Co prawda wciąż nie miałam gwarancji, że chłopak będzie chciał ze mną
rozmawiać, ale na dobry początek musiało wystarczyć.
Ruszyłam za
Rufusem, trzymając się na tyle blisko, że gdy nagle się zatrzymał, tylko refleks
i wyostrzone zmysły powstrzymały mnie od wpadnięcia na niego. Zawahałam
się, z miejsca prostując niczym struna i nasłuchując, by określić,
jak prezentowała się sytuacji. Bez trudu zorientowałam się, że coś zmieniło się
w pomieszczeniu od chwili, w której zeszłam do piwnicy po raz
ostatni, zaś nieznaczne zawroty głowy jedynie utwierdziły mnie w tym
przekonaniu.
– Srebro? –
zapytałam pod wpływem impulsu. To wydawało mi się najsensowniejszym
wyjaśnieniem, zwłaszcza że dobrze znałam już objawy, które wywoływała obecność
kruszcu.
– Równie
skuteczne, co i kołek.
Skinęłam
głową, chociaż nie miałam pewności, czy w ogóle to zauważył. Nie musiałam
pytać, by zorientować się, że w takim wypadku długie przebywanie w tym
miejscu zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. Podświadomie czułam, że w pobliżu
znajdowało się coś, od czego powinnam trzymać się z daleka. Co więcej,
dobrze wiedziałam, że srebro i telepatia zdecydowanie się wykluczały. To
sprawiło, że z miejsca poczułam się jeszcze bardziej niepewnie i dla
pewności przesunęłam się bliżej Rufusa, dochodząc do wniosku, że w takim
wypadku to on jest mi coś winien.
Nawet jeśli
zorientował się, co takiego robię, nie skomentował tego nawet słowem, skupiony
na czymś, czego co najwyżej mogłam się domyślać. Cóż, nie próbowałam, nie mając
wątpliwości co do tego, że za żadne skarby nie nadążyłabym za tokiem
rozumowania tego wampira – i to pomimo tego, że miałam okazję go poznać. Z drugiej
strony… Wciąż nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Rufusowi wcale nie chodziło
tylko o to, że poprzez powiązania z uczelnią miałam większe szanse od
niego, by w dość prosty sposób się tego dowiedzieć. W gruncie rzeczy
byłam gotowa przysiąc, że wszystko sprowadzało się do nieobecności Layli – a także
tego, że w takim wypadku potrzebował kogoś innego, kto miałby szansę
utrzymać go w ryzach. Wiedziałam, że zwykle nie przebierał w środkach,
a skoro tak…
Och, nie
miałam pojęcia, czy moje rozważania – a tym bardziej obecność – cokolwiek
wnosiły, ale wolałam się nad tym nie zastanawiać.
Cichy,
ledwo słyszalny dźwięk skutecznie wyrwał mnie z zamyślenia. Wyprostowałam
się niczym struna, po czym dla pewności powiodłam wzrokiem dookoła, bez trudu
orientując się, że w pobliżu znajdował się ktoś jeszcze. Chyba byłam wręcz
w stanie wychwycić dodatkowy, bardzo opanowany oddech – jednoznaczny dowód
na to, że nie przebywaliśmy w tym miejscu sami. Skoro na dodatek intruz
się ruszał, nie miałam wątpliwości co do tego, że jedynym zabezpieczeniem w istocie
pozostawały zamknięte drzwi oraz srebro. Tak przynajmniej pomyślałam w pierwszej
chwili, wciąż wytrącona z równowagi tym, że tym razem nie miałam do
czynienia z kimś nieprzytomnym lub przynajmniej unieruchomionym.
– Rufus –
rzuciłam nerwowo, chociaż sama nie byłam pewna, o co chciałam go zapytać. W tamtej
chwili nic sensownego nie przychodziło mi do głowy, łącznie z tym, w jaki
sposób sama mogłabym się przydać.
– Pamiętaj,
o czym rozmawialiśmy na górze – powiedział, jak gdyby nigdy nic zmieniając
temat. Ledwo powstrzymałam się od wywrócenia oczami, porażona tym, że brzmiał
tak, jakbyśmy nie rozmawiali o niczym szczególnym. – I nie podchodź
za blisko. Po prostu… Bądź ostrożna i to dla własnego dobra.
Wypuściłam
powietrze ze świstem, machinalnie spinając się jeszcze bardziej, kiedy wampir
przesunął się na tyle, by przepuścić mnie przodem. Nie tego się spodziewałam,
zdecydowanie pewniej czując się, gdy mogłam się za nim schować. Podejrzewałam,
że Rufus czuł się o wiele swobodniej w ciemnościach, podczas gdy ja
miałam dość znaczące problemy z dostrzeżeniem czegokolwiek w mroku.
Cóż, wyostrzone zmysły zdawały się na nic, kiedy w pobliżu nie znajdowała
się nawet odrobina światła.
Światło…
Obecność
srebra w najmniejszym stopniu nie zachęcała mnie do jakichkolwiek prób
użycia telepatii, ale czułam, że przynajmniej na tyle mogłam sobie pozwolić.
Potrzebowałam dłuższej chwili, żeby się skoncentrować i przywołać do
siebie znajome, srebrzyste kule mocy, które ostatecznie zawisły gdzieś w powietrzu,
w końcu dając mi okazję na rozejrzenie się dookoła. Zmrużyłam oczy, po
czym zamrugałam kilkukrotnie, jednocześnie raz jeszcze z uwagą rozglądając
się po pomieszczeniu.
A potem na następnych
kilka sekund zamarłam, bezmyślnie wpatrując się w postać, która przyczaiła
się w rogu piwnicy, uważnie mnie obserwując.
Właściwie
trudno było mi opisać spojrzenie i wyraz twarz znajdującego się w niewielkim
oddaleniu ode mnie chłopaka. Oczywiście rozpoznałam go niemal natychmiast, choć
nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji spotkać się osobiście… No, może pomijając
moment, kiedy próbował rzucić mi się do gardła, ale wtedy nie miałam
sposobności, by przynajmniej spróbować mu się przyjrzeć. Na pierwszy rzut oka
wyglądał na kogoś w moim wieku, chociaż w przypadku nieśmiertelnych
pozory lubiły mylić. Z drugiej strony, przecież dobrze wiedziałam, że mam
do czynienia z kimś, kto do niedawna był człowiekiem, a do tego
wszystkiego studiował na tej samej uczelni, co i ja.
Zawahałam
się, uparcie milcząc i bezskutecznie próbując zebrać myśli. W pamięci
jak na zawołanie zamajaczyły mi słowa Cassandry, ale w pośpiechu
odrzuciłam je od siebie, nie chcąc kolejny raz roztrząsać tego, komu powinnam
ufać – wyraźnie szalonej dziewczynie, czy może Castielowi. Wystarczyło, że sama
już nie byłam pewna, co działo się wokół mnie, tym bardziej że sytuacja
wydawała się – najdelikatniej rzecz ujmując – nie do końca normalna.
Poruszając
się trochę jak w transie, z wolna przesunęłam się bliżej. Rzucające
światło kule mocy natychmiast podążyły za mną, co w znacznym stopniu
ułatwiało mi zadanie. Przynajmniej byłam w stanie skupić się na tyle, by
utrzymać energię w ryzach i blisko siebie, co przez wzgląd na
obecność srebra wydało mi się nader istotne.
Było coś
niepokojącego w przenikliwej, porażającej wręcz ciszy. Przez krótką chwilę
miałam wręcz wrażenie, że obserwuję kogoś, kto w każdej chwili mógł okazać
się potencjalnym drapieżcą. Wszystko wręcz wydawało się sugerować, że tak jest –
jego spojrzenie, pozycja, którą przybrał i sama jego postawa,
jednoznacznie sugerująca, że nie był chętny na jakiekolwiek odwiedziny.
A potem
moją uwagę przykuło coś jeszcze i ledwo powstrzymałam się przed
natychmiastowym odwróceniem w stronę Rufusa. Jedynie świadomość, że
zwracanie się plecami do kogoś, kto nie miał względem mnie dobrych zamiarów,
skutecznie mnie przed tym powstrzymała.
– Serio? –
wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Już
zdążyłam wyczuć srebro, poza tym mogłam się spodziewać, że Rufus nie pokusi się
o puszczenie kogoś niebezpiecznego luzem, ale i tak z niedowierzaniem
spojrzałam na gruby łańcuch. Och, tak, to na pewno rozwiązywało sprawę! Już
nawet nie chciałam się zastanawiać nad tym, skąd wziął się akurat tutaj. Bardziej
przejmowałam się tym, że dobrze wiedziałam, jak srebro potrafiło działać na
istoty nadnaturalne – i to na dodatek w takim natężeniu.
– To po
części demon. Nic mu nie będzie – padło w odpowiedzi, ale wcale nie
poczułam się dzięki temu pewniej. W porządku, być może faktycznie nie
reagował tak jak w przypadku nowych wampirów, które srebro najzwyczajniej w świcie
paliło, ale to w gruncie rzeczy niczego nie zmieniało. – Rób swoje, tak?
Niepotrzebnie tracimy czas.
Ugryzłam
się w język, by nie powiedzieć czegoś wyjątkowo złośliwego. Podejrzewałam,
że na wampirze i tak nie zrobiłoby to najmniejszego nawet wrażenia,
zresztą nie mogłam zaprzeczyć, że poniekąd miał rację. Ostatecznie z braku
lepszych pomysłów przesunęłam się jeszcze bliżej, chcąc mieć pewność, że
milczący chłopak zwróci na mnie uwagę.
– Hej –
rzuciłam spiętym tonem. Chociaż mnie obserwował, nie odezwał się nawet słowem,
najwyraźniej mając w planach najzwyczajniej w świecie mnie
zignorować. – Ryan…
Tym razem
doczekałam się niemalże natychmiastowej reakcji. Zauważyłam, że drgnął, by w następnej
sekundzie wyprostować się niczym struna. Również jego spojrzenie uległo
zmianie, nagle jeszcze bardziej podejrzliwe i niepewne.
– Jak…?
Natychmiast
zamilkł, ale to nie miało dla mnie znaczenia. To, o co musiał pytać,
wydało mi się aż nazbyt oczywiste, zwłaszcza że – jakby nie patrzeć – byłam mu
obca.
Westchnęłam,
po czym spróbowałam się rozluźnić, mając nadzieję, że jeśli zacznę sprawiać
wrażenie pewniejszej siebie, mój rozmówca poczuje się swobodniej. Co prawda to
wydawało się dość mało prawdopodobne w obecnej sytuacji i warunkach, w których
oboje się znajdowaliśmy, ale z braku lepszych perspektyw próbowałam
chwytać się dosłownie każdego, choćby najmniej sensownego rozwiązania.
Nie
odpowiedziałam od razu, gorączkowo zastanawiając się nad tym, jak powinnam
nakłonić go do rozmowy. Cóż, już na pewno miałam jego uwagę, pozyskaną tym, że
mogłabym znać jego imię. To wydało mi się dobry początkiem, choć zarazem
niepokoił mnie fakt, że podejrzenia, które miałam, okazały się słuszne. Tak, to
zdecydowanie był zaginiony chłopak, którego plakaty widziałam na uczelni, a skoro
tak…
Och, to
zdecydowanie nie wyglądało dobrze. Ani trochę.
– Jestem…
Ja… – Urwałam, po czym energicznie potrząsnęłam głową. W ten sposób
zdecydowanie nie miałam niczego zyskać. – Wiem, że widzisz mnie po raz
pierwszy, ale to nie ma znaczenia. Ja po prostu… znam cię z uczelni –
powiedziałam w końcu, próbując postawić sprawę jasno.
– Z uczelni…
– powtórzył i wyczułam w jego słowach wahanie, zupełnie jakby sam nie
był pewien, czy powinien mi wierzyć.
– Tak –
podchwyciłam pośpiesznie. Obiecującym samo w sobie wydało mi się to, że w ogóle
zareagował na moje słowa. – Słyszałam, że tam dzieje się coś niedobrego. Ktoś,
kogo znam, powiedział mi dość, żebym chciała pomóc – dodałam, bo to w najmniejszym
nawet stopniu nie mijało się z prawdą.
Chłopak
zmrużył oczy, po czym spojrzał na mnie w bliżej nieokreślony, pełen
rezerwy sposób. Wciąż mi nie ufał, ale to w najmniejszym nawet stopniu nie
wydało mi się dziwne – w końcu chyba tylko szaleniec podszedłby z entuzjazmem
do kogoś, kto odwiedzał go w zamknięciu. Wątpiłam, żeby w obecnej
sytuacji jakiekolwiek sensowne argumenty i usprawiedliwienia miały sens,
dlatego nie skomentowałam tego nawet słowem, bardziej skoncentrowana na
sytuacji i tym, dokąd zmierzała rozmowa.
Ryan
dłuższą chwilę mierzył mnie wzrokiem, uparcie milcząc i wydając się nad
czymś zastanawiać. Miałam wrażenie, że przez ułamek sekundy w jego oczach
byłam w stanie dostrzec czerwone błyski, ale wszystko działo się tak
szybko, że równie dobrze mogło być wyłącznie wrażeniem. Wiedziałam jedynie, że
chłopak przede mną zdecydowanie nie był już człowiekiem, co zresztą miałam
okazję wywnioskować po wyjaśnieniach Rufusa, te jednak wciąż do mnie nie docierały.
Sama kwestia mieszania krwi demonów czy wampirów z ludzką wydawała mi się
czymś niedorzecznym, a jednak…
Później, nakazałam sobie stanowczo,
czując, że nadmiar myśli z łatwością mógłby wytrącić mnie z równowagi.
Nie mogłam sobie na to pozwolić, zwłaszcza próbując rozmawiać z kimś, kogo
intuicja mogła okazać się co najmniej znacząca. Musiałam się skupić, ale to
wcale nie było proste, skoro miałam przed sobą kogoś, kto w najmniejszym
nawet stopniu nie należał do zwyczajnych istot.
– Kto? –
usłyszałam i to wystarczyło, żeby wyrwać mnie z zamyślenia.
Zamrugałam nieco nieprzytomni, po czym w roztargnieniu spojrzałam na
swojego rozmówcę.
– Nie
rozumiem…
Chłopak
westchnął i – mogłabym przysiąc! – z irytacją wywrócił oczami.
– Kto ci
powiedział – uściślił, najwyraźniej wciąż mając dość cierpliwości, by chcieć
ciągnąć rozmowę. Nie miałam pewności, co tak naprawdę kryło się za tym, że
chciał mówić, ale to nie miało dla mnie znaczenia.
– Och, no
tak – zreflektowałam się pośpiesznie. Prawie natychmiast chciałam powiedzieć o Castielu,
ale w porę powstrzymałam się, przypominając sobie reakcję Cassandry. To
wystarczyło, bym uświadomiła sobie, że mieszanie w to akurat jego nie było
dobrym pomysłem – i to niezależnie od tego, co ja sama myślałam o kimś,
kto zachowywał się względem mnie w aż tak sympatyczny sposób. – To… jedna z dziewczyn.
Cassandra – powiedziałam w końcu, mając nadzieję, że Ryan nie zwrócił
uwagi na to, że jakkolwiek się zawahałam.
Nie miałam
pewności, czy i w ten sposób nie popełniałam błędu, jednak reakcja
chłopaka jednoznacznie dała mi do zrozumienia, że podałam właściwe imię.
Zauważyłam, że jego oczy rozszerzyły się nieznacznie, w następnej chwili
zaś spojrzał na mnie w sposób o wiele bardziej przychylny, aniżeli
pozwalał sobie do te pory. Czułam, że udało mi się go zaintrygować, a może
nawet dać nadzieję na to, że faktycznie byłam w stanie pomóc.
–
Cassandra… Jest cała? – zapytał w pośpiechu, na chwilę wyraźnie tracąc
czujność. Skinęłam głową i chciałam mu odpowiedzieć, ale nie dał mi dojść do
głosu. – Dobrze… To znaczy niedobrze, bo nie jest bezpieczna!
– Co masz
na myśli?
Spojrzał na
mnie w sposób sugerujący, że tym pytaniem zrobiłam z siebie idiotkę.
– Skoro z nią
rozmawiałaś, powinnaś wiedzieć – oznajmił z przekonaniem. – To oczywiste,
że nie jest bezpieczna… I nie tylko ona. Nie mam pojęcia, czy nie
upatrzyli sobie kolejnych.
– Do czego?
Rozmawiałam z Cassandrą, tak, ale… – zaczęłam, również tym razem nie
pozwolił mi choćby dokończyć.
– Więc zrób
to jeszcze raz, skoro upierasz się, że możesz pomóc! – rzucił z wyraźną
irytacją. – Wciąż pojawia się na uczelni, więc może dla niej nie jest za późno.
Mam na myśli… Nie ma jej tu ze mną, prawda? – Zawahał się na dłuższą chwilę. –
Zaproponuj pomoc Cassandrze.
– Może mi
nie zaufać – zauważyłam przytomnie. Czego tak naprawdę oczekiwał, skoro sam
również nie brzmiał na szczególnie chętnego, by rozmawiać.
– Nieważne –
stwierdził natychmiast Ryan. – Sama się zaoferowałaś. To znaczy, że kłamiesz?
– Nie –
obruszyłam się, zaskoczona jego wnioskami. – Ja tylko…
Coś w jego
spojrzeniu sprawiło, że znów zamilkłam.
– Więc
pomów z Cassandrą, skoro tak naprawdę nic nie wiesz. Możesz powiedzieć jej
o mnie, jeśli będziesz musiała – dodał, a ja westchnęłam, nawet nie
chcąc sobie wyobrażać, jak mogłaby wyglądać ta rozmowa.
Chciałam
odpowiedzieć, z braku lepszych pomysłów gotowa się zgodzić, ale tym razem
powstrzymał mnie ruch za plecami.
– A co
z tobą? Sam nie możesz powiedzieć nam tego, co wie ta dziewczyna? –
zapytał wprost Rufus, pierwszy raz decydując się wtrącić do rozmowy.
Ryan
rzucił mu bliżej nieokreślone, wymowne spojrzenie. Nie musiałam pytać, by
zorientować się, że to wcale nie miało być takie proste.
– To ona
obiecała pomóc – powiedział w końcu, kiwając głową w moją stronę. –
Więc niech pomówi z Cassandrą, skoro ją zna. Przynajmniej będę miał
pewność, że każde z nas będzie miał z tego jakieś korzyści – stwierdził,
a potem jak gdyby nigdy nic zamilkł, wbijając wzrok w bliżej
nieokreślone miejsce w przestrzeni.
Spojrzałam
na Rufusa, wahając się nad tym, czy dla pewności nie powinnam spróbować
nakłonić go do tego, żebyśmy wyszli. Wolałam nie testować jego cierpliwości,
zwłaszcza w tej sytuacji, skoro przez wzgląd na Laylę wydawał się gotów
posunąć naprawdę daleko, byleby cokolwiek zdziałać.
Ostatecznie
to okazało się zbędne, bo wampir jedynie cicho warknął, po czym sam skierował
się w stronę schodów.
– Świetnie –
rzucił z wyraźną irytacją.
Westchnęłam,
w pośpiechu ruszając za nim. Złe przeczucia, które towarzyszyły mi od
chwili pierwszego spotkania z Cassandrą, ostatecznie przybrały na sile.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz