2 grudnia 2017

Dwieście czterdzieści dwa

Renesmee
Zawahałam się, ledwo tylko Rufus pociągnął mnie w stronę piwnicy. Nie miałam z tym miejscem najlepszych skojarzeń, zwłaszcza że wiedziałam, czego możemy się tam spodziewać. Do tej pory na samo wspomnienie bolało mnie gardło, nie wspominając o tym, że w najmniejszym stopniu nie czułam się pewnie, kiedy w grę wchodziły pomysły akurat tego wampira.
– Teraz? – zapytałam z rezerwą, gwałtownie się zatrzymując. Miałam złe przeczucia, choć i to w pełni nie oddawało tego, co tak naprawdę czułam. – Co planujesz? I dlaczego jestem ci potrzebna, skoro ostatnim razem…?
– Ostatnim razem zachowałaś się jak ostatnia naiwna… Aczkolwiek zakładam, że teraz być tego nie zrobiła – przerwał mi zniecierpliwionym tonem Rufus. – Naprawdę musisz zadawać mi te wszystkie pytania? Gdybyś po prostu mi zaufała, byłoby prościej – stwierdził, a ja ledwo powstrzymałam się od prychnięcia.
– Nieszczególni palę się, by obserwować, jak próbujesz kogokolwiek skrzywdzić – oznajmiłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Wampir westchnął, po czym rzucił mi niemalże urażone spojrzenie. Po wyrazie jego twarzy trudno było mi stwierdzić, co takiego sobie myślał, a tym bardziej co chodziło mu po głowie.
– Szczerze powiedziawszy, zastanawiałem się nad tym, co robić i… Cóż, możliwe, że sprawy uległy zmianie – przyznał, ostrożnie dobierając słowa. – Nie miałem okazji ci tego powiedzieć, ale możliwe, że nasz mały problem wiąże się z twoją uczelnią. Czy to wystarczający powód, żeby jednak cię w to mieszać?
Uniosłam brwi, co najmniej zaskoczona jego słowami. Rufus miał w zwyczaju mnie zaskakiwać i to dosłownie na każdym kroku, więc teoretycznie powinnam się do tego przyzwyczaić, w praktyce jednak sprawy nie były aż takie proste. Wręcz przeciwnie – zastanawiając się nad tym, co się działo, miałam w głowie jeszcze większy mętlik niż do tej pory.
Rufus musiał to wyczuć, bo wywrócił oczami i chcąc nie chcąc odezwał się ponownie.
– Posłuchaj… Chciałbym założyć, że faktycznie mi się przydasz. I że powstrzymasz mnie przed zrobieniem czegoś wyjątkowo głupiego, zwłaszcza że wciąż nie zapomniałem o tym, że przez pewien czas ta istota zagrażała również Claire – powiedział i tych kilka słów wystarczyło, bym z łatwością wyobraziła sobie, że Rufus jednak mógłby posunąć się za daleko. – Mówiłaś mi o zaginięciach na uczelni i śmiem twierdzić, że właśnie rozwiązałem wam jedną sprawę. Tak czy inaczej, chciałbym założyć, że w takim wypadku masz większe szanse porozumieć się z chłopakiem na dole. Layla zwykle… była o wiele łagodniejsza, niż by wypadało, kiedy chodziło o agresywne wampiry… I czasem to działało, więc…
Właściwie przestałam go słuchać, bardziej skoncentrowana na tym, co wynikało z jego słów. Pomijając Cassandrę, praktycznie nie miałam okazji wnikać w sprawę zaginięć, na myśl zaś z miejsca przyszło mi tylko jedno imię. Za pierwszym razem nie miałam okazji przyjrzeć się chłopakowi na dole, zwłaszcza że na dobry początek próbował mnie udusić, co w najmniejszym nawet stopniu nie ułatwiało próby zapoznania się z kimkolwiek. Cóż, tym razem zdecydowanie nie zamierzałam pozwolić sobie na zbytnie zaufanie i zbliżenie się do kogoś, kto z łatwością mógł mnie zabić. Co więcej, jeśli Rufus miał rację, a moje podejrzenia były słuszne, rozmowa miała szansę wyglądać… zupełnie inaczej.
– W porządku – powiedziałam, nawet nie zastanawiając się nad tym, czy przypadkiem nie wejdę szwagrowi w słowo. – Zrobię to.
Spojrzał na mnie z powątpiewaniem, ale ostatecznie nie skomentował mojej reakcji w żaden sposób. Po chwili wahania doszłam wręcz do wniosku, że był usatysfakcjonowany tym, że jednak nie zamierzałam robić mu problemów. Podejrzewałam, że od samego początku widział, że po tym, co mi zasugerował, tak czy inaczej nie umiałabym postąpić inaczej, ale nie chciałam się nad tym zastanawiać.
– Trzymaj się mnie – usłyszałam, więc machinalnie skinęłam głową. Rufus jedynie westchnął, wyraźnie poirytowany. – Mówię poważnie. Słuchaj mnie i nie zbliżaj się bardziej niż powinnaś, bo naprawdę…
– Wiem, że to było głupie – zniecierpliwiłam się.
Rufus rzucił mi poirytowane spojrzenie.
– Delikatnie rzecz ujmując – stwierdził z rezerwą. – Przysięgam, że jeśli znowu mnie nie posłuchasz, nie kiwnę palcem. Sama z takim uporem pakujesz się w kłopoty, to sama się broń.
Podejrzewałam, że kłamał, ale wolałam tego nie sprawdzać. Co więcej, sama również nie paliłam się do tego, by stało się coś nieprzewidywalnego. Od samego początku martwiła mnie kwestia tego, że Rufus albo Gabriel mogliby zdecydować się na coś głupiego, gdyby tylko mieli cień szansy na dowiedzenie się czegoś o Layli, więc perspektywa załatwienia tego w bardziej pokojowy sposób wydała mi się kusząca. Co prawda wciąż nie miałam gwarancji, że chłopak będzie chciał ze mną rozmawiać, ale na dobry początek musiało wystarczyć.
Ruszyłam za Rufusem, trzymając się na tyle blisko, że gdy nagle się zatrzymał, tylko refleks i wyostrzone zmysły powstrzymały mnie od wpadnięcia na niego. Zawahałam się, z miejsca prostując niczym struna i nasłuchując, by określić, jak prezentowała się sytuacji. Bez trudu zorientowałam się, że coś zmieniło się w pomieszczeniu od chwili, w której zeszłam do piwnicy po raz ostatni, zaś nieznaczne zawroty głowy jedynie utwierdziły mnie w tym przekonaniu.
– Srebro? – zapytałam pod wpływem impulsu. To wydawało mi się najsensowniejszym wyjaśnieniem, zwłaszcza że dobrze znałam już objawy, które wywoływała obecność kruszcu.
– Równie skuteczne, co i kołek.
Skinęłam głową, chociaż nie miałam pewności, czy w ogóle to zauważył. Nie musiałam pytać, by zorientować się, że w takim wypadku długie przebywanie w tym miejscu zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. Podświadomie czułam, że w pobliżu znajdowało się coś, od czego powinnam trzymać się z daleka. Co więcej, dobrze wiedziałam, że srebro i telepatia zdecydowanie się wykluczały. To sprawiło, że z miejsca poczułam się jeszcze bardziej niepewnie i dla pewności przesunęłam się bliżej Rufusa, dochodząc do wniosku, że w takim wypadku to on jest mi coś winien.
Nawet jeśli zorientował się, co takiego robię, nie skomentował tego nawet słowem, skupiony na czymś, czego co najwyżej mogłam się domyślać. Cóż, nie próbowałam, nie mając wątpliwości co do tego, że za żadne skarby nie nadążyłabym za tokiem rozumowania tego wampira – i to pomimo tego, że miałam okazję go poznać. Z drugiej strony… Wciąż nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Rufusowi wcale nie chodziło tylko o to, że poprzez powiązania z uczelnią miałam większe szanse od niego, by w dość prosty sposób się tego dowiedzieć. W gruncie rzeczy byłam gotowa przysiąc, że wszystko sprowadzało się do nieobecności Layli – a także tego, że w takim wypadku potrzebował kogoś innego, kto miałby szansę utrzymać go w ryzach. Wiedziałam, że zwykle nie przebierał w środkach, a skoro tak…
Och, nie miałam pojęcia, czy moje rozważania – a tym bardziej obecność – cokolwiek wnosiły, ale wolałam się nad tym nie zastanawiać.
Cichy, ledwo słyszalny dźwięk skutecznie wyrwał mnie z zamyślenia. Wyprostowałam się niczym struna, po czym dla pewności powiodłam wzrokiem dookoła, bez trudu orientując się, że w pobliżu znajdował się ktoś jeszcze. Chyba byłam wręcz w stanie wychwycić dodatkowy, bardzo opanowany oddech – jednoznaczny dowód na to, że nie przebywaliśmy w tym miejscu sami. Skoro na dodatek intruz się ruszał, nie miałam wątpliwości co do tego, że jedynym zabezpieczeniem w istocie pozostawały zamknięte drzwi oraz srebro. Tak przynajmniej pomyślałam w pierwszej chwili, wciąż wytrącona z równowagi tym, że tym razem nie miałam do czynienia z kimś nieprzytomnym lub przynajmniej unieruchomionym.
– Rufus – rzuciłam nerwowo, chociaż sama nie byłam pewna, o co chciałam go zapytać. W tamtej chwili nic sensownego nie przychodziło mi do głowy, łącznie z tym, w jaki sposób sama mogłabym się przydać.
– Pamiętaj, o czym rozmawialiśmy na górze – powiedział, jak gdyby nigdy nic zmieniając temat. Ledwo powstrzymałam się od wywrócenia oczami, porażona tym, że brzmiał tak, jakbyśmy nie rozmawiali o niczym szczególnym. – I nie podchodź za blisko. Po prostu… Bądź ostrożna i to dla własnego dobra.
Wypuściłam powietrze ze świstem, machinalnie spinając się jeszcze bardziej, kiedy wampir przesunął się na tyle, by przepuścić mnie przodem. Nie tego się spodziewałam, zdecydowanie pewniej czując się, gdy mogłam się za nim schować. Podejrzewałam, że Rufus czuł się o wiele swobodniej w ciemnościach, podczas gdy ja miałam dość znaczące problemy z dostrzeżeniem czegokolwiek w mroku. Cóż, wyostrzone zmysły zdawały się na nic, kiedy w pobliżu nie znajdowała się nawet odrobina światła.
Światło…
Obecność srebra w najmniejszym stopniu nie zachęcała mnie do jakichkolwiek prób użycia telepatii, ale czułam, że przynajmniej na tyle mogłam sobie pozwolić. Potrzebowałam dłuższej chwili, żeby się skoncentrować i przywołać do siebie znajome, srebrzyste kule mocy, które ostatecznie zawisły gdzieś w powietrzu, w końcu dając mi okazję na rozejrzenie się dookoła. Zmrużyłam oczy, po czym zamrugałam kilkukrotnie, jednocześnie raz jeszcze z uwagą rozglądając się po pomieszczeniu.
A potem na następnych kilka sekund zamarłam, bezmyślnie wpatrując się w postać, która przyczaiła się w rogu piwnicy, uważnie mnie obserwując.
Właściwie trudno było mi opisać spojrzenie i wyraz twarz znajdującego się w niewielkim oddaleniu ode mnie chłopaka. Oczywiście rozpoznałam go niemal natychmiast, choć nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji spotkać się osobiście… No, może pomijając moment, kiedy próbował rzucić mi się do gardła, ale wtedy nie miałam sposobności, by przynajmniej spróbować mu się przyjrzeć. Na pierwszy rzut oka wyglądał na kogoś w moim wieku, chociaż w przypadku nieśmiertelnych pozory lubiły mylić. Z drugiej strony, przecież dobrze wiedziałam, że mam do czynienia z kimś, kto do niedawna był człowiekiem, a do tego wszystkiego studiował na tej samej uczelni, co i ja.
Zawahałam się, uparcie milcząc i bezskutecznie próbując zebrać myśli. W pamięci jak na zawołanie zamajaczyły mi słowa Cassandry, ale w pośpiechu odrzuciłam je od siebie, nie chcąc kolejny raz roztrząsać tego, komu powinnam ufać – wyraźnie szalonej dziewczynie, czy może Castielowi. Wystarczyło, że sama już nie byłam pewna, co działo się wokół mnie, tym bardziej że sytuacja wydawała się – najdelikatniej rzecz ujmując – nie do końca normalna.
Poruszając się trochę jak w transie, z wolna przesunęłam się bliżej. Rzucające światło kule mocy natychmiast podążyły za mną, co w znacznym stopniu ułatwiało mi zadanie. Przynajmniej byłam w stanie skupić się na tyle, by utrzymać energię w ryzach i blisko siebie, co przez wzgląd na obecność srebra wydało mi się nader istotne.
Było coś niepokojącego w przenikliwej, porażającej wręcz ciszy. Przez krótką chwilę miałam wręcz wrażenie, że obserwuję kogoś, kto w każdej chwili mógł okazać się potencjalnym drapieżcą. Wszystko wręcz wydawało się sugerować, że tak jest – jego spojrzenie, pozycja, którą przybrał i sama jego postawa, jednoznacznie sugerująca, że nie był chętny na jakiekolwiek odwiedziny.
A potem moją uwagę przykuło coś jeszcze i ledwo powstrzymałam się przed natychmiastowym odwróceniem w stronę Rufusa. Jedynie świadomość, że zwracanie się plecami do kogoś, kto nie miał względem mnie dobrych zamiarów, skutecznie mnie przed tym powstrzymała.
– Serio? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Już zdążyłam wyczuć srebro, poza tym mogłam się spodziewać, że Rufus nie pokusi się o puszczenie kogoś niebezpiecznego luzem, ale i tak z niedowierzaniem spojrzałam na gruby łańcuch. Och, tak, to na pewno rozwiązywało sprawę! Już nawet nie chciałam się zastanawiać nad tym, skąd wziął się akurat tutaj. Bardziej przejmowałam się tym, że dobrze wiedziałam, jak srebro potrafiło działać na istoty nadnaturalne – i to na dodatek w takim natężeniu.
– To po części demon. Nic mu nie będzie – padło w odpowiedzi, ale wcale nie poczułam się dzięki temu pewniej. W porządku, być może faktycznie nie reagował tak jak w przypadku nowych wampirów, które srebro najzwyczajniej w świcie paliło, ale to w gruncie rzeczy niczego nie zmieniało. – Rób swoje, tak? Niepotrzebnie tracimy czas.
Ugryzłam się w język, by nie powiedzieć czegoś wyjątkowo złośliwego. Podejrzewałam, że na wampirze i tak nie zrobiłoby to najmniejszego nawet wrażenia, zresztą nie mogłam zaprzeczyć, że poniekąd miał rację. Ostatecznie z braku lepszych pomysłów przesunęłam się jeszcze bliżej, chcąc mieć pewność, że milczący chłopak zwróci na mnie uwagę.
– Hej – rzuciłam spiętym tonem. Chociaż mnie obserwował, nie odezwał się nawet słowem, najwyraźniej mając w planach najzwyczajniej w świecie mnie zignorować. – Ryan…
Tym razem doczekałam się niemalże natychmiastowej reakcji. Zauważyłam, że drgnął, by w następnej sekundzie wyprostować się niczym struna. Również jego spojrzenie uległo zmianie, nagle jeszcze bardziej podejrzliwe i niepewne.
– Jak…?
Natychmiast zamilkł, ale to nie miało dla mnie znaczenia. To, o co musiał pytać, wydało mi się aż nazbyt oczywiste, zwłaszcza że – jakby nie patrzeć – byłam mu obca.
Westchnęłam, po czym spróbowałam się rozluźnić, mając nadzieję, że jeśli zacznę sprawiać wrażenie pewniejszej siebie, mój rozmówca poczuje się swobodniej. Co prawda to wydawało się dość mało prawdopodobne w obecnej sytuacji i warunkach, w których oboje się znajdowaliśmy, ale z braku lepszych perspektyw próbowałam chwytać się dosłownie każdego, choćby najmniej sensownego rozwiązania.
Nie odpowiedziałam od razu, gorączkowo zastanawiając się nad tym, jak powinnam nakłonić go do rozmowy. Cóż, już na pewno miałam jego uwagę, pozyskaną tym, że mogłabym znać jego imię. To wydało mi się dobry początkiem, choć zarazem niepokoił mnie fakt, że podejrzenia, które miałam, okazały się słuszne. Tak, to zdecydowanie był zaginiony chłopak, którego plakaty widziałam na uczelni, a skoro tak…
Och, to zdecydowanie nie wyglądało dobrze. Ani trochę.
– Jestem… Ja… – Urwałam, po czym energicznie potrząsnęłam głową. W ten sposób zdecydowanie nie miałam niczego zyskać. – Wiem, że widzisz mnie po raz pierwszy, ale to nie ma znaczenia. Ja po prostu… znam cię z uczelni – powiedziałam w końcu, próbując postawić sprawę jasno.
– Z uczelni… – powtórzył i wyczułam w jego słowach wahanie, zupełnie jakby sam nie był pewien, czy powinien mi wierzyć.
– Tak – podchwyciłam pośpiesznie. Obiecującym samo w sobie wydało mi się to, że w ogóle zareagował na moje słowa. – Słyszałam, że tam dzieje się coś niedobrego. Ktoś, kogo znam, powiedział mi dość, żebym chciała pomóc – dodałam, bo to w najmniejszym nawet stopniu nie mijało się z prawdą.
Chłopak zmrużył oczy, po czym spojrzał na mnie w bliżej nieokreślony, pełen rezerwy sposób. Wciąż mi nie ufał, ale to w najmniejszym nawet stopniu nie wydało mi się dziwne – w końcu chyba tylko szaleniec podszedłby z entuzjazmem do kogoś, kto odwiedzał go w zamknięciu. Wątpiłam, żeby w obecnej sytuacji jakiekolwiek sensowne argumenty i usprawiedliwienia miały sens, dlatego nie skomentowałam tego nawet słowem, bardziej skoncentrowana na sytuacji i tym, dokąd zmierzała rozmowa.
Ryan dłuższą chwilę mierzył mnie wzrokiem, uparcie milcząc i wydając się nad czymś zastanawiać. Miałam wrażenie, że przez ułamek sekundy w jego oczach byłam w stanie dostrzec czerwone błyski, ale wszystko działo się tak szybko, że równie dobrze mogło być wyłącznie wrażeniem. Wiedziałam jedynie, że chłopak przede mną zdecydowanie nie był już człowiekiem, co zresztą miałam okazję wywnioskować po wyjaśnieniach Rufusa, te jednak wciąż do mnie nie docierały. Sama kwestia mieszania krwi demonów czy wampirów z ludzką wydawała mi się czymś niedorzecznym, a jednak…
Później, nakazałam sobie stanowczo, czując, że nadmiar myśli z łatwością mógłby wytrącić mnie z równowagi. Nie mogłam sobie na to pozwolić, zwłaszcza próbując rozmawiać z kimś, kogo intuicja mogła okazać się co najmniej znacząca. Musiałam się skupić, ale to wcale nie było proste, skoro miałam przed sobą kogoś, kto w najmniejszym nawet stopniu nie należał do zwyczajnych istot.
– Kto? – usłyszałam i to wystarczyło, żeby wyrwać mnie z zamyślenia. Zamrugałam nieco nieprzytomni, po czym w roztargnieniu spojrzałam na swojego rozmówcę.
– Nie rozumiem…
Chłopak westchnął i – mogłabym przysiąc! – z irytacją wywrócił oczami.
– Kto ci powiedział – uściślił, najwyraźniej wciąż mając dość cierpliwości, by chcieć ciągnąć rozmowę. Nie miałam pewności, co tak naprawdę kryło się za tym, że chciał mówić, ale to nie miało dla mnie znaczenia.
– Och, no tak – zreflektowałam się pośpiesznie. Prawie natychmiast chciałam powiedzieć o Castielu, ale w porę powstrzymałam się, przypominając sobie reakcję Cassandry. To wystarczyło, bym uświadomiła sobie, że mieszanie w to akurat jego nie było dobrym pomysłem – i to niezależnie od tego, co ja sama myślałam o kimś, kto zachowywał się względem mnie w aż tak sympatyczny sposób. – To… jedna z dziewczyn. Cassandra – powiedziałam w końcu, mając nadzieję, że Ryan nie zwrócił uwagi na to, że jakkolwiek się zawahałam.
Nie miałam pewności, czy i w ten sposób nie popełniałam błędu, jednak reakcja chłopaka jednoznacznie dała mi do zrozumienia, że podałam właściwe imię. Zauważyłam, że jego oczy rozszerzyły się nieznacznie, w następnej chwili zaś spojrzał na mnie w sposób o wiele bardziej przychylny, aniżeli pozwalał sobie do te pory. Czułam, że udało mi się go zaintrygować, a może nawet dać nadzieję na to, że faktycznie byłam w stanie pomóc.
– Cassandra… Jest cała? – zapytał w pośpiechu, na chwilę wyraźnie tracąc czujność. Skinęłam głową i chciałam mu odpowiedzieć, ale nie dał mi dojść do głosu. – Dobrze… To znaczy niedobrze, bo nie jest bezpieczna!
– Co masz na myśli?
Spojrzał na mnie w sposób sugerujący, że tym pytaniem zrobiłam z siebie idiotkę.
– Skoro z nią rozmawiałaś, powinnaś wiedzieć – oznajmił z przekonaniem. – To oczywiste, że nie jest bezpieczna… I nie tylko ona. Nie mam pojęcia, czy nie upatrzyli sobie kolejnych.
– Do czego? Rozmawiałam z Cassandrą, tak, ale… – zaczęłam, również tym razem nie pozwolił mi choćby dokończyć.
– Więc zrób to jeszcze raz, skoro upierasz się, że możesz pomóc! – rzucił z wyraźną irytacją. – Wciąż pojawia się na uczelni, więc może dla niej nie jest za późno. Mam na myśli… Nie ma jej tu ze mną, prawda? – Zawahał się na dłuższą chwilę. – Zaproponuj pomoc Cassandrze.
– Może mi nie zaufać – zauważyłam przytomnie. Czego tak naprawdę oczekiwał, skoro sam również nie brzmiał na szczególnie chętnego, by rozmawiać.
– Nieważne – stwierdził natychmiast Ryan. – Sama się zaoferowałaś. To znaczy, że kłamiesz?
– Nie – obruszyłam się, zaskoczona jego wnioskami. – Ja tylko…
Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że znów zamilkłam.
– Więc pomów z Cassandrą, skoro tak naprawdę nic nie wiesz. Możesz powiedzieć jej o mnie, jeśli będziesz musiała – dodał, a ja westchnęłam, nawet nie chcąc sobie wyobrażać, jak mogłaby wyglądać ta rozmowa.
Chciałam odpowiedzieć, z braku lepszych pomysłów gotowa się zgodzić, ale tym razem powstrzymał mnie ruch za plecami.
– A co z tobą? Sam nie możesz powiedzieć nam tego, co wie ta dziewczyna? – zapytał wprost Rufus, pierwszy raz decydując się wtrącić do rozmowy.
Ryan rzucił mu bliżej nieokreślone, wymowne spojrzenie. Nie musiałam pytać, by zorientować się, że to wcale nie miało być takie proste.
– To ona obiecała pomóc – powiedział w końcu, kiwając głową w moją stronę. – Więc niech pomówi z Cassandrą, skoro ją zna. Przynajmniej będę miał pewność, że każde z nas będzie miał z tego jakieś korzyści – stwierdził, a potem jak gdyby nigdy nic zamilkł, wbijając wzrok w bliżej nieokreślone miejsce w przestrzeni.
Spojrzałam na Rufusa, wahając się nad tym, czy dla pewności nie powinnam spróbować nakłonić go do tego, żebyśmy wyszli. Wolałam nie testować jego cierpliwości, zwłaszcza w tej sytuacji, skoro przez wzgląd na Laylę wydawał się gotów posunąć naprawdę daleko, byleby cokolwiek zdziałać.
Ostatecznie to okazało się zbędne, bo wampir jedynie cicho warknął, po czym sam skierował się w stronę schodów.
– Świetnie – rzucił z wyraźną irytacją.
Westchnęłam, w pośpiechu ruszając za nim. Złe przeczucia, które towarzyszyły mi od chwili pierwszego spotkania z Cassandrą, ostatecznie przybrały na sile.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa