Miriam
Mieszane uczucia towarzyszyły
jej jeszcze długo po rozmowie z Eleną. Próbowała pozbyć się wątpliwości,
bez celu krążąc nad Seattle i na wszystkie możliwe sposoby odwlekając
konieczność zobaczenia się z Rafaelem, ale po pewnym czasie to okazało się
niemożliwe. Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała porozmawiać z bratem,
zwłaszcza że – jakby nie patrzeć – sprawa dotyczyła jego… żony.
Do Miriam
wciąż to nie docierało, chociaż kwestia związku tej dwójki pozostawała najmniej
istotnym problemem. W zasadzie sama nie miała pewności, co jeszcze
trzymało ją przy Rafaelu, tym bardziej że ten jasno dał jej do zrozumienia, że
nie była mu niczego winna. Niemniej podążanie za nim wydawało się Mirze czymś
najzupełniej naturalnym – impulsem, który pielęgnowała w sobie od wieków.
Co więcej, być może na swój sposób się przejmowała, chociaż naturalnie nie
zamierzała tego przyznać.
Nie
wiedziała nawet, co takiego zrobiłaby, gdyby rozkazy ojca i Rafaela
faktycznie zaczęły ze sobą kolidować. Co prawda jeszcze do tego nie doszło,
ale…
Nieznacznie
potrząsnęła głową. Nie chciała teraz tego roztrząsać, zresztą dobrze wiedziała,
że Ciemności się nie odmawia. Jakby tego było mało, pierwszy raz ojciec zwracał
się bezpośrednio do niej, wydając polecenia, które brzmiały naprawdę poważnie.
Cokolwiek miał do Beatrycze, Mira nie widziała powodu, dla którego miałaby choć
nieznaczni wahać się przed wypełnieniem woli najważniejszej z istot. Rafy i tak
nie obchodziło nic innego, prócz bezpieczeństwa Eleny, więc tym razem nie miał
mieć do niej pretensji. No i nie musiał wiedzieć. Sam w końcu
powiedział, że zostawia jej wolą rękę, ona zaś zamierzała w razie potrzeby
skwapliwie z tego korzystać.
Jeśli miała
być ze sobą szczera, nie obchodziły jej żadne wewnętrzne konflikty czy nawet
sama Elena. Szlag, nawet jeśli faktycznie miała do czynienia z jakimś
cholernym aniołem, Światłością, czy jak powinna tę dziewczynę nazywać, to po
prostu nie miało znaczenia… Co oczywiście nie zmieniało faktu, że Mira do tej
pory miała ochotę porządnie szwagierce przyłożyć, ot tak za całokształt,
zwłaszcza po tym, jak wyglądała ich rozmowa. To, co działo się między Eleną a Rafaelem…
Mogła udawać, że jest jej wszystko jedno, ale z jakiegoś powodu nie było –
nie, skoro miała złe przeczucia za każdym razem, kiedy przebywała w pobliżu
brata. Przez wieki zdążyła poznać go na tyle dobrze, by wiedzieć, czego powinna
się po nim spodziewać, ale odkąd pojawiła się Elena…
Coś się
zmieniło i to na gorsze, przynajmniej w ostatnim czasie. Miriam czuła
to całą sobą, poważnie zaczynając się martwić i na swój sposób bać,
chociaż do tego drugiego za żadne skarby nie chciała się przyznać. Zdążyła
nauczyć się, że Rafael czasami wybuchał – zwykle z konkretnego powodu,
zwłaszcza że trwał w przekonaniach, które chwilami wydawały się Mirze czymś
nie do końca pojętym. Nie potrafiła zliczyć, jak wiele razy doprowadzała go do
szału, często na własne życzenie. Tak czy inaczej, to było dla niej czymś
absolutnie normalnym, sądziła zresztą, że Elena również zdążyła zauważyć, jak
sprawy miały się z tym demonem. Cóż, najwyraźniej naiwnie, ale czego mogła
spodziewać się po tej dziewczynie?
Zawahała
się, po czym chcąc nie chcąc skierowała w stronę apartamentowca. Zwykle
nie miała problemów ze zjawianiem się na życzenie demona, by poinformować go o tym,
czego się dowiedziała, ale od jakiegoś czasu ledwo potrafiła się do tego
zmusić. Nie wiedziała dlaczego – po prostu czuła, że sprawy nie miały się tak,
jak powinny. Początkowo nawet zrzucała to na kolejną kłótnię z Eleną,
zakładając, że wszystko rozwiąże się w ten sam sposób, co zazwyczaj. Nie
potrafiła już zliczyć, jak wiele razy ta dwójka skakała sobie do gardeł, by
najwyżej kilka dni później gruchać sobie jak te pierdolone gołąbki i zachować
tak, jakby nic szczególnego nie miało miejsca. Jakby nie patrzeć, Elena jakimś
cudem zawróciła Rafaelowi w głowie, z kolei ona sama zachowywała się
tak, jakby gdzieś w między czasie zgubiła zdrowy rozsądek. Do tej pory za
każdym razem problemy rozwiązywały się same, a żadne z tej dwójki nie
wariowało tylko dlatego, że po raz kolejny ich temperamenty zaczęły ze sobą
zgrzytać.
Do tej
pory.
Właściwie
sama nie była pewna, co takiego miało miejsce. Pytanie o to Rafy nie
należało najszczęśliwszych pomysłów, o czym przekonała się już na wstępie,
próbując dowiedzieć się, o co poszło tym razem. Już podczas pierwszej
rozmowy wyczuła, że sprawy mają się zupełnie inaczej niż zazwyczaj, chociaż
wtedy jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego, jak daleko to zaszło. Co prawda już wtedy czuła, że Rafael jest
inny, ale…
Och, to nie
tak, że się go bała. Nie bardziej niż zwykle, o ile świadomość, że brat z powodzeniem
mógłby ją skrzywdzić nadawała się do określenia mianem „strachu”. Mira zresztą
od wieków miała niejasne poczucie, że wbrew wszystkiemu jest przy Rafaelu
bezpieczna – i to niezależnie od tego, czy zdarzało jej się wyprowadzić go
z równowagi. Jasne, zwykle tego żałowała, ale nigdy nie aż do tego
stopnia, by drżeć o własne życie. Nawet wtedy, gdy wpadł w szał po
tym, co wydarzyło się na balu, nic podobnego nie miało miejsca. Och, wręcz
przeciwnie – od jakiegoś czasu bardziej niż do tej pory czuła, że Rafa był do
niej na swój sposób przywiązany. Biorąc pod uwagę to, jak relacje działały w przypadku
demonów, mogła założyć, że w grę wchodził podobny sentyment, który sama
odczuwała względem niego.
Jak na
standardy, w których oboje się wychowali, takie powiązanie jawiło się
niemalże jak coś naprawdę wyjątkowego.
Tym
bardziej zaskakiwało ją napięcie, którego doświadczała za każdym razem, kiedy
przebywała z bratem. Poczuła to już w drodze do apartamentowca, przy
lądowaniu na tarasie nie mając najmniejszych wątpliwości, że brat na nią
czekał. Złożyła skrzydła, po czym jakby od niechcenia oparła się o barierkę,
próbując udawać, że nic szczególnego nie miało miejsce. Przywykła do ukrywania
emocji, zwłaszcza że te od zawsze jawiły się jej jako coś, co może przynieść
więcej problemów, aniżeli korzyści. Tak było dużo prościej, zresztą umiejętność
zapanowania nad odczuciami – zwłaszcza strachem – w wielu przypadkach
zapewniała przeżycie.
– Twoja
panna ma się dobrze i jest równie złośliwa, co zazwyczaj – oznajmiła bez
ogródek Miriam, decydując się przerwać przeciągającą się ciszę. – Tyle chciałeś
w pierwszej kolejności wiedzieć, prawda? Poza tym chyba mamy problem, ale…
– Jaki
problem?
Aż
wzdrygnęła się, kiedy Rafael dosłownie zmaterializował się w ciemnościach.
Czasami ją zaskakiwał, tak jak w tamtej chwili, bo wcześniej nie wyczuła
go na balkonie. Nie miała pewności, czy robił to specjalnie, czy może
absolutnie nieświadomie, ale nie miała czasu, żeby się nad tym zastanawiać. W zamian
w pośpiechu zwróciła się ku demonowi, prostując niczym struna i próbując
odzyskać kontrolę nad własnym ciałem.
– Twoja
panna – powiedziała w końcu, starannie dobierając słowa – używała
Piekielnego Ognia. Nieświadomie, ale…
– Ma na
imię Elena – przypomniał chłodno. Nie musiała pytać, by zorientować się, że był
w podłym nastroju. – Przestań w końcu… Co takiego?
Nieznacznie
się rozluźniła, kiedy uwaga demona skupiła się na najistotniejszej kwestii. Być
może faktycznie powinna zacząć panować nad językiem, przynajmniej tak długo,
jak Rafael i Elena odmawiali jakiejkolwiek sensownej rozmowy.
– Byłam w pobliżu
domu, kiedy pojawili się Volturi… Tak jak prosiłeś – wyrzuciła z siebie na
wydechu. Zabawa w niańkę Eleny nie była jej na rękę, ale jaki tak naprawdę
miała wybór? Rafa musiał doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że
tymczasowo kręcenie się przy żonie zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. Cóż,
nie, skoro ta nie chciała go widzieć. – Albo raczej Jane. Powiedzmy, że…
– Jeśli
Jane ją tknęła, przysięgam, że…
– A czy
mogę skończyć? – zniecierpliwiła się Miriam. Zawahała się, uświadamiając sobie,
że wchodzenie bratu w słowo akurat teraz mogło być złym pomysłem, szybko
jednak ciągnęła dalej, korzystając z tego, że Rafael zamilkł. – Nie miała
okazji. Powiedzmy, że… Szlag. Wiedziałam, że Elena ma białe skrzydła i tak
dalej, ale nie chwaliliście się, że potrafi na życzenie przywołać do siebie
ostrze… Wiesz, zanim przenieśliśmy się tutaj, byłam dobra w materializowaniu
rzeczy, ale teraz…
– Elena to
zrobiła? – Rafael zamilkł, po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową.
Mira spojrzała na niego z powątpiewaniem, po czym przytaknęła, chociaż
szczerze wątpiła, by jakiekolwiek jej słowa miały dla demona znaczenie. Myślami
wydawał się być gdzieś daleko, wyraźnie podenerwowany, co zdecydowanie nie
należało do normy w jego przypadku. Kto jak kto, ale Rafael potrafił nad
sobą zapanować, przynajmniej w większości przypadków. – Nie miałem
pojęcia… Nie doszliśmy do bardzo wielu rzeczy, jeśli chodzi o to, kim… się
stała – przyznał i Miriam wyczuła, że był tym co najmniej sfrustrowany.
Drgnęła,
kiedy w pośpiechu się od niej odsunął. Przez krótką chwilę obserwowała,
jak niespokojnie krążył tam i z powrotem, wyraźnie nie mogąc ustać w miejscu.
Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem widziała go w takim stanie, może
pomijając dzień, w którym przyszła z informacją o Hunterze i tym,
co planował zrobić. Teraz w zasadzie nie miała lepszych wieści, zwłaszcza
że wciąż nie potrafiła wytłumaczyć tego, czego była świadkiem.
– Jest
jeszcze coś – przyznała niechętnie. – Chociaż nie jestem pewna, co o tym
myśleć.
Rafael
przystanął, po czym błyskawicznie zwrócił się na powrót w jej stronę.
Dobrze znała pozornie obojętne, przenikliwe spojrzenie, którym ją obdarował.
Był poważny i to w stopniu wystarczającym, by odechciało jej się
jakichkolwiek żartów.
– Co masz
na myśli? – ponaglił, kiedy milczała na tyle długo, by zaczął się
niecierpliwić.
– Nie
jestem pewna – powtórzyła z naciskiem. – Ale nie sądzę, żeby Jane przyszła
na życzenie Volturi… Jasne, pojawili się potem, ale…
– Chwila. –
Rafa przesunął się bliżej, zmuszając siostrę do cofnięcia się. Poczuła się
dziwnie, kiedy poczuła za plecami barierkę balkonu. – Volturi pojawili się
później, a ty przyszłaś do mnie zaraz po incydencie z Jane… Mam
rozumieć, że zostawiłaś Elenę samą z tym bałaganem?
– Ja… –
Przełknęła z trudem. To nie był pierwszy raz, kiedy Rafael pieklił się z powodu
Eleny, mało kiedy jednak Mira czuła się przy nim aż tak pewnie. – Wszyscy i tak
byli w pogotowiu, a ona nie chciała ze mną rozmawiać, więc…
– Miriam,
na wrota piekielne!
Zesztywniała,
kiedy dłonie Rafaela zacisnęły się na jej ramionach. Nie był delikatny, ale
powstrzymała się od skrzywienia, w zamian zmuszając do tego, by chcąc nie
chcąc spojrzeć bratu w oczy. Być może to było jedynie wrażenie, ale mogła
wręcz przysiąc, że błękitne tęczówki nieznacznie pociemniały ze zdenerwowania.
Jakby tego było mało, nagle na zewnątrz zrobiło się jeszcze chłodniej, chociaż
dotychczas niska temperatura nie robiła na kobiecie najmniejszego nawet
wrażenia.
–
Pomyślałam, że powinieneś wiedzieć, co się stało! – jęknęła, w pośpiechu
próbując się wytłumaczyć. Pamiętała ostatni raz, kiedy Rafael się zdenerwował,
pomimo dość marnego stanu mając w sobie dość siły, by niemalże gwałtem
przejąć od niej energię. Z łatwością mogła sobie wyobrazić, jak w obecnej
sytuacji posuwa się do tego raz jeszcze, a na domiar złego… – Mogę wrócić,
jeśli tego sobie życzysz. Chciałam tylko…
– Czego nie
zrozumiałaś w tym, że masz pilnować Eleny? – przerwał chłodno, wzmagając
uścisk.
–
Najwyraźniej równie wiele, co i w tym, że wcale nie muszę ci pomagać.
Powiedziałeś, że mam wolną rękę, Rafa!
Natychmiast
zaczęła żałować tych słów, niemalże pewna tego, że jednak posunęła się za daleko.
W ostatnim czasie Rafael był trudny, co zresztą wcale jej nie dziwiło,
zwłaszcza że jego nastroje w znamienitej większości wiązały się z tym,
jak miały się sprawy między nim a Eleną. Ponadto były jeszcze te dziwne
przeczucia – ciągłe poczucie, że coś jest nie tak, a Rafa bez chwili
wahania zrobi coś nieprzewidywalnego, chociażby…
Nawet nie
zdawała sobie sprawy z tego, że wstrzymywała oddech, póki brat bez
jakiegokolwiek ostrzeżenia jej nie puścił. Spojrzała na niego w oszołomieniu,
kiedy błyskawicznie zwiększył dzielący ich dystans. Widziała, że był
podenerwowany, dosłownie trzęsąc się od nadmiaru emocji. Z drugiej strony,
być może to ona drżała, wciąż czując na ramionach ucisk silnych dłoni – i to
nawet pomimo tego, że Rafael już jej nie dotykał.
– W porządku
– usłyszała, chociaż szczerze wątpiła, żeby tak było. – Po prostu…
zdenerwowałaś mnie. Możliwe, że jestem przewrażliwiony.
Zawahała
się, w ostatniej chwili powstrzymując przed powiedzeniem czegoś, czego
jednak przyszłoby jej żałować. Zamrugała nieco nieprzytomnie, wciąż niepewna
tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby jednak go poniosło. Uderzyłby ją? Nie
pamiętała, kiedy zrobił to po raz ostatni. Jasne, kilka razy doprowadziła go do
szału i za to oberwała, ale nie fizycznie. Wbrew wszystkiemu Rafa zawsze
nad sobą panował w stopniu wystarczającym, by znosiła jego wybuchy. A jednak
tym razem…
Dlaczego to mimo wszystko wydaje mi się
znajome?, pomyślała mimochodem, ale nie wypowiedziała tych słów na głos.
Bezpieczniej było milczeć, zwłaszcza po tym, jak sam Rafael przyznał, że miał
dość podły nastrój. Swoją drogą, jego słowa brzmiały niemalże jak przeprosiny, a to
też nie było normalne.
– Wiesz, że
tego nie chciałam – powiedziała cicho, ostrożnie dobierając słowa. – Mogło mnie tu nie być, kiedy oznajmiłeś, że
możesz sprzeciwić się rozkazom ojca. To, że wciąż tutaj jestem, to moja
decyzja… Wolałabym jej nie żałować – przyznała, chociaż to wydało jej się
ryzykowne.
– Szczerze
mówiąc, nie rozumiem, co tobą kieruje – przyznał, a Miriam cicho
westchnęła, po czym wzruszyła ramionami.
–
Przyzwyczajenie? – zasugerowała bez przekonania. – Albo po prostu lubię
utrudniać sobie życie. Tak czy inaczej, przestań traktować mnie tak, jakbym
chciała źle. Mogę nie lubić Eleny, ale nie wycofałabym się, gdybym
podejrzewała, że ta idiotka zginie pod moją nieobecność.
– Zważaj na
słowa, Mira.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, kolejny raz musząc się powstrzymywać. W porządku, może tym
razem faktycznie powinna.
–
Przyszłam, bo dzieje się coś niedobrego. I tu wcale nie chodzi tylko o Jane,
ale o to, co działo się po jej pojawieniu… I zanim Elena musiała się
bronić – powiedziała, decydując się przejść do sedna sprawy. – Może to źle
zabrzmi, ale moim zdaniem ktoś jej pomagał. I zdecydowanie nie załatwiała
spraw Volturi.
–
Sugerujesz Isobel? – zapytał natychmiast, prostując się niczym struna.
Miriam
jedynie potrząsnęła głową.
– Ja tam
wyczuwałam demona, Rafa – oznajmiła wprost. – I, cholera, to nie pasuje mi do
Huntera, więc…
– Zejdź mi
na razie z oczu, Mira.
Zamilkła,
początkowo niepewna tego, jak powinna interpretować jego słowa. Przez kilka
sekund tępo wpatrywała się w stojącego przed nią demona, nie pierwszy raz
próbując zrozumieć, dlaczego coś w jego bliskości wzbudzało w niej
tak wiele wątpliwości. Z uporem milczała, podświadomie czekając aż Rafael
zreflektuje się i powie cokolwiek więcej, po chwili jednak doszła do
wniosku, że to nie ma sensu.
– Jakbym
była ci potrzebna…
– Znajdę
cię – stwierdził obojętnie. – Pilnuj Eleny. I nie wchodź mi w drogę,
póki cię nie wezwę – dodał, a Mira nieznacznie się skrzywiła.
– Co z tym,
co ci powiedziałam? Mogę się rozejrzeć albo… – zaczęła, ale Rafael nie dał jej
dokończyć
–
Słyszałaś, co ci powiedziałem – przypomniał chłodno.
Za dużo stresu… Albo całkiem zwariował,
pomyślała, ale tym razem bez protestów wzbiła się w powietrze. Poczuła
wręcz niewysłowioną ulgę, kiedy znalazła się w znacznej odległości od
apartamentowca, w końcu mogąc pozwolić sobie na to, by odetchnąć. Szlag,
to nie było normalne, by aż tak przejmowała się humorkami Rafaela. Z drugiej
strony, jego zachowanie nie było czymś, czego doświadczała na co dzień, ale to
próbowała sobie tłumaczyć zarówno nieobecnością Eleny, jak i tym, jak
bardzo demon zmienił się w ostatnim czasie. Wszystko już od kilku miesięcy
zmierzało w absolutnie nieznanym, trudnym do przewidzenia kierunku, więc
być może nie powinna czuć się zaskoczona, ale…
Cholera,
może jednak powinna się przejmować. I raz jeszcze porozmawiać z Eleną,
skoro i tak miała chodzić za nią niczym cień. Co prawda nie uśmiechało jej
się spędzanie czasu z dziewczyną, która była aż do tego stopnia irytująca,
ale jaki tak naprawdę miała wybór? Chciała zrozumieć, choć szczerze wątpiła, by
akurat Elena mogła jej w tym pomóc – nie, skoro ta sama nie wiedziała, co
działo się wokół niej. Z drugiej strony, zagranie w otwarte karty
wydawało się lepsze od biernego obserwowania z ukrycia, zwłaszcza że Mira
nigdy nie lubiła się chować. Teraz tym bardziej nie musiała zmuszać się do
ukrywania przed kimś, kto najpewniej doskonale zdawał sobie sprawę z jej
obecności. Co jak co, ale Elena musiała już się zorientować, że Rafael nie
zostawiłby jej samej – i to niezależnie od tego, jak bardzo by się
pokłócili.
Demonica
westchnęła, po czym chcąc nie chcąc obrała odpowiedni kierunek. Jakby od
niechcenia spojrzała na odległe z wysokości, pozornie spokojne Seattle,
mimowolnie zastanawiając się nad tym, czy słusznie zrobiła, sugerując bratu, że
ktokolwiek prócz Huntera mógłby kręcić się w okolicy. Nawet nie miała
pewności, czy jej podejrzenia były słuszne, zresztą… Och, sama nie była pewna.
Co więcej, to nie brzmiało w szczególnie kojący sposób. Niby kto jeszcze
miałby się tutaj kręcić, na dodatek przy Elenie? Czy to miało jakikolwiek
związek z planami ojca? Nawet jeśli, szczerze wątpiła, by Ciemność
zechciała podzielić się tą rewelacją akurat z nią. To Rafael od zawsze był
ulubieńcem ojca – i niewykluczone, że wciąż wiedział o wiele więcej,
niż Mira mogłaby sobie wyobrazić.
Zastanawiając
się nad tym z tej perspektywy, nie pierwszy raz poczuła się niemalże
urażona tym, jak często była pomijana. Miała dość czasu, żeby do takiego stanu
rzeczy przywyknąć, ale i tak czuła się z tym – najdelikatniej rzecz
ujmując – źle.
Mam po prostu pilnować gówniary, którą już
dawno powinna załatwić selekcja naturalna… Nic nowego, prawda?, pomyślała, ale
nawet to nie sprawiło, że poczuła się lepiej. Nie, coś zdecydowanie było nie
tak, zwłaszcza że znała Rafę. Prędzej spodziewałaby się po nim tego, że poza
pilnowaniem Eleny, mógłby kazać jej zająć się ewentualnymi podejrzeniami o intruzie.
Gdyby sytuacja była normalna, w tej chwili najpewniej krążyłaby po
Seattle, szukając jakichkolwiek śladów bytności czy to Huntera, czy kogokolwiek
innego. Nie pojmowała, co skłoniło Rafę do zmiany decyzji, a tym bardziej
co wpływało na jego nastroje, ale to zdecydowanie nie było normalne.
I wiedziała
o tym od samego początku. Ba! Doświadczyła już tego, co prawda całe wieki
temu, ale…
Niemożliwe… Niemożliwe, prawda?,
zapytała samą siebie, jednak nawet gdyby chciała odrzucić od siebie niechciane
możliwości, nie potrafiła aż do tego stopnia okłamywać samej siebie. Nie była w stanie
ot tak wyrzucić z głowy myśli, która w naturalny sposób zaczęła ją
dręczyć, w bardzo prosty sposób tłumacząc dosłownie wszystko. Naprawdę, bracie? Po tym czasie mam szukać
cię akurat tutaj…?
Nie
oczekiwała odpowiedzi i naturalnie jej nie dostała, ale to nie miało
znaczenia. Jeśli nie Hunter, do głowy przychodziła jej tylko jedna osoba, którą
miała szansę napotkać w Seattle. Po całych wiekach to brzmiało jak
niemalże nieprawdopodobny zbieg okoliczności, ale…
Szlag, może
mogła to przewidzieć. Po tym jak akurat Rafa się zakochał i poznał ludzkie
uczucia, wszystko wydawało się niemalże równie prawdopodobne.
Miriam
westchnęła, po czym bez słowa skierowała się ku domu Cullenów, chcąc nie chcąc
decydując się jednak zabawić w niańkę. I tak nie miała wyboru, zresztą
z dwojga złego wolała to, byleby tylko nie denerwować Rafaela.
Sprawdzeniem,
czy jej podejrzenia co do intruza, który kręcił się w mieście, były
słuszne, mogła zająć się później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz