13 grudnia 2017

Dwieście czterdzieści cztery

Miriam
Mieszane uczucia towarzyszyły jej jeszcze długo po rozmowie z Eleną. Próbowała pozbyć się wątpliwości, bez celu krążąc nad Seattle i na wszystkie możliwe sposoby odwlekając konieczność zobaczenia się z Rafaelem, ale po pewnym czasie to okazało się niemożliwe. Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała porozmawiać z bratem, zwłaszcza że – jakby nie patrzeć – sprawa dotyczyła jego… żony.
Do Miriam wciąż to nie docierało, chociaż kwestia związku tej dwójki pozostawała najmniej istotnym problemem. W zasadzie sama nie miała pewności, co jeszcze trzymało ją przy Rafaelu, tym bardziej że ten jasno dał jej do zrozumienia, że nie była mu niczego winna. Niemniej podążanie za nim wydawało się Mirze czymś najzupełniej naturalnym – impulsem, który pielęgnowała w sobie od wieków. Co więcej, być może na swój sposób się przejmowała, chociaż naturalnie nie zamierzała tego przyznać.
Nie wiedziała nawet, co takiego zrobiłaby, gdyby rozkazy ojca i Rafaela faktycznie zaczęły ze sobą kolidować. Co prawda jeszcze do tego nie doszło, ale…
Nieznacznie potrząsnęła głową. Nie chciała teraz tego roztrząsać, zresztą dobrze wiedziała, że Ciemności się nie odmawia. Jakby tego było mało, pierwszy raz ojciec zwracał się bezpośrednio do niej, wydając polecenia, które brzmiały naprawdę poważnie. Cokolwiek miał do Beatrycze, Mira nie widziała powodu, dla którego miałaby choć nieznaczni wahać się przed wypełnieniem woli najważniejszej z istot. Rafy i tak nie obchodziło nic innego, prócz bezpieczeństwa Eleny, więc tym razem nie miał mieć do niej pretensji. No i nie musiał wiedzieć. Sam w końcu powiedział, że zostawia jej wolą rękę, ona zaś zamierzała w razie potrzeby skwapliwie z tego korzystać.
Jeśli miała być ze sobą szczera, nie obchodziły jej żadne wewnętrzne konflikty czy nawet sama Elena. Szlag, nawet jeśli faktycznie miała do czynienia z jakimś cholernym aniołem, Światłością, czy jak powinna tę dziewczynę nazywać, to po prostu nie miało znaczenia… Co oczywiście nie zmieniało faktu, że Mira do tej pory miała ochotę porządnie szwagierce przyłożyć, ot tak za całokształt, zwłaszcza po tym, jak wyglądała ich rozmowa. To, co działo się między Eleną a Rafaelem… Mogła udawać, że jest jej wszystko jedno, ale z jakiegoś powodu nie było – nie, skoro miała złe przeczucia za każdym razem, kiedy przebywała w pobliżu brata. Przez wieki zdążyła poznać go na tyle dobrze, by wiedzieć, czego powinna się po nim spodziewać, ale odkąd pojawiła się Elena…
Coś się zmieniło i to na gorsze, przynajmniej w ostatnim czasie. Miriam czuła to całą sobą, poważnie zaczynając się martwić i na swój sposób bać, chociaż do tego drugiego za żadne skarby nie chciała się przyznać. Zdążyła nauczyć się, że Rafael czasami wybuchał – zwykle z konkretnego powodu, zwłaszcza że trwał w przekonaniach, które chwilami wydawały się Mirze czymś nie do końca pojętym. Nie potrafiła zliczyć, jak wiele razy doprowadzała go do szału, często na własne życzenie. Tak czy inaczej, to było dla niej czymś absolutnie normalnym, sądziła zresztą, że Elena również zdążyła zauważyć, jak sprawy miały się z tym demonem. Cóż, najwyraźniej naiwnie, ale czego mogła spodziewać się po tej dziewczynie?
Zawahała się, po czym chcąc nie chcąc skierowała w stronę apartamentowca. Zwykle nie miała problemów ze zjawianiem się na życzenie demona, by poinformować go o tym, czego się dowiedziała, ale od jakiegoś czasu ledwo potrafiła się do tego zmusić. Nie wiedziała dlaczego – po prostu czuła, że sprawy nie miały się tak, jak powinny. Początkowo nawet zrzucała to na kolejną kłótnię z Eleną, zakładając, że wszystko rozwiąże się w ten sam sposób, co zazwyczaj. Nie potrafiła już zliczyć, jak wiele razy ta dwójka skakała sobie do gardeł, by najwyżej kilka dni później gruchać sobie jak te pierdolone gołąbki i zachować tak, jakby nic szczególnego nie miało miejsca. Jakby nie patrzeć, Elena jakimś cudem zawróciła Rafaelowi w głowie, z kolei ona sama zachowywała się tak, jakby gdzieś w między czasie zgubiła zdrowy rozsądek. Do tej pory za każdym razem problemy rozwiązywały się same, a żadne z tej dwójki nie wariowało tylko dlatego, że po raz kolejny ich temperamenty zaczęły ze sobą zgrzytać.
Do tej pory.
Właściwie sama nie była pewna, co takiego miało miejsce. Pytanie o to Rafy nie należało najszczęśliwszych pomysłów, o czym przekonała się już na wstępie, próbując dowiedzieć się, o co poszło tym razem. Już podczas pierwszej rozmowy wyczuła, że sprawy mają się zupełnie inaczej niż zazwyczaj, chociaż wtedy jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego, jak daleko to zaszło.  Co prawda już wtedy czuła, że Rafael jest inny, ale…
Och, to nie tak, że się go bała. Nie bardziej niż zwykle, o ile świadomość, że brat z powodzeniem mógłby ją skrzywdzić nadawała się do określenia mianem „strachu”. Mira zresztą od wieków miała niejasne poczucie, że wbrew wszystkiemu jest przy Rafaelu bezpieczna – i to niezależnie od tego, czy zdarzało jej się wyprowadzić go z równowagi. Jasne, zwykle tego żałowała, ale nigdy nie aż do tego stopnia, by drżeć o własne życie. Nawet wtedy, gdy wpadł w szał po tym, co wydarzyło się na balu, nic podobnego nie miało miejsca. Och, wręcz przeciwnie – od jakiegoś czasu bardziej niż do tej pory czuła, że Rafa był do niej na swój sposób przywiązany. Biorąc pod uwagę to, jak relacje działały w przypadku demonów, mogła założyć, że w grę wchodził podobny sentyment, który sama odczuwała względem niego.
Jak na standardy, w których oboje się wychowali, takie powiązanie jawiło się niemalże jak coś naprawdę wyjątkowego.
Tym bardziej zaskakiwało ją napięcie, którego doświadczała za każdym razem, kiedy przebywała z bratem. Poczuła to już w drodze do apartamentowca, przy lądowaniu na tarasie nie mając najmniejszych wątpliwości, że brat na nią czekał. Złożyła skrzydła, po czym jakby od niechcenia oparła się o barierkę, próbując udawać, że nic szczególnego nie miało miejsce. Przywykła do ukrywania emocji, zwłaszcza że te od zawsze jawiły się jej jako coś, co może przynieść więcej problemów, aniżeli korzyści. Tak było dużo prościej, zresztą umiejętność zapanowania nad odczuciami – zwłaszcza strachem – w wielu przypadkach zapewniała przeżycie.
– Twoja panna ma się dobrze i jest równie złośliwa, co zazwyczaj – oznajmiła bez ogródek Miriam, decydując się przerwać przeciągającą się ciszę. – Tyle chciałeś w pierwszej kolejności wiedzieć, prawda? Poza tym chyba mamy problem, ale…
– Jaki problem?
Aż wzdrygnęła się, kiedy Rafael dosłownie zmaterializował się w ciemnościach. Czasami ją zaskakiwał, tak jak w tamtej chwili, bo wcześniej nie wyczuła go na balkonie. Nie miała pewności, czy robił to specjalnie, czy może absolutnie nieświadomie, ale nie miała czasu, żeby się nad tym zastanawiać. W zamian w pośpiechu zwróciła się ku demonowi, prostując niczym struna i próbując odzyskać kontrolę nad własnym ciałem.
– Twoja panna – powiedziała w końcu, starannie dobierając słowa – używała Piekielnego Ognia. Nieświadomie, ale…
– Ma na imię Elena – przypomniał chłodno. Nie musiała pytać, by zorientować się, że był w podłym nastroju. – Przestań w końcu… Co takiego?
Nieznacznie się rozluźniła, kiedy uwaga demona skupiła się na najistotniejszej kwestii. Być może faktycznie powinna zacząć panować nad językiem, przynajmniej tak długo, jak Rafael i Elena odmawiali jakiejkolwiek sensownej rozmowy.
– Byłam w pobliżu domu, kiedy pojawili się Volturi… Tak jak prosiłeś – wyrzuciła z siebie na wydechu. Zabawa w niańkę Eleny nie była jej na rękę, ale jaki tak naprawdę miała wybór? Rafa musiał doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że tymczasowo kręcenie się przy żonie zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. Cóż, nie, skoro ta nie chciała go widzieć. – Albo raczej Jane. Powiedzmy, że…
– Jeśli Jane ją tknęła, przysięgam, że…
– A czy mogę skończyć? – zniecierpliwiła się Miriam. Zawahała się, uświadamiając sobie, że wchodzenie bratu w słowo akurat teraz mogło być złym pomysłem, szybko jednak ciągnęła dalej, korzystając z tego, że Rafael zamilkł. – Nie miała okazji. Powiedzmy, że… Szlag. Wiedziałam, że Elena ma białe skrzydła i tak dalej, ale nie chwaliliście się, że potrafi na życzenie przywołać do siebie ostrze… Wiesz, zanim przenieśliśmy się tutaj, byłam dobra w materializowaniu rzeczy, ale teraz…
– Elena to zrobiła? – Rafael zamilkł, po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową. Mira spojrzała na niego z powątpiewaniem, po czym przytaknęła, chociaż szczerze wątpiła, by jakiekolwiek jej słowa miały dla demona znaczenie. Myślami wydawał się być gdzieś daleko, wyraźnie podenerwowany, co zdecydowanie nie należało do normy w jego przypadku. Kto jak kto, ale Rafael potrafił nad sobą zapanować, przynajmniej w większości przypadków. – Nie miałem pojęcia… Nie doszliśmy do bardzo wielu rzeczy, jeśli chodzi o to, kim… się stała – przyznał i Miriam wyczuła, że był tym co najmniej sfrustrowany.
Drgnęła, kiedy w pośpiechu się od niej odsunął. Przez krótką chwilę obserwowała, jak niespokojnie krążył tam i z powrotem, wyraźnie nie mogąc ustać w miejscu. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem widziała go w takim stanie, może pomijając dzień, w którym przyszła z informacją o Hunterze i tym, co planował zrobić. Teraz w zasadzie nie miała lepszych wieści, zwłaszcza że wciąż nie potrafiła wytłumaczyć tego, czego była świadkiem.
– Jest jeszcze coś – przyznała niechętnie. – Chociaż nie jestem pewna, co o tym myśleć.
Rafael przystanął, po czym błyskawicznie zwrócił się na powrót w jej stronę. Dobrze znała pozornie obojętne, przenikliwe spojrzenie, którym ją obdarował. Był poważny i to w stopniu wystarczającym, by odechciało jej się jakichkolwiek żartów.
– Co masz na myśli? – ponaglił, kiedy milczała na tyle długo, by zaczął się niecierpliwić.
– Nie jestem pewna – powtórzyła z naciskiem. – Ale nie sądzę, żeby Jane przyszła na życzenie Volturi… Jasne, pojawili się potem, ale…
– Chwila. – Rafa przesunął się bliżej, zmuszając siostrę do cofnięcia się. Poczuła się dziwnie, kiedy poczuła za plecami barierkę balkonu. – Volturi pojawili się później, a ty przyszłaś do mnie zaraz po incydencie z Jane… Mam rozumieć, że zostawiłaś Elenę samą z tym bałaganem?
– Ja… – Przełknęła z trudem. To nie był pierwszy raz, kiedy Rafael pieklił się z powodu Eleny, mało kiedy jednak Mira czuła się przy nim aż tak pewnie. – Wszyscy i tak byli w pogotowiu, a ona nie chciała ze mną rozmawiać, więc…
– Miriam, na wrota piekielne!
Zesztywniała, kiedy dłonie Rafaela zacisnęły się na jej ramionach. Nie był delikatny, ale powstrzymała się od skrzywienia, w zamian zmuszając do tego, by chcąc nie chcąc spojrzeć bratu w oczy. Być może to było jedynie wrażenie, ale mogła wręcz przysiąc, że błękitne tęczówki nieznacznie pociemniały ze zdenerwowania. Jakby tego było mało, nagle na zewnątrz zrobiło się jeszcze chłodniej, chociaż dotychczas niska temperatura nie robiła na kobiecie najmniejszego nawet wrażenia.
– Pomyślałam, że powinieneś wiedzieć, co się stało! – jęknęła, w pośpiechu próbując się wytłumaczyć. Pamiętała ostatni raz, kiedy Rafael się zdenerwował, pomimo dość marnego stanu mając w sobie dość siły, by niemalże gwałtem przejąć od niej energię. Z łatwością mogła sobie wyobrazić, jak w obecnej sytuacji posuwa się do tego raz jeszcze, a na domiar złego… – Mogę wrócić, jeśli tego sobie życzysz. Chciałam tylko…
– Czego nie zrozumiałaś w tym, że masz pilnować Eleny? – przerwał chłodno, wzmagając uścisk.
– Najwyraźniej równie wiele, co i w tym, że wcale nie muszę ci pomagać. Powiedziałeś, że mam wolną rękę, Rafa!
Natychmiast zaczęła żałować tych słów, niemalże pewna tego, że jednak posunęła się za daleko. W ostatnim czasie Rafael był trudny, co zresztą wcale jej nie dziwiło, zwłaszcza że jego nastroje w znamienitej większości wiązały się z tym, jak miały się sprawy między nim a Eleną. Ponadto były jeszcze te dziwne przeczucia – ciągłe poczucie, że coś jest nie tak, a Rafa bez chwili wahania zrobi coś nieprzewidywalnego, chociażby…
Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że wstrzymywała oddech, póki brat bez jakiegokolwiek ostrzeżenia jej nie puścił. Spojrzała na niego w oszołomieniu, kiedy błyskawicznie zwiększył dzielący ich dystans. Widziała, że był podenerwowany, dosłownie trzęsąc się od nadmiaru emocji. Z drugiej strony, być może to ona drżała, wciąż czując na ramionach ucisk silnych dłoni – i to nawet pomimo tego, że Rafael już jej nie dotykał.
– W porządku – usłyszała, chociaż szczerze wątpiła, żeby tak było. – Po prostu… zdenerwowałaś mnie. Możliwe, że jestem przewrażliwiony.
Zawahała się, w ostatniej chwili powstrzymując przed powiedzeniem czegoś, czego jednak przyszłoby jej żałować. Zamrugała nieco nieprzytomnie, wciąż niepewna tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby jednak go poniosło. Uderzyłby ją? Nie pamiętała, kiedy zrobił to po raz ostatni. Jasne, kilka razy doprowadziła go do szału i za to oberwała, ale nie fizycznie. Wbrew wszystkiemu Rafa zawsze nad sobą panował w stopniu wystarczającym, by znosiła jego wybuchy. A jednak tym razem…
Dlaczego to mimo wszystko wydaje mi się znajome?, pomyślała mimochodem, ale nie wypowiedziała tych słów na głos. Bezpieczniej było milczeć, zwłaszcza po tym, jak sam Rafael przyznał, że miał dość podły nastrój. Swoją drogą, jego słowa brzmiały niemalże jak przeprosiny, a to też nie było normalne.
– Wiesz, że tego nie chciałam – powiedziała cicho, ostrożnie dobierając słowa. –  Mogło mnie tu nie być, kiedy oznajmiłeś, że możesz sprzeciwić się rozkazom ojca. To, że wciąż tutaj jestem, to moja decyzja… Wolałabym jej nie żałować – przyznała, chociaż to wydało jej się ryzykowne.
– Szczerze mówiąc, nie rozumiem, co tobą kieruje – przyznał, a Miriam cicho westchnęła, po czym wzruszyła ramionami.
– Przyzwyczajenie? – zasugerowała bez przekonania. – Albo po prostu lubię utrudniać sobie życie. Tak czy inaczej, przestań traktować mnie tak, jakbym chciała źle. Mogę nie lubić Eleny, ale nie wycofałabym się, gdybym podejrzewała, że ta idiotka zginie pod moją nieobecność.
– Zważaj na słowa, Mira.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, kolejny raz musząc się powstrzymywać. W porządku, może tym razem faktycznie powinna.
– Przyszłam, bo dzieje się coś niedobrego. I tu wcale nie chodzi tylko o Jane, ale o to, co działo się po jej pojawieniu… I zanim Elena musiała się bronić – powiedziała, decydując się przejść do sedna sprawy. – Może to źle zabrzmi, ale moim zdaniem ktoś jej pomagał. I zdecydowanie nie załatwiała spraw Volturi.
– Sugerujesz Isobel? – zapytał natychmiast, prostując się niczym struna.
Miriam jedynie potrząsnęła głową.
– Ja tam wyczuwałam demona, Rafa – oznajmiła wprost. – I, cholera, to nie pasuje mi do Huntera, więc…
– Zejdź mi na razie z oczu, Mira.
Zamilkła, początkowo niepewna tego, jak powinna interpretować jego słowa. Przez kilka sekund tępo wpatrywała się w stojącego przed nią demona, nie pierwszy raz próbując zrozumieć, dlaczego coś w jego bliskości wzbudzało w niej tak wiele wątpliwości. Z uporem milczała, podświadomie czekając aż Rafael zreflektuje się i powie cokolwiek więcej, po chwili jednak doszła do wniosku, że to nie ma sensu.
– Jakbym była ci potrzebna…
– Znajdę cię – stwierdził obojętnie. – Pilnuj Eleny. I nie wchodź mi w drogę, póki cię nie wezwę – dodał, a Mira nieznacznie się skrzywiła.
– Co z tym, co ci powiedziałam? Mogę się rozejrzeć albo… – zaczęła, ale Rafael nie dał jej dokończyć
– Słyszałaś, co ci powiedziałem – przypomniał chłodno.
Za dużo stresu… Albo całkiem zwariował, pomyślała, ale tym razem bez protestów wzbiła się w powietrze. Poczuła wręcz niewysłowioną ulgę, kiedy znalazła się w znacznej odległości od apartamentowca, w końcu mogąc pozwolić sobie na to, by odetchnąć. Szlag, to nie było normalne, by aż tak przejmowała się humorkami Rafaela. Z drugiej strony, jego zachowanie nie było czymś, czego doświadczała na co dzień, ale to próbowała sobie tłumaczyć zarówno nieobecnością Eleny, jak i tym, jak bardzo demon zmienił się w ostatnim czasie. Wszystko już od kilku miesięcy zmierzało w absolutnie nieznanym, trudnym do przewidzenia kierunku, więc być może nie powinna czuć się zaskoczona, ale…
Cholera, może jednak powinna się przejmować. I raz jeszcze porozmawiać z Eleną, skoro i tak miała chodzić za nią niczym cień. Co prawda nie uśmiechało jej się spędzanie czasu z dziewczyną, która była aż do tego stopnia irytująca, ale jaki tak naprawdę miała wybór? Chciała zrozumieć, choć szczerze wątpiła, by akurat Elena mogła jej w tym pomóc – nie, skoro ta sama nie wiedziała, co działo się wokół niej. Z drugiej strony, zagranie w otwarte karty wydawało się lepsze od biernego obserwowania z ukrycia, zwłaszcza że Mira nigdy nie lubiła się chować. Teraz tym bardziej nie musiała zmuszać się do ukrywania przed kimś, kto najpewniej doskonale zdawał sobie sprawę z jej obecności. Co jak co, ale Elena musiała już się zorientować, że Rafael nie zostawiłby jej samej – i to niezależnie od tego, jak bardzo by się pokłócili.
Demonica westchnęła, po czym chcąc nie chcąc obrała odpowiedni kierunek. Jakby od niechcenia spojrzała na odległe z wysokości, pozornie spokojne Seattle, mimowolnie zastanawiając się nad tym, czy słusznie zrobiła, sugerując bratu, że ktokolwiek prócz Huntera mógłby kręcić się w okolicy. Nawet nie miała pewności, czy jej podejrzenia były słuszne, zresztą… Och, sama nie była pewna. Co więcej, to nie brzmiało w szczególnie kojący sposób. Niby kto jeszcze miałby się tutaj kręcić, na dodatek przy Elenie? Czy to miało jakikolwiek związek z planami ojca? Nawet jeśli, szczerze wątpiła, by Ciemność zechciała podzielić się tą rewelacją akurat z nią. To Rafael od zawsze był ulubieńcem ojca – i niewykluczone, że wciąż wiedział o wiele więcej, niż Mira mogłaby sobie wyobrazić.
Zastanawiając się nad tym z tej perspektywy, nie pierwszy raz poczuła się niemalże urażona tym, jak często była pomijana. Miała dość czasu, żeby do takiego stanu rzeczy przywyknąć, ale i tak czuła się z tym – najdelikatniej rzecz ujmując – źle.
Mam po prostu pilnować gówniary, którą już dawno powinna załatwić selekcja naturalna… Nic nowego, prawda?, pomyślała, ale nawet to nie sprawiło, że poczuła się lepiej. Nie, coś zdecydowanie było nie tak, zwłaszcza że znała Rafę. Prędzej spodziewałaby się po nim tego, że poza pilnowaniem Eleny, mógłby kazać jej zająć się ewentualnymi podejrzeniami o intruzie. Gdyby sytuacja była normalna, w tej chwili najpewniej krążyłaby po Seattle, szukając jakichkolwiek śladów bytności czy to Huntera, czy kogokolwiek innego. Nie pojmowała, co skłoniło Rafę do zmiany decyzji, a tym bardziej co wpływało na jego nastroje, ale to zdecydowanie nie było normalne.
I wiedziała o tym od samego początku. Ba! Doświadczyła już tego, co prawda całe wieki temu, ale…
Niemożliwe… Niemożliwe, prawda?, zapytała samą siebie, jednak nawet gdyby chciała odrzucić od siebie niechciane możliwości, nie potrafiła aż do tego stopnia okłamywać samej siebie. Nie była w stanie ot tak wyrzucić z głowy myśli, która w naturalny sposób zaczęła ją dręczyć, w bardzo prosty sposób tłumacząc dosłownie wszystko. Naprawdę, bracie? Po tym czasie mam szukać cię akurat tutaj…?
Nie oczekiwała odpowiedzi i naturalnie jej nie dostała, ale to nie miało znaczenia. Jeśli nie Hunter, do głowy przychodziła jej tylko jedna osoba, którą miała szansę napotkać w Seattle. Po całych wiekach to brzmiało jak niemalże nieprawdopodobny zbieg okoliczności, ale…
Szlag, może mogła to przewidzieć. Po tym jak akurat Rafa się zakochał i poznał ludzkie uczucia, wszystko wydawało się niemalże równie prawdopodobne.
Miriam westchnęła, po czym bez słowa skierowała się ku domu Cullenów, chcąc nie chcąc decydując się jednak zabawić w niańkę. I tak nie miała wyboru, zresztą z dwojga złego wolała to, byleby tylko nie denerwować Rafaela.
Sprawdzeniem, czy jej podejrzenia co do intruza, który kręcił się w mieście, były słuszne, mogła zająć się później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa