22 lipca 2017

Dwieście dwadzieścia osiem

Claire
Poczuła, że ktoś ją obserwuje, jednak nie od razu zwróciła na to uwagę. Nie była pewna, w którym momencie w ogóle zdecydowała się zamknąć oczy, a tym bardziej zasnęła, to jednak nie miało w tamtej chwili znaczenia. W gruncie rzeczy sen wydawał się dość bezpieczną alternatywą, chociaż – jak na ironię – wciąż czuła się zmęczona. Wiedziała, skąd brało się złe samopoczucie, więc tym bardziej nie zamierzała się tym przejmować, bardziej skupiona na ignorowaniu tego, co dręczyło ją najbardziej w nadziei na to, że zdoła odpłynąć przynajmniej na kilka następnych godzin, jednak nic podobnego nie miało miejsca.
Nie od razu zdecydowała się na otwarcie oczu. Czuła się pusta i na swój sposób otępiała, co samo w sobie doprowadzało ją do szału. Podświadomie czuła, że w ten sposób i tak nie miała być w stanie osiągnąć niczego praktycznego, co najwyżej odciągając w czasie coś, co prędzej czy później i tak miało ją dosięgnąć, ale nie potrafiła tak po prostu pozwolić sobie na rozpamiętywanie Setha. W najmniejszym nawet stopniu nie czuła się lepiej z udawaniem, że nic szczególnego nie miało miejsca, niemniej trzymanie się na dystans od emocji wydawało się lepsze od pozwolenia, by po raz kolejny przejęły nad nią kontrolę.
To był jeden z powodów, dla których chciała znowu zasnąć. Sęk w tym, że to wcale nie było takie proste, Claire zaś czuła się o wiele zbyt świadoma, by ot tak pozwolić sobie na utratę przytomności. Jęknęła w duchu, jeszcze przez krótką chwilę zamierzając walczyć ze sobą i własnymi uczuciami, zanim ostatecznie się poddała, dochodząc do wniosku, że to nie miało sensu.
– Claire?
Znajomy głos ją zaskoczył, tym bardziej że w pierwszym odruchu była skłonna założyć, że kolejny raz siedział przy niej tata albo Gabriel. W pośpiechu poderwała się, chyba jedynie cudem nie nokautując siedzącego na skraju łóżka Lucasa. Wampir w porę odsunął się na bezpieczną odległość, wyrzucając obie ręce ku górze w poddańczym geście i spoglądając na nią przepraszająco.
– Co ty tutaj…? – zaczęła, ale prawie natychmiast urwała, w zamian ograniczając się do energicznego potrząśnięcia głową. Nerwowo przeczesała włosy palcami, chcąc zyskać na czasie i wciąż mając nadzieję, że w którymś momencie jednak rozjaśni jej się w głowie. – Nieważne. To znaczy…
– Chcesz, żebym wyszedł? – zapytał z wahaniem jej towarzysz, kolejny raz skutecznie wzbudzając w Claire wątpliwości.
Jednak zdecydowała się na niego spojrzeć, tym samym przekonując się, że siedział na tyle blisko, by w razie potrzeby móc jej dotknąć. Nie była zaskoczona tą bliskością, zwłaszcza że w przeszłości wielokrotnie przesiadywała z Lucasem nawet całe godziny, przyzwyczajona zarówno do jego obecności, jak i bijącego od ciała chłodu. To było znajome, zresztą tak jak i on, tym bardziej że wampir był jedną z tych osób, które sprawiały, że mimo wszystko czuła się bezpieczniejsza.
– Nie – zapewniła pośpiesznie, mając wrażenie, że i tak milczała zdecydowanie zbyt długo. – Po prostu… zaskoczyłeś mnie – dodała, ostrożnie dobierając słowa.
– Widziałem, że Rufus wyszedł, więc pomyślałem… No, sama rozumiesz – stwierdził cicho Lucas, dosłownie taksując ją wzrokiem. – Nie chce, żeby to zabrzmiało wrednie, ale wyglądasz fatalnie.
– Dzięki – prychnęła, spoglądając na wampira z niedowierzaniem. – Jeśli to miał być komplement, nie wyszło ci.
– Wiesz, że to już prawie sarkazm?
Wzruszyła ramionami, nawet nie próbując udawać, że choćby w najmniejszym stopniu przejmowała się tym, co miał jej do powiedzenia. Prawie natychmiast pożałowała ciszy, która zapadła w pokoju, a jednak nie była w stanie zdobyć się do tego, by odezwać się chociaż słowem. Sam Lucas nie wydawał się urażony przeciągającym się milczeniem, po prostu ją obserwując. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że poczuła się niezręcznie, samej sobie nie potrafiąc wytłumaczyć tego, jak się czuła. Chciała przynajmniej udawać, że daje sobie radę, zwłaszcza przy Lucasie, który niejednokrotnie powtarzał, że nie powinna płakać, ale to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć.
Czuła, że wampir wciąż ją obserwował, kiedy w pośpiechu usiadła, wahając się nad wstaniem z łóżka. Wiedziała, że powinna coś ze sobą zrobić, aż nazbyt świadoma, że przesiadywanie w pokoju prowadziło donikąd, ale to również okazało się wręcz zadziwiająco wymagające. Próbowała zmusić się do ruchu, raz po raz powtarzając sobie, że to mogło pozwolić jej na zebranie myśli, a jednak nawet świadomość tego, jak niebezpieczna potrafiła być cisza, nie pozwoliła Claire podjąć jednoznacznej decyzji.
– Wszystko gra? – zapytał z wahaniem Lucas, jednak decydując się odezwać. – Jeśli czegoś potrzebujesz, po prostu mi powiedz.
– Tata prosił, żebyś mnie przypilnował? – wypaliła, nie mogąc się powstrzymać.
Lucas ograniczył się do wymownego spojrzenia w sufit.
– Od kiedy on prosi? – mruknął, po czym uśmiechnął się blado. – Nie. Pomyślałem po prostu, że możesz mnie potrzebować. Albo kogokolwiek.
Coś w jego słowach sprawiło, że z miejsca zrobiło jej się cieplej. Co prawda wciąż miała wrażenie, że niewiele brakuje, by dosłownie rozpadła się na kawałeczki, zwłaszcza z winy wciąż wypełniających ją, mieszających się ze sobą emocji, jednak przynajmniej była w stanie nad tym uczuciem zapanować. Miała wrażenie, że na dobry początek musiało wystarczyć, tym bardziej że nic nie wskazywało na to, by Lucas tak po prostu zamierzał się wycofać.
Wciąż o tym myślała, gdy jednak zdecydowała się poderwać na równe nogi. Zawahała się, w pierwszym odruchu mając problem z uchwyceniem równowagi, ale szybko zapanowała nad sobą na tyle, by zdołać się poruszyć. Mimo wszystko zamarła w miejscu, czując się dosłownie jak zagubione, niepewne tego, co powinno ze sobą zrobić dziecko, zdolna co najwyżej bezmyślnie wodzić wzrokiem na prawo i lewo.
– Myślałam… – Claire zawahała się, po czym przełknęła z trudem, próbując w ten sposób oczyścić gardło. – Byłam pewna, że wkrótce wyjedziesz, zwłaszcza po tym jak Matt zabrał Marissę. Nie zrozum mnie źle, ale… bardzo rzadko się rozdzielacie, prawda?
Jeszcze kiedy mówiła, zaczęła niespokojnie spacerować po sypialni, ostatecznie przystając przy komodzie z ubraniami. Z braku lepszego pomysłu chciała na dłuższą chwilę zamknąć się w łazience, licząc na kąpiel i okazję, żeby jednak zastanowić się nad wszystkim, co miało miejsce. Prysznic wydawał się bezpieczna alternatywą, tym bardziej że nawet gdyby jednak się popłakała, nikt nie zwróciłby na to uwagi. W gruncie rzeczy chyba nawet tego potrzebowała, zaczynając mieć dość powstrzymywania się tylko dlatego, że ktoś mógłby ją zobaczyć. Teoretycznie mogła płakać, ale z łatwością mogła wyobrazić sobie reakcję Lucasa, a tym bardziej Rufusa, który w takich chwilach wyglądał na chętnego jak najszybciej się wycofać. Skoro tak, nie zamierzała utrudniać, aż nazbyt świadoma, że musiała uporządkować wszystko w pojedynkę.
– To, że z przyzwyczajenia trzymamy się razem, nie oznacza jeszcze, że nie potrafimy poruszać się na własną rękę – obruszył się Lucas. – Tak jest wygodniej, zwłaszcza kiedy chodzi o obowiązki w Niebiańskiej Rezydencji… Sama rozumiesz, nie? Ale teraz Dimitr nie potrzebuje obstawy.
– Pamiętam. Pilnujecie Isabeau – mruknęła, chociaż już z chwilą, w której wypowiedziała te słowa, zorientowała się, że brzmiały w co najmniej naciągany sposób.
– Taak… O ile „pilnowanie Isabeau” w ogóle ma rację bytu. – Lucas zaśmiał się nerwowo. – Zabiłaby mnie, gdybym za nią chodził. Matt wylądował we Florencji z Issie, a ja… Cóż.
– Ze mną. Pilnując, żebym nie wypłakiwała sobie oczu.
Spojrzał na nią w wyraźnie zaalarmowany sposób, wymownie unosząc brwi. Nie musiała pytać, by zorientować się, że powiedziała za dużo, nim jednak zdążyła zastanowić się nad tym, jak to odkręcić, Lucas odezwał się jako pierwszy.
– Claire… Hej, jest w porządku, tak? – zaczął i zaraz urwał, speszony własnym słowami. – Mam na myśli… Jest mi przykro. A jeśli chcesz porozmawiać, to proszę bardzo. Daleko mi do Layli, ale zawsze mogę spróbować i…
Być może mówił coś jeszcze, ale nie potrafiła skoncentrować się na poszczególnych słowach. W zamian wróciła do metodycznego przekładania ubrań w komodzie, nie ufając sobie na tyle, by próbować się odezwać. Pustka w głowie dawała jej się we znaki, zresztą tak jak i wciąż odczuwany ucisk w piersi.
– Daję sobie radzę – stwierdziła w końcu.
Lucas natychmiast zamilkł, kiwając głową w geście, który być może miał oznaczać zrozumienie, chociaż nic nie wskazywało na to, by faktycznie pojmował jej nastrój. Wręcz przeciwnie – wyglądał na speszonego, zupełnie jakby sam nie miał pewności, czego powinien się po niej spodziewać. Podejrzewała, że podobnie sama spoglądała w niektórych momentach na Rufusa, zwłaszcza gdy odczuwała uzasadnione obawy względem nastroju wampira. Mimowolnie pomyślała, że to dość ironiczne, tym bardziej że zdecydowanie nie czuła się jak ktoś, kto byłby zdolny zrobić coś wyjątkowo nieprzemyślanego.
Tym razem nie próbowała przerywać przeciągającego się milczenia, dochodząc do wniosku, że to najbezpieczniejszy ze stanów. Starała się nie myśleć o tym, że Lucas obserwował ją uważnie, tym samym kontrolując każdy jej kolejny ruch. Przez krótką chwilę miała ochotę poprosić go, żeby przestał, ale ostatecznie nie zdobyła się na to. Wiedziała, że się martwił i doceniała to, nawet jeśli zdecydowanie nie czuła się na tyle dobrze, by okazywać komukolwiek sympatię.
– Nie wiesz przypadkiem, dokąd znów poszedł tata? – rzuciła pod wpływem impulsu. – Mówiłam mu, że przejmuję się bardziej, kiedy nic mi nie mówi, ale… Och, wymagam za dużo, prawda?
– To jasne, że się przejmujesz – stwierdził wymijająco Lucas. – Ale będzie w porządku, bo… Złego diabli nie biorą, nie? Mam na myśli…
– Chyba załapałam – przerwała mu pośpiesznie.
Gdyby nie sytuacja, najpewniej zdołałaby się uśmiechnąć. Lucas miał dziwną łatwość do mówienia rzeczy, które w choć niewielkim stopniu poprawiały jej nastrój, nawet kiedy to wydawało się niemożliwe. Czasami bawił ją tym, jak nieporadny wydawał się w niektórych kwestiach, wiedziała jedynie, że to wyłącznie pozory. Wampir był inteligentny, w większości przypadków najzwyczajniej w świecie próbując ją rozbawić.
– Wiem, że nie chcesz rozmawiać, ale… Cholera, Claire, najważniejsze, że tobie nic się nie stało. Wybacz, że ujmuję to w ten sposób, ale taka jest prawda.
Zamarła w odpowiedzi na te słowa, przez krótką chwilę czując się tak, jakby ktoś próbował ją uderzyć. Nerwowo napięła mięśnie, coraz bardziej podenerwowana, przez co musiała dosłownie zmuszać się do zachowania spokoju. Wzięła kilka głębszych wdechów, uparcie milcząc i nie mogąc się wyzbyć wrażenia, że z chwilą, w której spróbowałaby się odezwać, głos jednak by się jej załamał.
Mogła przewidzieć, że z perspektywy Lucasa sprawy będą wyglądać właśnie tak. To nawet nie wydawało jej się dziwne, tak jak i fakt, że również Rufus przez cały czas przejmował się przede wszystkim znalezieniem bezpiecznego miejsca dla niej. Jasne, że troszczyli się o nią, podczas gdy ona fizycznie cierpiała po tym, co spotkała Setha. Pewne kwestie wciąż do niej nie docierały, jawiąc się jak głupi, nie mający racji bytu sens – koszmar, który bardzo łatwo mógł zatrzeć się w jej pamięci, tak naprawdę nie mając żadnego znaczenia. Oczywiście wiedziała, że to nieprawda, ale łatwiej było udawać, tym samym czyniąc sytuację choć odrobinę bardziej znośną.
Nie pojmowała tego, dlaczego dla kogokolwiek miałaby być na tyle istotna, by oddał za nią życie. Pojmowała, że któreś z jej bliskich mogło pokusić się o takie ryzyko, tym bardziej że miała wokół siebie dość osób, które kochała, by być w stanie posunąć się równie daleko. To wydawało się naturalne, jednak w przypadku Setha wszystko jawiło się jako coś o wiele bardziej skomplikowanego i niesprawiedliwego. Wpojenie warunkowało to, co zmiennokształtny czuł względem niej, w ogóle decydując się na to, żeby pokusić się o zbliżenie do kogoś takiego jak ona. Co prawda sam zainteresowany stanowczo zaprzeczał, by tylko magia wpływała na jego decyzje, ale Claire wiedziała, że gdyby nie plemienne wierzenia, Seth najpewniej nigdy nie pokusiłby się o zwrócenie na nią aż takiej uwagi, nie wspominając o tym, że wtedy najpewniej by nie zginął.
Właśnie to wydawało się w tym wszystkim najbardziej bolesne – fakt, że tak naprawdę zawiniła o wiele bardziej niż mogłaby sobie tego życzyć. To bolało, tym bardziej że sama również zaczęła do chłopaka coś czuć. Nie była pewna, czy w grę wchodziła miłość, czy może wszystko wciąż sprowadzało się do wdzięczności i zauroczenia, ale… na pewno było szczere. Co więcej, dla niej samej pozostawało czymś absolutnie nowym i istotnym, a jednak…
– Nie dociera do mnie, wiesz? – wyszeptała, zwracając się bardziej do siebie niż kogokolwiek konkretnego. – Myślę o tym i pamiętam, co się wydarzyło, ale… – Urwała, kolejny raz czując nieprzyjemny ucisk w gardle. Musiała zamrugać kilkukrotnie, chcąc pozbyć się pieczenia pod powiekami. – To nie ma sensu.
– Więc nie myśl o tym – zasugerował pośpiesznie Lucas. Drgnęła, zaskoczona tym, że jego głos zabrzmiał z o wiele mniejszej odległości, niż początkowo zakładała. W gruncie rzeczy nawet nie zarejestrowała momentu, w którym wampir przemieścił się, materializując u jej boku. – Wiem, że to może brzmieć źle, ale… tak naprawdę będzie prościej. Zwłaszcza, że nie zrobiłaś niczego złego, Claire – dodał z naciskiem.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, niezdolna ot tak udzielić mu odpowiedzi. Zamarła, kiedy chłodne palce Lucasa zacisnęły się na jej ramionach, bynajmniej nie widząc powodu, dla którego miałaby się odsuwać. Chwilę jeszcze wahała się nad tym, jak powinna się zachować, zanim ostatecznie impulsywnie wpadła wampirowi w ramiona, pozwalając by przygarnął ją do siebie. Była przyzwyczajona zarówno do chłodu jego ciała, jak i wrażeniu, że próbowała znaleźć ukojenie w objęciach marmurowej figury, przez co niedogodności nie zrobiły na niej najmniejszego nawet wrażenia. Wręcz przeciwnie – to wydawało się znajome i wręcz pożądane, dzięki czemu poczuła się o wiele lepiej.
Mocniej wtuliła się w swojego opiekuna, aż nazbyt świadoma, że bliskość Lucasa wystarczyła, by zaczęła się rozluźniać. Te ramiona były znajome i bezpieczne, niosąc ze sobą wszystko, czego mogłaby potrzebować. Co prawda w ten sposób problemy magicznie nie znikały, ale przynajmniej mogła udawać, że tak jest. Wrażenie było takie, jakby przed niechcianymi emocjami chroniła ją solidna tarcza – tylko tymczasowo, bo Claire wiedziała, że ta miała prędzej czy później zniknąć, ale to w zupełności jej wystarczyło.
– Nikt nie da cię skrzywdzić – usłyszała tuż przy uchu. Mimowolnie zadrżała od różnicy temperatur. –  Myślałem nawet o tym, co wcześniej sugerował ci Rufus. Nie mówię, że teraz, bo wiem, że nie wyjedziesz do czasu, aż Layla bezpiecznie wróci do domu, ale później…
– Nie bardzo rozumiem – przyznała zgodnie z prawdą.
Nieznacznie odchyliła się w jego ramionach, by mieć szansę spojrzeć wampirowi w twarz. Była spokojna, co mimo wszystko ją zaskoczyło, bo nie sądziła, że zdoła zapanować nad sobą na tyle, by zdołać utrzymać nerwy na wodzy. Nie miała pewności, czy wszystko sprowadzało się do bliskości Lucasa, czy targające nią emocje miały swoje źródło gdzieś indziej, ale czuła się o wiele lepiej, niż początkowo mogłaby się spodziewać.
– Naprawdę chciałbym kiedyś zabrać cię do Florencji – stwierdził niemalże pogodnym tonem Lucas. Czuła, że wciąż był ostrożny, najwyraźniej nie chcąc powiedzieć czegoś, co mogłoby ją urazić. – Rosalee wiele razy powtarzała, że chce cię zobaczyć… Teraz jeszcze spędziliśmy z Mattem tyle czasu w jej domu, więc tym bardziej ciągnie mnie, żeby tam wrócić – dodał po chwili zastanowienia. – To wyjątkowe miejsce. Zdążyłem zapomnieć jak bardzo…
– Rosalee ma do was słabość – zauważyła cicho. – Do ciebie i Matta… A przynajmniej wiele razy o tym słyszałam.
– Jeśli od Theo, to pewnie brzmiało jak wyjątkowa niesprawiedliwość – stwierdził z uśmiechem.
– Jesteście ze sobą powiązani. Mam na myśli Rosalee i przemianę, ale… Wiesz, że nigdy mi nie opowiadałeś, jak to tak naprawdę było? – uświadomiła sobie.
Nie miała pojęcia, dlaczego do tej pory nawet razu nie zapytała Lucasa o to, jakim cudem on i Matt trafili do Miasta Nocy, a już zwłaszcza na dwór Dimitra. W gruncie rzeczy nie przypominała sobie, by kiedykolwiek pojawił się pretekst, by przeprowadzić tę rozmowę, a może po prostu wydawało się to zbędne. Liczył się fakt, że Lucas od zawsze był gdzieś obok, zachowując się trochę jak jej starszy brat, zwłaszcza gdy próbował ją pocieszać albo prowadzić za rękę wtedy, kiedy czuła się naprawdę zagubiona. Znała go od dziecka i to wystarczyło, tym bardziej że przy Rufusie dodatkowo nauczyła się, że nie warto pytać o przeszłość.
Spojrzała wyczekująco na Lucasa, próbując określić, jakiej reakcji powinna oczekiwać z jego strony. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek był na nią zły, nie wspominając o odmówieniu jej czegokolwiek. Jakby nie patrzeć, nie sądziła, żeby w tym wypadku wypytywanie się niosło ze sobą cokolwiek złego. Samo to, że mogłaby być ciekawa, wydawało się w zupełności naturalne, biorąc pod uwagę fakt, że Pavarottich znała od najmłodszych lat. Byli dla niej ważni – zwłaszcza Lucas – a to bez wątpienia o czymś świadczyło.
– Tak… – Wampir uśmiechnął się w bliżej nieokreślony sposób. Wciąż ją obejmował, całkowicie bezwiednie przeczesując jej włosy palcami. – Jakoś się nie złożyło.
– Więc? – zachęciła pośpiesznie. – To znaczy… o ile chcesz ze mną o tym rozmawiać. Wiem, że to czasami nie jest proste i… – zreflektowała się pośpiesznie, uświadamiając sobie, że być może zbytnio się zapędziła.
Wciąż nie miała pewności, jak się czuła, a tym bardziej czy prowadzenie jakichkolwiek osobistych rozmów miało rację bytu. Nie ufała sobie na tyle, by zbytnio się angażować, jednak myśląc o tym z innej perspektywy, doszła do wniosku, że wszystko jawiło się jako lepsza alternatywa, byleby tylko nie myśleć o Claudii, Secie i całym tym szaleństwem.
– Claire. – Lucas z niedowierzaniem potrząsnął głową, wyraźnie zaskoczony jej reakcją. Natychmiast zamilkła, po czym uciekła wzrokiem gdzieś w bok, coraz bardziej niepewna tego, co i dlaczego chciała zrobić. – Mamy czas, tak? Jeszcze o tym porozmawiamy, tak sądzę. Swoją drogą, to naprawdę mogłoby być ciekawe – zauważył przytomnie. – Wiesz, gdybym po tym wszystkim zabrał cię do Rosalee. Podejrzewam, że opowiedziałaby ci wiele rzeczy dużo lepiej ode mnie.
– Tam jest Issie – przypomniała, raptownie poważniejąc.
Lucas jedynie wzruszył ramionami.
– Tym lepiej, prawda? Teraz jest rozbita, ale tam szybko dojdzie do siebie – zapewnił z przekonaniem, którego mimo usilnych prób nie potrafiła podzielić. Wciąż czuła się przygnębiona, chociaż słowa i uśmiech jej rozmówcy czyniły sytuację o wiele znośniejszą. – Nie jesteś człowiekiem. To mimo wszystko wielka różnica, jeśli chodzi o zapach krwi… Marissa potrzebuje kilku miesięcy, żeby nauczyć się tego i owego. Zresztą nie sądzisz chyba, że zabrałbym cię gdzieś, gdzie spotkałoby cię coś złego, prawda?
Jego słowa brzmiały przekonująco, nawet pomimo tego, że nie potrafiła ot tak w nie uwierzyć. Właśnie taki od zawsze był Lucas – pocieszał ją, niezależnie od tego, czy miało to sens. Co więcej, tym razem naprawdę chciała uwierzyć, że przynajmniej kwestia Marissy mogła rozwiązać się we względnie szczęśliwy sposób. Tęskniła za przyjaciółką, na swój sposób podekscytowana perspektywą spotkania się z nią ponownie, tym razem w o wiele bardziej sprzyjających okolicznościach. Potrzebowała tego, tak jak i poczucia, że jednak nie wszystko zepsuła, a Lucas w mniej lub bardziej świadomy sposób potrafił jej to zapewnić.
– Ja… Pomyślę o tym – stwierdziła po chwili zastanowienia. Wysiliła się na uśmiech, chociaż miała poczucie, że szło jej to co najmniej marnie. – Kiedy to wszystko się uspokoi, wtedy… – zaczęła, ale nie miała okazji po temu, by choćby próbować dokończyć.
Z chwilą, w której usłyszała dźwięk tłuczonego szkła i dziewczęcy krzyk, wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa