Claire
Poczuła, że ktoś ją obserwuje,
jednak nie od razu zwróciła na to uwagę. Nie była pewna, w którym momencie
w ogóle zdecydowała się zamknąć oczy, a tym bardziej zasnęła, to
jednak nie miało w tamtej chwili znaczenia. W gruncie rzeczy sen
wydawał się dość bezpieczną alternatywą, chociaż – jak na ironię – wciąż czuła
się zmęczona. Wiedziała, skąd brało się złe samopoczucie, więc tym bardziej nie
zamierzała się tym przejmować, bardziej skupiona na ignorowaniu tego, co
dręczyło ją najbardziej w nadziei na to, że zdoła odpłynąć przynajmniej na
kilka następnych godzin, jednak nic podobnego nie miało miejsca.
Nie od razu
zdecydowała się na otwarcie oczu. Czuła się pusta i na swój sposób
otępiała, co samo w sobie doprowadzało ją do szału. Podświadomie czuła, że
w ten sposób i tak nie miała być w stanie osiągnąć niczego
praktycznego, co najwyżej odciągając w czasie coś, co prędzej czy później i tak
miało ją dosięgnąć, ale nie potrafiła tak po prostu pozwolić sobie na
rozpamiętywanie Setha. W najmniejszym nawet stopniu nie czuła się lepiej z udawaniem,
że nic szczególnego nie miało miejsca, niemniej trzymanie się na dystans od
emocji wydawało się lepsze od pozwolenia, by po raz kolejny przejęły nad nią
kontrolę.
To był
jeden z powodów, dla których chciała znowu zasnąć. Sęk w tym, że to
wcale nie było takie proste, Claire zaś czuła się o wiele zbyt świadoma,
by ot tak pozwolić sobie na utratę przytomności. Jęknęła w duchu, jeszcze
przez krótką chwilę zamierzając walczyć ze sobą i własnymi uczuciami,
zanim ostatecznie się poddała, dochodząc do wniosku, że to nie miało sensu.
– Claire?
Znajomy
głos ją zaskoczył, tym bardziej że w pierwszym odruchu była skłonna
założyć, że kolejny raz siedział przy niej tata albo Gabriel. W pośpiechu
poderwała się, chyba jedynie cudem nie nokautując siedzącego na skraju łóżka
Lucasa. Wampir w porę odsunął się na bezpieczną odległość, wyrzucając obie
ręce ku górze w poddańczym geście i spoglądając na nią
przepraszająco.
– Co ty
tutaj…? – zaczęła, ale prawie natychmiast urwała, w zamian ograniczając
się do energicznego potrząśnięcia głową. Nerwowo przeczesała włosy palcami,
chcąc zyskać na czasie i wciąż mając nadzieję, że w którymś momencie
jednak rozjaśni jej się w głowie. – Nieważne. To znaczy…
– Chcesz,
żebym wyszedł? – zapytał z wahaniem jej towarzysz, kolejny raz skutecznie wzbudzając
w Claire wątpliwości.
Jednak
zdecydowała się na niego spojrzeć, tym samym przekonując się, że siedział na
tyle blisko, by w razie potrzeby móc jej dotknąć. Nie była zaskoczona tą
bliskością, zwłaszcza że w przeszłości wielokrotnie przesiadywała z Lucasem
nawet całe godziny, przyzwyczajona zarówno do jego obecności, jak i bijącego
od ciała chłodu. To było znajome, zresztą tak jak i on, tym bardziej że
wampir był jedną z tych osób, które sprawiały, że mimo wszystko czuła się
bezpieczniejsza.
– Nie –
zapewniła pośpiesznie, mając wrażenie, że i tak milczała zdecydowanie zbyt
długo. – Po prostu… zaskoczyłeś mnie – dodała, ostrożnie dobierając słowa.
–
Widziałem, że Rufus wyszedł, więc pomyślałem… No, sama rozumiesz – stwierdził
cicho Lucas, dosłownie taksując ją wzrokiem. – Nie chce, żeby to zabrzmiało
wrednie, ale wyglądasz fatalnie.
– Dzięki –
prychnęła, spoglądając na wampira z niedowierzaniem. – Jeśli to miał być
komplement, nie wyszło ci.
– Wiesz, że
to już prawie sarkazm?
Wzruszyła
ramionami, nawet nie próbując udawać, że choćby w najmniejszym stopniu
przejmowała się tym, co miał jej do powiedzenia. Prawie natychmiast pożałowała
ciszy, która zapadła w pokoju, a jednak nie była w stanie zdobyć
się do tego, by odezwać się chociaż słowem. Sam Lucas nie wydawał się urażony
przeciągającym się milczeniem, po prostu ją obserwując. Coś w jego
spojrzeniu sprawiło, że poczuła się niezręcznie, samej sobie nie potrafiąc
wytłumaczyć tego, jak się czuła. Chciała przynajmniej udawać, że daje sobie
radę, zwłaszcza przy Lucasie, który niejednokrotnie powtarzał, że nie powinna
płakać, ale to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby sobie tego
życzyć.
Czuła, że
wampir wciąż ją obserwował, kiedy w pośpiechu usiadła, wahając się nad
wstaniem z łóżka. Wiedziała, że powinna coś ze sobą zrobić, aż nazbyt
świadoma, że przesiadywanie w pokoju prowadziło donikąd, ale to również okazało
się wręcz zadziwiająco wymagające. Próbowała zmusić się do ruchu, raz po raz
powtarzając sobie, że to mogło pozwolić jej na zebranie myśli, a jednak
nawet świadomość tego, jak niebezpieczna potrafiła być cisza, nie pozwoliła
Claire podjąć jednoznacznej decyzji.
– Wszystko
gra? – zapytał z wahaniem Lucas, jednak decydując się odezwać. – Jeśli
czegoś potrzebujesz, po prostu mi powiedz.
– Tata
prosił, żebyś mnie przypilnował? – wypaliła, nie mogąc się powstrzymać.
Lucas
ograniczył się do wymownego spojrzenia w sufit.
– Od kiedy
on prosi? – mruknął, po czym uśmiechnął się blado. – Nie. Pomyślałem po prostu,
że możesz mnie potrzebować. Albo kogokolwiek.
Coś w jego
słowach sprawiło, że z miejsca zrobiło jej się cieplej. Co prawda wciąż miała
wrażenie, że niewiele brakuje, by dosłownie rozpadła się na kawałeczki, zwłaszcza
z winy wciąż wypełniających ją, mieszających się ze sobą emocji, jednak
przynajmniej była w stanie nad tym uczuciem zapanować. Miała wrażenie, że
na dobry początek musiało wystarczyć, tym bardziej że nic nie wskazywało na to,
by Lucas tak po prostu zamierzał się wycofać.
Wciąż o tym
myślała, gdy jednak zdecydowała się poderwać na równe nogi. Zawahała się, w pierwszym
odruchu mając problem z uchwyceniem równowagi, ale szybko zapanowała nad
sobą na tyle, by zdołać się poruszyć. Mimo wszystko zamarła w miejscu,
czując się dosłownie jak zagubione, niepewne tego, co powinno ze sobą zrobić
dziecko, zdolna co najwyżej bezmyślnie wodzić wzrokiem na prawo i lewo.
– Myślałam…
– Claire zawahała się, po czym przełknęła z trudem, próbując w ten
sposób oczyścić gardło. – Byłam pewna, że wkrótce wyjedziesz, zwłaszcza po tym
jak Matt zabrał Marissę. Nie zrozum mnie źle, ale… bardzo rzadko się
rozdzielacie, prawda?
Jeszcze
kiedy mówiła, zaczęła niespokojnie spacerować po sypialni, ostatecznie
przystając przy komodzie z ubraniami. Z braku lepszego pomysłu
chciała na dłuższą chwilę zamknąć się w łazience, licząc na kąpiel i okazję,
żeby jednak zastanowić się nad wszystkim, co miało miejsce. Prysznic wydawał
się bezpieczna alternatywą, tym bardziej że nawet gdyby jednak się popłakała,
nikt nie zwróciłby na to uwagi. W gruncie rzeczy chyba nawet tego
potrzebowała, zaczynając mieć dość powstrzymywania się tylko dlatego, że ktoś mógłby
ją zobaczyć. Teoretycznie mogła płakać, ale z łatwością mogła wyobrazić
sobie reakcję Lucasa, a tym bardziej Rufusa, który w takich chwilach
wyglądał na chętnego jak najszybciej się wycofać. Skoro tak, nie zamierzała
utrudniać, aż nazbyt świadoma, że musiała uporządkować wszystko w pojedynkę.
– To, że z przyzwyczajenia
trzymamy się razem, nie oznacza jeszcze, że nie potrafimy poruszać się na
własną rękę – obruszył się Lucas. – Tak jest wygodniej, zwłaszcza kiedy chodzi o obowiązki
w Niebiańskiej Rezydencji… Sama rozumiesz, nie? Ale teraz Dimitr nie
potrzebuje obstawy.
– Pamiętam.
Pilnujecie Isabeau – mruknęła, chociaż już z chwilą, w której
wypowiedziała te słowa, zorientowała się, że brzmiały w co najmniej
naciągany sposób.
– Taak… O ile
„pilnowanie Isabeau” w ogóle ma rację bytu. – Lucas zaśmiał się nerwowo. –
Zabiłaby mnie, gdybym za nią chodził. Matt wylądował we Florencji z Issie,
a ja… Cóż.
– Ze mną.
Pilnując, żebym nie wypłakiwała sobie oczu.
Spojrzał na
nią w wyraźnie zaalarmowany sposób, wymownie unosząc brwi. Nie musiała
pytać, by zorientować się, że powiedziała za dużo, nim jednak zdążyła
zastanowić się nad tym, jak to odkręcić, Lucas odezwał się jako pierwszy.
– Claire…
Hej, jest w porządku, tak? – zaczął i zaraz urwał, speszony własnym
słowami. – Mam na myśli… Jest mi przykro. A jeśli chcesz porozmawiać, to
proszę bardzo. Daleko mi do Layli, ale zawsze mogę spróbować i…
Być może
mówił coś jeszcze, ale nie potrafiła skoncentrować się na poszczególnych
słowach. W zamian wróciła do metodycznego przekładania ubrań w komodzie,
nie ufając sobie na tyle, by próbować się odezwać. Pustka w głowie dawała
jej się we znaki, zresztą tak jak i wciąż odczuwany ucisk w piersi.
– Daję
sobie radzę – stwierdziła w końcu.
Lucas
natychmiast zamilkł, kiwając głową w geście, który być może miał oznaczać
zrozumienie, chociaż nic nie wskazywało na to, by faktycznie pojmował jej nastrój.
Wręcz przeciwnie – wyglądał na speszonego, zupełnie jakby sam nie miał
pewności, czego powinien się po niej spodziewać. Podejrzewała, że podobnie sama
spoglądała w niektórych momentach na Rufusa, zwłaszcza gdy odczuwała
uzasadnione obawy względem nastroju wampira. Mimowolnie pomyślała, że to dość
ironiczne, tym bardziej że zdecydowanie nie czuła się jak ktoś, kto byłby
zdolny zrobić coś wyjątkowo nieprzemyślanego.
Tym razem
nie próbowała przerywać przeciągającego się milczenia, dochodząc do wniosku, że
to najbezpieczniejszy ze stanów. Starała się nie myśleć o tym, że Lucas
obserwował ją uważnie, tym samym kontrolując każdy jej kolejny ruch. Przez
krótką chwilę miała ochotę poprosić go, żeby przestał, ale ostatecznie nie
zdobyła się na to. Wiedziała, że się martwił i doceniała to, nawet jeśli
zdecydowanie nie czuła się na tyle dobrze, by okazywać komukolwiek sympatię.
– Nie wiesz
przypadkiem, dokąd znów poszedł tata? – rzuciła pod wpływem impulsu. – Mówiłam
mu, że przejmuję się bardziej, kiedy nic mi nie mówi, ale… Och, wymagam za
dużo, prawda?
– To jasne,
że się przejmujesz – stwierdził wymijająco Lucas. – Ale będzie w porządku,
bo… Złego diabli nie biorą, nie? Mam na myśli…
– Chyba
załapałam – przerwała mu pośpiesznie.
Gdyby nie
sytuacja, najpewniej zdołałaby się uśmiechnąć. Lucas miał dziwną łatwość do
mówienia rzeczy, które w choć niewielkim stopniu poprawiały jej nastrój,
nawet kiedy to wydawało się niemożliwe. Czasami bawił ją tym, jak nieporadny
wydawał się w niektórych kwestiach, wiedziała jedynie, że to wyłącznie
pozory. Wampir był inteligentny, w większości przypadków najzwyczajniej w świecie
próbując ją rozbawić.
– Wiem, że
nie chcesz rozmawiać, ale… Cholera, Claire, najważniejsze, że tobie nic się nie
stało. Wybacz, że ujmuję to w ten sposób, ale taka jest prawda.
Zamarła w odpowiedzi
na te słowa, przez krótką chwilę czując się tak, jakby ktoś próbował ją
uderzyć. Nerwowo napięła mięśnie, coraz bardziej podenerwowana, przez co
musiała dosłownie zmuszać się do zachowania spokoju. Wzięła kilka głębszych
wdechów, uparcie milcząc i nie mogąc się wyzbyć wrażenia, że z chwilą,
w której spróbowałaby się odezwać, głos jednak by się jej załamał.
Mogła
przewidzieć, że z perspektywy Lucasa sprawy będą wyglądać właśnie tak. To
nawet nie wydawało jej się dziwne, tak jak i fakt, że również Rufus przez
cały czas przejmował się przede wszystkim znalezieniem bezpiecznego miejsca dla
niej. Jasne, że troszczyli się o nią, podczas gdy ona fizycznie cierpiała
po tym, co spotkała Setha. Pewne kwestie wciąż do niej nie docierały, jawiąc
się jak głupi, nie mający racji bytu sens – koszmar, który bardzo łatwo mógł
zatrzeć się w jej pamięci, tak naprawdę nie mając żadnego znaczenia.
Oczywiście wiedziała, że to nieprawda, ale łatwiej było udawać, tym samym
czyniąc sytuację choć odrobinę bardziej znośną.
Nie
pojmowała tego, dlaczego dla kogokolwiek miałaby być na tyle istotna, by oddał
za nią życie. Pojmowała, że któreś z jej bliskich mogło pokusić się o takie
ryzyko, tym bardziej że miała wokół siebie dość osób, które kochała, by być w stanie
posunąć się równie daleko. To wydawało się naturalne, jednak w przypadku
Setha wszystko jawiło się jako coś o wiele bardziej skomplikowanego i niesprawiedliwego.
Wpojenie warunkowało to, co zmiennokształtny czuł względem niej, w ogóle
decydując się na to, żeby pokusić się o zbliżenie do kogoś takiego jak
ona. Co prawda sam zainteresowany stanowczo zaprzeczał, by tylko magia wpływała
na jego decyzje, ale Claire wiedziała, że gdyby nie plemienne wierzenia, Seth
najpewniej nigdy nie pokusiłby się o zwrócenie na nią aż takiej uwagi, nie
wspominając o tym, że wtedy najpewniej by nie zginął.
Właśnie to
wydawało się w tym wszystkim najbardziej bolesne – fakt, że tak naprawdę
zawiniła o wiele bardziej niż mogłaby sobie tego życzyć. To bolało, tym bardziej
że sama również zaczęła do chłopaka coś czuć. Nie była pewna, czy w grę
wchodziła miłość, czy może wszystko wciąż sprowadzało się do wdzięczności i zauroczenia,
ale… na pewno było szczere. Co więcej, dla niej samej pozostawało czymś
absolutnie nowym i istotnym, a jednak…
– Nie
dociera do mnie, wiesz? – wyszeptała, zwracając się bardziej do siebie niż
kogokolwiek konkretnego. – Myślę o tym i pamiętam, co się wydarzyło,
ale… – Urwała, kolejny raz czując nieprzyjemny ucisk w gardle. Musiała
zamrugać kilkukrotnie, chcąc pozbyć się pieczenia pod powiekami. – To nie ma
sensu.
– Więc nie
myśl o tym – zasugerował pośpiesznie Lucas. Drgnęła, zaskoczona tym, że
jego głos zabrzmiał z o wiele mniejszej odległości, niż początkowo
zakładała. W gruncie rzeczy nawet nie zarejestrowała momentu, w którym
wampir przemieścił się, materializując u jej boku. – Wiem, że to może
brzmieć źle, ale… tak naprawdę będzie prościej. Zwłaszcza, że nie zrobiłaś
niczego złego, Claire – dodał z naciskiem.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, niezdolna ot tak udzielić mu odpowiedzi. Zamarła, kiedy chłodne
palce Lucasa zacisnęły się na jej ramionach, bynajmniej nie widząc powodu, dla
którego miałaby się odsuwać. Chwilę jeszcze wahała się nad tym, jak powinna się
zachować, zanim ostatecznie impulsywnie wpadła wampirowi w ramiona,
pozwalając by przygarnął ją do siebie. Była przyzwyczajona zarówno do chłodu
jego ciała, jak i wrażeniu, że próbowała znaleźć ukojenie w objęciach
marmurowej figury, przez co niedogodności nie zrobiły na niej najmniejszego
nawet wrażenia. Wręcz przeciwnie – to wydawało się znajome i wręcz
pożądane, dzięki czemu poczuła się o wiele lepiej.
Mocniej
wtuliła się w swojego opiekuna, aż nazbyt świadoma, że bliskość Lucasa
wystarczyła, by zaczęła się rozluźniać. Te ramiona były znajome i bezpieczne,
niosąc ze sobą wszystko, czego mogłaby potrzebować. Co prawda w ten sposób
problemy magicznie nie znikały, ale przynajmniej mogła udawać, że tak jest.
Wrażenie było takie, jakby przed niechcianymi emocjami chroniła ją solidna
tarcza – tylko tymczasowo, bo Claire wiedziała, że ta miała prędzej czy później
zniknąć, ale to w zupełności jej wystarczyło.
– Nikt nie
da cię skrzywdzić – usłyszała tuż przy uchu. Mimowolnie zadrżała od różnicy temperatur.
– Myślałem nawet o tym, co
wcześniej sugerował ci Rufus. Nie mówię, że teraz, bo wiem, że nie wyjedziesz
do czasu, aż Layla bezpiecznie wróci do domu, ale później…
– Nie
bardzo rozumiem – przyznała zgodnie z prawdą.
Nieznacznie
odchyliła się w jego ramionach, by mieć szansę spojrzeć wampirowi w twarz.
Była spokojna, co mimo wszystko ją zaskoczyło, bo nie sądziła, że zdoła zapanować
nad sobą na tyle, by zdołać utrzymać nerwy na wodzy. Nie miała pewności, czy
wszystko sprowadzało się do bliskości Lucasa, czy targające nią emocje miały
swoje źródło gdzieś indziej, ale czuła się o wiele lepiej, niż początkowo
mogłaby się spodziewać.
– Naprawdę
chciałbym kiedyś zabrać cię do Florencji – stwierdził niemalże pogodnym tonem
Lucas. Czuła, że wciąż był ostrożny, najwyraźniej nie chcąc powiedzieć czegoś,
co mogłoby ją urazić. – Rosalee wiele razy powtarzała, że chce cię zobaczyć…
Teraz jeszcze spędziliśmy z Mattem tyle czasu w jej domu, więc tym
bardziej ciągnie mnie, żeby tam wrócić – dodał po chwili zastanowienia. – To
wyjątkowe miejsce. Zdążyłem zapomnieć jak bardzo…
– Rosalee
ma do was słabość – zauważyła cicho. – Do ciebie i Matta… A przynajmniej
wiele razy o tym słyszałam.
– Jeśli od
Theo, to pewnie brzmiało jak wyjątkowa niesprawiedliwość – stwierdził z uśmiechem.
– Jesteście
ze sobą powiązani. Mam na myśli Rosalee i przemianę, ale… Wiesz, że nigdy
mi nie opowiadałeś, jak to tak naprawdę było? – uświadomiła sobie.
Nie miała
pojęcia, dlaczego do tej pory nawet razu nie zapytała Lucasa o to, jakim
cudem on i Matt trafili do Miasta Nocy, a już zwłaszcza na dwór
Dimitra. W gruncie rzeczy nie przypominała sobie, by kiedykolwiek pojawił
się pretekst, by przeprowadzić tę rozmowę, a może po prostu wydawało się
to zbędne. Liczył się fakt, że Lucas od zawsze był gdzieś obok, zachowując się
trochę jak jej starszy brat, zwłaszcza gdy próbował ją pocieszać albo prowadzić
za rękę wtedy, kiedy czuła się naprawdę zagubiona. Znała go od dziecka i to
wystarczyło, tym bardziej że przy Rufusie dodatkowo nauczyła się, że nie warto
pytać o przeszłość.
Spojrzała
wyczekująco na Lucasa, próbując określić, jakiej reakcji powinna oczekiwać z jego
strony. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek był na nią zły, nie
wspominając o odmówieniu jej czegokolwiek. Jakby nie patrzeć, nie sądziła,
żeby w tym wypadku wypytywanie się niosło ze sobą cokolwiek złego. Samo
to, że mogłaby być ciekawa, wydawało się w zupełności naturalne, biorąc
pod uwagę fakt, że Pavarottich znała od najmłodszych lat. Byli dla niej ważni –
zwłaszcza Lucas – a to bez wątpienia o czymś świadczyło.
– Tak… –
Wampir uśmiechnął się w bliżej nieokreślony sposób. Wciąż ją obejmował,
całkowicie bezwiednie przeczesując jej włosy palcami. – Jakoś się nie złożyło.
– Więc? –
zachęciła pośpiesznie. – To znaczy… o ile chcesz ze mną o tym
rozmawiać. Wiem, że to czasami nie jest proste i… – zreflektowała się
pośpiesznie, uświadamiając sobie, że być może zbytnio się zapędziła.
Wciąż nie
miała pewności, jak się czuła, a tym bardziej czy prowadzenie
jakichkolwiek osobistych rozmów miało rację bytu. Nie ufała sobie na tyle, by
zbytnio się angażować, jednak myśląc o tym z innej perspektywy,
doszła do wniosku, że wszystko jawiło się jako lepsza alternatywa, byleby tylko
nie myśleć o Claudii, Secie i całym tym szaleństwem.
– Claire. –
Lucas z niedowierzaniem potrząsnął głową, wyraźnie zaskoczony jej reakcją.
Natychmiast zamilkła, po czym uciekła wzrokiem gdzieś w bok, coraz
bardziej niepewna tego, co i dlaczego chciała zrobić. – Mamy czas, tak?
Jeszcze o tym porozmawiamy, tak sądzę. Swoją drogą, to naprawdę mogłoby
być ciekawe – zauważył przytomnie. – Wiesz, gdybym po tym wszystkim zabrał cię
do Rosalee. Podejrzewam, że opowiedziałaby ci wiele rzeczy dużo lepiej ode
mnie.
– Tam jest
Issie – przypomniała, raptownie poważniejąc.
Lucas
jedynie wzruszył ramionami.
– Tym
lepiej, prawda? Teraz jest rozbita, ale tam szybko dojdzie do siebie – zapewnił
z przekonaniem, którego mimo usilnych prób nie potrafiła podzielić. Wciąż czuła
się przygnębiona, chociaż słowa i uśmiech jej rozmówcy czyniły sytuację o wiele
znośniejszą. – Nie jesteś człowiekiem. To mimo wszystko wielka różnica, jeśli
chodzi o zapach krwi… Marissa potrzebuje kilku miesięcy, żeby nauczyć się
tego i owego. Zresztą nie sądzisz chyba, że zabrałbym cię gdzieś, gdzie
spotkałoby cię coś złego, prawda?
Jego słowa
brzmiały przekonująco, nawet pomimo tego, że nie potrafiła ot tak w nie
uwierzyć. Właśnie taki od zawsze był Lucas – pocieszał ją, niezależnie od tego,
czy miało to sens. Co więcej, tym razem naprawdę chciała uwierzyć, że
przynajmniej kwestia Marissy mogła rozwiązać się we względnie szczęśliwy
sposób. Tęskniła za przyjaciółką, na swój sposób podekscytowana perspektywą
spotkania się z nią ponownie, tym razem w o wiele bardziej
sprzyjających okolicznościach. Potrzebowała tego, tak jak i poczucia, że
jednak nie wszystko zepsuła, a Lucas w mniej lub bardziej świadomy
sposób potrafił jej to zapewnić.
– Ja…
Pomyślę o tym – stwierdziła po chwili zastanowienia. Wysiliła się na
uśmiech, chociaż miała poczucie, że szło jej to co najmniej marnie. – Kiedy to
wszystko się uspokoi, wtedy… – zaczęła, ale nie miała okazji po temu, by choćby
próbować dokończyć.
Z chwilą, w której
usłyszała dźwięk tłuczonego szkła i dziewczęcy krzyk, wszystko inne
przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz