Isabeau
Napięła mięśnie, nagle
zaniepokojona. Ktoś ją śledził i nie miała co do tego wątpliwości. To wystarczyło,
by zatrzymała się wpół kroku, na krótką chwilę zamierając i nasłuchując.
Nie pierwszy raz doświadczała czegoś podobnego, w efekcie mając wielką
ochotę wywrócić oczami, mimowolnie zastanawiając się nad tym, dlaczego w ostatnim
czasie wszystko wydawało się zmówić przeciwko niej.
– Wychodź –
zażądała, dla lepszego efektu zaplatając ramiona na piersi. Wyprostowała się
niczym struna, niecierpliwie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony
niechcianego towarzysza. – Najlepiej od razu, zanim ci pomogę.
– Rany…
Masz gorszy nastrój, sis?
Wzniosła
oczy ku górze w niemej prośbie o cierpliwość. Dopiero wtedy
zdecydowała się, żeby jednak spojrzeć na Gabriela, za wszystkich sił starając się
zachować neutralny wyraz twarzy. Jakby od niechcenia zmierzyła brata wzrokiem,
próbując stwierdzić, czego tak naprawdę powinna się po nim spodziewać.
–
Zastanawiam się po prostu, dlaczego za mną łazisz. I to na dodatek
próbując się ukrywać – oznajmiła zgodnie z prawdą.
Gabriel
jedynie się uśmiechnął.
– Gdyby tak
było, nie pozwoliłbym, żebyś wyczuła mnie tak szybko – zauważył przytomnie.
Chcąc nie chcąc musiała przyznać mu rację, jakoś nie mając wątpliwości co do
tego, że w razie potrzeby potrafiłby ukryć swoją obecność – i to
nawet przed nią. – Pomyślałem, że dotrzymam ci towarzystwa.
–
Zadziwiające, że ty i Marco wpadacie na te same pomysły.
Dopiero w chwili,
w której wypowiedziała te słowa, uświadomiła sobie, że być może
nieznacznie się zapędziła. Gabriel drgnął, wyraźnie urażony, czego zresztą
mogła się spodziewać, decydując się wspomnieć o Marco. Dobrze wiedziała,
jak reagował na ojca, nie wspominając o momentach, w których z jakiegokolwiek
powodu bywali do siebie porównywani.
– Marco
jest gdzieś tutaj? – zapytał pozornie obojętnym tonem Gabriel, jednak wyczuła,
że ta perspektywa go martwiła.
– Jasne, że
nie – zapewniła pośpiesznie. – Miałam na myśli… coś innego, w porządku?
Zresztą nie o to chodzi.
Jeszcze
kiedy mówiła, na powrót ruszyła przed siebie, w pośpiechu zagłębiając się w las.
Nie musiała się obracać, by wiedzieć, że Gabriel podążył za nią, tym bardziej
że brat już ułamek sekundy później zrównał się z nią na ścieżce
wystarczająco szerokiej, by swobodnie mogli iść tuż obok siebie. Oboje milczeli
i chociaż cisza jak najbardziej była Isabeau na rękę, mimo wszystko
zaczęła czuć się niezręcznie.
Zacisnęła
usta, coraz bardziej podenerwowana. Czuła, że Gabriel ją obserwuje, jednak to w dalszym
stopniu nie tłumaczyło tego, co musiał sobie myśleć. Wiedziała, że to nie musi o niczym
świadczyć, a tym bardziej oznaczać, że brat myślał o niej cokolwiek
złego, ale…
– Coś nie
tak, Beau?
Wypuściła
powietrze ze świstem, w pierwszym odruchu nie będąc w stanie
odpowiedzieć na jego pytanie. Podejrzewała, że w ten sposób co najwyżej się
pogrąża, jednak również to nie miało dla niej najmniejszego nawet znaczenia.
Jej myśli raz po raz uciekały do rozmowy z Rufusem, a zwłaszcza tego,
czego doświadczyła po rozmowie z wampirem, kiedy już poddała się wizji.
Tym razem widzenie było krótkie, choć niemniej intensywne od tego, o którym
nie chciała pamiętać – i które jak na złość musiała zachować tylko i wyłącznie
dla siebie.
Cholerne
obietnice. Właśnie z tego powodu nie lubiła ich składać, coraz częściej
dochodząc do wniosku, że z rodziną to tylko na zdjęciach. Wtedy byłoby o wiele
prościej, a przynajmniej Beau miała wrażenie, że stosując się do tej
zasady, uniknęłaby bardzo wielu problemów.
– A jak
ci się wydaje? – rzuciła o wiele ostrzej niż zamierzała. Gabriel wymownie
uniósł brwi, ale nie skomentował jej reakcji nawet słowem. – Potrzebowałam
chwili spokoju. Swoją drogą, co tutaj robisz, hm? Renesmee…
– Pojechała
na uczelnię – przerwał jej spokojnie. – Z Rufusem. Nie wiem, co to
oznacza, ale mam złe przeczucia.
– Przez
Rufusa?
O dziwo,
Gabriel jedynie pokręcił głową.
– Może
powinienem, patrząc na to, o czym rozmawialiśmy wczoraj, ale… obawiam się,
że ten jeden raz nawet jego wariactwa są dla mnie zrozumiałe – przyznał, a Isabeau
prychnęła.
– Jasne.
Obaj dla Lay wybylibyście całe Seattle, gdyby przyszła taka potrzeba –
zauważyła, potrząsając z niedowierzaniem głową.
– Dziwisz
mi się? – obruszył się Gabriel.
Potrząsnęła
głową, aż nazbyt świadoma, jak prezentowała się sytuacja. Słodka bogini, znała
go przecież, zresztą tak jak i Laylę. Gdyby miała wskazać najbardziej
zgrane rodzeństwo, to prócz Alessi i Damiena, wybór byłby oczywisty. To
było coś wyjątkowego – relacja, która łączyła bliźnięta, na dodatek powiązane
ze sobą w tak wyjątkowy sposób. Kto jak kto, ale Isabeau zdecydowanie
wiedziała, jak działała więź, nie wspominając o tym, że rodzeństwa telepatów
od samego początku zachowywały się względem siebie w co najmniej wyjątkowy
sposób. Sama tego doświadczyła, do tej pory mając wrażenie, że w chwili
śmierci Aldero, utraciła cząstkę siebie. Pamiętała ten ból, aż nazbyt świadoma,
jak krucha w rzeczywistości pozostawała więź – czy może raczej życie, bo
to śmierć niosła ze sobą ból, którego nawet po tych wszystkich wiekach nie
potrafiła opisać.
Uciekła
wzrokiem gdzieś w bok, nagle podenerwowana. Nie chciała myśleć o tym,
co stałoby się, gdyby Layla jednak nie wróciła. Nie brała tego pod uwagę,
podświadomie jednak czuła, że takie rozwiązanie jak najbardziej było możliwe.
To zresztą stanowiło jeden z powodów, dla których miotała się, coraz
bardziej poirytowana perspektywą tkwienia w miejscu. Chciała coś zrobić –
cokolwiek, byleby posunąć się chociaż o krok naprzód – jednak w rzeczywsitości
pozostawała równie bezradna, co i wszyscy wokół.
– Gabrielu…
Zacisnęła
usta, momentalnie zaczynając się wahać. Poczuła się dziwnie, kiedy przeniósł na
nią wzrok, wyraźnie czekając na to, co miała mu do powiedzenia. W głowie
miała pustkę, gorączkowo próbując uporządkować myśli i odezwać się chociaż
słowem, jednak nic z tego, co przychodziło jej do głowy, nie wydawało się
wystarczająco sensowne. W duchu odliczała kolejne sekundy, mając nadzieję,
że Gabriel jednak dojdzie do wniosku, że powinien odpuścić, ale nic nie
wskazywało na to, by zamierzał to zrobić.
– Beau? – rzucił
wyraźnie spiętym tonem. – Widziałaś coś…?
–
Oczywiście, że nie! – jęknęła, reagując zdecydowanie zbyt szybko, by zabrzmiało
to naturalnie.
Ledwo
powstrzymała się od przekleństwa, zwłaszcza gdy poczuła na sobie co najmniej
zaniepokojone spojrzenie brata. Drgnęła, kiedy jego palce bez jakiegokolwiek
ostrzeżenia zacisnęły się wokół jej nadgarstka, zmuszając do tego, żeby się
zatrzymała. Niechętnie przystanęła, po czym zwróciła się w jego stronę,
pozwalając by chwycił ją za ramiona, zdecydowanym ruchem zmuszając do tego, by
spojrzała mu w twarz.
– Co się
dzieje? – zapytał wprost. – Nie mów, że nic, bo naprawdę…
– Bawicie
się z Marco w psychologów czy jak? – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– On też już mnie o to pytał. I chyba zrozumiał, że gdybym miała wam
coś do konkretnego do powiedzenia, sama bym z tym do was przyszła.
Gabriel
zacisnął usta. Przez jego twarz przemknął cień, ostatecznie jednak udało mu się
nad sobą zapanować. Czuła, że ignorowanie wzmianek o ojcu kosztowało go
mnóstwo energii, co jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że nie powinna
posuwać się aż daleko. Wiedziała, że to cios poniżej pasa, ale z drugiej
strony… Och, co innego jej pozostało?
– Nie
interesuje mnie, o czym rozmawiałaś z Marco – powiedział w końcu
Gabriel, starannie dobierając słowa. – Martwisz mnie, Beau… Wiesz? Nie jestem
pewien, co o tym sądzić, ale…
– Sądzić o czym?
– przerwała mu zniecierpliwionym tonem. – Martwię się o Laylę, tak?
Dokładnie tak jak wy wszyscy. I nie, nie widziałam niczego. Mówisz tak,
jakbyś sądził, że mogłabym ukrywać wizje dotyczące mojej własnej siostry.
– Ja
przecież nie…
Jedynie potrząsnęła
głową.
– Hej,
Gabrielu, znasz mnie przecież. Wiesz, że… czasami mam swoje sprawy –
powiedziała w końcu. – Przejmuję się wieloma rzeczami, zwłaszcza teraz,
kiedy dopiero co porozumiałam się z Dimitrem. Cały czas myślę o tym,
że powinnam się na coś przydać też w Mieście Nocy, chociaż to nie ma
sensu, skoro Layla jest ważniejsza. Nie mam żadnych wizji, co jest na swój
sposób dobre, bo gdybym ją zobaczyła, to mogłoby oznaczać coś niedobrego, ale z drugiej
strony… – Zamilkła, czując, że coś nieprzyjemnie ściska ją w gardle. W następnej
sekundzie w pośpiechu oswobodziła się z objęć brata, w pośpiechu
odsuwając się na bezpieczną odległość. – Och, zapomnij.
Usłyszała
westchnienie, ale zmusiła się do tego, żeby je zignorować. W zamian w pośpiechu
ruszyła przed siebie, po cichu licząc na to, że Gabriel jednak odpuści, tym
bardziej że zdecydowanie nie miała ochoty na ciągnięcie tej rozmowy. Z jej
perspektywy była niepotrzebna, zwłaszcza że wiązała się wyłącznie z całą
masą zbędnych emocji. Już i tak w ostatnim czasie mieli wystarczająco
powodów do niepokoju; kolejne zdecydowanie nie były potrzebne, przynajmniej
jej.
Słodka
bogini, istniało wiele kwestii, które ją dręczyły. Była zwłaszcza ta jedna,
wracająca raz po raz i stopniowo doprowadzająca ją do szału. Obietnica,
którą złożyła, mściła się na niej o wiele bardziej, aniżeli Isabeau
mogłaby się tego spodziewać, nie niosąc ze sobą niczego dobrego. W efekcie
wampirzyca czuła się niemalże jak w potrzasku, nie tylko świadoma, że jej
widzenia prędzej czy później i tak miały się spełnić, ale przede wszystkim
uwiązana tym, że musiała milczeć. Chciała tego czy nie, aż do samego końca nie
miała prawa powiedzieć o tym, co tak naprawdę ją dręczyło.
Zacisnęła
usta, coraz bardziej podenerwowana. Dotychczas sądziła, że kwestia zwierzania
się zdecydowanie nie jest czymś, co miało z nią jakikolwiek związek,
zwłaszcza że w przeszłości doświadczyła dość, by potrafić cierpieć w ciszy.
Zdecydowanie nie należała do osób, które potrzebowały wsparcia drugiej osoby,
żeby poradzić sobie z problemami… A przynajmniej do tej pory sądziła,
że tak właśnie jest – i że nie istnieje żaden powód, dla którego miałaby
czuć się źle z powodu milczenia. Zawsze przychodziło jej to naturalnie, a jednak
teraz…
W którym
momencie zmieniła się aż do tego stopnia? Zastanawiała się nad tym już w chwili,
w której przeżywała rzekomą zdradę Dimitra, czując się tak, jakby w każdej
chwili mogła rozpaść się na kawałeczki. Nie była pewna kiedy, ale popełniła
błąd, którego próbowała unikać przez całe wieki, z uporem trwając w samotności
i powtarzając sobie, że nie ma żadnego powodu, dla którego miałaby poddać
się emocjom. Wiedziała, że uczucia wiązały się z cierpieniem, będąc niczym
kolejny sposób, w jaki ktoś mógłby ją zranić, a jednak nie potrafiła
ot tak się od nich odciąć. Rodzina zawsze miała dla niej znaczenie, nie
wspominając o tym, że z chwilą, w której otworzyła się na
Dimitra na tyle, by zostać jego żoną, zmieniło się wszystko.
– Z nią
nie będzie tak, jak z Aldero, Beau – usłyszała i tych kilka słów
wystarczyło, żeby wytrącić ją z równowagi.
Przystanęła
wpół kroku, chyba jedynie cudem nie potykając się o własne nogi.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrze do płuc, mimowolnie zaczynając dygotać, choć
to zdecydowanie nie miało związku z panującą na zewnątrz temperaturą. Nie
od razu pokusiła się o to, by jednak okręcić się na pięcie i spojrzeć
na brata. Wciąż ją obserwując, spokojnie stojąc w niewielkim oddaleniu od
niej i sprawiając wrażenie co najmniej… zmartwionego.
– Tak…
Jasne, że nie będzie – mruknęła, próbując zabrzmieć choć odrobinę bardziej
przekonująco. – Skąd pomysł, że akurat tym się przejmuję?
– A nie
jest tak? – Gabriel westchnął, wyraźnie sfrustrowany. – To oczywiste, Beau. Nie
chcesz rozmawiać o swoich wizjach, bo…
– Dajmy już
spokój moim wizjom! – jęknęła, ostatecznie tracąc cierpliwość.
Machinalnie
zacisnęła dłonie w pięści, bezskutecznie próbując powstrzymać drżenie.
Czuła, że się pogrąża, ale nie dbała o to, przez dłuższą chwilę świadoma
wyłącznie wypełniających ją emocji.
– Jak
uważasz – zreflektował się pośpiesznie Gabriel. Kolejny raz odniosła wrażenie,
że przez jego twarz przemknął cień, przez co tym bardziej zaskoczyło ją tym, że
wciąż wydawał się panować nad emocjami. – Ale domyślam się, co cię dręczy.
Gdybyś chciała o tym pogadać…
– Rozumiem –
przerwała mu chłodno.
Kłamała,
ale nie chciała się nad tym zastanawiać. Nie miała pojęcia jakim cudem, ale
kilka słów Gabriela wystarczyło, żeby wzbudzić w niej jeszcze wątpliwości.
Coraz bardziej miała ochotę na to, żeby najzwyczajniej w świecie odejść,
tym samym odcinając się od tego, co najbardziej ją dręczyło. Chciała, żeby brat
w końcu dał jej spokój, ale zarazem znała go zdecydowanie zbyt dobrze, by
uwierzyć, że wymuszenie na nim podobnej decyzji z ogóle było możliwe. Nie w przypadku
Gabriela – a więc kogoś, kto od zawsze próbował opiekować się zarówno nią,
jak i Laylą, również wtedy, gdy żadna z nich sobie tego nie życzyła.
– Wszystko
będzie w porządku, tak? – odezwał się ponownie, kolejny raz wystawiając
nerwy Beau na próbę. Tym razem nie odezwała się nawet słowem, zmuszając się do
spokojnego słuchania, choć zdecydowanie nie miała na to ochoty. – Pamiętam, że
nie przewidziałaś śmierci Aldero, ale… tym razem nie o to chodzi. To, że
nie masz żadnych wizji, to jeszcze nie powód, żebyś o cokolwiek się
obwiniła.
– Ty
myślisz, że ja…? – zaczęła i prawie natychmiast urwała, ograniczając się
do wypuszczenia powietrza ze świstem.
Uciekła
wzrokiem gdzieś w bok, coraz bardziej oszołomiona kierunkiem, który
przybrała rozmowa. Na swój sposób Gabriel trafił z sedno, a przynajmniej
chciała udawać, że tak jest. Łatwiej było przyznać mu rację w kwestii,
która poniekąd ją dręczyła i pozostawała… neutralna, przynajmniej jeśli
chodziło o rozmowę. Jeśli w ten sposób mogła go uspokoić i sprawić,
by przestał drążyć, jak najbardziej była chętna, żeby się na to zgodzić.
Bardziej
wyczuła, niż zauważyła, że Gabriel ruszył się z miejsca. Nawet nie
drgnęła, kiedy dosłownie zmaterializował się tuż przed nią, stając tak blisko,
że była w stanie wyczuć bijące od jego ciała ciepło. Wyraźnie czuła, że
dosłownie taksował ją wzrokiem, czekając na jakąkolwiek reakcję i tym
samym doprowadzając ją do szału. Znów zaczęła dygotać, coraz bardziej
podenerwowana, tym bardziej że jakaś jej cząstka wydawała się świadoma, że nie
po raz pierwszy zachowywała się jak suka. Sam kiedyś jej to powiedział, dość
jasno dając do zrozumienia, że w niektórych sytuacjach zdecydowanie nie
zachowywała się jak ktoś, komu faktycznie zależało na rodzinie. Być może
faktycznie tak było, to jednak pozostawało o wiele silniejsze od niej –
potrzeba, by uciec przed zranieniem. Tak przynajmniej zachowywała się kiedyś,
do czasu aż wszystkie jej przekonania i plany ostatecznie trafił szlag.
– To
głupie, ale… jesteś na mnie zły, Gabrielu? – zapytała pod wpływem impulsu.
Z
opóźnieniem uprzytomniła sobie, że wypowiedziała te słowa na głos. Zaraz też
zapragnęła się wycofać, ale coś ścisnęło ją w gardle, zmuszając do
milczenia. Właściwie jakie to miało znaczenie, czy mogła pociągnąć tę rozmowę
dalej? Już i tak się zapędziła, pierwszy raz od dawna czując się aż do
tego stopnia bezbronna względem swojego rozmówcy. Myśląc o tym i całej
sytuacji, wiedziała, że gdyby tylko zdecydowała się złamać dręczącą ją
obietnicę, znalazłaby pocieszenie właśnie przy Gabrielu i choć to wydawało
się pozbawione sensu, w jakiś pokrętny sposób poczuła się dzięki temu
lepiej.
– Nie
rozumiem… – Gabriel spojrzał na nią w co najmniej zdezorientowany sposób. –
Dlaczego miałbym…?
– Ponieważ
jestem nieprzydatna – wypaliła, decydując się na szczerość. Byli sami, a ona
już i tak czuła się zmęczona ciągłym udawaniem, że nie dzieje się nic
wartego uwagi. – Moje wizje… Mogą nam pomóc albo zepsuć wszystko. Przyjechałam,
bo miałam złe przeczucia, jeśli chodzi o Laylę, a jednak mimo to… Nie
mogę nic zrobić. A teraz dodatkowo cię martwię. Jaki więc ma sens to,
żebym dalej tutaj była?
I tak nie
wyobrażała sobie wyjazdu – nie teraz – ale ta jedna kwestia nie dawała jej
spokoju. Spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie poczucia winy, które
tak nagle zaczęło ją dręczyć. To na krótką chwilę wytrąciło wampirzycę z równowagi,
przez co w porę nie zareagowała, kiedy Gabriel jak gdyby nigdy nic
przesunął się na tyle, by otoczyć ją ramionami. Zesztywniała, kiedy wylądowała w jego
objęciach, w pierwszym odruchu chcąc się wyrwać, ale ostatecznie nie będąc
w stanie zdobyć się nawet na to. W efekcie mogła tylko stać,
pozwalając, żeby brat tulił ją do siebie i próbując przekonywać samą
siebie, że w rzeczywistości tego nie potrzebowała – i że istniało
dość powodów, by dała Gabrielowi do zrozumienia, że powinien dać jej spokój.
Cóż, nie
zrobiła tego. W zamian mimowolnie zaczęła się rozluźniać, wręcz porażona
tym, jak dobrze czuła się w objęciach brata. To był jeden z tych
nielicznych razów, kiedy poddawała się temu w ciszy, nie próbując żartować
czy odsuwać się pod byle pretekstem. Co więcej, to naprawdę wydawało się
właściwe, chociaż do tej pory sądziła, że pewne gesty były zarezerwowane tylko i wyłącznie
dla Layli. Chyba nawet wolała, kiedy tak było, wciąż nie wyobrażając sobie, że po
utracie bliźniaka miałaby otworzyć się aż do tego stopnia na kogokolwiek innego.
– I tak
czuję, że jesteś smutna – usłyszała tuż przy uchu. – Nie rozumiem twoich uczuć,
Beau. To takie…
– Próbujesz
siedzieć mi w głowie? – warknęła, napinając mięśnie.
Gabriel prychnął,
wyraźnie urażony.
–
Oczywiście, że nie – obruszył się. – To ty przestałaś się przede mną bronić.
Nasza więź… Cóż, istnieje. Swoją drogą, dlatego tutaj jestem – dodał, a ona
przez krótką chwilę zapragnęła histerycznie się roześmiać.
Och,
właśnie tego chciała uniknąć! Nie potrafiła zliczyć, jak długo wzbraniała się
przed zbliżeniem się do Layli i Gabriela aż do tego stopnia. To nie
powinno mieć miejsca, zwłaszcza że w ten sposób wszyscy zaczynali być
równie bezbronni. Teraz sama mogła się
przekonać, jak źle na jej brata wpływała nieobecność Lay, nie wspominając o tym,
że sama również odchodziła od zmysłów. Co więcej, teraz wiedziała, co mogło
się wydarzyć, gdyby wampirzycę spotkało cokolwiek złego i to ją
przerażało. Już raz utraciła kogoś ważnego – doświadczyła zerwania więzi i bólu,
który nosiła w sobie do tej pory. Gdyby miała przechodzić przez to po raz
kolejny…
Pierdolona egoistka, pomyślała i przez
krótką chwilę miała ochotę potrząsnąć samą sobą. Drgnęła, po czym spróbowała
odsunąć się od Gabriela, ten jednak nie zamierzał jej puścić. Wciąż czuła
ciepło jego ciała, jakże znajome i kojące, zresztą tak jak i zapach,
który była w stanie rozpoznać dosłownie wszędzie. Co więcej, miała
świadomość, że nie pierwszy raz traktował ją tak, jak Laylę, zupełnie jakby
sobie na to zasłużyła, a w przeszłości na każdym kroku nie próbowała
trzymać bliskich na dystans.
– Nic mi
nie jest… Nic mi nie jest, jasne? – wyrzuciła z siebie na wydechu, przez
krótką chwilę czując się tak, jakby próbowała przekonać samą siebie. – Jestem
po prostu zmęczona.
– Skoro tak
uważasz, Beau – usłyszała w odpowiedzi.
Zabrzmiał
łagodnie, niemalże pobłażliwie, co jednoznacznie dało wampirzycy do
zrozumienia, że jej nie wierzył. Jęknęła w duchu, ale nie próbowała się
kłócić, przez dłuższą chwilę skupiona przede wszystkim na obejmujących ją
ramionach. Czuła się bezpiecznie i wyjątkowo spokojnie, w końcu
znajdując pocieszenie, którego tak bardzo potrzebowała. Co prawda w każdej
chwili mogła zadzwonić do Dimitra, ale to zdecydowanie nie było to samo – nie,
skoro w jakimś stopniu potrzebowała fizycznego kontaktu z kimś, komu
mogła zaufać.
Nie chciała
tego przed samą sobą przyznać, ale na swój sposób potrzebowała Gabriela.
Zwłaszcza teraz, kiedy byli ze sobą połączeni, dodatkowo zamartwiając się o jedną
z osób, za którą oboje oddaliby życie.
– Chwilami
przeraża mnie to, że istnieje tak wiele rzeczy, za które powinieneś mnie
nienawidzić, Gabrielu – wyszeptała tak cicho, że ledwo mogła zrozumieć samą
siebie.
Wiedziała,
że usłyszał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz