Beatrycze
Niespokojnie rozejrzała się po
korytarzu. Wciąż słyszała głosy, aż nazbyt świadoma obecności pozostałych na
parterze, ale starała się o tym nie myśleć. Nerwowo powiodła wzrokiem
dookoła, chcąc upewnić się, czy oby na pewno nikt jej nie obserwował. Czuła, że
to nie miało sensu, zwłaszcza że znajdowała się w domu istot, których
zmysły znacznie przewyższały możliwości jej własnych, ale nie mogła się
powstrzymać. Chociaż to wydawało się pozbawione sensu, czuła się prawie jak
intruz, planując coś, czego być może nie powinna, nie będąc nawet w stanie
określić, co tak naprawdę zamierzała zrobić.
Atmosfera wciąż
była napięta, co w najmniejszym stopniu nie wydawało się Beatrycze dziwne.
Równie małym zaskoczenie stanowiło dla niej to, że Rufus ewakuował się, ledwo
tylko Claire stwierdziła, że przynajmniej tymczasowo wolała nie wracać do pokoju.
Co prawda wszystko w dziewczynie wydawało się krzyczeć, że nie miała
ochoty na towarzystwo, ale najwyraźniej rzeczywistość prezentowała się zgoła
inaczej. Jakkolwiek by nie było, tak i stan rzeczy jak najbardziej
Beatrycze odpowiadał, tak jak i fakt, że jednak miała tutaj zostać. W ogólnym
zamieszaniu nikt już nie próbował wzbraniać się przed tym, żeby przeczekała
kilka najbliższych dni w tym miejscu, zwłaszcza że teraz była już świadoma
niebezpieczeństwa. Zdecydowanie nie zamierzała sprawdzać ile w tym prawdy,
a tym bardziej schodzić do piwnicy – i to zwłaszcza po tym, czego
zdążyła się dowiedzieć.
Spokój na
piętrze miał w sobie coś kojącego, choć zarazem wzbudził w niej
niepokój. Wciąż miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, kontrolując dosłownie
każdy kolejny krok. Wrażenie było takie, jakby o każdym jej kolejnym ruchu
decydowała bliżej nieokreślona, ale niezwykle wpływowa siła, wymuszająca
podjęcie konkretnych decyzji. To, że tutaj była, również jawiło się Beatrycze jako
część większego, nie do końca zrozumiałego dla niej planu, którego zresztą sama
była elementem. Przez krótką chwilę miała ochotę z tym walczyć, ale nie
potrafiła, ostatecznie dochodząc do wniosku, że to i tak trwało zbyt
długo. Szukała czegoś, czego nie potrafiła nazwać i jak do tej pory nie
przynosiło to rezultatu, a skoro tak, tym bardziej musiała spróbować
czegoś więcej.
– Miau…
Zatrzymała
się wpół kroku, momentalnie zamierając w odpowiedzi na charakterystyczny
dźwięk, który doszedł ją gdzieś w ciemnościach. Natychmiast powiodła
wzrokiem dookoła, a z gardła wyrwał jej się cichy, zdławiony jęk, gdy
dostrzegła parę jarzących się w ciemnościach, żółtych oczu. W pierwszym
odruchu cofnęła się, gotowa rzucić do ucieczki, zanim dotarło do niej, co tak
naprawdę widzi. Uniosła brwi, wciąż niedowierzając i rozluźniając się
dopiero w chwili, w której czarna, nieco niesforna kuleczka futra
dosłownie wtoczyła jej się pod nosi, mrucząc i wydając z siebie dziwne,
ciche dźwięki.
– Och… –
wyrwało jej się. Zanim zastanowiła się nad tym, co robi, pośpiesznie
przykucnęła, by porwać na ręce małego, kolorem przypominającego smołę kotka. –
Cześć.
Oczywiście
nie otrzymała odpowiedzi, ale nie miało to dla niej znaczenia. Z wahaniem
przyjrzała się kotu, próbując stwierdzić, czy widziała go już wcześniej. Nie
przypominała sobie, zresztą tak jak i tego, czy ktokolwiek wspominał, że
mogłaby napotkać stworzenie akurat w tym domu. Z drugiej strony,
obserwując ułożonego w jej ramionach, wiercącego się niespokojnie kota,
ostatecznie doszła do wniosku, że nie ma możliwości, żeby stworzenie znalazło się
w tym miejscu przypadkowo. Wiedziała, że zwierzęta bały się
nieśmiertelnych – przynajmniej te nieprzyzwyczajone – więc spokojne zachowanie
wydawało się czymś wystarczająco wymownym.
Chwilę
jeszcze tkwiła w bezruchu, obserwując kota aż do momentu, w którym
ten spróbował ją ugryźć. Co więcej, wydawał się z tego powodu zadowolony,
najwyraźniej traktując to jako zabawę, co samo w sobie wydało się
Beatrycze urocze. Machinalnie poluzowała uścisk, pozwalając żeby czarna kulka
wyślizgnęła się z jej ramion, bezszelestnie lądując na podłodze i zwracając
się do niej tyłem. Zanim zdążyła się choćby zastanowić nad tym, co powinna
zrobić, kot jak gdyby nigdy nic popędził przed siebie, wcześniej wysoko unosząc
ogon.
Właściwie
sam sama nie była pewna, co zadecydowało o tym, że ruszyła w ślad za
zwierzęciem. To było niczym impuls, choć niedorzecznym wydawało się, by kot
wiedział, gdzie i dlaczego chciała się znaleźć. Z drugiej strony,
wszystko wydawało się lepsze od próby przeszukiwania sypialni po sypialni,
zwłaszcza że nie mogła ot tak zapytać domowników o miejsce, w którym
znajdowała się sypialnia Jocelyne. Jeśli miała być ze sobą szczera, nie mogła
pozbyć się wrażenia, że powinna to wiedzieć. Co więcej, to było tak, jakby
wcześniej niejednokrotnie tutaj bywała, tylko… bardzo dawno temu – w innym
życiu albo…
Przestała o tym
myśleć, zbytnio zaniepokojona wnioskami, które przypadkiem mogłaby wysnuć. To i tak nie ma znaczenia,
pomyślała i przez krótką chwilę naprawdę była w stanie w to
uwierzyć, zresztą tak jak i w to, że postępowała słusznie. Musiała
tylko coś sprawdzić, zwłaszcza po tym, jak sprawy miały się ostatnim razem.
Przecież nie chciała źle, nie wspominając o tym, że wszyscy wokół
wiedzieli, jak bardzo drażniła ją niepamięć. Chciała coś z tym zrobić, a po
rozmowie z Miriam odszukanie notesu, który miała Jocelyne, wydawało się
jedynym rozsądnym rozwiązaniem.
Czarny kot
zatrzymał się przed jednym z pokoi, tym samym nakłaniając Beatrycze do
postąpienia w ten sam sposób. Chwilę obserwowała, jak stworzonko staje na
dwóch łapkach i zaczyna drapać pazurkami lakierowaną powierzchnię, chcąc
dostać się do środka. W pośpiechu podeszła bliżej, by nacisnąć klamkę i wpuścić
kota do środka. Natychmiast skorzystał z okazji, wślizgując się do wnętrza
pomieszczenia już w chwili, w której uznał, że szczelina pomiędzy
drzwiami a framugą jest wystarczająco szeroka. Beatrycze zawahała się i –
wcześniej raz jeszcze obejrzawszy się nerwowo przez ramię – sama również weszła
do pokoju. Drzwi starannie zamknęła za sobą, wciąż trzymając dłoń na klamce, a plecami
opierając się o gładką powierzchnię.
Napięła
mięśnie, wciąż czując się tak, jakby zrobiła coś nie tak. Możliwe, że nie
powinno jej tutaj być, zwłaszcza że ta sypialnia nie należała do niej.
Wiedziała, że pokój, do którego miała oficjalnie się udać, znajdował się na
końcu korytarza, przez co przeoczenie go wydawało się graniczyć z cudem.
Nie powinna wchodzić tutaj, ale nie mogła się powstrzymać, tym bardziej że
jeden rzut oka na wystrój pomieszczenia wystarczył, żeby zorientowała się, że
najpewniej dopisało jej szczęście.
Sypialnia
zdecydowanie wyglądała na taką, którą mogłaby zająć Jocelyne. Beatrycze
mimowolnie uśmiechnęła się na widok przestronnego pomieszczenia, utrzymanego w jasnych,
uzupełnionych ciemnymi panelami, barwach. Dodatkowo doszukała się wymalowanego
na ścianie, kwiatowego wzoru, który w najmniejszym stopniu nie skojarzył
jej się z czymś, co zostało wykonane przy pomocy szablonu. Wiedziała, że
Renesmee maluje i niemalże mogła sobie wyobrazić dziewczynę przy pracy nad
wzorem w pokoju córki. Przez krótką chwilę niemalże widziała ten moment,
co na dłuższą chwilę wytrąciło ją z równowagi. Powinna to uznać za
wspomnienie? Nie miała pewności, tak jak i nie wiedziała, czy kiedykolwiek
wcześniej miała okazję przekroczyć próg tego pomieszczenia. W gruncie
rzeczy wszystko to, co otaczało ją od chwili przebudzenia, było dla niej obce,
przeszłość zaś wydawała się opierać na opowieściach i domysłach, które
mogła w związku z nimi snuć.
Skrzywiła
się, czując, że nie pierwszy raz w nerwach zacisnęła dłonie na tyle mocno,
by wbić sobie paznokcie w skórę. Natychmiast poluzowała uścisk, bezskutecznie
próbując się uspokoić. Czuła się
dziwnie, nagle roztrzęsiona i podekscytowana tak, że przez krótką chwilę
miała wręcz problem ze złapaniem oddechu. Niespokojnie wodziła wzrokiem na
prawo i lewo, dopiero po dłuższej chwili na powrót koncentrując się na
kocie, który przywiódł ją do tego miejsca. Stworzenie jak gdyby nigdy nic
ułożyło się na łóżku, zwijając w kłębek i najwyraźniej szykując do
tego, żeby zapaść w sens. Beatrycze zawahała się, z powątpiewaniem
spoglądając na swojego jedynego towarzysza i mimowolnie zastanawiając nad
tym, czy powinna zgonić go z materaca, zwłaszcza kiedy dostrzegła
ustawiony w kącie pokoju, wyściełany koszyczek. Ostatecznie nie zrobiła
niczego, bardziej przejęta sytuacją i miejscem, w którym się
znalazła, choć nie sądziła, że w ogóle do tego dojdzie.
Musiała się
pospieszyć, ale to wcale nie było takie proste. Nasłuchiwała, koncentrując się
zwłaszcza na dźwiękach z dołu i dworu, gorączkowo zastanawiając nad
tym, czy z tego miejsca miała szansę usłyszeć podjeżdżający samochód.
Mogła tylko zgadywać, kiedy Joce i reszta zamierzali wrócić do domu, tym
bardziej że nie miała pojęcia, kiedy w ogóle z niego wyszli. Wciąż
liczyła się, że cokolwiek mogłoby pójść nie tak i że w najgorszym
wypadku zrobi z siebie idiotkę, zwłaszcza że nie miała żadnego sensownego
wytłumaczenia tego, dlaczego w ogóle szukała czegoś, co należało do
Jocelyne. Najbardziej obawiała się, że w rzeczywistości w chwili, w której
weźmie przedmiot do rąk, nie wydarzy się nic, kolejny raz pozostawiając ją bez
perspektyw i jakiejkolwiek szansy na to, żeby ruszyć z miejsca.
Po prostu się skup!, nakazała sobie
stanowczo, chociaż to wcale nie było takie proste. W głowie miała mętlik,
coraz mniej pewna tego, co tak naprawdę chciała osiągnąć. Co więcej, jeśli już
miała być ze sobą szczera, musiała przyznać, że się bała – i nic nie była w stanie
na to poradzić. Wrażenie było takie, jakby stopniowo przymierzała się do
czegoś, co nie mogło przynieść niczego dobrego, choć to wydawało się bez sensu.
To, czego oświadczyła ostatnim razem, nie było dla niej jasne, zresztą nie
sądziła, żeby jakkolwiek źle na nią wpłynęło. Pamiętała, że straciła
przytomność, ale…
Ophelio.
Zadrżała,
po czym raz jeszcze rozejrzała się po pokoju. Chociaż nie potrafiła wyjaśnić,
skąd brało się to uczucie, momentalnie zrobiło jej się zimno, zupełnie jakby
temperatura otoczenia nagle spadła o kilka znaczących stopni. Spojrzała w stronę
okna, to jednak było zamknięte, dokładnie tak jak w chwili, w której
weszła do pomieszczenia. Wzięła kilka głębszych wdechów, świadoma tłukącego jej
się w piersi serca, zdradzającego o wiele więcej, aniżeli mogłaby
sobie tego życzyć. To już nie były tylko podekscytowanie czy strach, ale
konkretna mieszanka skrajnych emocji, nad którą mimo szczerych chęci nie
potrafiła zapanować.
Po prostu się pośpiesz, warknęła na
siebie w duchu. Stanie i bezmyślne wpatrywanie się w przestrzeń
zdecydowanie nie było tym, co miało szansę przynieść jakikolwiek zadowalający
efekt.
W pierwszym
odruchu chciała podejść do biurka albo najbliższego regału, ale w ostatniej
chwili się powstrzymała. Nie, to byłoby o wiele za proste, a przynajmniej
miała wrażenie, że Joce była zbyt nieśmiała, żeby zostawić taką rzecz na
widoku. Nie miała okazji poznać tej dziewczyny aż tak dobrze, jak mogłaby tego
oczekiwać, ale z jakiegoś powodu czuła się tak, jakby w rzeczywsitości
spędziła z Jocelyne całe tygodnie, miesiące a może nawet lata. W efekcie
zadziwiająco łatwo przyszło jej wyobrażenie sobie tego, że pół-wampirzyca
pokusiłaby się o coś więcej, aniżeli zostawienie notesu na widoku – i to
zwłaszcza w sytuacji, gdyby ten był dla niej ważny. Może to nie miało
sensu, ale Beatrycze czuła się gotowa, by przed samą sobą przysiąc, że ten,
którego szukała, jak najbardziej miał dla Joce znaczenie.
Nogi same
powiodły ją ku zaścielonemu łóżku. Wsunęła dłoń po poduszkę, chociaż tym razem
nie spodziewała się znaleźć tam niczego, co mogłoby ją zainteresować.
Westchnęła cicho, mimo wszystko nie rozczarowana, zwłaszcza że liczyła się z tym,
że zadanie wcale nie okaże się aż takie proste, jak mogłaby tego oczekiwać.
Wciąż pełna wątpliwości, z wolna wyprostowała się, po czym raz jeszcze –
już bardziej z przyzwyczajenia niż faktycznej obawy – powiodła wzrokiem po
pomieszczeniu, chcąc upewnić się, że była sama. Zaniepokoił ją ruch, który
dostrzegła w jednym z kątów, szybko jednak zorientowała się, że to po
prostu lustro – niewielkie, ale efektowne, zresztą tak jak i stoliczek,
który ustawiono tuż pod nim. Dostrzegła tam szczotkę, kilka kosmetyków i ozdób
do włosów, chociaż nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek widziała Joce
inaczej niż z rozpuszczonymi lokami. To sprawiło, że na krótką chwilę
zawahała się, mając wątpliwości co do tego, czy jednak nie pomyliła
pomieszczeń, uczucie to jednak zniknęło z chwilą, w której uwagę
Beatrycze przykuło coś jeszcze.
Pluszaki.
Zaledwie
kilka, zresztą usadzono je w taki sposób, że wyglądały bardziej jak
ozdobna kompozycja niż kącik zabaw dziecka. Uwagę Beatrycze przykuł zwłaszcza
pokaźnych rozmiarów, znajdujący się w samym centrum miś, zwłaszcza że
nawet teraz potrafiła wyobrazić sobie drobniutką Joce koło tej konkretnej
zabawki. Kolejny raz naszło ją dziwne wrażenie, że wcale nie gdybała, ale
faktycznie miała o czymś, co miało miejsce – i co widziała osobiście,
być może niedawno albo całe lata temu. To wystarczyło, żeby z miejsca poczuła
się jeszcze bardziej nieswojo, chociaż nie przypuszczała nawet, że to w ogóle
możliwe.
Z wolna
podeszła bliżej, obserwując zabawki i próbując zrozumieć, skąd brała się
odczuwana przez nią satysfakcja. W milczeniu wpatrywała się w pluszaki,
po chwili dochodząc do wniosku, że z jakiegoś powodu prócz napięcia
towarzyszył jej również smutek – tak po prostu, zupełnie jakby miała powody,
żeby się zamartwiać. Bezwiednie założyła ramiona na piersiach, dłońmi nerwowo
pocierając przedramiona, żeby móc się rozgrać. Czuła się… dziwnie pusta,
jakkolwiek niedorzeczne by się to nie wydawało. Co więcej, wciąż nie mogła
pozbyć się wrażenia, że umykało jej coś istotnego, co mogłoby z łatwością
wytłumaczyć odczuwaną przez nią nostalgię. Nie miała pojęcia, jaki to w ogóle
miało związek z pluszakami, czy może razem myśleniem o dzieciach,
jednak niezależnie od przyczyny nie potrafiła się tych uczuć pozbyć.
Zamrugała
nieco nieprzytomnie, co najmniej zaskoczona wilgocią, którą nagle poczuła na
policzkach. Machinalnie otarła twarz, tym samym utwierdzając się w przekonaniu,
że płakała, choć zdecydowanie nie miała takiego zamiaru. Dlaczego czuła smutek?
I tę pustkę, co najmniej jakby odebrano jej coś bardzo ważnego, co…
Moje dziecko…
Wzdrygnęła
się, coraz bardziej niespokojna. Wciąż czuła chłód, ale już nie miała złudzeń
co do tego, czy ten faktycznie miał jakikolwiek związek z temperaturą. Tym
razem chodziło o coś innego, co przecież powinna rozumieć. Coś jej
odebrano, zresztą tak jak i wspomnienia, podczas gdy ona tak bardzo tego
potrzebowała. Wrażenie było takie, jakby utraciła coś, co w rzeczywsitości
stanowiło jej integralną część – i przez co wciąż cierpiała, choć przez
większość czasu nie zdawała sobie z tego sprawy.
Moje dziecko, pomyślała raz jeszcze i coś
w tych słowach sprawiło, że poczuła nieprzyjemny ucisk w gardle.
Dokładnie to powiedziała przy Lawrence’ie, gdy po raz pierwszy miała do
czynienia z notatnikiem, którego szukała teraz. Do tej pory pamiętała
niedowierzanie, a może wręcz czyste przerażenie, którego doszukała się w spojrzeniu
wampira, co najmniej jakby mówiła mu o czymś, co nie powinno mieć miejsca.
Pamiętała tamten moment jak przez mgłę, ale to wystarczyło, żeby wzbudzić w niej
wątpliwości, podsycając uczucia, które przez tyle czasu dusiła gdzieś w sobie,
niezdolna do pojęcia ich znaczenia.
Teraz
wróciły. I chociaż wciąż nie rozumiała, co takie powinna o nich
sądzić, wiedziała, że są istotne.
Drgnęła, po
czym raz jeszcze otarła oczy. Nie mogła pozwolić sobie na to, żeby jak ostatnia
idiotka tkwić w miejscu, zalewając się łzami. Co jak co, ale gdyby ktoś ją
przyłapał, na dodatek w takiej sytuacji, nie miałaby szans na
wytłumaczenie, co i dlaczego próbowała zrobić. To po prostu nie miało
sensu, ale powoli zaczynała przywykać do myśli o tym, że mało co na
pierwszy rzut oka go posiadało. Od samego początku czuła się tak, jakby trwała w iluzji,
goniąc za snem, który wcale nie musiał okazać się rzeczywistością. Życie w niepamięci
pod każdym względem wyglądało właśnie w ten sposób, niezależnie od tego,
czego by nie zrobiła. Ona po prostu w pewnym momencie zaczęła do tego
przywykać, choć ten proces wydawał się niebezpieczny i z góry skazany
na niepowodzenie – to, że miałaby ot tak porzucić przeszłość tylko dlatego, że
ta została urwana w jej umyśle.
Z
opóźnieniem uprzytomniła sobie, że w którymś momencie ułożyła obie dłonie
na brzuchu – całkowicie płaskim, co do tej pory uznawała za absolutnie
naturalny stan rzeczy. Nie rozumiała dlaczego, ale w tamtej chwili
najzwyczajniej w świecie się zawahała, gotowa przysiąc, że umykało jej coś
nader ważnego. Coś było nie tak, niezależnie od tego, co sądziła do tej pory.
Coś straciła i to wcale nie pamięć, a przynajmniej nie wyłącznie, bo
te dwie kwestie w jakiś pokrętny sposób się ze sobą łączyły. Nie rozumiała
tego, ale czuła, że to wyłącznie kwestia czasu, tym bardziej że właśnie dlatego
znalazła się w tym pokoju. Potrzebowała… tego przedmiotu, bardziej niż
wcześniej przekonana, że miał szansę odpowiedzieć na przynajmniej część z dręczących
ją pytań. Co prawda do tej pory wywoływał jedynie coraz więcej wątpliwości, ale
to mogło ulec zmianie, gdyby tylko wszystko odpowiednio rozegrała.
Ophelio!
Moment, w którym
to imię po raz kolejny rozbrzmiało w jej głowie, ostatecznie nakłoniło
Beatrycze do reakcji. Poruszając się trochę jak w transie, jak gdyby nigdy
nic przesunęła kilka pluszaków, by odsłonić skórzaną okładkę znajomego już
zeszytu. Mimowolnie uśmiechnęła się, bynajmniej nie zaskoczona widokiem notesu,
zupełnie jakby od samego początku wiedziała, że znajdzie go akurat tutaj.
Oczywiście, że tak, skoro wzywał ją dosłownie od pierwszej chwili, wydając się
dosłownie jarzyć na krawędzi jej świadomości i wołać – robić dosłownie
wszystko, byleby w końcu tutaj przyszła. Co prawda to wciąż nie był
koniec, ale teraz, gdy nareszcie miała odzyskać to, co należało do niej,
wszystko w końcu miało szansę nabrać sensu.
Pod wpływem
impulsu chciała sięgnąć po notatnik, aż rwąc się, żeby poczuć pod palcami
skórzaną okładkę, ale w ostatniej chwili zdołała się powstrzymać… Albo
raczej na jej decyzję wpłynął dźwięk, który bardzo dobrze znała, a który
mógł oznaczać tylko jedno – zbliżający się samochód, zwłaszcza że znała odgłos
silnika mercedesa, którym poruszał się Carlisle. To wystarczyło, żeby serce
Beatrycze jak na zawołanie zabiło szybciej, tłukąc się w piersi tak
gwałtownie i mocno, jakby chciało przy pierwszej okazji wyrwać się na
zewnątrz. Właśnie skończył jej się czas i to wystarczyło, żeby w pośpiechu
podjęła decyzję, przed sięgnięciem po notes naciągając rękaw bluzki na tyle, by
nie musieć dotykać okładki gołą ręką. Nie miała pojęcia, czy to miało
jakiekolwiek znaczenie, zresztą nie chciała się nad tym zastanawiać, świadoma
wyłącznie tego, że musiała wyjść z pokoju – i to najlepiej od razu,
nie chcąc ryzykować, że ktokolwiek mógłby ją zauważyć. Dopiero później
zamierzała zacząć zastanawiać się nad tym, jak powinna wykorzystać przedmiot,
który tak bardzo przez cały ten czas chciała zdobyć.
W pośpiechu
podeszła do drzwi i – wcześniej upewniwszy się, że korytarz jest
opustoszały – ostrożnie wyślizgnęła się na zewnątrz. Poczuła ulgę, kiedy bez
przeszkód dotarła do gościnnej sypialni, którą na samym początku wskazała jej
Renesmee. Odetchnęła, ledwo tylko opadła na łóżko, wciąż dziwnie podekscytowana
i podenerwowana tak bardzo, że to wydawało się wręcz niemożliwe. Miała
wrażenie, że niewiele brakuje, żeby nadmiar emocji dosłownie rozerwał ją od środka,
dając się jej we znaki tak bardzo, że okazało się to wręcz uciążliwe.
Teraz…
musiała po prostu się upewnić, chociaż wcale nie była pewna, czy to dobry
pomysł. Potrzebowała chwili czasu i samotności, a to zdecydowanie nie
miało być aż takie proste.
Dopiero
zastanawiając się nad tym, gdzie powinna schować zdobycz, Beatrycze zrozumiała,
że niezależnie od tego, co by zrobiła, nic nie miało być w stanie ukryć
zapachu jej krwi, który pozostawiła w pokoju Jocelyne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz