14 lipca 2017

Dwieście dwadzieścia cztery

Beatrycze
Niespokojnie rozejrzała się po korytarzu. Wciąż słyszała głosy, aż nazbyt świadoma obecności pozostałych na parterze, ale starała się o tym nie myśleć. Nerwowo powiodła wzrokiem dookoła, chcąc upewnić się, czy oby na pewno nikt jej nie obserwował. Czuła, że to nie miało sensu, zwłaszcza że znajdowała się w domu istot, których zmysły znacznie przewyższały możliwości jej własnych, ale nie mogła się powstrzymać. Chociaż to wydawało się pozbawione sensu, czuła się prawie jak intruz, planując coś, czego być może nie powinna, nie będąc nawet w stanie określić, co tak naprawdę zamierzała zrobić.
Atmosfera wciąż była napięta, co w najmniejszym stopniu nie wydawało się Beatrycze dziwne. Równie małym zaskoczenie stanowiło dla niej to, że Rufus ewakuował się, ledwo tylko Claire stwierdziła, że przynajmniej tymczasowo wolała nie wracać do pokoju. Co prawda wszystko w dziewczynie wydawało się krzyczeć, że nie miała ochoty na towarzystwo, ale najwyraźniej rzeczywistość prezentowała się zgoła inaczej. Jakkolwiek by nie było, tak i stan rzeczy jak najbardziej Beatrycze odpowiadał, tak jak i fakt, że jednak miała tutaj zostać. W ogólnym zamieszaniu nikt już nie próbował wzbraniać się przed tym, żeby przeczekała kilka najbliższych dni w tym miejscu, zwłaszcza że teraz była już świadoma niebezpieczeństwa. Zdecydowanie nie zamierzała sprawdzać ile w tym prawdy, a tym bardziej schodzić do piwnicy – i to zwłaszcza po tym, czego zdążyła się dowiedzieć.
Spokój na piętrze miał w sobie coś kojącego, choć zarazem wzbudził w niej niepokój. Wciąż miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, kontrolując dosłownie każdy kolejny krok. Wrażenie było takie, jakby o każdym jej kolejnym ruchu decydowała bliżej nieokreślona, ale niezwykle wpływowa siła, wymuszająca podjęcie konkretnych decyzji. To, że tutaj była, również jawiło się Beatrycze jako część większego, nie do końca zrozumiałego dla niej planu, którego zresztą sama była elementem. Przez krótką chwilę miała ochotę z tym walczyć, ale nie potrafiła, ostatecznie dochodząc do wniosku, że to i tak trwało zbyt długo. Szukała czegoś, czego nie potrafiła nazwać i jak do tej pory nie przynosiło to rezultatu, a skoro tak, tym bardziej musiała spróbować czegoś więcej.
– Miau…
Zatrzymała się wpół kroku, momentalnie zamierając w odpowiedzi na charakterystyczny dźwięk, który doszedł ją gdzieś w ciemnościach. Natychmiast powiodła wzrokiem dookoła, a z gardła wyrwał jej się cichy, zdławiony jęk, gdy dostrzegła parę jarzących się w ciemnościach, żółtych oczu. W pierwszym odruchu cofnęła się, gotowa rzucić do ucieczki, zanim dotarło do niej, co tak naprawdę widzi. Uniosła brwi, wciąż niedowierzając i rozluźniając się dopiero w chwili, w której czarna, nieco niesforna kuleczka futra dosłownie wtoczyła jej się pod nosi, mrucząc i wydając z siebie dziwne, ciche dźwięki.
– Och… – wyrwało jej się. Zanim zastanowiła się nad tym, co robi, pośpiesznie przykucnęła, by porwać na ręce małego, kolorem przypominającego smołę kotka. – Cześć.
Oczywiście nie otrzymała odpowiedzi, ale nie miało to dla niej znaczenia. Z wahaniem przyjrzała się kotu, próbując stwierdzić, czy widziała go już wcześniej. Nie przypominała sobie, zresztą tak jak i tego, czy ktokolwiek wspominał, że mogłaby napotkać stworzenie akurat w tym domu. Z drugiej strony, obserwując ułożonego w jej ramionach, wiercącego się niespokojnie kota, ostatecznie doszła do wniosku, że nie ma możliwości, żeby stworzenie znalazło się w tym miejscu przypadkowo. Wiedziała, że zwierzęta bały się nieśmiertelnych – przynajmniej te nieprzyzwyczajone – więc spokojne zachowanie wydawało się czymś wystarczająco wymownym.
Chwilę jeszcze tkwiła w bezruchu, obserwując kota aż do momentu, w którym ten spróbował ją ugryźć. Co więcej, wydawał się z tego powodu zadowolony, najwyraźniej traktując to jako zabawę, co samo w sobie wydało się Beatrycze urocze. Machinalnie poluzowała uścisk, pozwalając żeby czarna kulka wyślizgnęła się z jej ramion, bezszelestnie lądując na podłodze i zwracając się do niej tyłem. Zanim zdążyła się choćby zastanowić nad tym, co powinna zrobić, kot jak gdyby nigdy nic popędził przed siebie, wcześniej wysoko unosząc ogon.
Właściwie sam sama nie była pewna, co zadecydowało o tym, że ruszyła w ślad za zwierzęciem. To było niczym impuls, choć niedorzecznym wydawało się, by kot wiedział, gdzie i dlaczego chciała się znaleźć. Z drugiej strony, wszystko wydawało się lepsze od próby przeszukiwania sypialni po sypialni, zwłaszcza że nie mogła ot tak zapytać domowników o miejsce, w którym znajdowała się sypialnia Jocelyne. Jeśli miała być ze sobą szczera, nie mogła pozbyć się wrażenia, że powinna to wiedzieć. Co więcej, to było tak, jakby wcześniej niejednokrotnie tutaj bywała, tylko… bardzo dawno temu – w innym życiu albo…
Przestała o tym myśleć, zbytnio zaniepokojona wnioskami, które przypadkiem mogłaby wysnuć. To i tak nie ma znaczenia, pomyślała i przez krótką chwilę naprawdę była w stanie w to uwierzyć, zresztą tak jak i w to, że postępowała słusznie. Musiała tylko coś sprawdzić, zwłaszcza po tym, jak sprawy miały się ostatnim razem. Przecież nie chciała źle, nie wspominając o tym, że wszyscy wokół wiedzieli, jak bardzo drażniła ją niepamięć. Chciała coś z tym zrobić, a po rozmowie z Miriam odszukanie notesu, który miała Jocelyne, wydawało się jedynym rozsądnym rozwiązaniem.
Czarny kot zatrzymał się przed jednym z pokoi, tym samym nakłaniając Beatrycze do postąpienia w ten sam sposób. Chwilę obserwowała, jak stworzonko staje na dwóch łapkach i zaczyna drapać pazurkami lakierowaną powierzchnię, chcąc dostać się do środka. W pośpiechu podeszła bliżej, by nacisnąć klamkę i wpuścić kota do środka. Natychmiast skorzystał z okazji, wślizgując się do wnętrza pomieszczenia już w chwili, w której uznał, że szczelina pomiędzy drzwiami a framugą jest wystarczająco szeroka. Beatrycze zawahała się i – wcześniej raz jeszcze obejrzawszy się nerwowo przez ramię – sama również weszła do pokoju. Drzwi starannie zamknęła za sobą, wciąż trzymając dłoń na klamce, a plecami opierając się o gładką powierzchnię.
Napięła mięśnie, wciąż czując się tak, jakby zrobiła coś nie tak. Możliwe, że nie powinno jej tutaj być, zwłaszcza że ta sypialnia nie należała do niej. Wiedziała, że pokój, do którego miała oficjalnie się udać, znajdował się na końcu korytarza, przez co przeoczenie go wydawało się graniczyć z cudem. Nie powinna wchodzić tutaj, ale nie mogła się powstrzymać, tym bardziej że jeden rzut oka na wystrój pomieszczenia wystarczył, żeby zorientowała się, że najpewniej dopisało jej szczęście.
Sypialnia zdecydowanie wyglądała na taką, którą mogłaby zająć Jocelyne. Beatrycze mimowolnie uśmiechnęła się na widok przestronnego pomieszczenia, utrzymanego w jasnych, uzupełnionych ciemnymi panelami, barwach. Dodatkowo doszukała się wymalowanego na ścianie, kwiatowego wzoru, który w najmniejszym stopniu nie skojarzył jej się z czymś, co zostało wykonane przy pomocy szablonu. Wiedziała, że Renesmee maluje i niemalże mogła sobie wyobrazić dziewczynę przy pracy nad wzorem w pokoju córki. Przez krótką chwilę niemalże widziała ten moment, co na dłuższą chwilę wytrąciło ją z równowagi. Powinna to uznać za wspomnienie? Nie miała pewności, tak jak i nie wiedziała, czy kiedykolwiek wcześniej miała okazję przekroczyć próg tego pomieszczenia. W gruncie rzeczy wszystko to, co otaczało ją od chwili przebudzenia, było dla niej obce, przeszłość zaś wydawała się opierać na opowieściach i domysłach, które mogła w związku z nimi snuć.
Skrzywiła się, czując, że nie pierwszy raz w nerwach zacisnęła dłonie na tyle mocno, by wbić sobie paznokcie w skórę. Natychmiast poluzowała uścisk, bezskutecznie próbując się uspokoić.  Czuła się dziwnie, nagle roztrzęsiona i podekscytowana tak, że przez krótką chwilę miała wręcz problem ze złapaniem oddechu. Niespokojnie wodziła wzrokiem na prawo i lewo, dopiero po dłuższej chwili na powrót koncentrując się na kocie, który przywiódł ją do tego miejsca. Stworzenie jak gdyby nigdy nic ułożyło się na łóżku, zwijając w kłębek i najwyraźniej szykując do tego, żeby zapaść w sens. Beatrycze zawahała się, z powątpiewaniem spoglądając na swojego jedynego towarzysza i mimowolnie zastanawiając nad tym, czy powinna zgonić go z materaca, zwłaszcza kiedy dostrzegła ustawiony w kącie pokoju, wyściełany koszyczek. Ostatecznie nie zrobiła niczego, bardziej przejęta sytuacją i miejscem, w którym się znalazła, choć nie sądziła, że w ogóle do tego dojdzie.
Musiała się pospieszyć, ale to wcale nie było takie proste. Nasłuchiwała, koncentrując się zwłaszcza na dźwiękach z dołu i dworu, gorączkowo zastanawiając nad tym, czy z tego miejsca miała szansę usłyszeć podjeżdżający samochód. Mogła tylko zgadywać, kiedy Joce i reszta zamierzali wrócić do domu, tym bardziej że nie miała pojęcia, kiedy w ogóle z niego wyszli. Wciąż liczyła się, że cokolwiek mogłoby pójść nie tak i że w najgorszym wypadku zrobi z siebie idiotkę, zwłaszcza że nie miała żadnego sensownego wytłumaczenia tego, dlaczego w ogóle szukała czegoś, co należało do Jocelyne. Najbardziej obawiała się, że w rzeczywistości w chwili, w której weźmie przedmiot do rąk, nie wydarzy się nic, kolejny raz pozostawiając ją bez perspektyw i jakiejkolwiek szansy na to, żeby ruszyć z miejsca.
Po prostu się skup!, nakazała sobie stanowczo, chociaż to wcale nie było takie proste. W głowie miała mętlik, coraz mniej pewna tego, co tak naprawdę chciała osiągnąć. Co więcej, jeśli już miała być ze sobą szczera, musiała przyznać, że się bała – i nic nie była w stanie na to poradzić. Wrażenie było takie, jakby stopniowo przymierzała się do czegoś, co nie mogło przynieść niczego dobrego, choć to wydawało się bez sensu. To, czego oświadczyła ostatnim razem, nie było dla niej jasne, zresztą nie sądziła, żeby jakkolwiek źle na nią wpłynęło. Pamiętała, że straciła przytomność, ale…
Ophelio.
Zadrżała, po czym raz jeszcze rozejrzała się po pokoju. Chociaż nie potrafiła wyjaśnić, skąd brało się to uczucie, momentalnie zrobiło jej się zimno, zupełnie jakby temperatura otoczenia nagle spadła o kilka znaczących stopni. Spojrzała w stronę okna, to jednak było zamknięte, dokładnie tak jak w chwili, w której weszła do pomieszczenia. Wzięła kilka głębszych wdechów, świadoma tłukącego jej się w piersi serca, zdradzającego o wiele więcej, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć. To już nie były tylko podekscytowanie czy strach, ale konkretna mieszanka skrajnych emocji, nad którą mimo szczerych chęci nie potrafiła zapanować.
Po prostu się pośpiesz, warknęła na siebie w duchu. Stanie i bezmyślne wpatrywanie się w przestrzeń zdecydowanie nie było tym, co miało szansę przynieść jakikolwiek zadowalający efekt.
W pierwszym odruchu chciała podejść do biurka albo najbliższego regału, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Nie, to byłoby o wiele za proste, a przynajmniej miała wrażenie, że Joce była zbyt nieśmiała, żeby zostawić taką rzecz na widoku. Nie miała okazji poznać tej dziewczyny aż tak dobrze, jak mogłaby tego oczekiwać, ale z jakiegoś powodu czuła się tak, jakby w rzeczywsitości spędziła z Jocelyne całe tygodnie, miesiące a może nawet lata. W efekcie zadziwiająco łatwo przyszło jej wyobrażenie sobie tego, że pół-wampirzyca pokusiłaby się o coś więcej, aniżeli zostawienie notesu na widoku – i to zwłaszcza w sytuacji, gdyby ten był dla niej ważny. Może to nie miało sensu, ale Beatrycze czuła się gotowa, by przed samą sobą przysiąc, że ten, którego szukała, jak najbardziej miał dla Joce znaczenie.
Nogi same powiodły ją ku zaścielonemu łóżku. Wsunęła dłoń po poduszkę, chociaż tym razem nie spodziewała się znaleźć tam niczego, co mogłoby ją zainteresować. Westchnęła cicho, mimo wszystko nie rozczarowana, zwłaszcza że liczyła się z tym, że zadanie wcale nie okaże się aż takie proste, jak mogłaby tego oczekiwać. Wciąż pełna wątpliwości, z wolna wyprostowała się, po czym raz jeszcze – już bardziej z przyzwyczajenia niż faktycznej obawy – powiodła wzrokiem po pomieszczeniu, chcąc upewnić się, że była sama. Zaniepokoił ją ruch, który dostrzegła w jednym z kątów, szybko jednak zorientowała się, że to po prostu lustro – niewielkie, ale efektowne, zresztą tak jak i stoliczek, który ustawiono tuż pod nim. Dostrzegła tam szczotkę, kilka kosmetyków i ozdób do włosów, chociaż nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek widziała Joce inaczej niż z rozpuszczonymi lokami. To sprawiło, że na krótką chwilę zawahała się, mając wątpliwości co do tego, czy jednak nie pomyliła pomieszczeń, uczucie to jednak zniknęło z chwilą, w której uwagę Beatrycze przykuło coś jeszcze.
Pluszaki.
Zaledwie kilka, zresztą usadzono je w taki sposób, że wyglądały bardziej jak ozdobna kompozycja niż kącik zabaw dziecka. Uwagę Beatrycze przykuł zwłaszcza pokaźnych rozmiarów, znajdujący się w samym centrum miś, zwłaszcza że nawet teraz potrafiła wyobrazić sobie drobniutką Joce koło tej konkretnej zabawki. Kolejny raz naszło ją dziwne wrażenie, że wcale nie gdybała, ale faktycznie miała o czymś, co miało miejsce – i co widziała osobiście, być może niedawno albo całe lata temu. To wystarczyło, żeby z miejsca poczuła się jeszcze bardziej nieswojo, chociaż nie przypuszczała nawet, że to w ogóle możliwe.
Z wolna podeszła bliżej, obserwując zabawki i próbując zrozumieć, skąd brała się odczuwana przez nią satysfakcja. W milczeniu wpatrywała się w pluszaki, po chwili dochodząc do wniosku, że z jakiegoś powodu prócz napięcia towarzyszył jej również smutek – tak po prostu, zupełnie jakby miała powody, żeby się zamartwiać. Bezwiednie założyła ramiona na piersiach, dłońmi nerwowo pocierając przedramiona, żeby móc się rozgrać. Czuła się… dziwnie pusta, jakkolwiek niedorzeczne by się to nie wydawało. Co więcej, wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że umykało jej coś istotnego, co mogłoby z łatwością wytłumaczyć odczuwaną przez nią nostalgię. Nie miała pojęcia, jaki to w ogóle miało związek z pluszakami, czy może razem myśleniem o dzieciach, jednak niezależnie od przyczyny nie potrafiła się tych uczuć pozbyć.
Zamrugała nieco nieprzytomnie, co najmniej zaskoczona wilgocią, którą nagle poczuła na policzkach. Machinalnie otarła twarz, tym samym utwierdzając się w przekonaniu, że płakała, choć zdecydowanie nie miała takiego zamiaru. Dlaczego czuła smutek? I tę pustkę, co najmniej jakby odebrano jej coś bardzo ważnego, co…
Moje dziecko…
Wzdrygnęła się, coraz bardziej niespokojna. Wciąż czuła chłód, ale już nie miała złudzeń co do tego, czy ten faktycznie miał jakikolwiek związek z temperaturą. Tym razem chodziło o coś innego, co przecież powinna rozumieć. Coś jej odebrano, zresztą tak jak i wspomnienia, podczas gdy ona tak bardzo tego potrzebowała. Wrażenie było takie, jakby utraciła coś, co w rzeczywsitości stanowiło jej integralną część – i przez co wciąż cierpiała, choć przez większość czasu nie zdawała sobie z tego sprawy.
Moje dziecko, pomyślała raz jeszcze i coś w tych słowach sprawiło, że poczuła nieprzyjemny ucisk w gardle. Dokładnie to powiedziała przy Lawrence’ie, gdy po raz pierwszy miała do czynienia z notatnikiem, którego szukała teraz. Do tej pory pamiętała niedowierzanie, a może wręcz czyste przerażenie, którego doszukała się w spojrzeniu wampira, co najmniej jakby mówiła mu o czymś, co nie powinno mieć miejsca. Pamiętała tamten moment jak przez mgłę, ale to wystarczyło, żeby wzbudzić w niej wątpliwości, podsycając uczucia, które przez tyle czasu dusiła gdzieś w sobie, niezdolna do pojęcia ich znaczenia.
Teraz wróciły. I chociaż wciąż nie rozumiała, co takie powinna o nich sądzić, wiedziała, że są istotne.
Drgnęła, po czym raz jeszcze otarła oczy. Nie mogła pozwolić sobie na to, żeby jak ostatnia idiotka tkwić w miejscu, zalewając się łzami. Co jak co, ale gdyby ktoś ją przyłapał, na dodatek w takiej sytuacji, nie miałaby szans na wytłumaczenie, co i dlaczego próbowała zrobić. To po prostu nie miało sensu, ale powoli zaczynała przywykać do myśli o tym, że mało co na pierwszy rzut oka go posiadało. Od samego początku czuła się tak, jakby trwała w iluzji, goniąc za snem, który wcale nie musiał okazać się rzeczywistością. Życie w niepamięci pod każdym względem wyglądało właśnie w ten sposób, niezależnie od tego, czego by nie zrobiła. Ona po prostu w pewnym momencie zaczęła do tego przywykać, choć ten proces wydawał się niebezpieczny i z góry skazany na niepowodzenie – to, że miałaby ot tak porzucić przeszłość tylko dlatego, że ta została urwana w jej umyśle.
Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że w którymś momencie ułożyła obie dłonie na brzuchu – całkowicie płaskim, co do tej pory uznawała za absolutnie naturalny stan rzeczy. Nie rozumiała dlaczego, ale w tamtej chwili najzwyczajniej w świecie się zawahała, gotowa przysiąc, że umykało jej coś nader ważnego. Coś było nie tak, niezależnie od tego, co sądziła do tej pory. Coś straciła i to wcale nie pamięć, a przynajmniej nie wyłącznie, bo te dwie kwestie w jakiś pokrętny sposób się ze sobą łączyły. Nie rozumiała tego, ale czuła, że to wyłącznie kwestia czasu, tym bardziej że właśnie dlatego znalazła się w tym pokoju. Potrzebowała… tego przedmiotu, bardziej niż wcześniej przekonana, że miał szansę odpowiedzieć na przynajmniej część z dręczących ją pytań. Co prawda do tej pory wywoływał jedynie coraz więcej wątpliwości, ale to mogło ulec zmianie, gdyby tylko wszystko odpowiednio rozegrała.
Ophelio!
Moment, w którym to imię po raz kolejny rozbrzmiało w jej głowie, ostatecznie nakłoniło Beatrycze do reakcji. Poruszając się trochę jak w transie, jak gdyby nigdy nic przesunęła kilka pluszaków, by odsłonić skórzaną okładkę znajomego już zeszytu. Mimowolnie uśmiechnęła się, bynajmniej nie zaskoczona widokiem notesu, zupełnie jakby od samego początku wiedziała, że znajdzie go akurat tutaj. Oczywiście, że tak, skoro wzywał ją dosłownie od pierwszej chwili, wydając się dosłownie jarzyć na krawędzi jej świadomości i wołać – robić dosłownie wszystko, byleby w końcu tutaj przyszła. Co prawda to wciąż nie był koniec, ale teraz, gdy nareszcie miała odzyskać to, co należało do niej, wszystko w końcu miało szansę nabrać sensu.
Pod wpływem impulsu chciała sięgnąć po notatnik, aż rwąc się, żeby poczuć pod palcami skórzaną okładkę, ale w ostatniej chwili zdołała się powstrzymać… Albo raczej na jej decyzję wpłynął dźwięk, który bardzo dobrze znała, a który mógł oznaczać tylko jedno – zbliżający się samochód, zwłaszcza że znała odgłos silnika mercedesa, którym poruszał się Carlisle. To wystarczyło, żeby serce Beatrycze jak na zawołanie zabiło szybciej, tłukąc się w piersi tak gwałtownie i mocno, jakby chciało przy pierwszej okazji wyrwać się na zewnątrz. Właśnie skończył jej się czas i to wystarczyło, żeby w pośpiechu podjęła decyzję, przed sięgnięciem po notes naciągając rękaw bluzki na tyle, by nie musieć dotykać okładki gołą ręką. Nie miała pojęcia, czy to miało jakiekolwiek znaczenie, zresztą nie chciała się nad tym zastanawiać, świadoma wyłącznie tego, że musiała wyjść z pokoju – i to najlepiej od razu, nie chcąc ryzykować, że ktokolwiek mógłby ją zauważyć. Dopiero później zamierzała zacząć zastanawiać się nad tym, jak powinna wykorzystać przedmiot, który tak bardzo przez cały ten czas chciała zdobyć.
W pośpiechu podeszła do drzwi i – wcześniej upewniwszy się, że korytarz jest opustoszały – ostrożnie wyślizgnęła się na zewnątrz. Poczuła ulgę, kiedy bez przeszkód dotarła do gościnnej sypialni, którą na samym początku wskazała jej Renesmee. Odetchnęła, ledwo tylko opadła na łóżko, wciąż dziwnie podekscytowana i podenerwowana tak bardzo, że to wydawało się wręcz niemożliwe. Miała wrażenie, że niewiele brakuje, żeby nadmiar emocji dosłownie rozerwał ją od środka, dając się jej we znaki tak bardzo, że okazało się to wręcz uciążliwe.
Teraz… musiała po prostu się upewnić, chociaż wcale nie była pewna, czy to dobry pomysł. Potrzebowała chwili czasu i samotności, a to zdecydowanie nie miało być aż takie proste.
Dopiero zastanawiając się nad tym, gdzie powinna schować zdobycz, Beatrycze zrozumiała, że niezależnie od tego, co by zrobiła, nic nie miało być w stanie ukryć zapachu jej krwi, który pozostawiła w pokoju Jocelyne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa