Claire
Kobieta z wolna podeszła
bliżej, stając wystarczająco blisko, by Claire mogła jej się przyjrzeć. Była
wysoka i ciemnowłosa, w mroku zaś dziewczyna nie potrafiła
jednoznacznie stwierdzić, czy miała do czynienia z brunetką, czy szatynką.
Wiedziała jedynie, że zdecydowanie widziała nieznajomą po raz pierwszy, a sama
tylko bliskość wampirzycy wystarczyła, żeby wzbudzić w niej wątpliwości.
Najbardziej zaniepokoił ją fakt, że nieśmiertelna dosłownie przenikała ją
wzrokiem, wpatrując nań tak uważnie, że Claire momentalnie zapragnęła zniknąć
jej z oczu. To nie było normalne, nie wspominając o tym, że za żadne
skarby nie potrafiła określić intencji kobiety, świadoma co najwyżej tego, że
ta wydawała się zaskoczona.
Wampirzyca
podejrzliwie zmrużyła oczy. Wciąż milczała, uparcie wpatrując się w Claire
i wydając się nad czymś intensywnie myśleć. To, że dziewczyna mogłaby być
zaniepokojona, dosłownie wtulając w ścianę, by trzymać się od
potencjalnego przeciwnika na dystans, wyraźnie nie robiło na przybyszce
wrażenia. W zasadzie konsternacja na twarzy nieśmiertelnej jasno dała
pół-wampirzycy do zrozumienia, że przybyszka nie zwracała uwagi na targające
nią emocje. Przynajmniej nic nie wskazywało na to, żeby była przejęta reakcją
Claire, dziewczynie zaś trudno było jednoznacznie stwierdzić czy to dobrze, czy
może wręcz przeciwnie. W gruncie rzeczy nie wiedziała niczego, skupiona
przede wszystkim na utrzymaniu dystansu pomiędzy sobą a całkowicie obcą
jej wampirzycą.
Na pewno
nie miała do czynienia z kimś znajomym, ale to okazało się pocieszające.
Biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnim czasie polowały na nich wampiry,
które widziała pierwszy raz na oczy, konfrontacja z kolejnym intruzem
mogła skończyć się w dosłownie każdy, również niepokojący sposób. To
jedynie utwierdziło Claire w przekonaniu, że popełniła błąd, decydując się
gdziekolwiek zatrzymać, ale co mogła zrobić? Teraz nawet czekanie na Setha
wydawało się nie mieć sensu, bo gdyby stojąca przed nią wampirzyca spróbowała
ją skrzywdzić albo od razu zabić, nikt by jej nie powstrzymał. Nie, skoro w grę
wchodziły sekundy, bo wystarczyłby jeden konkretny ruch, żeby doprowadzić
sprawy do końca.
Z tym, że
nic nie wskazywało, żeby kobieta miała taki zamiar. Milczała, ograniczając się
do biernej obserwacji, ale nic ponadto. W efekcie Claire miała wrażenie,
że czas ciągnął się w nieskończoność, co samo w sobie okazało się co
najmniej nieprzyjemnym doświadczeniem. Cóż, nie miała wyboru, zresztą wszystko
wydawało się lepsze, jeśli tylko zapewniłoby jej przeżyciem. W duchu
odliczała kolejne sekundy, próbując zachować spokój i chociaż odrobinę się
uspokoić. Strach był czymś naturalnym, ale nie mogła pozwolić sobie na
nadmierną słabość, bo wtedy co najwyżej sprowokowałaby stojącą przed nią
kobietę do ataku. Gdyby sobie na to pozwoliła…
Po prostu stój i czekaj, warknęła
na siebie w duchu. Gdyby chciała cię
skrzywdzić, zrobiłaby to na samym wstępie… Prawda?
Chciała
przekonać samą siebie, że to miało sens, ale z jakiegoś powodu nie
potrafiła w to uwierzyć. Nie mogła, zresztą spojrzenie nieśmiertelnej było
zbyt wymowne i przenikliwe, by Claire uwierzyła, że to zwykły przypadek, że
wampirzyca przyszła akuratniej. Obserwowała, próbując zrozumieć, dlaczego czuła
się tak dziwnie, zupełnie jakby ta kobieta pozostawała kimś, kogo powinna znać.
Zrozumiała to nagle, w oszołomieniu uprzytomniając sobie, że czuła z nieznajomą
coś, co była w stanie określić wyłącznie mianem… swego rodzaju więzi,
chociaż to wydawało się bez sensu. Jak mogłoby, skoro widziały się po raz
pierwszy, nie wspominając o tym, że samo tylko spojrzenie rubinowych
tęczówek wystarczyło, żeby przyprawić ją o dreszcze.
Była przewrażliwiona,
co w połączeniu ze strachem dawało co najmniej dziwny, irracjonalny efekt.
W inny sposób nie potrafiła tego wytłumaczyć, a może po prostu nie chciała,
przytłoczona nadmiarem bodźców i informacji. Po tym, jak uciekła z domu
Marissy, rozpamiętując wszystko to, co powiedział jej Rufus, trudno był choćby
próbować koncentrować się na czymkolwiek innym, o uwierzeniu w przypadek
nie wspominając. W końcu jaka istniała szansa, że akurat teraz i to
akurat w pobliżu domu Issie, mogłaby trafić na przypadkowego nomadę, którego
co najwyżej interesowałoby ewentualne towarzystwo?
– To nie ma
sensu…
Drgnęła,
słysząc melodyjny, skonsternowany głos. Nieznajoma dosłownie wyjęła jej to
stwierdzenie z ust, tym samym wzbudzając w Claire jeszcze więcej
wątpliwości. Dziewczyna wyprostowała się niczym struna, niespokojnie obserwując
swoją rozmówczynię i próbując zrozumieć, dlaczego ta wpatrywała się w nią
aż tak dziwnie. W spojrzeniu kobiety nie było złości czy głodu, ale przede
wszystkim oszołomienie, zupełnie jakby wyczuwała i rozumiała coś, czego
Claire mogła co najwyżej się domyślać.
Machinalnie
mocniej przywarła do ściany, żałując, że nie potrafiła się w nią wtopić. W tamtej
chwili nie pogardziłaby zdolnościami Camerona, potrafiącego ot tak stać się
niewidzialnym, co zdecydowanie ułatwiłoby ucieczkę. Co prawda wciąż mogła
spróbować rzucić się do biegu, zwłaszcza że wampirzyca znajdowała się w odległości
wystarczającej, by Claire mogła przy odrobinie szczęścia ją wyminąć, ale
ostatecznie dziewczyna nie zdobyła się na aż tak wielkie ryzyko. W zamian
bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści, uparcie tkwiąc w bezruchu i wręcz
modląc się, żeby nieznajoma straciła zainteresowanie – wycofała się albo… zrobiła
cokolwiek innego, byleby tylko przestać w tak niepokojący sposób się na
nią patrzeć.
Nic
podobnego nie miało miejsca. Omal nie wyszła z siebie, kiedy w zamian
wampirzyca podeszła jeszcze bliżej, nagle materializując się tak blisko, że
Claire była w stanie wyczuć bijący od jej ciała chłód. W tamtej
chwili oddech przyśpieszył jej się w stopniu wystarczającym, by nagle
zwątpiła, czy w ogóle będzie w stanie swobodnie zaczerpnąć powietrza.
Niespokojnie zmierzyła wzrokiem bladą twarz przybyszki, koncentrując się przede
wszystkim na lśniących, rubinowych tęczówkach, niemalże spodziewając się, że te
nagle przybiorą wygląd żarzącego się węgla. Obawiała się tego, wręcz będąc w stanie
wyobrazić sobie, że wampirzyca traci kontrolę, a potem – kierowana głodem –
jednak rzuca jej się do gardła. Na samą myśl robiło jej się gorąco, nie
wspominając o tym, że wręcz musiała powstrzymywać się od zbyt gwałtownego
ruchu albo uniesienia dłoni do szyi.
Z tym, że
nic nie wskazywało, żeby nieśmiertelna zainteresowana była jej krwią. Chodziło o coś
innego, a sądząc po spokojnym zachowaniu i tym, że tęczówki
wampirzycy wciąż pozostawały niezmiennie czerwone, najwyraźniej chodziła po
świecie wystarczająco długo, żeby w pełni kontrolować pragnienie. Claire
nie była pewna czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie, ale obserwując tę
kobietę, stopniowo zaczynała dochodzić do wniosku, że chyba jednak wolałaby,
gdyby chodziło o coś tak prymitywnego, jak polowanie.
– Jak masz
na imię?
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, co najmniej wytrącona pytaniem, które padło z ust
nieśmiertelnej. Jej głos brzmiał łagodnie, a przynajmniej takie wrażenie
sprawiał, bo w przypadku wampirów niczego nie mogła być tak naprawdę
pewna. Co więcej, zdecydowanie nie tego się spodziewała, nagle zaczynając
wątpić, czy w ogóle powinna odpowiadać. Dlaczego ktoś obcy miałby
prowadzić rozmowę akurat w ten sposób, zwłaszcza jeśli jej nie znał?
Wciąż
milczała, niezdolna wykrztusić z siebie chociażby słowa. Oddychała szybko i płytko,
jednocześnie mocno zaciskając dłonie w pięści. Czuła się niemalże jak w łazience,
czekając aż mrowienie w ramieniu ustanie i będzie mogła skoncentrować
się na czymkolwiek innym. W głowie miała pustkę, ale za wszelką cenę
próbowała ignorować to uczucie, w zamian raz po raz powtarzając sobie, że
powinna zachować czujność. Co prawda na to wydawało się trochę za późno, skoro
już zdążyła wpakować się w kłopoty, ale nie chciała się nad tym zastanawiać,
zbytnio obawiając się wniosków, które ostatecznie mogłaby wyciągnąć.
Słodka
bogini, to nie powinno być tak. Nie powinno, ale…
– Nie patrz
na mnie w ten sposób, tylko odpowiedz. Jak masz na imię? – ponowiła
pytanie kobieta, tym razem wyraźnie zniecierpliwiona. – Hej, mówię do ciebie! –
dodała, po czym dla lepszego efektu ujęła dziewczynę pod brodę, zmuszając do
spojrzenia sobie w oczy.
– Claire –
wyrzuciła z siebie na wydechu. Nie miała innego wyboru, nie wspominając o tym,
że wolała nie ryzykować kłamstwa. Wampiry zwykle próbowały wyczuć o wiele
więcej, niż istoty bardziej śmiertelne, zresztą prowokowanie kogoś o czerwonych
oczach nigdy nie było dobrym pomysłem. – Jestem Claire, ale…
Urwała,
sama niepewna, co jeszcze mogłaby powiedzieć. Wampirzycy najwyraźniej i tak
było wszystko jedno, bo uzyskawszy odpowiedź, dosłownie wyprostowała się niczym
struna, w następnej sekundzie gwałtownie zwiększając dzielącą ją od dziewczyny
odległość. Na twarzy wciąż malowała się konsternacja, ostatecznie przechodząc w coś,
co Claire była w stanie uznać wyłącznie jako swego rodzaju niedowierzanie,
zupełnie jakby samą swoją obecnością zaprzeczała temu, co z założenia
powinno być oczywiste.
– Claire… – powtórzyła w końcu kobieta.
– Ale to przecież… nie ma sensu – stwierdziła po raz kolejny. Nieznacznie potrząsnęła
głową, wyraźnie próbując odrzucić od siebie jakąś myśl. – Twoja aura… Ty cała…
Aura?
Wiedziała, o czym mówiła ta kobieta, tym bardziej że niemal na każdym
kroku miała do czynienia z telepatami. Czyżby nieznajoma również należała
do tego grona? Nie miała pojęcia, to zresztą wydawało się najmniej istotne,
przynajmniej w tamtej chwili Niespokojnie obserwowała wampirzycę, kiedy ta
nerwowo krążyła tam i z powrotem, myśląc sobie coś, co ostatecznie
zdecydowała się zachować dla siebie. Nawet po wyrazie jej twarzy trudno było
jednoznacznie stwierdzić, co takiego chodziło wampirzycy po głowie, co również
okazało się problematyczne. Tak przynajmniej sądziła Claire, z każdą
kolejną sekundą utwierdzając się w przekonaniu, że coś było nie tak – i że
najwyraźniej miała z tym jakiś związek, chociaż nie miała pojęcia
dlaczego.
Bała się
poruszyć czy choćby głębiej odetchnąć, nie chcąc ryzykować, że znów ściągnie na
siebie uwagę przybyszki. Wolała, żeby nieśmiertelna trzymała się od niej na
dystans, zwłaszcza że nadal nie potrafiła przewidzieć jej intencji. Miała przez
reakcję wampirzycy rozumieć, że ta ją znała? Być może, choć i to nie
okazało się na tyle jasne, by pozwolić Claire na wyciagnięcie jakichkolwiek
konkretnych wniosków. W gruncie rzeczy niczego już nie rozumiała, nie
mogąc cieszyć się nawet tak podstawową wiedzą, jak znajomość imienia
potencjalnej przeciwniczki. Oczywiście mogła spróbować o to zapytać, ale
wątpiła, żeby uzyskała odpowiedź, nie wspominając już o tym, że w ten
sposób jak nic ściągnęłaby na siebie niepotrzebną uwagę. O wiele prościej
było milczeć i grać na zwłokę, w duchu modląc się o pojawienie
kogokolwiek. Nie wiedziała, ile czasu minęło od chwili, w której opuściła
dom Marissy, ale miała wrażenie, że wystarczająco dużo, by mogła liczyć na
pojawienie się przynajmniej Rufusa. Miała wręcz ochotę go zawołać, chociaż
takie rozwiązanie zdecydowanie nie wchodziło w grę, przynajmniej na razie.
Wątpiła, żeby wampirzyca tak po prostu zignorowała nagłe nawoływanie o pomoc,
zresztą tak długo, jak wciąż trzymała się na dystans…
Kobieta
nagle zesztywniała, prostując się niczym struna i spoglądając w głąb
opustoszałej uliczki. Claire również się spięła, po czym również podążyła
wzrokiem w odpowiednim kierunku, przez krótką chwilę mając nadzieję
dostrzec jakąkolwiek znajomą osobę – przynajmniej ojca, bo wciąż miała
wątpliwości co do tego, czy Seth był na tyle blisko, żeby pojawić się w porę.
Tym większe rozczarowanie poczuła, kiedy zorientowała się, że widzi obcego
chłopaka – pół-wampira, jak nagle sobie uświadomiła – który z wolna
podszedł bliżej, bez chwili wahania skracając dystans dzielący go od obcej
Claire wampirzycy.
– Ach…
Mówiłam ci, żebyś za mną nie lazł! – obruszyła się kobieta, potrząsając z niedowierzaniem
głową. Najwyraźniej się znali, co w najmniejszym nawet stopniu nie
poprawiło Claire humoru. – Skoro już musiałeś przyjść, poczekaj na mnie…
gdziekolwiek, dobra? Muszę… coś załatwić – dodała i jej głos mimo wszystko
zabrzmiał łagodnie, nawet jeśli słowa wydawały się brzmieć co najmniej
niepokojąco.
Załatwić? Nie, to zdecydowanie nie
brzmiało pocieszająco, jawiąc bardziej jako wyrok, chociaż wrażenie to równie
dobrze mogło potwierdzać fakt przewrażliwienia. Zwłaszcza w obecnej
sytuacji Claire nie była już niczego pewna, coraz bardziej osaczona i zdezorientowana
sytuacją. Jeśli wcześniej czuła się zagrożona, pojawienie się kolejnej obcej
osoby jedynie spotęgowało to wrażenie, wręcz popychając dziewczynę do ucieczki.
Może gdyby wykorzystała okazję, mogłaby rzucić się do biegu, tym samym zyskując
przynajmniej chwilową przewagę. Gdyby dostała się do głównej drogi, być może
zniechęciłaby wampirzycę do próby pogoni, a potem…
Z tym, że
kobieta wciąż ją obserwowała, bardziej czujna, aniżeli mogłoby się wydawać na
pierwszy rzut oka. Claire czuła to wyraźnie, gotowa przysiąc, że nieznajoma
koncentrowała się na niej nawet wtedy, gdy zwracała się do swojego na wpół
ludzkiego towarzysza. To skutecznie przekreśliło plany ucieczki, zmuszając
dziewczynę do dalszego tkwienia w miejscu. Tak było rozsądniej,
przynajmniej na razie, choć równie dobrze mogło okazać się, że tak naprawdę
wręcz prosiła się o nieszczęście.
O bogini,
dlaczego jako jedyna z kuzynostwa nie była telepatką? Gdyby przynajmniej
mogła się bronić, może wszystko stałoby się prostsze, ale przynajmniej
tymczasowo mogła co najwyżej czekać i modlić się o pojawienie… Cóż,
kogokolwiek życzliwego.
Kątem oka
wychwyciła ruch, kiedy pół-wampir wykonał jakiś dziwny gest dłońmi, wyraźnie
zwracając się do wampirzycy. Kobieta westchnęła, po czym potrząsnęła głową,
bardziej rozdrażniona niż do tej pory.
–
Przypominam ci po raz kolejny, że nie znam migowego, Oliver – oznajmiła
chłodno. – Rany… Czego ty wciąż ode mnie chcesz, co?
Nie
odpowiedział, co zresztą było do przewidzenia. Zrozumienie pojawiło się nagle, a Claire
aż gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, kiedy dotarło do niej, kim jest
ten chłopak. Nie miała okazji spotkać tego dziwnego pół-wampira, który nie
mówił i o którym wspominała jej mama, ale to nie przeszkadzało w rozpoznaniu
go. W końcu po świecie nie kręciło się szczególnie wielu nieśmiertelnych,
którzy wyróżnialiby się od swoich pobratymców w akurat taki sposób.
Istniało naprawdę niewiele chorób, które potrafiły wpłynąć na hybrydy, nie
wspominając o tym, że jakiekolwiek inne defekty wydawały się czymś dla
tych istot nienaturalnym. Cóż, najwyraźniej się myliła, a gatunek, do
którego należała, skrywał o wiele więcej tajemnic, niż do tej pory mogłaby
przypuszczać, to jednak wydało się dziewczynie najmniej istotne.
Więc miała
do czynienia z kimś z Miasta Nocy. Nie była pewna czy to dobrze, czy
źle, a już na pewno nie czuła się lepiej. Niespokojnie obserwowała, raz po
raz zastanawiając nad tym, czego powinna się spodziewać. Mama sugerowała, że
Oliver był kimś miłym, komu najpewniej mogłaby zaufać, ale… Och, to nie było
takie proste. Co więcej, wciąż pozostawała ta wampirzyca, która na dodatek miała
jakieś plany względem niej. To przynajmniej zasugerowała, wręcz nakłaniając
chłopaka do odejścia.
Nie idź. O bogini, po prostu nie idź,
bo…
Nie
potrafiła dokończyć, a tym bardziej wypowiedzieć tych słów na głos.
Uparcie milczała, w duchu odliczając kolejne sekundy i czekając na
coś, co pozostawało dla niej zagadką. Niespokojnie wodziła wzrokiem to w stronę
Olivera, to znów wampirzycy, skupiając się przede wszystkim na tej drugiej, bo
to właśnie ta wzbudzała w niej silniejszy niepokój. Pomyślała, że mogła spróbować
się wtrącić i wprost zapytać, kto i czego od niej chciał, ale nie
była w stanie wykrztusić z siebie chociaż słowa. Słodka bogini, tak
naprawdę nie musiała tego wiedzieć, w zamian co najwyżej marząc o przynajmniej
chwilowym spokoju. Pragnęła uciec gdzieś, gdzie poczułaby się bezpieczniej,
zdecydowanie nie zamierzając tkwić w tym zaułku i zdawać na intencje
nieznajomych. Ta wampirzyca wzbudzała w niej zbyt wiele wątpliwości,
których za żadne skarby Claire nie potrafiła sprecyzować.
W nerwach
prawie przegapiła moment, w którym Oliver się przemieścił. Nie zwracała
uwagi na to, co robił chłopak, przez co tym bardziej zaskoczył ją moment, w którym
wyciągnął do wampirzycy dłoń, podając coś, co ostatecznie okazało się zwykłą
kartką papieru. Wyraźnie usłyszała westchnienie poirytowanej kobiety, ta jednak
nie próbowała ani protestować, ani ignorować reakcji Olivera. Krótko zerknęła
na notatę, po czym wywróciła oczami, wyraźnie podenerwowana.
– Tak, tak…
Zaczynasz mnie wkurzać, wiesz? – stwierdziła z rozdrażnieniem kobieta. –
Jesteś moim ojcem czy jak? – zadrwiła, a Oliver w odpowiedzi
zaszczycił ją kolejną kartką. Tym razem Claire zdążyła zarejestrować mały notes
w jego dłoniach, w którym chłopak w pośpiechu zapisywał jakieś
słowa, ostatecznie wyrywając stronę, by móc przekazać ją wampirzycy. – Jaja
sobie ze mnie robisz, prawda?
Odpowiedziało
jej wymowne milczenie, co zresztą było do przewidzenia. Z gardła
nieśmiertelnej wyrwał się zdławiony jęk, jednoznacznie świadczący o tym,
że nie była zachwycona tym, co miał jej do przekazania chłopak.
Kobieta
westchnęła, po czym odrzuciła od siebie zapisaną kartkę. Oliver nawet nie
drgnął, bynajmniej nie sprawiając wrażenia urażonego takim zachowaniem. Do
Claire w niejakim oszołomieniu dotarło, że być może doświadczał go na co
dzień, chociaż zarazem nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Nie pojmowała,
dlaczego w takim razie wciąż trwał przy tej kobiecie, skoro ta wyraźnie go
nie tolerowała, ale nie chciała się nad tym zastanawiać. W gruncie rzeczy
ten problem nie należał do niej, najmniej istotny ze wszystkich, przynajmniej
biorąc pod uwagę sytuację, w której się znalazła.
– Claudia i Claudia…
Szlag, nie potrafisz mówić, ale prawie jestem w stanie wyobrazić sobie to
twoje zrzędzenie – rzuciła z irytacją wampirzyca. Przeczesała włosy
palcami, odrzucając ciemne pasma na plecy. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego,
jak bardzo mnie to irytuje – stwierdziła chłodno kobieta i być może dodała
coś jeszcze, ale Claire nie była w stanie skoncentrować się na kolejnych
słowach.
Nie, skoro w końcu
zrozumiała. Zesztywniała cała, przez krótką chwilę czując się tak, jakby ktoś ją
uderzył. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, kiedy spojrzała na – jak nagle
do niej dotarło, bo to zdecydowanie nie mógł być przypadek – Claudię.
Stwórczyni Dimitra jak gdyby nigdy nic stała tuż przed nią, być może pod inną
postacią, chociaż Claire nie miała porównania, skoro tak naprawdę pierwszy raz
widziała nieśmiertelną na oczy. Jakby tego było mało, wampirzyca, która prawie
że zabiła Isabeau, wcześniej fundując królowej tak wiele bólu, spokojnie stała
tuż obok niej, na dodatek wyraźnie czegoś oczekując. To nie miało sensu, skoro
nie powinny mieć ze sobą żadnego związku, ale przecież równie nienormalna
wydawała się obecność tej kobiety akurat w tym miejscu. Czuła się coraz
bardziej oszołomiona, niczego już nie rozumiejąc i nawet nie widząc
sposobu na to, żeby ten stan rzeczy uległ zmianie.
Uświadomiła
sobie, że napięła mięśnie, machinalnie pochylając się do przodu. Być może to
nie było rozsądne, ale nie dbała o to, reagując w całkowicie
podświadomy, pozbawiony kontroli sposób. Z jakiegoś powodu miała wrażenie,
że istniał dość istotny powód, dla którego Claudia przyszła akurat teraz, na
dodatek do niej – z tym, że mimo usilnych starań nie potrafiła stwierdzić w czym
rzecz.
–
Dlaczego…? – wyrwało jej się i tym samym na powrót zwróciła na siebie
uwagę wampirzycy, ale również tym nie potrafiła należycie się przejąć.
– Dobre
pytanie, wiesz? – stwierdziła po chwili namysłu kobieta, ostatecznie tracąc
zainteresowanie Oliverem. W zamian skupiła się już tylko na Claire, znów
przesuwając bliżej dziewczyny. – Nie patrz na mnie w taki przerażony sposób,
bo jeszcze nie zrobiłam niczego głupiego. Ja po prostu…
Nie było
jej dane dokończyć. Z chwilą, w której coś poruszyło się w ciemnościach,
obie zamarły – i Claudia, i Claire. Pół-wampirzyca z trudem
skoncentrowała wzrok na ciemnym kształcie, który przyczaił się gdzieś w mroku,
cicho warcząc i wyraźnie rwąc się do tego, żeby zaatakować. Ulga, którą w tamtej
chwili poczuła, była nie do opisania, tym bardziej że już miała pewność, iż
granie na zwłokę się opłaciło.
Chociaż nie
sądziła, że to się uda, Setowi jednak udało się do niej dotrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz