8 czerwca 2017

Dwieście trzy

Claire
Cisza wydawała się napierać ze wszystkich stron. Wręcz przeszywała ją, tak ciężka i ostateczna, że uczucie to samo w sobie okazało się niemalże bolesne. To nie miało sensu, przynajmniej na pierwszy rzut oka, skoro dopiero co pragnęła uciec przed zewnętrznymi bodźcami, a jednak trwając w tym dziwnym stanie i zaciskając powieki, Claire czuła przede wszystkim narastający z każdą kolejną sekundą niepokój.
Wciąż odpychała od siebie niechciane myśli i uczucia. Chociaż wiedziała, co się wydarzyło, wolała przed tym uciekać, niezależnie od tego, czy takie rozwiązanie miało sens. Robiła to niemalże machinalnie, próbując przekonać samą siebie, że wszystko jednak było snem – i to pomimo świadomości, że w ten sposób co najwyżej oszukiwała samą siebie. Cóż, nie pierwszy raz, ale nigdy dotąd aż do tego stopnia nie pragnęła uwierzyć w kłamstwo, które sama stworzyła. Zdawała sobie sprawę, że w ten sposób mogła co najwyżej spotęgować towarzyszący przyjęciu prawdy ból, ale to też jej nie obchodziło. To, czy miała później żałować, nie miało znaczenia, zwłaszcza że już teraz miała do siebie pretensje o wiele kwestii.
Nie była pewna, co się stało, przynajmniej początkowo. Z opóźnieniem zmusiła się do tego, by skupić się na niespójnych myślach i dojść do wniosku, że musiała stracić przytomność. To wisiało nad nią już od dłuższego czasu, jeszcze w domu Marissy, kiedy walczyła z uczuciem niepokoju i wszystkimi zwiastunami nadchodzącego haiku. Później było już tylko gorzej, a ona nie skupiała się na przepowiedni, zbytnio wytrącona z równowagi innymi kwestiami, przez co rozważanie znaczenia kolejnego wiersza zeszło gdzieś na dalszy plan, wręcz pozbawione sensu. Chyba nawet nie chciała tego wiedzieć, aż nazbyt świadoma, że wydarzy się coś złego, jakby mało działo się w ostatnim czasie. Jak na jeden dzień widziała zdecydowanie zbyt wiele, by zastanawiać się, czy wkrótce sytuacja jeszcze bardziej mogła się pogorszyć.
Jak w ogóle miała brać pod uwagę cokolwiek więcej, zwłaszcza po tym jak Seth…
Mocniej zacisnęła powieki, niemalże siłą zmuszając się do odsunięcia od siebie niechcianych myśli. Nie teraz, nie w obecnej sytuacji. Gdyby mogła, nie mierzyłaby się z tym wcale, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że z chwilą, w której dopuściłaby do siebie cały ogrom bodźców, wydarzyłoby się coś, co ostatecznie by ją przerosło. Teraz trwała w szoku, woląc uciekać w otępienie, które częściowo zawdzięczała Rufusowi. Była mu wręcz wdzięczna za to, że próbował na nią wpłynąć, za wszelką cenę usiłując utrzymać stan, który wytworzył wampir. Tak było bezpieczniej, przynajmniej do pewnego stopnia, choć i oszołomienie nie mogło trwać wiecznie. Czuła, że jest wręcz niebezpiecznie chwiejna, raz po raz przyłapując się na bliskości tego, żeby jednak stracić kontrolę. Kiedy słuchała rozmowy ojca z Carlisle’m, zwłaszcza przy końcu, kiedy temat Setha jednak wypłynął, naprawdę była bliska szału, a później… Cóż, ciemność po prostu ją pochłonęła i to wydawało się najlepszym, co mogło ją po tym wszystkim spotkać.
Zawahała się, trwając w bezruchu i nerwowo nasłuchując. Nie była pewna, co stało się po tym, jak straciła przytomność, a tym bardziej gdzie jest i czego powinna się spodziewać. Nie miała nawet pełnej świadomości co do tego, jak długo trwała w bezruchu, próbując ignorować wszystko i wszystkich, zupełnie jakby całe to szaleństwo jej nie dotyczyło – to mogły być minuty albo godziny, Claire zresztą i tak nie widziała między nimi różnicy. Wiedziała jedynie, że wszystko wciąż pozostawało zbyt świeże, a ona niekoniecznie miała ochotę się budzić, jeśli to wiązałoby się z kolejnymi pytaniami, których nie byłaby w stanie uniknąć.
Sęk w tym, że nie słyszała wszystkiego. Była tylko ta cisza i poczucie bezradności, stopniowo narastające i zmuszające ją do trwania w bezruchu. Chociaż taki stan rzeczy powinien być jej na rękę, nic podobnego nie miało miejsca, a Claire czuła jedynie narastający niepokój. Coś było nie tak, chociaż nie potrafiła określić w jakim sensie. Jedynym, czego tak naprawdę pozostawała pewna, było to, że zdecydowanie miała powody do niepokoju – z tym, że ich również nie potrafiła jednoznacznie określić.
– Ignorowanie mnie nie sprawi, że zniknę.
Zesztywniała, co najmniej zaskoczona brzmieniem spokojnego, aż nazbyt znajomego głosu. W pierwszym odruchu omal nie zachłysnęła się powietrzem, sztywniejąc i przez krótką chwilę czując się tak, jakby ktoś ją uderzył. Właściwie samej sobie nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego tych kilka słów wprawiło ją w taki stan, ale to i tak nie miało znaczenia. Ważne pozostawało to, że w ułamku sekundy zrozumiała, co takiego zobaczy po otwarciu oczu, a tym bardziej pojęła, że jednak wciąż śniła. Problem polegał na tym, że wcale nie czuła się taka pewna tego, czy powinna się z tego cieszyć, czy może wręcz przeciwnie.
Początkowo chciała dalej udawać, że to, co działo się wokół niej, tak naprawdę nie miało dla niej znaczenia. Może gdyby się skoncentrowała, zdołałaby zapanować nad otaczającą ją rzeczywistością, tym bardziej że dobrze wiedziała, iż trwa we śnie. Przecież tak wiele razy rozmawiała o tym z mamą czy choćby Kristin, świadoma w jaki sposób działała ta rzeczywistość. Ba! Gabriel i Alessia przecież podróżowali po tym świecie, manipulując nim do woli, przez co temat nie był jej obcy. Powinna wiedzieć, jak się tutaj odnaleźć, a jednak kolejne sekundy mijały, z kolei Claire wciąż tkwiła w tym samym miejscu, coraz bardziej oszołomiona. To jasno dało jej do zrozumienia, że jednak powinna wziąć się w garść i zareagować, ale zdecydowanie nie miała na to ochoty – nie, skoro podejrzewała, co takiego zobaczy, kiedy w końcu otworzy oczy.
Głos nie odezwał się więcej, nie próbując jej poganiać, ale to również nie poprawiło dziewczynie nastroju. Chwilę jeszcze trwała w impasie, nerwowo zaciskając powieki i w duchu wręcz modląc się, żeby sytuacja rozwiązała się samoistnie, wszystko jednak wskazywało na to, że sprawy wcale nie miały okazać się aż takie proste. Dopiero w momencie, w którym chcąc nie chcąc zmusiła się do przyjęcia tego faktu do wiadomości, ostatecznie zdecydowała się poderwać głowę i – wcześniej zamrugawszy nieco nieprzytomnie – nerwowo powiodła wzrokiem dookoła. Z miejsca coś ścisnęło ją w gardle, kiedy zauważyła, że jej przypuszczenia były słuszne, a ona tkwiła w samym środku czegoś, co wyglądało jak pusta. Czerń napierała ze wszystkich stron jednocześnie, gęsta i nieprzenikniona, współgrając z ciszą, która napawała dziewczynę tak silnym niepokojem. Gdyby nie to, że chwilę wcześniej słyszała zwracający się bezpośrednio do niej głos, doszłaby do wniosku, że tkwi tutaj sama, stwierdzenie to jednak pozostawało dalekie od rzeczywistości.
Z wolna wypuściła powietrze ze świstem, bezskutecznie próbując się uspokoić. Zaraz po tym, poruszając się trochę jak w transie, ostrożnie odwróciła się, mając niejasne przeczucie, że ktoś ją obserwuje.
Lustro znajdowało się tuż za jej plecami, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Pozłacana rama wydawała się wręcz jarzyć w ciemnościach, zresztą tak jak i gładka powierzchnia. Claire na krótką chwilę zamarła, bezmyślnie wpatrując we własne odbicie – czy też raczej to, co powinno nim być. Widziała siebie, tak jak i we śnie, którego doświadczyła, kiedy napisała tamto nieszczęsne haiku… Czy też raczej gdy jej odbicie postanowiło podzielić się wiedząc, pośpiesznie kreśląc kolejne słowa na powierzchni lustra. Już wtedy z równowagi wytrącił ją fakt, że Claire w lustrze mogłaby zachowywać się inaczej niż ona, bynajmniej nie zamierzając powielać ruchów. To odbicie żyło, teraz zaś mogła się o tym przekonać, skoro postać po drugiej stronie lustra stała wyprostowana, spoglądając na nią z góry, podczas gdy ona sama wciąż na wpół leżała na ziemi. Coś w tym widoku, a już zwłaszcza świadomości, że dziewczyna po drugiej stronie mogłaby patrzeć na nią z góry, ostatecznie przymusiło Claire do ruchu. Usiadła, pośpiesznie próbując się podnieść, to jednak okazało się o wiele trudniejsze niż zakładała, zwłaszcza że ciało odmawiało jej posłuszeństwa.
Postać po drugiej stronie lustra milczała, czekając na coś, czego dziewczyna mogła co najwyżej się domyślać. Claire przyjrzała się swojemu odbiciu w oszołomieniu, bez trudu dostrzegając krew na rękach. Machinalnie spojrzała na własne dłonie, ale te były czyste, zresztą – dość paradoksalnie – w niczym nie przypominała postaci, która spoglądała na nią z gładkiej tafli. Nie, skoro sama nie była we krwi, a tym bardziej nie miała na sobie przesiąkniętej czerwienią, białej sukni. Nie rozumiała tego, z kolei coś w samym tylko widoku skutecznie przyprawiło ją o dreszcze, sprawiając, że miała ochotę zerwać się i jak najszybciej odjeść w pustkę.
– Kim jesteś? – zaryzykowała i zaraz zamilkła, co najmniej porażona brzmieniem własnego głosu. Przełknęła z trudem, mimowolnie zastanawiając nad tym, co tak naprawdę podkusiło ją, żeby spróbować się odezwać. – O bogini, to nie ma sensu…
– Każdy musi czasami porozmawiać ze sobą – stwierdziła z nutką rezerwy dziewczyna w lustrze.
Claire jedynie potrząsnęła głową. Do przewidzenia było, że prędzej czy później wydarzy się coś, przez co postrada zmysły – w końcu po kimś, kto pisał prorocze wiersze, ciężko było spodziewać się czegoś innego – ale zdecydowanie nie wyobrażała sobie czegoś takiego.
– Nie rozumiem…
– Na pewno? Przecież obie wiemy, kim ja jestem – zapewniło z bladym uśmiechem odbicie. – Albo jesteśmy. To wciąż jedność, Claire.
– Nie wyglądasz jak ja – obruszyła się. Zaraz po tym zawahała się, dochodząc do wniosku, że te słowa nie do końca oddawały to, co działa przekazać. – No, przynajmniej w pewnym sensie. Mam na myśli…
– To też wiem. Jestem tobą… A ty mną – przerwała dziewczyna. To, że zaczynały rozwiązać, wydawało się bardziej przerażające niż sam cały ten świat. – Albo będę… Z twojej perspektywy czas przyszły wydaje się bardziej sensowny, tak sądzę – dodała po chwili zastanowienia.
Och, w tamtej chwili brzmiała bardziej jak ona, a przynajmniej tak wydawało się Claire. Miała wrażenie, że kiedy omawiała jakąś istotną, w pełni znajomą jej kwestię, wtedy brzmiała o wiele bardziej rzeczowo i równie pewien. Co prawda nie sądziła, żeby była przy tym niemal arogancka, bo to dużo bardziej pasowało do jej ojca, ale…
Dziewczyna w lustrze uśmiechnęła się, zupełnie jakby mogła poznać tok rozumowania swojej rozmówczyni. Sądząc po jej słowach, być może takie rozwiązanie pozostawało prawdopodobne, chociaż Claire nie chciała brać tego pod uwagę. W zamian po prostu obserwowała, mimowolnie spinając się, kiedy odbicie przesunęło się bliżej lustra, ostatecznie układając obie dłonie na gładkiej tafli. W tamtej chwili tym wyraźniej mogła zaobserwować krew na jej rękach, to jednak nie rozproszyło pół-wampirzycy na tyle, by zignorowała okalającą palec serdeczny obrączkę.
– Sama widzisz.
Widziała? Niby co takiego? Nawet jeśli, wszystko to, co podsuwały jej zmysły, wydawało się całkowicie pozbawione sensu. Obserwowała, chcąc ni chcąc rejestrując o wiele więcej, niż była w stanie znieść, ta zaś uniemożliwiało jej wyciągnięcie jakichkolwiek sensownych wniosków. Próbowała zrozumieć, tym bardziej że przy Rufusie nie raz musiała sobie radzić z o wiele bardziej skomplikowanymi, pozornie bezsensownymi kwestiami, ale… Och, tym razem wszystko wydawało się bardziej skomplikowane, w żadnym wypadku nie pasując do zasad, którymi rządził się znany jej świat i w które z takim uporem próbowała wierzyć.
– Jednak śnię, prawda? – powiedziała w końcu, próbując bardziej przekonać siebie niż ją. Z drugiej strony, skoro podobno pozostawały jednością, mogła chyba uznać, że jednak w grę wchodziło to pierwsze.
Słodka bogini, używanie jakichkolwiek określeń i zaimków w obecnej sytuacji, pozostawało prawdziwą udręką. Co prawda to wziąć pozostawało najmniej istotnym z jej problemów, ale…
– Zdefiniuj sen, proszę – zaproponowała dziewczyna z lustra, ale tym razem nawet nie czekała na odpowiedź. – Nieważne. Powiedziałabym, że mi przykro, ale to za mało… Obie wiemy, że dużo za mało. Czasami łatwiej nie powiedzieć niczego, chociaż i to nie przynosi ukojenia – stwierdziła, po czym na powrót poderwała się na równe nogi. O dziwo na lustrze nie pozostawała nawet plama krewi, choć Claire spodziewała się odcisków w miejscach, gdzie odbicie dotykało tafli. – Chyba powinno boleć mniej, skoro się wiedziało… Jak myślisz?
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, czując jak coś ściska ją w gardle. To było to, czego się obawiała – temat, przed którym tak bardzo pragnęła uciec, a który ostatecznie ją dopadł. Nie czuła się na to gotowa, jednak po chwili wahania doszła do wniosku, że niezależnie od tego, ile czasu by zwlekała, nic nie stałoby się dzięki temu prostsze. Możliwe, że wręcz przeciwnie, a zwłoka jedynie pogarszała sytuację, ale…
Zamrugała kilkukrotnie, czując pieczenie pod powiekami. Nie chciała pozwolić sobie na słabość, na wszystkie możliwe sposoby usiłując trzymać nerwy na wodzy i powstrzymać się przed płaczem, ale to wydawało się pozbawione sensu. Nie mogło być inaczej, skoro przed oczami wciąż miała świeże wspomnienia – obrazy, które aż nazbyt wyraźnie zakodowały się w jej pamięci, okraszone całą mieszanką sprzecznych emocji. W efekcie czuła się co najmniej oszołomiona; wręcz przytłoczona czymś, czego tak bardzo nie chciała akceptować. Co więcej, słowa dziewczyny z lustra uświadomiły jej, że być może faktycznie wiedziała – z tym, że mimo tej wiedzy, nie mogła zrobić niczego, by uczynić sytuację łatwiejszą, a tym bardziej być w stanie zapobiec tragedii.
Wzięła kilka głębszych wdechów, bezskutecznie próbując się uspokoić. Łzy raz po raz cisnęły się Claire do oczu, piekąc nieprzyjemnie i stopniowo doprowadzając dziewczynę do szału. Nie pozwoliła sobie na słabość, próbując przekonać samą siebie, że jeśli już zacznie płakać, długo się nie powstrzyma. Nie była pewna, czy to miało jakiekolwiek znaczenie, ale za żadne skarby nie chciała aż tak bardzo upokarzać się… przed samą sobą, jakkolwiek irracjonalnie by to nie brzmiało. W głowie już i tak miała pustkę, ledwo będąc w stanie zapanować nad emocjami i racjonalnie myśleć. Gdyby do tego wszystkiego poddała się stopniowo narastającemu, przysłaniającemu wszystko inne bólowi, wtedy mogłoby stać się dosłownie wszystko, a na to zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić. Nie teraz, chociaż zarazem nie potrafiła stwierdzić, czy w ogóle istniał właściwy moment.
– Ten mój wiersz… – Urwała, po czym z niedowierzaniem potrząsnęła głową. Przecież sama to napisała, prawda? To, że śmierć będzie zbierać żniwo na jej oczach. – Wiedziałam.
– Wiedziałam – powtórzyła spokojnie dziewczyna w lustrze.
Wydawała się opanowana, jednak Claire czuła, że to wyłącznie pozory. Tak przynajmniej sądziła, chociaż zarazem nie ufała sobie na tyle, by wyciągnąć jakiekolwiek jednoznaczne, sensowne wnioski. Teraz i tak było na to za późno, dziewczyna zresztą wolała skoncentrować się na czymkolwiek innym, niezależnie od tego czy to miało sens.
– Dalej mi nie powiedziałaś, kim jesteś – zauważyła cicho, a odbicie westchnęło, wyraźnie rozczarowane.
– Powiedziałam – zaoponowała. – Jesteśmy jednością.
Claire zacisnęła usta, bynajmniej nie usatysfakcjonowana.
– To nie ma sensu – stwierdziła, a jej rozmówczyni jedynie parsknęła nieco gorzkim, pozbawionym wesołości śmiechem.
– Więc dlaczego rozmawiamy? I dlaczego sprawiać wrażenie kogoś, kto mimo wszystko mi wierzy? – zapytała, choć i na te pytania nie oczekiwała odpowiedzi. – Zawsze mi się wydawało, że mam otwarty umysł… Ale w porządku, może to za wcześnie. W zasadzie czuję, że to kwestia czasu – dodała po chwili zastanowienia.
– Nie rozumiem…
To zaczynało być naprawdę frustrujące – ciągłe niedopowiedzenia oraz sposób, w jaki smutek wydawał się przysłaniać wszystko inne. Chociaż nie chciała się nad tym zastanawiać, niechciane myśli raz po raz powracały, tym samym doprowadzając Claire do szału. Wszystko to, o czym słuchała, również – i to zwłaszcza w sytuacji, w której kolejne wydarzenia sprawiały wrażenie aż do tego stopnia niedorzecznych. Dziewczyna, którą widziała, bez wątpienia taka była.
– Tak… Ale to kwestia czasu – powtórzyło z uporem odbicie. – Pewne rzeczy już się wydarzyły. On zresztą już idzie, żeby mnie uwolnić… Nas – poprawiła się po chwili wahania, po czym lekko przekrzywiła głowę, pozwalając by ciemne włosy opadły jej na policzki. – Wciąż rozróżniasz, prawda? Ja i ty, chociaż jesteśmy jednością.
– Nie jesteśmy – obruszyła się, coraz bardziej zaniepokojona kolejnymi słowami.
Z jakiegoś powodu jej własne słowa zabrzmiały niczym kłamstwo, chociaż nie rozumiała dlaczego. Przecież nie wierzyła w nic z tego, co działo się wokół niej – ani w tę dziewczynę, ani kolejne stwierdzenia. To nie miało sensu, ale…
– W porządku, zaprzeczaj. Czasami to pomaga poczuć się lepiej – przyznała z bladym uśmiechem dziewczyna. – Kiedyś sama do mnie przyjdziesz. Bariera – ciągnęła, po czym dla podkreślenia swoich słów postukała w taflę lustra – zniknie i będzie dokładnie tak, jak przez cały czas ci mówię. Będziesz mnie potrzebować, Claire.
– Mówisz bez sensu – stwierdziła, ale również te słowa brzmiały jak kłamstwo. Czegokolwiek by nie powiedziała, brzmiało jak żałosna próba oszukiwania samej siebie. – Poza tym… Kto kogo uwolni? Ja wcale nie…
– Zobaczysz. Może już widzisz… Przyjrzyj się uważnie – zasugerowała dziewczyna, po czym kolejny raz ułożyła dłonie na lustrze. Przesunęła palcami po powierzchni, a Claire z zaskoczeniem przekonała się, że ta wcale nie była tak doskonała i nieskazitelna, jak początkowo mogłoby się wydawać. – Niewinność przemija… Prędzej czy później, nieważne jak idealny będzie klosz pod którym się wychowujesz. Na pewno sama już to zauważyłaś.
Milczała, bezmyślnie wpatrując się w swoją rozmówczynię. Nie chciała odpowiadać, poniekąd zbyt oszołomiona, ale przede wszystkim przez świadomość, że to miało sens – i że każde kolejne słowo mogłoby trafiać w sedno. Nie chciała się do tego przyznać, zresztą nie potrafiła stwierdzić, dokąd tak naprawdę to wszystko zmierzało. W gruncie rzeczy wolała tego nie wiedzieć, w duchu wręcz błagając o to, żeby dziewczyna odpuściła i dała sobie spokój. Chciała się obudzić, co może wiązało się z ucieczką, ale na pewno było bezpieczniejsze od trwania w tym świecie i słuchania… Cóż, tego wszystkiego.
Jakkolwiek by nie było, najwyraźniej nie miała na co liczyć. Wciąż tkwiła w tym samym miejscu, coraz bardziej bezradna, podczas gdy postać po drugiej stronie lustra jak gdyby nigdy nic ciągnęła swój wywód.
– Już są pęknięcia… Widzisz? Niektóre są malutkie. Drobne rysy, bo żadne lustro nie jest idealne… Rozumiesz, co mam na myśli? Jasne, że tak… W końcu jesteśmy takie same – stwierdziła, po czym wzruszyła ramionami. – Kłamstwa bolą, nieważne jak je umotywować – dodała, a Claire drgnęła niespokojnie. Mówiła o Rufusie i tym, jak początkowo ją potraktował…?
– Przestań.
Doczekała się wyłącznie bladego, nieco zatroskanego uśmiechu.
– Te większe powstały potem. O tutaj – podjęła ze spokojem. Z chwilą, w której dotknęła odpowiedniego, wskazując na całą pajęczynę wyraźnych, pokaźnych pęknięć, Claire zaczęła zastanawiać się nad tym, dlaczego wcześniej ich nie zauważyła. Całe lustro było popękane, choć chwilę wcześniej była wręcz gotowa przysiąc, że nie ma na nim nawet rys! – Domyślasz się? Jasne, że tak… To Dean. Nikt od niego bardziej mnie nie skrzywdził – stwierdziła, po czym wzruszyła ramionami. – A teraz Seth… Ale to wciąż za mało. Na razie wciąż czegoś brakuje, ale prędzej czy później, wraz z każdym kolejnym pęknięciem…
– Przestań! – powtórzyła i tym razem przez nadmiar emocji aż poderwała się na równe nogi, gotowa wręcz rzucić się na własne odbicie, gdyby zaszła taka potrzeba.
– Lustro łatwo zniszczyć – dodało jeszcze odbicie.
Być może miała zamiar powiedzieć coś jeszcze, ale ostatecznie tego nie zrobiła. W zamian rzuciła Claire krótkie, bliżej nieokreślone spojrzenie, milcząca i spięta. W tamtej chwili błękitne oczy – jakże znajome, skoro przecież należały do niej – wydawały się niemal srebrne, łagodnie jarząc się w ciemnościach.
A potem sen ostatecznie się rozmył, kiedy zarówno lustro, jak i stojącą po drugiej stronie postać, najzwyczajniej w świecie pochłonął napierający ze wszystkich stron mrok.
Wtedy się obudziła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa