Claire
Cisza wydawała się napierać ze wszystkich stron. Wręcz przeszywała ją,
tak ciężka i ostateczna, że uczucie to samo w sobie okazało się
niemalże bolesne. To nie miało sensu, przynajmniej na pierwszy rzut oka, skoro
dopiero co pragnęła uciec przed zewnętrznymi bodźcami, a jednak trwając w tym
dziwnym stanie i zaciskając powieki, Claire czuła przede wszystkim
narastający z każdą kolejną sekundą niepokój.
Wciąż odpychała od siebie niechciane myśli i uczucia.
Chociaż wiedziała, co się wydarzyło, wolała przed tym uciekać, niezależnie od
tego, czy takie rozwiązanie miało sens. Robiła to niemalże machinalnie,
próbując przekonać samą siebie, że wszystko jednak było snem – i to pomimo
świadomości, że w ten sposób co najwyżej oszukiwała samą siebie. Cóż, nie pierwszy
raz, ale nigdy dotąd aż do tego stopnia nie pragnęła uwierzyć w kłamstwo,
które sama stworzyła. Zdawała sobie sprawę, że w ten sposób mogła co
najwyżej spotęgować towarzyszący przyjęciu prawdy ból, ale to też jej nie
obchodziło. To, czy miała później żałować, nie miało znaczenia, zwłaszcza że
już teraz miała do siebie pretensje o wiele kwestii.
Nie była pewna, co się stało, przynajmniej
początkowo. Z opóźnieniem zmusiła się do tego, by skupić się na
niespójnych myślach i dojść do wniosku, że musiała stracić przytomność. To
wisiało nad nią już od dłuższego czasu, jeszcze w domu Marissy, kiedy
walczyła z uczuciem niepokoju i wszystkimi zwiastunami nadchodzącego
haiku. Później było już tylko gorzej, a ona nie skupiała się na
przepowiedni, zbytnio wytrącona z równowagi innymi kwestiami, przez co
rozważanie znaczenia kolejnego wiersza zeszło gdzieś na dalszy plan, wręcz
pozbawione sensu. Chyba nawet nie chciała tego wiedzieć, aż nazbyt świadoma, że
wydarzy się coś złego, jakby mało działo się w ostatnim czasie. Jak na
jeden dzień widziała zdecydowanie zbyt wiele, by zastanawiać się, czy wkrótce
sytuacja jeszcze bardziej mogła się pogorszyć.
Jak w ogóle miała brać pod uwagę
cokolwiek więcej, zwłaszcza po tym jak Seth…
Mocniej zacisnęła powieki, niemalże siłą
zmuszając się do odsunięcia od siebie niechcianych myśli. Nie teraz, nie w obecnej
sytuacji. Gdyby mogła, nie mierzyłaby się z tym wcale, nie mogąc pozbyć
się wrażenia, że z chwilą, w której dopuściłaby do siebie cały ogrom
bodźców, wydarzyłoby się coś, co ostatecznie by ją przerosło. Teraz trwała w szoku,
woląc uciekać w otępienie, które częściowo zawdzięczała Rufusowi. Była mu
wręcz wdzięczna za to, że próbował na nią wpłynąć, za wszelką cenę usiłując
utrzymać stan, który wytworzył wampir. Tak było bezpieczniej, przynajmniej do
pewnego stopnia, choć i oszołomienie nie mogło trwać wiecznie. Czuła, że
jest wręcz niebezpiecznie chwiejna, raz po raz przyłapując się na bliskości
tego, żeby jednak stracić kontrolę. Kiedy słuchała rozmowy ojca z Carlisle’m,
zwłaszcza przy końcu, kiedy temat Setha jednak wypłynął, naprawdę była bliska
szału, a później… Cóż, ciemność po prostu ją pochłonęła i to wydawało
się najlepszym, co mogło ją po tym wszystkim spotkać.
Zawahała się, trwając w bezruchu i nerwowo
nasłuchując. Nie była pewna, co stało się po tym, jak straciła przytomność, a tym
bardziej gdzie jest i czego powinna się spodziewać. Nie miała nawet pełnej
świadomości co do tego, jak długo trwała w bezruchu, próbując ignorować
wszystko i wszystkich, zupełnie jakby całe to szaleństwo jej nie dotyczyło
– to mogły być minuty albo godziny, Claire zresztą i tak nie widziała
między nimi różnicy. Wiedziała jedynie, że wszystko wciąż pozostawało zbyt
świeże, a ona niekoniecznie miała ochotę się budzić, jeśli to wiązałoby
się z kolejnymi pytaniami, których nie byłaby w stanie uniknąć.
Sęk w tym, że nie słyszała wszystkiego.
Była tylko ta cisza i poczucie bezradności, stopniowo narastające i zmuszające
ją do trwania w bezruchu. Chociaż taki stan rzeczy powinien być jej na
rękę, nic podobnego nie miało miejsca, a Claire czuła jedynie narastający
niepokój. Coś było nie tak, chociaż nie potrafiła określić w jakim sensie.
Jedynym, czego tak naprawdę pozostawała pewna, było to, że zdecydowanie miała
powody do niepokoju – z tym, że ich również nie potrafiła jednoznacznie
określić.
– Ignorowanie mnie nie sprawi, że zniknę.
Zesztywniała, co najmniej zaskoczona
brzmieniem spokojnego, aż nazbyt znajomego głosu. W pierwszym odruchu omal
nie zachłysnęła się powietrzem, sztywniejąc i przez krótką chwilę czując
się tak, jakby ktoś ją uderzył. Właściwie samej sobie nie potrafiła
wytłumaczyć, dlaczego tych kilka słów wprawiło ją w taki stan, ale to i tak
nie miało znaczenia. Ważne pozostawało to, że w ułamku sekundy zrozumiała,
co takiego zobaczy po otwarciu oczu, a tym bardziej pojęła, że jednak
wciąż śniła. Problem polegał na tym, że wcale nie czuła się taka pewna tego,
czy powinna się z tego cieszyć, czy może wręcz przeciwnie.
Początkowo chciała dalej udawać, że to, co
działo się wokół niej, tak naprawdę nie miało dla niej znaczenia. Może gdyby
się skoncentrowała, zdołałaby zapanować nad otaczającą ją rzeczywistością, tym
bardziej że dobrze wiedziała, iż trwa we śnie. Przecież tak wiele razy
rozmawiała o tym z mamą czy choćby Kristin, świadoma w jaki
sposób działała ta rzeczywistość. Ba! Gabriel i Alessia przecież
podróżowali po tym świecie, manipulując nim do woli, przez co temat nie był jej
obcy. Powinna wiedzieć, jak się tutaj odnaleźć, a jednak kolejne sekundy
mijały, z kolei Claire wciąż tkwiła w tym samym miejscu, coraz
bardziej oszołomiona. To jasno dało jej do zrozumienia, że jednak powinna wziąć
się w garść i zareagować, ale zdecydowanie nie miała na to ochoty –
nie, skoro podejrzewała, co takiego zobaczy, kiedy w końcu otworzy oczy.
Głos nie odezwał się więcej, nie próbując
jej poganiać, ale to również nie poprawiło dziewczynie nastroju. Chwilę jeszcze
trwała w impasie, nerwowo zaciskając powieki i w duchu wręcz
modląc się, żeby sytuacja rozwiązała się samoistnie, wszystko jednak wskazywało
na to, że sprawy wcale nie miały okazać się aż takie proste. Dopiero w momencie,
w którym chcąc nie chcąc zmusiła się do przyjęcia tego faktu do
wiadomości, ostatecznie zdecydowała się poderwać głowę i – wcześniej
zamrugawszy nieco nieprzytomnie – nerwowo powiodła wzrokiem dookoła. Z miejsca
coś ścisnęło ją w gardle, kiedy zauważyła, że jej przypuszczenia były
słuszne, a ona tkwiła w samym środku czegoś, co wyglądało jak pusta.
Czerń napierała ze wszystkich stron jednocześnie, gęsta i nieprzenikniona,
współgrając z ciszą, która napawała dziewczynę tak silnym niepokojem.
Gdyby nie to, że chwilę wcześniej słyszała zwracający się bezpośrednio do niej
głos, doszłaby do wniosku, że tkwi tutaj sama, stwierdzenie to jednak
pozostawało dalekie od rzeczywistości.
Z wolna wypuściła powietrze ze świstem, bezskutecznie
próbując się uspokoić. Zaraz po tym, poruszając się trochę jak w transie,
ostrożnie odwróciła się, mając niejasne przeczucie, że ktoś ją obserwuje.
Lustro znajdowało się tuż za jej plecami,
dosłownie na wyciągnięcie ręki. Pozłacana rama wydawała się wręcz jarzyć w ciemnościach,
zresztą tak jak i gładka powierzchnia. Claire na krótką chwilę zamarła,
bezmyślnie wpatrując we własne odbicie – czy też raczej to, co powinno nim być.
Widziała siebie, tak jak i we śnie, którego doświadczyła, kiedy napisała
tamto nieszczęsne haiku… Czy też raczej gdy jej odbicie postanowiło podzielić
się wiedząc, pośpiesznie kreśląc kolejne słowa na powierzchni lustra. Już wtedy
z równowagi wytrącił ją fakt, że Claire w lustrze mogłaby zachowywać
się inaczej niż ona, bynajmniej nie zamierzając powielać ruchów. To odbicie
żyło, teraz zaś mogła się o tym przekonać, skoro postać po drugiej stronie
lustra stała wyprostowana, spoglądając na nią z góry, podczas gdy ona sama
wciąż na wpół leżała na ziemi. Coś w tym widoku, a już zwłaszcza
świadomości, że dziewczyna po drugiej stronie mogłaby patrzeć na nią z góry,
ostatecznie przymusiło Claire do ruchu. Usiadła, pośpiesznie próbując się
podnieść, to jednak okazało się o wiele trudniejsze niż zakładała,
zwłaszcza że ciało odmawiało jej posłuszeństwa.
Postać po drugiej stronie lustra milczała,
czekając na coś, czego dziewczyna mogła co najwyżej się domyślać. Claire
przyjrzała się swojemu odbiciu w oszołomieniu, bez trudu dostrzegając krew
na rękach. Machinalnie spojrzała na własne dłonie, ale te były czyste, zresztą
– dość paradoksalnie – w niczym nie przypominała postaci, która spoglądała
na nią z gładkiej tafli. Nie, skoro sama nie była we krwi, a tym
bardziej nie miała na sobie przesiąkniętej czerwienią, białej sukni. Nie
rozumiała tego, z kolei coś w samym tylko widoku skutecznie
przyprawiło ją o dreszcze, sprawiając, że miała ochotę zerwać się i jak
najszybciej odjeść w pustkę.
– Kim jesteś? – zaryzykowała i zaraz
zamilkła, co najmniej porażona brzmieniem własnego głosu. Przełknęła z trudem,
mimowolnie zastanawiając nad tym, co tak naprawdę podkusiło ją, żeby spróbować
się odezwać. – O bogini, to nie ma sensu…
– Każdy musi czasami porozmawiać ze sobą –
stwierdziła z nutką rezerwy dziewczyna w lustrze.
Claire jedynie potrząsnęła głową. Do
przewidzenia było, że prędzej czy później wydarzy się coś, przez co postrada
zmysły – w końcu po kimś, kto pisał prorocze wiersze, ciężko było
spodziewać się czegoś innego – ale zdecydowanie nie wyobrażała sobie czegoś
takiego.
– Nie rozumiem…
– Na pewno? Przecież obie wiemy, kim ja
jestem – zapewniło z bladym uśmiechem odbicie. – Albo jesteśmy. To wciąż
jedność, Claire.
– Nie wyglądasz jak ja – obruszyła się.
Zaraz po tym zawahała się, dochodząc do wniosku, że te słowa nie do końca
oddawały to, co działa przekazać. – No, przynajmniej w pewnym sensie. Mam
na myśli…
– To też wiem. Jestem tobą… A ty mną –
przerwała dziewczyna. To, że zaczynały rozwiązać, wydawało się bardziej
przerażające niż sam cały ten świat. – Albo będę… Z twojej perspektywy
czas przyszły wydaje się bardziej sensowny, tak sądzę – dodała po chwili
zastanowienia.
Och, w tamtej chwili brzmiała bardziej
jak ona, a przynajmniej tak wydawało się Claire. Miała wrażenie, że kiedy
omawiała jakąś istotną, w pełni znajomą jej kwestię, wtedy brzmiała o wiele
bardziej rzeczowo i równie pewien. Co prawda nie sądziła, żeby była przy
tym niemal arogancka, bo to dużo bardziej pasowało do jej ojca, ale…
Dziewczyna w lustrze uśmiechnęła się,
zupełnie jakby mogła poznać tok rozumowania swojej rozmówczyni. Sądząc po jej
słowach, być może takie rozwiązanie pozostawało prawdopodobne, chociaż Claire
nie chciała brać tego pod uwagę. W zamian po prostu obserwowała,
mimowolnie spinając się, kiedy odbicie przesunęło się bliżej lustra,
ostatecznie układając obie dłonie na gładkiej tafli. W tamtej chwili tym
wyraźniej mogła zaobserwować krew na jej rękach, to jednak nie rozproszyło
pół-wampirzycy na tyle, by zignorowała okalającą palec serdeczny obrączkę.
– Sama widzisz.
Widziała? Niby co takiego? Nawet jeśli,
wszystko to, co podsuwały jej zmysły, wydawało się całkowicie pozbawione sensu.
Obserwowała, chcąc ni chcąc rejestrując o wiele więcej, niż była w stanie
znieść, ta zaś uniemożliwiało jej wyciągnięcie jakichkolwiek sensownych
wniosków. Próbowała zrozumieć, tym bardziej że przy Rufusie nie raz musiała
sobie radzić z o wiele bardziej skomplikowanymi, pozornie
bezsensownymi kwestiami, ale… Och, tym razem wszystko wydawało się bardziej
skomplikowane, w żadnym wypadku nie pasując do zasad, którymi rządził się
znany jej świat i w które z takim uporem próbowała wierzyć.
– Jednak śnię, prawda? – powiedziała w końcu,
próbując bardziej przekonać siebie niż ją. Z drugiej strony, skoro podobno
pozostawały jednością, mogła chyba uznać, że jednak w grę wchodziło to
pierwsze.
Słodka bogini, używanie jakichkolwiek
określeń i zaimków w obecnej sytuacji, pozostawało prawdziwą udręką.
Co prawda to wziąć pozostawało najmniej istotnym z jej problemów, ale…
– Zdefiniuj sen, proszę – zaproponowała
dziewczyna z lustra, ale tym razem nawet nie czekała na odpowiedź. –
Nieważne. Powiedziałabym, że mi przykro, ale to za mało… Obie wiemy, że dużo za
mało. Czasami łatwiej nie powiedzieć niczego, chociaż i to nie przynosi
ukojenia – stwierdziła, po czym na powrót poderwała się na równe nogi. O dziwo
na lustrze nie pozostawała nawet plama krewi, choć Claire spodziewała się
odcisków w miejscach, gdzie odbicie dotykało tafli. – Chyba powinno boleć
mniej, skoro się wiedziało… Jak myślisz?
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, czując
jak coś ściska ją w gardle. To było to, czego się obawiała – temat, przed
którym tak bardzo pragnęła uciec, a który ostatecznie ją dopadł. Nie czuła
się na to gotowa, jednak po chwili wahania doszła do wniosku, że niezależnie od
tego, ile czasu by zwlekała, nic nie stałoby się dzięki temu prostsze. Możliwe,
że wręcz przeciwnie, a zwłoka jedynie pogarszała sytuację, ale…
Zamrugała kilkukrotnie, czując pieczenie pod
powiekami. Nie chciała pozwolić sobie na słabość, na wszystkie możliwe sposoby
usiłując trzymać nerwy na wodzy i powstrzymać się przed płaczem, ale to
wydawało się pozbawione sensu. Nie mogło być inaczej, skoro przed oczami wciąż
miała świeże wspomnienia – obrazy, które aż nazbyt wyraźnie zakodowały się w jej
pamięci, okraszone całą mieszanką sprzecznych emocji. W efekcie czuła się
co najmniej oszołomiona; wręcz przytłoczona czymś, czego tak bardzo nie chciała
akceptować. Co więcej, słowa dziewczyny z lustra uświadomiły jej, że być
może faktycznie wiedziała – z tym, że mimo tej wiedzy, nie mogła zrobić
niczego, by uczynić sytuację łatwiejszą, a tym bardziej być w stanie
zapobiec tragedii.
Wzięła kilka głębszych wdechów,
bezskutecznie próbując się uspokoić. Łzy raz po raz cisnęły się Claire do oczu,
piekąc nieprzyjemnie i stopniowo doprowadzając dziewczynę do szału. Nie
pozwoliła sobie na słabość, próbując przekonać samą siebie, że jeśli już
zacznie płakać, długo się nie powstrzyma. Nie była pewna, czy to miało
jakiekolwiek znaczenie, ale za żadne skarby nie chciała aż tak bardzo upokarzać
się… przed samą sobą, jakkolwiek irracjonalnie by to nie brzmiało. W głowie
już i tak miała pustkę, ledwo będąc w stanie zapanować nad emocjami i racjonalnie
myśleć. Gdyby do tego wszystkiego poddała się stopniowo narastającemu, przysłaniającemu
wszystko inne bólowi, wtedy mogłoby stać się dosłownie wszystko, a na to
zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić. Nie teraz, chociaż zarazem nie potrafiła
stwierdzić, czy w ogóle istniał właściwy moment.
– Ten mój wiersz… – Urwała, po czym z niedowierzaniem
potrząsnęła głową. Przecież sama to napisała, prawda? To, że śmierć będzie
zbierać żniwo na jej oczach. – Wiedziałam.
– Wiedziałam – powtórzyła spokojnie dziewczyna
w lustrze.
Wydawała się opanowana, jednak Claire czuła,
że to wyłącznie pozory. Tak przynajmniej sądziła, chociaż zarazem nie ufała
sobie na tyle, by wyciągnąć jakiekolwiek jednoznaczne, sensowne wnioski. Teraz i tak
było na to za późno, dziewczyna zresztą wolała skoncentrować się na czymkolwiek
innym, niezależnie od tego czy to miało sens.
– Dalej mi nie powiedziałaś, kim jesteś –
zauważyła cicho, a odbicie westchnęło, wyraźnie rozczarowane.
– Powiedziałam – zaoponowała. – Jesteśmy
jednością.
Claire zacisnęła usta, bynajmniej nie
usatysfakcjonowana.
– To nie ma sensu – stwierdziła, a jej
rozmówczyni jedynie parsknęła nieco gorzkim, pozbawionym wesołości śmiechem.
– Więc dlaczego rozmawiamy? I dlaczego
sprawiać wrażenie kogoś, kto mimo wszystko mi wierzy? – zapytała, choć i na
te pytania nie oczekiwała odpowiedzi. – Zawsze mi się wydawało, że mam otwarty
umysł… Ale w porządku, może to za wcześnie. W zasadzie czuję, że to
kwestia czasu – dodała po chwili zastanowienia.
– Nie rozumiem…
To zaczynało być naprawdę frustrujące –
ciągłe niedopowiedzenia oraz sposób, w jaki smutek wydawał się przysłaniać
wszystko inne. Chociaż nie chciała się nad tym zastanawiać, niechciane myśli
raz po raz powracały, tym samym doprowadzając Claire do szału. Wszystko to, o czym
słuchała, również – i to zwłaszcza w sytuacji, w której kolejne
wydarzenia sprawiały wrażenie aż do tego stopnia niedorzecznych. Dziewczyna,
którą widziała, bez wątpienia taka była.
– Tak… Ale to kwestia czasu – powtórzyło z uporem
odbicie. – Pewne rzeczy już się wydarzyły. On zresztą już idzie, żeby mnie
uwolnić… Nas – poprawiła się po chwili wahania, po czym lekko przekrzywiła
głowę, pozwalając by ciemne włosy opadły jej na policzki. – Wciąż rozróżniasz,
prawda? Ja i ty, chociaż jesteśmy jednością.
– Nie jesteśmy – obruszyła się, coraz
bardziej zaniepokojona kolejnymi słowami.
Z jakiegoś powodu jej własne słowa
zabrzmiały niczym kłamstwo, chociaż nie rozumiała dlaczego. Przecież nie
wierzyła w nic z tego, co działo się wokół niej – ani w tę
dziewczynę, ani kolejne stwierdzenia. To nie miało sensu, ale…
– W porządku, zaprzeczaj. Czasami to
pomaga poczuć się lepiej – przyznała z bladym uśmiechem dziewczyna. –
Kiedyś sama do mnie przyjdziesz. Bariera – ciągnęła, po czym dla podkreślenia
swoich słów postukała w taflę lustra – zniknie i będzie dokładnie
tak, jak przez cały czas ci mówię. Będziesz mnie potrzebować, Claire.
– Mówisz bez sensu – stwierdziła, ale
również te słowa brzmiały jak kłamstwo. Czegokolwiek by nie powiedziała,
brzmiało jak żałosna próba oszukiwania samej siebie. – Poza tym… Kto kogo
uwolni? Ja wcale nie…
– Zobaczysz. Może już widzisz… Przyjrzyj się
uważnie – zasugerowała dziewczyna, po czym kolejny raz ułożyła dłonie na
lustrze. Przesunęła palcami po powierzchni, a Claire z zaskoczeniem
przekonała się, że ta wcale nie była tak doskonała i nieskazitelna, jak
początkowo mogłoby się wydawać. – Niewinność przemija… Prędzej czy później,
nieważne jak idealny będzie klosz pod którym się wychowujesz. Na pewno sama już
to zauważyłaś.
Milczała, bezmyślnie wpatrując się w swoją
rozmówczynię. Nie chciała odpowiadać, poniekąd zbyt oszołomiona, ale przede
wszystkim przez świadomość, że to miało sens – i że każde kolejne słowo
mogłoby trafiać w sedno. Nie chciała się do tego przyznać, zresztą nie
potrafiła stwierdzić, dokąd tak naprawdę to wszystko zmierzało. W gruncie
rzeczy wolała tego nie wiedzieć, w duchu wręcz błagając o to, żeby
dziewczyna odpuściła i dała sobie spokój. Chciała się obudzić, co może
wiązało się z ucieczką, ale na pewno było bezpieczniejsze od trwania w tym
świecie i słuchania… Cóż, tego wszystkiego.
Jakkolwiek by nie było, najwyraźniej nie
miała na co liczyć. Wciąż tkwiła w tym samym miejscu, coraz bardziej
bezradna, podczas gdy postać po drugiej stronie lustra jak gdyby nigdy nic
ciągnęła swój wywód.
– Już są pęknięcia… Widzisz? Niektóre są
malutkie. Drobne rysy, bo żadne lustro nie jest idealne… Rozumiesz, co mam na
myśli? Jasne, że tak… W końcu jesteśmy takie same – stwierdziła, po czym
wzruszyła ramionami. – Kłamstwa bolą, nieważne jak je umotywować – dodała, a Claire
drgnęła niespokojnie. Mówiła o Rufusie i tym, jak początkowo ją
potraktował…?
– Przestań.
Doczekała się wyłącznie bladego, nieco
zatroskanego uśmiechu.
– Te większe powstały potem. O tutaj –
podjęła ze spokojem. Z chwilą, w której dotknęła odpowiedniego,
wskazując na całą pajęczynę wyraźnych, pokaźnych pęknięć, Claire zaczęła
zastanawiać się nad tym, dlaczego wcześniej ich nie zauważyła. Całe lustro było
popękane, choć chwilę wcześniej była wręcz gotowa przysiąc, że nie ma na nim
nawet rys! – Domyślasz się? Jasne, że tak… To Dean. Nikt od niego bardziej mnie
nie skrzywdził – stwierdziła, po czym wzruszyła ramionami. – A teraz Seth…
Ale to wciąż za mało. Na razie wciąż czegoś brakuje, ale prędzej czy później,
wraz z każdym kolejnym pęknięciem…
– Przestań! – powtórzyła i tym razem
przez nadmiar emocji aż poderwała się na równe nogi, gotowa wręcz rzucić się na
własne odbicie, gdyby zaszła taka potrzeba.
– Lustro łatwo zniszczyć – dodało jeszcze
odbicie.
Być może miała zamiar powiedzieć coś
jeszcze, ale ostatecznie tego nie zrobiła. W zamian rzuciła Claire
krótkie, bliżej nieokreślone spojrzenie, milcząca i spięta. W tamtej
chwili błękitne oczy – jakże znajome, skoro przecież należały do niej –
wydawały się niemal srebrne, łagodnie jarząc się w ciemnościach.
A potem sen ostatecznie się rozmył, kiedy
zarówno lustro, jak i stojącą po drugiej stronie postać, najzwyczajniej w świecie
pochłonął napierający ze wszystkich stron mrok.
Wtedy się obudziła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz