13 czerwca 2017

Dwieście sześć

Renesmee
Z niedowierzaniem wpatrywałam się w Rufusa, nie pierwszy raz zastanawiając się nad tym, czy przypadkiem sobie ze mnie nie żartował. Co prawda powiązanie tego wampira z poczuciem humoru wciąż bywało dla mnie problematyczne, ale to w sumie by do niego pasowało, prawda? W przeszłości tak wiele razy mówił o rzeczach, które – najdelikatniej rzecz ujmując – wzbudzały we wszystkich innych wątpliwości, że wzięcie na poważnie kolejnego szaleństwa zdecydowanie nie wchodziło w grę. Może nawet powinnam przyzwyczaić się do tego, że szwagier przy każdej możliwej okazji miał w zwyczaju wytrącać mnie z równowagi, ale to wcale nie było takie proste, jak mogłabym tego oczekiwać.
Zawahałam się, sama niepewna czy powinnam się śmiać, czekając aż wszystko odwoła, czy może od razu przywalić mu w twarz. Wątpiłam, żeby po wymierzeniu mu ciosu poczuła się jakkolwiek lepiej, co zresztą w przeszłości wielokrotnie dawał mi do zrozumienia, ale jakie to tak właściwie miało znaczenie? Mogłam przynajmniej spróbować, poza tym…
– Nie patrz na mnie w ten sposób, dobrze? – rzucił jakby od niechcenia, zupełnie jakbyśmy omawiali coś absolutnie neutralnego i niewartego tego, by tracić nerwy. Gdyby wszystko faktycznie okazało się takie proste, zdecydowanie nie miałabym nic przeciwko, ale w obecnej sytuacji zdecydowanie nie zamierzałam pozwolić traktować się w ten sposób. – Już to przerabialiśmy, w sumie nie tak dawno temu, więc…
– Tak, z Isabeau – przerwałam mu, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Zamknąłeś ją w piwnicy – dodałam, chociaż to wciąż brzmiało dla mnie jak abstrakcja.
W odpowiedzi doczekałam się wyłącznie wymuszonego, pozbawionego wesołości uśmiechu.
– I teoretycznie wyszło jej to na dobre, tak? – zauważył, wciąż wręcz nieznośnie spokojny. – No, do pewnego stopnia. Na Isabeau trzeba czegoś więcej, niż tylko kilku godzin w zamknięciu.
– Słyszałam to! – doszło mnie gdzieś od strony schodów. Ze świstem wypuściłam powietrze, ledwo powstrzymując się przed oświadczeniem obojgu, żeby się zamknęli.
– Tak czy inaczej – podjął Rufus, najzwyczajniej w świecie wampirzycę ignorując – przynajmniej w końcu macie jakiś użytek z piwnicy. Co prawda w Mieście Nocy miałbym do dyspozycji coś bardziej odpowiedniego, ale…
– Przepraszam bardzo, że przed kupnem domu nie poprosiłam Castiela, żeby zainwestował w kraty – sarknęłam, nie mogąc się powstrzymać.
– Przynajmniej wiesz, czego szukać następnym razem.
Otworzyłam i zaraz zamknęłam usta, tym bardziej że faktycznie brzmiał tak, jakby miał do mnie pretensje. Już i tak byłam rozdrażniona, zwłaszcza po powrocie Claire, która nie była w najlepszej formie. Co więcej, wciąż nie byłam pewna, co takiego wiązało się z zachowaniem dziewczyny, świadoma co najwyżej tego, że wydarzyło się coś niedobrego. To zdecydowanie nie poprawiało mi nastroju, wręcz wzbudzając silniejszy niż do tej pory niepokój, przez co sama nie byłam pewna, czego tak naprawdę powinnam się spodziewać. W efekcie z trudem powstrzymałam się od zadawania jakichkolwiek pytań, w gruncie rzeczy chyba woląc nie wiedzieć, gdzie tak naprawdę leżał problem. Tak było prościej, zresztą czułam, że w odpowiedzi mogłam usłyszeć wyłącznie coś, co zdecydowanie nie przypadłoby mi do gustu.
Pomijając Claire, był jeszcze Rufus, który wytrącił mnie z równowagi bardziej od jego wyraźnie roztrzęsionej córki. Nie chodziło już nawet o to, że wydawał się być w tym dość specyficznym, drażniącym nastroju, który mógł oznaczać dosłownie wszystko. Prawdziwy problem leżał w tym, że po raz kolejny działał w sobie tylko znany sposób, na dodatek próbując wykorzystać piwnicę jako potencjalne więzienie. Już samo to nie napawało mnie entuzjazmem, bo połączenie Rufusa z próbą przetrzymywania kogokolwiek, zdecydowanie nie kojarzyło mi się dobrze, a jakby tego było mało…
Cholera, jak niby miałam się zachować, kiedy pojawił się z właściwie zaszlachtowanym, obcym chłopakiem? Wolałam już nie zwracać uwagi na to, że najwyraźniej nie widział niczego złego w tym, żeby postawić mnie przed faktem dokonanym, nie widząc powodu, by choć próbować pytać mnie o zdanie. Podejrzewałam, że pod nieobecność Layli mógł zachowywać się bardziej nieprzewidywalnie niż zazwyczaj, zaś spoglądając na sytuację przez pryzmat tego, że się o dziewczynę martwił, nawet mogłam to zrozumieć, ale… nic ponadto.
– Całkiem ci już odbiło? – zapytałam w końcu, nie mogąc się powstrzymać. Co prawda wątpiłam, żeby to pytanie zrobiło na nim jakiekolwiek wrażenie, ale to wydawało się lepsze od trwania w ciszy i tępego wpatrywania w potencjalnego rozmówcę.
– Najpewniej nie bardziej niż zwykle – rzucił tonem sugerującym, że nie miał nic przeciwko temu, żeby się mnie pozbyć.
Na dłuższą chwilę zamilkłam, kolejny raz zaczynając się wahać. Jak nic musiał sobie ze mnie żartować, chociaż zdecydowanie nie sprawiał wrażenia kogoś, kto dobrze się bawił. W zasadzie po wyrazie jego twarzy, trudno mi było określić, czego tak naprawdę powinnam się po nim spodziewać.
– Kto to właściwie jest? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Jeśli sądził, że w którymś momencie miałam machnąć ręką albo od razu oświadczyć, że tak naprawdę jest mi wszystko jedno, zdecydowanie tracił czas. – Coś ty wymyślił? Nie zbywaj mnie półsłówkami, bo naprawdę…
– Czy jeśli cokolwiek ci wyjaśnię, dasz mi swobodę niezależnie od tego, co usłyszysz? – przerwał mi w niemalże łagodny sposób.
Zamrugałam nieco nieprzytomnie, dopiero po chwili będąc w stanie zebrać myśli i choć spróbować mu odpowiedzieć.
– Najpewniej nie – zgodziłam zgodnie z prawdą.
Rufus w zamyśleniu skinął głową, najwyraźniej spodziewając się takiej odpowiedzi. Wciąż wydawał mi się spięty, chociaż naturalnie nie mogłam stwierdzić, co takiego wiązało się z jego nastrojem. Na pewno chodziło o Laylę i Claire, ale mimo wszystko…
– Więc gdzie sens w tym, żebym tracił czas na wyjaśnienia?
W tamtej chwil ledwo powstrzymałam się przed warknięciem, coraz bardziej rozdrażniona. Czasami sama nie byłam pewna, jakim cudem ktokolwiek z nim wytrzymywał – i to łącznie ze mną. Bywały momenty, kiedy byłam niemalże skłonna przyznać, że zachowywał się cudownie i ludzko, ale to zdecydowanie nie był jeden z tych dni. Co więcej, obawiałam się, że tylko ja w jakimkolwiek stopniu z tego powodu ubolewałam.
– Taki, że to jest mój dom – oznajmiłam z naciskiem. – I z tego powodu chciałabym wiedzieć, co tutaj się dzieje. Tylko poważnie, bo naprawdę… – zaczęłam, wampir jednak nie dał mi okazji do tego, żeby dokończyć, bezceremonialnie materializując się obok i w niezbyt subtelny sposób zatykając mi usta dłonią.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, machinalnie napinając mięśnie, kiedy mnie dotknął. W pamięci wciąż miałam moment, w którym zrobił to ostatnim razem, chwilę później dosłownie rzucając mi się do gardła. Co prawda zwłaszcza teraz rozumiałam, dlaczego to co zrobić, świadoma, że najpewniej po raz kolejny coś mu zawdzięczałam, ale to w gruncie rzeczy niczego nie zmieniało. Instynkt robił swoje, zresztą zwłaszcza w przypadku Rufusa trudno było mi jednoznacznie określić, w jaki sposób powinnam się zachowywać. Sam wielokrotnie powtarzał, że zasada ograniczonego zaufania sprawdzała się zawsze, więc tym bardziej zamierzałam to wykorzystać.
Sądziłam, że go zdenerwuje albo przynajmniej doprowadzę do tego, że wycofa się pod byle pretekstem. Przez krótką chwilę sprawiał nawet wrażenie chętnego, żeby tak postąpić, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Obserwowałam go z uporem, próbując sprawiać wrażenie o wiele pewniejszej siebie, niż w rzeczywistości się czułam. Nie byłam pewna, ile czasu tak naprawdę minęło, kiedy w końcu zareagował, ale i tak wzdrygnęłam się mimowolnie, kiedy bezceremonialnie chwycił mnie za rękę, by w następnej sekundzie ciągnąc w stronę drzwi. W pośpiechu zdążyłam jeszcze zabrać kurtkę, dopiero na zewnątrz będąc w stanie oswobodzić dłoń i spróbować się ubrać.
– Przejdźmy się, skoro się upierasz – rzucił tonem sugerującym, że z jego perspektywy zachowywałam się w wyjątkowo męczący sposób.
Prychnęłam, mimowolnie zastanawiając się nad tym, czy jednak sobie ze mnie nie żartował. Mimo wszystko nie skomentowałam zachowania wampira nawet słowem, w zamian musząc się wysilić, by spróbować dotrzymać mu kroku. Teraz już nie miałam wątpliwości co do tego, że był w podłym nastroju, co zresztą zaczynało mi się udzielać, zwłaszcza w obecnej sytuacji. Cokolwiek się działo, zdecydowanie nie było normalne, a przynajmniej nie w takim stopniu, jak mogłabym tego oczekiwać. Mętlik w głowie coraz bardziej dawał mi się we znaki, a jakby tego wszystkiego było mało, naprawdę już nie wiedziałam, w jaki sposób powinnam z Rufusem rozmawiać, by mieć szansę czegokolwiek się dowiedzieć.
Na zewnątrz było ciemno, ale to mi nie przeszkadzało. Podejrzewałam, że Gabriel nie zareagowałby entuzjastycznie, gdyby widział, że gdziekolwiek wyszłam, ale – jakby nie patrzeć – przecież nie kręciłam się po lesie sama. Co prawda kwestia zaufania mojego męża do Rufusa pozostawała wiele do życzenia, ale nad tym akurat wolałam się nie zastanawiać.
– Więc? – ponagliłam, w pośpiechu zrównując się z moim towarzyszem. Nie miałam problemu z tym, żeby biegać, tacie zawdzięczając chociażby to, że rozwinięcie dużej prędkości przychodziło mi z łatwością, ale to jeszcze nie znaczyło, że miałam zamiar uganiać się za szwagrem po całej okolicy. – Rufus, do cholery…
– Jak się ma Claire? – przerwał mi, a ja prychnęłam, coraz bardziej sfrustrowana.
– Pomijając to, że kiedy Carlisle ją przywiózł, wyglądała gorzej niż po balu? – mruknęłam, po czym ciągnęłam dalej, woląc nie czekać na kolejne uwagi na temat tego, że mogłabym odpowiadać mu pytaniem na pytane. – Śpi.
– To chyba dobrze – stwierdził w zamyśleniu.
Spojrzałam na wampira z powątpiewaniem, kolejny raz zastanawiając nad tym, co tak naprawdę się wydarzyło. Na pewno chodziło o Claire, nie wspominając o tym, że Rufus wciąż mnie zadziwiał, wyraźnie łagodniejąc, kiedy wspominał o córce.
– Nie jestem pewna – przyznałam zgodnie z prawdą. – Zasnęła, bo Isabeau znalazła dla niej coś na uspokojenie, a Gabriel cały czas kręci się obok, żeby kontrolować sny. Nie powiedziała nam, co się stało, więc, do jasnej cholery…
– Wstrzymaj się z przekleństwami, dobrze? – przerwał mi pośpiesznie, nagle przystając i zwracać się w moją stronę. Poczułam się dziwnie, kiedy rzucił mi umęczone, na swój sposób… niemalże troskliwe spojrzenie, którego w żaden sposób nie potrafiłam zinterpretować. – I zacznij oddychać. Za chwilę ci wszystko wytłumaczę, ale ostrzegam, że to ci się nie spodoba – stwierdził, tym samym sprawiając, że uniosłam brwi, spoglądając na niego z niedowierzaniem.
Otworzyłam i zaraz zamknęłam usta, coraz bardziej zdezorientowana. Poczułam się dziwnie, kiedy w którymś momencie chwycił mnie za ramiona, niemalże w ten sam sposób, co i w chwili, w której planował mnie ugryźć. W zasadzie nawet o tym nie miałam wcześniej okazji z nim porozmawiać, chociaż czułam, że powinnam podziękować – i to niezależnie od tego, czy rozumiałam powagę tego, co tak naprawdę stało się w dokach. Rufus miał to do siebie, że raz po raz wytrącał mnie z równowagi, nie pozwalając określić, jaka reakcja na jego zachowanie będzie najodpowiedniejsza. To mi nie pomagało, zresztą tak jak i spojrzenie, którym obdarzył mnie z chwilą, w której machinalnie spojrzałam mu w oczy.
– Próbujesz na mnie wpłynąć? – zapytałam pod wpływem impulsu, przez krótką chwilę wahając nad tym, czy jednak nie lepiej byłoby, gdybym uciekła wzrokiem gdzieś w bok.
Czułam, że puls znacznie mi przyśpiesza, a serce tłucze się w piersi tak szybko i mocno, że na moment aż zabrakło mi tchu. Właściwie sama nie byłam pewna, skąd wzięła się ta reakcja, a tym bardziej dlaczego nagle zaczęłam się denerwować, przekonana, że za moment wydarzy się coś niedobrego. Rufus zachowywał się dziwnie, może nawet bardziej niż zazwyczaj, z koeli ja czułam się coraz bardziej zdezorientowana.
– Na razie nie – stwierdził z rozbrajającą wręcz szczerością, kolejny raz wystawiając moje nerwy na próbę.
Na razie…? – powtórzyłam z niedowierzaniem.
Jedynie wzruszył ramionami.
– Wolałbym nie musieć tego robić, więc… uspokój się, w porządku? Najlepiej od razu, bo za chwilę będzie gorzej. Tak przynajmniej sądzę, bo bywasz… bardzo emocjonalna.
Po jego słowach nie potrafiłam stwierdzić, czy mogłam uznać je za rodzaj komplementu, czy może przytyk. W pierwszym odruchu pomyślałam jedynie, że powinnam zaprotestować i bardziej stanowczo wymóc na nim wyjaśnienia, coś jednak przekonało mnie, żeby tego nie robić. Nie miałam poczucia, by narzucał mi cokolwiek, choć to oczywiście wcale nie musiało być związane z prawdą. Gdyby na mnie wpłynął, niekoniecznie musiałabym być tego świadoma, a skoro tak…
Z wolna wypuściłam powietrze z płuc, próbując się rozluźnić. W porządku, skoro tego chciał, mogłam ten jeden raz pójść mu na rękę. Naciskanie i słowne przepychanki zwykle nie prowadziły do niczego dobrego, więc tym bardziej spodziewałam się dosłownie wszystkiego. Ewentualnie później zawsze mogłam mu przyłożyć, choć to niekoniecznie brzmiało jak dobry pomysł. Miałam wrażenie, że Rufus niekoniecznie zachowywał się w ten sposób bez powodu albo tylko dlatego, że był zdenerwowany. Jego słowa sugerowały, że chodzi o coś jeszcze, a ja… Cóż, chyba zdążyłam się nauczyć, że w takich sytuacjach jednak lepiej mu zaufać – i to niezależnie od tego, co podsuwała mi intuicja.
– W porządku – powiedziałam w końcu, ostrożnie dobierając słowa. Wampir spojrzał na mnie z powątpiewaniem, po czym z wolna skinął głową. Nawet jeśli był sceptycznie nastawiony do mojej reakcji, postanowił zachować to dla siebie. – Powiedzmy, że jestem spokojna. W końcu co złego mogło się wydarzyć, skoro Claire wróciła z płaczem, a ty próbujesz trzymać w piwnicy kolejnego wampira…
– To nie wampir – poprawił mnie machinalnie.
Dziękuję bardzo! Od razu czuję się pewniej!
– Serio uważasz, że to jest moim największym problemem? Obcy facet w piwnicy, to wciąż obcy facet w piwnicy – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
– Tymczasem ty znowu wydajesz się spięta, Nessie…
W tamtej chwili miałam ochotę roześmiać się w pozbawiony wesołości, co najmniej histeryczny sposób. Słodka bogini, to musiał być żart. Inaczej naprawdę nie potrafiłam tego wytłumaczyć.
Musiałam wyglądać na wyjątkowo sfrustrowaną albo – co bardziej prawdopodobne – wręcz zdesperowaną, bo Rufus westchnął, po czym w końcu mnie puścił, by chwilę później móc zwiększyć dzielącą nas odległość. Pozwoliłam mu na to, poniekąd dlatego, że i tak nie miałam większego wyboru. Ramiona założyłam na piersiach, chcąc sprawiać wrażenie bardziej stanowczej, ale wątpiłam, żeby to zrobiło na nim jakiekolwiek wrażenie. W gruncie rzeczy wątpiłam w bardzo wiele rzeczy, ale to zdecydowałam się zostawić na później, o ile w ogóle miałam pokusić się o roztrząsanie tego tematu.
– Jak sobie chcesz – dał za wygraną Rufus. Westchnął, po czym rzucił mi spojrzenie, które jasno sugerowało, że wyjątkowo go irytowałam. Cóż, mogłam się tego spodziewać, jak zwykle zresztą działając mu na nerwy tym, że w ogóle oczekiwałam wyjaśnień. – Ale zacznijmy od Claire. Nasz… gość – stwierdził w zamyśleniu – raczej nigdzie się nie wybiera.
– Chyba jednak wolałabym, żebyś nie miał poczucia humoru – przyznałam, potrząsając z niedowierzaniem głową.
– Wierz mi, że mnie też nie jest do śmiechu… I podejrzewam, że za chwilę zranię cię o wiele bardziej, niż bym chciał, więc byłoby dobrze, gdybyś mi tego nie utrudniała.
– Co właściwie…?
Zamilkłam, co najmniej zaniepokojona jego słowami. W pośpiechu zmierzyłam wampira wzrokiem, próbując ocenić, czy istniała szansa, żeby jednak spróbował rzucić mi się do gardła, ale nic na to nie wskazywało. Zawahałam się, po czym z wolna cofnęłam o krok, mimo wszystko woląc utrzymać dzielącą nas odległość. Rufus nawet słowem nie skomentował mojego zachowania, ale wcale nie poczułam się dzięki temu lepiej. Wręcz przeciwnie – już nie miałam wątpliwości co do tego, że w każdej chwili mogło wydarzyć się coś co najmniej niedobrego. Co prawda wciąż nie byłam pewna w czym rzecz, ale… wszystko pozostawało zaledwie kwestią czasu, prawda?
Machinalnie zacisnęłam dłonie w pięści, coraz bardziej podenerwowana. W duchu odliczałam kolejne sekundy, nie pierwszy raz mając wrażenie, że czas ciągnie się w nieskończoność. Oczekiwałam odpowiedzi, chociaż zarazem wcale nie chciałam ich otrzymać, po chwili wahania dochodząc do wniosku, że nie miały przynieść ze sobą niczego dobrego.
– Claire niczego nie powiedziała, tak? – Rufus nawet nie czekał na odpowiedź, myślami wydając się być gdzieś daleko. – Nic dziwnego, bo to nie wygląda dobrze. Po pierwsze, w Seattle jest Claudia – zapowiedział, a ja uniosłam brwi, coraz bardziej zdezorientowana.
– Claudia… – powtórzyłam tępo.
Wampir wywrócił oczami.
– Tylko nie pytaj o kogo chodzi, bo naprawdę coś mnie trafi – warknął i prawie natychmiast złagodniał, uświadamiając sobie, że być może zbytnio go nosiło. Cóż, z mojej perspektywy to zdecydowanie tak wyglądało. – Tak, jest w mieście. A przynajmniej tak twierdzi Claire, ale nie o to chodzi. Nessie…
– Claire została zaatakowana przez Claudie? – przerwałam mu, chcąc jak najszybciej uporządkować sobie pewne kwestie. Próbowałam zapanować nad mętlikiem w głowie i w końcu skupić się na tym, co próbował mi powiedzieć.
Rzucił mi wymowne spojrzenie, tym samym jednoznacznie sugerując, że powinnam zamilknąć. Chcąc nie chcąc dostosowałam się, chociaż wcale nie byłam taka pewna, czy to najlepszy pomysł. Rufus mnie martwił, chociaż teraz przynajmniej rozumiałam, dlaczego wydawał się aż do tego stopnia pobudzony. Kiedy chodziło o Claire, bywał przewrażliwiony, zresztą Claudia pozostawała jedną z osób, które wszyscy mieliśmy na czarnej liście. Sama nawet nie miałam okazji poznać wampirzycy osobiście, ale po tym, co zrobiła Isabeau i Dimitrowi, zdecydowanie nie zamierzałam choćby brać pod uwagę tego, że miałabym ją poznać, a co dopiero próbować zrozumieć.
– Poniekąd, ale nie o to chodzi. Zresztą nie rozmawiajmy o Claudii – zaproponował Rufus, a ja cicho warknęłam, coraz bardziej poirytowana.
– Coś kręcisz – zarzuciłam mu.
Byłam tego pewna, tak jak i wrażenia, że próbował mnie zwodzić. Nie miałam pojęcia, dokąd to wszystko zmierzało, ale zdecydowanie nie podobało mi się to. Rufus w takim nastroju nigdy nie wróżył niczego dobrego – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Jakby tego było mało, miałam pewność, że w każdej chwili sprawy mogły jeszcze bardziej się skomplikować, a to również mi się nie podobało. W efekcie w równym stopniu pragnęłam zrozumieć, co i szczerze bałam się tego, czego powinnam spodziewać się po rozmowie.
– Pewnie tak, ale nie myśl o tym… Mówię poważnie, Renesmee. – Jeszcze kiedy mówił, bezceremonialnie zmaterializował się u mojego boku. Drgnęłam, gdy znów chwycił mnie za rękę, ale nie próbowałam protestować. – Swoją drogą, w porządku? Mam na myśli to, że ostatnim razem… Sama wiesz.
– Tak… – Nie musiał tłumaczyć mi, o co tak naprawdę pytał. To wydawało się oczywiste, skoro w dokach praktycznie przelewałam mu się w rękach, a później sam mnie ukąsił… I to bynajmniej nie dlatego, że stracił kontrolę. – Dziękuję ci – dodałam, a Rufus parsknął pozbawionym wesołości śmiechem.
– Zaraz przestaniesz, chociaż to nie moja wina… I to nawet pomimo tego, co wielokrotnie powtarzałem – stwierdził w zamyśleniu.
– Rufus, do cholery…
– Słodka bogini, naprawdę niczego nie podejrzewasz? Claire przecież… – Urwał, po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową. – Ten chłopak… Dla ciebie też coś znaczył, prawda?
Otworzyłam i zaraz zamknęłam usta, sama już niepewna o czym do mnie mówił.
– Który znowu…? – zaczęłam, mimowolnie myśląc o tym, kogo przyprowadził do piwnicy. Potrzebowałam dłużej chwili, by pojąc o kim mowa. – Chwila… Co ma do tego Seth?
– Hm, zmartwiłaś się. Więc jednak miał znaczenie – stwierdził w zamyśleniu, a mnie z miejsca uderzył czas przeszły.
– Oczywiście, że ma! – obruszyłam się. Sądziłam, że kwestię Setha, Claire i wpojenia mieliśmy już omówioną. – To mój przyjaciel. Poza tym niedługo wejdzie do rodziny, więc… – podjęłam, ale tym razem wampir nie dał mi dokończyć.
– Obawiam się, że niekoniecznie – stwierdził cicho, a ja przez nadmiar emocji miałam problem z tym, żeby go zrozumieć. – Powiedziałem, że cię zranię, więc musisz mi wybaczyć… Tak czy inaczej, wszystko wskazuje na to, że Claudia zabiła tego dzieciaka…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa