Elena
Otworzyła oczy, jednocześnie podrywając
się do pozycji siedzącej. To było niczym impuls – nagłe i wystarczająco
gwałtowne, by zareagowała w całkowicie bezwiedny, niekontrolowany sposób. Wzrokiem
nerwowo powiodła dookoła, po czym wypuściła powietrze ze świstem, uświadamiając
sobie, że leżała na łóżku w swoim pokoju. Z jakiegoś powodu taki stan
rzeczy wydał się dziewczynie niewłaściwe, zupełnie jakby coś, co nie powinno
mieć miejsca. Nie powinna tutaj być, choć przecież zarazem tu przynależała, prawda?
Sama wróciła do domu, a skoro tak…
Spuściła
wzrok, nagle przygnębiona. Jasne włosy opadły Elenie na twarz, częściowo ją
przysłaniając. Nerwowym ruchem odgarnęła je na bok, ostatecznie wplatając palce
w loki i jakby od niechcenia bawiąc się kosmykami. Oddychała szybko i płytko,
niezdolna stwierdzić, czy cokolwiek jej się śniło. Być może, ale nawet jeśli
tak było, nie pamiętała tego. Cóż, tak może i było lepiej, tym bardziej że
dobrze wiedziała, że w snach nie mogła być w pełni spokojna – nie w takim
stopniu, jak mogłaby tego oczekiwać. Rafael jasno dał do zrozumienia, że wcale
nie potrzebował doprowadzić do osobistego spotkania, by mieć szansę z nią
porozmawiać. Chyba właśnie tego w tym wszystkim najbardziej się obawiała,
chociaż naturalnie nie zamierzała się do tego przyznawać.
Palce
zacisnęła na krawędzi kołdry, wzmagając uścisk do tego stopnia, że
doświadczenie okazało się niemalże bolesne. Weź
się w garść, warknęła na siebie w duchu, ale to wcale nie
sprawiło, że poczuła się jakkolwiek lepiej. Wręcz przeciwnie – w żołądku
wciąż czuła nieprzyjemny ucisk, nad którym w żaden sposób nie była w stanie
zapanować. Jakby tego było mało, w głowie miała mętlik, już nawet nie
próbując porządkować myśli. Czuła się pusta i przygnębiona, ale to
wydawało się czymś, co jak najbardziej mogła przewidzieć. Machinalnie uniosła
dłoń, by móc przesunąć palcami po policzku, po czym prawie natychmiast zabrała
rękę, ponownie zaciskając ją w pięść. Z uporem odsuwała niechciane
wspomnienia, po raz kolejny powtarzając sobie, że ostatnie wydarzenia i tak
nie miały znaczenia – nie, skoro się od nich odcięła – to jednak brzmiało jak
jedno, wielkie kłamstwo.
Z
powątpiewaniem powiodła wzrokiem dookoła, chcąc upewnić się, że pokój wyglądał
tak, jak powinien. Właściwie sama nie była pewna, co próbowała odnaleźć albo na
czym polegała swego rodzaju „norma”, której oczekiwała, ale nie chciała się nad
tym zastanawiać. Liczyło się, że teraz była tutaj i dobrze wiedziała,
czego tak naprawdę potrzebowała… Cóż, teoretycznie, a przynajmniej
próbowała wmówić sobie, że chodziło o święty spokój. Potrzebowała czasu,
żeby wszystko przemyśleć i jakkolwiek się uspokoić, chociaż i to szło
jej dość marnie. Trudno, żeby mogła oczekiwać jakichkolwiek efektów, skoro
przynajmniej tymczasowo uciekała przed problemem, czując się trochę jak
zagubione dziecko we mgle. Z drugiej strony, co innego mogła zrobić, skoro
nie chciała nikomu mówić, że własny mąż podniósł na nią rękę? To była sprawa
między nią a Rafaelem, na dodatek rozwiązana, bo z chwilą, w której
zdecydował się ją uderzyć, ostatecznie stracił jakiekolwiek prawa względem jej
osoby. To było oczywiste, a jednak… cholernie bolało, do Eleny zaś wciąż nie
docierało to, w jaki sposób to wszystko się potoczyło.
Warknęła
cicho, po czym poderwała się na równe nogi. Stanęła na środku pokoju, przez
krótką chwilę mając ochotę się miotać, niezdolna tak po prostu ustać w miejscu.
Spuściła ramiona, przez krótką chwilę mając nadzieję, że jednak zdoła się
rozluźnić, ale wciąż zaciskała palce. Ciało wręcz drżało jej od nadmiaru
emocji, napięte do tego stopnia, że to aż bolało. Z drugiej strony, być
może cierpienie miało związek z czymś zgoła odmiennym, ale nie chciała się
nad tym zastanawiać. Istniało zdecydowanie zbyt wiele różnych kwestii, których z różnych
powodów nie chciała analizować…
Jakkolwiek
by nie było, tym razem siedziała w sypialni sama. To nie był pierwszy raz,
kiedy musiała trzymać Rafaela na dystans, próbując uzmysłowić mu coś, co
najwyraźniej nie było dla demona jasne. Szukała jakiegokolwiek rozwiązania, a to
wydawało się jedynym, które przychodziło jej do głowy. Było dokładnie tak, jak
mu powiedziała – nie zamierzała tkwić w czymś, o czym przecież
wiedziała, że nie miało racji bytu. Potrafiła znieść naprawdę wiele, ale tym
razem demon przekroczył wszelakie granice. Nie chodziło o to, czy sobie
zasłużyła, bo naprawdę mogła zrozumieć, dlaczego się zdenerwował. Być może nie
powinna za nim lecieć, skoro nakazał jej zawrócić, ale z drugiej strony…
Słodka bogini, nie towarzyszyła mu to, żeby móc słuchać rozkazów! Była jego
żoną, nie podwładną, a to bez wątpienia o czymś świadczyło.
Wiedziała, że przez całe wieki przywykł do czegoś innego, ale to nie znaczyło,
że miała tolerować coś takiego. Spodziewała się naprawdę wielu rzeczy, biorąc
pod uwagę, że prędzej czy później jednak wydarzy się coś, przez co będzie miała
ochotę demona zabić, ale takiego rozwiązania nie brała pod uwagę. Nie sądziła,
że w ogóle mógłby sobie na to pozwolić, nawet jeśli w przeszłości
denerwował się w sposób wystarczająco spektakularny, by miała wrażenie, że
gdyby zaszła taka potrzeba, posunąłby się o krok dalej.
Cóż, teraz
to zrobił. A ona nie potrafiła tak po prostu przejść z tym do
porządku dziennego, niezależnie od tego, czy żałował. Chwilami szczerze wątpiła
w to, czy faktycznie to potrafił, czy może w tym wszystkim chodziło o zatrzymanie
jej przy sobie. Podejrzewała, że ktoś, kto do tej pory nie zaznał ludzkich
emocji, wciąż ucząc się zachowania, które dla niej pozostawało oczywiste, sam
nie potrafił stwierdzić, czego tak naprawdę oczekiwał.
To teraz nie ma znaczenia, prawda? Rafaela
tutaj nie ma, więc…
Zacisnęła
usta, po czym energicznie potrząsnęła głowa, by łatwiej odrzucić od siebie
niechciane myśli. Nawet gdyby był, co by mu powiedziała? Przynajmniej na razie
nie chciała go widzieć, podejrzewając, że mogliby co najwyżej pogorszyć
sytuację, zamiast jakkolwiek rozwiązać problem. To wydawało się zbyt świeże,
Elena zresztą wiedziała, że oboje byli zbyt uparci i dumni, by ot tak
zacząć dążyć do jakiegokolwiek porozumienia. W efekcie nie pozostało jej
nic innego, jak tylko trwać w tym, a przed bliskimi udawać, że nic
szczególnego się nie wydarzyło. W gruncie rzeczy to była prawda, bo
przecież nie zachowywała się jak ostatnia naiwna, trwając przy mężczyźnie,
który w każdej chwili mógł zrobić jej krzywdę. Problem polegał na tym, że
nie miała do czynienia z nadpobudliwym człowiekiem, któremu wydawało się,
że przemocą rozwiąże wszelakie problemy. Próbowała wiązać się z naczelnym
demonem, który przez wieki (czy może raczej tysiąclecia) przyzwyczajał się do
czegoś, co dla niej pozostawało czymś nie do pojęcia. Nie mogła ot tak zmienić
świata, w którym żył, chociaż próbowała – z tym, że to najwyraźniej
nie wystarczyło.
Sama nie
była pewna, co musiałaby zrobić, żeby wystarczyło…
Jej uwagę przekuł
subtelny, aczkolwiek wyraźny dla niej ruch, przez co odwróciła się na pięcie, przybierając
pozycję obronną. To był instynkt i zarazem dowód na to, że najwyraźniej
zaczynała być przewrażliwiona, co zaobserwowała z chwilą, w której
pojęła, że zaniepokoiła się własnym, lustrzanym odbiciem. Wypuściła powietrze
ze świstem, w pierwszym odruchu sama niepewna czy powinna się śmiać, czy
może płakać. Mimo wszystko potrzebowała kilku następnych sekund, żeby się
rozluźnić, wciąż nie mogąc pozbyć się wrażenia, że coś nieustannie ją
obserwowało. Podejrzewała, że to wyłącznie jej wyobraźnia, chociaż zarazem nie
miała pewności; nie mogła mieć, skoro dobrze wiedziała, że demony potrafiły
zachowywać się w naprawdę trudny do zaakceptowania, co najwyżej irytujący
sposób. Nie miała gwarancji, że jeden uparty nie kręcił się gdzieś w pobliżu
albo właśnie po raz kolejny nie zakrzywiał rzeczywistości, by przymusić ją do
rozmowy, na którą zdecydowanie nie miała ochoty.
– Lepiej
dla ciebie, Rafa, żebyś tego nie robił – mruknęła pod nosem.
Wciąż
wpatrywała się we własne odbicie, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że właśnie
była na dobrej drodze, żeby zrobić z siebie idiotkę. Trudno było inaczej
określić fakt, że rozmawiała ze sobą, ale z drugiej strony… Cóż, to
wydawało się o wiele bardziej sensowne, aniżeli to, że mogłaby umrzeć i powrócić.
Dziewczyna w lustrze
zacisnęła usta, ledwo tylko Elena zdecydowała się zamilknąć. Obserwując siebie,
miała wrażenie, że wygląda co najmniej marnie – i to najdelikatniej rzecz
ujmując. Była wręcz nienaturalnie blada, wrażenie to zaś potęgował fakt, że
miała na sobie jedynie białą koszulę nocną. Odrzuciła blond włosy na plecy, pozwalając
im opaść na ramiona, po czym z wolna wyprostowała się, wciąż wpatrzona w odbicie.
Nie była zaskoczona odkryciem, że skrzydła zniknęła, najpewniej na krótko przed
tym, jak położyła się spać. Prędzej czy później musiało do tego dość, ale i tak
poczuła niewytłumaczalny smutek, zresztą nie po raz pierwszy w takiej
sytuacji. Chciała tego czy nie, zmieniła się – i była tego coraz bardziej
świadoma. To, że potrafiła przywołać do siebie skrzydła, a tym bardziej
wzbić się w powietrze, jednoznacznie o tym świadczył.
Najgorsze w tym
wszystkim pozostawało to, że nie miała pojęcia, kim tak naprawę była. To wciąż
pozostawało dla niej zagadką, tylko po części wyjaśnioną przez Rafaela. Jasne,
powtarzał, że teraz byli do siebie podobni i ona też to czuła, ale… Och,
to wciąż nie wydawało się właściwą odpowiedzią. Nie była demonem, chociaż w jakiś
pokrętny, niezrozumiały dla niej sposób, pozostawali ze sobą powiązani. Czuła
to całą sobą, nie tylko w związku z tym, że Rafael niezależnie od
wszystkiego był dla niej kimś ważnym. Kochała go, ale zarazem obawiała się, że w tym
jednym wypadku uczucia mogły okazać się problematyczne. Szukała złotego środka
tam, gdzie najwyraźniej go nie było, szczerze obawiając się, że w którymś
momencie zbytnio się zagalopuje, tym samym pozwalając sobie na coś, czego
absolutnie nie chciała. Gdyby tęsknota okazała się zbyt silna, a ona
odpuściła, wszystko to, co mu powiedziała, straciłoby na znaczeniu, tym samym
nie zmieniając niczego.
Wypuściła
powietrze ze świstem, coraz bardziej sfrustrowana. Chciała przekonać samą
siebie, że to się nie stanie, bo najzwyczajniej w świecie nie zamierzała
na to pozwolić, ale to brzmiało jak wierutne kłamstwo. Właśnie to również
sprawiło, że ostatecznie odwróciła się na pięcie, niemalże gniewnym krokiem
ruszając w stronę drzwi. Wyszła na korytarz, aż nazbyt świadoma, że i tak
nie miała być w stanie ponownie zasnąć, niezależnie od tego, jak bardzo b
się starała. Nie pierwszy raz czuła się całkowicie bezradna, będąc w stanie
co najwyżej krążyć bez celu i szukać jakiegokolwiek wyjścia. Nie miała co
ze sobą zrobić, a jakby tego było mało…
– Elena?
Wyprostowała
się niczym struna, słysząc znajomy głos. Właściwie sama nie była pewna,
dlaczego wcześniej nie zwróciła uwagi na to, czy ktokolwiek prócz niej
znajdował się na korytarzu. Tak czy inaczej, natychmiast zwróciła się ku
Rosalie, po wyrazie twarzy i spojrzeniu wampirzycy usiłując stwierdzić,
czego tak naprawdę powinna się po niej spodziewać. Zabawne, ale jakiś czas temu
bez chwili wahania poszłaby właśnie do tej ze swoich sióstr, zwłaszcza gdyby
miała problem związany z czymś, czego nie mogła powiedzieć Liz. Przez
ostatnie miesiące zmieniło się dość, począwszy od tego, że w którymś
momencie przestała ufać Rose, z kolei Elizabeth pozostawała niedostępna z innego
powodu niż ten, że mogłaby nie być wtajemniczona w niektóre dość istotne
kwestie. Ta świadomość na swój sposób bolała, będąc niczym kolejny, materialny
dowód na to, że świat stanął na głowie – i że najpewniej nadal się
zmieniał.
Zawahała
się, w głowie szukając jakiegoś sensownego sposobu na to, żeby
odpowiedzieć. Chciała jakkolwiek uspokoić Rosalie i tym samym uniknąć
konieczności rozmowy, a jednak nie była w stanie wykrztusić z siebie
słowa, zdolna co najwyżej tępo wpatrywać się w wampirzycę. Wiedziała, że
milczała zdecydowanie zbyt długo, by w ogóle mieć szansę uniknąć
odpowiedzi, to jednak nie wydawało się dziewczynie aż tak istotne, jak początkowo
zakładała. Z zaskoczeniem przekonała się, że tak naprawdę jest jej
wszystko jedno i że wręcz potrzebowała kogoś, kto zwróciłby na nią uwagę.
Po tym, jak wypłakiwała sobie oczy akurat w ramionach Damiena, już nic nie
miało być w stanie tak naprawdę ją zdziwić – a przynajmniej nie tej
nocy.
Nie
odezwała się nawet słowem, to jednak nie było potrzebne. Rosalie dała jej niecałą
minutę, zanim zdecydowała się ruszyć z miejsca, błyskawicznie pokonując
dzielącą ją od Eleny odległość. Dziewczyna napięła mięśnie, w pierwszym
odruchu mając ochotę się odsunąć, ale i tego nie zrobiła, zwłaszcza gdy
Rose jak gdyby nigdy nic otoczyła ją ramionami. W zamian po prostu wtuliła
się w siostrę, obojętna na bijący od jej ramion chłód, po chwili
odkrywając, że jednak jest w stanie się rozluźnić. To było dziwne, ale
prawdziwe, Elena zaś z zaskoczeniem przekonała się, że chyba za tym
tęskniła, zresztą tak jak i za wieloma innymi kwestiami, które kiedyś
wydawały jej się czymś wręcz nieznośnie normalnym.
– Chcesz
porozmawiać? – usłyszała tuż przy uchu i mimowolnie zadrżała, kiedy chłodny,
słodki oddech owiał jej policzek.
–
Niekoniecznie, zwłaszcza jeśli gdzieś tam jest Emmett – stwierdziła zgodnie z prawdą,
wymownie zerkając na sypialnię z której wyszła Rose.
Nie dbała o to,
czy wampir przypadkiem będzie w stanie ją usłyszeć. W zasadzie nie
przejmowała się naprawdę wieloma kwestiami, tym bardziej że nic nie mogło
sprawić, żeby bliscy się od niej odwrócili. Cóż, tyle przynajmniej zdążyła
wywnioskować, zresztą wszyscy dobrze wiedzieli, jaka była. W gruncie
rzeczy nie zachowywała się mniej nieuprzejmie niż zazwyczaj, nie wspominając o tym,
że jakakolwiek szczera rozmowa przy Emmetcie zdecydowanie nie wchodziła w grę.
Jak uwielbiała tego ze swoich braci, tak prędzej zrobiłaby mu krzywdę, niż
pozwoliła, by próbował ją pocieszać.
Cóż, inną
kwestią pozostawała ewentualna reakcja na to, co zrobił Rafael. Chyba mogła
sobie to wyobrazić i to wystarczyło, żeby tym bardziej zapragnęła milczeć.
Nie, zdecydowanie nie martwiła się o demona, ale przede wszystkim o pierwszą
osobę, która spróbowałaby wtrącać się w ich prywatne sprawy. Biorąc pod
uwagę fakt, że faceci mieli w zwyczaju załatwiać sprawy w dość…
brutalny sposób, a Emmett w szczególności bywał porywczy, wolała nie
ryzykować. Nie, skoro Rafa wielokrotnie dał jej do zrozumienia, że poza nią nie
liczył się nikt inny, łącznie z tymi, którzy pozostawali dla niej ważni.
– Kręci się
gdzieś z Jasperem i Edwardem. Wiesz, ostatnio woląc mieć oko na
okolicę – wyjaśniła pośpiesznie Rosalie. Elena wyprostowała się, odchylając w ramionach
siostry na tyle, by móc spojrzeć wampirzycy w twarz. – Alice nie jest w stanie
powiedzieć nam niczego konkretnego, więc… Sama rozumiesz.
– Tak…
Chyba – przyznała, nie kryjąc wątpliwości. – Volturi i tak dalej…
– Zwłaszcza
to – zgodziła się niechętnie Rosalie. – Nikt nie powie mi, że to nie jest
problemem. Zwłaszcza po tym, co…
Urwała, po
czym nieznacznie potrząsnęła głową, chcąc odrzucić od siebie niechciane myśli.
Elena nie musiała pytać, co takiego kobieta miała na myśli, tym bardziej że w pewnym
momencie bardziej stanowczo przygarnęła ją do siebie, być może nawet nie zdają
sobie sprawy z tego, co robiła.
– Jestem
tutaj – oznajmiła z naciskiem. – Zresztą podczas balu to była Isobel. Jej
już nie ma w Volterze.
– Ale kręci
się w okolicy, a my zamierzamy przyjąć pod dach delegację z Włoch.
To naprawdę takie dziwne, że mi się to nie podoba?
–
Oczywiście, że nie – zreflektowała się pośpiesznie Elena.
Jeśli miała
być ze sobą szczera, również się przejmowała, chociaż kwestia Aro i reszty
dotychczas zmanipulowanych przez Isobel wampirów paradoksalnie nie wydawała się
najistotniejsza. Z drugiej strony, być może to ona miała dość powodów, by
obawiać się kogokolwiek innego, a już zwłaszcza królowej albo Huntera.
Volturi pozostawali wyłącznie narzędziem, a skoro tak…
Zamilkła,
woląc nie ciągnąc tematu, którego tak naprawdę nie rozumiała. Tak było o wiele
prościej, a przynajmniej tak sądziła, nie pierwszy raz skupiając się na
ucieczce. W milczeniu tuliła się do Rosalie, pozwalając, żeby ta raz po
raz przeczesywała jej włosy palcami. To było przyjemne i znajome, poza tym
ostatecznie pozwoliło się dziewczynie rozluźnić – co prawda nie aż w takim
stopniu, jak mogłaby tego oczekiwać, ale na dobry początek wystarczyło. Czuła
się trochę jak dziecko, ale to też było dobre, choć na chwilę dając Elenie to,
czego potrzebowała. Nie pamiętała już, kiedy ostatnim razem była tak blisko z Rose,
na dodatek nie musząc wampirzycy niczego tłumaczyć, a jednak pomimo tego
mając poczucie, że ta rozumiała.
– Więc? –
odezwała się ponownie Rosalie, starannie dobierając słowa. Zabrzmiała
zaskakująco łagodnie, wręcz troskliwie, co nie zdarzało jej się często. –
Chcesz porozmawiać? Wiem, że coś się stało.
–
Pokłóciłam się z Rafaelem… Ale to chyba wiesz, prawda? – mruknęła, z uporem
unikając wnikania w szczegóły. Miała ochotę to zrobić, ale dobrze
wiedziała, że w ten sposób nie osiągnęłaby niczego dobrego.
Nawet jeśli
Rosalie podejrzewała, że w grę wchodziło coś więcej, zostawiła tę kwestię
dla siebie. Elena na krótką chwilę zamarła, niemalże spodziewając się uwag,
które jednak nie przypadną jej do gustu, ale nic podobnego nie miało miejsca.
Rose milczała i to wydawało się właściwe, tym bardziej że nigdy nie
przepadała za demonem. Elena na każdym kroku czuła, że siostra zdecydowanie nie
akceptowała kogoś, kto przez tyle czasu pozostawał aż tak blisko Isobel. Nie
ukrywała tego, zresztą tak jak i większości swoich antypatii, w większości
związanych z mieszkańcami Miasta Nocy. W efekcie dziewczyna jakoś nie
miała wątpliwości co do tego, że gdyby tylko pojawiła się możliwość odcięcia od
tych istot, Rosalie nie wahałaby się ani chwili, tak jak i od samego
początku popierała pomysł wyjazdu od Seattle.
Cóż, zwłaszcza
teraz mogła to zrozumieć, chociaż zarazem nie spoglądała na sytuację w taki
sposób, jak Rose. Teraz wszystko było inne, ale postanowiła zachować tę kwestię
dla siebie, tym bardziej że siostra wcale nie oczekiwała wyjaśnień. To była
przyjemna, na swój sposób kojąca odmiana – rodzaj impasu, którego potrzebowała i który
do pewnego stopnia podniósł ją na duchu. Rose już wcześniej próbowała się
zreflektować, wyraźnie żałując tego, jak sprawy miały się od chwili, w której
zagroziła Elizabeth. Co prawda Elena wciąż nie potrafiła ot tak tego zapomnieć,
ale z drugiej strony… To był jednorazowy incydent, tak? Błąd, który mógł
popełnić dosłownie każdy i który wcale nie musiał wszystkiego przekreślać.
Nade wszystko nie chciała, by miał aż tak silny wpływ, wręcz rwąc się do tego,
żeby zapanować nad sytuacją. Musiała, ale do tego potrzebna była odrobina
zaufania z jej strony – nie tak silnego, jak na samym początku, ale…
Och, prawda
była taka, że tego chciała. I że tęskniła o wiele bardziej, niż do
tej pory mogłaby podejrzewać. To uczucie przez krótką chwilę wydawało się
przysłaniać wszystkie inne, łącznie z tymi, które wyzwalało wspomnienie
tego, co zrobił Rafael. Elena nie była pewna czy to dobrze, czy może wręcz
przeciwnie, ale nade wszystko pragnęła się temu poddać.
– Elenko…?
Nie lubiła,
kiedy Rose zwracała się do niej w ten sposób, ale z jakiegoś powodu
nie poczuła się źle słysząc tę wersję swojego imienia. W zamian z wolna
wyprostowała się, po czym zmusiła, by raz jeszcze spojrzeć wampirzycy w oczy
– w znajome, miodowe tęczówki, które na swój sposób wciąż wydawały się
wiązać z jakże upragnionym poczuciem bezpieczeństwa.
– Wszystko w porządku.
Po prostu… Posiedzisz przy mnie? – wypaliła, nie mogąc się powstrzymać. –
Proszę.
Rosalie
jedynie skinęła głową. Na dobry początek musiało wystarczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz