Renesmee
Od progu zorientowałam się, że
było wręcz podejrzanie cicho. Spojrzałam na Isabeau, ale ta jedynie nieznacznie
potrząsnęła głową, wyraźnie czymś zmartwiona. Co prawda w jej przypadku
nie było to niczym nowym, tak jak i to, że mogłaby powstrzymywać się przed
powiedzeniem czegoś istotnego, ale i tak poczułam się zaniepokojona.
– Beau…? –
rzuciłam z wahaniem, ale wampirzyca jedynie westchnęła, po czym
energicznie potrząsnęła głową.
– Ta… Tak,
nic mi nie jest – przerwała, chociaż nie zdążyłam jej o nic zapytać. – Ty
jedna nie próbuj mnie dręczyć bez powodu, dobra?
– Nie
zamierzam.
Skinęła
głową, bynajmniej nie sprawiając wrażenie uspokojonej moimi słowami. Wydawała się
rozdrażniona, co zwłaszcza w przypadku Isabeau nie wróżyło niczego
dobrego. Nie miałam pojęcia, co sądzić o jej
zachowaniu, ale powstrzymałam się od jakichkolwiek pytań, dochodząc do wniosku,
że rozsądniej będzie nie rozpoczynać dyskusji, a tym bardziej nie próbować
wampirzycy prowokować. Z łatwością mogłam sobie wyobrazić, jak skończyłyby
się jakiekolwiek pytania o samopoczucie, a tym bardziej o to,
czy faktycznie coś ją dręczyło. Co prawda na pewno nie zareagowałaby aż tak
gwałtownie, jak całe lata temu, kiedy nie tylko przechodziła przemianę, ale na
dodatek nosiła pod sercem Aldero i Cammyego, jednak i tak wolałam
nie ryzykować.
– Świetnie –
rzuciła z przekąsem, obrzucając mnie zaciekawionym spojrzeniem. – Nie chcę
zabrzmieć wrednie, ale… ty też nie wyglądasz najlepiej. Gorszy dzień? – dodała
tonem, który jednoznacznie dał mi do zrozumienia, że w ostatnim czasie nie
wyobrażała sobie, by mogło być inaczej.
– Mam
zobaczyć się z Sue, żeby porozmawiać o Secie – powiedziałam i zaraz
musiałam urwać, kiedy coś nieprzyjemnie ścisnęło mnie w gardle. – Poza tym
na mojej uczelni dzieją się dziwne rzeczy. W zasadzie… dzień jak co dzień –
stwierdziłam, nie szczędząc sobie złośliwości.
Wampirzyca
zawahała się, wyraźnie zaintrygowana. Jedynie westchnęłam, po czym machinalnie
spojrzałam w stronę schodów, mimo wszystko martwiąc się o Claire. Nie
miałam pewności, czy wciąż spała, przez co rozmawianie o Secie jawiło mi
się jako coś co najmniej niewłaściwego. Do mnie samej wciąż to nie docierało,
więc co dopiero musiało być w przypadku dziewczyny, która aż tak bardzo
zdążyła się do zmiennokształtnego zbliżyć?
– Co masz
na myśli? – zapytała mnie podejrzliwie Isabeau.
Jedynie
wzruszyłam ramionami.
– Sama nie
wiem… Albo po prostu jestem zmęczona – przyznałam po chwili zastanowienia. –
Wiem, że ktoś zaginął, z kolei zdaniem mojego przyjaciela, niektórzy
zachowują się naprawdę dziwnie. Chociażby jedna dziewczyna… Szczerze mówiąc,
myślałam, że rzuci mi się do garda i to bez powodu – wyrzuciłam z siebie
na wydechu. Ruszyłam w stronę kuchni, mimochodem rejestrując fakt, że
Isabeau podążyła za mną. – To nie ma sensu, ale byłam gotowa przysiąc, że
zachowywała się jak… No, sama wiesz.
– Nie, nie
wiem – obruszyła się wampirzyca. – Mówisz od rzeczy, kochana – uświadomiła
mnie, a ja jęknęłam.
– Jak pół-wampir
w czasie przemiany – wyjaśniłam w końcu, rzucając szwagierce
przepraszające spojrzenie. – Wam też troszeczkę odbijało.
– Dziękuję
bardzo!
Puściłam
jej uwagę mimo uszu, o wiele bardziej przejęta inną, istotniejszą kwestią.
– Tak czy
inaczej, coś jest nie tak. Ewentualnie to ja mam przywidzenia, ale to
zachowanie… – Urwałam, po czym energicznie potrząsnęłam głową, próbując łatwiej
nad sobą zapanować. – Gdybyśmy byli w Mieście Nocy, nie byłabym
zaskoczona… Albo raczej byłabym, bo ta dziewczyna tak czy inaczej jest
człowiekiem.
Dopiero w chwili,
w której wypowiedziałam te słowa, uświadomiłam sobie, że to naprawdę
prezentowało się źle. Spojrzenie, którym obdarowała mnie Isabeau, wydawało się
to potwierdzać, jedynie potęgując mętlik, który miałam w głowie.
Wiedziałam już, że zdecydowanie miałam powody do niepokoju – z tym, że
wciąż nie miałam pewności, co powinnam z tym zrobić.
– Chwila,
bo niekoniecznie rozumiem… Widziałaś człowieka, który zachowywał się jak
przemieniający się wampir? – Beau zamilkła, wydając się zastanawiać nad
własnymi słowami. – Wiesz, że to źle brzmi? Mam na myśli…
– Mówię
tylko to, co widziałam – przerwałam jej pośpiesznie. Zaczynałam mieć
wątpliwości, czy robiłam słusznie, decydując się zacząć ten temat. – Mogłam coś
pomylić, Beau… Ale to naprawdę wyglądało w ten sposób – wyjaśniłam i przez
krótką chwilę poczułam się tak, jakbym wręcz błagała ją o to, żeby mi
uwierzyła. – A zresztą…
– Co znowu?
– ponagliła, po czym westchnęła, widząc moją minę. – Dobra, na spokojnie. Idę
po wino.
W pierwszym
odruchu chciałam zaprotestować, ale ostatecznie powstrzymałam się, dochodząc do
wniosku, że jest mi wszystko jedno. Z braku lepszych pomysłów opadłam na
krzesło, opierając się o blat stołu i z uwagą przypatrując
Isabeau. Dziewczyna zniknęła mi z oczu, ale nie chciałam się nad tym
zastanawiać. Co więcej, szczerze wątpiłam, żeby akurat alkohol był rozwiązaniem
wszystkich problemów, jednak i tego zdecydowałam się nie komentować. Jak
znałam Beau, to faktycznie miało jakiś sens – i to niezależnie od tego,
czy ja go dostrzegałam.
Próbowałam
zebrać myśli, ale szło mi to – najdelikatniej rzecz ujmując – marnie. Wsparłam
brodę na dłoniach, nie do końca usatysfakcjonowana perspektywą czekania.
Mimowolnie zaczęłam nasłuchiwać, zastanawiając się, czy gdzieś w pobliżu
był Gabriel, ale nie czułam go, zresztą podejrzewałam, że gdyby był w domu,
pojawiłby się z chwilą, w której znalazłam się na podjeździe. Nie
przypominałam sobie, by chociaż wspominał o tym, że zamierza wychodzić,
ale z drugiej strony, to wydało mi się do przewidzenia. Po tym, jak od
kilku godzin czuwał przy Claire, robiąc użytek ze swojego daru, prędzej czy
później musiał zdecydować się na polowanie, bynajmniej nie zamierzając szukać
sobie źródła krwi.
– W porządku,
co z tą dziewczyną? – zapytała Isabeau, dosłownie materializując się u mojego
boku. Bez słowa podsunęła mi wino, w następnej sekundzie zajmując miejsce
naprzeciwko mnie. – Po kolei…
– A co
jeszcze ci mam powiedzieć? – westchnęłam, nie kryjąc rozdrażnienia. – Na pewno
coś jest z nią nie tak… I mogłabym przysiąc, że jej oczy… –
Potrząsnęłam głową. W zasadzie już niczego nie byłam pewna. – Nosiła
okulary przeciwsłoneczne, ale widziałam dość. Jeszcze teraz ty powiedziałaś mi o tym
dziwnym zapachu… Co to znaczy, Isabeau? – zapytałam wprost, nie mogąc się
powstrzymać.
Nie
odpowiedziała mi, ale to było do przewidzenia. Obserwowałam ją w milczeniu,
kiedy jakby od niechcenia uniosła kieliszek do ust, przesadnie wręcz skupiona
na jego zawartości. W tamtej chwili nabrałam pewności, że jak zwykle
podejrzewała o wiele więcej, niż raczyła przyznać, ale starałam się o tym
nie myśleć.
– Wiesz co?
– odezwała się w końcu, nawet na mnie nie patrząc. – Szczerze mówiąc, to
gdybym rozumiała wszystko, co tutaj się dzieje, zwariowałabym… Swoją drogą,
pewnie teraz zabrzmię na egoistkę, ale średnio mnie interesuje, co dzieje się w przypadkowej
ludzkiej szkole – dodała po chwili zastanowienia. – O ile ta szalona
dziewczyna albo ktokolwiek inny nie jest w stanie powiedzieć ci, gdzie
powinniśmy szukać Layli, nie zawracaj sobie nimi głowy. Serio.
W jakiś
pokrętny sposób musiałam przyznać jej rację.
Claire
Obudziła się dziwnie
roztrzęsiona, z poczuciem, że spała o wiele dłużej, niż miała w zwyczaju.
Niespokojnie powiodła wzrokiem dookoła, z opóźnieniem uświadamiając sobie,
że była w swoim pokoju, o ile tak mogła nazwać sypialnię, którą
zajmowała w domu Renesmee i Gabriela. Bolał ją głowa, co samo w sobie
wydało się Claire niezwykle uciążliwe, tym bardziej że uczucie to zdecydowanie
nie miało związku z niedoborem snu. Co więcej, wciąż czuła się zmęczona,
chociaż nie powinna, skoro dopiero co się obudziła. To wszystko nie miało
sensu, uczucia te jednak wydawały się niczym w porównaniu z pustką,
której doświadczyła chwilę później.
Z wolna
wypuściła powietrze, próbując się uspokoić. Pamiętała wszystko, chociaż nie
chciała, zwłaszcza w kwestii tego, co wydarzyło się w tamtej wąskiej
uliczce. Moment, w którym Seth tak po prostu…
Nie, to
zdecydowanie nie było czymś, o czym chciała myśleć. W gruncie rzeczy
pragnęła wierzyć, że wszystko było wyłącznie nic nieznaczącym, koszmarnym snem,
ale tego również nie potrafiła ot tak przyjąć do świadomości. Aż nazbyt dobrze
rozumiała, że to jak próba oszukiwania samej siebie, zresztą przechodziła już
przez to w szpitalu, krótko po omdleniu. Tym razem przynajmniej nie śniła,
a przynajmniej nie przypominała sobie, by doświadczyła czegokolwiek
niewłaściwego od chwili, w której Carlisle odwiózł ją do domu. W zasadzie
nie pamiętała nawet momentu, w którym znalazła się tutaj, a tym
bardziej zamknęła oczy, chociaż kiedy zaczęła się nad tym zastanawiać,
mimowolnie pomyślała o Lucasie. Miała wrażenie, że to jego poprosiła, żeby
przy niej posiedział, ale nie miała co do tego pewności, zresztą nic nie
wskazywało na to, by wampir znajdował się gdzieś w pobliżu.
Powiodła
wzrokiem dookoła, wciąż dziwnie oszołomiona. Myślenie przychodziło jej z trudem,
ale to było dobre, przynajmniej na dłuższą metę. Nie była pewna, ile czasu tak
naprawdę straciła, ale czuła, że minęły długie godziny od chwili, w której
zamknęła oczy. To i tak nie miało znaczenia, skoro nie była w stanie
niczego zmienić, to jednak nie zmieniało faktu, że poczuła się dziwnie
zagubiona. Nigdy nie przesypiała całego dnia, a jednak kiedy spojrzała w stronę
okna, przekonała się, że na zewnątrz robiło się ciemno. Podejrzewała, że to
skutek ziół, które podsunęła je Allegra, ale nawet to nie sprawiło, że poczuła
się jakkolwiek pewnie. W zasadzie nie czuła się aż do tego stopnia rozbita
od czasu tego, czego doświadczyła w hotelu, to z kolei zdecydowanie
nie należało do kategorii wspomnień, do których chciała wracać z pamięcią.
Z wolna
przesunęła się w stronę krawędzi łóżka, za wszelką cenę próbując
powstrzymać senność. Nie chciała uciekać w sen, zwłaszcza że czuła, że ten
i tak nie przyniósłby niczego dobrego. Czuła się prawie jak w transie,
gotowa przysiąc, że wszelakie bodźce dochodziły do niej jakby z oddali, dziwnie
przytłumione. To potęgowało wrażenie zmęczenia, potęgując wrażenie tego, że
mogłaby być chora. Co prawda nie widziała w tym sensu, bo w jej
przypadku jakiekolwiek objawy nie brały się znikąd, ale to nie zmieniało faktu,
że tak właśnie było – i że taki stan rzeczy zdecydowanie jej się nie
podobał.
Podniosła
się z trudem, potrzebując dłuższej chwili, żeby uchwycić równowagę.
Mimowolnie skrzywiła się, kiedy coś nieprzyjemnie ścisnęło ją w żołądku,
ale nie miała nawet czym zwymiotować. Czuła, że będzie potrzebować krwi albo
czegokolwiek innego, żeby się wzmocnić, a jednak na samą myśl o tym,
że miałaby cokolwiek przełknąć, z miejsca robiło jej się niedobrze.
Podejrzewała, że to szalone – pół-wampir, którego odrzucało od krwi – ale
myślenie w najmniejszy sposób nie wpływało na to, jak prezentowała się
rzeczywistość Nic też nie była w stanie poradzić na fakt, że kiedy tylko
zamykała oczy, mimowolnie myślała o Claudii, Secie i momencie, w którym
wampirzyca posunęła się do zrobienia czegoś, co nigdy nie mogło mieć miejsca.
Nie… Po prostu… nie, pomyślała niemalże
gorączkowo, ale nawet własne słowa zabrzmiały dla Claire co najmniej
bezsensownie. Spróbowała potrząsnąć głową, ale to też nie przyniosło skutku, co
zresztą było do przewidzenia. Nawet gdyby zamknęła oczy albo w dziecinnym
odruchu zakryła uszy, by przypadkiem nie usłyszeć czegoś niewłaściwego, to i tak
nie zmieniłoby faktu, że…
Usłyszała
dziwny dźwięk, dopiero po chwili identyfikując go jako zdławiony jęk – i to
na dodatek należący do niej. Zacisnęła usta, całą energię wkładając w próbę
zapanowania nad sobą, zwłaszcza kiedy uświadomiła sobie, że zaczyna drżeć.
Czuła, że balansowała gdzieś na krawędzi szoku i zrozumienia, kurczowo
próbując uchwycić bezpiecznej otoczki, to jednak na dłuższą metę było
niemożliwe. Wiedziała, że została z góry skazana na niepowodzenie – i że
prędzej lub później miała doświadczyć tego, przed czym próbowała uciec. Te
uczucia wciąż gdzieś tam były, gotowe w każdej chwili ją dopaść i przytłoczyć,
a na to zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić.
Wzięła
kilka głębszych wdechów, żeby łatwiej nad sobą zapanować. Pomogło, chociaż nie
sądziła, że to w ogóle możliwe, zresztą nawet to nie było w stanie
sprawić, by poczuła się bezpieczniej. Poruszając się trochę jak w transie,
zrobiła kilka niepewnych kroków w stronę drzwi, chcąc jak najszybciej
zejść na dół, by poszukać sobie towarzystwa. Wszystko wydawało się lepsze od
trwania w ciszy, chociaż zarazem obawiała się tego, jak pozostali
zareagują na jej widok. Nie chciała współczujących spojrzeć, a tym
bardziej mierzyć się z jakimikolwiek próbami rozmowy, niezależnie od
intencji pytających. Najprościej byłoby zapomnieć, ale to również nie wchodziło
w grę, niezależnie od tego, jak bardzo tego pragnęła.
Zachwiała
się, przez krótką chwilę mając wrażenie, że ciało odmówi jej posłuszeństwa.
Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co powinna zrobić, wyczuła ruch po swojej
lewej stronie, w następnej sekundzie zaś czyjeś ramiona pewnie pochwyciły
ją w pasie. Instynktownie wtuliła się w podtrzymującą ją osobę,
dopiero po chwili rozpoznając znajomy zapach Rufusa. Wcześniej nie zorientowała
się, że ktokolwiek prócz niej mógłby być w pokoju, to jednak nie wydało
jej się dziwne. Tata zwykle potrafił dobrze ukrywać swoją obecność, zresztą
czuła się wystarczająco źle, by wykorzystanie wyostrzonych zmysłów okazało się
problematyczne.
– Claire… –
usłyszała tuż przy uchu. Nie zaprotestowała, gdy jak gdyby nigdy nic wziął ją
na ręce, ostatecznie na powrót sadzając na łóżku. Wciąż drżała, kiedy
przykucnął tuż przy niej, bez słowa ujmując jej twarz w obie dłonie. – W porządku,
tak? Zacznij oddychać, bo naprawdę…
Nie robiła
tego? Nie miała pewności, w gruncie rzeczy sama niepewna, co i dlaczego
robiła. Ostatecznie nie odezwała się nawet słowem, w zamian pośpiesznie nabierając
powietrza do płuc. Musiała wręcz przymusić się do rozluźnienia mięśni,
uświadamiając sobie, że była aż do tego stopnia napięta, że to okazało się
wręcz bolesnym doświadczeniem. Tak nie powinno być, a jednak wszystko
wskazywało na to, że jej ciało reagowało po swojemu, pozbawione jakiejkolwiek
kontroli.
Rufus
milczał, wciąż ją obserwując i czekając aż dojdzie do siebie. Wiedziała,
że poniekąd ją do tego przymuszał, kolejny raz korzystając z wpływu, ale
nie potrafiła się na to zdenerwować, a tym bardziej próbować protestować.
Wręcz przeciwnie – na swój sposób czuła, że tego potrzebuje, za wszelką cenę
próbując utrzymać złudny spokój, którego pomógł jej doświadczyć ojciec.
Pragnęła za wszelką cenę skupić się na tym stanie, gotowa zrobić dosłownie
wszystko, byleby móc w nim trwać. Tak było bezpieczniej, a przynajmniej
Claire miała takie wrażenie. W zasadzie wszystko wydawało się lepsze, niż
gdyby miała poddać się narastającym w jej wnętrzu, nieprzyjemnym uczuciom.
– Tak jest
dobrze… Nic złego się nie dzieje, moja mała.
Coś w tych
słowach sprawiło, że miała ochotę roześmiać się histerycznie, aż nazbyt
świadoma, jak dalekie od rzeczywistości pozostawało to stwierdzenie. Nie,
zdecydowanie nie było dobrze, a przynajmniej ona nie potrafiła sobie tego
wyobrazić. Poczuła pieczenie pod powiekami, więc zamrugała kilkukrotnie,
chociaż to wydawało się pozbawione sensu. Płacz i tak nie byłby w stanie
niczego zmienić, zresztą dobrze wiedziała, jak łatwo emocje potrafiły spłoszyć
siedzącego przy niej wampira. Nie mogła zaprzeczyć, że obecność ojca był na
swój sposób kojąca, przez co tym bardziej nie chciała doprowadzić do sytuacji, w której
zdecydowałby się ją zostawić. To, że wrócił, samo w sobie wydało się
Claire kojące, zresztą nie mogła tak po prostu zapomnieć, że obiecał jej
rozmowę.
– Ja… –
zaczęła i urwała, podchwyciwszy spojrzenie wampira. Natychmiast zamknęła
usta, przez dłuższą chwilę zdolna co najwyżej spazmatycznie chwytać oddech.
– Jak się
czujesz? – zapytał i zrozumiała, że miał na myśli wyłącznie jej stan
fizyczny. – Jesteś bardzo blada, ale możliwe, że to zmęczenie. Ewentualnie
twoje wiersze, ale nie sądzę, żeby to aż do tego stopnia odbijało się na twoim
stanie, niezależnie od tego, czy twoje ciotki mają racje…
– Sama nie
wiem – przyznała zgodnie z prawdą. Zamknęła oczy, coraz bardziej wytrącona
z równowagi. – Boli mnie głowa.
Nie
odpowiedział, jedynie przypatrując jej się z powątpiewaniem. Rzadko
widywała Rufusa przejętego, ale w tamtej chwili była w stanie wyczuć,
że był podenerwowany. Co prawda nie wydawał się aż do tego stopnia podminowany,
co w momencie, w którym ją zostawiał albo kiedy wspomniała od
Claudii, ale i tak poczuła się dziwnie, nie będąc w stanie jednoznacznie
określić targających wampirem uczuć.
– Przejdzie
ci – stwierdził jakby od niechcenia Rufus. – Spałaś za długo, jak sądzę, ale
skoro tego potrzebowałaś… – Urwał, po czym wzruszył ramionami. – Jak
wspomniałem, wszystko jest z tobą w porządku, Claire.
Otworzyła
usta, chcąc o cokolwiek zapytać – choćby o to, jak długo była
nieprzytomna – ale powstrzymała się, dochodząc do wniosku, że tak naprawdę nie
chciała tego wiedzieć. I bez wyjaśnień podejrzewała, że sen zawdzięczała
przede wszystkim Gabrielowi, co zresztą wyjaśniałoby brak snów. Podejrzewała,
że wujek był do tego zdolny, chociaż nigdy nie doświadczyła pełni jego daru, co
najwyżej świadoma, że potrafił manipulować nocnymi majakami. To również wydało
jej się na swój sposób kojące, nawet jeśli wiedziała, że Gabriel nie będzie w stanie
chronić jej w ten sposób w nieskończoność.
Zerknęła na
Rufusa, coraz bardziej zdezorientowana. Coś ścisnęło ją w żołądku, kiedy
usłyszała jego słowa – to, że jak zwykle koncentrował się na niej, spokojny
tylko i wyłącznie dlatego, że była cała. To również wydawało się czymś do
przewidzenia, zwłaszcza że od samego początku dawał jej do zrozumienia, że
liczyło się tylko to. Przynajmniej nie wspominał o Secie, co było dobre,
nawet jeśli stwierdzenie, że cokolwiek mogłoby być w porządku, pozostawało
wierutnym, nieakceptowalnym przez nią kłamstwem. Nie, to zdecydowanie nie było
takie proste, niezależnie od tego, czy chciała w to uwierzyć.
– Wróciłeś –
powiedziała w końcu, woląc skoncentrować się na jakimkolwiek, choćby
odrobinę bezpieczniejszym temacie.
– A czego
się spodziewałaś? – Rufus przeczesał jej włosy palcami, być może nawet nie
zdając sobie z tego sprawy. – Mówiłem, że to zajmie chwilę, tak?
Skinęła
głową, uspokojona. Wciąż nie wierzyła we wszystkie jego zapewnienia, aż nazbyt
świadoma, że okłamanie jej przyszłoby mu z łatwością, zwłaszcza gdyby
uważał, że to słuszne. Nie sądziła, by którekolwiek z obietnic, które jej
złożył tylko po to, żeby została z Carlisle’m, traktował jako wiążące,
zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak bardzo była wtedy roztrzęsiona. Znała Rufusa
za dobrze, żeby w to wierzyć, a jednak wciąż liczyła na to, że uda
jej się wyciągnąć od niego jakiekolwiek odpowiedzi.
– Dalej nie
rozumiem dlaczego – przyznała zgodnie z prawdą. – Czy w domu
Marissy…? – zaczęła, ale Rufus prawie natychmiast uciszył ją spojrzeniem.
– Anton
żyje, gdybyś chciała coś przekazać swojej przyjaciółce – uciął stanowczo.
Jej oczy
rozszerzyły się nieznacznie, nie tyle z ulgi, co czystego przerażenia. To wciąż
niczego nie zmieniało, bo zdecydowanie nie w tym celu obiecała Issie
odwiedzić jej bliskich. Gdyby wiedziała…
– Ale…
– Nie myśl o tym
teraz, bo to i tak niczego nie zmieni. Zresztą to nie twoja wina –
przerwał jej Rufus. – Darujmy sobie na razie, w porządku? Chce ci się pić?
– zmienił temat i to wytrąciło ją z równowagi na tyle skutecznie, by
ograniczyła się do skinięcia głową.
– Trochę,
ale… – zaczęła, jednak i tym razem wampir nie dał jej szansy na to, żeby
dokończyć.
– Po postu
się połóż i spróbuj odpocząć. Ja za chwilę wrócę, tak? – Zacisnął palce na
jej ramieniu, odsuwając się dopiero w chwili, w której zdecydowała
się podporządkować. – Później porozmawiamy, Clairie
– dodał, ale po jego tonie poznała, że nieszczególnie śpieszył się w tym,
by wnikać w jakiekolwiek szczegóły.
– W porządku
– dodała za wygraną, chociaż dobrze wiedziała, że to wcale nie będzie takie
proste.
Z chwilą, w której
została w pokoju sama, jednak pozwoliła sobie na płacz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz