Gabriel
Było cicho, ale to mu
odpowiadało. Potrzebował chwili spokoju, chociaż zarazem czuł, że powinien
stosunkowo szybko wrócić do domu. Nie musiał patrzeć na zegarek, żeby
zorientować się, że Renesmee już najpewniej była na miejscu. Przynajmniej miał
nadzieję, że w między czasie nie wydarzyło się nic niepokojącego, nawet
nie chcąc brać pod uwagę, że dziewczynę mogłoby spotkać cokolwiek złego. Na
uczelni była bezpieczna, zresztą od dawna nie wydawała mu się aż tak bezbronna,
jak w okresie, kiedy się poznali. Gdyby mógł, najchętniej chodziłby za nią
krok w krok, ale nie sądził, żeby mu na to pozwoliła, niezależnie od
argumentów, które by przytoczył.
Inną
kwestią pozostawało to, że czuł się odpowiedzialny za Claire. Cóż, przynajmniej
do pewnego stopnia tak było, z kolei kontrolowanie snów siostrzenicy
przychodziło mu równie naturalnie, co i wtedy, kiedy pomagał zasypiać
Jocelyne. Podejrzewał, że w przypadku córki Layli trochę go poniosło,
czego zresztą był świadom przez wciąż dające mu się we znaki zmęczenie, ale nie
potrafił zachować się inaczej. W ostatnim czasie martwiło go zdecydowanie
zbyt wiele kwestii, by potrafił skupić się na uspokajaniu kogokolwiek innego.
Powiódł
wzrokiem dookoła, sam niepewny, co tak naprawdę pragnął osiągnąć. Już
przetrząsali okolicę, na dodatek tak wiele razy, że gdyby mieli coś znaleźć,
Layla najpewniej już dawno byłaby w domu. Chciał zachowywać się rozsądnie,
ale w naturalny sposób martwił się o bliźniaczkę, z każdym
kolejnym dniem niepokojąc się coraz bardziej. Obiecał, że będzie ją chronić i zamierzał
się tego trzymać, niezależnie od tego, jak wiele razy Lay zwalniała go z raz
złożonego słowa. Zdecydowanie nie zamierzał tak po prostu odpuścić, nie
wspominając o tym, że więź nigdy by mu na to nie pozwoliła. Jeśli miał być
ze sobą szczery, to właśnie to niepokoiło go najbardziej – to, że pomimo
świadomości, iż połączenie z siostrą wciąż istniało, nie potrafił do niej
dotrzeć, a tym bardziej jednoznacznie określić, w jak poważne kłopoty
się wpakowała. Miał wrażenie, że od Layli oddzielała go gruba ściana, na
dodatek taka, o którą raz po raz się obijał, nie będąc wstanie przedostać
się na drugą stronę. Dawno nie doświadczył czegoś aż do tego stopnia
irytującego, przejmując się niemal równie mocno, co i wtedy, gdy próbować odnaleźć
Renesmee. Tym razem nawet nie miał punktu zaczepienia i właśnie to było
najbardziej irytujące.
Zatrzymał
się, z powątpiewaniem spoglądając na sprawiające wrażenie opustoszałych
doki. Byli już tutaj, na dodatek większą grupą, zaś po tym, jakiego zamieszania
dokonali Beau i Rufus, tym bardziej nie spodziewał się niczego znaleźć. W gruncie
rzeczy sam nie był pewien, czego oczekiwał po przybyciu do tego miejsca, jednak
nie mógł powstrzymać się przed samą tylko próbą rozejrzenia po okolicy. Szukał
punktu zaczepienia – czegokolwiek, co dałoby mu poczucie, że miał szansę
odszukać Laylę, to miejsce zaś pozostawało jednym z nielicznych, które
przychodziły mu do głowy. Był jeszcze ten chłopak, którego z jakiegoś
powodu zabrał ze sobą Rufus, ale przynajmniej tymczasowo Gabriel nie miał
cierpliwości, żeby sprawdzać o kogo chodziło. Już i tak musiał się
posilić, a gdyby do tego wszystkiego go poniosło…
Odrzucił od
siebie niechciane myśli, łatwo będąc w stanie wyobrazić sobie, jak
zareagowałyby Renesmee i Layla, gdyby podejrzewały, co takiego chodziło mu
po głowie. Niektóre wspomnienia wciąż pozostawały żywe, zwłaszcza kiedy w grę
wchodziło to, jak zachowywał się, pozostając pod wpływem Isobel. Co więcej, nie
mógł zaprzeczyć, że pod wieloma względami wpływy, które mu to zapewniało, były
przydatne. Wtedy z łatwością mógł pozwolić sobie na wyegzekwowanie tego,
czego oczekiwał, niezależnie od tego, czy metody, na które się zdecydował, były
słuszne. Podejrzewał, że to niewłaściwe – nie było, co zresztą sam doskonale
wiedział – ale w niektórych wypadkach odsunięcie emocji miało sens.
Zwłaszcza teraz, kiedy był niemalże zdesperowany, czuł się gotów, by posunąć się
naprawdę daleko.
Odrzucił od
siebie niechciane myśli, koncentrując się na tym, co podsuwały mu zmysły. Wciąż
był w stanie wyczuć oznaki niedawnego pożaru, który zakończył egzystencje
wampirzycy, która zaatakowała Renesmee – Marcy, o ile dobrze pamiętał –
przy okazji niszcząc jeden z pobliskich magazynów. W pewnym sensie
czuł ulgę, a może wręcz swego rodzaju satysfakcję, kiedy myślał o tym,
że te tamta kobieta otrzymała to, na co zasłużyła, jednak to w najmniejszym
nawet stopniu nie rozwiązywało problemu Layli. Jeśli ta grupka miała
jakikolwiek związek z tym, co spotkało jego siostrę…
Och,
lepiej, żeby się na niego nie natknęli. Zwłaszcza kiedy chodziło o bezpieczeństwo
rodziny, potrafił być niebezpieczny, bliźniaczkę z kolei od zawsze darzył
wyjątkowymi względami. Tak po prostu było od samego początku, Gabriel zaś nie
potrafił sobie wyobrazić, że ten stan rzeczy miałby ulec zmianie. Co prawda
odkąd poznał Renesmee, więź z siostrą zeszła na dalszy plan, wyparta przez
coś innego i równie trwałego, to jednak w żaden sposób nie negowało
to, jak daleko byłby w stanie posunąć się dla dobra Layli.
Gdzie ty
jesteś, sis?, pomyślał nie po raz pierwszy, chociaż już dawno stracił wiarę w to,
że kiedykolwiek uda mu się uzyskać choćby po części satysfakcjonującą
odpowiedź. Nie słyszała go, równie odległa, co i wtedy, gdy zdarzało jej
trzymać się na dystans, najzwyczajniej w świecie nie chcąc pozwolić, by
ktokolwiek ją odszukał. Sęk w tym, że Gabriel nie miał wątpliwości, że Layla
milczała, bo tak naprawdę nie miała wyboru. Coś było nie tak, kiedy zaś się
skoncentrował, miał wrażenie, że wyczuwał jej strach, uczucie to jednak
pozostawało zdecydowanie zbyt słabe, by mógł zrobić z niego użytek. Nie
miał nawet pewności, czy cokolwiek z tego, czego doświadczał, miało
jakikolwiek z rzeczywistością, czy może pozostawało wyłącznie jego wyobrażeniem
– czymś, w co chciał wierzyć, by nadać sens poszukiwaniom.
Słodka
bogini, wiedziałby, gdyby coś ją dręczyło. Czegokolwiek nie myślałby o Rufusie,
nie sądził, by wampir zataił jakiekolwiek istotne kwestie. Łatwo było wyczuć,
kiedy ta dwójka się sprzeczała, zresztą Gabriel znał siostrę zbyt dobrze, żeby
uwierzyć, że mogłaby zniknąć tak bez
słowa, odkąd na świecie pojawiła się Claire. Zdecydowanie nie zrobiłaby czegoś
takiego bez powodu, a przynajmniej Gabriel chciał w to wierzyć. W innym
wypadku zdecydowanie musiałby jej przyłożyć, a to bez wątpienia o czym
świadczyło. Jeśli to był żart, osobiście zamierzał ją zabić, ale…
Cóż,
przecież dobrze wiedział, że to wcale nie było takie proste – i że
zdecydowanie miał powody do niepokoju.
Głód dawał mu
się we znaki, na dodatek w o wiele większym natężeniu, niż zdążył się
przyzwyczaić. To też wydało się Gabrielowi nienaturalne, wzbudzając w nieśmiertelnym
jeszcze silniejszy niepokój. Jaka istniała szansa na to, że również ta kwestia
miała związek z Laylą? Nawet pomimo czasu, który spędził przy Claire, nie
sądził, żeby doprowadził się do stanu, w którym znalezienie sobie
tymczasowej ofiary stało się sprawą priorytetową. W grę wchodziło coś
więcej, ale nie potrafił tego sprecyzować, a może po prostu nie chciał
przyznać, że istniało tak wiele powodów, by musiał martwić się o siostrę.
Wiedział,
że Renesmee nawet by się nie zawahała, gdyby zorientował się, czego
potrzebował, ale to jedynie utwierdziło go w przekonaniu, że powinien
powstrzymać się przed powrotem do domu. Nie udał sobie, co zdarzało się nader
rzadko, tym bardziej że zdążył przyzwyczaić się do korzystania z pomocy
żony. Co prawda również to starał się ograniczać, nie chcąc doprowadzić do
sytuacji, w której wyłącznie jej energia miałaby dla niego znaczenie, ale
to nie zmieniało faktu, że lubił momenty, kiedy oddawali się sobie. To było coś
bardziej intymnego od seksu czy nawet wymiany krwi, a przynajmniej tak
odbierał to za każdym razem, kiedy posuwał się do skorzystania z jej
pomocy w pełni świadom swoich kolejnych czynów. To zdecydowanie nie byłoby
takie proste, gdyby go poniosło, nie wspominając o tym, że nie chciał
doprowadzić do sytuacji, w której skrzywdziłby Nessie. Takie rozwiązanie wydawało
się wręcz niepokojąco prawdopodobne, a to zdecydowanie nie było normalne.
Do głód
ostatecznie zmusił go do zmiany obiektu zainteresowania. Zrezygnował z przetrząsania
doków, aż nazbyt świadom, że nawet najmłodszy, najmniej doświadczony wampir nie
zdecydowałby się na powrót do miejsca, gdzie zamordowano jednego z jego
towarzyszy. Obawiał się, że działania Rufusa ostatecznie pozbawiły ich
możliwości dotarcia do tej grupki nieśmiertelnych, przynajmniej do czasu kolejnej
próby ataku albo zwykłego przypadku, który w jakikolwiek sposób
skrzyżowałby ich drogi. Tracił czas, a jednak to wcale nie wydawało się aż
takie złe, jak mogłoby się wydawać. Wręcz przeciwnie – chciał trzymać się czegokolwiek,
co pozwoliłoby mu trwać w choćby złudnym przekonaniu o tym, że wciąż
działał.
Dłuższą
chwilę jeszcze krążył po okolicy, zanim w końcu zdecydował się ulec
pragnieniu. Znalezienie potencjalnej ofiary przyszło mu z łatwością,
zwłaszcza w mieście tak dobrze zaludnionym, jak Seattle. W gruncie
rzeczy obecność śmiertelników ułatwiała sprawę, sprawiając, że nie musiał
zniżać się do zaciągania niewinnej duszyczki do ciemnego zaułka, by tam
pozbawić jej tego, co utrzymywało ją przy życiu. W większości przypadków
wystarczył mu zwykły spacer, okupiony muśnięciami dziesiątek obcych umysłów,
mogących dostarczyć mu tego, czego potrzebował. Co prawda nie lubił dawkować
sobie mocy, a tym bardziej mieszać jej ze sobą, wtedy bowiem czuł się tak,
jakby energia w nieprzyjemny sposób napierała na niego ze wszystkich stron
jednocześnie, potęgując mętlik w głowie, ale taki rozwiązanie wydawało się
najlepsze, zwłaszcza w sytuacji, kiedy potrzebował czegoś więcej niż
zazwyczaj. Skoro w grę nie wchodziło poddanie się Renesmee, musiał w inny
sposób upewnić się, że nie zrobi dziewczynie krzywdy – i to niezależnie od
tego, do czego mogłoby między nimi dojść. Na dobry początek musiało wystarczyć,
zwłaszcza teraz, kiedy wciąż brał pod uwagę, że również Claire miała go
potrzebować.
Nie był
pewien, co tak naprawdę podkusiło go, żeby w pewnym momencie przystanąć i raz
jeszcze rozejrzeć się po okolicy. Nie od razu wyczuł zapach wampira, na dodatek
znajomego, co sprawiło, że mimowolnie napiął mięśnie. Kiedy do tego wszystkiego
rozesłał dookoła myśl sondującą, chcąc upewnić się, czy jego podejrzenia były
słuszne, poczuł narastające wątpliwości. Wiedział, kto znajdował się w pobliżu
i chociaż mógł go zignorować, Gabriel nie potrafił tak po prostu się na to
zdobyć. Ostatnim razem uciekł, ale tym razem…
Chwilę
jeszcze walczył z samym sobą, zanim ostatecznie uległ instynkt6owi. Bez
słowa ruszył w swoją stronę, do pewnego stopnia poirytowany, chociaż nic
nie wskazywało na to, żeby jego niechciany towarzysz próbował za nim podążać. Wręcz
przeciwnie – to Gabriel zamierzał z własnej woli doprowadzić do spotkania,
choć wcale nie był pewny, czy to dobry pomysł. Podły nastrój jedynie pogarszał
sytuację, jednak nawet to nie sprawiło, by ot tak postanowił się wycofać.
W pierwszym
odruchu zamierzał ukryć swoją obecność, ale w ostatniej chwili zrezygnował
tego pomysłu. Cholerna duma, pomyślał mimochodem i w tamtej chwili
prawie udało mu się uśmiechnąć. Nie, zdecydowanie nie było mu do śmiechu, ale
wszystko wydawało się lepsze od zadręczania czymś, na co i tak nie miał
wpływu. Nie był w stanie stwierdzić, czego tak naprawdę oczekiwał, a tym
bardziej czego powinien się spodziewać, ale…
Odrzucił od
siebie niechciane myśli, skupiony na bodźcach, które podsuwały mu zmysły.
Odnalezienie Sage’a przyszło mu z łatwością, tym bardziej że wampir
również nie próbował kryć się ze swoją obecnością. Gabriel zacisnął usta, ale
ostatecznie zdecydował podkraść się bliżej, w głowie szukając
jakichkolwiek sensownych słów. Po tym, jak wyglądało jego ostatnie spotkanie z wampirem,
kiedy właściwie przy pierwszej okazji ewakuował się, zmuszając Renesmee do tego
samego, trudno było mu wyobrazić sobie jakąkolwiek rozmowę. Jeśli miał być ze
sobą szczery, nic z tego, co wiązało się z tamtym okresem w przeszłości,
nie napawało go entuzjazmem.
– Kto tam
jest? – usłyszał pozornie uprzejmy, ale zdradzający niepokój głos wampira. To
był rodzaj ostrzeżenia, które jednak nie zrobiło na Gabrielu najmniejszego
znaczenia.
– Tylko ja –
stwierdził jak gdyby nigdy nic, ostatecznie podejmując decyzję.
Bez
pośpiechu podszedł bliżej, próbując zachowywać się tak, jakby nic szczególnego
nie miało miejsca. Co z tego, że ostatnim razem zachował się niemalże jak
dzieciak, przy pierwszej okazji rzucając się do ucieczki? Tym razem nie
zamierzał tego zrobić, nawet pomimo tego, że Sage wciąż wzbudzał w nim
mieszane uczucia.
– Gabriel… –
Jego rozmówca nie krył zaskoczenia. Jakby tego było mało – co również nie
umknęło jego uwadze – wyraźnie się rozpogodził, wyglądając tak, jakby ulżyło mu
na jego widok. – Co za przypadek…
– Seattle
nie jest takie duże – zauważył przytomnie Gabriel. – Prędzej czy później
musieliśmy na siebie wpaść, skoro wciąż tutaj jesteś.
Chciał,
żeby to zabrzmiało neutralnie, ale i tak poczuł się źle. Czuł rezerwę we
własnym głosie, chociaż próbował nad tym zapanować, podejrzewając, że Layla nie
byłaby zachwycona, gdyby mogła go usłyszeć. Nie miał pojęcia, czy to w ogóle
miało sens, zresztą nie chciał o tym myśleć, ale to uczucie nie dawało mu
spokoju. Sage miał w sobie coś, co niezmiennie wytrącało go z równowagi,
przypominając, że nie był wstanie ochronić siostry w takim stopniu, jak
mógłby tego oczekiwać. Chciał tego czy nie, istniał etap, kiedy oboje
potrzebowali pomocy, a to… z jakiegoś powodu wydawało się Gabrielowi
niewłaściwe. Przecież zapewniał Laylę, że sobie poradzą, a jednak…
To nawet
brzmi beznadziejnie, pomyślał i coś ścisnęło go w gardle. Teraz też
nie masz pojęcia, gdzie ona jest.
– Cóż, tak…
– Sage zamilkł, po czym wzruszył ramionami. – Mam powody, żeby się tutaj
kręcić.
W pierwszym
odruchu chciał zażyczyć sobie wyjaśnień, ale w ostatniej chwili zmienił
zdanie. Czuł, że to nie byłoby uczciwe, tym bardziej że zdecydowanie nie byli
sobie niczego winni. Sage nie musiał się przed nim tłumaczyć, tak jak i Gabriel
nie widział powodu, dla którego miałby się z czegokolwiek spowiadać.
Przecież mimo wszystko nie traktował tego wampira jak wroga, tym bardziej że
ten nie próbował go nachodzić.
– Zapewne –
rzucił w zamian.
Sage rzucił
mu bliżej nieokreślone spojrzenie. Co w wyrazie jego twarzy wzbudziło w Gabrielu
wątpliwości, tym bardziej że miał wrażenie, że mężczyzna się nad czymś waha.
Miał ochotę posłużyć się telepatią, by łatwiej ocenić sytuację, ale powstrzymał
się, nie będąc w stanie ot tak posunąć się aż tak daleko. Miał swoje
zasady, mimo wszystko, zresztą próbował przekonać samego siebie, że obecność
Sage’a tak naprawdę nie miała znaczenia. To, że na siebie wpadli, również
stanowiło najzwyklejszy w świecie przypadek, ale…
– Layla
wróciła? – usłyszał i to wystarczyło, żeby drgnął, w pośpiechu
przenosząc wzrok na obserwującego go wampira. – Mam wrażenie, że nie, bo jesteś
podenerwowany, ale…
– Skąd
wiesz, że jej nie ma? – niemalże warknął, natychmiast zdwajając czujność.
Co prawda
nie brał pod uwagę, że akurat Sage mógłby mieć jakikolwiek związek z nieobecnością
dziewczyny, ale nie mógł powstrzymać się przed zadaniem tego pytania.
Obserwował, niemalże gorączkowo zastanawiając nad znaczeniem zachowania
nieśmiertelnego. Mógł tylko zgadywać, co takiego w tamtej chwili chodziło
wampirowi po głowie, zresztą niezależnie od sytuacji nie byłby w stanie
tak po prostu się rozluźnić. Martwiło go zdecydowanie zbyt wiele kwestii, by ot
tak mógł sobie na to pozwolić.
– Od Eleny –
zapewnił pośpiesznie Sage. – Z Laylą też się widziałem, ale to inna
kwestia. Wiem, że nie cieszysz się moim widokiem, ale… – zaczął, Gabriel jednak
nie pozwolił mu dokończyć.
– Znasz
Elenę? – zapytał, nie kryjąc zaskoczenia. Z drugiej strony, jakie to tak
naprawdę miało znaczenie? – Och, zresztą nieważne! Jeśli cokolwiek wiesz o mojej
siostrze, po prostu mi powiedz – ponaglił, nie będąc w stanie
skoncentrować się na niczym innym.
Początkowo
chciał, żeby zabrzmiało to pewnie, niemalże jak ostrzeżenie, chociaż zarazem
nie potrafił Sage’a o nic obwinić. Co jak co, ale w jego przypadku
był pewien, że nie podniósłby na dziewczynę ręki. Zarzucenie mu czegokolwiek
najzwyczajniej w świecie miało się z celem, nie wspominając o tym,
że oboje z Laylą zawdzięczali wampirowi naprawdę dużo. Nie zmieniało to
jednak faktu, że Gabriel był gotowy uchwycić się niemalże każdego rozwiązania,
niezależnie od tego, jaki nieprawdopodobne by się wydawało. Jeśli istniała
szansa, że akurat Sage mógłby wiedzieć cokolwiek…
Z tym, że
jeden rzut oka na wampira wystarczył, by zrozumiał, że nie ma na co liczyć.
Sage sprawiał wrażenie niemniej zmartwionego, co sam Gabriel, a to
zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
– Wierz mi,
że już dawno bym przyszedł, gdybym coś wiedział – stwierdził z powagą
Sage. – Co tak naprawdę się stało? Wiem, że mi nie ufasz, ale…
– To nie
jest tak, że ci nie ufam – zaoponował machinalnie Gabriel, zanim zdążył ugryźć
się w język.
Sage uniósł
brwi, wyraźnie zaskoczony. Przez jego twarz przemknął cień, ostatecznie jednak
nie skomentował słów Gabriela nawet słowem, w zamian ograniczając się do
skinięcia głową.
– W porządku
– zreflektował się. – Ale porozmawiaj ze mną, skoro już tutaj jesteś. Nie wiem,
co się dzieje, ale chcę pomóc, jasne? Layla jest… – Urwał, po czym energicznie
potrząsnął głową. – Komu jak komu, ale tobie nie muszę tego tłumaczyć, prawda?
Westchnął,
coraz bardziej zdezorientowany. Owszem, dobrze wiedział, jaki Sage miał
stosunek do jego siostry. Co więcej, nie miał wątpliwości, że Layla mu ufała,
co również o czymś świadczyło. Przede wszystkim to sprawiło, że nie
potrafił pozostać obojętny, nawet pomimo tego, że początkowo takie rozwiązanie wydawało
się najprostsze. Wtajemniczanie Sage’a wydawało się stratą czasu, tym bardziej
że nie przybliżało ich do znalezienia jakiegokolwiek rozwiązania, ale nie
potrafił tak po prostu się wycofać.
– To
dłuższa historia, tak sądzę – powiedział w końcu. – Zresztą nie o to
chodzi. Prawda jest taka, że stoimy w miejscu.
Skrzywił
się, słysząc rozgoryczenie we własnym głosie. To, zwłaszcza w połączeniu z rozdrażnieniem,
zdecydowanie nie ułatwiało Gabrielowi zebrania myśli, chociaż za wszelką cenę
próbował nad sobą zapanować. Nadmierna emocjonalność nie pomagała, nawet pomimo
tego, że Sage milczał, dając mu okazję na uporządkowanie wszystkiego tak, jak
mógłby tego oczekiwać.
– Mów mi
jeszcze – mruknął z powątpiewaniem wampir. – Podejrzewam, że nie macie
teraz do tego głowy, ale ja naprawdę… Och, szczerze mówiąc, od dłuższej chwili
wahałem się nad tym, żeby przyjść. Liczyłem na jakieś informacje, zresztą na
pewno macie jakiś plan.
– Gdyby to
było takie proste…
Mimowolnie
pomyślał o rozmowie o kroplach astralnych, którą dopiero co odbyli z inicjatywy
Rufusa. Mało kiedy był skłonny uznać którykolwiek z impulsywnych pomysłów
wampira za dobry, ale tym razem był w stanie przyjąć dosłownie wszystko,
byleby zacząć działać. Więź wydawała się ostatnią deską ratunku, a przynajmniej
chciał wierzyć w to, że wciąż istniała. Przecież ją czuł, nie wspominając o tym,
że zdecydowanie byłby świadom tego, gdyby doszło do jej przerwania. To byłoby
równoznaczne tylko z jednym, ale…
Nie,
zdecydowanie nie chciał brać tej możliwości pod uwagę.
–
Powinienem wracać. Renesmee się martwi, zresztą mamy teraz trochę problemów… I niekoniecznie
mam tu na myśli wyłącznie Laylę – stwierdził w zamyśleniu, zwracając się
bardziej do siebie, aniżeli wciąż obserwującego go Sage’a. Chcąc nie chcąc
krótko zerknął na wampira, po czym ciągnął dalej, nie dając sobie szansy na
rozmyślenie. – Jeśli chcesz, możesz iść ze mną i wtedy porozmawiamy.
Szczerze mówiąc, jest mi już naprawdę wszystko jedno – dodał, po czym w pośpiechu
ruszył w swoją stronę.
Nie musiał
się odwracać, żeby wyczuć, że Sage bez chwili wahania podążył za nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz