1 lipca 2017

Dwieście dziewiętnaście

Renesmee
Usłyszałam kroki, więc poderwałam głowę, machinalnie spoglądając w stronę wejścia do kuchni. Nie byłam zaskoczona widokiem Rufusa, ale i tak spojrzałam na niego z powątpiewaniem, próbując określić, w jakim był nastroju. To wydało mi się istotne, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co zrobił ostatnim razem. Wciąż miałam ochotę zapytać go o chłopaka w piwnicy, ale powstrzymałam się, podświadomie czując, że to nienajlepszy pomysł.
– O… Wróciłaś.
Uniosłam brwi, nie do końca pewna, jak powinnam rozumieć jego reakcję. Brzmiał obojętnie i to tak naprawdę nie musiało o niczym świadczyć, ale i tak ledwo powstrzymałam się przed wywróceniem oczami.
– To mój dom – przypomniałam mu usłużnie, obserwując jak rozgląda się po kuchni, jak gdyby nigdy nic ignorując mnie i Isabeau. – Coś jest nie tak?
Wolałam się upewnić, jednocześnie próbując określić, czy jednak zamierzał zrobić coś na tyle głupiego, by moja obecność nie była mu na rękę. Co prawda nie przypominałam sobie, żeby w jakiejkolwiek sytuacji Rufus zwracał uwagę na zdanie któregokolwiek z nas, ale mimo wszystko…
– Poza tym, że siedzenie przy Claire najpewniej mnie wykończy? Absolutnie nie – odpowiedział z opóźnieniem. Zaraz po tym jednak zwrócił się w moją stronę, rzucając mi niemalże udręczone spojrzenie. – Macie krew, tak? Jakbyś była taka dobra…
– Naprawdę nie zdążyłeś zauważyć, co takiego mamy w domu? – zapytałam, ale poderwałam się na równe nogi, z miejsca kierując się ku lodówce. Nie chciałam w takim razie wiedzieć, w jaki sposób radził sobie do tej pory, skoro najwyraźniej unikał naszych zapasów. W gruncie rzeczy nie chciałam rozumieć bardzo wielu kwestii, chociaż o niektóre bez wątpienia musiałam zapytać. – Co z Claire? Mam na myśli… Hm, co oznacza, że cię wykończy? – dodałam, ale Rufus tylko potrząsnął głową.
– Za dużo emocji, jeśli wiesz, co takiego mam na myśli.
Westchnęłam, po czym chcąc nie chcąc skinęłam głową. Dobrze wiedziałam, jak reagował za każdym razem, kiedy uczucia zaczynały być… naprawdę problematyczne. Co prawa radził sobie, o czym zdążyłam się przekonać, kiedy kilka razy przyszło mu przebywać ze mną, gdy chodziłam w ciąży z Jocelyne, ale to zdecydowanie nie sprawiało mu przyjemności. Podejrzewałam, że i tym razem w pośpiechu by się wycofał, gdyby akurat nie chodziło o Claire.
– Może po prostu ją do nas przyprowadź. I tak musimy pogadać – rzuciła ze swojego miejsca Isabeau. Jej głos zabrzmiał wyjątkowo spokojnie, to jednak nie zmieniało faktu, że Rufus spojrzał na nią tak, jakby zaproponowała mu coś absolutnie nieakceptowalnego.
– Masz jeszcze jakieś złote rady? – wycedził, jednak to nie zrobiło na wampirzycy najmniejszego nawet wrażenia.
– A pewnie. – Uśmiechnęła się w niemalże uprzejmy sposób, w rękach wciąż obracając do połowy pełny kieliszek wina. – Dobrze by było, gdybyś przestał udawać, że nie masz na nim do powiedzenia… Zwłaszcza jeśli chodzi o to, co stało się ostatnio. – Zamilkła, po czym wzruszyła ramionami. – Mogłabym po prostu zejść sobie do piwnicy i sprawdzić, ale miło byłoby wiedzieć, czego powinnam się spodziewać.
Rufus zacisnął usta, wyraźnie rozdrażniony. Zawahałam się, po czym dla zajęcia czymś rąk skupiłam się na lodówce, przesadnie wręcz dokładnie przetrząsając jej zawartość. Jednocześnie nasłuchiwałam, mimowolnie zastanawiając się nad tym, czy gdyby ta dwójka jednak posunęła się za daleko, miałabym szansę jakkolwiek na nich wpłynąć. To wydało mi się istotne, tym bardziej że nie do końca uśmiechała mi się perspektywa zdemolowania domu. Z drugiej strony, nie mogłam zaprzeczyć, że dręczyło mnie to samo, co i Isabeau, przez co nie miałam nic przeciwko temu, że próbowała na wampira naciskać.
– Nie przeginaj, co wieszczko? – odezwał się w końcu naukowiec. Zaskoczyło mnie to, że zabrzmiał zadziwiająco wręcz spokojnie, chociaż nie sądziłam, że będzie do tego zdolny. – Nie byłoby też źle, gdybyś zaczęła się sama stosować do swoich rad. Hipokryzja wygląda źle, jeśli już oczekujesz, że ktoś będzie cię słuchał.
– A co to niby miało znaczyć? – obruszyła się wampirzyca.
Spojrzałam w ich stronę, niemniej skonsternowana, co i Isabeau. Zauważyłam, że wyprostowała się niczym struna, po czym zamarła, wyraźnie wytrącona z równowagi. To nie wyglądało tak, jakby była po prostu zaskoczona czy zdezorientowana, a wręcz przeciwnie – odniosłam wrażenie, że tak naprawdę podejrzewała, co miał na myśli Rufus. Co więcej, wyraźnie ją to zmartwiło, tym samym dając mi do zrozumienia, że wampir najpewniej trafił w sedno.
Ukrywała coś? Co wydawało się prawdopodobne, chociaż czym innym było podejrzewać, a czym zgoła odmiennym mieć pewność, że to prawda. Znałam Beau, więc jakiekolwiek tajemnice nieszczególnie mnie dziwiły, nie zmieniało to jednak faktu, że z miejsca poczułam się nieswojo. Już i tak męczyliśmy się z czymś, czego nawet żadne z nas nie potrafiło określić. Ostatnim, czego potrzebowaliśmy, były dodatkowe napięcia pomiędzy nami, nie wspominając o jakichkolwiek niedopowiedzeniach.
Westchnęłam, coraz bardziej zdezorientowana. Miałam wrażenie, że powinnam milczeć i się nie wtrącać, ale to nie było takie proste. Już i tak zaczynałam być tym wszystkim zmęczona, przez co znoszenie nastroi tej dwójki zdecydowanie nie jawiło mi się jako coś, na co miałabym szczególną ochotę.
– Dajcie spokój – zaryzykowałam, jednak decydując się odezwać. W rękach zaczęłam obracać jeden z plastikowych woreczków z krwią, poniekąd po to, by znaleźć sobie jakieś zajęcie. – Cokolwiek się dzieje… – zaczęłam, ale nie miałam okazji, żeby dokończyć.
– Niech każdy zajmie się swoimi sprawami i wtedy wszyscy będą zadowoleni – stwierdził cierpko Rufus.
Zacisnęłam usta, bynajmniej nie usatysfakcjonowana jego słowami.
– Szkoda, że większość z nich dotyczy nas wszystkich – zauważyłam przytomnie. – Seth nie żyje, a ty uparłeś się zrobić z mojego domu więzienie. Nie powiesz mi, że to nie jest moja sprawa.
– Zawsze byłaś taka wrażliwa…?
Przez krótką chwilę miałam ochotę na niego warknąć, ale zdołałam się powstrzymać. Gniewnie zmrużyłam oczy, chwilę jeszcze wahając się nad tym, czy kierunek, w którym szłam, był dobry, ostatecznie jednak zdecydowałam się nie wycofywać. Znałam Rufusa i to wystarczyło, żeby zorientowała się, że tak naprawdę miałam tylko dwa wyjścia – odpuścić i pozwolić, żeby jak zwykle działał za plecami nas wszystkich albo spróbować przymusić go do wtajemniczenia nas. Biorąc pod uwagę sytuację, zdecydowanie musiałam pokusić się o to drugie.
– Rufus, na litości bogini, przysięgam, że… – zaczęłam, jednak i tym razem nie było mi dane dokończyć.
Wcześniej nie wyczułam Claire, przez co tym bardziej zaskoczył mnie moment, w którym Rufus w pośpiechu odwrócił się w stronę córki. Przystanęła w progu, przytrzymując się framugi, skąd najpewniej obserwowała nas już od dłuższej chwili. Jeden rzut oka na dziewczynę wystarczył mi, żebym zrozumiała, dlaczego mój szwagier tak bardzo się o nią martwił, nawet jeśli on sam nie zamierzał wprost się do tego przyznać. Dziewczyna była chorobliwie blada, co równie dobrze mogło mieć związek z tym, jak wiele godzin przespała, przyczyna jednak tak naprawdę nie miała żadnego wrażenia. Co prawda w tamtej chwili wyglądała na względnie spokojną, ja jednak mogłam się założyć, że płakała, na dodatek całkiem niedawno. Coś w tej świadomości sprawiło, że z miejsca zapragnęłam rzucić wszystko i po prostu ją przytulić, nawet jeśli w ten sposób nie miałam najmniejszych szans na to, żeby Claire pocieszyć.
– Świetnie – mruknął Rufus, zwracając się bardziej do siebie niż którekolwiek z nas. Wyczułam zmianę w jego zachowaniu, kiedy ostatecznie przesunął się bliżej córki, chwilę później w pośpiechu materializując się u jej boku. – Miałaś na mnie zaczekać, moja mała – przypomniał, ale Claire jedynie potrząsnęła głową.
– Potrzebuję… – zaczęła i urwała, wyraźnie niepewna tego, co i dlaczego robiła. – Ja… Możemy rozmawiać, tak? O Secie…
Rufus westchnął, wyraźnie niepewny tego, jak powinien zareagować. Mało kiedy wydawałam go nieporadnego, ale w tamtej chwili naprawdę na takiego mi wyglądał. Mogłam tylko zgadywać, jak zwykle się czuł, kiedy w grę wchodziły emocje, zwłaszcza te skrajne. To zdecydowanie nie było czymś, z czym potrafił sobie poradzić, o czym zresztą zdążyłam się wielokrotnie przekonać.
– No cóż… – mruknęła cicho Isabeau. Brzmiała łagodnie, ale wampir i tak spojrzał na nią w sposób sugerujący, że wahał się nad rzuceniem jej do gardła.
– Ani słowa – rzucił, ale wampirzyca jedynie potrząsnęła głową.
– Nic nie mówię – zauważyła, po czym wzruszyła ramionami. – Ale ty mógłbyś, tym bardziej że Claire też tego chce.
To wydawało się ciosem poniżej pasa, ale nie miałam jej tego za złe. Wręcz przeciwnie – sama chciałam się dowiedzieć więcej, zwłaszcza że wciąż nie docierało do mnie to, co lakonicznie wytłumaczył Rufus. Seth, Claudia i tamten chłopak, którego imienia nawet nie znałam, nie wspominając o tym, że nie miałam okazji zobaczyć go na oczy. Taki stan rzeczy zdecydowanie nie prezentował się dobrze, nie wspominając o tym, że w najmniejszym stopniu mnie nie satysfakcjonował. Skoro miałam rozmawiać z Sue i powiedzieć jej prawdę, najpierw sama chciałam zrozumieć, niezależnie od tego, jak trudne mogło się to okazać.
Czekałam na rozwój wypadków, uparcie milcząc, chociaż na usta cisnęły mi się dziesiątki pytań, które pragnęłam zadać. Obserwowałam Claire i Rufusa, coraz bardziej podenerwowana, tym bardziej że wciąż nie miałam pewności, jak wampir zdecyduje się zachować. Nie mogłam zaprzeczyć, że dziewczyna nie była w najlepszej formie, ale jeśli chciała tutaj być… Cóż, nie byłam zaskoczona, zwłaszcza że wszystko wydawało się lepsze od ucieczki – i to niezależnie od tego, czy mierzenie się z problemem byłoby zarazem o wiele trudniejszym posunięciem.
Ostatecznie to Claire podjęła decyzję, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia ruszając się z miejsca. Bez słowa prześlizgnęła się tuż obok ojca, wkrótce po tym lądując w objęciach wyraźnie zaskoczonej takim posunięciem Isabeau. Wampirzyca uniosła brwi, ale nie odsunęła siostrzenicy, w zamian bardziej stanowczo przygarniając ją do siebie. Coś w jej niebieskich, przypominających zamarzającą wodę oczach złagodniało, zaraz też nachyliła się nad Claire, by móc wyszeptać jej coś do ucha. Z odległości trudno było mi stwierdzić, co takiego powiedziała, tym bardziej że rozpoznałam zaledwie kilka obcych, niezwykle melodyjnych słów – coś, co jak nic miało związek z językiem pierwotnych, który wciąż pozostawał dla mnie zagadką. Wiedziałam jedynie, że coś w tym szepcie wydało mi się niezwykle kojące, chociaż sama nie miałam pewności w jakim sensie. To brzmiało jak pocieszenie, na dodatek takie, którego wcale nie musiałam rozumieć, żeby poczuć się lepiej.
Sztuczki kapłanek. Wiedziałam, że Beau i Allegra znały ich wiele, nie zmieniało to jednak faktu, że za każdym razem czułam się niemniej oczarowana.
Kątem oka zauważyłam, że Rufus wywraca oczami. Był spięty, ale nawet jeśli miał jakiekolwiek uwagi, zachował je dla siebie, co przyjęłam z ulgą. Co prawda spokój wydawał mi się niezwykle kruchy, a ja całą sobą czułam, że naprawdę niewiele brakowało, by doszło do kolejnych spięć, ale na dobry początek dobre wydawało się choćby i to.
– Tak… A teraz możemy porozmawiać – stwierdziła ze spokojem Isabeau, jakby od niechcenia przeczesując włosy Claire palcami. – Po kolei – dodała ze spokojem.
Jeszcze kiedy mówiła, skinęła głową na kuchenny stół, tym samym zachęcając dziewczynę do tego, żeby usiadła. Claire nie wyglądał na przekonaną, ale nie próbowała protestować, najzwyczajniej w świecie poddając się temu, czego oczekiwała od niej ciotka. Obserwowałam ją z troską, wciąż pełna wątpliwości, niezależnie od tego, czy rozmowa miała szansę przynieść któremukolwiek z nas ukojenie. Miałam nadzieję, że mimo wszystko tak, chociażby przez wzgląd na Claire. Już i tak wyglądała na przerażoną, nie wspominając o tym, że cierpiała. Byłam w stanie to wyczuć, nie potrzebując daru Jaspera ani innych szczególnych umiejętności, by zorientować się, jak negatywne targały nią emocje. Sama czułam się niewiele lepiej, w gruncie rzeczy wciąż podświadomie odsuwając od siebie pewne kwestie – i to niezależnie od tego, czy w rzeczywistości wiedziałam, że były prawdziwe.
– Dajcie jej przynajmniej tej krwi, skoro mamy to ciągnąć – mruknął wyraźnie sfrustrowany Rufus.
Nie był zachwycony, co zresztą wydało mi się do przewidzenia. Rzuciłam mu wymowne spojrzenie, po czym przeniosłam wzrok na Claire, próbując stwierdzić, czego potrzebowała ona. Przez krótką chwilę miałam ochotę podsunąć jej wino, zwłaszcza że nie zdążyłyśmy z Beau opróżnić nawet połowy butelki, ale powstrzymałam się, nie chcąc wystawiać nerwów Rufusa na próbę. Co prawda nie sądziłam, żeby to alkohol okazał się największym problemem, ale to była jedna z tych sytuacji, kiedy o wiele prościej było dmuchać na zimne.
Wciąż o tym myślałam, kiedy wyraźnie wyczułam znajomy zapach. Natychmiast wyprostowałam się niczym struna, nie będąc w stanie pozostać obojętną na obecność Gabriela. Z miejsca poczułam ulgę, choć teoretycznie nie miałam powodów do niepokoju, tym bardziej że mój mąż zdecydowanie nie był osobą, która z łatwością dałaby sobie zrobić krzywdę. Z drugiej strony, dokładnie to samo byłam skłonna powiedzieć o Layli, a jednak teraz nie potrafiłam nawet stwierdzić, gdzie dziewczyna mogłaby się znajdować.
– Zaraz wracam – zadecydowałam, korzystając z tego, że nikt nie zwracał na mnie większej uwagi.
– Idę z tobą.
Rzuciłam Rufusowi pytające, nieco zdezorientowane spojrzenie, ale nie próbowałam protestować. W zamian skinęłam głową, próbując zignorować fakt, że tak naprawdę nawet nie pytał mnie o przyzwolenie, po prostu informując o zaistniałym stanie rzeczy. Miałam wrażenie, że nieznacznie rozluźnił się, mogąc zostawić Claire z Isabeau, niezależnie od tego, czy zarazem się o córkę martwił. Wyglądał na zamyślonego, myślami wydając się być gdzieś daleko, choć to równie dobrze mogło być wyłącznie moim wrażeniem. W przypadku Rufusa wszystko wydawało się równie prawdopodobne, ja z kolei nie miałam wątpliwości, że milczenie jak nic było wampirowi na rękę. Problem polegał na tym, że sama nie potrafiłam trwać w ciszy, nie będąc powstrzymać się od skorzystania z okazji, którą dawało mi to, że zostaliśmy sami.
– Claire sobie poradzi – rzuciłam mimochodem, chcąc jakkolwiek zacząć rozmowę. Chciałam zabrzmieć pewnie, ale czułam, że szło mi to – najdelikatniej rzecz ujmując – marnie. – To znaczy jest rozbita, ale…
– Naprawdę nie musisz tłumaczyć mi takich rzeczy – przerwał mi nieco cierpkim tonem. – Swoją drogą, nie pomagasz. Liczyłem na chwilę ciszy.
– To ty za mną poszedłeś – zauważyłam. – Nie wiem dlaczego, bo nie potrzebuję obstawy, ale…
– A ja chwili spokoju, na który najwyraźniej nie mam co liczyć. – Zamilkł, po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową. – I tak mnie nie słuchacie, ale mniejsza z tym. Skoro Claire upiera się mówić, proszę bardzo, chociaż to niczego nie zmienia. Powiedziałem ci już, że tego chłopaka zabiła Claudia… I to tyle, jeśli chodzi o jakieś nadzwyczajne odkrycia, bo dalej nie wiemy dlaczego i co sprowadziło ją do Seattle.
Zawahałam się, z trudem będąc w stanie znosić to, co mówił. Nie chciałam zastanawiać się nad momentem śmierci Setha, a tym bardziej jego potencjalną zabójczynią. To wciąż brzmiało niedorzecznie, w żaden sposób nie łącząc się z tym, czego dowiedzieliśmy się do tej pory. Nie znałam Claudii, ale wiedziałam, że zrobiła dość niepokojących rzeczy, bym szczerze jej nie lubiła. Co więcej, słuchając Rufusa, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że wampirzyca mu podpadła, na dodatek w sposób porównywalny do tego, co w przypadku Isabeau. Nie rozumiałam tego, ale czułam, że coś jest na rzeczy – z tym, że szczerze wątpiłam, żeby to akurat naukowiec powiedział mi prawdy.
– Nie lubisz jej – powiedziałam w końcu, a Rufus parsknął pozbawionym wesołości śmiechem.
– Myślisz?
Jedynie potrząsnęłam głową.
– Nie bądź złośliwy, bo nic ci nie zrobiłam. Po prostu się martwię, a ty… No cóż.
– Co takiego? – Rzucił mi pełne powątpiewania spojrzenie. – Znasz mnie, Renesmee. Wolę działać w pojedynkę.
– Tak jak z tym chłopakiem? – zapytałam wprost, nie mogąc się powstrzymać.
Przez krótką chwilę wyglądał na chętnego, żeby powiedzieć coś złośliwego, byleby tylko mnie zniechęcić. Założyłam ramiona na piersiach, uważnie go obserwując i nie zamierzając tak po prostu odpuścić. Próbowałam przynajmniej sprawiać wrażenie o wiele pewniejszej niż w rzeczywistości, chociaż sama nie byłam pewna, na ile mi to wychodziło. Rozmowy z Rufusem bywały trudne, zwłaszcza kiedy którekolwiek z nas próbowało mu pomóc. Cóż, nie byłam Laylą, ale czułam, że powinnam coś zrobić, tym bardziej że wampir już kilka razy dopuścił mnie do siebie w stopniu o wiele bardziej znaczącym, niż mogłabym się spodziewać.
– To bardziej skomplikowane – przyznał w końcu. Wzniosłam oczy ku górze, porażona lakonicznością jego odpowiedzi.
– Dzięki! Od razu wszystko stało się jasne.
– Nie miało być – przyznał z rozbrajającą szczerością Rufus. – Ale nie sądzę, żebyś zrozumiała to, co się dzieje. Ten chłopak nie jest normalny, poza tym może nam się przydać… I tyle w temacie – dodał, chociaż z mojej perspektywy sprawy wcale nie prezentowały się aż tak prosto.
– Czego znowu nie zrozumiem? – jęknęłam, nie kryjąc frustracji. Dlaczego za każdym razem musiał traktować mnie w ten sposób? – Tego, że pewnie mógłbyś kogoś torturować? To ci chodzi do głowie, prawda?
Nie byłam pewna, czy chcę poznać odpowiedzi, ale przecież to wydawało się oczywiste. Nie sądziłam, żeby Rufus zamierzał ograniczać się do rozmowy, gdyby okazało się, że z miejsca nie usłyszy tego, co mogłoby go usatysfakcjonować. Prawda była taka, że od samego początku podejrzewałam, do czego był zdolny, nie wspominając o tym, że sam wielokrotnie dawał mi to do zrozumienia. Zwłaszcza teraz, kiedy dodatkowo nie było Layli, nie sądziłam, żeby cokolwiek mogło powstrzymać go przed zrobieniem tego, co uznałby za słuszne. Jak zwykle działał po swojemu, a skoro tak…
– Wydajesz się zadziwiająco spokojnie podchodzić do takiej perspektywy – usłyszałam i to wystarczyło, żeby wytrącić mnie z równowagi.
Otworzyłam i zaraz zamknęłam usta, sama niepewna, jak powinnam zareagować na ten zarzut. W pierwszym odruchu chciałam zaprotestować, ale przekonałam się, że nie potrafię – nie tak po prostu, skoro sposób w jaki się czułam pozostawał… o wiele bardziej złożony. W głowie miałam pustkę, co jedyni potęgowało odczuwane przeze mnie wątpliwości. Co więcej, choć nie chciałam ot tak się do tego przyznać, moja tolerancja na niektóre praktyki w znacznym stopniu uległa zmianie, zwłaszcza po latach spędzonych w Mieście Nocy. Zwłaszcza dla najbliższych byłam gotowa posunąć się o wiele dalej niż do tej pory, a skoro tak…
– Martwię się o Laylę – powiedziałam w końcu. – I też chcę ją odszukać.
Rufus skinął głową, przez krótką chwilę wydając się rozważać moje słowa. Nawet jeśli go zaskoczyłam, nie dał niczego po sobie poznać, jak zwykle panując nad emocjami w stopniu, którego czasami mu zazdrościłam. Gdyby to faktyczni okazało się aż takie proste, wtedy nie musiałabym martwić się naprawdę wieloma kwestiami.
– Jak uważasz – powiedział w końcu, starannie dobierając słowa. – Ale problem leży w zupełnie czymś innym, Renesmee. I właśnie tego mogłabyś nie zrozumieć.
– Więc mi wyjaśnij – zaproponowałam, ale po jego tonie wczułam, że przynajmniej tymczasowo nie miałam na co liczyć.
– Na początek wolałbym zając się Claire, skoro już musimy rozgrywać to w ten sposób – stwierdził spiętym tonem. Zaraz po tym wymownie powiódł wzrokiem dookoła, zupełnie jakby spodziewał się wypatrzeć kogoś w otaczających nas ciemnościach. – Mylę się, czy twój mąż nie jest sam?
– O czym ty…? – zaczęłam, po czym urwałam, kiedy dotarło do mnie, że miał rację.
Skupiona na świadomości, że Gabriel znajdował się gdzieś w pobliżu, nie zwróciłam uwagi na to, że prócz jego zapachu, wyczuwałam jeszcze jeden. Bez trudu rozpoznałam, że należał do wampira, co więcej wydał mi się znajomy, jednak nawet wtedy nie byłam w stanie jednoznacznie określić z kim miałam do czynienia. Dopiero z chwilą, w której obaj nieśmiertelni w końcu pojawili się w zasięgu mojego wzroku, wszystko stało się jasne.
– Och…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa