Renesmee
Usłyszałam kroki, więc
poderwałam głowę, machinalnie spoglądając w stronę wejścia do kuchni. Nie
byłam zaskoczona widokiem Rufusa, ale i tak spojrzałam na niego z powątpiewaniem,
próbując określić, w jakim był nastroju. To wydało mi się istotne,
zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co zrobił ostatnim razem. Wciąż miałam ochotę
zapytać go o chłopaka w piwnicy, ale powstrzymałam się, podświadomie
czując, że to nienajlepszy pomysł.
– O…
Wróciłaś.
Uniosłam
brwi, nie do końca pewna, jak powinnam rozumieć jego reakcję. Brzmiał obojętnie
i to tak naprawdę nie musiało o niczym świadczyć, ale i tak
ledwo powstrzymałam się przed wywróceniem oczami.
– To mój
dom – przypomniałam mu usłużnie, obserwując jak rozgląda się po kuchni, jak
gdyby nigdy nic ignorując mnie i Isabeau. – Coś jest nie tak?
Wolałam się
upewnić, jednocześnie próbując określić, czy jednak zamierzał zrobić coś na
tyle głupiego, by moja obecność nie była mu na rękę. Co prawda nie
przypominałam sobie, żeby w jakiejkolwiek sytuacji Rufus zwracał uwagę na
zdanie któregokolwiek z nas, ale mimo wszystko…
– Poza tym,
że siedzenie przy Claire najpewniej mnie wykończy? Absolutnie nie –
odpowiedział z opóźnieniem. Zaraz po tym jednak zwrócił się w moją
stronę, rzucając mi niemalże udręczone spojrzenie. – Macie krew, tak? Jakbyś
była taka dobra…
– Naprawdę
nie zdążyłeś zauważyć, co takiego mamy w domu? – zapytałam, ale poderwałam
się na równe nogi, z miejsca kierując się ku lodówce. Nie chciałam w takim
razie wiedzieć, w jaki sposób radził sobie do tej pory, skoro najwyraźniej
unikał naszych zapasów. W gruncie rzeczy nie chciałam rozumieć bardzo
wielu kwestii, chociaż o niektóre bez wątpienia musiałam zapytać. – Co z Claire?
Mam na myśli… Hm, co oznacza, że cię wykończy? – dodałam, ale Rufus tylko potrząsnął
głową.
– Za dużo
emocji, jeśli wiesz, co takiego mam na myśli.
Westchnęłam,
po czym chcąc nie chcąc skinęłam głową. Dobrze wiedziałam, jak reagował za
każdym razem, kiedy uczucia zaczynały być… naprawdę problematyczne. Co prawa
radził sobie, o czym zdążyłam się przekonać, kiedy kilka razy przyszło mu
przebywać ze mną, gdy chodziłam w ciąży z Jocelyne, ale to
zdecydowanie nie sprawiało mu przyjemności. Podejrzewałam, że i tym razem w pośpiechu
by się wycofał, gdyby akurat nie chodziło o Claire.
– Może po
prostu ją do nas przyprowadź. I tak musimy pogadać – rzuciła ze swojego
miejsca Isabeau. Jej głos zabrzmiał wyjątkowo spokojnie, to jednak nie
zmieniało faktu, że Rufus spojrzał na nią tak, jakby zaproponowała mu coś
absolutnie nieakceptowalnego.
– Masz
jeszcze jakieś złote rady? – wycedził, jednak to nie zrobiło na wampirzycy
najmniejszego nawet wrażenia.
– A pewnie.
– Uśmiechnęła się w niemalże uprzejmy sposób, w rękach wciąż
obracając do połowy pełny kieliszek wina. – Dobrze by było, gdybyś przestał
udawać, że nie masz na nim do powiedzenia… Zwłaszcza jeśli chodzi o to, co
stało się ostatnio. – Zamilkła, po czym wzruszyła ramionami. – Mogłabym po
prostu zejść sobie do piwnicy i sprawdzić, ale miło byłoby wiedzieć, czego
powinnam się spodziewać.
Rufus
zacisnął usta, wyraźnie rozdrażniony. Zawahałam się, po czym dla zajęcia czymś
rąk skupiłam się na lodówce, przesadnie wręcz dokładnie przetrząsając jej
zawartość. Jednocześnie nasłuchiwałam, mimowolnie zastanawiając się nad tym,
czy gdyby ta dwójka jednak posunęła się za daleko, miałabym szansę jakkolwiek
na nich wpłynąć. To wydało mi się istotne, tym bardziej że nie do końca
uśmiechała mi się perspektywa zdemolowania domu. Z drugiej strony, nie
mogłam zaprzeczyć, że dręczyło mnie to samo, co i Isabeau, przez co nie
miałam nic przeciwko temu, że próbowała na wampira naciskać.
– Nie
przeginaj, co wieszczko? – odezwał się w końcu naukowiec. Zaskoczyło mnie
to, że zabrzmiał zadziwiająco wręcz spokojnie, chociaż nie sądziłam, że będzie
do tego zdolny. – Nie byłoby też źle, gdybyś zaczęła się sama stosować do
swoich rad. Hipokryzja wygląda źle, jeśli już oczekujesz, że ktoś będzie cię
słuchał.
– A co
to niby miało znaczyć? – obruszyła się wampirzyca.
Spojrzałam w ich
stronę, niemniej skonsternowana, co i Isabeau. Zauważyłam, że wyprostowała
się niczym struna, po czym zamarła, wyraźnie wytrącona z równowagi. To nie
wyglądało tak, jakby była po prostu zaskoczona czy zdezorientowana, a wręcz
przeciwnie – odniosłam wrażenie, że tak naprawdę podejrzewała, co miał na myśli
Rufus. Co więcej, wyraźnie ją to zmartwiło, tym samym dając mi do zrozumienia,
że wampir najpewniej trafił w sedno.
Ukrywała
coś? Co wydawało się prawdopodobne, chociaż czym innym było podejrzewać, a czym
zgoła odmiennym mieć pewność, że to prawda. Znałam Beau, więc jakiekolwiek
tajemnice nieszczególnie mnie dziwiły, nie zmieniało to jednak faktu, że z miejsca
poczułam się nieswojo. Już i tak męczyliśmy się z czymś, czego nawet
żadne z nas nie potrafiło określić. Ostatnim, czego potrzebowaliśmy, były
dodatkowe napięcia pomiędzy nami, nie wspominając o jakichkolwiek
niedopowiedzeniach.
Westchnęłam,
coraz bardziej zdezorientowana. Miałam wrażenie, że powinnam milczeć i się
nie wtrącać, ale to nie było takie proste. Już i tak zaczynałam być tym
wszystkim zmęczona, przez co znoszenie nastroi tej dwójki zdecydowanie nie
jawiło mi się jako coś, na co miałabym szczególną ochotę.
– Dajcie
spokój – zaryzykowałam, jednak decydując się odezwać. W rękach zaczęłam obracać
jeden z plastikowych woreczków z krwią, poniekąd po to, by znaleźć sobie
jakieś zajęcie. – Cokolwiek się dzieje… – zaczęłam, ale nie miałam okazji, żeby
dokończyć.
– Niech
każdy zajmie się swoimi sprawami i wtedy wszyscy będą zadowoleni –
stwierdził cierpko Rufus.
Zacisnęłam
usta, bynajmniej nie usatysfakcjonowana jego słowami.
– Szkoda,
że większość z nich dotyczy nas wszystkich – zauważyłam przytomnie. – Seth
nie żyje, a ty uparłeś się zrobić z mojego domu więzienie. Nie
powiesz mi, że to nie jest moja sprawa.
– Zawsze
byłaś taka wrażliwa…?
Przez
krótką chwilę miałam ochotę na niego warknąć, ale zdołałam się powstrzymać.
Gniewnie zmrużyłam oczy, chwilę jeszcze wahając się nad tym, czy kierunek, w którym
szłam, był dobry, ostatecznie jednak zdecydowałam się nie wycofywać. Znałam
Rufusa i to wystarczyło, żeby zorientowała się, że tak naprawdę miałam
tylko dwa wyjścia – odpuścić i pozwolić, żeby jak zwykle działał za
plecami nas wszystkich albo spróbować przymusić go do wtajemniczenia nas.
Biorąc pod uwagę sytuację, zdecydowanie musiałam pokusić się o to drugie.
– Rufus, na
litości bogini, przysięgam, że… – zaczęłam, jednak i tym razem nie było mi
dane dokończyć.
Wcześniej
nie wyczułam Claire, przez co tym bardziej zaskoczył mnie moment, w którym
Rufus w pośpiechu odwrócił się w stronę córki. Przystanęła w progu,
przytrzymując się framugi, skąd najpewniej obserwowała nas już od dłuższej
chwili. Jeden rzut oka na dziewczynę wystarczył mi, żebym zrozumiała, dlaczego
mój szwagier tak bardzo się o nią martwił, nawet jeśli on sam nie
zamierzał wprost się do tego przyznać. Dziewczyna była chorobliwie blada, co
równie dobrze mogło mieć związek z tym, jak wiele godzin przespała,
przyczyna jednak tak naprawdę nie miała żadnego wrażenia. Co prawda w tamtej
chwili wyglądała na względnie spokojną, ja jednak mogłam się założyć, że
płakała, na dodatek całkiem niedawno. Coś w tej świadomości sprawiło, że z miejsca
zapragnęłam rzucić wszystko i po prostu ją przytulić, nawet jeśli w ten
sposób nie miałam najmniejszych szans na to, żeby Claire pocieszyć.
– Świetnie –
mruknął Rufus, zwracając się bardziej do siebie niż którekolwiek z nas.
Wyczułam zmianę w jego zachowaniu, kiedy ostatecznie przesunął się bliżej
córki, chwilę później w pośpiechu materializując się u jej boku. –
Miałaś na mnie zaczekać, moja mała – przypomniał, ale Claire jedynie
potrząsnęła głową.
–
Potrzebuję… – zaczęła i urwała, wyraźnie niepewna tego, co i dlaczego
robiła. – Ja… Możemy rozmawiać, tak? O Secie…
Rufus
westchnął, wyraźnie niepewny tego, jak powinien zareagować. Mało kiedy
wydawałam go nieporadnego, ale w tamtej chwili naprawdę na takiego mi
wyglądał. Mogłam tylko zgadywać, jak zwykle się czuł, kiedy w grę
wchodziły emocje, zwłaszcza te skrajne. To zdecydowanie nie było czymś, z czym
potrafił sobie poradzić, o czym zresztą zdążyłam się wielokrotnie
przekonać.
– No cóż… –
mruknęła cicho Isabeau. Brzmiała łagodnie, ale wampir i tak spojrzał na
nią w sposób sugerujący, że wahał się nad rzuceniem jej do gardła.
– Ani słowa
– rzucił, ale wampirzyca jedynie potrząsnęła głową.
– Nic nie
mówię – zauważyła, po czym wzruszyła ramionami. – Ale ty mógłbyś, tym bardziej
że Claire też tego chce.
To wydawało
się ciosem poniżej pasa, ale nie miałam jej tego za złe. Wręcz przeciwnie – sama
chciałam się dowiedzieć więcej, zwłaszcza że wciąż nie docierało do mnie to, co
lakonicznie wytłumaczył Rufus. Seth, Claudia i tamten chłopak, którego
imienia nawet nie znałam, nie wspominając o tym, że nie miałam okazji
zobaczyć go na oczy. Taki stan rzeczy zdecydowanie nie prezentował się dobrze,
nie wspominając o tym, że w najmniejszym stopniu mnie nie
satysfakcjonował. Skoro miałam rozmawiać z Sue i powiedzieć jej
prawdę, najpierw sama chciałam zrozumieć, niezależnie od tego, jak trudne mogło
się to okazać.
Czekałam na
rozwój wypadków, uparcie milcząc, chociaż na usta cisnęły mi się dziesiątki
pytań, które pragnęłam zadać. Obserwowałam Claire i Rufusa, coraz bardziej
podenerwowana, tym bardziej że wciąż nie miałam pewności, jak wampir zdecyduje
się zachować. Nie mogłam zaprzeczyć, że dziewczyna nie była w najlepszej
formie, ale jeśli chciała tutaj być… Cóż, nie byłam zaskoczona, zwłaszcza że
wszystko wydawało się lepsze od ucieczki – i to niezależnie od tego, czy
mierzenie się z problemem byłoby zarazem o wiele trudniejszym
posunięciem.
Ostatecznie
to Claire podjęła decyzję, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia ruszając się z miejsca.
Bez słowa prześlizgnęła się tuż obok ojca, wkrótce po tym lądując w objęciach
wyraźnie zaskoczonej takim posunięciem Isabeau. Wampirzyca uniosła brwi, ale
nie odsunęła siostrzenicy, w zamian bardziej stanowczo przygarniając ją do
siebie. Coś w jej niebieskich, przypominających zamarzającą wodę oczach
złagodniało, zaraz też nachyliła się nad Claire, by móc wyszeptać jej coś do
ucha. Z odległości trudno było mi stwierdzić, co takiego powiedziała, tym
bardziej że rozpoznałam zaledwie kilka obcych, niezwykle melodyjnych słów –
coś, co jak nic miało związek z językiem pierwotnych, który wciąż
pozostawał dla mnie zagadką. Wiedziałam jedynie, że coś w tym szepcie
wydało mi się niezwykle kojące, chociaż sama nie miałam pewności w jakim
sensie. To brzmiało jak pocieszenie, na dodatek takie, którego wcale nie
musiałam rozumieć, żeby poczuć się lepiej.
Sztuczki
kapłanek. Wiedziałam, że Beau i Allegra znały ich wiele, nie zmieniało to
jednak faktu, że za każdym razem czułam się niemniej oczarowana.
Kątem oka
zauważyłam, że Rufus wywraca oczami. Był spięty, ale nawet jeśli miał
jakiekolwiek uwagi, zachował je dla siebie, co przyjęłam z ulgą. Co prawda
spokój wydawał mi się niezwykle kruchy, a ja całą sobą czułam, że naprawdę
niewiele brakowało, by doszło do kolejnych spięć, ale na dobry początek dobre
wydawało się choćby i to.
– Tak… A teraz
możemy porozmawiać – stwierdziła ze spokojem Isabeau, jakby od niechcenia
przeczesując włosy Claire palcami. – Po kolei – dodała ze spokojem.
Jeszcze
kiedy mówiła, skinęła głową na kuchenny stół, tym samym zachęcając dziewczynę
do tego, żeby usiadła. Claire nie wyglądał na przekonaną, ale nie próbowała
protestować, najzwyczajniej w świecie poddając się temu, czego oczekiwała
od niej ciotka. Obserwowałam ją z troską, wciąż pełna wątpliwości,
niezależnie od tego, czy rozmowa miała szansę przynieść któremukolwiek z nas
ukojenie. Miałam nadzieję, że mimo wszystko tak, chociażby przez wzgląd na
Claire. Już i tak wyglądała na przerażoną, nie wspominając o tym, że
cierpiała. Byłam w stanie to wyczuć, nie potrzebując daru Jaspera ani
innych szczególnych umiejętności, by zorientować się, jak negatywne targały nią
emocje. Sama czułam się niewiele lepiej, w gruncie rzeczy wciąż podświadomie
odsuwając od siebie pewne kwestie – i to niezależnie od tego, czy w rzeczywistości
wiedziałam, że były prawdziwe.
– Dajcie
jej przynajmniej tej krwi, skoro mamy to ciągnąć – mruknął wyraźnie
sfrustrowany Rufus.
Nie był
zachwycony, co zresztą wydało mi się do przewidzenia. Rzuciłam mu wymowne
spojrzenie, po czym przeniosłam wzrok na Claire, próbując stwierdzić, czego
potrzebowała ona. Przez krótką chwilę miałam ochotę podsunąć jej wino,
zwłaszcza że nie zdążyłyśmy z Beau opróżnić nawet połowy butelki, ale
powstrzymałam się, nie chcąc wystawiać nerwów Rufusa na próbę. Co prawda nie
sądziłam, żeby to alkohol okazał się największym problemem, ale to była jedna z tych
sytuacji, kiedy o wiele prościej było dmuchać na zimne.
Wciąż o tym
myślałam, kiedy wyraźnie wyczułam znajomy zapach. Natychmiast wyprostowałam się
niczym struna, nie będąc w stanie pozostać obojętną na obecność Gabriela. Z miejsca
poczułam ulgę, choć teoretycznie nie miałam powodów do niepokoju, tym bardziej
że mój mąż zdecydowanie nie był osobą, która z łatwością dałaby sobie
zrobić krzywdę. Z drugiej strony, dokładnie to samo byłam skłonna
powiedzieć o Layli, a jednak teraz nie potrafiłam nawet stwierdzić,
gdzie dziewczyna mogłaby się znajdować.
– Zaraz
wracam – zadecydowałam, korzystając z tego, że nikt nie zwracał na mnie
większej uwagi.
– Idę z tobą.
Rzuciłam
Rufusowi pytające, nieco zdezorientowane spojrzenie, ale nie próbowałam
protestować. W zamian skinęłam głową, próbując zignorować fakt, że tak
naprawdę nawet nie pytał mnie o przyzwolenie, po prostu informując o zaistniałym
stanie rzeczy. Miałam wrażenie, że nieznacznie rozluźnił się, mogąc zostawić
Claire z Isabeau, niezależnie od tego, czy zarazem się o córkę
martwił. Wyglądał na zamyślonego, myślami wydając się być gdzieś daleko, choć
to równie dobrze mogło być wyłącznie moim wrażeniem. W przypadku Rufusa
wszystko wydawało się równie prawdopodobne, ja z kolei nie miałam
wątpliwości, że milczenie jak nic było wampirowi na rękę. Problem polegał na
tym, że sama nie potrafiłam trwać w ciszy, nie będąc powstrzymać się od
skorzystania z okazji, którą dawało mi to, że zostaliśmy sami.
– Claire
sobie poradzi – rzuciłam mimochodem, chcąc jakkolwiek zacząć rozmowę. Chciałam
zabrzmieć pewnie, ale czułam, że szło mi to – najdelikatniej rzecz ujmując –
marnie. – To znaczy jest rozbita, ale…
– Naprawdę
nie musisz tłumaczyć mi takich rzeczy – przerwał mi nieco cierpkim tonem. –
Swoją drogą, nie pomagasz. Liczyłem na chwilę ciszy.
– To ty za
mną poszedłeś – zauważyłam. – Nie wiem dlaczego, bo nie potrzebuję obstawy,
ale…
– A ja
chwili spokoju, na który najwyraźniej nie mam co liczyć. – Zamilkł, po czym z niedowierzaniem
potrząsnął głową. – I tak mnie nie słuchacie, ale mniejsza z tym.
Skoro Claire upiera się mówić, proszę bardzo, chociaż to niczego nie zmienia.
Powiedziałem ci już, że tego chłopaka zabiła Claudia… I to tyle, jeśli
chodzi o jakieś nadzwyczajne odkrycia, bo dalej nie wiemy dlaczego i co
sprowadziło ją do Seattle.
Zawahałam
się, z trudem będąc w stanie znosić to, co mówił. Nie chciałam
zastanawiać się nad momentem śmierci Setha, a tym bardziej jego
potencjalną zabójczynią. To wciąż brzmiało niedorzecznie, w żaden sposób
nie łącząc się z tym, czego dowiedzieliśmy się do tej pory. Nie znałam
Claudii, ale wiedziałam, że zrobiła dość niepokojących rzeczy, bym szczerze jej
nie lubiła. Co więcej, słuchając Rufusa, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że
wampirzyca mu podpadła, na dodatek w sposób porównywalny do tego, co w przypadku
Isabeau. Nie rozumiałam tego, ale czułam, że coś jest na rzeczy – z tym,
że szczerze wątpiłam, żeby to akurat naukowiec powiedział mi prawdy.
– Nie
lubisz jej – powiedziałam w końcu, a Rufus parsknął pozbawionym
wesołości śmiechem.
– Myślisz?
Jedynie potrząsnęłam
głową.
– Nie bądź
złośliwy, bo nic ci nie zrobiłam. Po prostu się martwię, a ty… No cóż.
– Co
takiego? – Rzucił mi pełne powątpiewania spojrzenie. – Znasz mnie, Renesmee.
Wolę działać w pojedynkę.
– Tak jak z tym
chłopakiem? – zapytałam wprost, nie mogąc się powstrzymać.
Przez
krótką chwilę wyglądał na chętnego, żeby powiedzieć coś złośliwego, byleby
tylko mnie zniechęcić. Założyłam ramiona na piersiach, uważnie go obserwując i nie
zamierzając tak po prostu odpuścić. Próbowałam przynajmniej sprawiać wrażenie o wiele
pewniejszej niż w rzeczywistości, chociaż sama nie byłam pewna, na ile mi
to wychodziło. Rozmowy z Rufusem bywały trudne, zwłaszcza kiedy
którekolwiek z nas próbowało mu pomóc. Cóż, nie byłam Laylą, ale czułam,
że powinnam coś zrobić, tym bardziej że wampir już kilka razy dopuścił mnie do
siebie w stopniu o wiele bardziej znaczącym, niż mogłabym się
spodziewać.
– To
bardziej skomplikowane – przyznał w końcu. Wzniosłam oczy ku górze,
porażona lakonicznością jego odpowiedzi.
– Dzięki!
Od razu wszystko stało się jasne.
– Nie miało
być – przyznał z rozbrajającą szczerością Rufus. – Ale nie sądzę, żebyś
zrozumiała to, co się dzieje. Ten chłopak nie jest normalny, poza tym może nam
się przydać… I tyle w temacie – dodał, chociaż z mojej
perspektywy sprawy wcale nie prezentowały się aż tak prosto.
– Czego
znowu nie zrozumiem? – jęknęłam, nie kryjąc frustracji. Dlaczego za każdym
razem musiał traktować mnie w ten sposób? – Tego, że pewnie mógłbyś kogoś
torturować? To ci chodzi do głowie, prawda?
Nie byłam
pewna, czy chcę poznać odpowiedzi, ale przecież to wydawało się oczywiste. Nie
sądziłam, żeby Rufus zamierzał ograniczać się do rozmowy, gdyby okazało się, że
z miejsca nie usłyszy tego, co mogłoby go usatysfakcjonować. Prawda była
taka, że od samego początku podejrzewałam, do czego był zdolny, nie wspominając
o tym, że sam wielokrotnie dawał mi to do zrozumienia. Zwłaszcza teraz, kiedy
dodatkowo nie było Layli, nie sądziłam, żeby cokolwiek mogło powstrzymać go
przed zrobieniem tego, co uznałby za słuszne. Jak zwykle działał po swojemu, a skoro
tak…
– Wydajesz
się zadziwiająco spokojnie podchodzić do takiej perspektywy – usłyszałam i to
wystarczyło, żeby wytrącić mnie z równowagi.
Otworzyłam i zaraz
zamknęłam usta, sama niepewna, jak powinnam zareagować na ten zarzut. W pierwszym
odruchu chciałam zaprotestować, ale przekonałam się, że nie potrafię – nie tak
po prostu, skoro sposób w jaki się czułam pozostawał… o wiele bardziej
złożony. W głowie miałam pustkę, co jedyni potęgowało odczuwane przeze
mnie wątpliwości. Co więcej, choć nie chciałam ot tak się do tego przyznać, moja
tolerancja na niektóre praktyki w znacznym stopniu uległa zmianie,
zwłaszcza po latach spędzonych w Mieście Nocy. Zwłaszcza dla najbliższych
byłam gotowa posunąć się o wiele dalej niż do tej pory, a skoro tak…
– Martwię
się o Laylę – powiedziałam w końcu. – I też chcę ją odszukać.
Rufus
skinął głową, przez krótką chwilę wydając się rozważać moje słowa. Nawet jeśli
go zaskoczyłam, nie dał niczego po sobie poznać, jak zwykle panując nad
emocjami w stopniu, którego czasami mu zazdrościłam. Gdyby to faktyczni
okazało się aż takie proste, wtedy nie musiałabym martwić się naprawdę wieloma
kwestiami.
– Jak
uważasz – powiedział w końcu, starannie dobierając słowa. – Ale problem
leży w zupełnie czymś innym, Renesmee. I właśnie tego mogłabyś nie
zrozumieć.
– Więc mi
wyjaśnij – zaproponowałam, ale po jego tonie wczułam, że przynajmniej
tymczasowo nie miałam na co liczyć.
– Na
początek wolałbym zając się Claire, skoro już musimy rozgrywać to w ten
sposób – stwierdził spiętym tonem. Zaraz po tym wymownie powiódł wzrokiem
dookoła, zupełnie jakby spodziewał się wypatrzeć kogoś w otaczających nas
ciemnościach. – Mylę się, czy twój mąż nie jest sam?
– O czym
ty…? – zaczęłam, po czym urwałam, kiedy dotarło do mnie, że miał rację.
Skupiona na
świadomości, że Gabriel znajdował się gdzieś w pobliżu, nie zwróciłam
uwagi na to, że prócz jego zapachu, wyczuwałam jeszcze jeden. Bez trudu
rozpoznałam, że należał do wampira, co więcej wydał mi się znajomy, jednak
nawet wtedy nie byłam w stanie jednoznacznie określić z kim miałam do
czynienia. Dopiero z chwilą, w której obaj nieśmiertelni w końcu
pojawili się w zasięgu mojego wzroku, wszystko stało się jasne.
– Och…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz