Renesmee
Wciąż miałam mętlik w głowie,
kiedy wróciliśmy do domu. W jakimś stopniu ulżyło mi, kiedy przekonałam
się, że Rufus zaciągnął mnie właśnie tam, ale wciąż miałam wątpliwości co do
tego, co chodziło mu po głowie. Miałam ochotę o coś zapytać, ale powstrzymałam
się, dając szwagrowi pełną swobodę, choć nie miałam pewności, czy z czasem
nie zacznę tego żałować. Już i tak czułam się okropnie, wciąż nie będąc w stanie
przyjąć do wiadomości tego, co powiedział mi na temat Setha i podświadomie
szukając jakichkolwiek wyjaśnień.
– Co
właściwie…? – zaczęłam, ledwo wampir się zatrzymał. Nie podobało mi się to, jak
się zachowywał. – Rufus, co jest?! – zniecierpliwiłam się.
–
Potrzebuję kompetentnego telepaty – stwierdził tonem, który jednoznacznie
sugerował, że odpowiadał mi wyłącznie dlatego, że w rozdrażnieniu
podniosłam głos.
– Ja jestem
telepatką – obruszyłam się, ale naukowiec tylko potrząsnął głową.
– Z tobą
już kiedyś próbowałem rozmawiać i nieszczególnie mi pomogłaś. Śmiem
twierdzić, że w tej kwestii nic się nie zmieniło.
– Nie
rozumiem…
Westchnął,
aż zwątpiłam, czy w ogóle zamierzał tracić czas na wyjaśnienia. Miałam
ochotę na niego warknąć, a najlepiej od razu nim potrząsnąć, ale
powstrzymałam się, zbyt zdezorientowana. Też chciałam się na coś przydać, ale –
na litość bogini – w pierwszej kolejności chciałam wiedzieć na czym stoję i czego
tak naprawdę powinnam się spodziewać.
– Isabeau –
rzucił krótko, niemalże nagląco. Krzyk był zbędny, bo jeśli wampirzyca
znajdowała się w pobliżu, tak czy inaczej miała go usłyszeć. – Na słówko.
Teraz.
Co prawda
nie poprosił, ale już samo to, że mógłby chcieć czegokolwiek akurat od
królowej, wydało mi się podejrzane. Beau niezmiennie działała mu na nerwy, co
zresztą dobrze wiedziała i wykorzystywała przy każdej możliwej okazji.
Mogłam tylko zgadywać, jak poważna była sytuacja, skoro zdecydował się mimo
wszystko zwrócić do wampirzycy.
– Wciąż
możesz zapytać mnie – przypomniałam, z powątpiewaniem spoglądając w stronę
schodów. – Mówię poważnie. Cokolwiek się dzieje…
– Krople
astralne – powiedział w końcu, bezceremonialnie wchodząc mi w słowo.
Uniosłam brwi, bo zdecydowanie nie to spodziewałam się usłyszeć. Zaskoczył
mnie, czego zresztą musiał się spodziewać, bo jedynie wzruszył ramionami. –
Jesteś w stanie powiedzieć mi cokolwiek ponadto, że sama kilka razy
podróżowałaś w ten sposób? Jeśli nie, sama widzisz, że ta rozmowa nie ma
sensu.
– Dalej nie
rozumiem – obruszyłam się, coraz bardziej rozdrażniona tym, jak mnie traktował.
Może i byłam w szoku, ale to jeszcze nie znaczyło, że nie miałam
pojęcia, co takiego działo się wokół mnie. – Sam widziałeś, że udało mi się to
zrobić, kiedy…
– Jak?
Otworzyłam i zaraz
zamknęłam usta, co najmniej wytrącona z równowagi tym pytaniem. Również
tego Rufus musiał być świadom wcześniej, ale nie skomentował mojej reakcji
nawet słowem, przynajmniej ten jeden raz decydując się na milczenie.
– Nie mam
pojęcia – przyznałam niechętnie. – Ja… Robiłam to nieświadomie, tak? Nie wiem
jak, ale…
– Więc nie
jesteś w stanie wytłumaczyć mi tego, co chcę wiedzieć, Renesmee – uciął w całkiem
łagodny jak na niego sposób. Mimo wszystko coś w jego słowach i tonie
sprawiło, że poczułam się naprawdę głupia. – Ale Isabeau jak najbardziej, o ile
dobrze zrozumiałem Laylę. Powtarzała, że jej siostra się tym interesowała,
więc… – Urwał, po czym wzruszył ramionami. – Oczywiście pod warunkiem, że
szanowna królowa w końcu się do nas pofatyguje – dodał, nie szczędząc
sobie sarkazmu.
Zawahałam
się, bardziej niż wcześniej świadoma, że istnieje bardzo duża szansa, by Rufus
zrobił coś wyjątkowo głupiego. Już teraz był rozdrażniony, a to zwykle nie
wróżyło niczego dobrego. Gdyby to zależało ode mnie, już dawno spróbowałabym
zrobić coś, żeby na wampira wpłynąć, ale szczerze wątpiłam, by to okazało się
możliwe. Prawda była taka, że kiedy chodziło o Laylę albo Claire, żadne
argumenty nie działały, zwłaszcza teraz, kiedy Rufus wydawał się mieć dość konkretny,
satysfakcjonujący go pomysł. Problem polegał na tym, że nie miałam pewności,
czy to dobrze, nie wspominając o tym, że mogłam spodziewać się po naukowcu
dosłownie wszystkiego.
Bardziej
wyczułam niż usłyszałam cokolwiek, co świadczyło o pojawieniu się kolejnej
osoby. Isabeau nie śpieszyła się, wyraźnie spięta, chociaż nie odniosłam
wrażenia, by doświadczyła koniecznej wizji. Zakładałam, że z jej nastrojem
musiało mieć związek coś innego, nim jednak zdążyłam choćby słowem skomentować
zachowanie wampirzycy, ta dosłownie zmaterializowała się przy nas, wymowne
spoglądając na Rufusa.
– A może
by tak „proszę”? – zasugerowała, ale nieśmiertelny najzwyczajniej w świecie
ją zignorował.
–
Najwyraźniej będzie zbędne, skoro przyszłaś – stwierdził jakby od niechcenia,
myślami wydając się być gdzieś daleko. – Słyszałaś, o co pytałem, czy
może…?
–
Słyszałam. Jakoś nie dziwi mnie, że Layla… – Wampirzyca zamilkła, po czym
wzruszyła ramionami. – Widziała mnie jako kroplę. O tym też pewnie wspominała
– dodała po chwili zastanowienia i przez krótką chwilę wyglądała na bliską
tego, żeby się uśmiechnąć.
– Tak, tak…
Więc najpewniej wiesz to, czego będę potrzebował. – Rufus wydawał mi się coraz
bardziej zniecierpliwiony, choć nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. – No i potrafisz
przemieszczać się w ten sposób, a to wiele ułatwia.
Isabeau
parsknęła nieco gorzkim, pozbawionym wesołości śmiechem.
– Nie
potrafię – zaoponowała, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Zrobiłam to
raz, kiedy byłam w ciąży i miałam wyjątkowo… paskudy nastrój. –
Zamilkła, po czym wzruszyła ramionami. – I jeśli mam być szczera, wtedy
ostatecznie odechciało mi się próbować razem. Uczucie powrotu do ciała jest…
cholernie nieprzyjemne. A może to po prostu ciąża.
– Jest
nieprzyjemne – wtrąciłam, chociaż właściwie nie byłam pewna, dokąd prowadziła
ta rozmowa. – To znaczy… czułam to samo za każdym razem, więc pewnie coś w tym
jest.
Chciałam
dodać coś jeszcze, ale powstrzymało mnie pełne rezerwy spojrzenie Rufusa.
Spoglądał to na mnie, to znów na Isabeau, zupełnie jakby czekał, aż
którakolwiek z nas powie mu coś, czego oczekiwał. Ostatecznie stracił
cierpliwość, jednak decydując się wtrącić – i to na dodatek w dość
nieprzyjemny, zniecierpliwiony sposób.
– Dobra,
dobra… Nie pytam o to, jak się wtedy czułyście. W zasadzie przy
Renesmee widziałem dość – stwierdził, a ja prychnęłam. Och, jakoś nie
miałam co do tego wątpliwości, tym bardziej biorąc pod uwagę to, jak bardzo
nastraszyłam go, kiedy doświadczyłam podróży w tej formie ostatnim razem. –
Chodzi mi o coś innego, ale zaczynam dochodzić do wniosku, że to będzie
trudne… Czy to przypadek, że obie robiłyście to akurat w ciąży?
Zawahałam
się, próbując nadążyć za jego tokiem rozumowania. Rufus od samego miał to do
siebie, że dostrzegał o wiele więcej od innych, nie wspominając o tym,
że łączenie faktów przychodziło mu zadziwiająco wręcz sprawnie. Wiedziałam, że
nie pytał bez powodu, nie wspominając o tym, że poruszył kwestię, która
intrygowała również mnie. Nie zastanawiałam się nad tym, jak naprawdę sprawy
miały się z kroplami astralnymi, a tym bardziej nigdy nie próbowałam
tego dokonać w pełni świadomie. Pewne rzeczy po prostu przychodziły mi
naturalnie, na dodatek w sytuacjach, które nie sprzyjały rozważaniu
czegokolwiek. W zasadzie taktowałam możliwość przemieszczania się w ten
sposób jako coś wyjątkowo praktycznego – wręcz wybawienie, biorąc pod uwagę
kłopoty, w których się wtedy znajdowałam. To, jakim cudem akurat wtedy
byłam w stanie dokonać pewnych rzeczy, absolutnie mnie nie interesowało.
Spojrzałam
na Isabeau, mimochodem zauważając, że ona również wyglądała na zamyśloną. Przez
dłuższą chwilę milczała, wyraźnie się nad czymś zastanawiając i dopiero po
chwili decydując się odezwać.
– Niekoniecznie.
Ciążą to po prostu… szczególny okres – powiedziała w końcu. – Więcej energii,
to większe możliwości. A niektórzy są bardziej podatni – dodała, wymownie
zerkając w moją stronę. – Zresztą wszyscy telepaci to robili, również
faceci. Nikt nie wmówi mi, że chodzi o możliwość rodzenia dzieci.
– Drake też
– dodałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Pamiętałam
to aż nazbyt dobrze, tym bardziej że Devile wielokrotnie wystawiał moje nerwy
na próbę, materializując się obok bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Nie miałam
pewności, czy wracanie pamięcią do Zespołu Uderzeniowego, było dobrym pomysłem,
ale nie mogłam się powstrzymać. To pozostawało jednym z niewielu
wspomnień, które w naturalny sposób przychodziło mi na myśl, kiedy już
zaczynałam rozważać podróże poza ciałem.
Spojrzałam
na Isabeau, gotowa przeprosić, ale ta nawet nie mrugnęła. W zamian w zamyśleniu
skinęła głową.
– Tak… On
był na tyle szalony, żeby próbować tego dokonać – przyznała po chwili
zastanowienia. – Nie wspominając o tym, że najpewniej używał kryształu.
– Znów ten
wasz kryształ… – mruknął Rufus, ale coś w jego tonie mnie zaniepokoiło. On
też bywał nieprzewidywalny.
– Sam
widziałeś, że efekty są niesamowite – przypomniała mu Isabeau. – Ale wyjątkowo
wprawieni z nas nie potrzebują stymulacji, żeby tego dokonać. Zresztą to
nie jest zabawa, na litość bogini. Mówiłam już o tym Gabrielowi, kiedy… O jasna
cholera, cokolwiek chodzi ci po głowie, zapomnij!
Jej reakcja
mnie zaskoczyła, zresztą tak jak i to, że przez krótką chwilę wyglądała na
chętną, żeby porządnie Rufusowi przyłożyć. Niespokojnie obserwowałam, jak
Isabeau napina mięśnie, jednocześnie spoglądając na stojącego przed nią wampira
tak, jakby widziała go po raz pierwszy. Jeden rzut oka wystarczył, żeby
zorientować się, że była podenerwowana, najwyraźniej pojmując coś, czego ja
mogłam co najwyżej się domyślać.
– O czym
wy znowu…? – zaczęłam, ale Beau postanowiła się wtrącić i wprost
wytłumaczyć w czym rzecz.
– Musiałam
tłumaczyć Gabrielowi, dlaczego szukanie ciebie tą metodą jest niebezpieczne.
Ktoś, kto się na tym nie zna… – Wampirzyca urwała, po czym energicznie potrząsnęła
głową. – Rufus najwyraźniej oczekuje, że w ten sposób znajdziemy Laylę,
chociaż to kompletna głupota, skoro…
– Cokolwiek
teraz sobie myślisz, wyhamuj. Przypominam ci, że daleko mi do waszych zdolności
– zniecierpliwił się sam zainteresowany. – Pomijając, że to zadziwiające, byś
mogła się mną przejmować, Isabeau – podjął, uśmiechając się w nieco
cyniczny sposób – to oboje wiemy, że nie jestem w stanie wykorzystywać
mocy. Aczkolwiek zastanawia mnie, jak to działa – przyznał po chwili namysłu. –
Sama wspomniałaś o szukaniu drugiej osobie. O ile mi wiadomo,
Renesmee też za każdym razem docierała w konkretne miejsce… Albo
przynajmniej próbowała – dodał, a ja zesztywniałam, kiedy cała uwaga jak
na zawołanie skoncentrowała się na mnie.
–
Oczywiście, że tak – przyznała zgodnie z prawdą. – Za każdym razem udawało
mi się odnaleźć Gabriela.
Skinął
głową, najwyraźniej spodziewając się takiej odpowiedzi.
– Skąd
wiedziałaś? – zapytał wprost, ale nawet nie czekał na moją reakcją. – Więź,
tak? Czymkolwiek jest.
– Działa
zawsze – oznajmiłam z przekonaniem. – A może zwłaszcza wtedy.
Spojrzał na
mnie z powątpiewaniem, być może oczekując dodatkowych wyjaśnień, ale nie
byłam w stanie się skoncentrować. W zamian mimowolnie pomyślałam o świetlistej
wstążce, dzięki której bez najmniejszego chociażby problemu dotarłam do celu –
do Gabriela, niezależnie od tego, gdzie się znajdował. To było takie proste i oczywiste,
że podróżując poza ciałem, najpewniej byłabym w stanie odnaleźć męża nawet
z zamkniętymi oczami. Wtedy mogłam na własne oczy przekonać się, że wieź
to coś więcej, aniżeli abstrakcyjne pojęcie, którym operowali telepaci. Była
materialna, wręcz emanowała energią, poza tym… Och, istniała – tylko tyle i aż
tyle. Co więcej, mogłam się przekonać, że była trwała i to w stopniu,
którego mimo wszystko się nie spodziewałam.
Nigdy
wcześniej nie próbowałam o tym rozmawiać, ale jednego byłam pewna: to
zdecydowanie stanowiło jedno z bardziej wyjątkowych doświadczeń, jakie
miałam ochotę przeżyć. Co prawda okoliczności, w jakich zwykle
przychodziło mi tego doświadczyć, pozostawiały wiele do życzenia, ale…
– Telepatia
od zawsze była czymś więcej niż tylko darem, przecież to oczywiste. Jasne, że
pod tą postacią wszystko staje się intensywniejsze. – Głos Isabeau skutecznie
przywołał mnie do porządku. W nieco skonsternowany sposób spojrzałam na
szwagierkę, na swój sposób zafascynowana jej słowami. – Działamy na umyśle… I na
swój sposób na poziomie duchowym, że tak się wyrażę. Ja wiem, że z perspektywy
nauki – wymownie zerknęła na Rufusa – to pewnie coś nienaturalnego, ale tak
właśnie jest.
– Byłabyś
zdziwiona, gdybym ci powiedział, jak wiele jest w stanie objąć nauka –
stwierdził z rezerwą wampir, bynajmniej nie wyglądając na urażonego jej
słowami.
Isabeau
spojrzała na niego z zaciekawieniem.
– Świetnie.
Więc najpewniej nadążasz za tym, co właśnie mówię – odezwała się ponownie,
chociaż wcale nie brzmiała na przekonaną. Nawet jeśli tak było, to nie powstrzymało
jej przed tym, żeby tłumaczyć dalej. – Nie wiem, w co tam wierzy sobie
nauka, ale mogę powiedzieć ci, jak to wygląda z perspektywy telepatów.
Kropla astralna to dusza, która opuściła ciało… Czysta energia, bez
jakiejkolwiek fizycznej osłony. Powiedziałabym, że to coś więcej od bytów,
które widuje Jocelyne, bo… Cóż, wciąż istnieje połączenie z ciałem, tak?
Nie umieramy, chociaż tak może to wyglądać. – Isabeau zamilkła, wyraźnie czymś
zaniepokojona. Choć to równie dobrze mogło być wyłącznie moim wrażeniem,
wszystko wskazywało na to, że pobladła. – I właśnie to w tym
najbardziej niebezpieczne. Związek duszy i ciała jest cienką, łatwą do
zerwania linią. A gdyby do tego doszło, efekt byłby opłakany.
W gruncie
rzeczy nie miała dodawać niczego więcej. To, co mogło pójść nie tak, wydawało
się aż nazbyt oczywiste, chociaż za każdym razem, kiedy doświadczałam podróży
poza ciałem, nie zastanawiałam się nad konsekwencjami. Nie, skoro przejmowałam
się czymś zupełnie innym, nie wspominając o tym że wtedy po prostu nie
wyobrażałam sobie, że miałabym popełnić błąd. W takich chwilach to, co
powinnam albo raczej chciałam zrobić, przychodziło mi w tak naturalny
sposób, że nie pozostawało mi nic innego, jak spróbować się temu poddać. W efekcie
słowa Isabeau okazały się dla mnie czymś, co potrafiłam przyrównać wyłącznie do
zimnego prysznicu, zwłaszcza kiedy uświadomiłam sobie, jak wiele razy
nieświadomie ryzykowałam, na dodatek w chwilach, w których nosiłam
pod sercem dzieci. Gdyby akurat wtedy cokolwiek poszło źle…
Machinalnie
zacisnęłam dłonie w pieści, coraz bardziej podenerwowana. Musiałam jęknąć albo
w jakikolwiek inny sposób zwrócić na siebie uwagę, bo zarówno Isabeau, jak
i Rufus, przenieśli na mnie wzrok. Zwłaszcza siostra Gabriela rzuciła mi
wymowne, znaczące spojrzenie, jednoznacznie sugerujące, że najpewniej dobrze
wiedziała, co takiego chodziło mi po głowie.
– Nigdy nie
powinnam tego robić, prawda? – zapytałam cicho, ale wampirzyca tylko potrząsnęła
głową.
– I tak
nie miałaś nad tym kontroli. Powiedziałabym, że masz cholerne szczęście, ale…
Och, tak, nie powinnaś – przyznała z rozbrajającą wręcz szczerością. –
Znam historie, gdzie doświadczeni popełniali błędy. Moc poza kontrolą… Nie
żebym była zazdrosna, ale niektórzy próbują lata, nawet dekady. I to z różnym
skutkiem, a jednak Renesmee… Cóż, niektórzy są bardziej podatni, tak jak
powiedziałam. I zostańmy przy szczęściu, dobrze?
Skinęłam
głową, wciąż oszołomiona. Raz jeszcze spojrzałam na Isabeau, po czym uciekłam
gdzieś w bok, coraz bardziej zdezorientowana, sama niepewna, co i dlaczego
powinnam czuć. W głowie miałam pustkę, nie wspominając o tym, że
wciąż nie byłam pewna, czego tak naprawdę oczekiwał Rufus. Uspokajała mnie
jedynie myśl o tym, że wampir nie był w stanie niczego zdziałać w pojedynkę,
tym bardziej że nie był telepatą. Co prawda perspektywa zdziałania czegokolwiek,
by odszukać Laylę, wydała się kusząca również mnie, ale z drugiej strony…
– W porządku…
Tak, to jest niebezpieczne – odezwał się cicho Rufus, starannie dobierając słowa.
– W przypadku, w którym ktoś nie wie, co robi.
– Poniekąd –
przyznała niechętnie Isabeau.
– A kryształ
mógłby wiele ułatwić, tak? – ciągnął, a my jak na zawołanie spojrzałyśmy
na niego w równie zszokowany sposób.
– Cokolwiek
chodzi ci po głowie…
Wampir
cicho warknął, wyraźnie poirytowany.
– Tak czy nie?
– ponaglił spiętym tonem. – Na razie wciąż pytam – przypomniał, chociaż obie
wiedziałyśmy, że chodzi o coś więcej.
– Sam
widziałeś, jak potężny jest kryształ. Owszem, mógłby wiele ułatwić… Albo w ogóle
umożliwić, skoro żadne z nas nie robi tego na zawołanie. – Beau zamilkła,
wyraźnie podenerwowana samą tylko perspektywą. – Ale używanie kryształu jest…
–
Niebezpieczne, tak. Już to powiedziałaś – przerwał jej pośpiesznie wampir. – A teraz
weź załóżmy, że wszystko przeprowadzane jest w pełni kontrolowany sposób. Z kryształem
równie niewielkim, co ten, którego używała Eve… Wykorzystuje go cały czas,
prawda? – zauważył przytomnie.
– No tak,
ale…
Tym razem
nawet nie pozwolił Isabeau dojść do słowa.
– Już raz
to robiliśmy, tak? Wtedy, kiedy tworzyliście krąg – dodał z naciskiem. –
Sam tego nie zrobię, ale moja obecność mogłaby ułatwić znalezienie Layli. Skoro
łączy nas więź, któreś z was mogłoby ją wykorzystać.
To brzmiało
jak czyste szaleństwo – najpewniej nie tylko dla mnie, bo Isabeau wyglądała
tak, jakby sama nie była pewna czy powinna się śmiać, czy może płakać. Cisza,
która nagle zapadła, miała w sobie coś przenikliwego, my zaś po prostu
wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, uparcie milcząc. Chciałam
przynajmniej zapytać, czy takie rozwiązanie faktycznie miało rację bytu, tym
bardziej że dla Layli byłam w stanie zrobić dosłownie wszystko, ale nie
miałam po temu okazji.
Nie, skoro
od strony schodów doszedł mnie spokojny, aż nazbyt znajomy głos.
–
Najpewniej dałby się to zrobić.
Natychmiast
poderwałam głowę, by móc spojrzeć na Gabriela. Wyglądał na zmęczonego, co
zwłaszcza w ostatnim czasie było w jego przypadku czymś absolutnie
normalnym. Wiedziałam, że się martwił, nie wspominając o tym, że jakoś nie
miałam wątpliwości co do tego, że dobrze słyszał naszą rozmowę, skoro dotyczyła
Layli. Rzuciłam mu zaniepokojone spojrzenie, po czym w pośpiechu ruszyłam w jego
stronę, chcąc otoczyć go ramionami. Właściwie sama nie byłam pewna, co chciałam
w ten sposób osiągnąć, ale to wydawało się silniejsze ode mnie – naturalny
odruch, któremu najzwyczajniej w świecie musiałam się poddać.
Potrzebowałam
zaledwie sekundy, by zmaterializować się przy mężu. Rzucił mi blady uśmiech,
zaraz też ujął mnie za rękę, jakby od niechcenia muskając wargami wierzch mojej
dłoni. Przesunęłam się bliżej, mając nadzieję, że mój dotyk zadziała kojąco na
nas oboje, ale wszystko wskazywało na to, że się przeliczyłam. Nie, skoro
Gabriel wciąż uważnie wpatrywał się w Rufusa, wydając się nad czymś
intensywnie myśleć.
– Jak się
czuje Claire? – zapytałam, chcąc zmienić temat. Głos nieznacznie mi zadrżał i to
nie tylko dlatego, że faktycznie troszczyłam się o dziewczynę.
– Śpi. Cały
czas mam na nią oko – zapewnił pośpiesznie, krótko oglądając się na schody.
Zaraz po tym w końcu zwrócił się do mnie, pośpiesznie układając dłonie na
moich policzkach. Nie zaprotestowałam, niemalże z ulgą pozwalając na to,
żeby mnie dotykał. – Ciebie też coś bardzo zraniło. Co się stało? – zapytał i to
wystarczyło, bym zdecydowała się w pośpiechu wpaść mu w ramiona.
Poczułam
się lepiej, kiedy stanowczo przygarnął mnie do siebie. W gruncie rzeczy
nie byłam pewna, czy to ja w ten sposób próbowałam pocieszyć jego, czy
może on mnie, to zresztą nie miało znaczenia. Mogłam przewidzieć, że dobrze
wiedział, iż cokolwiek było na rzeczy, tym bardziej że od chwili, w której
Rufus powiedział mi o Secie, byłam pod wpływem silnych emocji. Wieź pod
wieloma względami była cudowna, ale w sytuacjach takich jak ta, naprawdę
żałowałam, że nie miałam aż takiej wprawy jak Gabriel czy Layla w tym, by
spróbować się od mocji odciąć. Tak zdecydowanie byłoby prościej, zwłaszcza że
nie chciałam ranić tych, którzy pozostawali dla mnie ważni.
– Ja… Nic
mi nie jest – zapewniłam pośpiesznie. – Po prostu… wydarzyło się coś złego,
ale… – Urwałam, po czym mocniej wtuliłam się w jego tors. – Ale to nie
jest ważne.
– Pokaż mi –
zasugerował spokojnie, wplatając palce w moje włosy.
Westchnęłam,
ale ostatecznie skinęłam głową. Tak było prościej, zresztą przekazywanie myśli w sytuacji,
w której miałam bezpośredni kontakt z potencjalnym odbiorcą, wciąż przychodziło
mi ot tak. Przy okazji raz jeszcze przekazałam mu to, jak wyglądała cała
rozmowa z Rufusem, mimowolnie zastanawiając się nad tym, jak zareagował na
ostatnie słowa wampira.
Nie miałam
pewności, skąd brało się to przekonanie, ale miałam wrażenie, że Gabriela
interesowało nie tylko to, co spotkało Setha – i to zwłaszcza w sytuacji,
w której najważniejsza wciąż pozostawała Layla.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz