2 maja 2017

Sto siedemdziesiąt jeden

Sage
Zesztywniał, kiedy jego uszu dobiegły przerażone krzyki. Wyprostował się, po czym z zaciekawieniem rozejrzał dookoła, bynajmniej niezaniepokojony. Był przyzwyczajony do tego, że ludzie zwłaszcza w dużych miastach mieli w zwyczaju wpadać w kłopoty. To, że ktokolwiek mógłby krzyczeć w tak wielkiej metropolii, wydawało się równie oczywiste, co i konieczność oddychania w przypadku ludzi.
Zawahał się, przez dłuższą chwilę walcząc z samym sobą o to, czy powinien zareagować. Nie chciał tracić czasu, bardziej przejęty rozglądaniem się po okolicy i szukaniem Layli. Właściwie sam nie był pewien, czego oczekiwał po własnych działaniach, tym bardziej, że poza wyjaśnieniami rodziców Eleny oraz samej zainteresowanej nie miał żadnych konkretnych informacji, ale nie potrafił ot tak tego zostawić. Ta dziewczyna była dla niego ważna, nawet pomimo tego, że nie widział jej od wieków. Nie zmieniało to jednak faktu, że w pamięci miał tę drobną, skrzywdzoną istotę, jakże niepodobną do roześmianej wampirzycy, która przy ostatnim spotkaniu wpadła mu w ramiona. Nie rozumiał kto i dlaczego mógłby chcieć skrzywdzić takiego jak ona, ale zdecydowanie nie zamierzał na to pozwolić, chcąc przynajmniej spróbować się na coś przydać. Nadmiar czasu sprawiał, że perspektywa błąkania się po ulicach miasta nie wydawała się taka zła, nawet jeśli nieszczególnie posuwał się przy tym naprzód.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mógł tak po prostu pójść i zapytać w czym rzecz. Nie sądził, żeby Gabriel pozytywnie zareagował na propozycję pomocy, choć może zamartwianie się o siostrę trochę wpłynęłoby na jego sposób postrzegania tego, co się działo. Wciąż miał nadzieję, że traci czas, a Layla bezpiecznie wróciła do domu, ale nie sądził, żeby to było aż takie proste. Miał złe przeczucia, co jedynie potęgowało chęć działania, stawiając Sage’a w co najmniej skomplikowanym położeniu. Najgorsza od zawsze był bezradność, zresztą tak jak i całe lata temu, kiedy i tak nie był w stanie zrobić niczego, żeby poprawić Layli nastrój. Ta dziewczyna wycierpiała dość, a jednak…
Krzyki przybrały na sile, bardziej wyraziste niż do tej pory. Mężczyzna uniósł brwi, co najmniej zaintrygowany, tym bardziej, że zaczynał dochodzić do wniosku, że działo się coś naprawdę niedobrego. Jakby tego było mało, zdołał wychwycić aż nazbyt charakterystyczny, słodki zapach, który z miejsca rozpoznał. Wyprostował się niczym struna, niezdolny ignorować woni krwi – i to na dodatek świeżej, bez wątpienia należącej do człowieka. Cokolwiek się dzieje, to nie jest twoja sprawa, pomyślał, ale nie ruszył się z miejsca, bezmyślnie tkwiąc w miejscu. Dopiero po dłuższej chwili dał za wygraną, nie pierwszy raz zresztą ulegając instynktowi. Mało kiedy potrafił pozostać obojętny, zwłaszcza w sytuacji, w której wszystko w nim aż krzyczało, że miał być świadkiem czegoś co najmniej niepokojącego.
Odszukanie źródła zamieszania okazało się dziecinnie proste. Biegł, trzymając się rzucanego przez budynki cienia i bez zbędnego wrzucania w oczy przemieszczając bocznymi uliczkami miasta. Bywały części Seattle, które w niczym nie przypominały tętniącej życiem, nowoczesnej metropolii, zwłaszcza w pobliżu portu, gdzie naprawdę rzadko można był napotkać przechodniów, co w znacznym stopniu ułatwiało życie tym, którzy woleli trzymać się na uboczu. Co prawda nie przepadał za wylęgarnią bezdomnych, ale nikt nie zwracał uwagi na to, że ci ludzie mogliby ginąć. Sage nie był szczególnie zachwycony perspektywą regularnych mordów, ale lata spędzone pod postacią wampira pozwoliły mu zobojętnieć na wiele scen, które miewały miejsce, a ludziom musiały wydawać się przerażające. Tak było z zabijaniem, pozostającym przecież jednym z istotniejszych elementów nieśmiertelnego życia – czy też raczej jego podstawą, bo przecież właśnie do polowań on i jego pobratymcy zostali stworzeni.
Och, zdecydowanie przywykł do obecności krwi i śmierci. Sam niejednokrotnie ukracał cudze życie po to, by móc przetrwać, więc przemoc nie robiła na nim wrażenia… A jednak zawahał się z chwilą, w której w końcu dotarł do źródła krzyków, w końcu pojmując co takiego miało miejsce. Przystanął w cieniu, w milczeniu obserwując scenę, która rozgrywała się na jego oczach – dość groteskową, a przy tym na swój sposób… niezwykle fascynującą, zwłaszcza przez wzgląd na istotę, która znalazła się w samym środku zaistniałego zamieszania.
Pierwszym, co mimo wszystko przykuło uwagę mężczyzny, była krew. Wydawała się pokrywać dosłownie wszystko, świeża i w półmroku przypominająca raczej rozlany atrament. Dopiero po chwili zdecydował się przenieść wzrok na leżące na ziemi ciała – dwóch mężczyzn, których twarzy nie był w stanie dostrzec, bo obaj wylądowali w śniegu. Trupy zresztą nie robiły na nim wrażenia, tym bardziej, że zainteresowanie Sage prawie natychmiast pochłonął kolejny śmiertelnik – tym razem żywy, choć to w krótkim czasie miało się zmienić. Nawet z odległości słyszał przyśpieszone bicie serca mężczyzny, z przerażeniem wpatrującego się w stojącą przed nią kobietę. Sage zawahała się, bez trudu orientując, że miał do czynienia z kimś sobie podobnym – wampirzycą, na dodatek zagniewaną, co mogło skończyć się dosłownie wszystkim, zwłaszcza gdyby straciła nad sobą kontrolę.
Wiedział o tym, a jednak nawet nie drgnął, po prostu obserwując. Trzech mężczyzn i kobieta… To nie musiało o niczym świadczyć, ale przez lata widział dość okrucieństwa, żeby pojąc, co najpewniej wydarzyłoby się w tym miejscu, gdyby na miejscu wampirzycy znalazła się zwykła śmiertelniczka. Być może to było wyłącznie jego wrażeniem, ale kiedy się skoncentrował, zdołał wyczuć nikłe ślady pożądania, stanowczo wyparte przez strach, krew i królującą śmierć. I dobrze, pomyślał, przez krótką chwilę wahając się czy jednak nie powinien się wtrącić, tym bardziej, że chodziło o kobietę. Gdyby natknął się na takiego zwyrodnialca, zareagowałby bez chwili wahania, ale tym razem nie miał do czynienia z kimś, kto był bezbronny. W zasadzie sądząc po pewności i precyzji ruchów nieznajomej, zaczynał dochodzić do wniosku, że doświadczeniem dorównywała jemu, a może nawet była od niego starsza.
Sam widok okazał się co najmniej groteskowy. Spoglądał na pozornie delikatną, kruchą kobietę – jasnowłosą i filigranową, zwłaszcza w mroku przypominającą bardziej zjawę niż prawdziwą istotę. Gdyby zobaczył ją na ulicy, bez wątpienia przykułaby jego uwagę, mając w sobie coś wyjątkowego, czego nawet nie potrafił sprecyzować. Obracając się wokół nieśmiertelnych miał okazję widzieć setki pięknych kobiet, więc idealne rysy twarzy dawno przestały robić na nim wrażenia. A jednak w przypadku tej wampirzycy było inaczej, chociaż również chodziło o coś więcej niż tylko ładna buzia. Ona była delikatna i silna zarazem, wyglądając trochę jak zabłąkana bogini zemsty, która zupełnym przypadkiem zbłądziła, jakimś cudem lądując w samym środku świata śmiertelników. Jej dłonie broczyła krew, rubinowe tęczówki wręcz jarzyły się w mroku, na ustach zaś majaczył drapieżny, co najmniej przerażającym uśmiech, którym obdarowała swoją ostatnią żyjącą ofiarę.
Nie śpieszyła się, spokojna i rozluźniona, zupełnie jakby właśnie spacerowała, a nie dokonywała mordu z zimną krwią. Odrzuciła plecy długie, lśniące włosy – sięgające aż do pasa niemalże srebrne lok. Lekko przekrzywiła głowę, zupełnie jakby spojrzenie na przerażonego mężczyznę pod innym kątem mogło pozwolić jej na wyciągnięcie jakichś bardziej istotnych, szczegółowych wniosków. Milczała, a coś w tym, jak się zachowywała, skojarzyło się Sage’owi z czymś władczym i wyniosłym, zupełnie jakby kobieta istniała tylko po to, żeby w razie potrzeby pociągnąć za sobą tłumy. Dawno nie widział kogoś o takiej charyzmie, wzbudzającego niepokój samym tylko spojrzeniem czy gestem. Zabijała nie raz i nie miał co do tego wątpliwości – z tym, że w jej przypadku to było coś więcej, aniżeli tylko samoobrona czy chęć zdobycia krwi.
Machinalnie spojrzał na rozciągnięte w uśmiechu usta, zauważając, że nie było na nich nawet śladu czerwieni. Nie piła z nich, co był w stanie zrozumieć, bo istnieli ludzie, których sam pod żadnym pozorem by nie tknął.  Z wolna podszedł bliżej, czując się dziwnie z tym, że mógłby być tylko biernym obserwatorem, chociaż wszystko w nim aż rwało się do tego, żeby rzucić się do ataku. Wiedział, że powinien zareagować – tak został wychowany, zwykle robiąc wszystko, jeśli tylko miał okazję wspomóc kobietę. Sęk w tym, że ona zdecydowanie tego nie potrzebowała, Sage zaś odniósł wrażenie, że na domiar złego była zdecydowanie zbyt dumna, by akurat teraz ustąpić na rzecz ewentualnego wybawcy. W efekcie pozostało mu co najwyżej obserwować i czekać na rozwój wypadków, zwłaszcza kiedy nieśmiertelna w końcu ruszyła się z miejsca.
– Nadal mnie pragniesz? – usłyszał jej głos i mimowolnie wzdrygnął się, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że zwracała się do śmiertelnika.
Odpowiedział jej jęk, zdławiony i zdradzający przede wszystkim czyste przerażenie. Mężczyzna spróbował cofnąć się o kilka kroków, ale przyszło mu to co najmniej marnie, bo zatoczył się – czy to z nerwów, czy też za sprawą nadmiaru alkoholu, którego zapach Sage był w stanie wychwycić nawet ze znacznej odległości. Wampirzyca nawet nie drgnęła, z pogardą obserwując swoją nieudolnie uciekająca ofiarę. Mogła sobie na to pozwolić, tym bardziej, że nie istniała możliwość, żeby śmiertelnik zdołał uciec łowcy, jeśli ten akurat nie zamierzał na to pozwolić.
Sage przesunął się, jak gdyby nigdy nic stając na drodze uciekającego, raz po raz potykającego się mężczyzny. Nie dbał o to, że się ujawni, zresztą był skłonny się założyć, że kobieta już wcześniej zorientowała się, że obserwował całe zajście. Jak na zawołanie poczuł na sobie przenikliwe spojrzenie lśniących, rubinowych tęczówek. Odwzajemnił je, jednocześnie jakby od niechcenia chwytając próbującego go wyminąć człowieka za ramię i jednym zdecydowanym ruchem powalając go na kolana. Usłyszał zdławiony jęk i mieszankę czegoś, co okazało się całą litanią pośpiesznie wyrzucanych przekleństw i błagań, a więc połączeniem coś niefortunnym, jeśli chciało się mieć choćby cień szansy na przekonanie do czegoś potencjalnego mordercy.
– Nieładnie przeklinać przy kobiecie – zauważył mimochodem, a nieznajoma z wolna podeszła bliżej, uważnie go obserwując.
– Tak też sądzę. Niestety w ówczesnych czasach trudno o należyty szacunek. – Wampirzyca zamilkła, po czym gniewnie zmrużyła oczy. – Gdyby tylko brak szacunku był tutaj największym problemem…
– Obawiam się, że dobrze rozumiem – stwierdził cicho Sage.
Nie miał pytać, żeby zorientować się czego od niej chcieli. Frustracja kobiety, to miejsce i emocje, które był w stanie wychwycić, okazały się wystarczająco jednoznaczną wskazówką, jednocześnie podsycając odczuwane przez nieśmiertelnego rozdrażnienie. To, że ona spoglądała na niego w co najmniej zaciekawiony sposób, również dodało mu pewności, żeby jednak zainterweniować, chociaż w pierwszej kolejności i tak spojrzał na swoją rozmówczynię, woląc uzyskać przyzwolenie.
– Pani pozwoli – rzucił, zdecydowanym ruchem stawiając wciąż trzęsącego się mężczyznę do pionu.
Przez dłuższą chwilę jej twarz nie wyrażała niczego, obojętna i na swój sposób martwa. Nie rozumiał tego, co ją wyróżniało – wyjątkowego, ale również… martwego piękna, przez co poczuł się tak, jakby miał przed sobą lalkę, a nie kogoś zdolnego do odczuwania emocji. Coś w samej tej myśli wzbudziło w nim wątpliwości, ale nie wycofał się, cierpliwie czekając na reakcję rozmówczyni i próbując ignorować to, że trzymany przez niego człowiek raz po raz próbował oswobodzić się z jego uścisku.
Kobieta nie odpowiedziała, ale lekko skinęła głową, tym samym dając mu przyzwolenie na działanie. Przyszło jej to zadziwiająco naturalnie, zupełnie jakby wydawanie poleceń stanowiło część jej natury – coś do czego została stworzona. Ona po prostu to w sobie miała, kojarząc mu się z surową władczynią – prawdziwą królową, którą należało chronić i służyć, przynajmniej tak długo, jak jej rządy wydawały się słuszne.
Nawet się nie zawahał. Jego ruchy były szybkie i precyzyjne, kiedy zdecydował się ująć twarz szarpiącego się z nim śmiertelnika w obie dłonie i jednym błyskawicznym ruchem skręcić mu kark. Wszystko trwało zaledwie ułamki sekund – krótka chwila, bez zbędnego przeciągania i pastwienia się nad ofiarą, choć być może powinien sobie na to pozwolić. Zaraz po tym niemalże ze wstrętem odrzucił od siebie martwe ciało, pozwalając żeby to ciężko osunęło się na ziemię. Nieznacznie skrzywił się, kiedy doszła go nieprzyjemna woń moczu, więc przeskoczył nad swoją ofiarą, woląc trzymać się od trupa jak najdalej. Jego spojrzenie skoncentrowało się na kobiecie, tym bardziej że wolał upewnić się, czy ta życzyła sobie jego obecności. Nie miał wrażenia, żeby cokolwiek było nie tak, dlatego bez pośpiechu podszedł bliżej, zatrzymując się u jej boku i po samym tylko wyrazie twarzy usiłując stwierdzić, czego powinien się po niej spodziewać.
Milczała, ale to nie był ten rodzaj ciszy, który mógłby uznać za zwiastun niebezpieczeństwa. Była spokojna, przynajmniej na pierwszy rzut oka, zwłaszcza kiedy przypatrywała się wciąż leżącemu na ziemi ciału. Przez kilka sekund nie zwracała uwagi na Sage’a, myślami wydając się być gdzieś daleko. Przez jej twarz przemknął cień, a wampira naszła irracjonalna myśl o tym, że nieznajoma na swój sposób była rozczarowana – że spodziewała się po nim czegoś więcej, niż tylko przetrącenia karku komuś, kto mógłby chcieć ją skrzywdzić. Pomyślał o jej zbroczonych krwią dłoniach, a także na osoce na ubraniu – kremowej, eleganckiej garsonce. Gdyby nie to, że wyglądała jakby właśnie wyszła zwycięsko z batalii, na której królowała śmierć, pomyślałby, że ma przed sobą delikatną kobietę z klasą, a nie niebezpieczną wampirzycę. Co prawda jej strój wzbudzał wątpliwości – zwłaszcza sięgająca kolan spódnica, biorąc pod uwagę niską temperaturę i wciąż zalegający na ziemi śnieg – ale to w jakiś pokrętny sposób do niej pasowało. Wampiry i tak nie odczuwały chłodu, zresztą również wiele śmiertelniczek często rezygnowało z wygody na rzecz dbania o wygląd.
– Czy… wszystko w porządku? – zaryzykował, ostatecznie decydując się odezwać jako pierwszy.
Natychmiast się wyprostowała, raptownie „ożywając”, choć równie dobrze mogłaby zignorować jego pytanie. Znajdowała się na tyle blisko, że był w stanie wyczuć bijący od jej ciała chłód oraz słodki, charakterystyczny dla istoty nieśmiertelnej zapach, ale jednocześnie usiłował trzymać się na dystans – na tyle, żeby jego rozmówczyni mogła poczuć się w pełni swobodnie.
– Teraz już tak – stwierdziła ze spokojem. Lekko skinęła głową, co uznał za subtelną formę podziękowania, choć i co do tego nie miał pewności. Ta kobieta wciąż wzbudzała w nim wątpliwości, pod każdym z możliwych względów inna, chociaż wciąż nie miał pewności, co tak naprawdę powinien o jej zachowaniu sądzić.
Zawahał się, przez krótką chwilę szukając odpowiednich słów. Zwykle nie miał problemu z właściwym obchodzeniem się z kobietami, ale tym razem czul się dziwnie skołowany. Instynkt podpowiadał mu, że powinien być ostrożny, być może bardziej niż zazwyczaj, bo bardzo łatwo mógłby urazić swoją rozmówczynię. Nie chciał tego, nie tyle z obawy przed tym, że nagle byłaby w stanie obrócić się przeciwko niemu, ale…
Och, tego też nie potrafił wytłumaczyć. Po prostu wiedział, że ostrożność będzie najlepszym, na co tylko mógłby sobie pozwolić. Fascynowała go i to nie tylko zachowaniem, ale przede wszystkim emocjami, które była w stanie w nim wzbudzić. Chciał z nią porozmawiać, a jeśli to wymagało grania zgodnie z zasadami, które narzucała, jak najbardziej był skłonny się na to zgodzić.
Jego spojrzenie na powrót powędrowało ku zbroczonym krwią dłoniom nieznajomej. Gdyby ktoś zobaczył ją w takim stanie – pokrytą czerwienią, niezależnie od przyczyny – wtedy najpewniej by się zainteresował. Ludzie nie byli ślepi, zaś na widok krwi reagowali wręcz alergicznie, zwłaszcza w ówczesnych czasów nieprzyzwyczajeni do myśli o śmierci. To, co dla wampirów stanowiło codzienność, ich przerażało, zupełnie jakby sami nigdy nie zabijali. Zawsze uważał, że to ironiczne, zwłaszcza, że ludzie byli okrutni – z tym, że kiedy to zwracało się przeciwko nim, reagowali jak ostatni tchórze, sprzeciwiając się temu, co wynikało z ich własnej natury.
– Ciekawe…
Głos kobiety go zaskoczył, zresztą tak jak i słowo, które padło z jej ust. Obserwowała go, a po wyrazie twarzy i samym tylko spojrzeniu poznał, że była w pełni świadoma tego, co chodziło mu po głowie. Takie przynajmniej odniósł wrażenie, wciąż niepewny w jaki sposób powinien się do niej odnosić. Myśl o tym, że jakimś cudem mogłaby przeniknąć jego umysł, nie wydała mu się ani trochę zaskakująca, skoro wiedział o telepatii, ale i tak poczuł się co najmniej osaczony, kiedy uświadomił sobie, że mogłaby dysponować podobnymi zdolnościami.
Zawahał się, przez krótką chwilę niepewny w jaki sposób powinien zareagować na taką możliwość. Nawet jeśli kobieta faktycznie wiedziała, co takiego chodziło jej po głowie, nie skomentowała tego nawet słowem.
– Tak… – Wyprostował się, po czym – nie dając sobie szansy na dalsze wątpliwości – sięgnął do kieszeni, żeby wyjąć najzwyklejszą w świecie chusteczkę z materiału. Bez słowa wyciągnął ją w stronę kobiety, w pierwszym odruchu zamierzając ją jej podać, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. – Pani pozwoli.
Spojrzała na niego z zaskoczeniem, ale ostatecznie nie zaprotestowała, kiedy ujął ją za rękę. Znaleźli się wystarczająco blisko siebie, by móc swobodnie jej dotykać, a jednak nie poczuł się tak, jakby było w tym cokolwiek niewłaściwego. Jego ruchy były delikatne, chociaż pewne, pozbawione choćby cienia zbytniej śmiałości. Tak przynajmniej sądził, obserwując twarz kobiety i próbując stwierdzić, co takiego sądziła o samej tylko sugestii tego, że mógłby chcieć pomóc jej się powycierać.
– Traktujesz w ten sposób każdą napotkaną nieznajomą? – zapytała nagle, a Sage uniósł głowę, by móc spojrzeć jej w twarz.
– W granicach zdrowego rozsądku… – Wysilił się na blady uśmiech. – Czyż nie było powiedziane, że mężczyzna został stworzony po to, by być opoką dla kobiety?
– Będziemy teraz dyskutować o ludzkiej religii? – obruszyła się, raptownie poważniejąc. Coś w sposobie, w jaki mówiła o śmiertelnikach, wydało mu się co najmniej pogardliwe.
– Skądże – zreflektował się pośpiesznie. – Ale to nie oznacza, że wszystkie ludzkie wierzenia są złe. Szacunek do kobiety jest tego przykładem – stwierdził ze spokojem. – Nie, nie umniejszam twojej roli, pani. Matriarchat jest wpisany w historię naszej rasy…
– Był kiedyś – przerwała mu. Przez jej twarz przemknął cień. – Te czasy odeszły razem z naszą dominacją… – Zamilkła, chociaż po wyrazie jej twarzy zorientował się, że przyszło jej to z trudem. – Nieważne. Dawno nikt nie potraktował mnie w taki sposób – przyznała, wyjmując mu z rąk chusteczkę, by doprowadzić się do porządku już w pojedynkę.
Pozwolił jej na to, nie chcąc żeby doszła do wniosku, że mógłby jej się narzucać. Chwilę obserwował kolejny ruchy nieznajomej, przez krótką chwilę zastanawiając nad tym, czy przypadkiem nie powinien się wycofać. Była bezpieczna, zresztą nie sprawiała wrażenia kogoś, kto mógłby potrzebować większego wsparcia. To, że się pojawił, najpewniej nie czyniło jej różnicy, chociaż przynajmniej on miał spokój ducha, świadom, że zrobił wszystko, co tylko mógł. Gdyby tak po prostu ją zignorował…
Znów spojrzała na niego w ten przenikliwy, bystry sposób, wydając się wiedzieć o wiele więcej, aniżeli powinna. Wciąż nie był w stanie tego potwierdzić, nie zmieniało to jednak faktu, że Sage poczuł się naprawdę nieswojo.
– Mogę liczyć na to, że zdradzisz mi swoje imię? – odezwała się ponownie wampirzyca. Również tym razem w jej głosie wychwycił naglącą, władczą nutę.
– Jestem Sage – odpowiedział natychmiast, a ona w zamyśleniu skinęła głową, zupełnie jakby potrzebowała głębszego skupienia, żeby dobrze je zapamiętać.
Pozwoliła mu znów ująć się za rękę, tym razem po to, by w najzupełniej naturalnym geście mógł ucałować wierzch jej dłoni. Wydawała się zaskoczona, zupełnie jakby zdążyła zwątpić, że wciąż istnieje ktoś, w przypadku kogo ten gest nie okazałby się sztuczny i wymuszony.
– Dziękuję, Sage – powiedziała w końcu, oswobadzając się z jego uścisku. – Bądź pewien, że dobrze cię zapamiętam.
Wraz z tymi słowami, najzwyczajniej w świecie odeszła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa