Sage
Zesztywniał, kiedy jego uszu
dobiegły przerażone krzyki. Wyprostował się, po czym z zaciekawieniem
rozejrzał dookoła, bynajmniej niezaniepokojony. Był przyzwyczajony do tego, że
ludzie zwłaszcza w dużych miastach mieli w zwyczaju wpadać w kłopoty.
To, że ktokolwiek mógłby krzyczeć w tak wielkiej metropolii, wydawało się
równie oczywiste, co i konieczność oddychania w przypadku ludzi.
Zawahał
się, przez dłuższą chwilę walcząc z samym sobą o to, czy powinien
zareagować. Nie chciał tracić czasu, bardziej przejęty rozglądaniem się po
okolicy i szukaniem Layli. Właściwie sam nie był pewien, czego oczekiwał
po własnych działaniach, tym bardziej, że poza wyjaśnieniami rodziców Eleny
oraz samej zainteresowanej nie miał żadnych konkretnych informacji, ale nie
potrafił ot tak tego zostawić. Ta dziewczyna była dla niego ważna, nawet pomimo
tego, że nie widział jej od wieków. Nie zmieniało to jednak faktu, że w pamięci
miał tę drobną, skrzywdzoną istotę, jakże niepodobną do roześmianej wampirzycy,
która przy ostatnim spotkaniu wpadła mu w ramiona. Nie rozumiał kto i dlaczego
mógłby chcieć skrzywdzić takiego jak ona, ale zdecydowanie nie zamierzał na to
pozwolić, chcąc przynajmniej spróbować się na coś przydać. Nadmiar czasu
sprawiał, że perspektywa błąkania się po ulicach miasta nie wydawała się taka
zła, nawet jeśli nieszczególnie posuwał się przy tym naprzód.
Najgorsze w tym
wszystkim było to, że nie mógł tak po prostu pójść i zapytać w czym
rzecz. Nie sądził, żeby Gabriel pozytywnie zareagował na propozycję pomocy, choć
może zamartwianie się o siostrę trochę wpłynęłoby na jego sposób
postrzegania tego, co się działo. Wciąż miał nadzieję, że traci czas, a Layla
bezpiecznie wróciła do domu, ale nie sądził, żeby to było aż takie proste. Miał
złe przeczucia, co jedynie potęgowało chęć działania, stawiając Sage’a w co
najmniej skomplikowanym położeniu. Najgorsza od zawsze był bezradność, zresztą
tak jak i całe lata temu, kiedy i tak nie był w stanie zrobić
niczego, żeby poprawić Layli nastrój. Ta dziewczyna wycierpiała dość, a jednak…
Krzyki
przybrały na sile, bardziej wyraziste niż do tej pory. Mężczyzna uniósł brwi,
co najmniej zaintrygowany, tym bardziej, że zaczynał dochodzić do wniosku, że
działo się coś naprawdę niedobrego. Jakby tego było mało, zdołał wychwycić aż
nazbyt charakterystyczny, słodki zapach, który z miejsca rozpoznał.
Wyprostował się niczym struna, niezdolny ignorować woni krwi – i to na
dodatek świeżej, bez wątpienia należącej do człowieka. Cokolwiek się dzieje, to
nie jest twoja sprawa, pomyślał, ale nie ruszył się z miejsca, bezmyślnie
tkwiąc w miejscu. Dopiero po dłuższej chwili dał za wygraną, nie pierwszy
raz zresztą ulegając instynktowi. Mało kiedy potrafił pozostać obojętny,
zwłaszcza w sytuacji, w której wszystko w nim aż krzyczało, że
miał być świadkiem czegoś co najmniej niepokojącego.
Odszukanie
źródła zamieszania okazało się dziecinnie proste. Biegł, trzymając się
rzucanego przez budynki cienia i bez zbędnego wrzucania w oczy
przemieszczając bocznymi uliczkami miasta. Bywały części Seattle, które w niczym
nie przypominały tętniącej życiem, nowoczesnej metropolii, zwłaszcza w pobliżu
portu, gdzie naprawdę rzadko można był napotkać przechodniów, co w znacznym
stopniu ułatwiało życie tym, którzy woleli trzymać się na uboczu. Co prawda nie
przepadał za wylęgarnią bezdomnych, ale nikt nie zwracał uwagi na to, że ci
ludzie mogliby ginąć. Sage nie był szczególnie zachwycony perspektywą
regularnych mordów, ale lata spędzone pod postacią wampira pozwoliły mu
zobojętnieć na wiele scen, które miewały miejsce, a ludziom musiały
wydawać się przerażające. Tak było z zabijaniem, pozostającym przecież
jednym z istotniejszych elementów nieśmiertelnego życia – czy też raczej
jego podstawą, bo przecież właśnie do polowań on i jego pobratymcy zostali
stworzeni.
Och, zdecydowanie
przywykł do obecności krwi i śmierci. Sam niejednokrotnie ukracał cudze
życie po to, by móc przetrwać, więc przemoc nie robiła na nim wrażenia… A jednak
zawahał się z chwilą, w której w końcu dotarł do źródła krzyków,
w końcu pojmując co takiego miało miejsce. Przystanął w cieniu, w milczeniu
obserwując scenę, która rozgrywała się na jego oczach – dość groteskową, a przy
tym na swój sposób… niezwykle fascynującą, zwłaszcza przez wzgląd na istotę,
która znalazła się w samym środku zaistniałego zamieszania.
Pierwszym,
co mimo wszystko przykuło uwagę mężczyzny, była krew. Wydawała się pokrywać
dosłownie wszystko, świeża i w półmroku przypominająca raczej rozlany
atrament. Dopiero po chwili zdecydował się przenieść wzrok na leżące na ziemi
ciała – dwóch mężczyzn, których twarzy nie był w stanie dostrzec, bo obaj
wylądowali w śniegu. Trupy zresztą nie robiły na nim wrażenia, tym
bardziej, że zainteresowanie Sage prawie natychmiast pochłonął kolejny
śmiertelnik – tym razem żywy, choć to w krótkim czasie miało się zmienić.
Nawet z odległości słyszał przyśpieszone bicie serca mężczyzny, z przerażeniem
wpatrującego się w stojącą przed nią kobietę. Sage zawahała się, bez trudu
orientując, że miał do czynienia z kimś sobie podobnym – wampirzycą, na
dodatek zagniewaną, co mogło skończyć się dosłownie wszystkim, zwłaszcza gdyby
straciła nad sobą kontrolę.
Wiedział o tym,
a jednak nawet nie drgnął, po prostu obserwując. Trzech mężczyzn i kobieta…
To nie musiało o niczym świadczyć, ale przez lata widział dość
okrucieństwa, żeby pojąc, co najpewniej wydarzyłoby się w tym miejscu,
gdyby na miejscu wampirzycy znalazła się zwykła śmiertelniczka. Być może to było
wyłącznie jego wrażeniem, ale kiedy się skoncentrował, zdołał wyczuć nikłe
ślady pożądania, stanowczo wyparte przez strach, krew i królującą śmierć. I dobrze,
pomyślał, przez krótką chwilę wahając się czy jednak nie powinien się wtrącić,
tym bardziej, że chodziło o kobietę. Gdyby natknął się na takiego
zwyrodnialca, zareagowałby bez chwili wahania, ale tym razem nie miał do
czynienia z kimś, kto był bezbronny. W zasadzie sądząc po pewności i precyzji
ruchów nieznajomej, zaczynał dochodzić do wniosku, że doświadczeniem
dorównywała jemu, a może nawet była od niego starsza.
Sam widok
okazał się co najmniej groteskowy. Spoglądał na pozornie delikatną, kruchą
kobietę – jasnowłosą i filigranową, zwłaszcza w mroku przypominającą
bardziej zjawę niż prawdziwą istotę. Gdyby zobaczył ją na ulicy, bez wątpienia
przykułaby jego uwagę, mając w sobie coś wyjątkowego, czego nawet nie
potrafił sprecyzować. Obracając się wokół nieśmiertelnych miał okazję widzieć
setki pięknych kobiet, więc idealne rysy twarzy dawno przestały robić na nim
wrażenia. A jednak w przypadku tej wampirzycy było inaczej, chociaż
również chodziło o coś więcej niż tylko ładna buzia. Ona była delikatna i silna
zarazem, wyglądając trochę jak zabłąkana bogini zemsty, która zupełnym
przypadkiem zbłądziła, jakimś cudem lądując w samym środku świata
śmiertelników. Jej dłonie broczyła krew, rubinowe tęczówki wręcz jarzyły się w mroku,
na ustach zaś majaczył drapieżny, co najmniej przerażającym uśmiech, którym obdarowała
swoją ostatnią żyjącą ofiarę.
Nie
śpieszyła się, spokojna i rozluźniona, zupełnie jakby właśnie spacerowała,
a nie dokonywała mordu z zimną krwią. Odrzuciła plecy długie, lśniące
włosy – sięgające aż do pasa niemalże srebrne lok. Lekko przekrzywiła głowę,
zupełnie jakby spojrzenie na przerażonego mężczyznę pod innym kątem mogło
pozwolić jej na wyciągnięcie jakichś bardziej istotnych, szczegółowych
wniosków. Milczała, a coś w tym, jak się zachowywała, skojarzyło się Sage’owi
z czymś władczym i wyniosłym, zupełnie jakby kobieta istniała tylko
po to, żeby w razie potrzeby pociągnąć za sobą tłumy. Dawno nie widział
kogoś o takiej charyzmie, wzbudzającego niepokój samym tylko spojrzeniem
czy gestem. Zabijała nie raz i nie miał co do tego wątpliwości – z tym,
że w jej przypadku to było coś więcej, aniżeli tylko samoobrona czy chęć
zdobycia krwi.
Machinalnie
spojrzał na rozciągnięte w uśmiechu usta, zauważając, że nie było na nich
nawet śladu czerwieni. Nie piła z nich, co był w stanie zrozumieć, bo
istnieli ludzie, których sam pod żadnym pozorem by nie tknął. Z wolna podszedł bliżej, czując się
dziwnie z tym, że mógłby być tylko biernym obserwatorem, chociaż wszystko w nim
aż rwało się do tego, żeby rzucić się do ataku. Wiedział, że powinien
zareagować – tak został wychowany, zwykle robiąc wszystko, jeśli tylko miał
okazję wspomóc kobietę. Sęk w tym, że ona zdecydowanie tego nie
potrzebowała, Sage zaś odniósł wrażenie, że na domiar złego była zdecydowanie zbyt
dumna, by akurat teraz ustąpić na rzecz ewentualnego wybawcy. W efekcie
pozostało mu co najwyżej obserwować i czekać na rozwój wypadków, zwłaszcza
kiedy nieśmiertelna w końcu ruszyła się z miejsca.
– Nadal
mnie pragniesz? – usłyszał jej głos i mimowolnie wzdrygnął się, z opóźnieniem
uświadamiając sobie, że zwracała się do śmiertelnika.
Odpowiedział
jej jęk, zdławiony i zdradzający przede wszystkim czyste przerażenie.
Mężczyzna spróbował cofnąć się o kilka kroków, ale przyszło mu to co najmniej
marnie, bo zatoczył się – czy to z nerwów, czy też za sprawą nadmiaru
alkoholu, którego zapach Sage był w stanie wychwycić nawet ze znacznej odległości.
Wampirzyca nawet nie drgnęła, z pogardą obserwując swoją nieudolnie
uciekająca ofiarę. Mogła sobie na to pozwolić, tym bardziej, że nie istniała możliwość,
żeby śmiertelnik zdołał uciec łowcy, jeśli ten akurat nie zamierzał na to
pozwolić.
Sage
przesunął się, jak gdyby nigdy nic stając na drodze uciekającego, raz po raz
potykającego się mężczyzny. Nie dbał o to, że się ujawni, zresztą był
skłonny się założyć, że kobieta już wcześniej zorientowała się, że obserwował
całe zajście. Jak na zawołanie poczuł na sobie przenikliwe spojrzenie
lśniących, rubinowych tęczówek. Odwzajemnił je, jednocześnie jakby od
niechcenia chwytając próbującego go wyminąć człowieka za ramię i jednym
zdecydowanym ruchem powalając go na kolana. Usłyszał zdławiony jęk i mieszankę
czegoś, co okazało się całą litanią pośpiesznie wyrzucanych przekleństw i błagań,
a więc połączeniem coś niefortunnym, jeśli chciało się mieć choćby cień
szansy na przekonanie do czegoś potencjalnego mordercy.
– Nieładnie
przeklinać przy kobiecie – zauważył mimochodem, a nieznajoma z wolna
podeszła bliżej, uważnie go obserwując.
– Tak też
sądzę. Niestety w ówczesnych czasach trudno o należyty szacunek. –
Wampirzyca zamilkła, po czym gniewnie zmrużyła oczy. – Gdyby tylko brak
szacunku był tutaj największym problemem…
– Obawiam
się, że dobrze rozumiem – stwierdził cicho Sage.
Nie miał
pytać, żeby zorientować się czego od niej chcieli. Frustracja kobiety, to
miejsce i emocje, które był w stanie wychwycić, okazały się
wystarczająco jednoznaczną wskazówką, jednocześnie podsycając odczuwane przez
nieśmiertelnego rozdrażnienie. To, że ona spoglądała na niego w co
najmniej zaciekawiony sposób, również dodało mu pewności, żeby jednak
zainterweniować, chociaż w pierwszej kolejności i tak spojrzał na
swoją rozmówczynię, woląc uzyskać przyzwolenie.
– Pani
pozwoli – rzucił, zdecydowanym ruchem stawiając wciąż trzęsącego się mężczyznę
do pionu.
Przez
dłuższą chwilę jej twarz nie wyrażała niczego, obojętna i na swój sposób
martwa. Nie rozumiał tego, co ją wyróżniało – wyjątkowego, ale również… martwego
piękna, przez co poczuł się tak, jakby miał przed sobą lalkę, a nie kogoś
zdolnego do odczuwania emocji. Coś w samej tej myśli wzbudziło w nim
wątpliwości, ale nie wycofał się, cierpliwie czekając na reakcję rozmówczyni i próbując
ignorować to, że trzymany przez niego człowiek raz po raz próbował oswobodzić
się z jego uścisku.
Kobieta nie
odpowiedziała, ale lekko skinęła głową, tym samym dając mu przyzwolenie na
działanie. Przyszło jej to zadziwiająco naturalnie, zupełnie jakby wydawanie
poleceń stanowiło część jej natury – coś do czego została stworzona. Ona po
prostu to w sobie miała, kojarząc mu się z surową władczynią –
prawdziwą królową, którą należało chronić i służyć, przynajmniej tak
długo, jak jej rządy wydawały się słuszne.
Nawet się
nie zawahał. Jego ruchy były szybkie i precyzyjne, kiedy zdecydował się
ująć twarz szarpiącego się z nim śmiertelnika w obie dłonie i jednym
błyskawicznym ruchem skręcić mu kark. Wszystko trwało zaledwie ułamki sekund –
krótka chwila, bez zbędnego przeciągania i pastwienia się nad ofiarą, choć
być może powinien sobie na to pozwolić. Zaraz po tym niemalże ze wstrętem
odrzucił od siebie martwe ciało, pozwalając żeby to ciężko osunęło się na
ziemię. Nieznacznie skrzywił się, kiedy doszła go nieprzyjemna woń moczu, więc
przeskoczył nad swoją ofiarą, woląc trzymać się od trupa jak najdalej. Jego
spojrzenie skoncentrowało się na kobiecie, tym bardziej że wolał upewnić się,
czy ta życzyła sobie jego obecności. Nie miał wrażenia, żeby cokolwiek było nie
tak, dlatego bez pośpiechu podszedł bliżej, zatrzymując się u jej boku i po
samym tylko wyrazie twarzy usiłując stwierdzić, czego powinien się po niej
spodziewać.
Milczała,
ale to nie był ten rodzaj ciszy, który mógłby uznać za zwiastun
niebezpieczeństwa. Była spokojna, przynajmniej na pierwszy rzut oka, zwłaszcza
kiedy przypatrywała się wciąż leżącemu na ziemi ciału. Przez kilka sekund nie
zwracała uwagi na Sage’a, myślami wydając się być gdzieś daleko. Przez jej
twarz przemknął cień, a wampira naszła irracjonalna myśl o tym, że
nieznajoma na swój sposób była rozczarowana – że spodziewała się po nim czegoś
więcej, niż tylko przetrącenia karku komuś, kto mógłby chcieć ją skrzywdzić.
Pomyślał o jej zbroczonych krwią dłoniach, a także na osoce na
ubraniu – kremowej, eleganckiej garsonce. Gdyby nie to, że wyglądała jakby właśnie
wyszła zwycięsko z batalii, na której królowała śmierć, pomyślałby, że ma
przed sobą delikatną kobietę z klasą, a nie niebezpieczną wampirzycę.
Co prawda jej strój wzbudzał wątpliwości – zwłaszcza sięgająca kolan spódnica,
biorąc pod uwagę niską temperaturę i wciąż zalegający na ziemi śnieg – ale
to w jakiś pokrętny sposób do niej pasowało. Wampiry i tak nie
odczuwały chłodu, zresztą również wiele śmiertelniczek często rezygnowało z wygody
na rzecz dbania o wygląd.
– Czy…
wszystko w porządku? – zaryzykował, ostatecznie decydując się odezwać jako
pierwszy.
Natychmiast
się wyprostowała, raptownie „ożywając”, choć równie dobrze mogłaby zignorować
jego pytanie. Znajdowała się na tyle blisko, że był w stanie wyczuć bijący
od jej ciała chłód oraz słodki, charakterystyczny dla istoty nieśmiertelnej
zapach, ale jednocześnie usiłował trzymać się na dystans – na tyle, żeby jego
rozmówczyni mogła poczuć się w pełni swobodnie.
– Teraz już
tak – stwierdziła ze spokojem. Lekko skinęła głową, co uznał za subtelną formę
podziękowania, choć i co do tego nie miał pewności. Ta kobieta wciąż wzbudzała
w nim wątpliwości, pod każdym z możliwych względów inna, chociaż
wciąż nie miał pewności, co tak naprawdę powinien o jej zachowaniu sądzić.
Zawahał
się, przez krótką chwilę szukając odpowiednich słów. Zwykle nie miał problemu z właściwym
obchodzeniem się z kobietami, ale tym razem czul się dziwnie skołowany.
Instynkt podpowiadał mu, że powinien być ostrożny, być może bardziej niż
zazwyczaj, bo bardzo łatwo mógłby urazić swoją rozmówczynię. Nie chciał tego,
nie tyle z obawy przed tym, że nagle byłaby w stanie obrócić się
przeciwko niemu, ale…
Och, tego
też nie potrafił wytłumaczyć. Po prostu wiedział, że ostrożność będzie
najlepszym, na co tylko mógłby sobie pozwolić. Fascynowała go i to nie
tylko zachowaniem, ale przede wszystkim emocjami, które była w stanie w nim
wzbudzić. Chciał z nią porozmawiać, a jeśli to wymagało grania
zgodnie z zasadami, które narzucała, jak najbardziej był skłonny się na to
zgodzić.
Jego
spojrzenie na powrót powędrowało ku zbroczonym krwią dłoniom nieznajomej. Gdyby
ktoś zobaczył ją w takim stanie – pokrytą czerwienią, niezależnie od
przyczyny – wtedy najpewniej by się zainteresował. Ludzie nie byli ślepi, zaś
na widok krwi reagowali wręcz alergicznie, zwłaszcza w ówczesnych czasów
nieprzyzwyczajeni do myśli o śmierci. To, co dla wampirów stanowiło
codzienność, ich przerażało, zupełnie jakby sami nigdy nie zabijali. Zawsze
uważał, że to ironiczne, zwłaszcza, że ludzie byli okrutni – z tym, że
kiedy to zwracało się przeciwko nim, reagowali jak ostatni tchórze,
sprzeciwiając się temu, co wynikało z ich własnej natury.
– Ciekawe…
Głos
kobiety go zaskoczył, zresztą tak jak i słowo, które padło z jej ust.
Obserwowała go, a po wyrazie twarzy i samym tylko spojrzeniu poznał,
że była w pełni świadoma tego, co chodziło mu po głowie. Takie
przynajmniej odniósł wrażenie, wciąż niepewny w jaki sposób powinien się
do niej odnosić. Myśl o tym, że jakimś cudem mogłaby przeniknąć jego
umysł, nie wydała mu się ani trochę zaskakująca, skoro wiedział o telepatii,
ale i tak poczuł się co najmniej osaczony, kiedy uświadomił sobie, że
mogłaby dysponować podobnymi zdolnościami.
Zawahał
się, przez krótką chwilę niepewny w jaki sposób powinien zareagować na
taką możliwość. Nawet jeśli kobieta faktycznie wiedziała, co takiego chodziło jej
po głowie, nie skomentowała tego nawet słowem.
– Tak… –
Wyprostował się, po czym – nie dając sobie szansy na dalsze wątpliwości –
sięgnął do kieszeni, żeby wyjąć najzwyklejszą w świecie chusteczkę z materiału.
Bez słowa wyciągnął ją w stronę kobiety, w pierwszym odruchu
zamierzając ją jej podać, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. – Pani
pozwoli.
Spojrzała
na niego z zaskoczeniem, ale ostatecznie nie zaprotestowała, kiedy ujął ją
za rękę. Znaleźli się wystarczająco blisko siebie, by móc swobodnie jej
dotykać, a jednak nie poczuł się tak, jakby było w tym cokolwiek
niewłaściwego. Jego ruchy były delikatne, chociaż pewne, pozbawione choćby
cienia zbytniej śmiałości. Tak przynajmniej sądził, obserwując twarz kobiety i próbując
stwierdzić, co takiego sądziła o samej tylko sugestii tego, że mógłby
chcieć pomóc jej się powycierać.
–
Traktujesz w ten sposób każdą napotkaną nieznajomą? – zapytała nagle, a Sage
uniósł głowę, by móc spojrzeć jej w twarz.
– W granicach
zdrowego rozsądku… – Wysilił się na blady uśmiech. – Czyż nie było powiedziane,
że mężczyzna został stworzony po to, by być opoką dla kobiety?
– Będziemy
teraz dyskutować o ludzkiej religii? – obruszyła się, raptownie
poważniejąc. Coś w sposobie, w jaki mówiła o śmiertelnikach,
wydało mu się co najmniej pogardliwe.
– Skądże –
zreflektował się pośpiesznie. – Ale to nie oznacza, że wszystkie ludzkie
wierzenia są złe. Szacunek do kobiety jest tego przykładem – stwierdził ze
spokojem. – Nie, nie umniejszam twojej roli, pani. Matriarchat jest wpisany w historię
naszej rasy…
– Był
kiedyś – przerwała mu. Przez jej twarz przemknął cień. – Te czasy odeszły razem
z naszą dominacją… – Zamilkła, chociaż po wyrazie jej twarzy zorientował
się, że przyszło jej to z trudem. – Nieważne. Dawno nikt nie potraktował
mnie w taki sposób – przyznała, wyjmując mu z rąk chusteczkę, by
doprowadzić się do porządku już w pojedynkę.
Pozwolił
jej na to, nie chcąc żeby doszła do wniosku, że mógłby jej się narzucać. Chwilę
obserwował kolejny ruchy nieznajomej, przez krótką chwilę zastanawiając nad
tym, czy przypadkiem nie powinien się wycofać. Była bezpieczna, zresztą nie
sprawiała wrażenia kogoś, kto mógłby potrzebować większego wsparcia. To, że się
pojawił, najpewniej nie czyniło jej różnicy, chociaż przynajmniej on miał
spokój ducha, świadom, że zrobił wszystko, co tylko mógł. Gdyby tak po prostu
ją zignorował…
Znów
spojrzała na niego w ten przenikliwy, bystry sposób, wydając się wiedzieć o wiele
więcej, aniżeli powinna. Wciąż nie był w stanie tego potwierdzić, nie
zmieniało to jednak faktu, że Sage poczuł się naprawdę nieswojo.
– Mogę
liczyć na to, że zdradzisz mi swoje imię? – odezwała się ponownie wampirzyca.
Również tym razem w jej głosie wychwycił naglącą, władczą nutę.
– Jestem
Sage – odpowiedział natychmiast, a ona w zamyśleniu skinęła głową,
zupełnie jakby potrzebowała głębszego skupienia, żeby dobrze je zapamiętać.
Pozwoliła
mu znów ująć się za rękę, tym razem po to, by w najzupełniej naturalnym
geście mógł ucałować wierzch jej dłoni. Wydawała się zaskoczona, zupełnie jakby
zdążyła zwątpić, że wciąż istnieje ktoś, w przypadku kogo ten gest nie
okazałby się sztuczny i wymuszony.
– Dziękuję,
Sage – powiedziała w końcu, oswobadzając się z jego uścisku. – Bądź
pewien, że dobrze cię zapamiętam.
Wraz z tymi
słowami, najzwyczajniej w świecie odeszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz