Elena
Chłodne powietrze musnęło jej
policzki, kiedy tylko otworzyła drzwi balkonowe. W apartamentowcu nie było
nikogo, co przyjęła z ulgą, bo miała ochotę pobyć chwilę w samotności.
No, tak konkretnie, to potrzebowała tylko jednej osoby, aż nazbyt świadoma, że Rafael
dostawał szału, musząc przebywać z nią w domu, w którym ciągle
ktoś się kręcił. Ograniczanie się przez większość czasu do jej sypialni nie
wchodziło w grę, tym bardziej że demon właściwie nie opuszczał jej na
krok, woląc mieć pewność, że była bezpieczna. Zważywszy na sytuację, nie
dziwiła mu się, chociaż chwilami miała ochotę wywrócić oczami, kiedy zachowywał
się tak, jakby nawet w rodzinnym domu i otoczeniu bliskich mógł
znaleźć się ktoś, kto spróbuje rzucić się jej do gardła.
Teraz
dodatkowo nie miała pewności, co sądzić o Beatrycze i wypowiedzianych
przez kobietę słowach. Rozmowa, której była świadkiem, bo po części dotyczyła
Rafaela, nie dawała jej spokoju, raz po raz wzbudzając w Elenie
wątpliwości. Powinna czuć ulgę po tym, jak wymogła na demonie chociaż tyle, by
spróbował się zaangażować i pomóc, ale z jakiegoś powodu towarzyszył
jej przede wszystkim przejmujący niepokój. O bogini, to nie powinno
wyglądać w ten sposób. Nie tak, żeby musiała prosić, grozić i tłumaczyć
rzeczy, które nawet dla niej były oczywiste, choć przecież nigdy nie była
święta. Wszyscy wokół nie raz dawali do zrozumienia, że jej charakter
pozostawiał wiele do życzenia, zresztą jak i traktowanie najbliższych, ale
przecież nie było aż tak źle! W porównaniu do Rafaela, wydawała się wręcz
zadziwiająco troskliwa, a to bez wątpienia o czymś świadczyło.
Cóż, na
pewno się martwiła – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Byłaby głupia,
gdyby po wszystkim tym, co wydarzyło się w Volterze – zwłaszcza własnej
śmierci – bagatelizowała to, co działo się teraz. Jeśli na domiar złego w grę
mogło wchodzić zagrożenie nie tyle ze strony samej Isobel, co wręcz Ciemności,
tym bardziej miała powody do niepokoju. To miało związek z nią, jej
rodziną, wszystkimi… Przepowiednia, która w jakiś sposób wiązała się z ojcem
Rafaela, nie pozwalając Elenie pozostać obojętną. Skoro teraz ta istota
wydawała się szeptać, zwracając ku niczemu nieświadomej Beatrycze, co mogło
wydarzyć się później? Rafa jasno dał jej do zrozumienia, że teraz przede
wszystkim ona mogła okazać się dla jego ojca ważna. Była Światłem, cokolwiek to znaczyło, więc mogłaby być uhonorowaniem
kolekcji, której znaczenia wciąż nie rozumiała. Nie miała nawet punktu
zaczepienia, który mogłaby wykorzystać do znalezienia odpowiedzi, wątpiła
zresztą, żeby Rafael pozwolił jej ingerować w cokolwiek, co miało związek
ze sprawami Ciemności.
Nie
zmieniało to jednak faktu, że nie mogła pozostać obojętna. Chodziło o jej
rodzinę i to wystarczyło, żeby uznała sprawę za poważną. To, że Rafa
niekoniecznie jej punkt widzenia rozumiał, było wyłącznie dodatkową
komplikacją, którą jakoś musiała znosić.
Cóż, chyba i tak nie jest źle,
pomyślała mimochodem. Dla niego ty jesteś
rodziną, a to już prawie sukces…
– Zamierasz
długo jeszcze tkwić w progu, lilan?
Drgnęła, po
czym poderwała głowę, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że jak
najbardziej dłuższą chwilę stała w drzwiach, ani nie śpiesząc się z wyjściem
na zewnątrz, ani powrotem do mieszkania. Rafael nie wiadomo kiedy
zmaterializował się tuż przed nią, obserwując z zaciekawieniem. Błękitne
oczy na pozór nie zdradzały żadnych emocji, ale Elena odniosła wrażenie, że
demon był podenerwowany. Zauważyła to jeszcze w domu, co zresztą
ostatecznie przekonało ją, żeby przynajmniej tymczasowo nie drążyć tematu
Beatrycze i tego, czy była na Rafę zła za sposób, w jaki zareagował
na pojawienie się kobiety i Lawrence’a. Prawda była taka, że do pewnego
stopnia się tego spodziewała, chociaż wciąż liczyła na to, że wpłynęła na
demona w stopniu wystarczającym, by rozwinął w sobie więcej ludzkich
odruchów. Cóż, najwyraźniej się pomyliła, ale z drugiej strony…
Coś było
nie tak. Czuła to od chwili, w której przyznał, że widział się z ojcem,
choć wcześniej nie zająknął się na ten temat nawet słowem. Jakiś czas temu
tajemnice nie wydałyby się jej niczym dziwnym, bo Rafael od początku traktował
ją jak głupie, nie do końca rozumiejące sytuację dziecko, ale sądziła, że
również to uległo zmianie. Już od dłuższego czasu wszystko było inne, łącznie z ich
relacją… Musiało być, skoro ją pokochał i to w sposób na tyle
szczery, by nawet przez chwilę nie miała wątpliwości. To samo w sobie
wydawało się niezwykłe, nie wspominając o tym, że przecież byli
małżeństwem, chociaż chwilami nadal to do niej nie docierało. Machinalnie
potarła obrączkę, chcąc upewnić się, że ta nadal była na swoim miejscu,
symbolizując coś na tyle wyjątkowego, by Elenie na samą myśl zrobiło się
gorąco. O, tak – zrobiła naprawdę wiele, a jednak w tamtej chwili
czuła się zadziwiająco wręcz bezradna.
– Dobrze mi
tutaj – rzuciła, siląc się na zaczepny ton. Wciąż obserwowała Rafaela, mimo
wszystko próbując stwierdzić, w jakim tak naprawdę był nastroju.
– Co kto
lubi – stwierdził z nieco cynicznym uśmieszkiem.
Pozwoliła
sobie wywrócić oczami, kiedy zaraz po tym zwrócił się do niej plecami, by móc
wychylić się przez barierkę. Na moment zamarła, nie pierwszy raz wodząc
wzrokiem po złożonych czarnych skrzydłach, ledwo powstrzymując się przed
podejściem bliżej i przesunięciem po nich dłonią. Dobrze pamiętała
lodowate ukłucia, których doświadczała za każdym razem, kiedy pióra przesuwały
się po jej skórze. To było dziwne, ale przyjemne uczucie, którego na swój
sposób pragnęła, chociaż może powinna być zaniepokojona. Cóż, w przypadku
Rafaela niczego nie mogła być tak naprawdę pewna, co jednak nie powstrzymywało
Eleny przed tym, by przynajmniej próbować demona zrozumieć.
Wiedziała
chociażby, że naprawdę lubił to miejsce. Czuła to za każdym razem, kiedy tutaj
byli, mając okazję go obserwować i dostrzec, że zawsze się tu rozluźniał.
To musiało mieć związek zarówno z ciszą, jak i z obecnością
nieba, które – co sam dał jej do zrozumienia – było dla niego ważne. Chwilami
wręcz miała ochotę stwierdzić, że to właśnie bliskość nieboskłonu dodawała mu
energii, tak jak w jej przypadku krew, choć i osoka wydawała się dla
demonów istotna. Dla niej na pewno, pomimo tego, że jednocześnie nie potrafiła
stwierdzić, kim tak naprawdę jest – kimś podobnym do Rafy, aniołem czy cholera
wie czym jeszcze.
Tak. Zwłaszcza anielski charakter to coś,
czym dysponuję od dziecka…
– Jak sądzisz,
ile dadzą nam czasu, kiedy zauważą, że mnie nie ma? – zapytała, decydując się
przerwać przeciągającą się ciszę.
Podeszła
bliżej, zatrzymując tuż obok Rafaela. Czuła bijące od jego ciała ciepło i to
wystarczyło, żeby zapragnęła znaleźć się w jego ramionach. Za każdym razem
niezmiennie ją do niego ciągnęło, co zresztą demon wykorzystywał, żeby mieć ją
blisko. Cóż, Elena zdecydowanie nie miała nic przeciwko, choć podejrzewała, że
to głupie i jedynie utwierdzało go w przekonaniu, że mógł zrobić z nią
dosłownie wszystko.
– To chyba
oczywiste, że jesteś ze mną – zauważył ze spokojem Rafael, ale ona jedynie
potrząsnęła głową.
– Dla
niektórych to tym gorzej – oznajmiła z rozbrajającą wręcz szczerością.
Rzucił jej
wymowne, bliżej nieokreślone spojrzenie. Wydawał się bardziej rozbawiony samą
sugestią, chociaż w jego zachowaniu wciąż była w stanie doszukać się
swego rodzaju napięcia.
– To już
nie nasz problem, lilan.
Coś w tym
było, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. W ostatnim czasie
działo się tyle, że dokładanie bliskim zmartwień zdecydowanie nie sprawiało jej
przyjemności. Co prawda sama chciała oswoić wszystkich z sytuacją i udowodnić,
że pewne sprawy uległy zmianie, a jej los nierozerwalnie splątał się z przeznaczeniem
Rafaela, ale to wcale nie było takie proste. Wiedziała, że wciąż mu nie ufali,
chociaż przynajmniej nikt nie próbował otwarcie tego komentować. Być może
chodziło o samego demona i aurę, która go otaczała, a może o wdzięczność
za to, że ostatecznie to on przyprowadził ją do domu, dokładnie tak jak
obiecał. Nie wiedziała, to zresztą tak naprawdę nie było istotne, nie zmieniało
jednak faktu, że sytuacja była napięta.
– Martwią
się – zauważyła przytomnie. – Coś ciągle się dzieje, a teraz stwierdziłeś,
że twój ojciec był w Seattle, więc… – Wzruszyła ramionami. – To naprawdę
takie dziwne?
– Może i nie,
chociaż bawi mnie sugestia, że mógłbym cię nie obronić – stwierdził w przekonaniem.
Tym razem
nie miała wątpliwości co do tego, że za jego słowami kryło się coś wiedzieć. Co
prawda nie powiedział tego wprost, ale i tak wiedziała, że miał
wątpliwości, samemu nie do końca wierząc we własne słowa. Chodziło o Ciemność,
a to mogło związać się dosłownie ze wszystkim. Była tego świadoma, tak jak
i czuła, że nawet Rafael miałby poważne problemy, gdyby faktycznie
sprzeciwił się ojcu. Wiedziała, że zrobiłby to dla niej i właśnie ta
perspektywa wydała się Elenie przerażająca – to, że mógłby sprowokować kogoś o wiele
potężniejszego. Nie znała tej istoty, ale czuła, że jest bardziej niebezpieczna
od Isobel i kogokolwiek innego, a to bez wątpienia o czymś
świadczyło. W efekcie sama również chciała unikać konfrontacji tak długo,
jak tylko byłoby to możliwe, ale gdyby sprawy faktycznie miały się
skomplikować…
–
Powiedziałeś, że… teraz jest w porządku, tak? – Zawahała się, po czym dla
pewności raz jeszcze zmierzyła demona wzrokiem. – Że na razie nie miałeś
powodu, żeby otwarcie mu się sprzeciwić?
– Dokładnie
tak – zapewnił, jednocześnie wymownie unosząc brwi. – Co tak naprawdę cię
martwi, lilan? To, że nie powiedziałem
ci o tamtym spotkaniu?
– Sama nie
wiem… – przyznała zgodnie z sprawą.
Podejrzewała,
że to brzmiało bezsensownie, ale co innego miała mu powiedzieć? Już niczego nie
była pewna, a jakby tego było mało, czuła się dziwnie oszołomiona, od
dłuższego czasu przejmując dosłownie wszystkim. Gdyby sytuacja była taka
prosta, jak przez cały ten czas twierdził Rafael, być może nie istniałby
najmniejszy nawet problem, a ona mogłaby się rozluźnić, ale to tak nie
działało. Nie, skoro na każdym kroku dostrzegała, że coś jest absolutnie nie
tak.
– Dobrze…
Co się dzieje?
Drgnęła,
kiedy bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wziął ją w ramiona. Oddech mimo
wszystko jej przyśpieszył, zresztą jak zwykle, kiedy Rafa zachowywał się w ten
sposób. Jego dotyk miał w sobie coś wyjątkowego, co niezmiennie
przyprawiało Elenę o dreszcze i szybsze bicie serca. Natychmiast
spojrzała mu w oczy, przez dłuższa chwilę świadoma wyłącznie zalegających
na jej ramionach dłoni oraz wzajemnej bliskości. Mogła tylko zgadywać, co takiego
w tamtej chwili sobie myślał, nie wspominając o targających nią
emocjach.
Zawahała
się, sama niepewna, co takiego powinna mu powiedzieć. Oznajmić wprost, że nadal
martwiła się o Beatrycze? To wydawało się oczywiste, przynajmniej
teoretycznie, chociaż Rafa miał zupełnie inny sposób spoglądania na niektóre
sprawy. Wciąż miewała wątpliwości co do tego, czego tak naprawdę powinna od
tego demona oczekiwać, skoro jego sposób odbierania emocji bywał
problematyczny. To, że czuł, wydawało się cudem samo w sobie, więc może
powinna być wdzięczna, że w ogóle potrafił przejąć się nią, ale z drugiej
strony…
– Martwią
mnie… pewne sprawy – wyjaśniła, starannie dobierając słowa. – Sam wiesz co.
– Ach…
Po wyrazie
twarzy serafina trudno było stwierdzić, czy faktycznie wszystko rozumiał. Co
więcej milczał, najwyraźniej nie zamierzając poruszać tematu, co również wydało
się Elenie dość wymowne. Pomyślała, że najpewniej rozsądniej byłoby się
wycofać, ale nie byłaby sobą, gdyby faktycznie to zrobiła.
– Tu chodzi
moją rodzinę, Rafa – oznajmiła z naciskiem. – Są dla mnie tak samo ważni,
co i ja dla ciebie – dodała, ale on tylko potrząsnął głową.
– Śmiem
wątpić – stwierdził, a Elena uniosła brwi, nie kryjąc zaskoczenia.
– Tak
uważasz?
Demon
wzruszył ramionami. Wciąż trzymał ją w ramionach, raz po raz rozpraszając
dotykiem i bliskością.
– Nie
sądzę, żeby dało się czuć to kilku osób jednocześnie coś tak silnego jak to, co
łączy mnie z tobą – przyznał, starannie dobierając słowa. – Może to nie ma
sensu, ale tak bym to widział. Nasza więź… jest dla mnie czymś wyjątkowym, lilan.
Coś w tych
słowach sprawiło, że poczuła się dziwnie, początkowo sama niepewna, w jaki
sposób powinna zareagować. Tak było za każdym razem, kiedy Rafael wspominał o uczuciach,
tak bezpośrednio nazywając to, co początkowo dla nich oboje było czystą
abstrakcją. Jakby tego było mało, całą sobą czuła, że się tym fascynował, zachowując
trochę jak dziecko, które dopiero uczyło się czegoś nowego. Początkowo próbował
wypierać się tej ludzkiej cząstki, którą w nim rozbudziła, więc zmiana
nastawienia wydała się Elenie miłą odmianą. Chociaż nigdy nie powiedziała tego
wprost, prawda była taka, że się bała – i to cholernie, wciąż biorąc pod
uwagę, że Rafa mógłby znaleźć sposób na odrzucenie tego, co dzięki niej zyskał.
Wiedziała, że zwłaszcza na początku za wszelką cenę próbował tego dokonać, gdyby
zaś do tego wrócił i jakimś cudem wrócili do wcześniejszego stanu…
Nie,
zdecydowanie nie chciała brać tego pod uwagę. Miała go tu i teraz, co w najmniejszym
stopniu się dla niej liczyło. To, że była jego żoną, tym bardziej.
– Miłość
nie jest ograniczona – powiedziała po chwili zastanowienia, uświadamiając
sobie, że demon wciąż czekał na reakcję z jej strony. – To jest niezwykłe,
ale… Tak to chyba działa w rodzinie – dodała, a on przekrzywił głowę,
spoglądając na nią z zaciekawieniem.
– Chyba?
Mimowolnie
się skrzywiła.
– Nie łap
mnie za słówka! – Wywróciła oczami, coraz bardziej rozdrażniona. – Nie o to
chodzi. Ja po prostu…
– Mówisz
absolutnie bez sensu, lilan –
podsunął usłużnie, wysilając się na blady uśmiech.
– Dziękuję
ci bardzo! – obruszyła się. – Jak zwykle jesteś dla mnie cholernie miły, Rafa.
– Polecam
się. – Ułożył dłonie na policzkach Eleny, tym samym skutecznie powstrzymując
dziewczynę przed ponownym odezwaniem się. Uświadomiła sobie, że drży pod jego
dotykiem, ale zmusiła się do uwierzenia, że wszystko tak czy inaczej
sprowadzało się do panującego na zewnątrz chłodu. – Dalej mi niczego nie
wyjaśniłaś. Nie pierwszy raz zresztą… Chyba że to też „po prostu się wie”, co?
Tym razem wywróciła
oczami, nawet nie próbując się z tym kryć. Drażnił się z nią i choć
chwilami miała ochotę go za to zabić, jednocześnie nie mogła zaprzeczyć, że
takie uczucie samo w sobie było przyjemne. Zdążyła się do tego
przyzwyczaić, wręcz nie wyobrażając sobie, że ich relacje mogłyby prezentować
się jakkolwiek inaczej.
– Kto wie? Zresztą
po co mam ci cokolwiek tłumaczyć, skoro twoim zdaniem poza mną nie istnieje
nikt, kto mógłby być dla ciebie ważny? – rzuciła pozornie zaczepnym tonem, w rzeczywistości
jednak chciała sprowokować go do udzielenia odpowiedzi. Ta kwestia nie dawała
jej spokoju, a przynajmniej Elena sądziła, że jest istotna.
– Kiedy to
prawda – obruszył się. – Jesteś jedyna… A ja jakoś nie czuję się źle z tego
powodu.
Westchnęła,
choć zarazem nie mogła zaprzeczyć, że to urocze. Słuchanie takich słów
zdecydowanie sprawiło Elenie przyjemność, ale przecież nie o to chodziło.
Chciała go zrozumieć, wciąż nie będąc w stanie pojąc tego, co on uważał za
normę – tej obojętności i niemalże zwierzęcego sposobu bycia, który
dostrzegała, kiedy słuchała o relacjach, które obowiązywały pomiędzy nim a jego
pobratymcami.
– A Mira?
– drążyła, nie mogąc się powstrzymać. Czuła, że w ten sposób może go co
najwyżej zirytować, ale to było od niej silniejsze. – Co z twoim rodzeństwem,
Rafa? Jakby nie patrzeć, jesteście rodziną.
– U nas
nikt nie używa tego pojęcia – stwierdził ze spokojem. – Nie w takim
znaczeniu, jakie ty masz na myśli.
– Ale twoja
siostra… – Potrząsnęła z niedowierzaniem głową. – Miriam się o ciebie
troszczy, zresztą tak jak i ty o nią – zaryzykowała, aż nazbyt
świadoma, że to dość naciągana teoria.
Cóż, na
pewno Mira była z nim najbliżej, przynajmniej jeśli chodziło o inne
demony. Co prawda wielokrotnie Elena miała wrażenie, że nieśmiertelna obawia
się brata, ale nie na tyle, by nie stać za nim murem. Jakkolwiek irytująca się
nie wydawała, nie zmieniało to faktu, że zawsze była – i że przejmowała
się na tyle, żeby podczas balu zrobić wszystko, byleby zapewnić Rafaelowi
bezpieczeństwo. Po szalonym biegu, które obie odbyły, żeby w porę dotrzeć
do sali tronowej i powstrzymać Isobel przed zrobieniem czegoś wyjątkowo
głupiego, tym bardziej nie miała co do tego wątpliwości.
– Tak… Mira
jest mi wierna – przyznał, po czym wzruszył ramionami. – Zawsze taka była.
Poniekąd dlatego, że moje zwierzchnictwo jest jej na rękę – dodał, a Elena
się zawahała.
– Co masz
na myśli? – ponagliła go.
Mówił w niejasny
dla niej sposób, nie pierwszy raz zresztą, więc zdążyła przywyknąć do
niedomówień. Obserwowała go uważnie, na swój sposób zafascynowana, choć zarazem
przerażały ją zasady, którymi kierował się Rafael i jemu podobni. Szukała w tym
czegokolwiek, co mogłaby uznać za ludzkie i choć odrobinę znajome, ale to
okazało się o wiele trudniejsze, niż początkowo mogłaby podejrzewać.
– Miriam
jest kobietą – wyjaśnił ze spokojem Rafael. Zaraz po tym zamilkł, zupełnie
jakby to krótkie stwierdzenie wszystko tłumaczyło.
Cóż, może w innym
wypadu właśnie tak by było. Sęk w tym, że Elena wciąż nie dopuszczała do
siebie myśli o tym, co tak naprawdę wynikało z jego słów.
– Co w związku
z tym? – zapytała, choć nagle zwątpiła w to, czy oby na pewno chciała
poznać odpowiedź. – Rafa, na litość bogini…
– I tyle
– stwierdził takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. –
Wiem, że żyjesz w innych czasach, Eleno, ale w moim świecie… Cóż,
kiedyś to, że kobieta miała swoje miejsce, naprawdę nikogo nie dziwiło. Zresztą
bądźmy szczerzy… Ile moich sióstr miałaś okazję poznać?
– Tylko
Mirę – odpowiedziała machinalnie, bo zdecydowanie nie przypominała sobie
spotkania z żadną inną demonicą.
Rafa uśmiechnął
się blado.
– Właśnie.
Bo tylko ona jedna była na tyle uparta, by zawalczyć o pozycję. Pomijając
Miriam, żadna z moich sióstr nie ma takich względów u Ciemności…
Chociaż to i tak niewiele znaczy – wyjaśnił i zawahał się na dłuższą
chwilę. – Nigdy nie miałem nic przeciwko Mirze, o ile spisywała się
dobrze. Podejrzewam, że gdyby to Hunter albo ktokolwiek inny wydawał polecenia,
byłaby traktowana naprawdę źle. Nic dziwnego, że zależy jej na mnie… Albo
raczej tym, żebym przeżył, skoro już zagwarantowałem jej dość dobrą pozycję –
rzucił jakby od niechcenia.
O bogini, jak ty nic nie rozumiesz…,
pomyślała z irytacją, ale nie wypowiedziała tych słów na głos Może nie
znała się na demonach, ale to jeszcze nie znaczyło, że oślepła. Gdyby Mirze chodziło
tylko o zachowanie przywództwa, nie starałaby się aż tak. Co więcej, sam
Rafael miał do niej przynajmniej sentyment, chociaż z uporem nie potrafił
tego nazwać. W takich chwilach tym bardziej nie rozumiała jakim cudem ten
demon był w stanie okazywać jakiekolwiek emocje jej, skoro zrozumienie ich
wyraźnie wciąż go przerastało.
Wciąż o tym
myślała, kiedy Rafa bardziej stanowczo przyciągnął ją do siebie. Nie
zaprotestowała, pozwalając żeby ją trzymał, a ostatecznie chcąc nie chcąc
spoglądając mu w oczy. Trudno jej było stwierdzić, co takiego sobie
myślał, ale błysk znajomych, przypominających barwą letni niebo tęczówek w zupełności
wystarczył, by poczuła się co najmniej skołowana.
– Nie
rozmawiajmy o tym – zaproponował ze spokojem. Zaraz po tym ciągnął dalej,
nie dając Elenie okazji na to, żeby choć spróbowała dojść do słowa. – Mam
ochotę polatać… Potowarzyszysz mi, proszę? – dodał i to wystarczyło.
– Jasne –
zapewniła, chociaż na samą myśl z miejsca zrobiło jej się gorąco.
Chociaż
wciąż miała wątpliwości, zdecydowała się zostawić je na później. Cóż,
przynajmniej sądziła, że jakiekolwiek dalsze rozmowy spokojnie mogły zaczekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz