18 maja 2017

Sto osiemdziesiąt trzy

Elena
Chłodne powietrze musnęło jej policzki, kiedy tylko otworzyła drzwi balkonowe. W apartamentowcu nie było nikogo, co przyjęła z ulgą, bo miała ochotę pobyć chwilę w samotności. No, tak konkretnie, to potrzebowała tylko jednej osoby, aż nazbyt świadoma, że Rafael dostawał szału, musząc przebywać z nią w domu, w którym ciągle ktoś się kręcił. Ograniczanie się przez większość czasu do jej sypialni nie wchodziło w grę, tym bardziej że demon właściwie nie opuszczał jej na krok, woląc mieć pewność, że była bezpieczna. Zważywszy na sytuację, nie dziwiła mu się, chociaż chwilami miała ochotę wywrócić oczami, kiedy zachowywał się tak, jakby nawet w rodzinnym domu i otoczeniu bliskich mógł znaleźć się ktoś, kto spróbuje rzucić się jej do gardła.
Teraz dodatkowo nie miała pewności, co sądzić o Beatrycze i wypowiedzianych przez kobietę słowach. Rozmowa, której była świadkiem, bo po części dotyczyła Rafaela, nie dawała jej spokoju, raz po raz wzbudzając w Elenie wątpliwości. Powinna czuć ulgę po tym, jak wymogła na demonie chociaż tyle, by spróbował się zaangażować i pomóc, ale z jakiegoś powodu towarzyszył jej przede wszystkim przejmujący niepokój. O bogini, to nie powinno wyglądać w ten sposób. Nie tak, żeby musiała prosić, grozić i tłumaczyć rzeczy, które nawet dla niej były oczywiste, choć przecież nigdy nie była święta. Wszyscy wokół nie raz dawali do zrozumienia, że jej charakter pozostawiał wiele do życzenia, zresztą jak i traktowanie najbliższych, ale przecież nie było aż tak źle! W porównaniu do Rafaela, wydawała się wręcz zadziwiająco troskliwa, a to bez wątpienia o czymś świadczyło.
Cóż, na pewno się martwiła – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Byłaby głupia, gdyby po wszystkim tym, co wydarzyło się w Volterze – zwłaszcza własnej śmierci – bagatelizowała to, co działo się teraz. Jeśli na domiar złego w grę mogło wchodzić zagrożenie nie tyle ze strony samej Isobel, co wręcz Ciemności, tym bardziej miała powody do niepokoju. To miało związek z nią, jej rodziną, wszystkimi… Przepowiednia, która w jakiś sposób wiązała się z ojcem Rafaela, nie pozwalając Elenie pozostać obojętną. Skoro teraz ta istota wydawała się szeptać, zwracając ku niczemu nieświadomej Beatrycze, co mogło wydarzyć się później? Rafa jasno dał jej do zrozumienia, że teraz przede wszystkim ona mogła okazać się dla jego ojca ważna. Była Światłem, cokolwiek to znaczyło, więc mogłaby być uhonorowaniem kolekcji, której znaczenia wciąż nie rozumiała. Nie miała nawet punktu zaczepienia, który mogłaby wykorzystać do znalezienia odpowiedzi, wątpiła zresztą, żeby Rafael pozwolił jej ingerować w cokolwiek, co miało związek ze sprawami Ciemności.
Nie zmieniało to jednak faktu, że nie mogła pozostać obojętna. Chodziło o jej rodzinę i to wystarczyło, żeby uznała sprawę za poważną. To, że Rafa niekoniecznie jej punkt widzenia rozumiał, było wyłącznie dodatkową komplikacją, którą jakoś musiała znosić.
Cóż, chyba i tak nie jest źle, pomyślała mimochodem. Dla niego ty jesteś rodziną, a to już prawie sukces…
– Zamierasz długo jeszcze tkwić w progu, lilan?
Drgnęła, po czym poderwała głowę, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że jak najbardziej dłuższą chwilę stała w drzwiach, ani nie śpiesząc się z wyjściem na zewnątrz, ani powrotem do mieszkania. Rafael nie wiadomo kiedy zmaterializował się tuż przed nią, obserwując z zaciekawieniem. Błękitne oczy na pozór nie zdradzały żadnych emocji, ale Elena odniosła wrażenie, że demon był podenerwowany. Zauważyła to jeszcze w domu, co zresztą ostatecznie przekonało ją, żeby przynajmniej tymczasowo nie drążyć tematu Beatrycze i tego, czy była na Rafę zła za sposób, w jaki zareagował na pojawienie się kobiety i Lawrence’a. Prawda była taka, że do pewnego stopnia się tego spodziewała, chociaż wciąż liczyła na to, że wpłynęła na demona w stopniu wystarczającym, by rozwinął w sobie więcej ludzkich odruchów. Cóż, najwyraźniej się pomyliła, ale z drugiej strony…
Coś było nie tak. Czuła to od chwili, w której przyznał, że widział się z ojcem, choć wcześniej nie zająknął się na ten temat nawet słowem. Jakiś czas temu tajemnice nie wydałyby się jej niczym dziwnym, bo Rafael od początku traktował ją jak głupie, nie do końca rozumiejące sytuację dziecko, ale sądziła, że również to uległo zmianie. Już od dłuższego czasu wszystko było inne, łącznie z ich relacją… Musiało być, skoro ją pokochał i to w sposób na tyle szczery, by nawet przez chwilę nie miała wątpliwości. To samo w sobie wydawało się niezwykłe, nie wspominając o tym, że przecież byli małżeństwem, chociaż chwilami nadal to do niej nie docierało. Machinalnie potarła obrączkę, chcąc upewnić się, że ta nadal była na swoim miejscu, symbolizując coś na tyle wyjątkowego, by Elenie na samą myśl zrobiło się gorąco. O, tak – zrobiła naprawdę wiele, a jednak w tamtej chwili czuła się zadziwiająco wręcz bezradna.
– Dobrze mi tutaj – rzuciła, siląc się na zaczepny ton. Wciąż obserwowała Rafaela, mimo wszystko próbując stwierdzić, w jakim tak naprawdę był nastroju.
– Co kto lubi – stwierdził z nieco cynicznym uśmieszkiem.
Pozwoliła sobie wywrócić oczami, kiedy zaraz po tym zwrócił się do niej plecami, by móc wychylić się przez barierkę. Na moment zamarła, nie pierwszy raz wodząc wzrokiem po złożonych czarnych skrzydłach, ledwo powstrzymując się przed podejściem bliżej i przesunięciem po nich dłonią. Dobrze pamiętała lodowate ukłucia, których doświadczała za każdym razem, kiedy pióra przesuwały się po jej skórze. To było dziwne, ale przyjemne uczucie, którego na swój sposób pragnęła, chociaż może powinna być zaniepokojona. Cóż, w przypadku Rafaela niczego nie mogła być tak naprawdę pewna, co jednak nie powstrzymywało Eleny przed tym, by przynajmniej próbować demona zrozumieć.
Wiedziała chociażby, że naprawdę lubił to miejsce. Czuła to za każdym razem, kiedy tutaj byli, mając okazję go obserwować i dostrzec, że zawsze się tu rozluźniał. To musiało mieć związek zarówno z ciszą, jak i z obecnością nieba, które – co sam dał jej do zrozumienia – było dla niego ważne. Chwilami wręcz miała ochotę stwierdzić, że to właśnie bliskość nieboskłonu dodawała mu energii, tak jak w jej przypadku krew, choć i osoka wydawała się dla demonów istotna. Dla niej na pewno, pomimo tego, że jednocześnie nie potrafiła stwierdzić, kim tak naprawdę jest – kimś podobnym do Rafy, aniołem czy cholera wie czym jeszcze.
Tak. Zwłaszcza anielski charakter to coś, czym dysponuję od dziecka…
– Jak sądzisz, ile dadzą nam czasu, kiedy zauważą, że mnie nie ma? – zapytała, decydując się przerwać przeciągającą się ciszę.
Podeszła bliżej, zatrzymując tuż obok Rafaela. Czuła bijące od jego ciała ciepło i to wystarczyło, żeby zapragnęła znaleźć się w jego ramionach. Za każdym razem niezmiennie ją do niego ciągnęło, co zresztą demon wykorzystywał, żeby mieć ją blisko. Cóż, Elena zdecydowanie nie miała nic przeciwko, choć podejrzewała, że to głupie i jedynie utwierdzało go w przekonaniu, że mógł zrobić z nią dosłownie wszystko.
– To chyba oczywiste, że jesteś ze mną – zauważył ze spokojem Rafael, ale ona jedynie potrząsnęła głową.
– Dla niektórych to tym gorzej – oznajmiła z rozbrajającą wręcz szczerością.
Rzucił jej wymowne, bliżej nieokreślone spojrzenie. Wydawał się bardziej rozbawiony samą sugestią, chociaż w jego zachowaniu wciąż była w stanie doszukać się swego rodzaju napięcia.
– To już nie nasz problem, lilan.
Coś w tym było, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. W ostatnim czasie działo się tyle, że dokładanie bliskim zmartwień zdecydowanie nie sprawiało jej przyjemności. Co prawda sama chciała oswoić wszystkich z sytuacją i udowodnić, że pewne sprawy uległy zmianie, a jej los nierozerwalnie splątał się z przeznaczeniem Rafaela, ale to wcale nie było takie proste. Wiedziała, że wciąż mu nie ufali, chociaż przynajmniej nikt nie próbował otwarcie tego komentować. Być może chodziło o samego demona i aurę, która go otaczała, a może o wdzięczność za to, że ostatecznie to on przyprowadził ją do domu, dokładnie tak jak obiecał. Nie wiedziała, to zresztą tak naprawdę nie było istotne, nie zmieniało jednak faktu, że sytuacja była napięta.
– Martwią się – zauważyła przytomnie. – Coś ciągle się dzieje, a teraz stwierdziłeś, że twój ojciec był w Seattle, więc… – Wzruszyła ramionami. – To naprawdę takie dziwne?
– Może i nie, chociaż bawi mnie sugestia, że mógłbym cię nie obronić – stwierdził w przekonaniem.
Tym razem nie miała wątpliwości co do tego, że za jego słowami kryło się coś wiedzieć. Co prawda nie powiedział tego wprost, ale i tak wiedziała, że miał wątpliwości, samemu nie do końca wierząc we własne słowa. Chodziło o Ciemność, a to mogło związać się dosłownie ze wszystkim. Była tego świadoma, tak jak i czuła, że nawet Rafael miałby poważne problemy, gdyby faktycznie sprzeciwił się ojcu. Wiedziała, że zrobiłby to dla niej i właśnie ta perspektywa wydała się Elenie przerażająca – to, że mógłby sprowokować kogoś o wiele potężniejszego. Nie znała tej istoty, ale czuła, że jest bardziej niebezpieczna od Isobel i kogokolwiek innego, a to bez wątpienia o czymś świadczyło. W efekcie sama również chciała unikać konfrontacji tak długo, jak tylko byłoby to możliwe, ale gdyby sprawy faktycznie miały się skomplikować…
– Powiedziałeś, że… teraz jest w porządku, tak? – Zawahała się, po czym dla pewności raz jeszcze zmierzyła demona wzrokiem. – Że na razie nie miałeś powodu, żeby otwarcie mu się sprzeciwić?
– Dokładnie tak – zapewnił, jednocześnie wymownie unosząc brwi. – Co tak naprawdę cię martwi, lilan? To, że nie powiedziałem ci o tamtym spotkaniu?
– Sama nie wiem… – przyznała zgodnie z sprawą.
Podejrzewała, że to brzmiało bezsensownie, ale co innego miała mu powiedzieć? Już niczego nie była pewna, a jakby tego było mało, czuła się dziwnie oszołomiona, od dłuższego czasu przejmując dosłownie wszystkim. Gdyby sytuacja była taka prosta, jak przez cały ten czas twierdził Rafael, być może nie istniałby najmniejszy nawet problem, a ona mogłaby się rozluźnić, ale to tak nie działało. Nie, skoro na każdym kroku dostrzegała, że coś jest absolutnie nie tak.
– Dobrze… Co się dzieje?
Drgnęła, kiedy bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wziął ją w ramiona. Oddech mimo wszystko jej przyśpieszył, zresztą jak zwykle, kiedy Rafa zachowywał się w ten sposób. Jego dotyk miał w sobie coś wyjątkowego, co niezmiennie przyprawiało Elenę o dreszcze i szybsze bicie serca. Natychmiast spojrzała mu w oczy, przez dłuższa chwilę świadoma wyłącznie zalegających na jej ramionach dłoni oraz wzajemnej bliskości. Mogła tylko zgadywać, co takiego w tamtej chwili sobie myślał, nie wspominając o targających nią emocjach.
Zawahała się, sama niepewna, co takiego powinna mu powiedzieć. Oznajmić wprost, że nadal martwiła się o Beatrycze? To wydawało się oczywiste, przynajmniej teoretycznie, chociaż Rafa miał zupełnie inny sposób spoglądania na niektóre sprawy. Wciąż miewała wątpliwości co do tego, czego tak naprawdę powinna od tego demona oczekiwać, skoro jego sposób odbierania emocji bywał problematyczny. To, że czuł, wydawało się cudem samo w sobie, więc może powinna być wdzięczna, że w ogóle potrafił przejąć się nią, ale z drugiej strony…
– Martwią mnie… pewne sprawy – wyjaśniła, starannie dobierając słowa. – Sam wiesz co.
– Ach…
Po wyrazie twarzy serafina trudno było stwierdzić, czy faktycznie wszystko rozumiał. Co więcej milczał, najwyraźniej nie zamierzając poruszać tematu, co również wydało się Elenie dość wymowne. Pomyślała, że najpewniej rozsądniej byłoby się wycofać, ale nie byłaby sobą, gdyby faktycznie to zrobiła.
– Tu chodzi moją rodzinę, Rafa – oznajmiła z naciskiem. – Są dla mnie tak samo ważni, co i ja dla ciebie – dodała, ale on tylko potrząsnął głową.
– Śmiem wątpić – stwierdził, a Elena uniosła brwi, nie kryjąc zaskoczenia.
– Tak uważasz?
Demon wzruszył ramionami. Wciąż trzymał ją w ramionach, raz po raz rozpraszając dotykiem i bliskością.
– Nie sądzę, żeby dało się czuć to kilku osób jednocześnie coś tak silnego jak to, co łączy mnie z tobą – przyznał, starannie dobierając słowa. – Może to nie ma sensu, ale tak bym to widział. Nasza więź… jest dla mnie czymś wyjątkowym, lilan.
Coś w tych słowach sprawiło, że poczuła się dziwnie, początkowo sama niepewna, w jaki sposób powinna zareagować. Tak było za każdym razem, kiedy Rafael wspominał o uczuciach, tak bezpośrednio nazywając to, co początkowo dla nich oboje było czystą abstrakcją. Jakby tego było mało, całą sobą czuła, że się tym fascynował, zachowując trochę jak dziecko, które dopiero uczyło się czegoś nowego. Początkowo próbował wypierać się tej ludzkiej cząstki, którą w nim rozbudziła, więc zmiana nastawienia wydała się Elenie miłą odmianą. Chociaż nigdy nie powiedziała tego wprost, prawda była taka, że się bała – i to cholernie, wciąż biorąc pod uwagę, że Rafa mógłby znaleźć sposób na odrzucenie tego, co dzięki niej zyskał. Wiedziała, że zwłaszcza na początku za wszelką cenę próbował tego dokonać, gdyby zaś do tego wrócił i jakimś cudem wrócili do wcześniejszego stanu…
Nie, zdecydowanie nie chciała brać tego pod uwagę. Miała go tu i teraz, co w najmniejszym stopniu się dla niej liczyło. To, że była jego żoną, tym bardziej.
– Miłość nie jest ograniczona – powiedziała po chwili zastanowienia, uświadamiając sobie, że demon wciąż czekał na reakcję z jej strony. – To jest niezwykłe, ale… Tak to chyba działa w rodzinie – dodała, a on przekrzywił głowę, spoglądając na nią z zaciekawieniem.
– Chyba?
Mimowolnie się skrzywiła.
– Nie łap mnie za słówka! – Wywróciła oczami, coraz bardziej rozdrażniona. – Nie o to chodzi. Ja po prostu…
– Mówisz absolutnie bez sensu, lilan – podsunął usłużnie, wysilając się na blady uśmiech.
– Dziękuję ci bardzo! – obruszyła się. – Jak zwykle jesteś dla mnie cholernie miły, Rafa.
– Polecam się. – Ułożył dłonie na policzkach Eleny, tym samym skutecznie powstrzymując dziewczynę przed ponownym odezwaniem się. Uświadomiła sobie, że drży pod jego dotykiem, ale zmusiła się do uwierzenia, że wszystko tak czy inaczej sprowadzało się do panującego na zewnątrz chłodu. – Dalej mi niczego nie wyjaśniłaś. Nie pierwszy raz zresztą… Chyba że to też „po prostu się wie”, co?
Tym razem wywróciła oczami, nawet nie próbując się z tym kryć. Drażnił się z nią i choć chwilami miała ochotę go za to zabić, jednocześnie nie mogła zaprzeczyć, że takie uczucie samo w sobie było przyjemne. Zdążyła się do tego przyzwyczaić, wręcz nie wyobrażając sobie, że ich relacje mogłyby prezentować się jakkolwiek inaczej.
– Kto wie? Zresztą po co mam ci cokolwiek tłumaczyć, skoro twoim zdaniem poza mną nie istnieje nikt, kto mógłby być dla ciebie ważny? – rzuciła pozornie zaczepnym tonem, w rzeczywistości jednak chciała sprowokować go do udzielenia odpowiedzi. Ta kwestia nie dawała jej spokoju, a przynajmniej Elena sądziła, że jest istotna.
– Kiedy to prawda – obruszył się. – Jesteś jedyna… A ja jakoś nie czuję się źle z tego powodu.
Westchnęła, choć zarazem nie mogła zaprzeczyć, że to urocze. Słuchanie takich słów zdecydowanie sprawiło Elenie przyjemność, ale przecież nie o to chodziło. Chciała go zrozumieć, wciąż nie będąc w stanie pojąc tego, co on uważał za normę – tej obojętności i niemalże zwierzęcego sposobu bycia, który dostrzegała, kiedy słuchała o relacjach, które obowiązywały pomiędzy nim a jego pobratymcami.
– A Mira? – drążyła, nie mogąc się powstrzymać. Czuła, że w ten sposób może go co najwyżej zirytować, ale to było od niej silniejsze. – Co z twoim rodzeństwem, Rafa? Jakby nie patrzeć, jesteście rodziną.
– U nas nikt nie używa tego pojęcia – stwierdził ze spokojem. – Nie w takim znaczeniu, jakie ty masz na myśli.
– Ale twoja siostra… – Potrząsnęła z niedowierzaniem głową. – Miriam się o ciebie troszczy, zresztą tak jak i ty o nią – zaryzykowała, aż nazbyt świadoma, że to dość naciągana teoria.
Cóż, na pewno Mira była z nim najbliżej, przynajmniej jeśli chodziło o inne demony. Co prawda wielokrotnie Elena miała wrażenie, że nieśmiertelna obawia się brata, ale nie na tyle, by nie stać za nim murem. Jakkolwiek irytująca się nie wydawała, nie zmieniało to faktu, że zawsze była – i że przejmowała się na tyle, żeby podczas balu zrobić wszystko, byleby zapewnić Rafaelowi bezpieczeństwo. Po szalonym biegu, które obie odbyły, żeby w porę dotrzeć do sali tronowej i powstrzymać Isobel przed zrobieniem czegoś wyjątkowo głupiego, tym bardziej nie miała co do tego wątpliwości.
– Tak… Mira jest mi wierna – przyznał, po czym wzruszył ramionami. – Zawsze taka była. Poniekąd dlatego, że moje zwierzchnictwo jest jej na rękę – dodał, a Elena się zawahała.
– Co masz na myśli? – ponagliła go.
Mówił w niejasny dla niej sposób, nie pierwszy raz zresztą, więc zdążyła przywyknąć do niedomówień. Obserwowała go uważnie, na swój sposób zafascynowana, choć zarazem przerażały ją zasady, którymi kierował się Rafael i jemu podobni. Szukała w tym czegokolwiek, co mogłaby uznać za ludzkie i choć odrobinę znajome, ale to okazało się o wiele trudniejsze, niż początkowo mogłaby podejrzewać.
– Miriam jest kobietą – wyjaśnił ze spokojem Rafael. Zaraz po tym zamilkł, zupełnie jakby to krótkie stwierdzenie wszystko tłumaczyło.
Cóż, może w innym wypadu właśnie tak by było. Sęk w tym, że Elena wciąż nie dopuszczała do siebie myśli o tym, co tak naprawdę wynikało z jego słów.
– Co w związku z tym? – zapytała, choć nagle zwątpiła w to, czy oby na pewno chciała poznać odpowiedź. – Rafa, na litość bogini…
– I tyle – stwierdził takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. – Wiem, że żyjesz w innych czasach, Eleno, ale w moim świecie… Cóż, kiedyś to, że kobieta miała swoje miejsce, naprawdę nikogo nie dziwiło. Zresztą bądźmy szczerzy… Ile moich sióstr miałaś okazję poznać?
– Tylko Mirę – odpowiedziała machinalnie, bo zdecydowanie nie przypominała sobie spotkania z żadną inną demonicą.
Rafa uśmiechnął się blado.
– Właśnie. Bo tylko ona jedna była na tyle uparta, by zawalczyć o pozycję. Pomijając Miriam, żadna z moich sióstr nie ma takich względów u Ciemności… Chociaż to i tak niewiele znaczy – wyjaśnił i zawahał się na dłuższą chwilę. – Nigdy nie miałem nic przeciwko Mirze, o ile spisywała się dobrze. Podejrzewam, że gdyby to Hunter albo ktokolwiek inny wydawał polecenia, byłaby traktowana naprawdę źle. Nic dziwnego, że zależy jej na mnie… Albo raczej tym, żebym przeżył, skoro już zagwarantowałem jej dość dobrą pozycję – rzucił jakby od niechcenia.
O bogini, jak ty nic nie rozumiesz…, pomyślała z irytacją, ale nie wypowiedziała tych słów na głos Może nie znała się na demonach, ale to jeszcze nie znaczyło, że oślepła. Gdyby Mirze chodziło tylko o zachowanie przywództwa, nie starałaby się aż tak. Co więcej, sam Rafael miał do niej przynajmniej sentyment, chociaż z uporem nie potrafił tego nazwać. W takich chwilach tym bardziej nie rozumiała jakim cudem ten demon był w stanie okazywać jakiekolwiek emocje jej, skoro zrozumienie ich wyraźnie wciąż go przerastało.
Wciąż o tym myślała, kiedy Rafa bardziej stanowczo przyciągnął ją do siebie. Nie zaprotestowała, pozwalając żeby ją trzymał, a ostatecznie chcąc nie chcąc spoglądając mu w oczy. Trudno jej było stwierdzić, co takiego sobie myślał, ale błysk znajomych, przypominających barwą letni niebo tęczówek w zupełności wystarczył, by poczuła się co najmniej skołowana.
– Nie rozmawiajmy o tym – zaproponował ze spokojem. Zaraz po tym ciągnął dalej, nie dając Elenie okazji na to, żeby choć spróbowała dojść do słowa. – Mam ochotę polatać… Potowarzyszysz mi, proszę? – dodał i to wystarczyło.
– Jasne – zapewniła, chociaż na samą myśl z miejsca zrobiło jej się gorąco.
Chociaż wciąż miała wątpliwości, zdecydowała się zostawić je na później. Cóż, przynajmniej sądziła, że jakiekolwiek dalsze rozmowy spokojnie mogły zaczekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa