Elena
Zawahała się, nagle
zaniepokojona. Z obawą spojrzała w dół, krótką chwilę obserwując
przemykające ulicą samochody i przechadzających się chodnikami ludzi. Co
prawda z wysokości na której się znajdowali, wszystko wokół wydawało się
inne i na swój sposób niepokojące, ale starała się o tym nie myśleć.
Upadek i tak nie zrobiłby jej krzywdy, a przynajmniej zakładała, że
istoty nieśmiertelnej nie da się zabić w ten sposób. Potrzebowała czegoś
więcej, żeby zrobić sobie krzywdę, co jednak nie znaczyło, że miała ochotę na
bliskie spotkanie z ziemią.
Westchnęła,
po czym nieznacznie potrząsnęła głową. Wiedziała, że Rafael uważnie ją
obserwuje, co prawda milcząc, ale to wcale nie sprawiało, że czuła się
jakkolwiek lepiej. Wręcz przeciwnie – tym bardziej obawiała się, że zrobi coś,
przez co kolejny raz miał uznać ją za idiotkę.
– Nie wiem,
czy pamiętam – przyznała zgodnie z prawdą, po czym nerwowo przygryzła
dolną wargę.
– Jak się
lata? – Demon nawet nie czekał na odpowiedź. – Nie sądzę, żeby coś takiego dało
się zapomnieć.
Cóż, miał
rację, bo dobrze pamiętała każdorazowy lot w jego ramionach. Pomijając to,
w jaki sposób skończył się ich pierwszy pocałunek, trudno było wyrzucić z pamięci
uczucia, które towarzyszyły jej za każdym razem, kiedy odrywała się od ziemi.
Tym bardziej nie potrafiłaby zapomnieć tego jednego razu tamtej nocy – w gruncie rzeczy jej pierwszego samodzielnego
lotu, którym uhonorowali to, że chwilę wcześniej w końcu oddali się sobie
nawzajem. Pragnęła to powtórzyć, na samo wspomnienie czując, że zaczyna jej się
robić gorąco, a serce jak na zawołanie przyśpiesza bieg.
– Nie to
miałam na myśli – stwierdziła i zawahała się na dłuższą chwilę. – Martwi
mnie bardziej to, czy… będę potrafiła je przywołać.
Kiedy
trwała w jego ramionach w tamtym lesie, nie miała co do tego
wątpliwości, ale teraz… Te uczucia osłabły, jawiąc się Elenie jako coś
wyjątkowego, ale przy tym jednak znajdującego się gdzieś poza jej zasięgiem.
Czegokolwiek by nie pragnęła, nie miała pewności, czy i tym razem miała z taką
łatwością wpłynąć na swoje ciało. Za każdym razem, kiedy skrzydła odchodziły,
czuła niewyobrażalny wręcz smutek, niezmiennie zaczynając przejmować tym, że z jakiegoś
powodu pewnego razu nie wrócą – po prostu odejdą, nie dając jej szansy na
oswojenie się z umiejętnościami, które zyskała. Gdyby do tego doszło…
Mimowolnie
zadrżała, bynajmniej nie za sprawą chłodu, chociaż właśnie to usiłowała sobie
wmówić. W rzeczywistości się bała, jednak miała wątpliwości co do tego,
czy Rafa w ogóle miał być w stanie to zrozumieć. Na pewno próbował,
ale pod wieloma względami ich sposoby spoglądania na rzeczywistość się różniły i to
na dodatek w dość znaczący sposób. Teraz po raz kolejny miała okazję się o tym
przekonać, dostrzegając rozbieżności, o których wcześniej nie miała
pojęcia. Wciąż nie była pewna, co takiego powinna zrobić w związku z zaistniałym
stanem rzeczy, ale przynajmniej tymczasowo nie chciała się tym przejmować.
Nie
zarejestrowała momentu, w którym Rafael ruszył się z miejsca,
dosłownie materializując tuż za nią. Na krótką chwilę zesztywniała, kiedy jego
dłonie wylądowały na jej biodrach, tym samym przyprawiając dziewczynę o dreszcze.
Tak było niemal za każdym razem, kiedy jej dotykał, nieważne jak często sobie
na to pozwalali. Raz po raz była świadoma więzi, która się między nimi
wytworzyła. Tak przynajmniej to odbierała, czując, że w grę wchodzi coś
wyjątkowego, nawet jeśli zarazem nie potrafiła tego nazwać. Och, poza tym nie
potrafiła zliczyć, jak często miała ochotę Rafę zabić, to zresztą zwykle
okazywało się nic nieznaczącym pragnieniem, które finalnie i tak nie miało
racji bytu.
W chwili, w której
ciepłe wargi musnęły jej odsłonięty kark, zdecydowanie nie miała ochoty zrobić
mu krzywdy. Drgnęła i chciała się odwrócić, w pierwszym odruchu
pragnąc wpaść Rafaelowi w ramiona, a potem zapomnieć o wszystkim
i wszystkich, najzwyczajniej w świecie poddając się chwili, ale
zdołała się powstrzymać. W zamian po prostu tkwiła na balkonie, poddając
się kolejnym pocałunkom i czując narastające z każdą kolejną sekundą
podekscytowanie. Tamta noc była niezwykła, a gdyby mogli ją powtórzyć…
– Mówisz,
że martwisz się o skrzydła? – usłyszała tuż przy uchu i to
wystarczyło, żeby wytrącić ją z równowagi.
– Skrzydła…
– powtórzyła tępo, początkowo sama niepewna, co takiego miał na myśli.
Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zapanować nad emocjami i przynajmniej
spróbować mu odpowiedzieć. – No tak, skrzydła…
Brawo, Eleno! To na pewno zabrzmiało
wyjątkowo błyskotliwie!
Chociaż nie
widziała twarzy Rafy, była gotowa przysiąc, że się uśmiechnął – i to na dodatek
w ten cholernie irytujący, cyniczny sposób.
– To
powinno przyjść naturalnie – stwierdził ze spokojem Rafa, jak gdyby nigdy nic
podejmując temat. Znów zaczęła drżeć, kiedy jego dłonie przesunęły się wyżej,
kreśląc kształt talii. – Kto wie, może znów będę w stanie ci pomóc…
Być może
mówił coś jeszcze, ale już właściwie nie słuchała, niezdolna skupić się na
poszczególnych słowach. Zamknęła oczy, żeby ułatwić sobie zadanie, po czym z wolna
spuściła głowę. Loki opadły jej na twarz, częściowo ją przysłaniając, ale nie
widziała powodu, dla którego miałaby je odgarnąć. Pozwalała, żeby luźno muskały
jej policzki, co samo w sobie okazało się równie przyjemne, co i dotyk
Rafy. Z wolna rozluźniła się, w znacznym stopniu uspokajając i mimowolnie
zastanawiając nad tym, jak to miało skończyć się tym razem. Nie, zdecydowanie
nie miała nic przeciwko temu, żeby znów wylądowali w sypialni, ale z drugiej
strony, przynajmniej tymczasowo apartament nie był najlepszym miejscem na takie
ekscesy. Obawiała się, że w każdej chwili mógł pojawić się Sage, o powrocie
Lawrence’a albo Beatrycze nie wspominając. Aż takie ryzyko absolutnie nie było
czymś, co miała ochotę podjąć, nie chcąc nawet zastanawiać nad tym, że miałaby
komukolwiek tłumaczyć się z tego, co robiła z własnym mężem.
Cholera,
prawda była taka, że sama nie wiedziała, czego tak naprawdę chciała. Jakby tego
było mało, czuła się gotowa wręcz przysiąc, że Rafa dobrze o tym wiedział i na
wszystkie możliwe sposoby próbował ten stan rzeczy wykorzystać.
– Rafa… –
zaczęła i zawahała się. Co tak naprawdę chciała albo powinna mu
powiedzieć?
Nie
zareagował, w zamian obejmując ją w bardziej stanowczy sposób. Tym
razem okręciła się w jego ramionach w taki sposób, by ich warze
znalazły się na jednakowym poziomie. Gdyby tylko zechciała, mogłaby nachylić
się i w końcu go pocałować – zrobić cokolwiek, zależnie od tego, na
co miałaby ochotę. Co więcej, czego czuła się aż nazbyt świadoma, taki stan
rzeczy działał również w drugą stronę, Elena z kolei aż rwała się do
tego, żeby to wykorzystać. Wystarczyło, żeby któreś z nich się zdecydowało
– jeden ruch, który mógłby zadecydować dosłownie o wszystkim, chociaż nie
była pewna, czy to miało sens.
Każde z nich
mogło to wykorzystać, a jednak żadne nawet nie drgnęło. W zamian po
prostu na siebie patrzyli, ona dodatkowo oszołomiona samym tylko spojrzeniem
znajomych, niebieskich oczu. Nie była pewna, co i dlaczego czuła, ale to
nie miało znaczenia, przynajmniej w tamtej chwili.
– Po prostu
je do siebie przywołaj – zasugerował ze spokojem demon. – Wiesz jak. Tego się
nie zapomina.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, w ostatniej chwili rezygnując z protestów.
Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zebrać myśli i raz jeszcze zamknąć oczy,
w nadziei na to, że dzięki temu wszystko stanie się dużo prostsze. W głowie
nadal miała pustkę, ale nie na tyle, by zapomnieć, co tak naprawdę chciała
osiągnąć. Te skrzydła… Przecież pamiętała jak wyglądały, nie wspominając o tym,
że dobrze wiedziała, co takiego czuła za każdym razem, kiedy się pojawiały.
Należały do niej; były jej cząstką, niczym dodatkowa kończyna, a przynajmniej
Elena tak to sobie wyobrażała. Co więcej, zdecydowanie nie brała pod uwagę tego,
że tak po prostu mogłyby ją opuścić, niezależnie od tego, co mogłoby się
wydarzyć.
Nie była
pewna, ile czasu tym razem zajęło tym razem zajęło jej odtworzenie w myślach
tego uczucia. Nie otworzyła oczu, ale wiedziała, że coś się zmieniło – czuła to
całą sobą, świadoma tego, że coś się stało, w równym stopniu, co i oddychania.
Wyczuła, że Rafa bardziej stanowczo przyciągnął ją do siebie, kiedy zaś zatrzepotała
powiekami, by móc na niego spojrzeć, przekonała się, że demon się uśmiechał.
Ten widok niezmiennie ją zadziwiał, jawiąc jako coś co najmniej niezwykłego, bo
w przypadku demona taki gest zdecydowanie nie był czymś, co widywała na co
dzień – i to zwłaszcza szczery, nie zdradzający choćby cienia złośliwości
czy cynizmu. To wystarczyło, żeby zorientowała się, że osiągnęła cel, ale i tak
odwróciła głowę, by móc przyjrzeć się delikatnym, białym skrzydłom.
– Dokładnie
tak – usłyszała tuż przy uchu. – Z czasem będzie coraz prościej.
– To brzmi
tak, jakbym miała się przyzwyczaić – stwierdziła, a Rafael spojrzał na nią
z zaciekawieniem.
– Co w tym
złego?
Jedynie potrząsnęła
głową.
– Jak można
przywyknąć do czegoś tak niezwykłego? – zapytała wprost, bo ta jedna kwestia nie
dawała jej spokoju.
W tamtej
chwili nie chciała zastanawiać się nad tym, kim była i co się z tym
wiązało. Wcześniej próbowała się wielokrotnie nad tą kwestią rozwodzić, ale na dłuższą
metę to nie miało znaczenia. Widziała, że z chwilą powrotu po śmierci
wydarzyło się coś co najmniej nienaturalnego – i że się zmieniła, stając
Światłem, o którym wszyscy tak często wspominali przy wzmiankach o upadku
Isobel. Z tego zresztą powodu interesowała się nią Ciemność, a wampirzą
królowa planowała zabić, ale to nadal niczego nie tłumaczyło. Elena nie
rozumiała zwłaszcza kwestii związanej z tym, że mogłaby być wyjątkowa.
Czuła się dziwnie za każdym razem, kiedy Rafa nazywał ją aniołem, jednocześnie
powtarzając, że pod wieloma względami byli do siebie podobni. Miała przez to
rozumieć, że tak to działało? Anioł i demon, tak jak i światło i ciemność?
To nie miało sensu, ale z drugiej strony…
Wszelakie
myśli uleciały z głowy dziewczyny w chwili, w której poczuła
muśnięcie ciepłych warg na ustach. Natychmiast odwzajemniła pocałunek, nawet
się nie wahając i reagując trochę jak automat. W pośpiechu nachyliła
się, chcąc znaleźć jeszcze bliżej demona, chociaż nie była pewna, czy to w ogóle
możliwe. Wciąż ją obejmował, a jego dłonie ostatecznie wylądowały na jej
plecach, przy okazji muskając włosy – delikatni, dokładnie tak jak lubiła.
Mimowolnie zadrżała, czując przyjemne, rozchodzące się po całym ciele dreszcze.
W tamtej chwili wszystko to, co nie wiązało się ze wzajemną bliskością,
przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, zaś Elena skoncentrowała się wyłącznie
na kolejnych pocałunkach. To było przyjemne – i to najdelikatniej rzecz
ujmując, skoro z miejsca skojarzyło jej się ze wszystkim, co zaszło między
nią a Rafą w lesie.
Chciała to
powtórzyć – tak po prostu, tym razem w o wiele bardziej sprzyjającym
warunkach. Wciąż myśli sami, a sypialnia znajdowała się dosłownie na
wyciągnięcie ręki, więc…
Ale wtedy
Rafael jak gdyby nigdy nic ją od siebie odsunął. W pośpiechu wzięła kilka głębszych wdechów, oddychając szybko i płytko,
przez nadmiar emocji mając problem z tym, żeby zaczerpnąć tchu. W niejakim
oszołomieniu, wręcz z pretensją spojrzała na swojego towarzysza, przez
krótką chwilę mając ochotę na niego warknąć, kiedy zauważyła majaczący na jego
ustach uśmieszek.
– Mieliśmy
lecieć – przypomniał usłużnie, a Elena prychnęła, mimowolnie zaczynając
zastanawiać nad tym, czy gdyby porządnie mu przyłożyła, wciąż miałby na to
ochotę.
– Nie wiem
jak ty, ale ja już teraz czuję się jakbym latała – stwierdziła, to jednak nie
zrobiło na Rafie najmniejszego nawet wrażenia.
– To nie to
samo – oznajmił ze spokojem.
Och,
świetnie – więc jednak latanie było lepsze od wspólnego spędzania czasu? Gdyby
nie to, że podejrzewała, iż jak zwykle się z nią droczył, pewnie nawet poczułaby
się urażona. Jakkolwiek by jednak nie było, nie skomentowała zaistniałej
sytuacji nawet słowem, chcąc nie chcąc decydując się mu podporządkować. W gruncie
rzeczy była podekscytowana myślą o tym, że mieliby ponownie wzbić się w powietrze
– tak po prostu, dokładnie jak za pierwszym razem. Tamte wspomnienia jawiły się
jej trochę jak cudowny sen – czysta abstrakcja, niezwykle przyjemna, ale jednak
nieprawdziwa. Może gdyby to powtórzyła, w końcu uwierzyłaby, że naprawdę
stała się kimś więcej, niż tylko zwykłym pół-wampirem.
Nie
zaprotestowała, kiedy Rafael ujął ją za rękę. Jeszcze jakiś czas temu wziąłby
ją na ręce, niezależnie od tego, czy chciałaby mu na to pozwolić, jednak tym
razem wszystko wyglądało inaczej. Mimo wszystko nie zawahała się, kiedy z wolna
podprowadził ją bliżej krawędzi, zatrzymując się na tyle blisko, by mogła
swobodni wyjrzeć przez barierkę. Coś ścisnęło ją w gardle, kiedy raz
jeszcze utwierdziła się w przekonaniu jak wysoko się znajdowali, tym
bardziej że ostatnim razem startowali z bezpiecznej ziemi. Gdyby coś
poszło nie tak, nie musiałaby się obawiać upadku, ale w tej sytuacji…
–
Poprowadzę cię – stwierdził cicho demon, zupełnie jakby czytał jej w myślach.
Rzuciła mu pełne powątpiewania spojrzenie, wciąż zaniepokojona. – Trochę
zaufania, lilan.
– Jeśli
spadnę, przysięgam, że cię zabiję – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Skwitował groźbę
jedynie cynicznym uśmieszkiem, który jasno dał dziewczynie do zrozumienia, że
jak zwykle bardziej go bawiła, zamiast robić faktyczne wrażenie. Mocniej
zacisnęła palce wokół jego dłoni, tak mocno, że pewnie gdyby był człowiekiem,
już dawno przez przypadek połamałaby mu palce. Jasne, wierzyła, że nie
pozwoliłby jej upaść (a przynajmniej tak długo, jak wcześniej nie próbowałaby
go zaskoczyć pocałunkiem), ale i tak czuła się co najmniej zaniepokojona.
Kwestia posiadania skrzydeł wciąż do niej nie docierała, przez co raz po raz
przyłapywała się na tym, że sprawdzała, czy te faktycznie wciąż były na swoim
miejscu.
Daj spokój. Już to robiliście, warknęła
na siebie w duchu. Musiała wziąć się w garść i skoncentrować,
chociaż to wcale nie było takie proste. Pamiętasz jak się lata…
Pamiętała? W pierwszym
odruchu pragnęła zaprzeczyć, gotowa kłócić się z samą sobą, ale w ostatniej
chwili zdołała się powstrzymać. Spokój pojawił się nagle, spływając na nią w niezwykle
łagodny, wręcz naturalny sposób. Z wolna spuściła głowę, po czym wyrównała
oddech, jakimś cudem będąc w stanie rozluźnić napięte do granic możliwości
mięśnie. Gdyby nie to, że taka myśl wydawała się czymś nieprawdopodobnym, a ona
i Rafael wciąż przebywali w apartamencie sami, pomyślałaby, że
tymczasowe rozluźnienie, to sprawka Jaspera, jednak takie rozwiązanie
zdecydowanie nie wchodziło w grę.
Prawda była
taka, że nic nie mogło pójść źle. Pamiętała wszystko, aż nazbyt świadoma tego,
co i dlaczego potrafiła zrobić. Musiała tylko się rozluźnić, zaufać sobie i Rafaelowi,
a potem poddać się instynktom – nic więcej nie było jej w tamtej
chwili trzeba.
– Elena?
Jedynie się
uśmiechnęła, przynajmniej próbując sprawiać wrażenie kogoś, kto dobrze wie i dlaczego
robi. Krótko spojrzała na Rafaela, przy okazji przekonując się, że spoglądał na
nią z błyskiem w oczach. Coś w wyrazie jego twarzy dało
dziewczynie do zrozumienia, że był podekscytowany, zupełnie jakby nagle
dostrzegł w niej coś, na co nie zwracał uwagi wcześniej. Mogła tylko zgadywać,
co tak naprawdę to oznaczało, że nie chciała się tym przejmować, świadoma
wyłącznie potrzeby, żeby w końcu wzbić się w powietrze.
Zanim
zdążyła zastanowić się nad tym, co robi, jako pierwsza podjęła decyzję. Każdy
kolejny ruch przyszedł dziewczynie równie naturalnie, co i oddychanie albo
chodzenie – całkowicie poza jej świadomością, ale nie uznała tego za coś
niewłaściwego. W tamtej chwili wyraźnie czuła obecność skrzydeł, nie
wspominając o tym, że dobrze wiedziała, w jaki sposób powinna je wykorzystać.
Wiem, jak się lata, pomyślała i to
wystarczyło, żeby zdołała wzbić się w powietrze – tak po prostu, podświadomie
wiedząc, kiedy i w jaki sposób powinna rozłożyć skrzydła, by w najbardziej
sprzyjający sposób wykorzystać powietrze. Usłyszała szelest i to wystarczyło,
żeby zorientowała się, że Rafael wciąż był obok. Nadal mocno trzymała go za
rękę, chociaż już nie po to, żeby mieć pewność, że w razie potrzeby demon
spełni obietnicę i w porę ją złapie. Nie bała się upadku, wręcz nie
wyobrażając sobie, że mogłaby zrobić coś źle. To po prostu nie wchodziło w grę,
skoro latanie jak najbardziej stanowiło coś naturalnego dla kogoś takiego jak
ona. Z jakiego innego powodu zostałaby obdarowana skrzydłami i wiedzą
o tym, w jaki sposób powinna je wykorzystać?
To twoja sprawka, bogini?, pomyślała
mimochodem, chociaż wcześniej tak rzadko zwracała się do Selene. Nie była nawet
pewna, w co tak naprawdę wierzy, z jednej strony wychowując się w Mieście
Nocy i mając do czynienia z panującymi tam wierzeniami, a z drugiej
mając okazję poznać poglądy ojca. Ją samą nigdy nie ciągnęło do którejkolwiek
religii, a jednak w tamtej chwili to o bogini księżyca pomyślała
w pierwszej kolejności. Dlaczego mam
wrażenie, że…?
Nie
dokończyła, ale to wydawało się niepotrzebne. Przymknęła oczy, przez krótką
chwilę świadoma jedynie niezwykłego uczucia, które towarzyszyło jej przy
wznoszeniu. Czuła chłód nocnego powietrza, ale również to było przyjemne, zaś
temperatura w najmniejszym nawet stopniu nie dawała się dziewczynie we
znaki. Liczył się tylko ten lot, a także poczucie tego, że robiła
dokładnie to, do czego została stworzona. Fakt, że Rafael również był gdzieś obok,
mocno trzymając ją za rękę, jedynie dodawał Elenie pewności siebie, czyniąc doznania
jeszcze bardziej intensywnymi i niezwykłymi.
Jakby tego
było mało, przez krótką chwilę czuła się wręcz gotowa przysiąc, że słyszy
śmiech – melodyjny, pełen ciepła i bez wątpienia należący do kobiety. To
było tak, jakby dźwięk rozbrzmiewał gdzieś w jej głowie, sprawiając, że po
całym jej ciele raz po raz rozchodziły się fale przyjemnego ciepła. Zerknęła na
Rafaela, ale ten wydawał się absolutnie nieświadomy tego, czego właśnie doświadczała,
to jednak nie wydało się Elenie niepokojące. Ten dźwięk… To było coś intymnego,
przeznaczonego wyłącznie dla niej, a przy tym bardzo, ale to bardzo etery,
co samo w sobie wydało się dziewczynie… po prostu niezwykłe.
Cokolwiek
się działo, było dobre, tym bardziej że sprawiło, że z miejsca poczuła się
dużo lepiej. Nie musiała nawet tego rozumieć, by dojść do takiego wniosku.
Wciąż o tym
myślała, kiedy coś wyraźnie uległo zmianie. Usłyszała ciche przekleństwo i to
wystarczyło, żeby wytrącić ją z równowagi. Natychmiast poderwała głowę, po
czym w pośpiechu przeniosła wzrok na Rafaela, z zaskoczeniem
przekonując się, że ten wyglądał na co najmniej rozeźlonego. Otworzyła usta,
nim jednak zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie, demon energicznie potrząsnął
głową. To i jego spojrzenie wystarczyły, żeby skutecznie wymóc na Elenie
milczenie, jednocześnie podsycając odczuwane przez dziewczynę napięcie. Cała lekkość
i satysfakcja, które do tej pory odczuwała, w ułamku sekundy
zniknęły, pozostawiając wyłącznie narastający z każdą kolejną sekundą
niepokój.
– Co…? –
zaczęła, nie mogąc znieść ciszy, Rafa jednak nie pozwolił jej dość do głosu.
– W tej
chwili wracaj do apartamentu – nie tyle poprosił, co wręcz zażądał. Lakoniczność
oraz ton jego wypowiedzi wystarczyły, by ostatecznie wytrącić Elenę z równowagi.
– Czekaj tam na mnie, lilan. Ja mam
coś do załatwienia – stwierdził, jasno dając jej do zrozumienia, że nie brał
pod uwagę żadnych protestów.
– Ale… –
zaczęła spiętym tonem, ale i to nie przyniosło oczekiwanego rezultatu.
Nawet na
nią nie spojrzał, o jakichkolwiek dodatkowych wyjaśnieniach nie wspominając.
Zanim zdążyła chociaż spróbować powiedzieć coś jeszcze, Rafael w pośpiechu
oswobodził dłoń z jej uścisku. Zaraz po tym zniknął jej z oczu, zostawiając
zaskoczoną dziewczynę samą, kiedy podążył w sobie tylko znanym kierunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz