Elena
W ułamku sekundy wszystko
potoczyło się bardzo szybko. Szarpnęła się, próbując oswobodzić z krępującego
ją uścisku, ale to nie miało sensu. Ktokolwiek ją trzymał – jej odbicie, ona
sama… – był wystarczająco silny, by w zaledwie chwilę zyskać przewagę. Być
może chodziło o to, a może dodatkowo o element zaskoczenia.
Elena nie miała pewności, przyczyna zresztą nie miała dla niej znaczenia.
Wiedziała jedynie, że działo się coś niedobrego, co zdecydowanie nie powinno
być racji bytu, zaś ona… musiała zrobić cokolwiek.
Jęknęła, a przynajmniej
spróbowała, bo z jej gardła wydobył się jedynie bliżej nieokreślony,
zdławiony dźwięk, którego w żaden sposób nie potrafiła zinterpretować. W którymś
momencie wszystko dookoła pokryła czerń, a ona znalazła się gdzieś na
pograniczu przytomności i omdlenia. W tamtej chwili wszystko wydawało
się równie prawdopodobne, nie wspominając o tym, że to nie od miejsca, w którym
się znajdowała, zależało to, co w każdej chwili mogło się z nią stać.
Czuła, że jeśli się podda i ostatecznie straci przytomność, wtedy wszystko
przepadnie, a na to nie mogła sobie pozwolić. Perspektywa śmierci, akurat
teraz, kiedy tylko cudem w ogóle mogła cieszyć się tym, że nadal żyła…
Nie!
Jej dłonie
powędrowały do gardła, zaciskając się na prze innych, obejmujących gardło rąk.
Chciała je oderwać, a przynajmniej trochę poluzować uścisk, to jednak
wydawało się prowadzić donikąd. Przeciwnik był silniejszy, Elena zaś z równym
powodzeniem mogła próbować się siłować ze ścianą albo czymś równie trwałym – to
po prostu nie miało racji bytu. Wciąż nie była w stanie przyjąć tego do
świadomości, raz po raz powtarzając sobie, że wszystko to, czego doświadczała,
nie było prawdziwe, ale to również na dłuższą metę nie pomagało. Gdyby wszystko
sprowadzało się do sposobu myślenia, już dawno zdołałaby się oswobodzić, a przynajmniej
próbowała przekonać samą siebie do tego, że była wystarczająco uparta, by tego
dokonać.
Wydało jej się,
że znowu słyszy śmiech – należący do mężczyzny i jakby znajomy, chociaż wciąż
nie potrafiła przypomnieć sobie, kiedy pierwszy raz spotkała się z tym
głosem. Czuła, że to istotne, a gdyby zrozumiał, wtedy wszystko stałoby
się dużo prostsze, ale w obecnej sytuacji…
Jakie to właściwie ma znaczenie, skoro znowu
umierasz?, warknęła na siebie w duchu. Wiedziała, że powinna skupić
się na walce, ale wcześniejsze niepowodzenia skutecznie sprawiły, że dziewczyna
zaczęła wątpić w to, czy wysilanie się miało jakikolwiek sens. Co więcej,
choć wciąż nie chciała przyjąć do świadomości, Elena nie mogła pozbyć się
wrażenia, że poznanie tego, który odpowiadał za atak, było aż nadto istotne.
Mogła spróbować zyskać chociaż tyle, skoro na nic więcej nie potrafiła się
zdobyć. Ktokolwiek to był, musiał mieć powód, a skoro tak…
Jesteś równie głupia, co ostatnim razem,
nie?, rozbrzmiało w jej umyśle i to wystarczyło, żeby wtrącić
dziewczynę z równowagi. Mniej więcej w tamtej chwili zrozumiała, w ułamku
sekundy pojmując również to, dlaczego Rafael był aż do tego stopnia
podenerwowany, kiedy zostawiał ją samą.
Hunter…?
Znów się
zaśmiał, tym samym potwierdzając wszystkie jej przypuszczenia. Nie była pewna,
jak długo się nie widzieli, sądziła zresztą, że ostatecznie odpuścił po
wydarzeniach w Volterze, ale wszystko wskazywało na to, że była w błędzie.
Już wcześniej wiedziała, że ten demon był potężny, wręcz okrutny, o czym miała
okazję przekonać się osobiście, ale dopiero w tamtej chwili zaczęło do
niej docierać, co tak naprawdę to oznaczało. Rafael mało wspominał na temat
telepatycznych sztuczek i sposobowi w jaki on oraz jego pobratymcy
zakrzywiali czasoprzestrzeń, ale to nie miało znaczenia. Nie, skoro teraz mogła
osobiście się przekonać, że to coś więcej niż tylko iluzja – i że
zdecydowanie miała powody do niepokoju.
Uścisk na
gardle przybrał na sile, a przynajmniej takie odniosła wrażenie. W którymś
momencie trzymająca ją istota musiała się przesunąć, a Elena z zaskoczeniem
przekonała się, że intruz już nie znajdował się za nią, ale tuż przed nią – i że
leżał bezpośrednio na niej, napierając nań całym ciałem, by w ten sposób pozbawić
ją resztek powietrza. Kiedy z wysiłkiem zmusiła się do tego, żeby spojrzeć
przeciwnikowi w twarz, poczuła się trochę tak, jakby ktoś z całej
siły dzielił ją czymś ciężkim po głowie. Co prawda od samego początku
podejrzewała co, albo raczej kogo,
zobaczy, ale dopiero w chwili, w której jej spojrzenie spotkało się
ze znajomymi, błękitnymi oczami, zrozumiała. Patrzyła na samą siebie – swoje
odbicie, które jakimś cudem wydostało się z jednego z luster, które
do tej pory tworzyło jej więzienie. Jasne, zorientowała się, że to coś innego –
rodzaj iluzji, który nie miał żadnego związku z rzeczywistością – ale
dopiero spoglądając na tę drugą, inną Elenę, w pełni dotarło do niej, co
się dzieje.
Obraz raz
po raz rozmazywał się dziewczynie przez oczami, tym samym sprawiając, że
również dusząca ją istota wydawała się zmieniać. Znów zauważyła czarne,
pozbawione źrenic oczy – nienaturalnie duże i puste, obojętnie
przypatrujące się twarzy słabnącej dziewczyny. Nawet w uśmiechu, który
majaczył na ustach tej innej Eleny było
coś, co skutecznie przyprawiało o dreszcze. Obserwowała samą siebie,
próbując zrozumieć, czy w jakiejkolwiek sytuacji mogłaby wyglądać w taki
sposób. Może wtedy, zaraz po przebudzeniu, kiedy posłusznie podążała za Isobel,
gotowa zaatakować Carlisle’a i Lawrence’a, gdyby królowa wyraziła takie
życzenie. Może…
Och, ta
Elena też miała skrzydła – czarne i poszarpane, w niczym
nieprzypominające tych, które wyrastały z jej pleców. Czuła, że wciąż były
na swoim miejscu, chociaż nie była w stanie tego sprawdzić, nie sądziła
zresztą, żeby akurat one mogły w czymkolwiek jej pomóc.
Chciała
tego czy nie, w tamtej chwili nie była w stanie zrobić niczego, by
choć próbować się obronić.
Zamknęła
oczy, nie będąc w stanie wpatrywać się w twarz swojej przeciwniczki.
To ją przerażało, niezmiennie mieszając w głowie i wzbudzając w dziewczynie
emocje, nad którymi ta za żadne skarby nie była w stanie zapanować.
Cokolwiek się działo, przerastało ją, chociaż nie zamierzała wprost tego
przyznać. Co jak co, ale dawanie satysfakcji Hunterowi albo komukolwiek innemu,
zdecydowanie nie wchodziło w grę. Och, przynajmniej na razie nie mogła,
chociaż…
Nie wyczuła
niczego, co świadczyłoby o tym, że sytuacja w jakimkolwiek stopniu
uległa zmianie. To po prostu się stało, uderzając w nią gwałtownie i bez
jakiegokolwiek ostrzeżenia. Usłyszała krzyk i przez krótką chwilę pomyślała,
że ten wyrwał się bezpośrednio z jej gardła, zanim uświadomiła sobie, że
to niemożliwe – i że wszystko sprowadzało się do dotychczas duszącej ją
istoty. Uścisk na gardle i piersi zelżał równie nagle, co się pojawił, a kiedy
w pośpiechu otworzyła oczy, przekonała się, że jej odbicie zniknęło.
Natychmiast zaczerpnęła powietrza, jednocześnie podrywając się do pozycji
siedzącej. Na krótką chwilę pociemniało jej przed oczami, zaraz też nachyliła
się do przodu, zanosząc się kaszlem. Dłoń machinalnie uniosła do gardła,
masując je i próbując doprowadzić się do porządku. Wciąż nie docierało do
niej, co takiego wydarzyło się chwilę wcześniej, ale to nie miało znaczenia,
przynajmniej tymczasowo. Nie, skoro żyła – i z jakiegoś powodu była
wolna.
Potrzebowała
dłużej chwili, żeby uświadomić sobie, że siedzi na ziemi. Kiedy niespokojnie
powiodła wzrokiem dookoła, zauważyła, że znajdowała się na samym początku
uliczki do której weszła – tej samej, o której sądziła, że przemierza ją
długie godziny, stopniowo zagłębiając w coś, co przypominało nieskończony
labirynt. W rzeczywistości nie ruszyła się nawet o metr, najpewniej
jak ostatnia naiwna tkwiąc w miejscu i…
Wszelakie
myśli uleciały z jej głowy z chwilą, w której poczuła czyjąś
dłoń na ramieniu. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, gotowa krzyknąć,
ale nie miała po temu okazji. Jęknęła, kiedy ktoś bezceremonialnie zasłonił jej
usta, by w następnej chwili zdecydowanym, zdecydowanie niedelikatnym
szarpnięciem postawić zaskoczoną dziewczynę do pionu. Zachwiała się
niebezpiecznie, ale trzymająca ją osoba nie zamierzała pozwolić jej upaść.
Szarpnęła się, ale i to okazało się bez sensu, uścisk bowiem okazał się
niemal równie silny co i ten, z którym dopiero co musiała się
mierzyć, walcząc ze swoim odbiciem.
– To ja – usłyszała
tuż przy uchu znajomy, spięty głos i to wystarczyło, żeby zdołała się
uspokoić.
Rafa…, pomyślała z niewysłowioną
wręcz ulgą. Spojrzała na demona rozszerzonymi do granic możliwości oczami, wciąż
oszołomiona. Zabrał dłoń, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że nie była na
tyle otępiała, by wciąż mieć wątpliwości i dalej próbować krzyczeć. Kiedy
na niego spojrzała, przekonała się, że wyglądał na podenerwowanego – i to
najdelikatniej rzecz ujmując, chociaż nie pierwszy raz miała problem z tym,
żeby jednoznacznie określić wyraz jego twarzy. Na pewno był zły, co zresztą
było do przewidzenia, odniosła jednak wrażenia, że w grę wchodziło coś więcej.
Co więcej, to coraz bardziej ją niepokoiło, nawet pomimo tego, że nie była w stanie
jednoznacznie stwierdzić, z czym tak naprawdę miała do czynienia.
Rafael
milczał, przez krótką chwilę uważnie ją obserwując. Mogła tylko zgadywać, co
takiego sobie milczał, zwłaszcza kiedy uciekł wzrokiem gdzieś w bok,
wyraźnie unikając spoglądania na nią. Nie zaprotestowała, gdy w niezbyt
delikatny sposób chwycił ją za rękę, w następnej sekundzie zmuszając do
tego, żeby ruszyła się z miejsca. Bez słowa wyjaśnienia pociągnął ją w kierunku
przeciwnym niż ten, w którym początkowo chciała podążyć, kiedy znalazła
się w tym miejscu, wyraźnie chcąc znaleźć się gdzieś daleko. W głowie
wciąż miała pustkę, pragnąc zadać mu dziesiątki pytań, ostatecznie jednak była w stanie
zdobyć się wyłącznie na milczenie. Czuła, że tak będzie najrozsądniej,
przynajmniej do momentu, w którym Rafa sam nie zdecydowałby się przerwać
przeciągającej się ciszy.
Ledwo była w stanie
za nim nadążyć, kiedy bezceremonialnie wzbił się w powietrze. Otworzyła
usta, chcąc uświadomić mu, że narzucał zdecydowanie zbyt szybkie tempo, by była
w stanie je utrzymać, ale demon nie dał jej okazji, by dojść do słowa.
Zanim choćby zdążyła zastanowić się nad tym, co i dlaczego się dzieje,
Rafael błyskawicznie przemieścił się, bezceremonialnie biorąc ją na ręce.
Skrzywiła się, kiedy potraktował ją niemalże jak dziecko, wyraźnie nie mając
cierpliwości do tego, żeby czekać i dać jej okazję na oswojenie się z sytuacją,
ale nie próbowała protestować. Coś w zachowaniu serafina jasno dało
dziewczynie do zrozumienia, że milczenie będzie najrozsądniejsze, tym bardziej
że Rafa sprawiał wrażenie kogoś, kto w razie potrzeby byłby roznieść nawet
całe miasto, żeby móc się wyładować.
Milczeli
przez całą drogę do apartamentowca, ale próbowała o tym nie myśleć. W którymś
momencie zamknęła oczy, z dwojga złego woląc trwać w takim stanie,
aniżeli raz po raz spoglądać na twarz Rafaela. Całą sobą czuła, że był wściekły
– nie tak po prostu zły, ale właśnie bliski szału, co zdecydowanie nie mogło
skończyć się dobrze. Nie przypominała sobie, czy kiedykolwiek wcześniej
widziała go do tego stopnia wytrąconego z równowagi, może pomijając szok,
którego doznał, kiedy pocałowała go pierwszy raz. Teoretycznie mogła się tego
spodziewać, tym bardziej że wcześniej wielokrotnie widziała go, kiedy się
denerwował, a jednak…
Powinna
poczuć ulgę, kiedy Rafa z lekkością wylądował na balkonie, ale nic
podobnego nie miało miejsca. Jęknęła, gdy bezceremonialnie puścił ją, wciąż na
tyle gwałtowny, że niewiele brakowało, żeby wylądowała na posadzce. W ostatniej
chwili zdołała uchwycić równowagę, dla pewności przytrzymując się barierki,
żeby nie upaść. Z powątpiewaniem spojrzała na stojącego tuż przed nią
demona, próbując zrozumieć, dlaczego na sam widok jego bladej twarzy robiło jej
się niedobrze. Od nadmiaru emocji wciąż kręciło jej się w głowie, a to
wciąż był dopiero początek. Tak przynajmniej czuła, gotowa przysiąc, że Rafael
nie zamierzał tak po prostu zignorować tego, że za nim poszła.
– Masz
rację – stwierdził, a Elena drgnęła, zaskoczona nie tylko jego słowami,
ale przede wszystkim tym, że nawiązał bezpośrednio do jej myśli. – Nie
zamierzam.
– Rafa…
Rzucił jej
spojrzenie na tyle niepokojące, by natychmiast zamilkła.
– Co
takiego? – obruszył się. Wzdrygnęła się, kiedy błyskawicznie przesunął się,
stając tak blisko, że aż poczuła bijące od jego ciała ciepło. Oparła się
plecami o barierkę, coraz bardziej podenerwowana, zwłaszcza kiedy demon
nachylił się w jej stronę, układając dłonie po obu jej stronach. Znów
poczuła się jakby w potrzasku, niezdolna ruszyć się choćby o milimetr.
– Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego ty choć raz nie mogłaś mnie posłuchać? –
wycedził przez zaciśnięte zęby, nie kryjąc irytacji.
– Z tego
samego powodu, dla którego ty nie mogłeś wprost powiedzieć mi, co się dzieje –
oznajmiła z przekonaniem. – Gdyby coś się stało… To był Hunter, tak? –
dodała, a Rafael mruknął coś, co zabrzmiało trochę jak cała wiązanka
przekleństw, po czym w pośpiechu się od niej odsunął.
– Hunter –
zgodził się. W jego ustach imię brata zabrzmiało trochę jak najgorsza
obraza, jednocześnie uświadamiając Elenie, jak silne emocje w tamtej
chwili targały Rafaelem. Już wcześniej dał jej do zrozumienia, że pałał szczerą
nienawiścią do tego ze swojego rodzeństwa, który go zdradził, ale dopiero w tamtej
chwili zrozumiała, że to coś więcej niż kilka słów za dużo, wypowiedzianych w gniewie.
– I pewnie dorwałbym go, gdybym nie musiał cię ratować.
– Ja wcale
nie… – Urwała, po czym z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – W porządku,
przepraszam. Nie powinnam była – dała za wygraną, aż nazbyt świadoma, że tym
razem to ona zawiniła.
Dobrze
wiedziała, że to nie powinno wglądać w ten sposób. Była słabością Rafaela,
to zresztą działało w obie strony, o czym zdążyła już się przekonać.
Jedyna różnica polegała na tym, że podczas gdy ona z taką łatwością była w stanie
wpakować się w kłopoty, jej mąż był na tyle doświadczony, by działając w pojedynkę
świadomie poradzić sobie z niemalże każdym przeciwnikiem. Być może
faktycznie popełniła błąd, ignorując jego słowa i tak po prostu podążając
za nim, chociaż kazał jej wracać do mieszkania. Teraz tego żałowała, ale
jednocześnie wciąż nie wyobrażała sobie, że mogłaby biernie siedzieć i czekać,
gdyby miała pojęcie, że w tym czasie Rafa jak gdyby nigdy nic polował na
Huntera. Martwiła się o niego, zwłaszcza teraz, kiedy działo się tak wiele
niepokojących rzeczy, a ona miała poczucie, że w każdej chwili coś
niedobrego spotka jej najbliższych.
Westchnęła,
po czym wzięła kilka głębszych wdechów, próbując się uspokoić. Z powątpiewaniem
spojrzała na zwróconego do niej plecami Rafaela, nawet z odległości dostrzegając,
że był napięty do granic możliwości. Oddychał szybko i płytko, wyraźnie
mając problem z zapanowaniem nad sobą w równym stopniu, co i ona.
Zawahała się, przez kilka sekund zastanawiając nad tym, czy przerwanie ciszy i próba
zaczęcia rozmowy, byłaby dobrym pomysłem. Ostatecznie doszła do wniosku, że
bezpieczniej będzie zachować w milczenie, zresztą sama nie była pewna, co
takiego powinna mu powiedzieć. Był zły i to wystarczyło, żeby poczuła się
bardziej niepewna niż do tej pory. Dawno nie czuła się aż do tego stopnia
niespokojna, w gruncie rzeczy sama niepewna, w jaki sposób powinna
postępować z demonem, żeby to miało sens.
Wciąż pełna
wątpliwości, bardzo ostrożnie przesunęła się bliżej Rafaela, wyciągając rękę
przed siebie, by móc dotknąć jego ramienia. Próbowała zwrócić na siebie jego
uwagę, co ostatecznie jej się udało, chociaż zdecydowanie nie w taki
sposób, jak mogłaby się tego spodziewać. Aż wzdrygnęła się, kiedy zesztywniał, w następnej
sekundzie odwracając w jej stronę tak gwałtownie, że aż odskoczyła w tył,
w pośpiechu zwiększając dzielący ich dystans.
– Jesteś
zły – stwierdziła, a on parsknął pozbawionym wesołości, przyprawiającym o dreszcze
śmiechem. – Rafa…
– Co „Rafa”?
– zniecierpliwił się, kolejny raz wchodząc jej w słowo. – Zdajesz sobie sprawę
z tego, co mogło się stać? Elena, na wrota piekielne!
To nie był
pierwszy raz, kiedy w rozmowie z nią podnosił głos, ale i tak
drgnęła, coraz bardziej niespokojna. Coś uległo zmianie, przynajmniej ten jeden
raz, chociaż wciąż nie potrafiła tego sprecyzować. Niespokojnie obserwowała
coraz bardziej podenerwowanego demona, z zaskoczeniem przekonując się, że w którymś
momencie zaczęła spoglądać na niego jak na potencjalnego wroga, zupełnie jakby
to właśnie Rafael mógł spróbować zrobić jej krzywdę. Dla pewności napięła
mięśnie, chociaż niedorzecznym wydawało się to, że mogłaby obawiać się akurat
jego. Z drugiej strony, jakby nie patrzeć, miała przed sobą zwierzchnika
demonów – syna samej Ciemności, który w przeszłości zabijał tak wiele
razy, że trudno było to zliczyć. Zwykle łatwo o tym zapominała, zwłaszcza
odkąd odkryła w nim tę inną, bardziej wrażliwą cząstkę, ale na dłuższą
metę…
Było coś
takiego w jego spojrzeniu, co raz po raz przyprawiało ją o dreszcze.
Obserwowała go z niepokojem, próbując stwierdzić, czego tak naprawdę
powinna się spodziewać, ale… nie potrafiła. Wiedziała jedynie, że się martwiła –
i to najdelikatniej rzecz ujmując. Chciała zrozumieć, skąd brały się te
wszystkie sprzeczne uczucia, ale to też nie miało sensu, nie sądziła zresztą,
żeby Rafael zechciał odpowiedzieć na którekolwiek z dręczących ją pytań.
– W porządku,
to było głupie – rzuciła spiętym tonem, próbując jakkolwiek załagodzić
sytuację. – Mogłam cię posłuchać, ale…
– Tutaj nie
powinno być „ale” – oznajmił spiętym tonem. – Wydałem ci jasne polecanie.
Gdybyś choć raz się do niego dostosowała, nie byłoby problemu!
Gwałtownie zaczerpnęła
powietrza do płuc, początkowo niedowierzając temu, co jej sugerował. Może i wszystko
niepotrzebnie skomplikowała, wtrącając się do czegoś, co ją przerastało, ale…
Cholera, skąd mogła wiedzieć? Nawet jeśli, sądziła, że zdecydowanie miała
powody do niepokoju. To, że zdecydowała się wtrącić, wydawało się dość
oczywiste, przynajmniej z perspektywy Eleny.
Inną
kwestią pozostawało to, że zdecydowanie nie przypominała sobie, żeby pisała się
na wypełnianie czyichkolwiek rozkazów. Jasne, Rafa był przyzwyczajony do
rozstawania Miriam i reszty rodzeństwa po kątach, ale to jeszcze o niczym
nie świadczyło. Była jego żoną, nie podwładną, a skoro tak…
– Nie
zapędzasz się trochę? – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Jesteś na mnie zły,
zrozumiałam. Ale to jeszcze nie znaczy, że masz traktować mnie w ten
sposób.
– W jaki?
– Rzucił jej rozdrażnione spojrzenie. – Jak dziecko, którym teoretycznie
jesteś? Z mojej perspektywy…
– Jak
kogoś, komu możesz wydawać rozkazy! – przerwała mu. Z niedowierzaniem
potrząsnęła głową, mimowolnie zastanawiając nad tym, czy w ogóle zdawał
sobie sprawę z tego, czego od niej oczekiwał. – Nie jestem Miriam, Rafa.
–
Oczywiście, że nie jesteś – stwierdził cierpkim tonem. – Miriam ma w zwyczaju
słuchać tego, co do niej mówię… Jej zresztą nie muszę na każdym kroku prowadzić
za rączkę, bo jak już wpakuje się w kłopoty, zwykle sama jest w stanie
sobie z nimi poradzić.
– Wybacz,
że zaczynam być dla ciebie ciężarem!
Gniewnie
zmrużył oczy, wyraźnie urażony jej słowami.
– Nie to
miałem… – Zamilkł, po czym wzruszył ramionami. – Nieważne. W tej chwili
liczy się dla mnie przede wszystkim to, że moja własna żona nie jest mi
posłuszna. Gdyby stało ci się coś złego… Już raz to zrobiłaś Eleno – oznajmił,
bezceremonialnie chwytając ją za ramiona. Skrzywiła się, porażona tym, jak
silny okazał się jego uścisk. – Aż taką przyjemność sprawia ci doprowadzanie
mnie do grobu?
– Ja wcale
nie…
Aż
zachłysnęła się powietrzem, kiedy potrząsnął nią w dość gwałtowny,
zdecydowanie niedelikatny sposób.
– Co
takiego? – ponaglił, wyraźnie rozeźlony. – Wytłumacz mi, bo chyba się nie
rozumiemy.
– Najpierw
mnie puść – wyrzuciła z siebie na wydechu. – W tej chwili… Tak, tym
razem to ja ci rozkazuję – dodała, a on spojrzał na nią tak, jakby widział
ją po raz pierwszy.
Spodziewała
się wielu rzeczy, ale nie grymasu, który wykrzywił jego usta. Kiedy chwilę po
tym bez jakiegokolwiek ostrzeżenia uderzył ją w twarz, zmieniło się
wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz