21 maja 2017

Sto osiemdziesiąt sześć

Elena
W ułamku sekundy wszystko potoczyło się bardzo szybko. Szarpnęła się, próbując oswobodzić z krępującego ją uścisku, ale to nie miało sensu. Ktokolwiek ją trzymał – jej odbicie, ona sama… – był wystarczająco silny, by w zaledwie chwilę zyskać przewagę. Być może chodziło o to, a może dodatkowo o element zaskoczenia. Elena nie miała pewności, przyczyna zresztą nie miała dla niej znaczenia. Wiedziała jedynie, że działo się coś niedobrego, co zdecydowanie nie powinno być racji bytu, zaś ona… musiała zrobić cokolwiek.
Jęknęła, a przynajmniej spróbowała, bo z jej gardła wydobył się jedynie bliżej nieokreślony, zdławiony dźwięk, którego w żaden sposób nie potrafiła zinterpretować. W którymś momencie wszystko dookoła pokryła czerń, a ona znalazła się gdzieś na pograniczu przytomności i omdlenia. W tamtej chwili wszystko wydawało się równie prawdopodobne, nie wspominając o tym, że to nie od miejsca, w którym się znajdowała, zależało to, co w każdej chwili mogło się z nią stać. Czuła, że jeśli się podda i ostatecznie straci przytomność, wtedy wszystko przepadnie, a na to nie mogła sobie pozwolić. Perspektywa śmierci, akurat teraz, kiedy tylko cudem w ogóle mogła cieszyć się tym, że nadal żyła…
Nie!
Jej dłonie powędrowały do gardła, zaciskając się na prze innych, obejmujących gardło rąk. Chciała je oderwać, a przynajmniej trochę poluzować uścisk, to jednak wydawało się prowadzić donikąd. Przeciwnik był silniejszy, Elena zaś z równym powodzeniem mogła próbować się siłować ze ścianą albo czymś równie trwałym – to po prostu nie miało racji bytu. Wciąż nie była w stanie przyjąć tego do świadomości, raz po raz powtarzając sobie, że wszystko to, czego doświadczała, nie było prawdziwe, ale to również na dłuższą metę nie pomagało. Gdyby wszystko sprowadzało się do sposobu myślenia, już dawno zdołałaby się oswobodzić, a przynajmniej próbowała przekonać samą siebie do tego, że była wystarczająco uparta, by tego dokonać.
Wydało jej się, że znowu słyszy śmiech – należący do mężczyzny i jakby znajomy, chociaż wciąż nie potrafiła przypomnieć sobie, kiedy pierwszy raz spotkała się z tym głosem. Czuła, że to istotne, a gdyby zrozumiał, wtedy wszystko stałoby się dużo prostsze, ale w obecnej sytuacji…
Jakie to właściwie ma znaczenie, skoro znowu umierasz?, warknęła na siebie w duchu. Wiedziała, że powinna skupić się na walce, ale wcześniejsze niepowodzenia skutecznie sprawiły, że dziewczyna zaczęła wątpić w to, czy wysilanie się miało jakikolwiek sens. Co więcej, choć wciąż nie chciała przyjąć do świadomości, Elena nie mogła pozbyć się wrażenia, że poznanie tego, który odpowiadał za atak, było aż nadto istotne. Mogła spróbować zyskać chociaż tyle, skoro na nic więcej nie potrafiła się zdobyć. Ktokolwiek to był, musiał mieć powód, a skoro tak…
Jesteś równie głupia, co ostatnim razem, nie?, rozbrzmiało w jej umyśle i to wystarczyło, żeby wtrącić dziewczynę z równowagi. Mniej więcej w tamtej chwili zrozumiała, w ułamku sekundy pojmując również to, dlaczego Rafael był aż do tego stopnia podenerwowany, kiedy zostawiał ją samą.
Hunter…?
Znów się zaśmiał, tym samym potwierdzając wszystkie jej przypuszczenia. Nie była pewna, jak długo się nie widzieli, sądziła zresztą, że ostatecznie odpuścił po wydarzeniach w Volterze, ale wszystko wskazywało na to, że była w błędzie. Już wcześniej wiedziała, że ten demon był potężny, wręcz okrutny, o czym miała okazję przekonać się osobiście, ale dopiero w tamtej chwili zaczęło do niej docierać, co tak naprawdę to oznaczało. Rafael mało wspominał na temat telepatycznych sztuczek i sposobowi w jaki on oraz jego pobratymcy zakrzywiali czasoprzestrzeń, ale to nie miało znaczenia. Nie, skoro teraz mogła osobiście się przekonać, że to coś więcej niż tylko iluzja – i że zdecydowanie miała powody do niepokoju.
Uścisk na gardle przybrał na sile, a przynajmniej takie odniosła wrażenie. W którymś momencie trzymająca ją istota musiała się przesunąć, a Elena z zaskoczeniem przekonała się, że intruz już nie znajdował się za nią, ale tuż przed nią – i że leżał bezpośrednio na niej, napierając nań całym ciałem, by w ten sposób pozbawić ją resztek powietrza. Kiedy z wysiłkiem zmusiła się do tego, żeby spojrzeć przeciwnikowi w twarz, poczuła się trochę tak, jakby ktoś z całej siły dzielił ją czymś ciężkim po głowie. Co prawda od samego początku podejrzewała co, albo raczej kogo, zobaczy, ale dopiero w chwili, w której jej spojrzenie spotkało się ze znajomymi, błękitnymi oczami, zrozumiała. Patrzyła na samą siebie – swoje odbicie, które jakimś cudem wydostało się z jednego z luster, które do tej pory tworzyło jej więzienie. Jasne, zorientowała się, że to coś innego – rodzaj iluzji, który nie miał żadnego związku z rzeczywistością – ale dopiero spoglądając na tę drugą, inną Elenę, w pełni dotarło do niej, co się dzieje.
Obraz raz po raz rozmazywał się dziewczynie przez oczami, tym samym sprawiając, że również dusząca ją istota wydawała się zmieniać. Znów zauważyła czarne, pozbawione źrenic oczy – nienaturalnie duże i puste, obojętnie przypatrujące się twarzy słabnącej dziewczyny. Nawet w uśmiechu, który majaczył na ustach tej innej Eleny było coś, co skutecznie przyprawiało o dreszcze. Obserwowała samą siebie, próbując zrozumieć, czy w jakiejkolwiek sytuacji mogłaby wyglądać w taki sposób. Może wtedy, zaraz po przebudzeniu, kiedy posłusznie podążała za Isobel, gotowa zaatakować Carlisle’a i Lawrence’a, gdyby królowa wyraziła takie życzenie. Może…
Och, ta Elena też miała skrzydła – czarne i poszarpane, w niczym nieprzypominające tych, które wyrastały z jej pleców. Czuła, że wciąż były na swoim miejscu, chociaż nie była w stanie tego sprawdzić, nie sądziła zresztą, żeby akurat one mogły w czymkolwiek jej pomóc.
Chciała tego czy nie, w tamtej chwili nie była w stanie zrobić niczego, by choć próbować się obronić.
Zamknęła oczy, nie będąc w stanie wpatrywać się w twarz swojej przeciwniczki. To ją przerażało, niezmiennie mieszając w głowie i wzbudzając w dziewczynie emocje, nad którymi ta za żadne skarby nie była w stanie zapanować. Cokolwiek się działo, przerastało ją, chociaż nie zamierzała wprost tego przyznać. Co jak co, ale dawanie satysfakcji Hunterowi albo komukolwiek innemu, zdecydowanie nie wchodziło w grę. Och, przynajmniej na razie nie mogła, chociaż…
Nie wyczuła niczego, co świadczyłoby o tym, że sytuacja w jakimkolwiek stopniu uległa zmianie. To po prostu się stało, uderzając w nią gwałtownie i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Usłyszała krzyk i przez krótką chwilę pomyślała, że ten wyrwał się bezpośrednio z jej gardła, zanim uświadomiła sobie, że to niemożliwe – i że wszystko sprowadzało się do dotychczas duszącej ją istoty. Uścisk na gardle i piersi zelżał równie nagle, co się pojawił, a kiedy w pośpiechu otworzyła oczy, przekonała się, że jej odbicie zniknęło. Natychmiast zaczerpnęła powietrza, jednocześnie podrywając się do pozycji siedzącej. Na krótką chwilę pociemniało jej przed oczami, zaraz też nachyliła się do przodu, zanosząc się kaszlem. Dłoń machinalnie uniosła do gardła, masując je i próbując doprowadzić się do porządku. Wciąż nie docierało do niej, co takiego wydarzyło się chwilę wcześniej, ale to nie miało znaczenia, przynajmniej tymczasowo. Nie, skoro żyła – i z jakiegoś powodu była wolna.
Potrzebowała dłużej chwili, żeby uświadomić sobie, że siedzi na ziemi. Kiedy niespokojnie powiodła wzrokiem dookoła, zauważyła, że znajdowała się na samym początku uliczki do której weszła – tej samej, o której sądziła, że przemierza ją długie godziny, stopniowo zagłębiając w coś, co przypominało nieskończony labirynt. W rzeczywistości nie ruszyła się nawet o metr, najpewniej jak ostatnia naiwna tkwiąc w miejscu i…
Wszelakie myśli uleciały z jej głowy z chwilą, w której poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, gotowa krzyknąć, ale nie miała po temu okazji. Jęknęła, kiedy ktoś bezceremonialnie zasłonił jej usta, by w następnej chwili zdecydowanym, zdecydowanie niedelikatnym szarpnięciem postawić zaskoczoną dziewczynę do pionu. Zachwiała się niebezpiecznie, ale trzymająca ją osoba nie zamierzała pozwolić jej upaść. Szarpnęła się, ale i to okazało się bez sensu, uścisk bowiem okazał się niemal równie silny co i ten, z którym dopiero co musiała się mierzyć, walcząc ze swoim odbiciem.
– To ja – usłyszała tuż przy uchu znajomy, spięty głos i to wystarczyło, żeby zdołała się uspokoić.
Rafa…, pomyślała z niewysłowioną wręcz ulgą. Spojrzała na demona rozszerzonymi do granic możliwości oczami, wciąż oszołomiona. Zabrał dłoń, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że nie była na tyle otępiała, by wciąż mieć wątpliwości i dalej próbować krzyczeć. Kiedy na niego spojrzała, przekonała się, że wyglądał na podenerwowanego – i to najdelikatniej rzecz ujmując, chociaż nie pierwszy raz miała problem z tym, żeby jednoznacznie określić wyraz jego twarzy. Na pewno był zły, co zresztą było do przewidzenia, odniosła jednak wrażenia, że w grę wchodziło coś więcej. Co więcej, to coraz bardziej ją niepokoiło, nawet pomimo tego, że nie była w stanie jednoznacznie stwierdzić, z czym tak naprawdę miała do czynienia.
Rafael milczał, przez krótką chwilę uważnie ją obserwując. Mogła tylko zgadywać, co takiego sobie milczał, zwłaszcza kiedy uciekł wzrokiem gdzieś w bok, wyraźnie unikając spoglądania na nią. Nie zaprotestowała, gdy w niezbyt delikatny sposób chwycił ją za rękę, w następnej sekundzie zmuszając do tego, żeby ruszyła się z miejsca. Bez słowa wyjaśnienia pociągnął ją w kierunku przeciwnym niż ten, w którym początkowo chciała podążyć, kiedy znalazła się w tym miejscu, wyraźnie chcąc znaleźć się gdzieś daleko. W głowie wciąż miała pustkę, pragnąc zadać mu dziesiątki pytań, ostatecznie jednak była w stanie zdobyć się wyłącznie na milczenie. Czuła, że tak będzie najrozsądniej, przynajmniej do momentu, w którym Rafa sam nie zdecydowałby się przerwać przeciągającej się ciszy.
Ledwo była w stanie za nim nadążyć, kiedy bezceremonialnie wzbił się w powietrze. Otworzyła usta, chcąc uświadomić mu, że narzucał zdecydowanie zbyt szybkie tempo, by była w stanie je utrzymać, ale demon nie dał jej okazji, by dojść do słowa. Zanim choćby zdążyła zastanowić się nad tym, co i dlaczego się dzieje, Rafael błyskawicznie przemieścił się, bezceremonialnie biorąc ją na ręce. Skrzywiła się, kiedy potraktował ją niemalże jak dziecko, wyraźnie nie mając cierpliwości do tego, żeby czekać i dać jej okazję na oswojenie się z sytuacją, ale nie próbowała protestować. Coś w zachowaniu serafina jasno dało dziewczynie do zrozumienia, że milczenie będzie najrozsądniejsze, tym bardziej że Rafa sprawiał wrażenie kogoś, kto w razie potrzeby byłby roznieść nawet całe miasto, żeby móc się wyładować.
Milczeli przez całą drogę do apartamentowca, ale próbowała o tym nie myśleć. W którymś momencie zamknęła oczy, z dwojga złego woląc trwać w takim stanie, aniżeli raz po raz spoglądać na twarz Rafaela. Całą sobą czuła, że był wściekły – nie tak po prostu zły, ale właśnie bliski szału, co zdecydowanie nie mogło skończyć się dobrze. Nie przypominała sobie, czy kiedykolwiek wcześniej widziała go do tego stopnia wytrąconego z równowagi, może pomijając szok, którego doznał, kiedy pocałowała go pierwszy raz. Teoretycznie mogła się tego spodziewać, tym bardziej że wcześniej wielokrotnie widziała go, kiedy się denerwował, a jednak…
Powinna poczuć ulgę, kiedy Rafa z lekkością wylądował na balkonie, ale nic podobnego nie miało miejsca. Jęknęła, gdy bezceremonialnie puścił ją, wciąż na tyle gwałtowny, że niewiele brakowało, żeby wylądowała na posadzce. W ostatniej chwili zdołała uchwycić równowagę, dla pewności przytrzymując się barierki, żeby nie upaść. Z powątpiewaniem spojrzała na stojącego tuż przed nią demona, próbując zrozumieć, dlaczego na sam widok jego bladej twarzy robiło jej się niedobrze. Od nadmiaru emocji wciąż kręciło jej się w głowie, a to wciąż był dopiero początek. Tak przynajmniej czuła, gotowa przysiąc, że Rafael nie zamierzał tak po prostu zignorować tego, że za nim poszła.
– Masz rację – stwierdził, a Elena drgnęła, zaskoczona nie tylko jego słowami, ale przede wszystkim tym, że nawiązał bezpośrednio do jej myśli. – Nie zamierzam.
– Rafa…
Rzucił jej spojrzenie na tyle niepokojące, by natychmiast zamilkła.
– Co takiego? – obruszył się. Wzdrygnęła się, kiedy błyskawicznie przesunął się, stając tak blisko, że aż poczuła bijące od jego ciała ciepło. Oparła się plecami o barierkę, coraz bardziej podenerwowana, zwłaszcza kiedy demon nachylił się w jej stronę, układając dłonie po obu jej stronach. Znów poczuła się jakby w potrzasku, niezdolna ruszyć się choćby o milimetr. – Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego ty choć raz nie mogłaś mnie posłuchać? – wycedził przez zaciśnięte zęby, nie kryjąc irytacji.
– Z tego samego powodu, dla którego ty nie mogłeś wprost powiedzieć mi, co się dzieje – oznajmiła z przekonaniem. – Gdyby coś się stało… To był Hunter, tak? – dodała, a Rafael mruknął coś, co zabrzmiało trochę jak cała wiązanka przekleństw, po czym w pośpiechu się od niej odsunął.
– Hunter – zgodził się. W jego ustach imię brata zabrzmiało trochę jak najgorsza obraza, jednocześnie uświadamiając Elenie, jak silne emocje w tamtej chwili targały Rafaelem. Już wcześniej dał jej do zrozumienia, że pałał szczerą nienawiścią do tego ze swojego rodzeństwa, który go zdradził, ale dopiero w tamtej chwili zrozumiała, że to coś więcej niż kilka słów za dużo, wypowiedzianych w gniewie. – I pewnie dorwałbym go, gdybym nie musiał cię ratować.
– Ja wcale nie… – Urwała, po czym z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – W porządku, przepraszam. Nie powinnam była – dała za wygraną, aż nazbyt świadoma, że tym razem to ona zawiniła.
Dobrze wiedziała, że to nie powinno wglądać w ten sposób. Była słabością Rafaela, to zresztą działało w obie strony, o czym zdążyła już się przekonać. Jedyna różnica polegała na tym, że podczas gdy ona z taką łatwością była w stanie wpakować się w kłopoty, jej mąż był na tyle doświadczony, by działając w pojedynkę świadomie poradzić sobie z niemalże każdym przeciwnikiem. Być może faktycznie popełniła błąd, ignorując jego słowa i tak po prostu podążając za nim, chociaż kazał jej wracać do mieszkania. Teraz tego żałowała, ale jednocześnie wciąż nie wyobrażała sobie, że mogłaby biernie siedzieć i czekać, gdyby miała pojęcie, że w tym czasie Rafa jak gdyby nigdy nic polował na Huntera. Martwiła się o niego, zwłaszcza teraz, kiedy działo się tak wiele niepokojących rzeczy, a ona miała poczucie, że w każdej chwili coś niedobrego spotka jej najbliższych.
Westchnęła, po czym wzięła kilka głębszych wdechów, próbując się uspokoić. Z powątpiewaniem spojrzała na zwróconego do niej plecami Rafaela, nawet z odległości dostrzegając, że był napięty do granic możliwości. Oddychał szybko i płytko, wyraźnie mając problem z zapanowaniem nad sobą w równym stopniu, co i ona. Zawahała się, przez kilka sekund zastanawiając nad tym, czy przerwanie ciszy i próba zaczęcia rozmowy, byłaby dobrym pomysłem. Ostatecznie doszła do wniosku, że bezpieczniej będzie zachować w milczenie, zresztą sama nie była pewna, co takiego powinna mu powiedzieć. Był zły i to wystarczyło, żeby poczuła się bardziej niepewna niż do tej pory. Dawno nie czuła się aż do tego stopnia niespokojna, w gruncie rzeczy sama niepewna, w jaki sposób powinna postępować z demonem, żeby to miało sens.
Wciąż pełna wątpliwości, bardzo ostrożnie przesunęła się bliżej Rafaela, wyciągając rękę przed siebie, by móc dotknąć jego ramienia. Próbowała zwrócić na siebie jego uwagę, co ostatecznie jej się udało, chociaż zdecydowanie nie w taki sposób, jak mogłaby się tego spodziewać. Aż wzdrygnęła się, kiedy zesztywniał, w następnej sekundzie odwracając w jej stronę tak gwałtownie, że aż odskoczyła w tył, w pośpiechu zwiększając dzielący ich dystans.
– Jesteś zły – stwierdziła, a on parsknął pozbawionym wesołości, przyprawiającym o dreszcze śmiechem. – Rafa…
– Co „Rafa”? – zniecierpliwił się, kolejny raz wchodząc jej w słowo. – Zdajesz sobie sprawę z tego, co mogło się stać? Elena, na wrota piekielne!
To nie był pierwszy raz, kiedy w rozmowie z nią podnosił głos, ale i tak drgnęła, coraz bardziej niespokojna. Coś uległo zmianie, przynajmniej ten jeden raz, chociaż wciąż nie potrafiła tego sprecyzować. Niespokojnie obserwowała coraz bardziej podenerwowanego demona, z zaskoczeniem przekonując się, że w którymś momencie zaczęła spoglądać na niego jak na potencjalnego wroga, zupełnie jakby to właśnie Rafael mógł spróbować zrobić jej krzywdę. Dla pewności napięła mięśnie, chociaż niedorzecznym wydawało się to, że mogłaby obawiać się akurat jego. Z drugiej strony, jakby nie patrzeć, miała przed sobą zwierzchnika demonów – syna samej Ciemności, który w przeszłości zabijał tak wiele razy, że trudno było to zliczyć. Zwykle łatwo o tym zapominała, zwłaszcza odkąd odkryła w nim tę inną, bardziej wrażliwą cząstkę, ale na dłuższą metę…
Było coś takiego w jego spojrzeniu, co raz po raz przyprawiało ją o dreszcze. Obserwowała go z niepokojem, próbując stwierdzić, czego tak naprawdę powinna się spodziewać, ale… nie potrafiła. Wiedziała jedynie, że się martwiła – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Chciała zrozumieć, skąd brały się te wszystkie sprzeczne uczucia, ale to też nie miało sensu, nie sądziła zresztą, żeby Rafael zechciał odpowiedzieć na którekolwiek z dręczących ją pytań.
– W porządku, to było głupie – rzuciła spiętym tonem, próbując jakkolwiek załagodzić sytuację. – Mogłam cię posłuchać, ale…
– Tutaj nie powinno być „ale” – oznajmił spiętym tonem. – Wydałem ci jasne polecanie. Gdybyś choć raz się do niego dostosowała, nie byłoby problemu!
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, początkowo niedowierzając temu, co jej sugerował. Może i wszystko niepotrzebnie skomplikowała, wtrącając się do czegoś, co ją przerastało, ale… Cholera, skąd mogła wiedzieć? Nawet jeśli, sądziła, że zdecydowanie miała powody do niepokoju. To, że zdecydowała się wtrącić, wydawało się dość oczywiste, przynajmniej z perspektywy Eleny.
Inną kwestią pozostawało to, że zdecydowanie nie przypominała sobie, żeby pisała się na wypełnianie czyichkolwiek rozkazów. Jasne, Rafa był przyzwyczajony do rozstawania Miriam i reszty rodzeństwa po kątach, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Była jego żoną, nie podwładną, a skoro tak…
– Nie zapędzasz się trochę? – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Jesteś na mnie zły, zrozumiałam. Ale to jeszcze nie znaczy, że masz traktować mnie w ten sposób.
– W jaki? – Rzucił jej rozdrażnione spojrzenie. – Jak dziecko, którym teoretycznie jesteś? Z mojej perspektywy…
– Jak kogoś, komu możesz wydawać rozkazy! – przerwała mu. Z niedowierzaniem potrząsnęła głową, mimowolnie zastanawiając nad tym, czy w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, czego od niej oczekiwał. – Nie jestem Miriam, Rafa.
– Oczywiście, że nie jesteś – stwierdził cierpkim tonem. – Miriam ma w zwyczaju słuchać tego, co do niej mówię… Jej zresztą nie muszę na każdym kroku prowadzić za rączkę, bo jak już wpakuje się w kłopoty, zwykle sama jest w stanie sobie z nimi poradzić.
– Wybacz, że zaczynam być dla ciebie ciężarem!
Gniewnie zmrużył oczy, wyraźnie urażony jej słowami.
– Nie to miałem… – Zamilkł, po czym wzruszył ramionami. – Nieważne. W tej chwili liczy się dla mnie przede wszystkim to, że moja własna żona nie jest mi posłuszna. Gdyby stało ci się coś złego… Już raz to zrobiłaś Eleno – oznajmił, bezceremonialnie chwytając ją za ramiona. Skrzywiła się, porażona tym, jak silny okazał się jego uścisk. – Aż taką przyjemność sprawia ci doprowadzanie mnie do grobu?
– Ja wcale nie…
Aż zachłysnęła się powietrzem, kiedy potrząsnął nią w dość gwałtowny, zdecydowanie niedelikatny sposób.
– Co takiego? – ponaglił, wyraźnie rozeźlony. – Wytłumacz mi, bo chyba się nie rozumiemy.
– Najpierw mnie puść – wyrzuciła z siebie na wydechu. – W tej chwili… Tak, tym razem to ja ci rozkazuję – dodała, a on spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy.
Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie grymasu, który wykrzywił jego usta. Kiedy chwilę po tym bez jakiegokolwiek ostrzeżenia uderzył ją w twarz, zmieniło się wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa