Alessia
Wystarczył jeden rzut oka, by
zorientować się, że Carlisle był podenerwowany. Alessia była w stanie to
wyczuć czy to w jego postawie, czy znów w sposobie, w jaki
odprowadził Elenę wzrokiem. Sama również spojrzała w ślad za kuzynką,
niemniej zaintrygowana, zwłaszcza po tym, jak dziewczyna tak po prostu
rozkleiła się w ramionach Damiena. Spodziewała się wielu rzeczy, ale na
pewno nie tego, że akurat najmłodsza Cullenówna będzie szukać pocieszenia u jej
brata, a skoro do tego doszło… Cóż, coś zdecydowanie musiało być na rzeczy
– i to o wiele bardziej znaczącego niż kłótnia z mężem.
– Nie
wiecie, co się stało? – zapytała cicho Esme, tym samym skutecznie wyrywając Ali
z zamyślenia. – Pomijając, że Elena ma… No cóż, skrzydła.
– Robiła to
już wcześniej – stwierdził Carlisle, przenosząc wzrok na żonę. – Rafael
próbował to na niej wymóc i… Hm, najwyraźniej mu się udało – dodał w zamyśleniu
i przez krótką chwilę wydawał się tym co najmniej zafascynowany. – Sam już
nie jestem pewien, co o tym sądzić… Ale najważniejsze jest to, że Elena
wróciła, tak?
–
Oczywiście.
Esme drgnęła,
wyraźnie zaniepokojona myślą, że mogłoby być inaczej. Ali wolała nie
zastanawiać się nad tym, jak ta kobieta zareagowała, kiedy na jej oczach sama
Isobel pokusiła się o zabicie dziewczyny. W zasadzie sama do tej pory
błogosławiła fakt, że nie była przy tym obecna, nawet jeśli koniec końców
wszystko wróciło do normy… Cóż, teoretycznie, bo zmartwychwstanie Eleny
zdecydowanie nie było normalne.
Na dłuższą
chwilę zapanowała cisza, która z miejsca sprawiła, że Alessia poczuła się
co najmniej nieswojo. Z wahaniem spojrzała na brata, nagle zaczynając
wątpić w to, czy to był najlepszym moment na jakiekolwiek odwiedziny.
Damien jedynie wzruszył ramionami, myślami wydając się być gdzieś daleko,
zresztą jak od chwili, w której zdecydowali się tutaj przyjść. Wciąż nie
wytłumaczył jej w czym rzecz, uparcie milcząc i ograniczając się
wyłącznie do lakonicznego stwierdzenia, że Elena mogła znać odpowiedź na
dręczące go pytania. Ali sama była ciekawa, co takiego stało się w pokoju
Liz, ale patrząc na to, co działo się teraz, szczerze wątpiła, żeby akurat ta
dziewczyna była priorytetem.
–
Przyszliście razem… Widzieliście, co się stało? – Pytanie Carlisle’a skutecznie
wyrwało ją z zamyślenia, więc poderwała głowę, by móc na wampira spojrzeć.
– Pewnie
to, co powiedziała… O Hunterze i tak dalej – stwierdziła, zakładając
ramiona na piersiach. – Swoją drogą, to nie wygląda dobrze. Hunter to
największy dupek z nich wszystkich – dodała z rozbrajającą wręcz
szczerością.
– Ali…
Jedynie
wywróciła oczami. Zupełnie jakby język, którym się posługiwała, był w tym
wszystkim najważniejszy!
– Mówię
poważnie – obruszyła się. – Rafael zawsze trzymał ich w ryzach, ale to
Hunter był od brudnej roboty. Jeśli Isobel zależało na cierpieniu ofiar albo…
bardziej brutalnym rozwiązaniu spraw – przyznała niechętnie – to zawsze padało
na niego. To znaczy… No, wszystkie demony są niebezpieczne, ale to Hunter
najbardziej zapadł mi w pamięć. Rafael zawsze był bardziej wyrachowany i… –
Urwała, po czym nieznacznie potrząsnęła głową, zwłaszcza podchwyciwszy
przerażone spojrzenie Esme. Cóż, może mówienie w ten sposób o niekonieczni
chcianym zięciu faktycznie nie było najlepszym pomysłem. – Nieważne. Wiecie, co
mam na myśli.
– To, że
podczas gdy reszta wykonywała rozkazy, Hunterowi niesienie bólu dodatkowo
sprawiało przyjemność – podsunął usłużnie Damien. – No i jest ważny, tak
jak i Mira. Powiedziałbym, że reszta to tylko pionki, a już zwłaszcza
ci, którzy nie przybrali ludzkiej formy.
– Tak…
Raczej o to mi chodziło – powiedziała, po czym wzruszyła ramionami. –
Dzięki, braciszku.
Mimowolnie
pomyślała o tym, jak wiele razy sama wpadała kłopoty, również wtedy, gdy
zdarzało jej się podpaść demonom. Pamiętała zwłaszcza tego jednego, którego
imienia nawet nie zdążyła poznać, a który okazał się zbyt śmiały i całkowicie
obojętny na to, że wówczas pozostawała wierna Isobel. Gdyby nie Lawrence, sprawy
mogłyby skończyć się naprawdę różnie, co jedynie utwierdziło Alessię w przekonaniu,
że demony były niebezpieczne – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Dobrze
pamiętała krzyki i deszcz krwi, kiedy te istoty mordowały przy każdej
możliwej okazji. Tak czy inaczej, nie mogła zaprzeczyć, że jak w przypadku
większości chodziło o rozkazy albo instynkt, Rafael, Miriam czy raczej
Hunter wydawali się kierować czymś innym, na swój sposób o wiele bardziej…
charakterystyczni.
– Hunter
już wcześniej był problemem. Mam wrażenie, że Elena nie powiedziała nam
wszystkiego, ale to może zaczekać – stwierdził w zamyśleniu Carlisle. Ali
odniosła wrażenie, że zachowanie spokoju kosztowało go o wiele więcej
energii, aniżeli był skłonny przyznać. – To może zaczekać… Czy coś się stało? –
zapytał wprost, w pośpiechu zmieniając temat.
– Chyba…
Nie wiem. – Wzruszyła ramionami, początkowo sama niepewna, czy dokładanie sobie
problemów ma jakikolwiek sens. Ostatecznie doszła do wniosku, że i tak nie
mieli wyboru, zwłaszcza że Damien od chwili wyjścia z domu Shannon wydawał
się co najmniej zdeterminowany. – Liz i Damien mają… problemy łóżkowe? –
wypaliła, a chłopak aż się zapowietrzył, zwracając w jej stronę tak
gwałtownie, że dla pewności cofnęła się o krok, woląc trzymać się na
bezpieczną odległość.
– Poszłaś
ze mną, żeby mnie dobić? – wycedził przez zaciśnięte zęby. Sama nie była pewna,
jakim cudem zdołała wysilić się na blady uśmiech.
– Raczej
dlatego, że się martwię – stwierdziła przepraszającym tonem. – Już się zamykam.
Mruknął coś
w odpowiedzi, wyraźnie nie czując się lepiej dzięki jej deklaracji.
Podejrzewała, że gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno miałby ją na sumieniu, a to
bez wątpienia o czymś świadczyło. Kto jak kto, ale Damien był bardziej
cierpliwy – przynajmniej w większości przypadków, ale najwyraźniej sprawy
miały się inaczej, kiedy chodziło o Elizabeth. Mogła się tego spodziewać,
tym bardziej że na własnej skórze mogła doświadczyć troski, którą otaczał
każdego, kto był dla niego ważny. Od samego początku wiedziała, że jego
wybranka będzie mogła czuć się bezpieczna, wręcz modląc się o to, żeby
dziewczyna kiedyś się pojawiła – i to zwłaszcza po tym, jak ich relacje
chyba jedynie cudem unormowały się przed powrotem Isobel.
Damien tego
potrzebował, co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości. Sęk w tym, że
żadne z nich nie przewidziało, że ostateczny wybór padnie na córkę łowców,
na dodatek prześladowaną przez brata. Po czymś takim to, że Liz mogłaby się
dystansować, wydawało się czymś naturalnym, ale…
– Damienie
Licavoli, jeśli sądzisz, że będę ci udzielać porad sercowych, to chyba całkiem
już oszalałeś – padło od strony schodów i to wystarczyło, żeby wyrwać
Alessię z zamyślenia.
Elena
wyglądała na dużo spokojniejszą, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Co prawda
wciąż była blada, a wokół jej oczu dało się dostrzec czerwone ślady,
świadczące o tym, że niedawno płakała, niemniej wyglądała dużo lepiej. W krótkim
czasie zdążyła się przebrać, poza tym najwyraźniej postanowiła ukryć skrzydła,
dzięki czemu wydawała się o wiele normalniejsza. Co prawda Alessia nie
była pewna, czy w przypadku jej kuzynki to słowo w ogóle miało rację
bytu, zwłaszcza przez wzgląd na urodę dziewczyny, ale na pewno łatwiej było
skoncentrować się na kimś, kto nie wyglądał jak zagubiony anioł, który zbłądził
w drodze do nieba.
– Nie
śmiałbym – obruszył się Damien. Wydawał się poirytowany, poza tym – Alessia
była gotowa to przysiąc – wyraźnie się zarumienił. – Chodzi o coś innego,
ale najpierw musielibyście dać mi w końcu dojść do słowa.
Dziewczyna
wywróciła oczami, ale przynajmniej powstrzymała się od komentarza. Wciąż
wydawała się przygnębiona, chociaż dość dobrze wychodziło jej udawanie, że
wszystko jest w porządku. Elena zawsze była dobrą aktorką, a przynajmniej
to przez lata zdążyła zaobserwować Alessia, nieraz mając okazję zaobserwować,
jak jej kuzynka dosłownie owijała sobie innych wokół palca – a już
zwłaszcza mężczyzn. Cóż, najwyraźniej nawet śmierć nie była w stanie
niczego pod tym względem zmienić, ale to było do przewidzenia. Kto jak kto, ale
Elena od zawsze pozostawała charakterem zbyt silnym, by ot tak złagodnieć.
– Lepiej
się czujesz, kochanie? – zapytał Carlisle, niemalże troskliwie spoglądając na
córkę.
Elena jedynie
potrząsnęła głową.
– Dam sobie
radę – stwierdziła lakonicznie. – Potem pogadamy o Hunterze, skoro już
musimy – dodała, bez trudu orientując się, że przemilczenie tej jednej kwestii
nie wchodziło w grę.
–
Oczywiście, że musimy – zareagowała natychmiast Esme. – Ja też czułam krew.
Eleno…
– Och, to
było tylko zadraśnięcie – uspokoiła matkę dziewczyna. – Możecie zapytać
Damiena, jeśli mi nie wierzycie. Powiedzmy, że… demony nie są zbyt subtelne –
dodała wymijająco.
Było coś
dziwnego w sposobie, w jaki wypowiedziała te słowa. Takie wrażenie przynajmniej
odniosła Alessia, chociaż zarazem sama nie była pewna, jak powinna
interpretować słowa i ton kuzynki. Mogła co najwyżej zgadywać, co takiego w tamtej
chwili chodziło Elenie po głowie, tym bardziej że nic nie wskazywało na to, by
dziewczyna zamierzała wnikać w szczegóły.
Elena
przemieściła się, dosłownie materializując przed Damienem. Alessia wcześniej
nie przywiązywała aż takiej wagi ani do ruchów, ani do wyglądu kuzynki od
chwili, w której ta wróciła do życia, a jednak w tamtej chwili
dotarło do niej kilka istotnych szczegółów. Miała wrażenie, że zarówno w tonie,
jak i prezencji kuzynki dostrzega coś nowego – rodzaj charyzmy, której do
tej pory nie był świadoma. Również sama Elena wydawała się inna, bardziej
smukła, pełna gracji i… na swój sposób eteryczna, choć wrażenie to równie
dobrze mogło mieć związek ze skrzydłami, które Ali wciąż miała w pamięci.
Nie miała nawet pewności, czy którakolwiek z ewentualnych zmian była
istotna, zwłaszcza że widywała kuzynkę na tyle rzadko, by zaobserwowanie
jakichkolwiek zmian w jej zachowaniu okazało się niemożliwe.
Kątem oka
zauważyła, że przez twarz Damiena przemknął cień – ledwo zauważalny, ale znała
brata zbyt dobrze, by tak po prostu przeoczyć taki szczegół. Ostatecznie chłopak
nie odezwał się nawet słowem, ale była gotowa przysiąc, że miał swoją teorię na
temat tego, co faktycznie spotkało Elenę. Sama nie była pewna dlaczego do głowy
przyszło jej, że dziewczyna kłamała, ale to nie miało znaczenia. Że niby Rafael mógłby zrobić coś takiego…?,
pomyślała z niedowierzeniem i prawie natychmiast odrzuciła od siebie
taką możliwość. Nie, to nie miało sensu, ale…
– Więc co z Liz?
– odezwała się ponownie Elena, w pośpiechu zmieniając temat. – Dalej nie
wiem, ale jak tak was słucham, to serio zaczynam się martwić.
– Nic jej
nie jest. – Damien westchnął, po czym chcąc nie chcąc ciągnął dalej. –
Widziałem ją kilka godzin temu i… Ehm…
– Poniosło
ich – wtrąciła Alessia. Tym razem spojrzał na nią gniewnie, wydając z siebie
ciche, ostrzegawcze warknięcie, ale i to nie zrobiło na dziewczynie
wrażenia. – No co? Sam mi się przyznałeś – zauważyła przytomnie.
– I tylko
tyle zapamiętałaś z tego, co ci powiedziałem? Alessia…
– O czymkolwiek
planujecie rozmawiać, przestańcie! – Elena wyrzuciła obie ręce ku górze w poddańczym
geście. – Dobra, nie jestem aż taka głupia. Jak znam życie, rudy nie zaliczył i teraz
się żali. Gdzie ten wielki problem, bo jak na razie nie widzę nic niezwykłego? –
zapytała zniecierpliwionym tonem, a Alessia prawie się zakrztusiła,
nieudolnie próbując powstrzymać się od śmiechu.
– Elena…
Dziewczyna
nawet nie zareagowała, słysząc ostrzegawczy ton matki. Nigdy nie była
szczególnie uprzejma, ale tym razem Alessia była w stanie zrozumieć to, że
mogłaby nie mieć nastroju. Co prawda wciąż nie była pewna, co tak naprawdę się wydarzyło,
ale…
– I właśnie
dlatego mam cię za dzieciaka – stwierdził przesadnie wręcz opanowanym tonem
Damien. – Tak się z tobą rozmawia.
– To
cudownie – odparowała bez większego zainteresowania Elena. – Dzięki ci i tak
dalej, ale nie mam cierpliwości do głupot. Jestem… zmęczona.
Ali była
niemalże pewna, że Damien powie coś co najmniej złośliwego, wyraźnie
podenerwowany, ale nic podobnego nie miało miejsca. W zamian coś w spojrzeniu
chłopaka złagodniało, chociaż widać było, że spokój kosztował go coraz więcej
energii. Cokolwiek sobie myślał, zachował wszelakie uwagi dla siebie, co
wyraźni było Elenie na rękę. Ali była wręcz gotowa przysiąc, że Damien na swój
sposób dziewczynie współczuł, jakby podejrzewał coś, czego ona sama mogła co najwyżej
się domyślać.
– Kiedy
byliśmy na balu… Był taki moment, kiedy Aldero musiał wyjść z tobą na
zewnątrz – oznajmił wprost, a brwi Eleny powędrowały ku górze.
– A co
to ma do rzeczy? – rzuciła spiętym tonem, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
– Może
wiele – nie dawał za wygraną Damien. – Kiedy byłem z Liz… W pewnym
momencie po prostu miałem ochotę się na nią rzucić. Wiesz, co mam na myśli?
Nie, tu wcale nie chodzi o to, że nas poniosło – dodał, pośpiesznie
wyrzucając z siebie kolejne słowa. Wciąż wydawał się zażenowany, ale
ostatecznie skupił się przede wszystkim na Elizabeth i tym, co go
dręczyło. – To było… bardziej niespodziewane, bardziej gwałtowne. Zupełnie
jakby Liz miała w sobie coś, co…
– … co cię
prowokowało? – dopowiedziała cicho Elena, tym samym skutecznie zwracając na
siebie uwagę.
Hm, Damien miał racje…, pomyślała
mimochodem Alessia. Wciąż nie była pewna, co tak naprawdę się działo, ale
reakcja kuzynki wystarczyła, żeby szybko zorientowała się, że dziewczyna najpewniej
doskonale rozumiała, co takiego miał na myśli Uzdrowiciel. Co prawda to nadal
niczego nie wyjaśniało, ale…
– O czym
mówicie? – zapytał z wahaniem Carlisle, jednak decydując się wtrącić.
– Dobre
pytanie – stwierdził cicho Damien. – Po prostu tak się zastanawiam… Liz jest
inna i to już od jakiegoś czasu. Nie wiem, co o tym myśleć, ale to naprawdę
nie daje mi spokoju. Dlatego zastanawiam się, czy Elena… też poczuła to co ja,
czy może szukam dziury w całym – wyjaśnił po chwili zastanowienia.
– Nie wiem.
Szczerze powiedziawszy, już niczego nie jestem pewna, Damien. – Dziewczyna
skrzywiła się, po czym z wolna wycofała w stronę schodów. Wydawała
się zmęczona, jednak trudno było jednoznacznie stwierdzić, czy targające nią
emocje w znacznym stopniu wiązały się z przyjaciółką, czy może… czymś
zupełnie innym. – Ale pamiętam, że… drażniła mnie nie tyle Liz, co jej
naszyjnik. Na imprezie miała na szyi dziwny wisiorek…
– Wisiorek?
Elena
wzruszyła ramionami.
–
Powiedziałabym ci więcej, bo akurat dobrą biżuterię rozpoznam wszędzie, ale na
tamten nie mogłam patrzeć. Wtedy o tym nie myślałam, ale… – Urwała, po
czym wzruszyła ramionami. – Wciąż piję krew, a Rafa ciągle mi mówił, że
dopiero wróciłam i jestem wrażliwa. Myślałam, że to przez ludzi… No i wszyłam
z Aldero, a potem sam wiesz, co się stało. Więcej jej się nie
przyglądałam, ale jestem gotowa przysiąc, że to przez ten wisiorek.
– Więc może
chodzi o srebro – zasugerował natychmiast Carlisle. – Nie sądzę, żeby
jakakolwiek biżuteria… Na pewno chodziło o to?
– Mówię
tyle, ile wiem – zniecierpliwiła się Elena. – Srebro też bym teraz wyczuła,
tato. Może nawet bardziej niż wcześniej, ale mniejsza o to. Najwyraźniej
coś jest nie tak z Liz, ale… jakie to tak naprawdę ma teraz znaczeni?
Najprościej i tak byłoby ją zapytać, o ile chciałaby rozmawiać –
powiedziała, ale bez przekonania, zupełnie jakby było jej wszystko jedno.
– Nie
sądzę, żeby chciała rozmawiać… Hm, chyba trochę ją nastraszyłem – przyznał
niechętnie Damien. – Wiemy za to, że coś jest na rzeczy.
– Jej
rodzina to łowcy, nie? To samo w sobie coś sugeruje – zauważyła przytomnie
Alessia. – A swoją drogą… Jak to tak naprawdę wygląda, co Damien? Chodzi
mi o łowców i tak dalej. To znaczy… Nikt świadom tego, jak silne są
wampiry, nie pobiegłby na nie polować. Kiedyś może i próbowano, ale teraz?
Biegają z osinowy kołkami czy jak? – zapytała, bo ta jedna kwestia nie
dawała jej spokoju.
Dzięki
Isabeau znała historię wystarczająco dobrze, by zauważyć, że nikt nigdy nie
wspominał o ludziach, którzy polowaliby na istoty nieśmiertelne. W gruncie
rzeczy śmiertelnicy w znacznym stopniu byli pomijani, co zresztą było do
przewidzenia, skoro wampiry często traktowały ich jako ewentualny posiłek i nic
ponadto. Tak czy inaczej, Alessia nie była w stanie sobie wyobrazić
zorganizowanej grupy, która faktycznie polowałaby na nieśmiertelnych,
prowokowała ich, a jednak zdołała przetrwać lata, dekady a może nawet
całe wieki. Skoro tradycja sięgała pokoleń, wyraźnie związana z Elizabeth i jej
bliskimi, w grę musiało wchodzić coś więcej, a jednak… na pierwszy
rzut oka to po prostu nie miało sensu.
– Nie
sądzę, żeby to działało w ten sposób, Ali – zapewnił ją pośpiesznie
Carlisle. Pamiętała, że jako człowiek faktycznie zajmował się polowaniami,
zresztą tak jak i Lawrence, chociaż nigdy nie wnikała w szczegóły. –
Ludzie byli przesądni, fakt, ale nikt nie odważyłby się zaatakować wampira w pojedynkę.
Oczywiście istniały legendy o kołkach, bieżącej wodzie i tym, co
powinno działać na wampiry, ale… Cóż, długo nikt w to nie wierzył.
Przygotowaliśmy się wystarczająco długo, żeby wiedzieć, czego się spodziewać i gdzie
szukać – wyjaśnił, po czym zawahał się na dłuższą chwilę. – Teraz trochę się
zmieniło, zwłaszcza kiedy pojawiły się inne wampiry, ale wtedy… Sami
rozumiecie. Poza tym wtedy istnienie hybryd również pozostawało jedynie czymś,
co czasem przewijało się przez plotki na temat inkubów.
– To
zabawne, bo babcia Liz przy pierwszym spotkaniu mierzyła do mnie z kuszy –
stwierdził cicho Damien. – I wydawała się wyjątkowo pewna tego, że to
zadziała. Mam wrażenie, że od początku wiedziała kim jestem… Och, no i Elena.
– Nina
celowała do ciebie z kuszy? – powtórzyła z niedowierzeniem
dziewczyna. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, zdradzając zaskoczenie.
Alessia również drgnęła, przez krótką chwilę sama niepewna tego, czy powinna
zacząć się śmiać, czy może martwić. – Uwielbiam tę kobietę… To znaczy
uwielbiałam. – Elena zamilkła, wyraźnie przygnębiona. – Wiecie, co mam na
myśli.
– Tak czy
inaczej, łowcy o których mowa są inni. No i Liz… – Damien zawahał się
na dłuższą chwilę. – Myślałem, że coś wiesz. To twoja przyjaciółka, więc…
– Wiem
tyle, co i ty albo nawet mniej – przerwała mu spiętym tonem Elena. – Mało
rozmawiamy, zwłaszcza w ostatnim czasie. Wiem, że Liz była przygnębiona, a jak
ją znam, to pewnie próbowała się dowiedzieć czegoś więcej… O ile miała
siłę po tym, co zrobił Jason. Informacje o łowcach zaskoczyły ją równie
mocno, co nas wszystkich – dodała, wyraźnie zniecierpliwiona. – Nie wiem, co
się tutaj dzieje, ale nie podoba mi się to. Z Liz też nie zamierzam
rozmawiać, jeśli o to chciałeś prosić, bo ona i tak niczego mi nie
powie. Gdyby chciała, sama przyszłaby się zwierzać… Tak było zawsze. –
Wzruszyła ramionami. – Coś jeszcze, czy mogę w końcu iść do siebie?
Nikt nie odpowiedział,
co Elena ostatecznie musiała uznać za przyzwolenie, żeby się wycofać. Zniknęła
na piętrze, zresztą tak jak i Esme, która w pośpiechu podążyła za
nią, wyraźnie zmartwiona. Alessia nie była pewna, czy wampirzyca miała
jakiekolwiek szanse na to, żeby dotrzeć do córki, ale nie była zaskoczona tym,
że ta mogłaby próbować. Kto jak kto, ale babcia zawsze przejmowała się o wiele
bardziej niż powinna, nie wspominając o tym, że chodziło o jej
dziecko.
Carlisle
odprowadził obie nieśmiertelne wzrokiem, ale sam nie ruszył się z miejsca.
Wydawał się zmęczony, choć w przypadku wampira to zdecydowanie nie powinno
być możliwe, przynajmniej w sensie psychicznym.
– Pierwszy
raz słyszę o klanach łowców, zwłaszcza takich jak rodzina Liz. To, o czym
rozmawialiście z Elena… – Wampir zawahał się na dłuższą chwilę. – Może
powinniśmy spróbować poszukać informacji na własną rękę. Ostatnio dużo się
dzieje, ale jeśli to dla ciebie ważne…
– Albo –
wypaliła pod wpływem impulsu Alessia – możemy zapytać Rufusa. Nawet jeśli nie
wie, to pewnie coś wymyśli, byleby tylko się do tego nie przyznać – stwierdziła
z przekonaniem.
Cóż, o ile
wujek w pierwszej kolejności nie spróbowałby ich zabić, to zdecydowanie
miało szansę zadziałać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz