Lucas
Miał wrażenie, że Rufus zabije
go przy pierwszej okazji. W zasadzie był tego absolutnie pewien, ale nie
potrafił zachować się inaczej i tak po prostu odmówić Claire. Tęsknił za
nią, dziewczyna zresztą wydawała się wystarczająco przygnębiona i zdeterminowana,
by chcąc nie chcąc musiał jej ustąpić. Obawiał się, że gdyby postąpił inaczej,
pół-wampirzyca tak czy inaczej znalazłaby sposób, żeby postawić na swoim, być
może udając się do domu Gabriela i Renesmee na własną rękę, a to
zdecydowanie nie skończyłoby się dobrze.
Z uwagą
obserwował Claire, wciąż nie będąc w stanie oswoić się z myślą, że ta
znajdowała się tuż obok. Zdążył się za nią stęsknić o wiele bardziej, niż
do tej pory sądził, zwłaszcza mając ją przy sobie świadom tego, jak bardzo
potrzebował jej bliskości. Będąc u Rosalee prościej przychodziło mu
udawanie, że to tak naprawdę nie ma znaczenia, być może dlatego, że wtedy mógł
wmówić sobie, że dziewczynie nie groziło niebezpieczeństwo. Teraz wszystko się
zmieniło, a Lucas tym bardziej czuł się za Claire odpowiedzialny, gotów
zrobić… w zasadzie cokolwiek, byleby nabrać pewności, że nie spotka ją nic
złego. Jeśli to oznaczało, że miał pozwolić, żeby zobaczyła się z młodą,
dopiero co przemienioną wampirzycą, podczas tego spotkania robiąc za jej
ochroniarza, to w porządku – jak najbardziej mógł na to przystać.
Oboje
milczeli, ale nie odebrał tego jako coś niewłaściwego. Przy Claire milczenie
zawsze było proste, a przynajmniej nigdy nie miał wrażenia, by
którekolwiek z nich musiało zmuszać się do wspólnego przebywania albo
trwania w ciszy. Taki stan rzeczy jak najbardziej wydawał się wampirowi
znośny, wręcz pożądany, choć zarazem nie mógł pozbyć się wrażenia, że istniało
bardzo wiele kwestii, o których powinni porozmawiać. Takie uczucie
towarzyszyło mu nie raz, w zasadzie odkąd tylko sięgał pamięcią, dzięki
czemu tym prościej przychodziło mu ignorowanie tego uczucia. Jasne, że istniały
sprawy, które chciał poruszyć – i zarazem nie wyobrażał sobie, że tak po
prostu miałby to zrobić. Nie, kiedy w grę wchodziłyby uczucia, tym
bardziej że Claire… niekoniecznie wydawała się pewne rzeczy rozumieć. W zasadzie
wątpił, by choć podejrzewała, co takiego przez te wszystkie lata chodziło mu po
głowie, traktując go raczej jak dobrego przyjaciela albo brata.
Cholera, to
byłoby nawet urocze, gdyby ograniczenie się do niezobowiązującej znajomości
faktycznie pozostawało tym, czego naprawdę chciał.
Wciąż o tym
myślał, nie po raz pierwszy bijąc się z myślami i próbując
zdecydować, co takiego powinien zrobić. Matt twierdził, że zachowywał się jak
idiota, ale to przecież nie było takie proste. Sprawy z Claire bywały co
najmniej problematyczne, nie tyle przez wzgląd na jej ojca, choć nie sądził, że
kiedykolwiek uzna Rufusa na nieistotny problem. Jakkolwiek by jednak nie było,
największe wątpliwości wzbudzała w nim właśnie Clairie – pod wieloma względami o wiele inteligentniejsza od
niego, ale za to z absolutnym brakiem zrozumienia emocji. Z drugiej
strony, być może sam tworzył sobie problemy, początkowo wmawiając sobie, że zwlekał
przez sytuację – obecność Isobel i to, co z niej wynikało. Później
udawał, że każde z nich potrzebowało czasu na oswojenie się z sytuacją,
a już zwłaszcza dziewczyna, która dopiero co cudem odzyskała rodzinę.
Chciał dać jej czas, żeby przywykła do nowego stanu rzeczy, z kolei teraz…
Och, tym
razem po raz kolejny wszystko było nie tak. Całym sobą czuł, że Claire była
przygnębiona – i to najdelikatniej rzecz ujmując, bo gdyby miał
sprecyzować własne odczucia, powiedziałby raczej, że czuła czyste przerażenie,
nie tylko zamartwiając nieobecnością Layli, ale również obwiniając o coś,
na co tak naprawdę nie miała wpływu. Wciąż nie poznał Marissy, ale po
zachowaniu swojej podopiecznej czuł, że ta była dla niej ważna. Nie przypominał
sobie, by Claire kiedykolwiek przyjaźniła się z kimkolwiek innym prócz
niego, właściwie nie mając okazji znaleźć się w miejscu, które pozwoliłoby
jej na zawarcie jakichkolwiek znajomości, więc tym bardziej mógł wyczuć, że
sytuacja była poważna. Och, to również nie oddawało pełnej powagi sytuacji, ale
na pewno mogło być dobrym powodem, dla którego o wiele rozsądniejszym
wydawało się to, by jednak zwlekać z pewnymi wyznaniami.
Będziesz tak czekać w nieskończoność,
pomyślał mimochodem, przez krótką chwilę mając ochotę wybuchnąć pozbawionym
wesołości, co najmniej histerycznym śmiechem. Zabawne, ale nawet jego
podświadomość brzmiała jak złośliwe przytyki Matta, a to bez wątpienia o czymś
świadczył – chociażby o tym, że wampir miał rację, choć Lucas naturalnie
nie zamierzał wprost tego przyznać.
Odrzucił od
siebie niechciane myśli, na powrót przenosząc wzrok na Claire. Mimo wszystko
miał wrażenie, że dziewczyna w znaczący sposób zmieniła się przez ostatnie
tygodnie, przynajmniej na pierwszy rzut oka wyglądając na bardziej zdecydowaną
albo… zdesperowaną, chociaż to w tamtej chwili nie miało znaczenia. Przez
krótką chwilę obserwował jej profil, wsłuchując się w przyśpieszone bicie
serca i tym sam mogąc zauważyć, że była coraz bardziej spięta. Co prawda
starała się tego nie okazywać, ale…
– Hej,
wszystko w porządku? – rzucił, nie mogąc się powstrzymać. Dziewczyna
drgnęła, po czym przeniosła na niego wzrok, wyraźnie zdezorientowana. –
Wyglądasz tak, jakbyś za chwilę miała wyjść z siebie i stanąć obok –
przyznał zgodnie z prawdą.
– Nic mi
nie jest – zapewniła, ale musiałby być głuchy i ślepy, żeby uwierzyć w jawne
kłamstwo.
Nie
skomentował jej zachowania nawet słowem, w zamian bez pośpiechu
przesuwając się w taki sposób, by uspokajającym gestem móc chwycić
dziewczynę za rękę. Nie wyrwała mu się, jak zwykle zresztą pozwalając na to,
żeby jej dotykał. To było naturalne – wzajemna bliskość, przytulanie i niewinne
gesty, które dla niego znaczyły o wiele więcej, niż Claire mogłaby
podejrzewać. Zwłaszcza w takich chwilach pragnął czegoś więcej, jednocześnie
aż nazbyt pewny, że łącząca ich relacja była wręcz zadziwiająco krucha i łatwa
do zniszczenia. Sama Claire taka była – po prostu delikatna i niegotowa na
nic więcej, a przynajmniej Lucas zawsze spoglądał na nią w taki
właśnie sposób. Chwilami zastanawiał się, czy przypadkiem nie popełniał takim
myśleniem błędu, ale to było od niego o wiele silniejsze, nie dając
wampirowi szansy na ruszenie się z miejsca, niezależnie od tego, jak
bardzo by tego chciał.
– Jasne… –
Wysilił się na blady, przynajmniej z założenia kojący uśmiech. Po wyrazie
twarzy dziewczyny trudno było stwierdzić, czy jego starania przynosiły
jakikolwiek skutek, ale usiłował o tym nie myśleć, w zamian z uporem
udając, że wszystko było w porządku. – Matt pewnie już jest na miejscu. Z twoją
przyjaciółką… Po prostu będzie w porządku – stwierdził, chociaż to
brzmiało jak nic nieznaczące słowa; zwykłe frazesy, które tak naprawdę nie
gwarantowały niczego.
– Tak… Bo
to przecież takie łatwe – rzuciła z powątpiewaniem, nie kryjąc
sceptycyzmu.
Wampir jedynie
westchnął.
– Teraz i tak
niewiele możemy zrobić – zauważył przytomnie. Chciał ją pocieszył, ale
jednocześnie czuł, że pod tym względem o wiele lepiej będzie postawić na
szczerość. – Co nie znaczy, że nie może być w porządku – dodał
pośpiesznie.
– Boję się
tego, jak zareaguje na mój widok – przyznała z wahaniem Claire. Miał
wrażenie, że starannie analizowała każde kolejne słowo, być może obawiając się,
że mógłby zechcieć zawrócić, gdyby powiedziała za dużo.
Ja z kolei boję się twojego ojca… Na
pewno się ucieszy, jeśli ktoś mu powie, że zabrałem cię na wycieczkę do nowo
narodzonej, nie?
Zacisnął
usta, woląc zachować złośliwości dla siebie. Zwykle powstrzymywał się przy
Claire od sarkazmu, w obecnej sytuacji tym bardziej woląc trzymać język za
zębami. Już i tak była zmartwiona, nie tylko słowami, ale przede wszystkim
zachowaniem komunikując, że obawiała się tego, co mogłoby nastąpić – i to
nie tylko w związku ze spotkaniem z Marissą. Dobijanie jej w choćby
najbardziej niewinny, niekoniecznie świadomy sposób, zdecydowanie nie wchodziło
w grę.
– Wiesz
dobrze, że nie dam cię skrzywdzić – zapewnił, a Claire poruszyła się
niespokojnie.
– Nie to
miałam na myśli – obruszyła się.
– Ale o tym
też powinna pamiętać – stwierdził zgodnie z prawdą. – To wampirzyca.
Pragnienie nie działa na zasadzie sentymentów, chociaż…
– Wiem
dobrze, w jaki sposób działa instynkt – przerwała mu cierpko. Uniósł brwi,
co najmniej zaskoczony jej tonem, jednak i tego zdecydował się nie
komentować, zwłaszcza, że Claire prawie natychmiast wydała z siebie
przeciągłe westchnienie, wyraźnie zmęczona sytuacją. – Przepraszam. Ja po
prostu… Nie jestem głupia, w porządku? Nie wierzę w to, że Issie w cudowny
sposób zyska samokontrolę, kiedy mnie zobaczy, zresztą…
Urwała, po
czym wzruszyła ramionami. Wyglądała na przygnębioną – i to najdelikatniej
rzecz ujmując – czego zresztą był świadom już właściwie od chwili, w które
dołączył do niej w sypialni. Po raz kolejny w najzupełniej machinalny
sposób przygarnął ją do siebie, pozwalając żeby ufnie się w niego wtuliła.
Kiedy przystanęli, przez myśl przeszło mu, że bezmyślne tkwienie w samym
środku ciemnego lasu nie jest najszczęśliwszym pomysłem, biorąc pod uwagę
ostatnie wydarzenia, ale prawie natychmiast odrzucił od siebie tę myśl. Byli
blisko celu, zresztą wyczułby, gdyby w okolicy znajdował się jakikolwiek
intruz… A przynajmniej miał taką nadzieję, całym sobą zdając się na
wyostrzone zmysły oraz instynkt, który w przeszłości wielokrotnie go
ratował.
– Okej… Jak
wspomniałem, będzie dobrze – powtórzył z uporem, wplatając palce w ciemne
włosy Claire. Czuł przyjemną słodycz jej krwi, jakże charakterystyczną i znajomą,
zwłaszcza dla kogoś, kto znał ją praktycznie od dziecka. Co prawda wyczuwał
jeszcze jedną, dziwną nutę, która kojarzyła mu się z lasem, piżmem albo jeszcze
czymś innym i nie do końca przyjemnym dla kogoś o wrażliwym węchu,
ale z drugiej strony… Och, jakie to właściwie miało znaczenie? – Wiesz, że
nie musimy tam iść, jeśli nie chcesz? Jesteś bardzo spięta, a my… Cóż,
wampiry to czują. Nie sądzę, żeby ta twoja przyjaciółka chciała, żebyś aż tak
zadręczała się z jej powodu.
– Łatwo ci
mówić… – Po tonie Claire trudno było stwierdzić, co tak naprawdę myślała o całej
sytuacji. – Ja… Nie, nie chcę wracać – wrzuciła z siebie na wydechu,
prostując się niczym struna. Pozwolił, żeby wyślizgnęła się z jego
uścisku, ale wciąż trzymał ją za rękę. – Poradzę sobie. Potrzebuję po prostu
chwili, żeby nad sobą zapanować.
Skinął
głową, aż nazbyt świadom, że ten czas jak najbardziej miał się jej przydać. Dla
pewności raz jeszcze rozejrzał się dookoła, ale wyraźnie czuł, że byli z Claire
sami, jeśli oczywiście nie liczyć sposobu, w jaki las na co dzień tętnił
życiem. Nie zmieniało to jednak faktu, że byli bezpieczni, a przynajmniej
Lucas nie wyobrażał sobie, że cokolwiek istotnego mogłoby mu umknąć.
Claire
zastygła w bezruchu, milcząca i przez dłuższą chwilę skoncentrowana
przede wszystkim na oddychaniu. Był w stanie zauważyć, że się trzęsła,
wyraźnie zaniepokojona nadchodzącym spotkaniem, ale tym razem nie skomentował
tego nawet słowem, podejrzewając w jaki sposób by zareagowała. Nie miał
pewności, czy postępował słusznie, zgadzając się żeby aż tak ryzykowała, ale to
w tamtej chwili już i tak nie miało znaczenia. Byli zbyt blisko celu,
zaś zachowanie dziewczyny dość jednoznacznie dało mu do zrozumienia, że
niezależnie od wszystkiego nie zamierzała się wycofać. Nie był pewien czy to
dobrze, czy może wręcz przeciwnie, ale i nad tym wolał się nie
zastanawiać. Być może to zachodziło na egoizm, ale liczyło się dla niego przede
wszystkim to, czego chciała Claire… A skoro sprowadzało się do to podjęcia
ryzyka, czemu nie?
– Dziękuję.
Z
opóźnieniem przeniósł wzrok na dziewczynę, co najmniej zaskoczony jej słowami.
Ich spojrzenia się spotkały – lśniące, błękitne tęczówki i jego własne, intensywnie
czerwone. Nawet nie drgnęła, przyzwyczajona zarówno do tego widoku, jak i bliskości
kogoś, kto okazyjnie mógłby pić ludzką krew.
– Jeszcze
nic nie zrobiłem – zauważył przytomnie, ale Claire tylko potrząsnęła głową.
– Ale nie
zamknąłeś mnie w pokoju – powiedziała, po czym wysiliła się na blady
uśmiech. – Nie wiem czy przekonałabym do tego samego Setha. To znaczy… Mam
wrażenie, że on nie zgodziłby się, żebym spotkała się z Issie – dodała po
chwili zastanowienia.
–
Oczywiście, że ja… – Urwał, dopiero po chwili przyswajając sobie jej pełną
wypowiedź. – Chwila… Kim jest Seth?
Claire nie
odpowiedziała od razu, co z miejsca dało mu do myślenia. Kiedy do tego
wszystkiego – był wręcz skłonny to przysiąc! – zmieszała się i zarumieniła,
Lucas nabrał pewności, że coś było na rzeczy. Co więcej, całym sobą czuł, że
to, co dziewczyna miała mu do zakomunikowania, zdecydowanie nie przypadnie mu
do gustu.
– To…
trochę skomplikowane – przyznała, ostrożnie dobierając słowa. – Pamiętasz, że
Nessie przyjaźniła się ze zmiennokształtnymi, prawda?
– No…
Pamiętam, że trochę się denerwowałaś, kiedy tamta dwójka biegała po tunelach –
powiedział po chwili zastanowienia.
Pamiętał
Jacoba i Shelby, chociaż nie miał z nimi szczególnie dużo do
czynienia. Najbardziej jednak zapamiętał fakt, że gdyby nie krew tej drugiej,
Claire najpewniej nie przeżyłaby spotkania z wilkołakami w hotelu.
Jakkolwiek by jednak nie było, w pamięci miał również to, że dziewczyna
dosłownie wpadła w histerię za każdym razem, kiedy w zasięgu jej
wzroku pojawiało się coś, co choć trochę przypominało te istoty. Co więcej, to
nadal nie wyjaśniało sensu pytań, które mu zadawała, tym samym wzbudzając w wampirze
jeszcze silniejsze wątpliwości.
Dziewczyna
cicho westchnęła, po czym przeczesała palcami ciemne włosy. Wyglądała na
zmartwioną, co w zasadzie nie było niczym nowym, przynajmniej w ciągu
ostatnich godzin.
–
Zmiennokształtni… Cóż, mówiłam, że trochę się zmieniło – przypomniała mu cicho.
Uniósł brwi, jednocześnie rzucając jej naglące spojrzenie, tym bardziej, że
wciąż nie tłumaczyła mu najważniejszego. – Już… mniej się boję.
– To chyba
dobrze, prawda?
Wzruszyła
ramionami.
– Chyba
tak, chociaż tata nie był zachwycony tym, jak do tego doszło. To znaczy… Omal
nie dostałam zawału, kiedy Nessie przyjmowała gości i okazało się, że są…
No, sam wiesz. – Zamilkła, wydając zastanawiać się nad tym ile powinna mu
powiedzieć. Skinął głową, próbując dać jej do zrozumienia, że wszystko rozumie…
Przynajmniej teoretycznie. – Z tego, co zrozumiałam, dziadek Renesmee
spotyka się z kobietą, która ma związek ze zmiennokształtnymi. Planują
ślub. – Wysiliła się na blady uśmiech. – Nie do końca świadoma integracja
międzygatunkowa.
– Wszystko
pięknie, ale dalej nie powiedziałaś mi kim jest Seth – przypomniał, nie mogąc
się powstrzymać.
Claire
rzuciła mu przelotne, niepewne spojrzenie.
– Synem tej
kobiety – powiedziała w końcu, a on zapragnął nerwowo się roześmiać.
Dlaczego miał wrażenie, że to wciąż nie wszystko?
– I…?
Tym razem
już nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, że się zarumieniła. Był w stanie
to zauważyć nawet w panujących dookoła ciemnościach, choć naturalnie
zostawił te spostrzeżenia dla siebie.
– Można
powiedzieć, że się spotykamy – wypaliła tak szybko, że początkowo ledwo był w stanie
ją zrozumieć.
Otworzył i zaraz
zamknął usta, dziwnie oszołomiony. Początkowo nie zrozumiał, a może po
prostu nie chciał, to jednak nie miało znaczenia. Liczyło się przede wszystkim
to, że chwilę później poczuł się dosłownie tak, jakby ktoś zdzielił go czymś
ciężkim po głowie, chyba jedynie cudem nie ścinając z nóg. Spodziewał się
naprawdę wielu rzeczy, ale na pewno nie czegoś takiego i…?
– Co?! –
wyrwało mu się.
Jego głos
zabrzmiał dziwnie, wręcz nienaturalnie wysoki i piskliwy. Do tej pory nie
przypuszczał nawet, że będzie w stanie wydać z siebie podobny dźwięk,
jednak to zeszło gdzieś na dalszy plan. Czuł, że Claire go obserwowała, wciąż
spięta, a teraz do tego wszystkiego wyraźnie zaskoczona – czy to jego
reakcją, czy też tym, że dosłownie zatoczył się, wpadając na najbliższe drzewo.
Instynktownie przytrzymał się pnia, chociaż prawda była taka, że miał ochotę
porządnie w niego uderzyć, najpewniej tym samym kończąc życie dającego mu
oparcie drzewa. Sam nie był pewien, w jaki sposób udało mu się przed tym
powstrzymać, ale niejako nie miał wyboru, tym bardziej, że wtedy zdecydowanie
nie wytłumaczyłby dziewczynie swojej reakcji.
Och, byłoby
bardzo miło, gdyby przynajmniej sobie potrafił ją uzasadnić, ale…
– Lucas? –
Głos Claire doszedł go jakby z oddali. Czuł, że wciąż mu się
przypatrywała, wyraźnie zmartwiona. – Powiedziałam coś nie tak? Ja…
– Co…? Nie…
– zapewnił pośpiesznie, z opóźnieniem jednak będąc w stanie wyrzucić z siebie
przynajmniej tych kilka słów. – Jasne, że nie. Po prostu mnie zaskoczyłaś i… –
Zaśmiał się nerwowo, w całkowicie pozbawiony wesołości sposób. – Ehm…
Mogłabyś powtórzyć, proszę?
– Nabijasz
się ze mnie? – zapytała spiętym tonem, kolejny raz wytrącając go z równowagi.
Nie miał
pojęcia, dlaczego akurat to przyszło jej do głowy, a tym bardziej dlaczego
brzmiała na aż tak bardzo zaniepokojoną. W innym wypadku poczułby ulgę, po
tonie Claire poznając, że nade wszystko zależało jej na jego opinii, ale w tamtej
chwili nie potrafił się ani skoncentrować, ani tym bardziej zdobyć na
odpowiedź, która wydałaby się właściwa. Prawda była taka, że miał ochotę
przygarnąć ją do siebie, porządnie potrząsnąć, a potem poprosić, żeby
oznajmiła, że to wyłącznie marny żart – że naigrywała się z niego i…
Z tym, że
to była Claire, a jej poczucie humoru wyglądało zupełnie inaczej.
Pomijając to, czy w ogóle je miała (chwilami miał wątpliwości, chociaż
nigdy nie powiedział tego wprost), zdecydowanie nie próbowałaby kłamać w tak
istotnej kwestii. Fakt, że wyglądała na tak zmieszaną, że chyba jedynie cudem w ogóle
była w stanie się odezwać, również okazał się dość wymowny, a jakby
tego było mało… Cholera, sam również nie ułatwiał – z tym, że zachowanie
spokoju i udawanie, że nie widzi najmniejszego problemu w zaistniałej
sytuacji, jawiło się Lucasowi jak jakiś marny żart.
– Jasne, że
nie. Ale… Co proszę? – Z niedowierzaniem pokręcił głową. Czuł, że zaczyna
bredzić od rzeczy, ale nie mógł się powstrzymać, zbyt oszołomiony, by zdobyć
się na jakąkolwiek, choć po części normalną rozmowę. – Claire, jak…?
– To…
skomplikowane – przyznała, po czym wzruszyła ramionami. – Sama się jeszcze w tym
gubię.
– Ale on…
Dziewczyna
westchnęła.
– Przemienia
się w wilka. Tak, też byłam zszokowana, ale… teraz czuję się z tym
lepiej. A to chyba dobrze, że w końcu poradziłam sobie po tym jak
Dean… Prawda? – zauważyła przytomnie, rzucając mu niemalże błagalne spojrzenie.
Otworzył i zaraz
zamknął usta, sam niepewny, co takiego powinien powiedzieć, żeby nie zrobić z siebie
idioty. Co prawda miał wrażenie, że już na to za późno, ale mimo wszystko…
–
Oczywiście – wykrztusił w końcu, z trudem przymuszając się do bladego
uśmiechu. – Ja po prostu… Hej, mogę zapytać cię o coś osobistego? –
wypalił, chociaż nie miał pojęcia, czy faktycznie chciał poznać odpowiedź.
– Tak
sądzę. – Claire podejrzliwie zmrużyła oczy. – Jakiś dziwny jesteś – zauważyła
mimochodem, a Lucas zapragnął uderzyć głową w najbliższe drzewo, aż
nazbyt świadom tego, że zachowywał się w co najmniej niedorzeczny sposób.
– Wydaje ci
się – zapewnił, choć i to zabrzmiało jak kłamstwo. – Zresztą nie o to
chodzi. Ty… Jesteś teraz szczęśliwa, nie? Oczywiście pomijając to… Sama wiesz.
–
Zrozumiałam. – Wciąż uważnie się w niego wpatrywała, ale ostatecznie nie
skomentowała sytuacji nawet słowem. – Tak… Tak sądzę. Seth do niczego mnie nie
zmusza, a ja… raczej jestem szczęśliwa – dodała w zamyśleniu.
– I…
kochasz go?
O dziwo,
Claire wyraźnie się zawahała.
– Nie wiem –
przyznała w końcu, nagle jeszcze bardziej zmieszana. – Dziwne, prawda? Ale
nie mam pojęcia kiedy i jak… Wiem jedynie, że jest dla mnie ważny –
powiedziała i coś w tych słowach sprawiło, że Lucas poczuł się
jeszcze gorzej.
Od samego
początku wiedział, że zwlekanie nie było najlepszym pomysłem, a jednak
wciąż czekał…
Teraz z kolei
miał wrażenie, że tak naprawdę przez te wszystkie lata na własne życzenie marnował
czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz