11 kwietnia 2017

Sto pięćdziesiąt cztery

Claire
Lucas zachowywał się dziwnie – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Była tego świadoma, na wszystkie możliwe sposoby próbując nadążyć za nim, jego zachowaniem i wszystkim tym, co działo się wokół niej. Co prawda znamienitą większość jej uwagi pochłaniała perspektywa spotkania z Marissą, w równym stopniu wzbudzając w Claire wątpliwości, co i swego rodzaju podekscytowanie, ale to nie okazało się kwestią na tyle pochłaniającą, by przestała zwracać uwagę na cokolwiek innego.
Wciąż nie była pewna, co takiego sądzić o rozmowie, którą dopiero co odbyli na temat Setha. Jedno wydawało się oczywiste – na pewno zdołała zszokować Lucasa, co zresztą było do przewidzenia. Choć nie chciała tego przyznać, prawda była taka, że prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek weszłaby w jakikolwiek związek, przez te wszystkie lata pozostawało znikome. Nie chodziło nawet o Rufusa, bo choć jego nadopiekuńczość chwilami komplikowała sprawy, prawdziwy problem leżał w niej, a także w tym, jak bardzo czuła się nieprzystosowana. Zwłaszcza po tym, jak pozwoliła Deanowi się oszukać, zaufanie komukolwiek innemu, a już w szczególności mężczyźnie, bez wątpienia mogło okazać się problematycznie.
Cóż, Seth dosłownie spadał jej z nieba. Co więcej, sama wyraźnie czuła, że zdołał do niej dotrzeć, nie tylko przez wzgląd na to, że już nie uciekała przed nim z wrzaskiem – i to niezależnie od postaci, w której aktualnie przebywał. Zwłaszcza po tym jak przełamała się na tyle, by przebywać z wilkiem, mogła chyba założyć, że jest w porządku. Co więcej, nieustannie do chłopaka lgnęła, nie wyobrażając sobie, że teraz mogłaby się wycofać, z kolei teraz, kiedy w rozmowie z kimś tak ważnym jak Lucas ubrała sytuację w odpowiednie słowa…
Ona i Seth się spotykali – i to w dość znaczącym sensie, co również wydało się dziewczynie istotne. Wcześniej nie zastanawiała się nad tym, czy to oznaczało, że miała szansę chłopaka pokochać, a tym bardziej czy już do tego doszło, ale po pytaniu Lucasa…
Och, w gruncie rzeczy sama już nie była niczego pewna. Miała mętlik w głowie, wciąż ucząc się zarówno przebywania z Sethem, jak i tym, co to ze sobą niosło. Wzajemna bliskość, pocałunki i świadomość, że w każdej chwili mogła wpaść chłopakowi w ramiona, żeby poczuć się bezpieczniej… To chwilami nadal do niej nie docierało, choć przecież było dla Claire aż tak bardzo istotne. Miała wrażenie, że gdyby nie wpojenie, jeszcze długo nie zdobyłaby się na to, żeby dopuścić do siebie kogokolwiek. Co więcej, mogła nabrać pewności, że ta relacja była szczera – w końcu kto jak kto, ale Seth nie miał żadnego powodu, dla którego miałby ją skrzywdzić. Wręcz przeciwnie, bo jeśli dobrze zrozumiała, doprowadzenie do jej nieszczęścia stanowiłoby wręcz bolesne, niedopuszczalne doświadczenie dla kogoś takiego jak on.
Z jej strony to również było jak najbardziej szczere, a przynajmniej to przez cały ten czas sobie powtarzała. Już jakiś czas temu ustaliła, że nie chodziło o litość, ale coś, czego naprawdę pragnęła. Co prawda wciąż była ostrożna, chwilami samej sobie nie potrafiąc wytłumaczyć, czego tak naprawdę chciała, ale mimo wszystko…
Z tym, że do tej pory ani razu nie zastanawiała się nad tym, czy w grę wchodziła miłość. Nie była nawet pewna, czy wie, co to tak naprawdę oznacza, zwłaszcza, że jednym było opisanie uczuć, które żywiła względem rodziny, a określeniem czegoś zupełnie nowego i dotychczas jej nieznanego. Na pewno Seth był dla niej ważny, a ona chciała spróbować dać szansę temu, co działo się pomiędzy nimi. On również nie naciskał, co przyjmowała z ulgą, mając poczucie, że wszystko toczyło się właściwym, jak najbardziej akceptowalnym tempem.
– Chyba jesteśmy na miejscu, nie? – Głos Lucasa wyrwał ją z zamyślenia. Drgnęła, po czym przeniosła wzrok na wampira, myślami wciąż przy emocjach i wszystkim tym, czego nie rozumiała. Gdyby sytuacja była inna, mogłaby spróbować porozmawiać z mamą, dokładnie tak jak zaraz po tym, jak dowiedziała się o wpojeniu, ale teraz… – Nie zmieniłaś zdania?
– Jestem tutaj – zauważyła przytomnie.
Co prawda to niczego nie tłumaczyło, a już na pewno nie sprawiało, że czuła się choć odrobinę mniej spięta, ale próbowała o tym nie myśleć. W zamian z uporem wmawiała sobie, że dobrze wie czego chce i w jaki sposób zamierzała to osiągnąć. Przez cały ten czas zastanawiała się, co takiego powinna zrobić z Marissą, pragnąć przynajmniej spróbować ją przeprosić, więc teraz tym bardziej nie zamierzała sobie pozwolić na tchórzostwo – i to niezależnie od tego, jak bardzo zaniepokojona się czuła. Gdyby do tego wszystkiego wiedziała, czego tak naprawdę powinna się spodziewać…
Lucas skinął głową, nie próbując ani dyskutować, ani przekonywać jej do zmiany decyzji. Była mu za to wdzięczna, ale i tak zmierzyła wampira pełnym powątpiewania spojrzeniem, wciąż mając wrażenie, że coś jest nie tak. Zauważyła to już w chwili, w której powiedziała mu o Secie, aż nazbyt świadoma tego, że coś zmieniło się w atmosferze, która panowała pomiędzy nią a jej towarzyszem. Znała Lucasa, a przynajmniej sądziła, że przyjaźnili się wystarczająco długo, by była w stanie zauważyć różnice w jego zachowaniu. Wiedziała również, kiedy nie mówił jej wszystkiego, a tym bardziej zaczynał być nerwowy, nieudolnie próbując kryć się za uśmiechami i zapewnieniami, które pozostawały ni mniej, ni więcej, ale po prostu fałszem. Mogła się tego doszukać zarówno w poszczególnych gestach, jak również spojrzeniu znajomych, rubinowych tęczówek – z tym, że za żadne skarby nie potrafiła tego zinterpretować, a tym bardziej zrozumieć.
Zawahała się, przez krótką chwilę mając ochotę go o to zapytać. Jeśli coś było na rzeczy, zdecydowanie mógł jej o tym powiedzieć, nawet jeśli nie byłaby w stanie mu pomóc. On zawsze był i słuchał, kiedy tego potrzebowała, samą tylko bliskością sprawiając, że czuła się lepiej. Skoro tak, być może w końcu mogłaby mu się odwdzięczyć, chociaż z drugiej strony…
– Zrobiłam coś nie tak? – wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Lucas spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy, tym samym jeszcze bardziej dziewczynę dezorientując. Westchnęła cicho, nie kryjąc frustracji spowodowanej tym, że niemalże na każdym kroku doświadczała czegoś, czego nie rozumiała. Kiedyś wszystko wydawało się prostsze, a ona mogła udawać, że wszelakie niezbędne wyjaśnienia znajdzie w książkach, chociaż świat zdecydowanie tak nie działał. Zwłaszcza odkąd opuściła tunele, przekonywała się o tym na każdym kroku – i to w mniej albo bardziej bolesny sposób.
– Co ci przyszło do głowy? – Wampir zamilkł, po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową. – Jasne, że nie. Dlaczego…?
– Dziwnie się zachowujesz – wyjaśniła mu usłużnie, decydując się postawić sprawę jasno. – Póki nie powiedziałam ci o Secie… Albo zaczynam być przewrażliwiona – dodała po chwili wahania.
Nie od razu otrzymała odpowiedź, co jedynie podsyciło odczuwane przez nią wątpliwości. Jeśli faktycznie coś było na rzeczy, a ona nie zwróciła na to uwagi, to zdecydowanie nie świadczyło dobrze o niej jako przyjaciółce. Co prawda wiele się działo, przez co zresztą dopiero co była bliska, żeby wypłakiwać sobie oczy w ramionach Lucasa, ale to przecież jeszcze o niczym nie świadczyło. Co więcej, taki stan rzeczy nie sprawiał, że ewentualne problemy wampira były mniej ważne, tym bardziej, że sytuacja w Mieście Nocy nie tak dawno temu również prezentowała się co najmniej źle.
Przez cały ten czas nawet nie zapytała go o to, jak sprawy miał się z Dimitrem. Co prawda dobrze wiedziała, że król nie zdradził Isabeau, ale mimo wszystko to, że Pavarotti wrócili dopiero teraz…
– O rany… Nie, jasne, że w tym nie ma twojej winy – zreflektował się pośpiesznie Lucas. Nerwowo przeczesał włosy palcami, samymi tylko gestami zaprzeczając temu, że cokolwiek mogłoby być w porządku. – Po prostu mnie zaskoczyłaś. Wiesz, że się o ciebie martwię, prawda? – dodał, a Claire cicho westchnęła. – Nie spodziewałem się, zresztą tyle się dzieje… No i dobrze wiem, co takiego do tej pory myślałaś o wilkach.
Wyrzucał z siebie kolejne słowa w pośpiechu, być może chcąc jak najszybciej przekonać, że nic nie zawiniła, ale i tak poczuła się dziwnie. Obserwowała Lucasa, wciąż mając wrażenie, że nie był z nią do końca szczery, choć zarazem nic nie wskazywało na to, żeby kłamał. To, że z jakiegokolwiek powodu mógłby być na nią zły, również było dla Claire czymś, czego nie potrafiła sobie wyobrazić, nie wspominając o tym, że odkąd tylko sięgała pamięcią, kłótnie z Lucasem się nie zdarzały. Nie tak na poważnie, bo zdecydowanie nie brała pod uwagę momentów, w których robił coś, za co miała ochotę go udusić.
On po prostu był – zawsze, odkąd tylko sięgała pamięcią. I to wydawało się… co najmniej niesamowite.
– Tak… Zawsze mnie chronisz, nie? – zauważyła mimochodem, wysilając się na blady uśmiech. Malutka Claire, którą wszyscy od dziecka prowadzili za rączkę, już chyba z przyzwyczajenia traktując trochę jak dziecko. Nic dziwnego, że po tylu latach Lucas nadal czuł się do czegokolwiek zobowiązany. – W końcu mam talent do wpadania w kłopoty – dodała mimochodem, ledwo powstrzymując nieco gorzki uśmiech.
– Żartujesz sobie? – obruszył się chłopak. – Wiesz, że nie o to chodzi. Ja… Po prostu… – Urwał i zawahał się na dłuższą chwilę. Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim w końcu odezwał się ponownie i wypalił: – Po prostu cię kocham, jasne? To znaczy…
Uniosła brwi, kiedy znowu zaczął się mieszać. Nigdy wcześniej jej tego nie mówił, ale… przecież mogła się domyślić, prawda? Co więcej, to był ten rodzaj miłości, którą potrafiła sobie wyobrazić, zwłaszcza mogąc obserwować Licavolich. Co prawda Lucas nie był jej bratem, ale zachowywał się w ten sposób, więc mogła chyba założyć, że geny niczego nie znaczyły. Pewne rzeczy… po prostu miały miejsce.
– Jasne. Tak jak i ja ciebie – stwierdziła, bo tego jednego była pewna. – Nigdy nie mówiłeś, że… Och, to jest urocze. – Z niedowierzaniem potrząsnęła głową, po czym przesunęła się bliżej, chcąc wpaść mu w ramiona. – He, j, Lucas… Rozumiem, co masz na myśli – zapewniła, bo to akurat było oczywiste, a przynajmniej tak sądziła do momentu, w którym przez twarz jej rozmówcy przemknął cień.
– Nie sądzę…
Właściwie nie była pewna, czy faktycznie usłyszała te słowa, tym bardziej, że wypowiedział je tak cicho, że równie dobrze mogły okazać się wyłącznie jej wyobrażeniem. Zaraz po tym przestała się nad tym zastanawiać, zwłaszcza kiedy przygarnął ją do siebie – w również dziwny, pełen rezerwy sposób, ale i to uznała za przejaw przewrażliwienia. Była zmęczona, zresztą przez większość czasu zamartwiała się dosłownie wszystkim i wszystkimi, przez co takie wyjaśnienie wydawało się aż nazbyt prawdopodobne. Sam Lucas powtarzał, że nie był zły, a skoro tak…
Mimowolnie zadrżała, kiedy chłodne palce przeczesały jej włosy, przy okazji muskając krzywiznę kręgosłupa. Zaraz po tym Lucas po prostu ją od siebie odsunął – delikatnie, ale jednak poczuła się jeszcze bardziej zdezorientowana, wciąż nie mogąc pozbyć się wrażenia, że wampir był rozczarowany – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
– Chodźmy w końcu, w porządku? – zaproponował pośpiesznie. Na jego ustach pojawił się blady uśmiech, ale nawet to nie sprawiło, że poczuła się jakkolwiek lepiej. – Jest zimno.
– Nie przeszkadza mi to – zapewniła, ale nie próbowała protestować.
Tym razem nie doczekała się odpowiedzi, ale nie próbowała naciskać. Z braku lepszych pomysłów po prostu ruszyła za nim, bezskutecznie próbując stwierdzić, w czym tak naprawdę leżał problem. Co prawda Lucas czasami bywał dziwny, zwłaszcza kiedy próbował udawać, że jest inaczej, ale mimo wszystko…
Jak nic jesteś przewrażliwiona.
Jakimś cudem zdołała odrzucić od siebie niechciane myśli, ostatecznie skupiając się na metodycznym posuwaniu naprzód. Coś ścisnęło ją w gardle, kiedy ostatecznie znaleźli się na znajomym podjeździe, a jej oczom ukazał się dom, w którym spędziła ostatnie tygodnie. Kiedy ostatni raz tutaj była, dosłownie wychodziła z siebie, aż rwąc się do ucieczki do La Push, wciąż roztrzęsiona tym, co miało miejsce na balu. Choć od tamtego momentu minęło zaledwie kilka dni, czuła się tak, jakby w rzeczywistości w grę wchodziła cała wieczność. Co prawda czas stanowił najmniej istotną kwestię, nie wspominając o tym, że również od incydentu z liceum zmieniło się dosłownie wszystko, ale i tak poczuła się jeszcze dziwniej niż do tej pory.
Cisza, która panowała dookoła, miała w sobie coś kojącego, tym bardziej, że w pamięci wciąż miała niespokojny szept Marissy. „Claire, to boli…”. Już wtedy nie miała pojęcia, co takiego powinna odpowiedzieć albo zrobić, teraz z kolei wcale nie czuła się lepiej. Sądziła, że zdoła przynajmniej po części zaplanować sobie przebieg ewentualnej rozmowy, za wszelką cenę usiłując zebrać myśli i dobrać słowa w taki sposób, by wszystko zabrzmiało sensownie, ale najwyraźniej się przeliczyła. Mimowolnie napięła mięśnie, niespokojnie wodząc wzrokiem dookoła i za wszelką cenę usiłując stwierdzić, czym w domu faktycznie ktokolwiek ktoś był, tym bardziej, że ten na pierwszy rzut oka wyglądał na opustoszały.
W porządku… Będzie dobrze, pomyślała w niemalże rozgorączkowany sposób. Będzie dobrze…
Dlaczego to brzmiało jak kłamstwo…?
Wypuściła powietrze ze świstem, po czym z wolna odwróciła się w stronę Lucasa. Chciała coś powiedzieć, gotowa szukać u niego wsparcia, żeby mieć szanse chociaż psychicznie przygotować się do czekającej ją rozmowę, nim jednak zdążyła wykrztusić z siebie chociaż słowo, wampir nagle przemieścił się, dosłownie materializując u jej boku. Claire wyrwał się cichy, zdławiony okrzyk, kiedy nagle znalazła się za plecami swojego towarzysza, a ten przybrał pozycję obronną, najwyraźniej próbując ją osłonić.
Nie znowu…, jęknęła w duchu. Z opóźnieniem wychwyciła ruch w ciemnościach, chwilę później w zasięgu jej wzroku pojawiła się jakaś postać. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zrozumieć, że przybysz miał złote oczy i zdecydowanie nie sprawiał wrażenia chętnego, żeby rzucić się któremukolwiek z nich do gardła.
– To tylko ja – oznajmił i zdołała rozpoznać głos Jaspera, w końcu przypominając sobie, że to właśnie on spędzał większość czasu na pilnowaniu Marissy. Tak przynajmniej słyszała, zresztą tak jak i wzmianki o tym, że ten z wujków Renesmee mógłby mieć z młodymi wampirami jakiekolwiek doświadczenie. – Co tutaj robicie?
Jasper przystanął na tle blisko, że była w stanie mu się przyjrzeć. Ponad ramieniem Lucasa bez trudu zdołała skupić się na twarzy Cullena, mimochodem zauważając, że wyglądał na podminowanego. Zrozumiała, że być może popełniła błąd, naciskając na spotkanie z Issie, tym bardziej, że reakcja wampira dość jasno dała jej do zrozumienia, że nie był zachwycony pojawieniem się kogokolwiek.
– Matt miał tutaj przyjść – wyjaśnił pośpiesznie Lucas. – Mieliśmy wam pomóc z… małym problemem, nie? – dodał niemalże pogodnym tonem.
W tamtej chwili jego glos zabrzmiał normalnie, a przynajmniej takie wrażenie odniosła Claire. Co prawda wiedziała, że nieśmiertelni potrafili idealnie nad sobą panować, nie wspominając o kimś, kogo była w stanie określić mianem iluzjonisty, ale i tak poczuła się pewniej. Cokolwiek dręczyło Lucasa, mogło zaczekać, choć to wydawało się dziewczynie dość egoistycznym sposobem myślenia. Jakkolwiek by jednak nie było, choćby względna normalność ze strony Lucasa dodawała jej pewności siebie.
– Jest w środku… I chyba sobie radzi, a przynajmniej do tej pory nie musiałem interweniować – przyznał Jasper. Zaraz po tym zawahała się, wyraźnie nad czymś zastanawiając. – No, prawie.
– O czym mówisz? – wyrwało się Claire.
Wampir natychmiast przeniósł na nią wzrok. Poczuła się co najmniej dziwnie pod intensywnym spojrzeniem lśniących, złocistych tęczówek. Z jakiegoś powodu ją onieśmielał i to nie tylko tym, że na jej widok wyraźnie się spiął. Ten nieśmiertelny od samego początku miał w sobie coś, co wzbudzało wątpliwości, być może przez wzgląd na liczne blizny, które pokrywały jego ciało – ledwo widoczne ślady, które jednoznacznie świadczyły o tym, że jak najbardziej spotkał na swojej drodze dość wampirów o nienajlepszych zamiarach. Co więcej, aż nazbyt dobrze pamiętała, że Jasper potrafił wyczuwać i kontrolować cudze emocje, a nie była pewna, czy tego chciała. Już i tak miała wrażenie, że niewiele brakuje, by wyszła z siebie ze zdenerwowania, co w obecnej sytuacji może i nie było dziwne, ale chciała zachować te uczucia dla siebie. Lucas już i tak miał wątpliwości co do tego, czy przyprowadzenie jej będzie dobrym pomysłem, a skoro tak…
Spokój spłynął na nią nagle, choć na moment pozwalając dziewczynie się rozluźnić. Ledwo powstrzymała się od westchnienia, na krótką chwilę przymykając oczy i koncentrując się na być może i sztucznym, ale jak najbardziej pożądanym doświadczeniu. Chciała utrzymać ten stan tak długo, jak tylko miało być to możliwe, ale obawiała się, że to wcale nie miało być takie proste, tym bardziej, że wciąż nie widziała Issie. Skoro ta znajdowała się na wyciągnięcie ręki, tym bardziej nie mogła się wycofać, co jedynie podsycało odczuwane przez dziewczynę wątpliwości.
– Małe komplikacje – wyjaśnił lakonicznie Jasper, najwyraźniej nie widząc powodu dla którego miałby wnikać w szczegóły. Claire sama nie była pewna, czy powinna za to podziękować, czy może zacząć mieć pretensje. – Nieważne. Jak wspomniałem, twój brat sobie radzi, ale to jednak młoda wampirzyca… W takim przypadku nigdy nic nie wiadomo – dodał, a jego wzrok na powrót skoncentrował się Claire. – I właśnie dlatego zapytać, co ona tutaj robi. To nie jest najlepsza pora… – zaczął, ale nie miał okazji dokończyć.
– Ja… – Zamilkła, po czym przełknęła z trudem. – Chciałam zobaczyć się z Issie – przyznała, i zabrzmiało to co najmniej żałośnie.
Jasper zacisnął usta, w następne sekundzie wznosząc oczy ku górze w niemej prośbie o cierpliwość.
– A co ja dopiero powiedziałem? – westchnął i przez krótką chwilę wyglądał na chętnego, żeby dodać coś złośliwego, ale ostatecznie tego nie zrobił. Mogła tylko zgadywać, jak w tamtej chwili wyglądała, a tym bardziej jakie emocje był w stanie wychwycić obserwujący ją nieśmiertelny, skoro ostatecznie powstrzymał się od jakichkolwiek uwag. – Nie chcę, żeby to zabrzmiało nieuprzejmie ani nic z tych rzeczy, ale to naprawdę zły moment. Krew… to krew – dodał i coś w jego spojrzeniu dało Claire do zrozumienia, że również jego drażniła swoją obecnością – więc…
– Claire bardzo zależy – oznajmił z naciskiem Lucas. – Poza tym przy mnie nic jej się nie stanie, tak sądzę. Przecież tak po prostu nie zamierzam zabrać jej do środka.
Jeszcze kiedy mówił, odsunął się na tyle, by móc odwrócić się w stronę dziewczyny. Wyglądał na spokojnego, co zaczęło się udzielać również Claire, choć równie dobrze uczucie spokoju ulgi mogło mieć związek ze zdolnościami Jaspera. W efekcie sama już nie była pewna, które emocje tak naprawdę należały do niej, ale po chwili wahania doszła do wniosku, że to najmniej istotne.
– I tak nie sądzę, żeby… – Jasper urwał, po czym wzruszył ramionami. – Niczego wam nie obiecam. Nie zamierzam też powstrzymywać nikogo na siłę, ale… to ryzyko. Zwłaszcza dla Claire.
– Wiem o tym – zapewnił pośpiesznie Lucas. Zawahał się, ostatecznie zwracając bezpośrednio do zastygłej w bezruchu, wciąż niespokojnej dziewczyny. – Zostań tutaj na chwilę, w porządku Claire? – poprosił, po czym ciągnął dalej, by nie dać jej szansy na protesty. – Idę sprawdzić, co tam się dzieje. A potem pomyślę, co zrobić dalej… Tylko kilka minut – zapewnił i nie dodawszy niczego więcej, najzwyczajniej w świecie odszedł, błyskawicznie ruszając w stronę domu.
Claire nie zaprotestowała, zbyt oszołomiona, żeby się na to zdobyć. Podobało jej się to, czy też nie, w tamtej chwili mogła co najwyżej stać i czekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa