Claire
Lucas zachowywał się dziwnie –
i to najdelikatniej rzecz ujmując. Była tego świadoma, na wszystkie
możliwe sposoby próbując nadążyć za nim, jego zachowaniem i wszystkim tym,
co działo się wokół niej. Co prawda znamienitą większość jej uwagi pochłaniała
perspektywa spotkania z Marissą, w równym stopniu wzbudzając w Claire
wątpliwości, co i swego rodzaju podekscytowanie, ale to nie okazało się
kwestią na tyle pochłaniającą, by przestała zwracać uwagę na cokolwiek innego.
Wciąż nie
była pewna, co takiego sądzić o rozmowie, którą dopiero co odbyli na temat
Setha. Jedno wydawało się oczywiste – na pewno zdołała zszokować Lucasa, co
zresztą było do przewidzenia. Choć nie chciała tego przyznać, prawda była taka,
że prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek weszłaby w jakikolwiek związek,
przez te wszystkie lata pozostawało znikome. Nie chodziło nawet o Rufusa,
bo choć jego nadopiekuńczość chwilami komplikowała sprawy, prawdziwy problem
leżał w niej, a także w tym, jak bardzo czuła się
nieprzystosowana. Zwłaszcza po tym, jak pozwoliła Deanowi się oszukać, zaufanie
komukolwiek innemu, a już w szczególności mężczyźnie, bez wątpienia
mogło okazać się problematycznie.
Cóż, Seth
dosłownie spadał jej z nieba. Co więcej, sama wyraźnie czuła, że zdołał do
niej dotrzeć, nie tylko przez wzgląd na to, że już nie uciekała przed nim z wrzaskiem
– i to niezależnie od postaci, w której aktualnie przebywał.
Zwłaszcza po tym jak przełamała się na tyle, by przebywać z wilkiem, mogła
chyba założyć, że jest w porządku. Co więcej, nieustannie do chłopaka
lgnęła, nie wyobrażając sobie, że teraz mogłaby się wycofać, z kolei
teraz, kiedy w rozmowie z kimś tak ważnym jak Lucas ubrała sytuację w odpowiednie
słowa…
Ona i Seth
się spotykali – i to w dość znaczącym sensie, co również wydało się
dziewczynie istotne. Wcześniej nie zastanawiała się nad tym, czy to oznaczało,
że miała szansę chłopaka pokochać, a tym bardziej czy już do tego doszło,
ale po pytaniu Lucasa…
Och, w gruncie
rzeczy sama już nie była niczego pewna. Miała mętlik w głowie, wciąż ucząc
się zarówno przebywania z Sethem, jak i tym, co to ze sobą niosło.
Wzajemna bliskość, pocałunki i świadomość, że w każdej chwili mogła
wpaść chłopakowi w ramiona, żeby poczuć się bezpieczniej… To chwilami
nadal do niej nie docierało, choć przecież było dla Claire aż tak bardzo
istotne. Miała wrażenie, że gdyby nie wpojenie, jeszcze długo nie zdobyłaby się
na to, żeby dopuścić do siebie kogokolwiek. Co więcej, mogła nabrać pewności,
że ta relacja była szczera – w końcu kto jak kto, ale Seth nie miał
żadnego powodu, dla którego miałby ją skrzywdzić. Wręcz przeciwnie, bo jeśli
dobrze zrozumiała, doprowadzenie do jej nieszczęścia stanowiłoby wręcz bolesne,
niedopuszczalne doświadczenie dla kogoś takiego jak on.
Z jej
strony to również było jak najbardziej szczere, a przynajmniej to przez
cały ten czas sobie powtarzała. Już jakiś czas temu ustaliła, że nie chodziło o litość,
ale coś, czego naprawdę pragnęła. Co prawda wciąż była ostrożna, chwilami samej
sobie nie potrafiąc wytłumaczyć, czego tak naprawdę chciała, ale mimo wszystko…
Z tym, że
do tej pory ani razu nie zastanawiała się nad tym, czy w grę wchodziła
miłość. Nie była nawet pewna, czy wie, co to tak naprawdę oznacza, zwłaszcza,
że jednym było opisanie uczuć, które żywiła względem rodziny, a określeniem
czegoś zupełnie nowego i dotychczas jej nieznanego. Na pewno Seth był dla
niej ważny, a ona chciała spróbować dać szansę temu, co działo się
pomiędzy nimi. On również nie naciskał, co przyjmowała z ulgą, mając
poczucie, że wszystko toczyło się właściwym, jak najbardziej akceptowalnym
tempem.
– Chyba
jesteśmy na miejscu, nie? – Głos Lucasa wyrwał ją z zamyślenia. Drgnęła,
po czym przeniosła wzrok na wampira, myślami wciąż przy emocjach i wszystkim
tym, czego nie rozumiała. Gdyby sytuacja była inna, mogłaby spróbować
porozmawiać z mamą, dokładnie tak jak zaraz po tym, jak dowiedziała się o wpojeniu,
ale teraz… – Nie zmieniłaś zdania?
– Jestem
tutaj – zauważyła przytomnie.
Co prawda
to niczego nie tłumaczyło, a już na pewno nie sprawiało, że czuła się choć
odrobinę mniej spięta, ale próbowała o tym nie myśleć. W zamian z uporem
wmawiała sobie, że dobrze wie czego chce i w jaki sposób zamierzała
to osiągnąć. Przez cały ten czas zastanawiała się, co takiego powinna zrobić z Marissą,
pragnąć przynajmniej spróbować ją przeprosić, więc teraz tym bardziej nie
zamierzała sobie pozwolić na tchórzostwo – i to niezależnie od tego, jak
bardzo zaniepokojona się czuła. Gdyby do tego wszystkiego wiedziała, czego tak
naprawdę powinna się spodziewać…
Lucas
skinął głową, nie próbując ani dyskutować, ani przekonywać jej do zmiany
decyzji. Była mu za to wdzięczna, ale i tak zmierzyła wampira pełnym
powątpiewania spojrzeniem, wciąż mając wrażenie, że coś jest nie tak. Zauważyła
to już w chwili, w której powiedziała mu o Secie, aż nazbyt
świadoma tego, że coś zmieniło się w atmosferze, która panowała pomiędzy nią
a jej towarzyszem. Znała Lucasa, a przynajmniej sądziła, że
przyjaźnili się wystarczająco długo, by była w stanie zauważyć różnice w jego
zachowaniu. Wiedziała również, kiedy nie mówił jej wszystkiego, a tym
bardziej zaczynał być nerwowy, nieudolnie próbując kryć się za uśmiechami i zapewnieniami,
które pozostawały ni mniej, ni więcej, ale po prostu fałszem. Mogła się tego
doszukać zarówno w poszczególnych gestach, jak również spojrzeniu
znajomych, rubinowych tęczówek – z tym, że za żadne skarby nie potrafiła
tego zinterpretować, a tym bardziej zrozumieć.
Zawahała się,
przez krótką chwilę mając ochotę go o to zapytać. Jeśli coś było na
rzeczy, zdecydowanie mógł jej o tym powiedzieć, nawet jeśli nie byłaby w stanie
mu pomóc. On zawsze był i słuchał, kiedy tego potrzebowała, samą tylko
bliskością sprawiając, że czuła się lepiej. Skoro tak, być może w końcu
mogłaby mu się odwdzięczyć, chociaż z drugiej strony…
– Zrobiłam
coś nie tak? – wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Lucas
spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy, tym samym jeszcze
bardziej dziewczynę dezorientując. Westchnęła cicho, nie kryjąc frustracji
spowodowanej tym, że niemalże na każdym kroku doświadczała czegoś, czego nie rozumiała.
Kiedyś wszystko wydawało się prostsze, a ona mogła udawać, że wszelakie
niezbędne wyjaśnienia znajdzie w książkach, chociaż świat zdecydowanie tak
nie działał. Zwłaszcza odkąd opuściła tunele, przekonywała się o tym na
każdym kroku – i to w mniej albo bardziej bolesny sposób.
– Co ci
przyszło do głowy? – Wampir zamilkł, po czym z niedowierzaniem potrząsnął
głową. – Jasne, że nie. Dlaczego…?
– Dziwnie
się zachowujesz – wyjaśniła mu usłużnie, decydując się postawić sprawę jasno. –
Póki nie powiedziałam ci o Secie… Albo zaczynam być przewrażliwiona –
dodała po chwili wahania.
Nie od razu
otrzymała odpowiedź, co jedynie podsyciło odczuwane przez nią wątpliwości.
Jeśli faktycznie coś było na rzeczy, a ona nie zwróciła na to uwagi, to
zdecydowanie nie świadczyło dobrze o niej jako przyjaciółce. Co prawda
wiele się działo, przez co zresztą dopiero co była bliska, żeby wypłakiwać
sobie oczy w ramionach Lucasa, ale to przecież jeszcze o niczym nie
świadczyło. Co więcej, taki stan rzeczy nie sprawiał, że ewentualne problemy
wampira były mniej ważne, tym bardziej, że sytuacja w Mieście Nocy nie tak
dawno temu również prezentowała się co najmniej źle.
Przez cały
ten czas nawet nie zapytała go o to, jak sprawy miał się z Dimitrem.
Co prawda dobrze wiedziała, że król nie zdradził Isabeau, ale mimo wszystko to,
że Pavarotti wrócili dopiero teraz…
– O rany…
Nie, jasne, że w tym nie ma twojej winy – zreflektował się pośpiesznie Lucas.
Nerwowo przeczesał włosy palcami, samymi tylko gestami zaprzeczając temu, że
cokolwiek mogłoby być w porządku. – Po prostu mnie zaskoczyłaś. Wiesz, że
się o ciebie martwię, prawda? – dodał, a Claire cicho westchnęła. –
Nie spodziewałem się, zresztą tyle się dzieje… No i dobrze wiem, co
takiego do tej pory myślałaś o wilkach.
Wyrzucał z siebie
kolejne słowa w pośpiechu, być może chcąc jak najszybciej przekonać, że
nic nie zawiniła, ale i tak poczuła się dziwnie. Obserwowała Lucasa, wciąż
mając wrażenie, że nie był z nią do końca szczery, choć zarazem nic nie
wskazywało na to, żeby kłamał. To, że z jakiegokolwiek powodu mógłby być
na nią zły, również było dla Claire czymś, czego nie potrafiła sobie wyobrazić,
nie wspominając o tym, że odkąd tylko sięgała pamięcią, kłótnie z Lucasem
się nie zdarzały. Nie tak na poważnie, bo zdecydowanie nie brała pod uwagę
momentów, w których robił coś, za co miała ochotę go udusić.
On po
prostu był – zawsze, odkąd tylko sięgała pamięcią. I to wydawało się… co
najmniej niesamowite.
– Tak…
Zawsze mnie chronisz, nie? – zauważyła mimochodem, wysilając się na blady
uśmiech. Malutka Claire, którą wszyscy od dziecka prowadzili za rączkę, już
chyba z przyzwyczajenia traktując trochę jak dziecko. Nic dziwnego, że po
tylu latach Lucas nadal czuł się do czegokolwiek zobowiązany. – W końcu
mam talent do wpadania w kłopoty – dodała mimochodem, ledwo powstrzymując
nieco gorzki uśmiech.
– Żartujesz
sobie? – obruszył się chłopak. – Wiesz, że nie o to chodzi. Ja… Po prostu…
– Urwał i zawahał się na dłuższą chwilę. Miała wrażenie, że minęła cała
wieczność, zanim w końcu odezwał się ponownie i wypalił: – Po prostu
cię kocham, jasne? To znaczy…
Uniosła
brwi, kiedy znowu zaczął się mieszać. Nigdy wcześniej jej tego nie mówił, ale… przecież
mogła się domyślić, prawda? Co więcej, to był ten rodzaj miłości, którą
potrafiła sobie wyobrazić, zwłaszcza mogąc obserwować Licavolich. Co prawda
Lucas nie był jej bratem, ale zachowywał się w ten sposób, więc mogła
chyba założyć, że geny niczego nie znaczyły. Pewne rzeczy… po prostu miały
miejsce.
– Jasne.
Tak jak i ja ciebie – stwierdziła, bo tego jednego była pewna. – Nigdy nie
mówiłeś, że… Och, to jest urocze. – Z niedowierzaniem potrząsnęła głową,
po czym przesunęła się bliżej, chcąc wpaść mu w ramiona. – He, j, Lucas…
Rozumiem, co masz na myśli – zapewniła, bo to akurat było oczywiste, a przynajmniej
tak sądziła do momentu, w którym przez twarz jej rozmówcy przemknął cień.
– Nie
sądzę…
Właściwie
nie była pewna, czy faktycznie usłyszała te słowa, tym bardziej, że wypowiedział
je tak cicho, że równie dobrze mogły okazać się wyłącznie jej wyobrażeniem.
Zaraz po tym przestała się nad tym zastanawiać, zwłaszcza kiedy przygarnął ją
do siebie – w również dziwny, pełen rezerwy sposób, ale i to uznała
za przejaw przewrażliwienia. Była zmęczona, zresztą przez większość czasu
zamartwiała się dosłownie wszystkim i wszystkimi, przez co takie
wyjaśnienie wydawało się aż nazbyt prawdopodobne. Sam Lucas powtarzał, że nie
był zły, a skoro tak…
Mimowolnie
zadrżała, kiedy chłodne palce przeczesały jej włosy, przy okazji muskając
krzywiznę kręgosłupa. Zaraz po tym Lucas po prostu ją od siebie odsunął –
delikatnie, ale jednak poczuła się jeszcze bardziej zdezorientowana, wciąż nie
mogąc pozbyć się wrażenia, że wampir był rozczarowany – i to
najdelikatniej rzecz ujmując.
– Chodźmy w końcu,
w porządku? – zaproponował pośpiesznie. Na jego ustach pojawił się blady
uśmiech, ale nawet to nie sprawiło, że poczuła się jakkolwiek lepiej. – Jest
zimno.
– Nie
przeszkadza mi to – zapewniła, ale nie próbowała protestować.
Tym razem
nie doczekała się odpowiedzi, ale nie próbowała naciskać. Z braku lepszych
pomysłów po prostu ruszyła za nim, bezskutecznie próbując stwierdzić, w czym
tak naprawdę leżał problem. Co prawda Lucas czasami bywał dziwny, zwłaszcza
kiedy próbował udawać, że jest inaczej, ale mimo wszystko…
Jak nic jesteś przewrażliwiona.
Jakimś
cudem zdołała odrzucić od siebie niechciane myśli, ostatecznie skupiając się na
metodycznym posuwaniu naprzód. Coś ścisnęło ją w gardle, kiedy ostatecznie
znaleźli się na znajomym podjeździe, a jej oczom ukazał się dom, w którym
spędziła ostatnie tygodnie. Kiedy ostatni raz tutaj była, dosłownie wychodziła z siebie,
aż rwąc się do ucieczki do La Push, wciąż roztrzęsiona tym, co miało miejsce na
balu. Choć od tamtego momentu minęło zaledwie kilka dni, czuła się tak, jakby w rzeczywistości
w grę wchodziła cała wieczność. Co prawda czas stanowił najmniej istotną
kwestię, nie wspominając o tym, że również od incydentu z liceum
zmieniło się dosłownie wszystko, ale i tak poczuła się jeszcze dziwniej
niż do tej pory.
Cisza,
która panowała dookoła, miała w sobie coś kojącego, tym bardziej, że w pamięci
wciąż miała niespokojny szept Marissy. „Claire, to boli…”. Już wtedy nie miała
pojęcia, co takiego powinna odpowiedzieć albo zrobić, teraz z kolei wcale
nie czuła się lepiej. Sądziła, że zdoła przynajmniej po części zaplanować sobie
przebieg ewentualnej rozmowy, za wszelką cenę usiłując zebrać myśli i dobrać
słowa w taki sposób, by wszystko zabrzmiało sensownie, ale najwyraźniej
się przeliczyła. Mimowolnie napięła mięśnie, niespokojnie wodząc wzrokiem dookoła
i za wszelką cenę usiłując stwierdzić, czym w domu faktycznie
ktokolwiek ktoś był, tym bardziej, że ten na pierwszy rzut oka wyglądał na
opustoszały.
W porządku… Będzie dobrze, pomyślała w niemalże
rozgorączkowany sposób. Będzie dobrze…
Dlaczego to
brzmiało jak kłamstwo…?
Wypuściła
powietrze ze świstem, po czym z wolna odwróciła się w stronę Lucasa.
Chciała coś powiedzieć, gotowa szukać u niego wsparcia, żeby mieć szanse
chociaż psychicznie przygotować się do czekającej ją rozmowę, nim jednak
zdążyła wykrztusić z siebie chociaż słowo, wampir nagle przemieścił się,
dosłownie materializując u jej boku. Claire wyrwał się cichy, zdławiony
okrzyk, kiedy nagle znalazła się za plecami swojego towarzysza, a ten
przybrał pozycję obronną, najwyraźniej próbując ją osłonić.
Nie znowu…, jęknęła w duchu. Z opóźnieniem
wychwyciła ruch w ciemnościach, chwilę później w zasięgu jej wzroku
pojawiła się jakaś postać. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zrozumieć, że
przybysz miał złote oczy i zdecydowanie nie sprawiał wrażenia chętnego,
żeby rzucić się któremukolwiek z nich do gardła.
– To tylko
ja – oznajmił i zdołała rozpoznać głos Jaspera, w końcu przypominając
sobie, że to właśnie on spędzał większość czasu na pilnowaniu Marissy. Tak przynajmniej
słyszała, zresztą tak jak i wzmianki o tym, że ten z wujków
Renesmee mógłby mieć z młodymi wampirami jakiekolwiek doświadczenie. – Co
tutaj robicie?
Jasper
przystanął na tle blisko, że była w stanie mu się przyjrzeć. Ponad
ramieniem Lucasa bez trudu zdołała skupić się na twarzy Cullena, mimochodem
zauważając, że wyglądał na podminowanego. Zrozumiała, że być może popełniła
błąd, naciskając na spotkanie z Issie, tym bardziej, że reakcja wampira dość
jasno dała jej do zrozumienia, że nie był zachwycony pojawieniem się
kogokolwiek.
– Matt miał
tutaj przyjść – wyjaśnił pośpiesznie Lucas. – Mieliśmy wam pomóc z… małym problemem, nie? – dodał niemalże
pogodnym tonem.
W tamtej
chwili jego glos zabrzmiał normalnie, a przynajmniej takie wrażenie
odniosła Claire. Co prawda wiedziała, że nieśmiertelni potrafili idealnie nad
sobą panować, nie wspominając o kimś, kogo była w stanie określić
mianem iluzjonisty, ale i tak poczuła się pewniej. Cokolwiek dręczyło
Lucasa, mogło zaczekać, choć to wydawało się dziewczynie dość egoistycznym
sposobem myślenia. Jakkolwiek by jednak nie było, choćby względna normalność ze
strony Lucasa dodawała jej pewności siebie.
– Jest w środku…
I chyba sobie radzi, a przynajmniej do tej pory nie musiałem
interweniować – przyznał Jasper. Zaraz po tym zawahała się, wyraźnie nad czymś zastanawiając.
– No, prawie.
– O czym
mówisz? – wyrwało się Claire.
Wampir
natychmiast przeniósł na nią wzrok. Poczuła się co najmniej dziwnie pod
intensywnym spojrzeniem lśniących, złocistych tęczówek. Z jakiegoś powodu
ją onieśmielał i to nie tylko tym, że na jej widok wyraźnie się spiął. Ten
nieśmiertelny od samego początku miał w sobie coś, co wzbudzało
wątpliwości, być może przez wzgląd na liczne blizny, które pokrywały jego ciało
– ledwo widoczne ślady, które jednoznacznie świadczyły o tym, że jak
najbardziej spotkał na swojej drodze dość wampirów o nienajlepszych
zamiarach. Co więcej, aż nazbyt dobrze pamiętała, że Jasper potrafił wyczuwać i kontrolować
cudze emocje, a nie była pewna, czy tego chciała. Już i tak miała
wrażenie, że niewiele brakuje, by wyszła z siebie ze zdenerwowania, co w obecnej
sytuacji może i nie było dziwne, ale chciała zachować te uczucia dla
siebie. Lucas już i tak miał wątpliwości co do tego, czy przyprowadzenie
jej będzie dobrym pomysłem, a skoro tak…
Spokój
spłynął na nią nagle, choć na moment pozwalając dziewczynie się rozluźnić.
Ledwo powstrzymała się od westchnienia, na krótką chwilę przymykając oczy i koncentrując
się na być może i sztucznym, ale jak najbardziej pożądanym doświadczeniu.
Chciała utrzymać ten stan tak długo, jak tylko miało być to możliwe, ale
obawiała się, że to wcale nie miało być takie proste, tym bardziej, że wciąż
nie widziała Issie. Skoro ta znajdowała się na wyciągnięcie ręki, tym bardziej nie
mogła się wycofać, co jedynie podsycało odczuwane przez dziewczynę wątpliwości.
– Małe
komplikacje – wyjaśnił lakonicznie Jasper, najwyraźniej nie widząc powodu dla
którego miałby wnikać w szczegóły. Claire sama nie była pewna, czy powinna
za to podziękować, czy może zacząć mieć pretensje. – Nieważne. Jak wspomniałem,
twój brat sobie radzi, ale to jednak młoda wampirzyca… W takim przypadku
nigdy nic nie wiadomo – dodał, a jego wzrok na powrót skoncentrował się
Claire. – I właśnie dlatego zapytać, co ona tutaj robi. To nie jest
najlepsza pora… – zaczął, ale nie miał okazji dokończyć.
– Ja… –
Zamilkła, po czym przełknęła z trudem. – Chciałam zobaczyć się z Issie
– przyznała, i zabrzmiało to co najmniej żałośnie.
Jasper
zacisnął usta, w następne sekundzie wznosząc oczy ku górze w niemej
prośbie o cierpliwość.
– A co
ja dopiero powiedziałem? – westchnął i przez krótką chwilę wyglądał na
chętnego, żeby dodać coś złośliwego, ale ostatecznie tego nie zrobił. Mogła
tylko zgadywać, jak w tamtej chwili wyglądała, a tym bardziej jakie
emocje był w stanie wychwycić obserwujący ją nieśmiertelny, skoro
ostatecznie powstrzymał się od jakichkolwiek uwag. – Nie chcę, żeby to
zabrzmiało nieuprzejmie ani nic z tych rzeczy, ale to naprawdę zły moment.
Krew… to krew – dodał i coś w jego spojrzeniu dało Claire do
zrozumienia, że również jego drażniła swoją obecnością – więc…
– Claire
bardzo zależy – oznajmił z naciskiem Lucas. – Poza tym przy mnie nic jej
się nie stanie, tak sądzę. Przecież tak po prostu nie zamierzam zabrać jej do
środka.
Jeszcze
kiedy mówił, odsunął się na tyle, by móc odwrócić się w stronę dziewczyny.
Wyglądał na spokojnego, co zaczęło się udzielać również Claire, choć równie
dobrze uczucie spokoju ulgi mogło mieć związek ze zdolnościami Jaspera. W efekcie
sama już nie była pewna, które emocje tak naprawdę należały do niej, ale po
chwili wahania doszła do wniosku, że to najmniej istotne.
– I tak
nie sądzę, żeby… – Jasper urwał, po czym wzruszył ramionami. – Niczego wam nie
obiecam. Nie zamierzam też powstrzymywać nikogo na siłę, ale… to ryzyko.
Zwłaszcza dla Claire.
– Wiem o tym
– zapewnił pośpiesznie Lucas. Zawahał się, ostatecznie zwracając bezpośrednio
do zastygłej w bezruchu, wciąż niespokojnej dziewczyny. – Zostań tutaj na
chwilę, w porządku Claire? – poprosił, po czym ciągnął dalej, by nie dać
jej szansy na protesty. – Idę sprawdzić, co tam się dzieje. A potem
pomyślę, co zrobić dalej… Tylko kilka minut – zapewnił i nie dodawszy
niczego więcej, najzwyczajniej w świecie odszedł, błyskawicznie ruszając w stronę
domu.
Claire nie
zaprotestowała, zbyt oszołomiona, żeby się na to zdobyć. Podobało jej się to,
czy też nie, w tamtej chwili mogła co najwyżej stać i czekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz