Claire
Chłodne palce wplotły się w jej
włosy. Zadrżała, poniekąd przez różnicę temperatur, ale przede wszystkim przez
nadmiar emocji. Potrzebowała kilku sekund, żeby zapanować nad sobą na tle, by
poderwać głowę i spojrzeć na obejmującego ją wampira. Wcześniej nie
zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo się za nim stęskniła, potrzebując
dłuższej chwili, żeby stwierdzić, kiedy widzieli się ostatnim razem. To były
zaledwie miesiące, pozornie nic nieznaczące, mając przed sobą perspektywę
wieczności, ale i tak poczuła się dziwnie.
– Co ty
tutaj robisz? – wyrzuciła z siebie na wydechu, ledwo zdołała się odezwać.
Wyprostowała się, po czym odsunęła na tyle, żeby móc na niego spojrzeć. – I dlaczego
mi to robisz? Wystraszyłam się i…
–
Przepraszam – zreflektował się pośpiesznie. – Jakaś ty strachliwa… Zapomniałem o tym
– stwierdził w zamyśleniu.
Claire
westchnęła, sama niepewna, co powinna sądzić o jego słowach oraz tym, w jaki
sposób na nią spoglądał. Nerwowym ruchem przeczesała włosy palcami, mimowolnie
zastanawiając nad tym, w jaki sposób powinna wytłumaczyć mu swoją reakcję.
– W ostatnim
czasie… dużo się dzieję – przyznała w końcu.
Natychmiast
spoważniał, spoglądając na nią w niemalże zatroskany sposób. To było coś
nowego, tym bardziej, że zapamiętała Lucasa jako kogoś, kto przez większość czasu
niczym się nie przejmował. Spodziewała się raczej, że rzuci coś nie do końca
przemyślanego, co będzie w stanie ją rozbawić, jak zwykle zresztą.
Chwilami sama nie była pewna, w jaki sposób to robił, ale prawda była
taka, że wampir pozostawał jedną z nielicznych osób, która w mniej
lub bardziej świadomy sposób potrafiła poprawić jej humor.
– Wiem o tym
– stwierdził w zamian, raptownie poważniejąc. – Wiesz, dopiero niedawno
wróciliśmy z Mattem od Rosalee… Dimitr dawno aż tak bardzo nie prosił,
żebyśmy coś dla niego zrobili – przyznał i zawahał się na moment. – I tak
mieliśmy wracać po tej akcji z Claudią, a teraz robimy za obstawę dla
Isabeau. Znaczy teoretycznie, bo to ostatnia osoba, której trzeba pilnować.
Skinęła
głową, jak najbardziej będąc w stanie wyobrazić sobie reakcję ciotki na
jakąkolwiek próbę ochrony. Z drugiej strony, to samo nie tak dawno temu
była skłonna powiedzieć o mamie, a jednak teraz… niczego już nie była
pewna.
Wypuściła
powietrze ze świstem, po czym bez słowa podeszła do łóżka, ciężko na nie
opadając. Lucas jak na zawołanie zmaterializował się przy niej, wyraźnie
zmartwiony i zaskoczony jednocześnie.
– Hej,
wszystko w porządku… Będzie dobrze, Claire – zapewnił, a ona
spojrzała na niego z powątpiewaniem.
– Tak
uważasz? – zapytała, nie kryjąc sceptycyzmu.
Jedynie się
uśmiechnął. Czuła, że to nieco wymuszony gest, ale i tak coś w wyrazie
jego twarzy sprawiło, że poczuła się przynajmniej trochę lepiej.
– Jasne, że
tak. Wiem, że dużo się dzieje, ale… To jest Layla, nie? Czasami się jej boję,
zwłaszcza kiedy naprawdę się zdenerwuje – stwierdził z rozbrajającą wręcz
szczerością. – Ty z kolei jesteś bezpieczna. Mam na myśli…
– Nie boję
się o siebie – przerwała mu machinalnie.
Nie
odpowiedział, ale nie poczuła się z tego powodu źle. Wręcz przeciwnie –
milczenie przy Lucasie okazał się równie proste, co i wtedy, kiedy
przebywała z Sethem. Może nawet dużo łatwiejsze, tym bardziej, że był kimś,
kogo znała właściwie od dziecka; jej opiekunem, czasami zachowującym się trochę
jak starszy brat, któremu niezależnie od wszystkiego mogła zaufać. Ukochanym
przyjacielem, którego potrzebowała nawet wtedy, kiedy nie do końca zdawała
sobie z tego sprawę.
Nie
zaprotestowała, kiedy jak gdyby nigdy nic ujął ją za obie ręce. Chłodny, silny
uścisk był znajomy, poza tym przynajmniej odrobinę poprawił dziewczynie
nastrój. Tego potrzebowała – bliskości kogoś, przy kim mogłaby milczeć, kto
miałby szansę ją zrozumieć i…
– Pisałaś
coś ostatnio? – zapytał cicho Lucas, a serce Claire jak na zawołanie
zabiło mocniej.
Nie od razu
zdecydowała się odezwać, mimo wszystko wahając się przed powiedzeniem mu
prawdy. Tamtej wiersz, zresztą tak jak i sen, którego doświadczyła jeszcze
przed ostatnim atakiem Marce i Petera, jawiły jej się jako coś absolutnie osobistego,
co powinna zachować dla siebie. Z drugiej strony, tym razem miała przed
sobą Lucasa, on z kolei nie próbował na nią naciskać, cierpliwie czekając,
co również podziałało na Claire kojąco. Była mu za to wdzięczna, nie po raz
pierwszy zresztą czując się przy nim aż tak bezpieczna. Wiedziała, że gdyby się
wycofała, zrozumiałby, ale z drugiej strony…
– Nie
jestem pewna – przyznała zgodnie z prawdą. – Był taki jeden wiersz, ale…
– Co
takiego? – zachęcił, rzucając jej niespokojne spojrzenie. – Wiesz, że
pobladłaś? Może to moje wrażenie, ale… – Urwał i wzruszył ramionami. –
Hej, Claire…
Bez słowa
przesunęła się, by na powrót wylądować w jego ramionach. Przygarnął ją do
siebie, po prostu obejmując i pozwalając, by się w niego wtuliła,
szukając choćby chwilowego ukojenia. Do Claire z opóźnieniem dotarło, że
zaczęła drżeć, zwłaszcza kiedy przypomniała sobie tamten sen – swoje odbicie,
krew na rękach i słowa, które później słowo w słowo przepisała na
skrawek papieru. Czuła, że chodzi o coś więcej i to ją przerażało, a jednak
wciąż miała wrażenie, że śmierć wcale nie miała związku z nieobecnością
Layli.
– Napisałam
coś, czego nie rozumiem… I co mi się nie podoba – powiedziała w końcu,
ostrożnie dobierając słowa. – Nie męcz mnie, Lucas. To nie jest coś, o czym
chcę mówić.
– Nie
możesz po prostu pokazać mi tego wiersza? – zasugerował, rzucając jej wymowne
spojrzenie. – Chcę tylko zobaczyć. Wiesz, że zawsze dobrze mi szło
interpretowanie poezji, więc…
– Tata go
zabrał – ucięła stanowczo.
Wampir
rzucił jej pełne zwątpienia spojrzenie, ale przynajmniej nie próbował naciskać.
Przyjęła to z ulgą, choć na chwilę będąc w stanie się rozluźnić,
zwłaszcza kiedy nabrała pewności, że przynajmniej tymczasowo temat był
zakończony. Wciąż siedziała przy Lucasie, pozwalając żeby ten ją obejmował i raz
po raz – w mniej lub bardziej świadomy sposób – przeczesywał jej włosy
palcami. Już nawet chłód zszedł gdzieś na dalszy plan, wyparty przez zmęczenie,
ale też świadomość, że wszystko wróciło na swoje miejsce. Potrzebowała tego, bo
choć obecność Lucasa w najmniejszym nawet stopniu nie rozwiązywała żadnego
z dręczących ją problemów, mimo wszystko Claire miała wrażenie, że jest
jej dużo łatwiej.
Przez
dłuższą chwilę trwali w milczeniu, ale również to wydawało się właściwe.
Pomyślała nawet, że przy Lucasie zdołałaby zasnąć, chociaż sen zdecydowanie nie
ułatwiał niczego, stanowiąc raczej formę swego rodzaju ucieczki.
– Co tutaj
właściwie robisz? – zapytała sennie, nie mogąc się powstrzymać. Cieszyła się,
że go widzi, ale to nadal nie tłumaczyło niczego.
– To
znaczy? Powiedziałem ci już, że pilnujemy z Mattem Isabeau – przypomniał
usłużnie.
Westchnęła,
po czym potrząsnęła głową.
– Tak, to
wiem. Ale pilnowanie Beau – wysiliła się na blady uśmiech – raczej nie ma
żadnego związku z siedzeniem u mnie na parapecie.
Lucas
roześmiał się w nieco nerwowy sposób. Wywróciła oczami, nie pierwszy raz
zastanawiając nad tym, co powinna sądzić o jego zachowaniu. Kto jak kto,
ale ten wampir miał w zwyczaju robić rzeczy, które wciąż pozostawały dla
niej zagadką. Tak był chociażby ze sposobem, w jaki zachowywał się
względem niej, ale zdążyła się do tego przyzwyczaić, wręcz nie wyobrażając
sobie, że mógłby zachowywać się inaczej.
– Chciałem
cię zobaczyć – oznajmił, wzruszając ramionami. – Jeśli nie chcesz, oczywiście
mogę sobie pójść, ale to byłoby przykre. To znaczy… Mam wyjść, Claire? – rzucił
zaczepnym tonem.
– To nie
jest odpowiedź na moje zapytanie – zauważyła przytomnie, ale te słowa
bynajmniej nie zrobiły na iluzjoniście wrażenia.
– Więc
jednak mam wyjść…? – zaczął i chociaż wiedziała, że sobie żartował, taka
perspektywa ją zaniepokoiła.
–
Oczywiście, że nie! – obruszyła się, dla pewności chwytając chłopaka za ramię,
by mieć pewność, że nic głupiego nie przyjdzie mu do głowy. Nawet nie próbował
się z nią droczyć, co z miejsca dało Claire do zrozumienia, że
musiała sprawiać wrażenie co najmniej zdesperowanej. – Po prostu… zaskoczyłeś
mnie. Kiedyś dostanę przez was wszystkich zawału i tak to się skończy – dodała
mimochodem, a Lucas spojrzał na nią z zaciekawieniem.
– Nas wszystkich? – powtórzył jakby od
niechcenia.
Westchnęła
cicho, uświadamiając sobie jak wielu kwestii nie był świadom. Kiedyś zwierzała
mu się ze wszystkiego, jednak w ostatnim czasie okazało się to co najmniej
trudne. Jakby tego było mało, sama świadomość miała w sobie coś bolesnego,
nawet pomimo tego, że dobrze wiedziała, że nic nie byłoby w stanie
doprowadzić do sytuacji, w której straciłaby Lucasa. On po prostu był,
poza tym troszczył się o nią odkąd tylko sięgała pamięcią, dodatkowo mając
w zwyczaju pojawiać się w najmniej oczekiwanym momencie.
– Sporo się
zmieniło w ostatnim czasie i… Hm, mówiłeś, że gdzie zgubiłeś brata? –
dodała, a Lucas wywrócił oczami.
– Miał
zając się tą waszą nową wampirzycą – wyjaśnił, tym samym skutecznie wprawiając
ją w przygnębienie. Nie myślała o Issie, bo tak było łatwiej, ale
mimo wszystko… – Co jest? Rany, dobrze zrozumiałem, że to twoja przyjaciółka? –
zapytał z wahaniem, uświadamiając sobie, że się zapędził. – Mam na myśli…
– To jedna z tych
zmian, jeśli wiesz, co takiego mam na myśli… Ale wolałabym na razie nie
rozmawiać o Marissie.
– Jasne –
zreflektował się pośpiesznie. – Claire, posłuchaj… Cokolwiek się dzieje, będzie
w porządku, tak? To znaczy, ona żyje, więc…
– Życie to
pojęcie względne – zauważyła przytomnie.
Pomyślała,
że trochę się zapędziła, Lucas jednak nie sprawiał wrażenia urażonego jej
reakcją. Czuła, że ją obserwował, być może nawet wręcz przesadnie uważnie,
przez co nie była w stanie się rozluźnić. Właściwie sama nie była pewna,
skąd brało się towarzyszące jej podenerwowanie, a tym bardziej dlaczego
czuła wewnętrzną potrzebę, żeby jednak z wampirem porozmawiać, ale to na dłuższą
metę nie miało znaczenia. Czuła się zagubiona już wcześniej, więc to, że
podobne uczucia nie dawały jej spokoju, wydało się Claire czymś najzupełniej
naturalnym.
Nie była
pewna, jak długo milczeli, ale to również nie miało dla niej znaczenia. W pewnym
momencie ułożyła się na łóżku, pozwalając żeby Lucas przez cały ten czas
siedział tuż obok, jak gdyby nigdy nic trzymając ją w ramionach. Wcześniej
nie zwracała na wzajemną bliskość aż takiej uwagi, uznając ją za coś
normalnego, bo i obecność wampira pozostawała czymś najzupełniej
naturalnym, przynajmniej dla niej. Byli tuż obok siebie, wtuleni w siebie i to
wydawało się dobrze, a przy tym bardzo znajome. Co prawda objęcia Lucasa
znacznie różniły się od tych gorących Setha, do których zdążyła się
przyzwyczaić w ostatnim czasie, ale…
–
Przepraszam – rzuciła z opóźnieniem. Wampir uniósł brwi, rzucając jej co
najmniej skonsternowane spojrzenie. – Jestem podenerwowana… I zmęczona. Poza
tym się martwię, ale… – zaczęła i zaraz urwała, kiedy bez słowa przygarnął
ją do siebie. – Lucas…
– Ale za
co? – Zadrżała, gdy bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wyciągnął rękę, żeby
pogładzić ją po policzku. – Boisz się i to normalne. Ale będzie w porządku,
tak? Może w tym momencie to nic nie znaczy, ale… chciałbym żebyś
wiedziała, że nikt nie pozwoli cię skrzywdzić.
Cicho westchnęła,
nade wszystko pragnąc w to uwierzyć. Jego słowa były kuszące, zresztą tak
jak i dotyk oraz to, że w ogóle mógłby znajdować się obok. Z miejsca
poczuła się bezpieczniejsza, mimowolnie rozluźniając się, co też było jej
potrzebne. Leżeli obok siebie i to było dobre, nawet jeśli myślami nadal
była gdzieś daleko – przy mamie, Marissie, całym tym szaleństwie i…
– Napisałam
coś, co ciągle mnie dręczy… Tym bardziej, że czuję, że tamten wierszy był dla
mnie – przyznała, a Lucas zesztywniał, wyraźnie jej słowami zaniepokojony.
– Co masz
na myśli? – zaniepokoił się.
Nerwowo zacisnęła
usta w wąską linijkę. W pewnym momencie przygryzła dolną wargę na
tyle mocno, by poczuć smak krwi, ale prawie nie zwróciła na to uwagi. Chciała
nad sobą zapanować, przynajmniej częściowo usiłując się uspokoić, ale to okazało
się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć.
– Nie
jestem pewna… To znaczy, napisałam o tym, że coś złego stanie się na moich
oczach – przyznała w końcu, w ostatniej chwili powstrzymując się
przed wzmiankami o śmierci. – Dokładnie tak to ujęłam: „na moich oczach” –
powtórzyła z naciskiem, po czym zadrżała, kiedy nagle zrobiło jej się
zimno. – Czy to, co mówię, w ogóle ma sens?
– Jasne, że
tak. Claire… – Wampir zamilkł. Wciąż ją obserwował, intensywnie się nad czymś zastanawiając.
– Nikt nie pozwoli, żeby stała ci się krzywda. Layla prędzej czy później też na
pewno gdzieś się znajdzie, zresztą… Hej, może po prostu powinnaś stąd wyjechać.
Poza Seattle na pewno nic by ci nie groziło, więc…
– To mój
tata cię tutaj przysłał? – przerwała mu, podrywając się na łóżku.
Lucas
zamilkł, spoglądając na nią spod uniesionych brwi. Pomyślała, że być może
zareagowała zbyt gwałtownie, ale nie chciała się nad tym zastanawiać.
– Jasne, że
nie. Zresztą nie wyglądał na szczególnie chętnego do rozmowy i… Och, nieważne! –
stwierdził, pośpiesznie zmieniając temat. – Też ci to proponował? Chyba nawet
nie jestem zdziwiony.
– Nie
wyjadę stąd, póki nie będę miała pewności, że z mamą wszystko w porządku
– oznajmiła z uporem.
Napięła
mięśnie, mimo wszystko podenerwowana. Chociaż Lucas się wycofał, nie próbując
ani się kłócić, ani naciskać, poczuła się co najmniej osaczona, aż nazbyt
świadoma tego, że temat prędzej czy później powróci. Rufus był zdesperowany,
zresztą wiedziała, że gdyby sytuacja ostatecznie wytrąciła go z równowagi,
jej sprzeciwy przestałyby mieć jakiekolwiek znaczenie. Aż nazbyt dobrze zdawała
sobie sprawę z tego, że ojciec byłby skłonny chronić ją za wszelką cenę,
niezależnie czy tego chciała, czy może wręcz przeciwnie. Była nawet skłonna
taki stan rzeczy zrozumieć, to jednak nie znaczyło, że zamierzała ot tak pozwolić
mu gdziekolwiek się odesłać.
– Claire…
To był mój luźny pomysł, serio – wyrzucił z siebie w pośpiechu Lucas.
Mimo wszystko zdecydowała się mu zaufać, z wolna opadając z powrotem
na łóżko. – Pomyślałem sobie po prostu, że mogłabyś zabrać się z nami do
Rosalee. Tam jest bezpiecznie, zresztą… Ale rozumiem, że chcesz być tutaj – dodał
pośpiesznie, widząc, że otworzyła usta.
– Nie
wyobrażam sobie, że miałabym tak po prostu to zostawić. Nie teraz, kiedy… –
Przełknęła z trudem. – Zresztą tam będzie Marissa, prawda? Nie mogłabym…
– Za nią
też tęsknisz? – zapytał z zaciekawieniem Lucas. – W zasadzie to
widać… A przynajmniej tak mi się wydaje.
– To moja
przyjaciółka – stwierdziła z uporem. Czuła się dziwnie za każdym razem,
kiedy wypowiadała te słowa, mając przy tym poczucie, że jak najbardziej były
zgodne z prawdą. – Tak mi się przynajmniej wydaje i… Poza tym to moja wina
– dodała, a Lucas uniósł brwi. – To, że ona…
– Bez żartów
– obruszył się, bardziej stanowczo otaczając ją ramionami. – Zaczynasz bredzić,
wiesz? Zdecydowanie jesteś zmęczona.
Westchnęła,
chcąc nie chcąc decydując się zamilknąć. Mogła się tego po nim spodziewać, chociaż
zarazem nie sądziła, że słowa wampira sprawią, że poczuje się jakkolwiek
lepiej. W tamtej chwili naprawdę chciała mu uwierzyć, tym bardziej, że
jego zapewnienia brzmiały szczerze, być może dlatego, że Lucas tak naprawdę nie
wiedział, co miało miejsce podczas balu. Przynajmniej zakładała, że nie rozumiał
wszystkiego, sama niepewna kto i kiedy poinformował Pavarottich o zaistniałej
sytuacji.
– Skoro tak
uważasz…
– Owszem,
więc nie próbuj się ze mną kłócić – uciął stanowczo. Zaraz po tym wysilił się
na uśmiech, samym tylko wyrazem twarzy kolejny raz usiłując ją rozbawić. –
Podejrzewam, że ta cała Marissa też powiedziałaby ci to samo, o ile jest
taka fajna, jak mi się wydaje. To znaczy… Skoro to twoja przyjaciółka, to nie
może być zła, prawda? – zauważył przytomnie, a Claire westchnęła.
– Jest
cudowna – zapewniła pośpiesznie. – Ja po prostu… To nie powinno się wydarzyć.
– Ale stało
się i nie ma co roztrząsać. – Lucas wzruszył ramionami. – Może to źle
brzmi, ale taka jest prawda. Niektóre rzeczy po prostu się dzieją i nic na
to nie poradzisz.
– Issie
weszła to przeze mnie… A ja nawet nie miałam okazji powiedzieć jej, że mi
przykro – dodała, nie mogąc się powstrzymać.
– Claire…
Rany, to naprawdę nie jest twoją winą. – Drgnęła, kiedy nagle odsunął się od
niej, w następnej chwili siadając na łóżku. – Widziałem dość, żeby
wiedzieć, że na niektóre rzeczy nie da się nic zrobić. Wampiry po prostu są i…
Hej, mogła trafić na kogoś nawet na ulicy, a wtedy niekoniecznie wyszłaby z tego
żywa.
Aż
skrzywiła się w odpowiedzi na jego słowa. Jeśli to miało być jego sposobem
na to, żeby spróbować ją pocieszyć…
– Wtedy
była ze mną. Gdyby nie ja… – zaczęła, ale i tym razem nie miała okazji do
tego, by dokończyć.
– To pewnie
skończyłaby jako obiad. Może to okrutne, ale sama najlepiej wiesz w jaki sposób
działamy. – Lucas zmierzył ją wzrokiem, wyraźnie się nad czymś wahając. –
Powinnaś z nią porozmawiać, wiesz? Może gdyby sama powiedziała, że nie ma
do ciebie pretensji…
– Na pewno
usłyszałabym, że jestem głupia – przyznała niechętnie.
Lucas
jedynie się uśmiechnął.
– No to
sama widzisz – rzucił niemalże pogodnym tonem. – Podtrzymuję. Jak najbardziej
brzmi na mądrą dziewczynę – stwierdził, wyraźnie nie zamierzając dać za
wygraną.
Spuściła
wzrok, sama niepewna, co powinna sądzić o jego słowach. W głowie
miała mętlik, chociaż to i tak wydawało się lepsze od zadręczania wierszem
i tym, co działo się z mamą. W zasadzie wszystko jawiło się jako
lepsza alternatywa, poza tym… jakaś jej cząstka naprawdę chciała w to
wierzyć. Co więcej, wciąż przejmowała się Marissą, już od dłuższego czasu chcąc
się z nią zobaczyć, nawet jeśli to nie było możliwe. Młode wampiry bywały
porywcze, ale z drugiej strony…
– Lucas? –
zaryzykowała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Natychmiast przeniósł na
nią wzrok, wyraźnie zaintrygowany.
– Co jest…?
Jedynie
cicho westchnęła.
– Jak
bardzo drażniąca jest krew pół-wampira? – zapytała z wahaniem, wzbudzając w nim
jeszcze silniejsze wątpliwości. – Mam na myśli… Czy chociażby ja kuszę ciebie
aż tak bardzo jak człowiek? – ciągnęła, aż nazbyt świadoma tego, że po głowie
chodziło jej coś co najmniej niebezpiecznego.
–
Niekoniecznie, ale… – Urwał, po czym podejrzliwie zmrużył oczy. – O co
chodzi? – mruknął, zaś po jego tonie poznała, że zaczynał podejrzewać w czym
rzecz.
– Po prostu
się zastanawiam… Jestem po części wampirem, prawda? – Wzruszyła ramionami. –
Moja krew jest inna, więc…
– Słodka
bogini, Claire, nie – przerwał jej łagodnie, ale przy tym na tyle stanowczo, by
poczuła się rozczarowana. – Nawet o tym nie myśl, okej? Przynajmniej na
razie, bo… Cholera, to naprawdę nie jest dobry pomysł – oznajmił, ale wcale nie
poczuła się przekonana.
– Martwię
się – poskarżyła mu się. – O Issie też, a jednak… Wciąż niewiele mi
mówią. Zresztą mam takiego jednego iluzjonistę, który… – zaczęła, a wampir
jęknął, po czym energicznie potrząsnął głową.
– To brzmi
źle – stwierdził spiętym tonem. – Mówię poważnie i… Nie będę aż tak ryzykował.
Tylko sobie żartowałem i… – Westchnął, zwłaszcza kiedy dostrzegł wraz jej
twarzy. Mogła tylko zgadywać jak wyglądała, ale coś w jego reakcji dało
Claire do zrozumienia, że musiała sprawiać wrażenie zdesperowanej. – Rufus mnie
zabije.
– Nie,
jeśli się o niczym nie dowie – zauważyła przytomnie.
Lucas
zacisnął usta, wyraźnie podenerwowany. Zaraz po tym spojrzał na nią co najmniej
tak, jakby widział ją po raz pierwszy.
– O bogini…
Kiedy właściwie zrobiłaś się aż taką ryzykantką, co? – rzucił powątpiewaniem,
ale – co nie uszło jej uwadze – tym razem przynajmniej nie próbował
protestować.
Wypuściła
powietrze ze świstem, sama niepewna czy powinna się cieszyć, czy może
niekoniecznie. Perspektywa spotkania z Issie brzmiała jak szaleństwo, ale z drugiej
strony…
Och, jeśli
przynajmniej tę jedną sprawę mogła załatwić jak trzeba, zamierzała z tej
możliwości skorzystać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz