8 kwietnia 2017

Sto pięćdziesiąt jeden

Claire
Chłodne palce wplotły się w jej włosy. Zadrżała, poniekąd przez różnicę temperatur, ale przede wszystkim przez nadmiar emocji. Potrzebowała kilku sekund, żeby zapanować nad sobą na tle, by poderwać głowę i spojrzeć na obejmującego ją wampira. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo się za nim stęskniła, potrzebując dłuższej chwili, żeby stwierdzić, kiedy widzieli się ostatnim razem. To były zaledwie miesiące, pozornie nic nieznaczące, mając przed sobą perspektywę wieczności, ale i tak poczuła się dziwnie.
– Co ty tutaj robisz? – wyrzuciła z siebie na wydechu, ledwo zdołała się odezwać. Wyprostowała się, po czym odsunęła na tyle, żeby móc na niego spojrzeć. – I dlaczego mi to robisz? Wystraszyłam się i…
– Przepraszam – zreflektował się pośpiesznie. – Jakaś ty strachliwa… Zapomniałem o tym – stwierdził w zamyśleniu.
Claire westchnęła, sama niepewna, co powinna sądzić o jego słowach oraz tym, w jaki sposób na nią spoglądał. Nerwowym ruchem przeczesała włosy palcami, mimowolnie zastanawiając nad tym, w jaki sposób powinna wytłumaczyć mu swoją reakcję.
– W ostatnim czasie… dużo się dzieję – przyznała w końcu.
Natychmiast spoważniał, spoglądając na nią w niemalże zatroskany sposób. To było coś nowego, tym bardziej, że zapamiętała Lucasa jako kogoś, kto przez większość czasu niczym się nie przejmował. Spodziewała się raczej, że rzuci coś nie do końca przemyślanego, co będzie w stanie ją rozbawić, jak zwykle zresztą. Chwilami sama nie była pewna, w jaki sposób to robił, ale prawda była taka, że wampir pozostawał jedną z nielicznych osób, która w mniej lub bardziej świadomy sposób potrafiła poprawić jej humor.
– Wiem o tym – stwierdził w zamian, raptownie poważniejąc. – Wiesz, dopiero niedawno wróciliśmy z Mattem od Rosalee… Dimitr dawno aż tak bardzo nie prosił, żebyśmy coś dla niego zrobili – przyznał i zawahał się na moment. – I tak mieliśmy wracać po tej akcji z Claudią, a teraz robimy za obstawę dla Isabeau. Znaczy teoretycznie, bo to ostatnia osoba, której trzeba pilnować.
Skinęła głową, jak najbardziej będąc w stanie wyobrazić sobie reakcję ciotki na jakąkolwiek próbę ochrony. Z drugiej strony, to samo nie tak dawno temu była skłonna powiedzieć o mamie, a jednak teraz… niczego już nie była pewna.
Wypuściła powietrze ze świstem, po czym bez słowa podeszła do łóżka, ciężko na nie opadając. Lucas jak na zawołanie zmaterializował się przy niej, wyraźnie zmartwiony i zaskoczony jednocześnie.
– Hej, wszystko w porządku… Będzie dobrze, Claire – zapewnił, a ona spojrzała na niego z powątpiewaniem.
– Tak uważasz? – zapytała, nie kryjąc sceptycyzmu.
Jedynie się uśmiechnął. Czuła, że to nieco wymuszony gest, ale i tak coś w wyrazie jego twarzy sprawiło, że poczuła się przynajmniej trochę lepiej.
– Jasne, że tak. Wiem, że dużo się dzieje, ale… To jest Layla, nie? Czasami się jej boję, zwłaszcza kiedy naprawdę się zdenerwuje – stwierdził z rozbrajającą wręcz szczerością. – Ty z kolei jesteś bezpieczna. Mam na myśli…
– Nie boję się o siebie – przerwała mu machinalnie.
Nie odpowiedział, ale nie poczuła się z tego powodu źle. Wręcz przeciwnie – milczenie przy Lucasie okazał się równie proste, co i wtedy, kiedy przebywała z Sethem. Może nawet dużo łatwiejsze, tym bardziej, że był kimś, kogo znała właściwie od dziecka; jej opiekunem, czasami zachowującym się trochę jak starszy brat, któremu niezależnie od wszystkiego mogła zaufać. Ukochanym przyjacielem, którego potrzebowała nawet wtedy, kiedy nie do końca zdawała sobie z tego sprawę.
Nie zaprotestowała, kiedy jak gdyby nigdy nic ujął ją za obie ręce. Chłodny, silny uścisk był znajomy, poza tym przynajmniej odrobinę poprawił dziewczynie nastrój. Tego potrzebowała – bliskości kogoś, przy kim mogłaby milczeć, kto miałby szansę ją zrozumieć i…
– Pisałaś coś ostatnio? – zapytał cicho Lucas, a serce Claire jak na zawołanie zabiło mocniej.
Nie od razu zdecydowała się odezwać, mimo wszystko wahając się przed powiedzeniem mu prawdy. Tamtej wiersz, zresztą tak jak i sen, którego doświadczyła jeszcze przed ostatnim atakiem Marce i Petera, jawiły jej się jako coś absolutnie osobistego, co powinna zachować dla siebie. Z drugiej strony, tym razem miała przed sobą Lucasa, on z kolei nie próbował na nią naciskać, cierpliwie czekając, co również podziałało na Claire kojąco. Była mu za to wdzięczna, nie po raz pierwszy zresztą czując się przy nim aż tak bezpieczna. Wiedziała, że gdyby się wycofała, zrozumiałby, ale z drugiej strony…
– Nie jestem pewna – przyznała zgodnie z prawdą. – Był taki jeden wiersz, ale…
– Co takiego? – zachęcił, rzucając jej niespokojne spojrzenie. – Wiesz, że pobladłaś? Może to moje wrażenie, ale… – Urwał i wzruszył ramionami. – Hej, Claire…
Bez słowa przesunęła się, by na powrót wylądować w jego ramionach. Przygarnął ją do siebie, po prostu obejmując i pozwalając, by się w niego wtuliła, szukając choćby chwilowego ukojenia. Do Claire z opóźnieniem dotarło, że zaczęła drżeć, zwłaszcza kiedy przypomniała sobie tamten sen – swoje odbicie, krew na rękach i słowa, które później słowo w słowo przepisała na skrawek papieru. Czuła, że chodzi o coś więcej i to ją przerażało, a jednak wciąż miała wrażenie, że śmierć wcale nie miała związku z nieobecnością Layli.
– Napisałam coś, czego nie rozumiem… I co mi się nie podoba – powiedziała w końcu, ostrożnie dobierając słowa. – Nie męcz mnie, Lucas. To nie jest coś, o czym chcę mówić.
– Nie możesz po prostu pokazać mi tego wiersza? – zasugerował, rzucając jej wymowne spojrzenie. – Chcę tylko zobaczyć. Wiesz, że zawsze dobrze mi szło interpretowanie poezji, więc…
– Tata go zabrał – ucięła stanowczo.
Wampir rzucił jej pełne zwątpienia spojrzenie, ale przynajmniej nie próbował naciskać. Przyjęła to z ulgą, choć na chwilę będąc w stanie się rozluźnić, zwłaszcza kiedy nabrała pewności, że przynajmniej tymczasowo temat był zakończony. Wciąż siedziała przy Lucasie, pozwalając żeby ten ją obejmował i raz po raz – w mniej lub bardziej świadomy sposób – przeczesywał jej włosy palcami. Już nawet chłód zszedł gdzieś na dalszy plan, wyparty przez zmęczenie, ale też świadomość, że wszystko wróciło na swoje miejsce. Potrzebowała tego, bo choć obecność Lucasa w najmniejszym nawet stopniu nie rozwiązywała żadnego z dręczących ją problemów, mimo wszystko Claire miała wrażenie, że jest jej dużo łatwiej.
Przez dłuższą chwilę trwali w milczeniu, ale również to wydawało się właściwe. Pomyślała nawet, że przy Lucasie zdołałaby zasnąć, chociaż sen zdecydowanie nie ułatwiał niczego, stanowiąc raczej formę swego rodzaju ucieczki.
– Co tutaj właściwie robisz? – zapytała sennie, nie mogąc się powstrzymać. Cieszyła się, że go widzi, ale to nadal nie tłumaczyło niczego.
– To znaczy? Powiedziałem ci już, że pilnujemy z Mattem Isabeau – przypomniał usłużnie.
Westchnęła, po czym potrząsnęła głową.
– Tak, to wiem. Ale pilnowanie Beau – wysiliła się na blady uśmiech – raczej nie ma żadnego związku z siedzeniem u mnie na parapecie.
Lucas roześmiał się w nieco nerwowy sposób. Wywróciła oczami, nie pierwszy raz zastanawiając nad tym, co powinna sądzić o jego zachowaniu. Kto jak kto, ale ten wampir miał w zwyczaju robić rzeczy, które wciąż pozostawały dla niej zagadką. Tak był chociażby ze sposobem, w jaki zachowywał się względem niej, ale zdążyła się do tego przyzwyczaić, wręcz nie wyobrażając sobie, że mógłby zachowywać się inaczej.
– Chciałem cię zobaczyć – oznajmił, wzruszając ramionami. – Jeśli nie chcesz, oczywiście mogę sobie pójść, ale to byłoby przykre. To znaczy… Mam wyjść, Claire? – rzucił zaczepnym tonem.
– To nie jest odpowiedź na moje zapytanie – zauważyła przytomnie, ale te słowa bynajmniej nie zrobiły na iluzjoniście wrażenia.
– Więc jednak mam wyjść…? – zaczął i chociaż wiedziała, że sobie żartował, taka perspektywa ją zaniepokoiła.
– Oczywiście, że nie! – obruszyła się, dla pewności chwytając chłopaka za ramię, by mieć pewność, że nic głupiego nie przyjdzie mu do głowy. Nawet nie próbował się z nią droczyć, co z miejsca dało Claire do zrozumienia, że musiała sprawiać wrażenie co najmniej zdesperowanej. – Po prostu… zaskoczyłeś mnie. Kiedyś dostanę przez was wszystkich zawału i tak to się skończy – dodała mimochodem, a Lucas spojrzał na nią z zaciekawieniem.
Nas wszystkich? – powtórzył jakby od niechcenia.
Westchnęła cicho, uświadamiając sobie jak wielu kwestii nie był świadom. Kiedyś zwierzała mu się ze wszystkiego, jednak w ostatnim czasie okazało się to co najmniej trudne. Jakby tego było mało, sama świadomość miała w sobie coś bolesnego, nawet pomimo tego, że dobrze wiedziała, że nic nie byłoby w stanie doprowadzić do sytuacji, w której straciłaby Lucasa. On po prostu był, poza tym troszczył się o nią odkąd tylko sięgała pamięcią, dodatkowo mając w zwyczaju pojawiać się w najmniej oczekiwanym momencie.
– Sporo się zmieniło w ostatnim czasie i… Hm, mówiłeś, że gdzie zgubiłeś brata? – dodała, a Lucas wywrócił oczami.
– Miał zając się tą waszą nową wampirzycą – wyjaśnił, tym samym skutecznie wprawiając ją w przygnębienie. Nie myślała o Issie, bo tak było łatwiej, ale mimo wszystko… – Co jest? Rany, dobrze zrozumiałem, że to twoja przyjaciółka? – zapytał z wahaniem, uświadamiając sobie, że się zapędził. – Mam na myśli…
– To jedna z tych zmian, jeśli wiesz, co takiego mam na myśli… Ale wolałabym na razie nie rozmawiać o Marissie.
– Jasne – zreflektował się pośpiesznie. – Claire, posłuchaj… Cokolwiek się dzieje, będzie w porządku, tak? To znaczy, ona żyje, więc…
– Życie to pojęcie względne – zauważyła przytomnie.
Pomyślała, że trochę się zapędziła, Lucas jednak nie sprawiał wrażenia urażonego jej reakcją. Czuła, że ją obserwował, być może nawet wręcz przesadnie uważnie, przez co nie była w stanie się rozluźnić. Właściwie sama nie była pewna, skąd brało się towarzyszące jej podenerwowanie, a tym bardziej dlaczego czuła wewnętrzną potrzebę, żeby jednak z wampirem porozmawiać, ale to na dłuższą metę nie miało znaczenia. Czuła się zagubiona już wcześniej, więc to, że podobne uczucia nie dawały jej spokoju, wydało się Claire czymś najzupełniej naturalnym.
Nie była pewna, jak długo milczeli, ale to również nie miało dla niej znaczenia. W pewnym momencie ułożyła się na łóżku, pozwalając żeby Lucas przez cały ten czas siedział tuż obok, jak gdyby nigdy nic trzymając ją w ramionach. Wcześniej nie zwracała na wzajemną bliskość aż takiej uwagi, uznając ją za coś normalnego, bo i obecność wampira pozostawała czymś najzupełniej naturalnym, przynajmniej dla niej. Byli tuż obok siebie, wtuleni w siebie i to wydawało się dobrze, a przy tym bardzo znajome. Co prawda objęcia Lucasa znacznie różniły się od tych gorących Setha, do których zdążyła się przyzwyczaić w ostatnim czasie, ale…
– Przepraszam – rzuciła z opóźnieniem. Wampir uniósł brwi, rzucając jej co najmniej skonsternowane spojrzenie. – Jestem podenerwowana… I zmęczona. Poza tym się martwię, ale… – zaczęła i zaraz urwała, kiedy bez słowa przygarnął ją do siebie. – Lucas…
– Ale za co? – Zadrżała, gdy bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wyciągnął rękę, żeby pogładzić ją po policzku. – Boisz się i to normalne. Ale będzie w porządku, tak? Może w tym momencie to nic nie znaczy, ale… chciałbym żebyś wiedziała, że nikt nie pozwoli cię skrzywdzić.
Cicho westchnęła, nade wszystko pragnąc w to uwierzyć. Jego słowa były kuszące, zresztą tak jak i dotyk oraz to, że w ogóle mógłby znajdować się obok. Z miejsca poczuła się bezpieczniejsza, mimowolnie rozluźniając się, co też było jej potrzebne. Leżeli obok siebie i to było dobre, nawet jeśli myślami nadal była gdzieś daleko – przy mamie, Marissie, całym tym szaleństwie i…
– Napisałam coś, co ciągle mnie dręczy… Tym bardziej, że czuję, że tamten wierszy był dla mnie – przyznała, a Lucas zesztywniał, wyraźnie jej słowami zaniepokojony.
– Co masz na myśli? – zaniepokoił się.
Nerwowo zacisnęła usta w wąską linijkę. W pewnym momencie przygryzła dolną wargę na tyle mocno, by poczuć smak krwi, ale prawie nie zwróciła na to uwagi. Chciała nad sobą zapanować, przynajmniej częściowo usiłując się uspokoić, ale to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć.
– Nie jestem pewna… To znaczy, napisałam o tym, że coś złego stanie się na moich oczach – przyznała w końcu, w ostatniej chwili powstrzymując się przed wzmiankami o śmierci. – Dokładnie tak to ujęłam: „na moich oczach” – powtórzyła z naciskiem, po czym zadrżała, kiedy nagle zrobiło jej się zimno. – Czy to, co mówię, w ogóle ma sens?
– Jasne, że tak. Claire… – Wampir zamilkł. Wciąż ją obserwował, intensywnie się nad czymś zastanawiając. – Nikt nie pozwoli, żeby stała ci się krzywda. Layla prędzej czy później też na pewno gdzieś się znajdzie, zresztą… Hej, może po prostu powinnaś stąd wyjechać. Poza Seattle na pewno nic by ci nie groziło, więc…
– To mój tata cię tutaj przysłał? – przerwała mu, podrywając się na łóżku.
Lucas zamilkł, spoglądając na nią spod uniesionych brwi. Pomyślała, że być może zareagowała zbyt gwałtownie, ale nie chciała się nad tym zastanawiać.
– Jasne, że nie. Zresztą nie wyglądał na szczególnie chętnego do rozmowy i… Och, nieważne! – stwierdził, pośpiesznie zmieniając temat. – Też ci to proponował? Chyba nawet nie jestem zdziwiony.
– Nie wyjadę stąd, póki nie będę miała pewności, że z mamą wszystko w porządku – oznajmiła z uporem.
Napięła mięśnie, mimo wszystko podenerwowana. Chociaż Lucas się wycofał, nie próbując ani się kłócić, ani naciskać, poczuła się co najmniej osaczona, aż nazbyt świadoma tego, że temat prędzej czy później powróci. Rufus był zdesperowany, zresztą wiedziała, że gdyby sytuacja ostatecznie wytrąciła go z równowagi, jej sprzeciwy przestałyby mieć jakiekolwiek znaczenie. Aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że ojciec byłby skłonny chronić ją za wszelką cenę, niezależnie czy tego chciała, czy może wręcz przeciwnie. Była nawet skłonna taki stan rzeczy zrozumieć, to jednak nie znaczyło, że zamierzała ot tak pozwolić mu gdziekolwiek się odesłać.
– Claire… To był mój luźny pomysł, serio – wyrzucił z siebie w pośpiechu Lucas. Mimo wszystko zdecydowała się mu zaufać, z wolna opadając z powrotem na łóżko. – Pomyślałem sobie po prostu, że mogłabyś zabrać się z nami do Rosalee. Tam jest bezpiecznie, zresztą… Ale rozumiem, że chcesz być tutaj – dodał pośpiesznie, widząc, że otworzyła usta.
– Nie wyobrażam sobie, że miałabym tak po prostu to zostawić. Nie teraz, kiedy… – Przełknęła z trudem. – Zresztą tam będzie Marissa, prawda? Nie mogłabym…
– Za nią też tęsknisz? – zapytał z zaciekawieniem Lucas. – W zasadzie to widać… A przynajmniej tak mi się wydaje.
– To moja przyjaciółka – stwierdziła z uporem. Czuła się dziwnie za każdym razem, kiedy wypowiadała te słowa, mając przy tym poczucie, że jak najbardziej były zgodne z prawdą. – Tak mi się przynajmniej wydaje i… Poza tym to moja wina – dodała, a Lucas uniósł brwi. – To, że ona…
– Bez żartów – obruszył się, bardziej stanowczo otaczając ją ramionami. – Zaczynasz bredzić, wiesz? Zdecydowanie jesteś zmęczona.
Westchnęła, chcąc nie chcąc decydując się zamilknąć. Mogła się tego po nim spodziewać, chociaż zarazem nie sądziła, że słowa wampira sprawią, że poczuje się jakkolwiek lepiej. W tamtej chwili naprawdę chciała mu uwierzyć, tym bardziej, że jego zapewnienia brzmiały szczerze, być może dlatego, że Lucas tak naprawdę nie wiedział, co miało miejsce podczas balu. Przynajmniej zakładała, że nie rozumiał wszystkiego, sama niepewna kto i kiedy poinformował Pavarottich o zaistniałej sytuacji.
– Skoro tak uważasz…
– Owszem, więc nie próbuj się ze mną kłócić – uciął stanowczo. Zaraz po tym wysilił się na uśmiech, samym tylko wyrazem twarzy kolejny raz usiłując ją rozbawić. – Podejrzewam, że ta cała Marissa też powiedziałaby ci to samo, o ile jest taka fajna, jak mi się wydaje. To znaczy… Skoro to twoja przyjaciółka, to nie może być zła, prawda? – zauważył przytomnie, a Claire westchnęła.
– Jest cudowna – zapewniła pośpiesznie. – Ja po prostu… To nie powinno się wydarzyć.
– Ale stało się i nie ma co roztrząsać. – Lucas wzruszył ramionami. – Może to źle brzmi, ale taka jest prawda. Niektóre rzeczy po prostu się dzieją i nic na to nie poradzisz.
– Issie weszła to przeze mnie… A ja nawet nie miałam okazji powiedzieć jej, że mi przykro – dodała, nie mogąc się powstrzymać.
– Claire… Rany, to naprawdę nie jest twoją winą. – Drgnęła, kiedy nagle odsunął się od niej, w następnej chwili siadając na łóżku. – Widziałem dość, żeby wiedzieć, że na niektóre rzeczy nie da się nic zrobić. Wampiry po prostu są i… Hej, mogła trafić na kogoś nawet na ulicy, a wtedy niekoniecznie wyszłaby z tego żywa.
Aż skrzywiła się w odpowiedzi na jego słowa. Jeśli to miało być jego sposobem na to, żeby spróbować ją pocieszyć…
– Wtedy była ze mną. Gdyby nie ja… – zaczęła, ale i tym razem nie miała okazji do tego, by dokończyć.
– To pewnie skończyłaby jako obiad. Może to okrutne, ale sama najlepiej wiesz w jaki sposób działamy. – Lucas zmierzył ją wzrokiem, wyraźnie się nad czymś wahając. – Powinnaś z nią porozmawiać, wiesz? Może gdyby sama powiedziała, że nie ma do ciebie pretensji…
– Na pewno usłyszałabym, że jestem głupia – przyznała niechętnie.
Lucas jedynie się uśmiechnął.
– No to sama widzisz – rzucił niemalże pogodnym tonem. – Podtrzymuję. Jak najbardziej brzmi na mądrą dziewczynę – stwierdził, wyraźnie nie zamierzając dać za wygraną.
Spuściła wzrok, sama niepewna, co powinna sądzić o jego słowach. W głowie miała mętlik, chociaż to i tak wydawało się lepsze od zadręczania wierszem i tym, co działo się z mamą. W zasadzie wszystko jawiło się jako lepsza alternatywa, poza tym… jakaś jej cząstka naprawdę chciała w to wierzyć. Co więcej, wciąż przejmowała się Marissą, już od dłuższego czasu chcąc się z nią zobaczyć, nawet jeśli to nie było możliwe. Młode wampiry bywały porywcze, ale z drugiej strony…
– Lucas? – zaryzykowała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Natychmiast przeniósł na nią wzrok, wyraźnie zaintrygowany.
– Co jest…?
Jedynie cicho westchnęła.
– Jak bardzo drażniąca jest krew pół-wampira? – zapytała z wahaniem, wzbudzając w nim jeszcze silniejsze wątpliwości. – Mam na myśli… Czy chociażby ja kuszę ciebie aż tak bardzo jak człowiek? – ciągnęła, aż nazbyt świadoma tego, że po głowie chodziło jej coś co najmniej niebezpiecznego.
– Niekoniecznie, ale… – Urwał, po czym podejrzliwie zmrużył oczy. – O co chodzi? – mruknął, zaś po jego tonie poznała, że zaczynał podejrzewać w czym rzecz.
– Po prostu się zastanawiam… Jestem po części wampirem, prawda? – Wzruszyła ramionami. – Moja krew jest inna, więc…
– Słodka bogini, Claire, nie – przerwał jej łagodnie, ale przy tym na tyle stanowczo, by poczuła się rozczarowana. – Nawet o tym nie myśl, okej? Przynajmniej na razie, bo… Cholera, to naprawdę nie jest dobry pomysł – oznajmił, ale wcale nie poczuła się przekonana.
– Martwię się – poskarżyła mu się. – O Issie też, a jednak… Wciąż niewiele mi mówią. Zresztą mam takiego jednego iluzjonistę, który… – zaczęła, a wampir jęknął, po czym energicznie potrząsnął głową.
– To brzmi źle – stwierdził spiętym tonem. – Mówię poważnie i… Nie będę aż tak ryzykował. Tylko sobie żartowałem i… – Westchnął, zwłaszcza kiedy dostrzegł wraz jej twarzy. Mogła tylko zgadywać jak wyglądała, ale coś w jego reakcji dało Claire do zrozumienia, że musiała sprawiać wrażenie zdesperowanej. – Rufus mnie zabije.
– Nie, jeśli się o niczym nie dowie – zauważyła przytomnie.
Lucas zacisnął usta, wyraźnie podenerwowany. Zaraz po tym spojrzał na nią co najmniej tak, jakby widział ją po raz pierwszy.
– O bogini… Kiedy właściwie zrobiłaś się aż taką ryzykantką, co? – rzucił powątpiewaniem, ale – co nie uszło jej uwadze – tym razem przynajmniej nie próbował protestować.
Wypuściła powietrze ze świstem, sama niepewna czy powinna się cieszyć, czy może niekoniecznie. Perspektywa spotkania z Issie brzmiała jak szaleństwo, ale z drugiej strony…
Och, jeśli przynajmniej tę jedną sprawę mogła załatwić jak trzeba, zamierzała z tej możliwości skorzystać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa