Layla
W milczeniu obserwowała
Simona, wciąż gorączkowo myśląc nad tym, co powinna zrobić. Tym razem nawet nie
drgnęła, kiedy wszedł do środka, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Gdyby
sytuacja była inna, a ona nie musiała obawiać się bólu, pewnie
pomyślałaby, że mężczyzna naprawdę nie grzeszył inteligencją, skoro po próbie
ucieczki dawał jej aż tyle swobodny. Niestety, tym razem wszystko było inaczej,
a jej pozostawało co najwyżej spróbować się podporządkować.
– Chodź –
rzucił zachęcającym tonem, wyciągając ku niej rękę. Wzdrygnęła się, nie
zamierzając pozwolić na to, żeby jej dotykał. Nieznacznie potrząsnął głową,
wyraźnie takim stanem rzeczy zmartwiony. – Chcę ci pomóc – westchnął, ale
przynajmniej nie próbował jej powstrzymywać, kiedy samodzielnie poderwała się
do pionu.
– Poradzę
sobie sama – stwierdziła z uporem.
Założyła
ramiona na piersiach, żeby lepiej podkreślić swoje słowa. Próbowała poruszać
się w ludziom, nie wzbudzającym podejrzeń tempie, woląc nie ryzykować, że
przypadkiem zrobi coś, co pogorszy już i tak nieciekawą sytuację. Inną
kwestią pozostawało to, że coś w zachowaniu i spojrzeniu Simona
wzbudzało w niej wątpliwości, przez co tym bardziej wolała trzymać
mężczyznę na dystans. To, że tak naprawdę istniała tylko garstka osób, które
mogły bezkarnie się do niej zbliżyć, pozostawało sprawą drugorzędną.
– Być może,
ale nie wszystkim spodoba się, jeśli tak po prostu cię puszczę. I tak
powinienem podać ci coś na uspokojenie zanim wyjdziemy, więc… – Zamilkł, po
czym wzruszył ramionami. – Możesz wybrać, ale wątpię, żebyś po lekach dała radę
gdziekolwiek sama pójść.
Zacisnęła
usta, przez krótką chwilę mając ochotę zakląć, co w jej przypadku bywało
rzadkością. Simon nie naciskał, cierpliwie czekając i po prostu ją
obserwując, co z miejsca sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej
nieswojo. Widziała, że był spięty, być może obawiając się, że jednak będzie
musiał z nią walczyć. Mogła się założyć, że zwłaszcza po tym, jak
potraktowała go, kiedy ostatnim razem spróbował zbliżyć się do niej ze
strzykawką, zdecydowanie nie było mu to na rękę, ale wcale nie poczuła się
dzięki temu lepiej.
Z
powątpiewaniem spojrzała na wyciągniętą ku niej dłoń, coraz bardziej
podenerwowana. Ostatecznie z cichym jękiem ją ujęła, aż nazbyt dobrze
zdając sobie sprawę z tego, że nie ma większego wyboru. Wolała być
przytomna, tym bardziej, że chciała przynajmniej spróbować rozejrzeć się po
okolicy. Wciąż istniała szansa, że zdoła zauważyć coś, co mogłoby ułatwić jej
ucieczkę, więc tym bardziej zamierzała wykorzystać każdą ewentualność.
Zawahała
się, mimo wszystko mając wrażenie, że Simon zrobi coś, co nie przypadnie jej do
gustu, ledwo tylko pozwoli mu się dotknąć. Z powątpiewaniem spojrzała na
ich splecione dłonie, próbując zrozumieć w jaki sposób jego uścisk miałby
sprawić, że ktokolwiek poczuje się bezpieczniej. Wciąż o tym myślała,
mimowolnie zauważając, że jej towarzysz był spięty, wyraźnie mając wątpliwości
co do tego, czego powinien się po niej spodziewać. Mimo wszystko jego uścisk
był ciepły i dość silny, przynajmniej jak na człowieka, bo gdyby tylko
chciała, bez trudu zdołałaby się mu wyrwać.
– No i już…
– Simon wysilił się na blady uśmiech. Lekko uścisnął jej dłoń, być może sądząc,
że w ten sposób choć trochę wampirzycę uspokoi. – Sama widzisz, że nie
jest aż tak źle.
– Po prostu
chodźmy – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Nie
zaprotestował, ale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Mimowolnie napięła
mięśnie, kiedy wyszli na korytarz, przez krótką chwilę mając wrażenie, że to
jednak jakiś podstęp i powinna liczyć się z bólem. Oczywiście nic się
nie wydarzyło, ale mimo usilnych starań nie była w stanie się rozluźnić,
mogąc co najwyżej podążać za swoim niechcianym towarzyszem. Tym razem
przynajmniej nie musiała uciekać, w zamian bez pośpiechu podążając przed
siebie i raz po raz rozglądając się dookoła. Próbowała nad sobą panować,
aż nazbyt świadoma, że Simon uważnie ją obserwuje, kontrolując każdy kolejny
ruch, ale nie była pewna na ile jej to wychodziło. Już i tak była
zdeterminowana, podświadomie próbując doszukać jakiejkolwiek drogi ucieczki albo
przynajmniej szczegółu, który mogłaby wykorzystać w przyszłości.
Korytarz
sprawiał wrażenie opustoszałego, chociaż Layla wiedziała, że to nie do końca prawda.
Nigdzie nie widziała kamer, ale nie miała wątpliwości, że gdzieś tam były. To,
że Simon przyszedł sam, po raz kolejny zresztą, również o niczym nie
świadczyło, bo zdążyła już przekonać się, że ludzie, którzy odpowiadali za to
miejsce, aż nazbyt dobrze rozumieli z kim mają do czynienia. W efekcie
lekceważenie ich jawiło się jako najgorsze z rozwiązań, na które mogłaby
się zdecydować, tym samym wymuszając na Layli o wiele więcej kreatywności.
Skoro bezpośrednia ucieczka odpadała, najpewniej musiała wymyślić coś innego,
choćby skupiającego się na próbie skontaktowania z rodzeństwem, jednak i to
nie wydawało się łatwe.
Dla
pewności spróbowała skorzystać z telepatii, chociaż podejrzewała, że
korytarz jest równie zabezpieczony, co i cela, w której ją trzymali. Wciąż
nie czuła ani Gabriela, ani Isabeau czy Rufusa, a to o czymś
świadczyło, tym bardziej, że stłamszenie więzi nie było proste. Wiedziała, że
ta wciąż istnieje, znacznie przytłumiona, przez co nie była w stanie
wykorzystać mocy. Wciąż miała poczucie, że jej zmysły zostały przytłumione, ale
nie była pewna czy to efekt czegoś, co znajdowało się w ścianach, czy może
szoku, którego doznała, kiedy potraktowali ją prądem. To w gruncie rzeczy
nie było istotne, przynajmniej z perspektywy Layli, która skupiała się
przede wszystkim na świadomości, że mogłaby mieć kłopoty – i że wciąż
musiała być ostrożna.
– Jesteś
bardzo ciepła, wiesz? – Głos Simona wyrwał ją z zamyślenia. Wzdrygnęła
się, po czym z powątpiewaniem spojrzała na mężczyznę, bynajmniej nieusatysfakcjonowana
odkryciem, że wciąż uważnie ją obserwował. – Zauważyłem już wcześniej, ale…
Cóż, to ma związek z twoim darem, prawda?
– To też
wiecie od Jaquesa? – rzuciła z powątpiewaniem. Coś ścisnęło ją w gardle,
kiedy pomyślała o tym wampirze, tym bardziej, że jego obecność w tym
miejscu również wydawała się wszystko komplikować.
– Kilka
rzeczy na pewno. Tak jak i to, że jesteś telepatką, ale to akurat nie tak
wielkie odkrycie jak istnienie kogoś, kto byłby w stanie kontrolować ogień
– przyznał, starannie dobierając słowa.
Mimowolnie
skrzywiła się, słysząc z jaką swobodą mówił o jej umiejętnościach.
Jak na zawołanie poczuła przyjemne pulsowanie, kiedy znajome ciepło rozeszło
się po jej ciele, zupełnie jakby żywioł chciał przypomnieć o swojej
obecności. Zignorowała go, aż nazbyt świadoma, że powinna trzymać nerwy na
wodzy, przynajmniej do czasu nabrania pewności, że nikt nie zabije jej, jeśli
spróbuje zaatakować. Jasne, że mogła rozpętać piekło, ale obawiała się, że
kolejna dawka prądu skutecznie wytrąciłaby ją z równowagi, również wtedy
nie dając szans na ucieczkę. W efekcie co najwyżej mogła doprowadzić do
tragedii, a to zdecydowanie nie leżało w jej gestii.
– Ciekawe…
– mruknęła z opóźnieniem, tym samym próbując dać Simonowi do zrozumienia,
że nie zamierzała ciągnąć tej rozmowy. Milczenie było bezpieczniejsze,
przynajmniej w jego obecności.
– Dla mnie
na pewno. Bardzo bym się ucieszył, gdybyś sama powiedziała mi kilka rzeczy –
stwierdził, a Layla przez krótką chwilę zapragnęła się histerycznie roześmiać.
– Po co? –
rzuciła z rezerwą. – Macie Jaquesa. Pytajcie go do woli, skoro tak chętnie
wam się spowiada.
Przez myśl
przeszło jej, że wszystko sprowadzało się do tego, że wampir również nie miał
wyboru, ale natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl. Może i nie miał
powodu, żeby ją kryć, ale nie sądziła, żeby palił się do współpracy z ludźmi.
Nie zdążyła go poznać jakoś szczególnie dobrze, tym bardziej, że od początku
trzymał się na dystans, zachowując trochę tak, jakby uważał się za lepszego od
nich wszystkich – wówczas przerażonych dzieciaków, które nie miały pojęcia w co
się pakowały, pozwalając poić się jego krwią. Tak czy inaczej, wolała nie
wiedzieć, co takiego w takim razie musieliby zrobić tutaj jemu, żeby
zechciał współpracować, w zamian woląc przekonywać samą siebie, że to w pełni
świadoma decyzja, którą podjął sam Jaques.
Och,
zupełnie jakby to miało mieć jakiekolwiek znaczenie… Ich ostatnie spotkanie nie
należało do najprzyjemniejszych, teraz z kolei spokojnie stał u boku
Nicka, biernie obserwując jak jest torturowana. Zdecydowanie nie zamierzała
myśleć o nim jak o ewentualnym sojuszniku, nie wspominając o jakiejkolwiek
formie zaufania.
–
Wnioskuję, że się znacie.
Tym razem
nie powstrzymała się od parsknięcia. Krótko spojrzała na Simona, po czym z niedowierzaniem
potrząsnęła głową, ignorując fakt, że rzucił jej co najmniej urażone
spojrzenie.
– Myślisz?
– Westchnęła cicho. – Zresztą to teraz nie jest ważne. Nie wiedziałam go od lat
i jakoś nieszczególnie za nim tęskniłam. Nie wiem, co tutaj robi i nieszczególnie
mnie to interesuje, więc…
– W takim
razie wróćmy do ciebie – zaproponował z uporem Simon. – Nie rozumiesz, że
chcę dla ciebie dobrze, Laylo? Sama widziałaś, co się stało, kiedy… Och, wierz
mi, że lepiej będzie, jeśli porozmawiasz ze mną.
Z wrażenia
aż się zatrzymała, tym samym zmuszając Simona do tego samego. W pamięci
wciąż miała jego słowa o konsekwencjach, które spotkałyby ją, gdyby
chociaż spróbowała się od niego oddalić, zdecydowanie nie chcąc sprawdzać ile
było w tych słowach prawdy. Zdecydowanie bezpieczniej było trzymać się tuż
obok, chcąc nie chcąc wciąż trzymając tego człowieka za rękę i traktując
trochę tak, jak gwarancję przynajmniej pozornego bezpieczeństwa. Podejrzewała,
że to nieuczciwe, ale nie chciała się tym przejmować, bardziej niż kiedykolwiek
skupiona na przetrwaniu.
– Czyli co?
Albo będę współpracowała i odpowiadała na twoje pytania, albo znowu zaczniecie
mnie torturować? – niemalże warknęła, decydując się postawić sprawę jasno.
– Laylo…
Gniewnie
zmrużyła oczy.
– Nie patrz
na mnie w ten sposób, skoro dokładnie tak to wygląda. – Z niedowierzaniem
potrząsnęła głową. – Szlag, o co wam tak naprawdę chodzi? To jest jakaś organizacja
badawcza czy…? – zaczęła, ale po spojrzeniu Simona poznała, że i tak nie
zamierzał powiedzieć jej prawdy.
– Ja… Można
tak powiedzieć – stwierdził lakonicznie. – Nie denerwuj się, proszę. To, co się
wydarzyło, to po prostu… nieprzewidziany incydent – dodał, tym samym po raz
kolejny wytrącając dziewczynę z równowagi.
–
Torturowanie mnie nazywasz „incydentem”? – powtórzyła, nie mogąc pozbyć się
wrażenia, że wciąż próbował sobie z niej żartować.
Mężczyzna
westchnął, ale nie odpowiedział, co mimo wszystko przyjęła z ulgą. Już i tak
miała ochotę go uderzyć, a to mogło skończyć się naprawdę różnie, skoro
przez cały ten czas była pod obserwacją.
– Tak czy
inaczej – podjął jak gdyby nigdy nic Simon, wznawiając marsz – będę miał kilka
pytań, ale to za chwilę. Jakbyś dobrze się nad tym zastanowiła, może doszłabyś
do wniosku, że to nie jest takie złe. Mam na myśli… Nie uważasz, że to mogłoby
być ciekawe? – zasugerował łagodnie. – To, że mogłabyś więcej się o sobie
dowiedzieć.
– Wiem na
temat tego, kim jestem, wystarczająco dużo – oznajmiła z uporem.
Przez twarz
Simona przemknął cień, ale ostatecznie nie skomentował jej reakcji nawet
słowem. Znów zamilkł, co początkowo uznała za najlepszą z możliwości, póki
do głosu znów nie doszedł głód. Pieczenie w gardle raz po raz dawało się
wampirzycy we znaki, zresztą tak jak i nieprzyjemne pulsowanie kłów, co zwłaszcza
w ciszy dawało dziewczynie we znaki. W efekcie z dwojga złego
wolała ciągnąć rozmowę, niezależnie od tego, czy kolejne uwagi Simona miały
szansę doprowadzić ją do ostateczności.
Sądziła, że
mężczyzna ponownie się odezwie, ale nic podobnego nie miało miejsca. Kilka
następnych minut trwali w milczeniu, po prostu idąc przed siebie.
Rozpoznała trasę, którą uciekała, łącznie z rozsuwanymi, które dosłownie
wysadziła, by móc przedostać się na drugą stronę. Nie była na tyle oszołomiona,
by nie rozpoznać tego miejsca i nie zauważyć, że jakiekolwiek oznaki walki
zostały uprzątnięte. Zawahała się, wciąż zaniepokojona, chociaż to równie
dobrze mogło mieć związek z wciąż dającym jej się we znaki zmęczeniem.
Próbowała
zapamiętać drogę, by choć trochę rozeznać się w układzie kolejnych
korytarzy, jednak to okazało się co najmniej problematyczne. Wszystkie miejsca
wyglądały podobnie, nieprzyjemnie kojarząc się Layli z biegnącymi pod
Miastem Nocy tunelami. Co więcej, całe to miejsce sprawiało wrażenie jednej
wielkiej klatki Faradaya, a to również nie wróżyło dobrze, zwłaszcza dla
kogoś, kto dysponował telepatią. Gdyby tylko znalazła choć odrobinę bardziej
neutralnej przestrzeni, gdzie bez obaw mogłaby skontaktować się z Gabrielem
albo Beau, wtedy byłoby prościej, ale teraz…
– Jesteś
pewna? – Aż wzdrygnęła się, przez krótką chwilę ogarnięta irracjonalnym
wrażeniem, że Simon reagował bezpośrednio na jej myśli. W oszołomieniu
przeniosła na niego wzrok, nieznacznie potrząsając głową. Potrzebowała kilku
następnych sekund, żeby zrozumieć, że mężczyźnie musiało chodzić o coś zgoła
innego, tym bardziej, że tyle czasu oboje trwali w ciszy. – Potraktuj to…
jako ciekawe doświadczenie – zaproponował. – Wiem, że jesteś niezwykła… Tak jak
i twoja krew. Zastanawiałaś się nad tym kiedyś? – zapytał, rzucając jej
zaciekawione spojrzenie.
– Dobrze
wiem, co takiego jest w mojej krwi – stwierdziła z powagą.
Simon nie
odpowiedział od razu, w pierwszej kolejności podchodząc do kolejnych,
ulokowanych po prawej stronie korytarza drzwi. Nie była pewna, gdzie tak
naprawdę byli, tym bardziej, że po drodze mijali tak wiele różnych pomieszczeń,
że z czasem przestała zwracać na nie uwagę.
– Naprawdę?
– zapytał w końcu, wprowadzając ją do środka. – Wygląda nietypowo,
zwłaszcza pod mikroskopem, więc…
– Tak, to
też wiem – zniecierpliwiła się.
Oczywiście,
że była świadoma tego, jak wyglądała wampirza krew. Widziała ją wielokrotnie,
zresztą to była jedna z pierwszych rzeczy, którą podczas wspólnej pracy
pokazał jej Rufus. Aż nazbyt dobrze pamiętała zarówno to, jak bardzo zawiłe
wydawało się wszystko to, co opowiadał, kiedy próbowali szukać wyjaśnienia na
kolejne wybuchy agresji pośród zarażonych pół-wampirów, jaki i sam wygląd
krwi – a już zwłaszcza srebrzystych drobinek, które z taką łatwością
dostrzegła, również bez wyjaśnień swojego ówczesnego nauczyciela uznając za… co
najmniej dziwne.
Simon
rzucił jej bliżej nieokreślone spojrzenie, być może sądząc, że mogłaby go
okłamywać. Nawet jeśli tak było, nie odezwał się nawet słowem, biernie
obserwując każdy kolejny krok, który zrobiła. Z wahaniem zmusiła się do
tego, żeby zacząć mężczyznę ignorować, w końcu decydując na to, by
rozejrzeć się dookoła. Z jakiegoś powodu serce zabiło jej szybciej, kiedy
zorientowała się, że prócz Simona, w pomieszczeniu znajdowało się więcej
osób, tym bardziej, że odczuwane przez nią pragnienie dodatkowo się wzmogło.
Jakby tego było mało, dosłownie poraził ją jasny, nieprzyjemny dla wrażliwych
oczu blask jarzeniówek. To był ten ostry rodzaj światła, który z miejsca
sprawił, że poczuła się jeszcze bardziej nieswojo, zwłaszcza kiedy przekonała
się, że pomieszczenie, w którym ostatecznie się znalazła, wygląda jak
laboratorium. Inne niż to, które widywała przez te wszystkie, spędzone w Mieście
Nocy lata – i to począwszy od tego, że wyglądało o wiele mniej chaotyczne,
po irytującą, napierającą na nią ze wszystkich stron biel. Już cela wydawała
się Layli co najmniej sterylna, z kolei to miejsce jedynie spotęgowało to
uczucie.
Świetnie, więc jednak ośrodek badawczy,
pomyślała z powątpiewaniem, samej sobie nie potrafiąc wytłumaczyć czy to
dobrze, czy może wręcz przeciwnie. Co więcej, wciąż miała wrażenie, że umyka
jej coś istotnego, chociaż w żaden sposób nie potrafiła sprecyzować, czego
mogłoby to dotyczyć. Od samego początku czuła, że mieli jakiś cel w tym,
żeby ją tutaj trzymać, z kolei pytania Simona sprawiły, że zaczęła się
zastanawiać, czy przypadkiem nie chodziło przede wszystkim o poznanie
istot, które dla większości ludzi pozostawały obce. Była w stanie
zrozumieć tę fascynację, zresztą tak jak i obawy, bo zwykle to, co
nieznane, wzbudzało strach. Gdyby chodziło tylko o to, nie byłaby
zaskoczona, a jednak… Och, wciąż miała wrażenie, że to nie wszystko – i że
faktyczny cel, w którym ją tutaj trzymano, zdecydowanie nie miał przypaść
jej do gustu.
– Co sądzisz?
– rzucił niemalże pogodnym tonem Simon, kolejny raz skutecznie wyrywając
dziewczynę z zamyślenia. – Nie bój się, bo nikt nie zamierza cię
skrzywdzić. To miejsce…
– Och, nie
trzeba jej tego tłumaczyć. Powiedziałbym raczej, że poczuła się jak w domu
– wszedł mu w słowo nowy głos. Drgnęła, po czym poderwała głowę, dopiero
po chwili dostrzegając Jaquesa. Opierał się o ścianę, jakby od niechcenia
spoglądając w sufit i zachowując tak, jakby sytuacja była
najzupełniej normalna. Cóż, być może dla niego była. – Chyba że się pomyliłem?
Który z nich w końcu wygrał, co? – Wampir wyprostował się, po czym
spojrzał na nią z zaciekawieniem. – Dylan…
– Dylan nie
żyje – przerwała mu chłodno.
O dziwo,
mężczyzna tylko parsknął śmiechem.
– Był rudy.
To musiało się tak skończyć.
W pierwszym
odruchu spojrzała na niego z niedowierzaniem, nerwowo napinając mięśnie.
Dopiero później wyrwało jej się gniewne, ostrzegawcze warknięcie, którego nawet
nie próbowała powstrzymywać. Oczy Jaquesa zabłysły, zupełnie jakby od samego
początku spodziewał się takiej reakcji, zaraz też podszedł bliżej, aż prosząc
się o to, żeby spróbowała zrobić mu krzywdę. Wiedziała, że powinna nad
sobą panować, tym bardziej, że Simon wciąż trzymał ją za rękę, dodatkowo
wzmacniając uścisk, kiedy zaczęła być niespokojna, ale właściwie nie zwróciła
na ten gest uwagi.
– Jak ty
właściwie… – Zamilkła, po czym energicznie potrząsnęła głową. Rzadko myślała o Dylanie,
nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż miała do siebie o pewne rzeczy
żal. To, że ostatecznie właśnie ona chłopaka zabiła, bez wątpienia komplikowało
wszystko, do jakiegoś stopnia wciąż jej ciążąc, nawet jeśli czuła, że postąpiła
słusznie. – Nawet nie próbuj w ten sposób mówić o Dylanie, jasne? –
warknęła, a Jaques wywrócił oczami.
– Tak, tak…
Słodki chłopak, zwłaszcza kiedy uganiał się za tobą. Szkoda, że na koniec
troszkę nam odleciał, ale…
– Dosyć! –
przerwała mu stanowczo. – Dobrze wiesz, że to wszystko było z twojej winy.
Gdyby nie ty… – Musiała urwać, w zamian próbując złapać oddech. Wciąż odczuwany
głód wzmógł się, przy okazji sprawiając, że poczuła się jeszcze bardziej
niestabilna niż do tej pory. W efekcie miała wrażenie, że naprawdę
niewiele trzeba, by ostatecznie doprowadzić ją do szału, nakłaniając do
zrobienia czegoś naprawdę głupiego.
– Moja? –
Jaques przekrzywił głowę, po czym spojrzał na nią z zaciekawieniem.
Naprawdę tak uważasz? Ciekawa teoria…
Drażnił się
z nią i była tego aż nazbyt świadoma. Tym razem to ona musiała
ścisnąć dłoń Simona, żeby powstrzymać się przed atakiem i chyba jedynie
cudem pamiętając, że zmiażdżenie mężczyźnie palców nie byłoby najrozsądniejszym
posunięciem. Czuła, że się trzęsie, bliska wybuchu gniewu, chociaż na to
zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić. Nie miała pewności, jakim cudem
Jaquesowi z taką wprawą udało się doprowadzić ją do ostateczności, ale to
na dłuższą metę nie miało znaczenia. O wiele bardziej istotne pozostawało
to, jak się czuła – i że aż rwała się do tego, żeby porządnie kimś
potrząsnąć, bez względu na konsekwencje.
Weź się w garść, warknęła na siebie
w duchu. Jemu właśnie o to
chodzi…
Problem w tym,
że nie była w stanie stwierdzić, co tak naprawdę Jaques chciał w ten
sposób osiągnąć. Jasne, bez trudu mógł doprowadzić ją do szału, ale to wciąż
nie tłumaczyło tego, czego wampir mógł oczekiwać. Gdyby przynajmniej zdołała
przeniknąć jego umysł albo spróbować nadążyć za zmiennymi nastrojami albo
ewentualnymi planami…
– Tak czy
inaczej, Layla na pewno jest zachwycona tym miejscem. Kto jak kto, ale ona bez
wątpienia… Swoją drogą, pochwaliła ci się już, jaka jest niezwykła? – odezwał
się ponownie Jaques, w przesadnie pogodny sposób wyrzucając z siebie
kolejne słowa. – Jej krew zresztą też. A tak swoją drogą…
– O co
ci chodzi? – nie wytrzymała.
Jaques
jedynie się uśmiechnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz