Layla
W
pierwszej chwili zamarła, wręcz nie dowierzając temu, co działo
się wokół niej. Przez krótką chwilę miała irracjonalne
wrażenie, że czas się zatrzymał, a wszystko wokół zwalnia,
choć to przecież było niemożliwe. Gwałtownie zaczerpnęła
powietrza do płuc, wstrzymując oddech i chcąc przekonać się,
że zaszła pomyłka. Oczywiście, że mogła się pomylić i to
pomimo wyostrzonych zmysłów – w końcu w tym
miejscu wszystko było inne, a ona nie mogła pozwolić sobie na
zaufanie ani względem siebie, ani tych, którzy ją otaczali. Tak
czy inaczej, istniała szansa, że coś było nie tak albo….
Z
tym, że kolejne sekundy mijały i nic nie uległo zmianie.
Zamarła w bezruchu, rozszerzonymi do granic możliwości oczyma
wpatrując się w leżącą na łóżku, nieruchomą dziewczynę.
Jak sparaliżowana lustrowała wzrokiem bladą twarz, niezdolna do
tego, żeby się ruszyć albo zareagować w jakikolwiek sensowny
sposób. Mogła co najwyżej tkwić w bezruchu i czekać,
wmawiając sobie, że wampirzyca po prostu straciła przytomność
i że prędzej czy później się obudzi. Inna możliwość nie
wchodziła w grę, tym bardziej, że przecież była
nieśmiertelna; musiała być, Layla zaś do tej pory nie spotkała
się z sytuacją, w której przemiana nie dopełniłaby się
bez wyraźnego powodu. Gdyby chodziło o srebro albo zbyt
wczesne zakończenie życia zarażonego, to byłoby możliwe, ale
w innym wypadku…. po prostu nie.
Nie…
– O bogini….
– wyrwało jej się. – Słodka bogini, chodźcie tutaj! Niech
ktoś…. – zaczęła i natychmiast urwała, kiedy jej uszu
dobiegł znajomy już dźwięk rozsuwanych drzwi.
Natychmiast
poderwała głowę, błyskawicznie zwracając się ku Simonowi. Nie
był sam, ale to nie miało dla niej znaczenia, bo właściwie nie
poświęciła uwagi towarzyszącej mu kobiecie. Poraziło ją to, że
oboje wyglądali na rzecz nieznośnie spokojnych i co najwyżej
rozczarowanych, zupełnie jakby to, co właśnie się wydarzyło,
stanowiło najnormalniejszą rzecz na świecie. Nie wyobrażała
sobie tego, wciąż nie rozumiejąc bardzo wielu kwestii, które
w jakikolwiek sposób wiązały się z tym, co właśnie
miało miejsce, jednak i to nie miało dla wampirzycy większego
znaczenia. W tamtej chwili koncentrowała się na czymś zgoła
odmiennym – na tej dziewczynie i tym, że mogliby tracić
czas, zamiast w końcu spróbować coś zrobić.
– Cholera….
I tak jest za każdym razem – stwierdziła cierpko kobieta.
Layla obrzuciła
ją co najmniej oszołomionym, niedowierzającym spojrzeniem,
zwłaszcza kiedy ta podeszła bliżej, nie odrywając oczu od
nieruchomego ciała na łóżku. Przybyszka wyglądała na starszą
od Simona, a kiedy Lay przyjrzała się dokładniej, dostrzegła,
że w czarnych włosach pierwsze ślady siwizny. – Co ona
tutaj robi? – zapytała nagle, przenosząc wzrok na zastygłą
w bezruchu wampirzycę.
– Miałem
ją przyprowadzić – rzucił ze swojego miejsca Simon.
Pomiędzy
brwiami kobiety pojawiła się pionowa kreska.
– To
wiem. Chodzi mi o to, dlaczego jest w tym miejscu –
wyjaśniła z naciskiem, najwyraźniej nie widząc powodu, dla
którego miałaby zadać to pytanie samej zainteresowanej.
– Chciała
tutaj wejść, kiedy dziewczyna zaczęła się rzucać. Myślałem,
że może ona…. – zaczął Simon, ale tym razem jego rozmówczyni
nie pozwoliła mu dokończyć.
– Sam
widzisz, że nie. Zabierz mi ją stąd, dobra? – niecierpliwiła
się i chciała dodać coś jeszcze, ale Layla jednak
zdecydowała się wtrącić.
– Zrobicie
coś czy nie?!
Nie
mogła się powstrzymać, nie dbając o to, że pod wpływem
impulsu podniosła ton głosu. Nie rozumiała, dlaczego tak spokojnie
dyskutowali sobie, zamiast spróbować zrobić cokolwiek, skoro ta
dziewczyna dosłownie umierała na ich oczach. Przez myśl przeszło
jej nawet, że być może już była martwa, ale pośpiesznie
odrzuciła od siebie taką możliwość. Nie potrafiła i nie
chciała w to uwierzyć, choć to bez wątpienia było z jej
strony oznaką naiwności.
Oboje
– Simon i ta kobieta – momentalnie zamilkli, po czym
przenieśli wzrok na nią. Layla nie była pewna, w jaki sposób
prezentowała się w tamtej chwili, ale czuła się gotowa wręcz
kogoś rozszarpać, gdyby zaszła taka potrzeba. Nerwowo zaciskała
dłonie w pięści, rozszerzonymi oczyma wpatrując się
w stojącą przed nią dwójkę. Z opóźnieniem
uprzytomniła sobie, że się trzęsie, nie wspominając o tym,
że absolutnie nie zdziwiłoby ją, gdyby nagle dowiedziała się, że
oczy lśnią jej w ten niepokojący, oparty na czerwonych
błyskach sposób. W zasadzie nie mogła sobie wyobrazić, że
miałoby być inaczej, skoro aż rwała się do tego, żeby spróbować
kogoś zabić, byleby tylko zmusić do jakiejkolwiek reakcji.
Miała
wrażenie, że minęła cała wieczność zanim Simon drgnął i z
wolna przesunął się w jej stronę.
– Chodź,
Laylo.
Spojrzała
najpierw na niego, a potem na wyciągniętą ku niej dłoń,
niedowierzają. Sądził, że gdziekolwiek zamierzała z nim
pójść? Nie miała pojęcia, ale w pierwszym odruchu i tak
zapragnęła go wyśmiać, czując się przy tym co najmniej jak
histeryczka. I to wszystko? Zobaczyła coś takiego, a teraz
miała po prostu sobie pójść, zupełnie jakby nie działo się nic
wartego uwagi…?
– Co
teraz? – zapytała spiętym tonem. Energicznie potrząsnęła
głową, zdecydowanie nie mając w planach ruszyć się
z miejsca. – Uważasz, że… problem został rozwiązany? –
drążyła, nie kryjąc frustracji. – Ta dziewczyna…
– Tak
dzieje się cały czas – przyznał, a Layla zesztywniała.
Niby jak miała to rozumieć? – Możemy pójść gdzieś, gdzie
będziemy mogli spokojnie porozmawiać? Wolałbym nie musieć cię do
niczego zmuszać – przyznał i choć to brzmiało tak, jakby
faktycznie taka perspektywa go martwiła, to i tak poczuła się
co najmniej jakby ją uderzył.
Chciała
zaprotestować, ot tak dla zasady, ale w ostatniej chwili się
powstrzymała. Czuła pulsowanie rozchodzącego się po całym ciele
ognia, aż nazbyt znajome i stanowiące swego rodzaju
ostrzeżenie – zazwyczaj dla jej potencjalnych wrogów, ale tym
razem sytuacja była zgoła odwrotna. Ze świstem wypuściła
powietrze, próbując nad sobą zapanować i woląc nie
zastanawiać nad tym, co stałoby się, gdyby ostatecznie puściły
jej nerwy.
Zauważyła,
że Simonowi również ulżyło, kiedy bez słowa ruszyła się
z miejsca. Tym razem z premedytacją zignorowała jego
wyciągniętą rękę, a i on nie próbował jej dotykać, być
może podejrzewając, że nie byłoby to najlepszym pomysłem. Czuła,
że nie odrywał od niej wzroku, wpatrując się w nią również
po tym, jak już zwrócili do laboratoryjnej części pomieszczenia.
Jaques zaszył się gdzieś w kącie, milczący i obojętny,
co zwłaszcza w tamtej chwili wydało się dziewczynie
zbawienne. Nie ręczyła za siebie, nie wspominając o tym, że
wciąż miała wrażenie, że to zaledwie początek – i że
kwestią czasu jest moment, w którym przekona się, że
wszystkie jej podejrzenia odnośnie panującego dookoła szaleństwa
są słuszne. Coś było zdecydowanie nie tak, ale…
– Nie
rób mi więcej takich rzeczy, w porządku? I tak daję ci
dużo swobody, ale… – usłyszała tuż za plecami.
Błyskawicznie
odwróciła się w stronę Simona, bardziej niż wcześniej
mając ochotę na niego warknąć. Nie miała pojęcia, czy to
oznaczało, że wszyscy wokół uwzięli się, żeby zrobić jej na
złość, ale jeśli o to chodziło, to wchodziło im
znakomicie.
– Swobody?!
– powtórzyła z niedowierzaniem. – Ty mi lepiej powiedz, co
się tam wydawało! Ona…
– Dobre
pytanie – stwierdził w zamyśleniu Simon. – Wasza krew jest
niebezpieczna.
Otworzyła
i zaraz zamknęła usta, nie pierwszy raz wytrącona
z równowagi. Miała ochotę roześmiać się histerycznie albo
zadać jakiekolwiek, choćby najbardziej oczywiste pytanie, jednak
w głowie miała pustkę. To wszystko brzmiało jak marny żart,
którego na dodatek nie rozumiała, bezskutecznie próbując doszukać
się sensu jego wypowiedzi. Chociaż słowa brzmiały prosto, nie
była w stanie stwierdzić, co takiego próbował przekazać
Simon, w zamian mogąc co najwyżej podejrzewać, że ostateczny
efekt i tak nie przypadłby jej do gustu.
– Wiem
o tym, ale… Słodka bogini, nigdy wcześniej nie widziałam
czegoś takiego! – obruszyła się. Znów energicznie potrząsnęła
głową, nieświadoma nawet gwałtowności własnych ruchów. – Mam
na myśli…
– Więc
nigdy nie tworzyłaś wampira? – rzucił z powątpiewaniem,
a ona zesztywniała. Potrzebowała kilku następnych sekund,
żeby nie tylko zrozumieć, czego chciał się od niej dowiedzieć,
ale przede wszystkim spróbować odpowiedzieć.
– Co
takiego?
Mniej
więcej w tamtej chwili do głowy przyszła jej dziwna, wręcz
szalona myśl. Już wcześniej odniosła wrażenie, że z tamtą
dziewczyną jest coś nie tak, przynajmniej jeśliby uznać, że
mogłaby być przemieniającym się pół-wampirem, ale…
A
potem usłyszała nieco gorzkie parsknięcie Jaquesa i to
wystarczyło, żeby przeniosła na niego wzrok.
– Wiesz,
co oni robią? Próbują stworzyć wampira… Takiego jak my. –
Rzucił jej znaczące spojrzenie. – W tradycyjny sposób,
więc… Cóż, przecież to dla nich takie logiczne, że wszyscy
byliśmy kiedyś ludźmi, nie?
Aż
zachłysnęła się powietrzem, w końcu pojmując, co takiego
miał na myśli.
– Eksperymentujecie
z wampirzą krwią na ludziach?!
Zamilkła,
siląc się na spokój i cierpliwie próbując czekać na
jakąkolwiek sensowną reakcję. Wpatrywała się w Simona,
wręcz modląc o to, żeby zaprotestował i wprost
powiedział, że coś pomyliła, tym bardziej, że wszystko brzmiało
jak jakiś marny, niemający racji bytu żart. W duchu odliczała
kolejne sekundy, chociaż te wydawały się ciągnąć
w nieskończoność, ostatecznie jawiąc dziewczynie jako czyste
szaleństwo – i nic ponadto, tym bardziej, że…
Jęknęła,
po czym raz jeszcze potrząsnęła głową. Spodziewała się
naprawdę wielu rzeczy, ale to przekraczało wszelakie pojęcie,
przynajmniej z jej perspektywy. Miała wrażenie, że nawet
Rufus nie wpadłby na coś takiego, ale prawie natychmiast odrzuciła
od siebie tę myśl, zwłaszcza kiedy przypomniała sobie rozmowę,
którą przeprowadzili w Lille. Cóż, może istniała szansa na
to, że kiedyś czegoś takiego próbował, ale to w tamtej
chwili nie miało znaczenia, ona z kolei przejmowała się
przede wszystkim tym, co działo się na jej oczach.
– Całkiem
już poszaleliście… Całkiem! – powtórzyła z naciskiem. –
Ta krew tak nie działa i… Słodka bogini, po prostu nie. –
Urwała, po czym błyskawicznie zwróciła się w stronę
Jaquesa. – Nie powiedziałeś im? Sam to zacząłeś! Kto jak kto,
ale ty na pewno wiesz, że…
– Wiem
co? – przerwał niemalże z rozdrażnieniem wampir. – Nigdy
nie widziałem powodu, żeby dzielić się swoją krwią z ludźmi.
Nie miałem pojęcia, co się stanie, zresztą… Jakie to ma
znaczenie, co?
Wypuściła
powietrze ze świstem, bezskutecznie próbując się uspokoić. To
brzmiało jak marny żart, a przynajmniej odebrałaby to w ten
sposób, gdyby nie przeświadczenie, że wszystko to, czego była
świadkiem, pozostawało jak najbardziej prawdziwe. Wzięła kilka
głębszych wdechów, coraz bardziej zaniepokojona i bliska
obłędu. Miała ochotę coś rozwalić, wytrącona z równowagi
zwłaszcza po tym, jak tamta dziewczyna…
Drgnęła,
ledwo powstrzymując się przed zajrzeniem do tamtej salki. Po tym,
co zobaczyła, zdecydowanie nie miała szans na bycie spokojną, nie
wspominając o tym, że pytanie o znaczenie tego, co się
wydarzyło, brzmiało jak marna kpina.
– A zresztą…
To ty tutaj jesteś ekspertem, co Laylo? Nie powiesz mi, że się na
tym nie znasz – usłyszała, ale tym razem nawet nie próbowała
odpowiadać. To najwyraźniej wampira nie zraziło, bo kiedy znowu
się odezwał, już nie zwracał się do niej. – Jej krew podobno
jest wyjątkowa. Wspominałem o tym, nie?
– O czym
ty mówisz? – nie wytrzymała, tym samym nie dając Simonowi czasu
na jakąkolwiek reakcję.
Jaques
jedynie wzruszył ramionami.
– Może
tak nie było? – rzucił z powątpiewaniem, nie odrywając od
niej wzroku. – Ten twój kochany naukowiec tego nie stwierdził?
Oczywiście pomijając to, że mi groził…
– Zaczynam
żałować, że on i Gabriel się powstrzymali… Zresztą
Rufusowi wcale nie o to chodziło! – obruszyła się.
Nie
dodała niczego więcej, dla pewności próbując się odsunąć,
żeby w przypływie frustracji nie zrobić czegoś, czego
ostatecznie zaczęłaby żałować. Nerwowo zacisnęła dłonie
w pięści, próbując przypomnieć sobie, kiedy ostatnim razem
miała aż tak wielki problem z tym, żeby nad sobą zapanować.
Uświadomiła sobie, że oddycha szybko i płytko, w niemalże
spazmatyczny sposób łapiąc oddech, co bynajmniej nie miało
związku z jej stanem fizycznym albo tym, że z powietrzem
w sali cokolwiek mogłoby być nie tak. Znów poczuła
nieprzyjemne pieczenie w gardle, kły zaś na powrót się
wydłużyły, aż rwąc się do tego, żeby dobrać się do
czyjegokolwiek gardła – i to choćby Jaquesa, gdyby zaszła
taka potrzeba.
– Laylo…
– Głos Simona doszedł do niej jakby z oddali, dziwnie
przytłumiony, ale praktycznie nie zwróciła na to uwagi.
Zesztywniała, kiedy mężczyzna znalazł się tuż obok niej,
próbując ująć ją za ramię. – Może to jednak nie był taki
dobry pomysł, żebym…
– Zostaw
mnie teraz – niemalże warknęła, dla pewności odsuwając się
o kolejny krok.
Usłuchał,
ale spojrzał na nią z wyraźną obawą, co najmniej jakby
podejrzewał, że w każdej chwili mogłaby dokonać
samozapłonu. Jakby tego było mało, taka ewentualność wydawała
się co najmniej prawdopodobna, chociaż za wszelką cenę próbowała
zapanować nad sobą i nieprzemyślanymi odruchami. Próbowała
przekonać samą siebie, że Jaques nie wart utraty samokontroli,
a jednak ta raz po raz wymykała jej się, sprawiając, że
dziewczyna poczuła się tak, jakby balansowała gdzieś na bardzo
cienkiej granicy, mogąc co najwyżej starać się nie popełnić
błędu.
– Zawsze
taka była – stwierdził niemalże pogodnym tonem Jaques. –
Kochająca patronka zbłąkanych duszyczek… Ale ty sama najlepiej
wiesz, czym jest szaleństwo, nie? Na pewno pamiętasz, że…
– Zamknij
się!
Tym
razem nie wytrzymała, po prostu poddając się temu, co narastało
w niej już od dłuższego czasu. Właściwie nie zarejestrowała
momentu, w którym jednak puściły jej nerwy, a ona
zareagowała w najzupełniej machinalny, nieprzemyślany sposób.
Zanim zdążyła się zastanowić nad tym, co i dlaczego robi,
wydała z siebie przeciągły, ostrzegawczy charkot, po czym po
prostu zaatakowała. Na krótką chwilę to gniew i głód dały
o sobie znać, zresztą tak jak i frustracja, którą od
samego początku wzbudzał w niej Jaques – już od pierwszej
chwili, kiedy uświadomiła sobie, że to właśnie on udaremnił
próbę ucieczki, którą podjęła. Poruszając się trochę jak
w transie, najzwyczajniej w świecie rzuciła się do
ataku, świadoma przede wszystkim wypełniającego jej ciało ciepła.
Ogień już od dłuższej chwili dawał o sobie znać, aż
prosząc się o to, żeby pozwoliła sobie na chwilę słabości
i pozwoliła mu przejąć kontrolę. Ostatecznie zdobyła się
na to, tym samym sprawiając, że wszystko potoczyło się
błyskawicznie.
Usłyszała
wiązankę przekleństw, ale nie była pewna, kto stanowił jej
autora – Simon czy cel jej ataku. Ktoś chyba próbował ją wołać,
ale również to działo się jakby poza nią, przynajmniej pozornie
pozbawione sensu. Wszystko zostało przysłonięte przez gniew tak
silny, że ledwo była w stanie oddychać, w zamian zdolna
co najwyżej poddać się wypełniającemu ją uczuciu. Jeśli tylko
zdołałaby dotrzeć do swojej ofiary, wtedy…
Nie
miała po temu okazji.
Jakaś
jej cząstka od samego początku wiedziała, że to byłoby zbyt
proste. Kto jak kto, ale Jaques potrafił walczyć, o czym
zdążyła się przekonać, kiedy ostatnim razem cisnął nią przez
korytarz. Inną kwestią pozostawało to, że bez wątpienia był
w stanie poradzić sobie z rozszalałą wampirzycą, która
nawet nie była pewna, co i z jakiego powodu robi. Tak czy
inaczej, Layla podświadomie czuła, że atak nie miał szans
zakończyć się dobrze, jednak absolutnie nie wzięła pod uwagę
tego, co ostatecznie nastąpiło.
Ból,
który nagle przeniknął jej ciało, był jak najbardziej znajomy.
Aż zachłysnęła się powietrzem, w pierwszym odruchu przede
wszystkim zaskoczona, póki w pełni nie dotarło do niej to, co
się działo. Chyba krzyknęła, choć to równie dobrze mogło dziać
się gdzieś poza nią. Zaraz po tym ciało jednak odmówiło jej
posłuszeństwa, a ona ciężko osunęła się na kolana,
instynktownie próbując sięgnąć do gardła – z tym, że
nie była w stanie. Wiedziała jedynie, że wszystko kolejny raz
sprowadzało się do tej cholernej obręczy i tego, że po raz
kolejny nikt nie zamierzał jej oszczędzać. Była wręcz gotowa
przysiąc, że natężenie prądu, który tym razem przetoczył się
przez ciało, znacznie przewyższała tę, którą zastosowano
ostatnim razem, choć zarazem nie była w stanie sobie tego
wyobrazić.
Wszystko
trwało zaledwie ułamki sekund, chociaż jej wydawało się
wiecznością. Zamarła w bezruchu, ledwo łapiąc oddech i nie
mogąc pozbyć się wrażenia, że niewiele brakuje, by serce wyrwało
jej się z piersi. Mięśnie wciąż wydawały się zesztywniałe
i ciężkie, poza tym na pewno odmówiłyby jej posłuszeństwa,
gdyby tylko spróbowała się ruszyć. Tym razem przynajmniej nikt
nie próbował się nad nią pastwić, ale i tak dla pewności
zamarła w bezruchu, nie chcąc ryzykować, że sytuacja się
powtórzy. Już i tak była oszołomiona, a jakby tego było
mało…
Bardziej
wyczuła, aniżeli zauważyła ruch u swojego boku. Potrzebowała
kilku następnych sekund,żeby zorientować się, że tuż obok niej
dosłownie zmaterializowała się jakaś postać. Przynajmniej
wydawało jej się, że wszyscy wokół poruszają się nienaturalnie
szybko, podczas gdy jej zmysły pozostawały w nieprzyjemny
sposób przytłumione. W efekcie miała wrażenie, że
doświadcza czegoś co najmniej nienaturalnego, trochę jak sen,
chociaż przecież nie spała. Och, zdecydowanie byłaby w stanie
rozpoznać nocne majaki, nie wspominając o tym, że wtedy
mogłaby z nich skorzystać i jakkolwiek wydostać się
z tego szaleństwa. Kto jak kto, ale ona na pewno, tym bardziej,
że Gabriel nauczył ją wszystkiego, co powinna wiedzieć –
a przynajmniej sądziła, że wie wystarczająco długo.
– Wybacz,
ale mnie do tego zmusiłaś – usłyszała tuż przy uchu.
Chciała
się odsunąć, kiedy ktoś przeczesał jej włosy palcami, ale
ostatecznie się na to nie zdobyła. W zamian drgnęła
niespokojnie, kiedy poczuła ból, czy może raczej zaledwie ukłucie
gdzieś w okolicach obojczyka. Początkowo nie była pewna, co
się dzieje, a tym bardziej dlaczego jak na zawołanie
pociemniało jej przed oczami, przez co zaczęła mieć tym większe
problemy z zachowaniem przytomności. Już i tak była
oszołomiona, a po elektrycznym szoku miała wrażenie, że
niewiele brakuje, by utrzymała się przy świadomości, ale teraz…
Och,
wiedziała jedynie, że nie chciała, żeby ktokolwiek próbował jej
dotykać. Nie mieli prawa, o czym zresztą zamierzała
ewentualnego intruza poinformować, ale nie była w stanie
wykrztusić z siebie choćby najcichszego dźwięku. Wszystko
już i tak wydawało się dziać gdzieś poza jej zasięgiem,
odległe i przytłumione, zupełnie jakby od świata oddzielała
ją gruba szyba. Miała wrażenie, że zna to uczucie, zaraz też
spróbowała zrobić coś, żeby nad nim zapanować i odzyskać
kontrolę nad sytuacją, to jednak okazało się niemożliwe. Nic
takie nie było, poza tym…
Och,
sama nie była pewna, zresztą jakie to miało teraz znaczenie? Czuła
się tak bardzo zmęczona, zresztą….
Ale
istniał jakiś powód, dla którego czuła, że powinna przynajmniej
spróbować zawalczyć – i że pozwolenie sobie na zapadnięcie
się w pustkę jest najgorszym z możliwych pomysłów.
Problem polegał na tym, że nie była w stanie się na to
zdobyć. Nie była w stanie zrobić niczego, nie wspominając
o tym, że w pewnym momencie całkiem przestała myśleć.
Tymczasowo
to oni rozdają karty… A dla mnie lepiej będzie, jeśli
skupią się na tobie, nie na mnie, doszło ją jakby z oddali,
ale nawet nie była w stanie ani zastanowić się nad źródłem
telepatycznego głosu, a tym bardziej zastanowić się nad
znaczeniem wypowiedzianych słów.
A
potem ostatecznie wszystko zniknęło i potrzeba myślenia nad
czymkolwiek okazała się zbędna.
Zaraz
po tym była już tylko ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz