5 kwietnia 2017

Sto czterdzieści osiem

Layla
W pierwszej chwili zamarła, wręcz nie dowierzając temu, co działo się wokół niej. Przez krótką chwilę miała irracjonalne wrażenie, że czas się zatrzymał, a wszystko wokół zwalnia, choć to przecież było niemożliwe. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, wstrzymując oddech i chcąc przekonać się, że zaszła pomyłka. Oczywiście, że mogła się pomylić i to pomimo wyostrzonych zmysłów ­– w końcu w tym miejscu wszystko było inne, a ona nie mogła pozwolić sobie na zaufanie ani względem siebie, ani tych, którzy ją otaczali. Tak czy inaczej, istniała szansa, że coś było nie tak albo….
Z tym, że kolejne sekundy mijały i nic nie uległo zmianie. Zamarła w bezruchu, rozszerzonymi do granic możliwości oczyma wpatrując się w leżącą na łóżku, nieruchomą dziewczynę. Jak sparaliżowana lustrowała wzrokiem bladą twarz, niezdolna do tego, żeby się ruszyć albo zareagować w jakikolwiek sensowny sposób. Mogła co najwyżej tkwić w bezruchu i czekać, wmawiając sobie, że wampirzyca po prostu straciła przytomność i że prędzej czy później się obudzi. Inna możliwość nie wchodziła w grę, tym bardziej, że przecież była nieśmiertelna; musiała być, Layla zaś do tej pory nie spotkała się z sytuacją, w której przemiana nie dopełniłaby się bez wyraźnego powodu. Gdyby chodziło o srebro albo zbyt wczesne zakończenie życia zarażonego, to byłoby możliwe, ale w innym wypadku…. po prostu nie.
Nie…
– O bogini…. – wyrwało jej się. – Słodka bogini, chodźcie tutaj! Niech ktoś…. – zaczęła i natychmiast urwała, kiedy jej uszu dobiegł znajomy już dźwięk rozsuwanych drzwi.
Natychmiast poderwała głowę, błyskawicznie zwracając się ku Simonowi. Nie był sam, ale to nie miało dla niej znaczenia, bo właściwie nie poświęciła uwagi towarzyszącej mu kobiecie. Poraziło ją to, że oboje wyglądali na rzecz nieznośnie spokojnych i co najwyżej rozczarowanych, zupełnie jakby to, co właśnie się wydarzyło, stanowiło najnormalniejszą rzecz na świecie. Nie wyobrażała sobie tego, wciąż nie rozumiejąc bardzo wielu kwestii, które w jakikolwiek sposób wiązały się z tym, co właśnie miało miejsce, jednak i to nie miało dla wampirzycy większego znaczenia. W tamtej chwili koncentrowała się na czymś zgoła odmiennym – na tej dziewczynie i tym, że mogliby tracić czas, zamiast w końcu spróbować coś zrobić.
– Cholera…. I tak jest za każdym razem – stwierdziła cierpko kobieta. Layla obrzuciła ją co najmniej oszołomionym, niedowierzającym spojrzeniem, zwłaszcza kiedy ta podeszła bliżej, nie odrywając oczu od nieruchomego ciała na łóżku. Przybyszka wyglądała na starszą od Simona, a kiedy Lay przyjrzała się dokładniej, dostrzegła, że w czarnych włosach pierwsze ślady siwizny. – Co ona tutaj robi? – zapytała nagle, przenosząc wzrok na zastygłą w bezruchu wampirzycę.
– Miałem ją przyprowadzić – rzucił ze swojego miejsca Simon.
Pomiędzy brwiami kobiety pojawiła się pionowa kreska.
– To wiem. Chodzi mi o to, dlaczego jest w tym miejscu – wyjaśniła z naciskiem, najwyraźniej nie widząc powodu, dla którego miałaby zadać to pytanie samej zainteresowanej.
– Chciała tutaj wejść, kiedy dziewczyna zaczęła się rzucać. Myślałem, że może ona…. – zaczął Simon, ale tym razem jego rozmówczyni nie pozwoliła mu dokończyć.
– Sam widzisz, że nie. Zabierz mi ją stąd, dobra? – niecierpliwiła się i chciała dodać coś jeszcze, ale Layla jednak zdecydowała się wtrącić.
– Zrobicie coś czy nie?!
Nie mogła się powstrzymać, nie dbając o to, że pod wpływem impulsu podniosła ton głosu. Nie rozumiała, dlaczego tak spokojnie dyskutowali sobie, zamiast spróbować zrobić cokolwiek, skoro ta dziewczyna dosłownie umierała na ich oczach. Przez myśl przeszło jej nawet, że być może już była martwa, ale pośpiesznie odrzuciła od siebie taką możliwość. Nie potrafiła i nie chciała w to uwierzyć, choć to bez wątpienia było z jej strony oznaką naiwności.
Oboje – Simon i ta kobieta – momentalnie zamilkli, po czym przenieśli wzrok na nią. Layla nie była pewna, w jaki sposób prezentowała się w tamtej chwili, ale czuła się gotowa wręcz kogoś rozszarpać, gdyby zaszła taka potrzeba. Nerwowo zaciskała dłonie w pięści, rozszerzonymi oczyma wpatrując się w stojącą przed nią dwójkę. Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że się trzęsie, nie wspominając o tym, że absolutnie nie zdziwiłoby ją, gdyby nagle dowiedziała się, że oczy lśnią jej w ten niepokojący, oparty na czerwonych błyskach sposób. W zasadzie nie mogła sobie wyobrazić, że miałoby być inaczej, skoro aż rwała się do tego, żeby spróbować kogoś zabić, byleby tylko zmusić do jakiejkolwiek reakcji.
Miała wrażenie, że minęła cała wieczność zanim Simon drgnął i z wolna przesunął się w jej stronę.
– Chodź, Laylo.
Spojrzała najpierw na niego, a potem na wyciągniętą ku niej dłoń, niedowierzają. Sądził, że gdziekolwiek zamierzała z nim pójść? Nie miała pojęcia, ale w pierwszym odruchu i tak zapragnęła go wyśmiać, czując się przy tym co najmniej jak histeryczka. I to wszystko? Zobaczyła coś takiego, a teraz miała po prostu sobie pójść, zupełnie jakby nie działo się nic wartego uwagi…?
– Co teraz? – zapytała spiętym tonem. Energicznie potrząsnęła głową, zdecydowanie nie mając w planach ruszyć się z miejsca. – Uważasz, że… problem został rozwiązany? – drążyła, nie kryjąc frustracji. – Ta dziewczyna…
– Tak dzieje się cały czas – przyznał, a Layla zesztywniała. Niby jak miała to rozumieć? – Możemy pójść gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać? Wolałbym nie musieć cię do niczego zmuszać – przyznał i choć to brzmiało tak, jakby faktycznie taka perspektywa go martwiła, to i tak poczuła się co najmniej jakby ją uderzył.
Chciała zaprotestować, ot tak dla zasady, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Czuła pulsowanie rozchodzącego się po całym ciele ognia, aż nazbyt znajome i stanowiące swego rodzaju ostrzeżenie – zazwyczaj dla jej potencjalnych wrogów, ale tym razem sytuacja była zgoła odwrotna. Ze świstem wypuściła powietrze, próbując nad sobą zapanować i woląc nie zastanawiać nad tym, co stałoby się, gdyby ostatecznie puściły jej nerwy.
Zauważyła, że Simonowi również ulżyło, kiedy bez słowa ruszyła się z miejsca. Tym razem z premedytacją zignorowała jego wyciągniętą rękę, a i on nie próbował jej dotykać, być może podejrzewając, że nie byłoby to najlepszym pomysłem. Czuła, że nie odrywał od niej wzroku, wpatrując się w nią również po tym, jak już zwrócili do laboratoryjnej części pomieszczenia. Jaques zaszył się gdzieś w kącie, milczący i obojętny, co zwłaszcza w tamtej chwili wydało się dziewczynie zbawienne. Nie ręczyła za siebie, nie wspominając o tym, że wciąż miała wrażenie, że to zaledwie początek – i że kwestią czasu jest moment, w którym przekona się, że wszystkie jej podejrzenia odnośnie panującego dookoła szaleństwa są słuszne. Coś było zdecydowanie nie tak, ale…
– Nie rób mi więcej takich rzeczy, w porządku? I tak daję ci dużo swobody, ale… – usłyszała tuż za plecami.
Błyskawicznie odwróciła się w stronę Simona, bardziej niż wcześniej mając ochotę na niego warknąć. Nie miała pojęcia, czy to oznaczało, że wszyscy wokół uwzięli się, żeby zrobić jej na złość, ale jeśli o to chodziło, to wchodziło im znakomicie.
– Swobody?! – powtórzyła z niedowierzaniem. – Ty mi lepiej powiedz, co się tam wydawało! Ona…
– Dobre pytanie – stwierdził w zamyśleniu Simon. – Wasza krew jest niebezpieczna.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, nie pierwszy raz wytrącona z równowagi. Miała ochotę roześmiać się histerycznie albo zadać jakiekolwiek, choćby najbardziej oczywiste pytanie, jednak w głowie miała pustkę. To wszystko brzmiało jak marny żart, którego na dodatek nie rozumiała, bezskutecznie próbując doszukać się sensu jego wypowiedzi. Chociaż słowa brzmiały prosto, nie była w stanie stwierdzić, co takiego próbował przekazać Simon, w zamian mogąc co najwyżej podejrzewać, że ostateczny efekt i tak nie przypadłby jej do gustu.
– Wiem o tym, ale… Słodka bogini, nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego! – obruszyła się. Znów energicznie potrząsnęła głową, nieświadoma nawet gwałtowności własnych ruchów. – Mam na myśli…
– Więc nigdy nie tworzyłaś wampira? – rzucił z powątpiewaniem, a ona zesztywniała. Potrzebowała kilku następnych sekund, żeby nie tylko zrozumieć, czego chciał się od niej dowiedzieć, ale przede wszystkim spróbować odpowiedzieć.
– Co takiego?
Mniej więcej w tamtej chwili do głowy przyszła jej dziwna, wręcz szalona myśl. Już wcześniej odniosła wrażenie, że z tamtą dziewczyną jest coś nie tak, przynajmniej jeśliby uznać, że mogłaby być przemieniającym się pół-wampirem, ale…
A potem usłyszała nieco gorzkie parsknięcie Jaquesa i to wystarczyło, żeby przeniosła na niego wzrok.
– Wiesz, co oni robią? Próbują stworzyć wampira… Takiego jak my. – Rzucił jej znaczące spojrzenie. – W tradycyjny sposób, więc… Cóż, przecież to dla nich takie logiczne, że wszyscy byliśmy kiedyś ludźmi, nie?
Aż zachłysnęła się powietrzem, w końcu pojmując, co takiego miał na myśli.
– Eksperymentujecie z wampirzą krwią na ludziach?!
Zamilkła, siląc się na spokój i cierpliwie próbując czekać na jakąkolwiek sensowną reakcję. Wpatrywała się w Simona, wręcz modląc o to, żeby zaprotestował i wprost powiedział, że coś pomyliła, tym bardziej, że wszystko brzmiało jak jakiś marny, niemający racji bytu żart. W duchu odliczała kolejne sekundy, chociaż te wydawały się ciągnąć w nieskończoność, ostatecznie jawiąc dziewczynie jako czyste szaleństwo – i nic ponadto, tym bardziej, że…
Jęknęła, po czym raz jeszcze potrząsnęła głową. Spodziewała się naprawdę wielu rzeczy, ale to przekraczało wszelakie pojęcie, przynajmniej z jej perspektywy. Miała wrażenie, że nawet Rufus nie wpadłby na coś takiego, ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl, zwłaszcza kiedy przypomniała sobie rozmowę, którą przeprowadzili w Lille. Cóż, może istniała szansa na to, że kiedyś czegoś takiego próbował, ale to w tamtej chwili nie miało znaczenia, ona z kolei przejmowała się przede wszystkim tym, co działo się na jej oczach.
– Całkiem już poszaleliście… Całkiem! – powtórzyła z naciskiem. – Ta krew tak nie działa i… Słodka bogini, po prostu nie. – Urwała, po czym błyskawicznie zwróciła się w stronę Jaquesa. – Nie powiedziałeś im? Sam to zacząłeś! Kto jak kto, ale ty na pewno wiesz, że…
– Wiem co? – przerwał niemalże z rozdrażnieniem wampir. – Nigdy nie widziałem powodu, żeby dzielić się swoją krwią z ludźmi. Nie miałem pojęcia, co się stanie, zresztą… Jakie to ma znaczenie, co?
Wypuściła powietrze ze świstem, bezskutecznie próbując się uspokoić. To brzmiało jak marny żart, a przynajmniej odebrałaby to w ten sposób, gdyby nie przeświadczenie, że wszystko to, czego była świadkiem, pozostawało jak najbardziej prawdziwe. Wzięła kilka głębszych wdechów, coraz bardziej zaniepokojona i bliska obłędu. Miała ochotę coś rozwalić, wytrącona z równowagi zwłaszcza po tym, jak tamta dziewczyna…
Drgnęła, ledwo powstrzymując się przed zajrzeniem do tamtej salki. Po tym, co zobaczyła, zdecydowanie nie miała szans na bycie spokojną, nie wspominając o tym, że pytanie o znaczenie tego, co się wydarzyło, brzmiało jak marna kpina.
– A zresztą… To ty tutaj jesteś ekspertem, co Laylo? Nie powiesz mi, że się na tym nie znasz – usłyszała, ale tym razem nawet nie próbowała odpowiadać. To najwyraźniej wampira nie zraziło, bo kiedy znowu się odezwał, już nie zwracał się do niej. – Jej krew podobno jest wyjątkowa. Wspominałem o tym, nie?
– O czym ty mówisz? – nie wytrzymała, tym samym nie dając Simonowi czasu na jakąkolwiek reakcję.
Jaques jedynie wzruszył ramionami.
– Może tak nie było? – rzucił z powątpiewaniem, nie odrywając od niej wzroku. – Ten twój kochany naukowiec tego nie stwierdził? Oczywiście pomijając to, że mi groził…
– Zaczynam żałować, że on i Gabriel się powstrzymali… Zresztą Rufusowi wcale nie o to chodziło! – obruszyła się.
Nie dodała niczego więcej, dla pewności próbując się odsunąć, żeby w przypływie frustracji nie zrobić czegoś, czego ostatecznie zaczęłaby żałować. Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, próbując przypomnieć sobie, kiedy ostatnim razem miała aż tak wielki problem z tym, żeby nad sobą zapanować. Uświadomiła sobie, że oddycha szybko i płytko, w niemalże spazmatyczny sposób łapiąc oddech, co bynajmniej nie miało związku z jej stanem fizycznym albo tym, że z powietrzem w sali cokolwiek mogłoby być nie tak. Znów poczuła nieprzyjemne pieczenie w gardle, kły zaś na powrót się wydłużyły, aż rwąc się do tego, żeby dobrać się do czyjegokolwiek gardła – i to choćby Jaquesa, gdyby zaszła taka potrzeba.
– Laylo… – Głos Simona doszedł do niej jakby z oddali, dziwnie przytłumiony, ale praktycznie nie zwróciła na to uwagi. Zesztywniała, kiedy mężczyzna znalazł się tuż obok niej, próbując ująć ją za ramię. – Może to jednak nie był taki dobry pomysł, żebym…
– Zostaw mnie teraz – niemalże warknęła, dla pewności odsuwając się o kolejny krok.
Usłuchał, ale spojrzał na nią z wyraźną obawą, co najmniej jakby podejrzewał, że w każdej chwili mogłaby dokonać samozapłonu. Jakby tego było mało, taka ewentualność wydawała się co najmniej prawdopodobna, chociaż za wszelką cenę próbowała zapanować nad sobą i nieprzemyślanymi odruchami. Próbowała przekonać samą siebie, że Jaques nie wart utraty samokontroli, a jednak ta raz po raz wymykała jej się, sprawiając, że dziewczyna poczuła się tak, jakby balansowała gdzieś na bardzo cienkiej granicy, mogąc co najwyżej starać się nie popełnić błędu.
– Zawsze taka była – stwierdził niemalże pogodnym tonem Jaques. – Kochająca patronka zbłąkanych duszyczek… Ale ty sama najlepiej wiesz, czym jest szaleństwo, nie? Na pewno pamiętasz, że…
– Zamknij się!
Tym razem nie wytrzymała, po prostu poddając się temu, co narastało w niej już od dłuższego czasu. Właściwie nie zarejestrowała momentu, w którym jednak puściły jej nerwy, a ona zareagowała w najzupełniej machinalny, nieprzemyślany sposób. Zanim zdążyła się zastanowić nad tym, co i dlaczego robi, wydała z siebie przeciągły, ostrzegawczy charkot, po czym po prostu zaatakowała. Na krótką chwilę to gniew i głód dały o sobie znać, zresztą tak jak i frustracja, którą od samego początku wzbudzał w niej Jaques – już od pierwszej chwili, kiedy uświadomiła sobie, że to właśnie on udaremnił próbę ucieczki, którą podjęła. Poruszając się trochę jak w transie, najzwyczajniej w świecie rzuciła się do ataku, świadoma przede wszystkim wypełniającego jej ciało ciepła. Ogień już od dłuższej chwili dawał o sobie znać, aż prosząc się o to, żeby pozwoliła sobie na chwilę słabości i pozwoliła mu przejąć kontrolę. Ostatecznie zdobyła się na to, tym samym sprawiając, że wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Usłyszała wiązankę przekleństw, ale nie była pewna, kto stanowił jej autora – Simon czy cel jej ataku. Ktoś chyba próbował ją wołać, ale również to działo się jakby poza nią, przynajmniej pozornie pozbawione sensu. Wszystko zostało przysłonięte przez gniew tak silny, że ledwo była w stanie oddychać, w zamian zdolna co najwyżej poddać się wypełniającemu ją uczuciu. Jeśli tylko zdołałaby dotrzeć do swojej ofiary, wtedy…
Nie miała po temu okazji.
Jakaś jej cząstka od samego początku wiedziała, że to byłoby zbyt proste. Kto jak kto, ale Jaques potrafił walczyć, o czym zdążyła się przekonać, kiedy ostatnim razem cisnął nią przez korytarz. Inną kwestią pozostawało to, że bez wątpienia był w stanie poradzić sobie z rozszalałą wampirzycą, która nawet nie była pewna, co i z jakiego powodu robi. Tak czy inaczej, Layla podświadomie czuła, że atak nie miał szans zakończyć się dobrze, jednak absolutnie nie wzięła pod uwagę tego, co ostatecznie nastąpiło.
Ból, który nagle przeniknął jej ciało, był jak najbardziej znajomy. Aż zachłysnęła się powietrzem, w pierwszym odruchu przede wszystkim zaskoczona, póki w pełni nie dotarło do niej to, co się działo. Chyba krzyknęła, choć to równie dobrze mogło dziać się gdzieś poza nią. Zaraz po tym ciało jednak odmówiło jej posłuszeństwa, a ona ciężko osunęła się na kolana, instynktownie próbując sięgnąć do gardła – z tym, że nie była w stanie. Wiedziała jedynie, że wszystko kolejny raz sprowadzało się do tej cholernej obręczy i tego, że po raz kolejny nikt nie zamierzał jej oszczędzać. Była wręcz gotowa przysiąc, że natężenie prądu, który tym razem przetoczył się przez ciało, znacznie przewyższała tę, którą zastosowano ostatnim razem, choć zarazem nie była w stanie sobie tego wyobrazić.
Wszystko trwało zaledwie ułamki sekund, chociaż jej wydawało się wiecznością. Zamarła w bezruchu, ledwo łapiąc oddech i nie mogąc pozbyć się wrażenia, że niewiele brakuje, by serce wyrwało jej się z piersi. Mięśnie wciąż wydawały się zesztywniałe i ciężkie, poza tym na pewno odmówiłyby jej posłuszeństwa, gdyby tylko spróbowała się ruszyć. Tym razem przynajmniej nikt nie próbował się nad nią pastwić, ale i tak dla pewności zamarła w bezruchu, nie chcąc ryzykować, że sytuacja się powtórzy. Już i tak była oszołomiona, a jakby tego było mało…
Bardziej wyczuła, aniżeli zauważyła ruch u swojego boku. Potrzebowała kilku następnych sekund,żeby zorientować się, że tuż obok niej dosłownie zmaterializowała się jakaś postać. Przynajmniej wydawało jej się, że wszyscy wokół poruszają się nienaturalnie szybko, podczas gdy jej zmysły pozostawały w nieprzyjemny sposób przytłumione. W efekcie miała wrażenie, że doświadcza czegoś co najmniej nienaturalnego, trochę jak sen, chociaż przecież nie spała. Och, zdecydowanie byłaby w stanie rozpoznać nocne majaki, nie wspominając o tym, że wtedy mogłaby z nich skorzystać i jakkolwiek wydostać się z tego szaleństwa. Kto jak kto, ale ona na pewno, tym bardziej, że Gabriel nauczył ją wszystkiego, co powinna wiedzieć – a przynajmniej sądziła, że wie wystarczająco długo.
– Wybacz, ale mnie do tego zmusiłaś – usłyszała tuż przy uchu.
Chciała się odsunąć, kiedy ktoś przeczesał jej włosy palcami, ale ostatecznie się na to nie zdobyła. W zamian drgnęła niespokojnie, kiedy poczuła ból, czy może raczej zaledwie ukłucie gdzieś w okolicach obojczyka. Początkowo nie była pewna, co się dzieje, a tym bardziej dlaczego jak na zawołanie pociemniało jej przed oczami, przez co zaczęła mieć tym większe problemy z zachowaniem przytomności. Już i tak była oszołomiona, a po elektrycznym szoku miała wrażenie, że niewiele brakuje, by utrzymała się przy świadomości, ale teraz…
Och, wiedziała jedynie, że nie chciała, żeby ktokolwiek próbował jej dotykać. Nie mieli prawa, o czym zresztą zamierzała ewentualnego intruza poinformować, ale nie była w stanie wykrztusić z siebie choćby najcichszego dźwięku. Wszystko już i tak wydawało się dziać gdzieś poza jej zasięgiem, odległe i przytłumione, zupełnie jakby od świata oddzielała ją gruba szyba. Miała wrażenie, że zna to uczucie, zaraz też spróbowała zrobić coś, żeby nad nim zapanować i odzyskać kontrolę nad sytuacją, to jednak okazało się niemożliwe. Nic takie nie było, poza tym…
Och, sama nie była pewna, zresztą jakie to miało teraz znaczenie? Czuła się tak bardzo zmęczona, zresztą….
Ale istniał jakiś powód, dla którego czuła, że powinna przynajmniej spróbować zawalczyć – i że pozwolenie sobie na zapadnięcie się w pustkę jest najgorszym z możliwych pomysłów. Problem polegał na tym, że nie była w stanie się na to zdobyć. Nie była w stanie zrobić niczego, nie wspominając o tym, że w pewnym momencie całkiem przestała myśleć.
Tymczasowo to oni rozdają karty… A dla mnie lepiej będzie, jeśli skupią się na tobie, nie na mnie, doszło ją jakby z oddali, ale nawet nie była w stanie ani zastanowić się nad źródłem telepatycznego głosu, a tym bardziej zastanowić się nad znaczeniem wypowiedzianych słów.
A potem ostatecznie wszystko zniknęło i potrzeba myślenia nad czymkolwiek okazała się zbędna.
Zaraz po tym była już tylko ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa