Isabeau
–
Layla?!
Gwałtownie poderwała się do pozycji siedzącej. Wyprostowała
się, machinalnie przyciskając obie dłonie do ust i bezskutecznie próbując
stłumić krzyk. Czuła się dziwnie oszołomiona, przez dłuższą chwilę zdolna co
najwyżej bezmyślnie wpatrywać się w przestrzeń i walczyć o złapanie
oddechu. Chciała się uspokoić, a jednak wciąż była dziwnie roztrzęsiona,
bezskutecznie walcząc z mętlikiem w głowie i wrażeniem, że
właśnie wydarzyło się coś niedobrego.
Nerwowym gestem odgarnęła kosmyk ciemnych włosów, zatykając
je za ucho. Nachyliła się do przodu, spoglądając kolejno na swoje zaciśnięte w pięści
dłonie. Uświadomiła sobie, że wciąż drży, nerwowo napinając mięśnie i próbując
zapanować nad plątaniną niespójnych myśli. To sen… Po prostu śniłam,
pomyślała gorączkowo, ale z jakiegoś powodu nie była w stanie
przekonać do tego stwierdzenia nawet samej siebie. Czuła się trochę tak, jakby
ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie, tym samym
wytrącając z równowagi, co zresztą wcale nie było takie trudne, biorąc pod
uwagę, że najpewniej chodziło o jej siostrę. Próbowała poskładać niespójne
wspomnienia w całość, by móc stwierdzić, co takiego aż do tego stopnia ją
wystraszyło, ale nie była w stanie, wręcz zaczynając gubić się w tym,
co przez większość czasu chodziło jej po głowie.
Wypuściła powietrze ze świstem, po czym z wolna
powiodła wzrokiem po pogrążonej w przyjemnym półmroku sypialni. Dimitra
nie było, ale nie uznała tego za oznakę czegoś niewłaściwego, wręcz ciesząc
się, że nie widział jej w takim stanie. Już raz się tak obudziła, na
dodatek całkiem niedawno, wtedy wołając jego, co ostatecznie skończyło się
bardzo źle dla nich oboje. Uczucie déjà vu skutecznie
ją oszołomiło, tym samym sprawiając, że Beau poczuła się jeszcze bardzie
niespokojna. Gdyby przynajmniej wiedziała, czego powinna się spodziewać, może
wszystko stałoby się prostsze, ale w tej sytuacji…
Czy naprawdę śniła? Instynkt podpowiadał jej, że w rzeczywistości
chodziło o coś więcej, ale za wszelką cenę nie chciała przyjąć tego do
świadomości. Łatwiej było udawać, że to co najwyżej koszmar, który teraz
pamiętała jak przez mgłę, a nie coś wartego uwagi. Layla na pewno była
bezpieczna, zresztą tak jak zawsze, bo chyba tylko szaleniec spróbowałby
skrzywdzić kogoś o takich zdolnościach. Biorąc pod uwagę fakt, że jednego
wariata Lay zdążyła poślubić, dość mało prawdopodobnym wydawało się, żeby
napotkała na swojej drodze kolejnego – przynajmniej teoretycznie.
A jednak coś było nie tak.
Isabeau czuła to całą sobą, zresztą już od dłuższego czasu.
Już wcześniej z jakiegoś powodu siedziała jak na szpilkach, nie
wspominając o irytującym bólu głowy, który w pewnym momencie zaczął
dawać jej się we znaki. W zasadzie jej samopoczucie musiało na tyle
wrzucać się w oczy, że nawet Dimitr zaczął się martwić, przy pierwszej
okazji wysyłając ją do łóżka, chociaż od migreny nikt jeszcze nie umarł – i to
zwłaszcza wampirzyca. Tak czy inaczej, Beau nie chciała się z nim kłócić,
zwłaszcza teraz, kiedy wciąż miała wrażenie, że ich relacja jest zadziwiająco
wręcz krucha i świeża. Instynktownie pozwalała mu się sobą opiekować, aż
nazbyt dobrze zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo to zaufanie było dla
Dimitra ważne. Co więcej, sama również tego potrzebowała, nie tyle chcąc w ten
sposób wynagrodzić mężowi to, jak łatwo dała zwieść się Claudii, ale przede
wszystkim dla samej siebie. Być może to było głupie i na swój sposób
żałosne, ale chciała poczuć się bezpiecznie – dokładnie tak jak kiedyś, zanim
wszystko zaczęło się sypać.
Nieznacznie potrząsnęła głową, potrzebując dłuższej chwili,
żeby skoncentrować się na czymkolwiek. Przed snem przygotowała sobie zioła, o których
miała pewność, że były w stanie pomóc na ból głowy, ale wcale nie czuła
się lepiej, wciąż mając wrażenie, że umykało jej coś nader ważnego. Wampiry nie
chorowały, a jednak czuła się źle, mając ochotę zwinąć się pod przykryciem
i zasnąć na jeszcze kilka godzin, w nadziei, że w ten sposób
zdoła się wyciszyć. Problem polegał na tym, że takie rozwiązanie zdecydowanie
nie wchodziło w grę, Beau zaś całą sobą czuła, że ignorowanie tych objawów
nie wchodziło w grę. Śniła o Layli, a przynajmniej tak czuła, a jakby
tego było mało, była gotowa przysiąc, że jej siostrę spotkało coś złego. Kiedy
wysiliła pamięć, zdołała przywołać do siebie obraz długiego, ciemnego
korytarza, którym uciekała, skupiona tylko i wyłącznie na szukaniu
wyjścia. Co więcej, wrażenie było takie, jakby ktoś ją gonił, a to
zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
To tylko sen…
Dlaczego nie była w stanie samej sobie uwierzyć?
Poruszając się trochę jak w transie, Isabeau
zdecydowanym ruchem odrzuciła kołdrę, błyskawicznie podrywając się na równe
nogi. Krótko powiodła wzrokiem dookoła, przez ułamek sekundy sama niepewna, co
powinna zrobić. Ostatecznie zareagowała w absolutnie instynktowny sposób,
chwytając za porzuconą na stoliku nocnym komórkę i – nawet nie patrząc na
zegarek, a tym bardziej nie trudząc się przeliczaniem, która godzina
musiała być w Seattle – pośpiesznie wybrała aż nazbyt znajomy numer. Ręce
jej się trzęsły, chociaż sama nie była pewna dlaczego, to zresztą nie miało
znaczenia. Musiała po prostu się upewnić, tak dla zasady, żeby ostatecznie nie
zwariować przez nadmiar wątpliwości.
Oczekiwała kolejno następujących po sobie sygnałów wołania,
te jednak nie nastąpiły. Serce Beau jak na zawołanie zabiło szybciej ze
zdenerwowania, kiedy prawie natychmiast poczta głowowa poinformowała ją o możliwości
zostawienia wiadomości. Rozłączyła się tak gniewnym ruchem, że chyba jedynie
cudem nie roztrzaskała telefonu na kawałeczki, ale również to nie miało dla
wampirzycy znaczenia. W milczeniu przycisnęła komórkę do piersi, próbując
się uspokoić i zrozumieć, dlaczego czuła się aż do tego stopnia
roztrzęsiona.
W porządku, Layla nie odbierała, ale o jeszcze o niczym
nie świadczyło. Sama niejednokrotnie wyłączała telefon, kiedy nie chciała, żeby
ktokolwiek jej przeszkadzał, zwłaszcza kiedy liczyła na chwilę wytchnienia w ramionach
Dimitra. Takie postępowanie nie było niczym dziwnym, a przynajmniej w każdym
innym wypadku doszłaby do takich właśnie wniosków.
Nie tym razem. Nie, skoro czuła, że wszystko jest nie tak i powinna
działać.
Zawahała się, przez krótką chwilę zastanawiając nad tym, za
jak wielką desperatkę uznałby ją Rufus, gdyby dla odmiany zaczęła dobijać się
do niego. Ostatecznie odrzuciła tę możliwość, dochodząc do wniosku, że po
ostatnich doświadczeniach wampir miał dość powodów, żeby zacząć unikać
jakichkolwiek połączeń od niej. Sama do tej pory pamiętała to, jak upokorzyła
się, kiedy tak po prostu rozszlochała się podczas rozmowy z jedną z najbardziej
irytujących ją osób, jakie w ogóle znała. Tak czy inaczej, rozmowa ze
szwagrem mogła pozostać ostatecznością,
Gabriela miała pod szybkim wybieraniem, dzięki czemu nie
musiała nawet zastanawiać się nad wybieraniem numeru. Miała wrażenie, że
kolejny raz czekała całą wieczność, chociaż zarazem zdawała sobie sprawę z tego,
że brat odebrał prawie natychmiast, w przeciwieństwie do bliźniaczki
najwyraźniej mając włączony telefon przez cały czas przy sobie.
– Tak, Beau?
Być może zaczynała zachowywać się we wręcz przewrażliwiony
sposób, ale to nie miało dla niej znaczenia. Co więcej, wampirzyca była gotowa
przysiąc, że w głosie Gabriela pobrzmiewała pełna napięcia, zdradzająca
wyraźny niepokój nuta, która z miejsca dała jej do myślenia. Co prawda
chłopak brzmiał na opanowanego, ale to nic nie znaczyło, tym bardziej, że od
zawsze pozostawał doskonałym aktorem. Z drugiej strony, być może jednak
źle wybrała porę, a Gabriel po prostu był zmęczony, ale nie miała pewności,
nie wspominając o tym, że w tamtej chwili absolutnie nie dbała o szczegóły.
Przełknęła z trudem, sama również próbując nad sobą
zapanować. Z trudem oczyściła gardło na tyle, żeby w końcu zdołać się
odezwać:
– Masz gdzieś tam pod ręką Laylę? – wypaliła, w pośpiechu
wyrzucając z siebie to jedno, kluczowe pytanie. Z zaskoczeniem
przekonała się, że jest gotowa zrobić dosłownie wszystko, byleby jak
najszybciej uzyskać odpowiedź. – Jesteś w ogóle w domu? Wiem, że
mieliście problem z tą wampirzycą i…
Urwała, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że zaczyna pleść od
rzeczy. Jakby tego było mało, odpowiedziało jej przenikliwe, porażające wręcz
milczenie, choć również to mogło mieć związek z tym, że w nerwach
zbyt szybko się niecierpliwiła. Jakkolwiek by jednak nie było, Beau miała
wrażenie, że cisza dosłownie dzwoni jej w uszach, stopniowo doprowadzając
do szału. Do głowy nawet przyszła wampirzycy idiotyczna myśl o tym, że
Gabriel doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo była
podenerwowana, specjalnie wystawiając jej już i tak nadszarpniętą
cierpliwość na próbę. To nie miało sensu, ale…
Zacisnęła usta. Zmusiła się do tego, żeby w duchu dla
pewności policzyć do pięciu, zanim ostatecznie zdecydowała się ponownie
odezwać.
– Gabrielu? – rzuciła naglącym tonem, coraz bardziej
zaniepokojona. Z niedowierzaniem potrząsnęła głową, chociaż on nie był w stanie
tego zobaczyć. – Gabrielu, do cholery! – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– Widziałaś coś, co cię zaniepokoiło? – usłyszała w końcu,
ale wcale nie poczuła się dzięki temu pytaniu lepiej. W głosie brata
wyraźnie pobrzmiewało napięcie, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
– Pierwsza zadałam ci pytanie – przypomniała mu cierpko,
tym razem już nie próbując kryć podenerwowania – i to nie tylko dlatego,
że udawanie, iż cokolwiek mogłoby być na swoim miejscu, zdecydowanie nie szło
jej dobrze. – Gdzie jest Layla? Chciałam z nią porozmawiać i… Czy coś się
stało?
Musiała się dowiedzieć, chociaż wymowne milczenie i coś
w tonie brata dość jasno dało jej do zrozumienia, że miała powody do
niepokoju. W gruncie rzeczy była wręcz gotowa przysiąc, że trafiła w sedno,
przez co tym bardziej zapragnęła Gabrielem potrząsnąć, żeby zmusić go do
udzielenia jakichkolwiek wyjaśnień. Musiała się upewnić i to najlepiej tak
szybko, jak tylko miało się to okazać możliwe.
– Nie – stwierdził cicho chłopak o chwili, która
wydawała się wiecznością. – Nie ma ze mną Layli… I w tym problem.
– O czym ty mówisz? – zapytała natychmiast.
Gabriel cicho westchnął, ale przynajmniej otrząsnął się na
tyle, by już bez zbędnego wahania udzielić jej odpowiedzi.
– Mieliśmy małe komplikacje z wampirami, o których
wspominałem ci wcześniej. Claire, Beatrycze i Cammy najedli się strachu,
ale poza tym nikomu nic się nie stało – przyznał niechętnie. Machinalnie
zacisnęła dłonie w pięści, mimo wszystko zaniepokojona. Już nie tylko
chodziło o to, że ktokolwiek odważył się zaatakować jej syna, ale też
kogokolwiek innego, kto należał do jej rodziny. Coś się działo i już nie
miała co do tego wątpliwości. – Tak czy inaczej, Damien i reszta od razu
do nich przyjechali, Layla obiecała zając się Liz i… – Znów urwał, tym samym
drażniąc ją tym na tyle, że aż na niego warknęła.
– Co znowu? – zniecierpliwiła się.
Z jakiegoś powodu serce zabiło jej jeszcze mocniej i szybciej.
Wiedziała już, że coś było nie tak, a jakby tego było mało… Co prawda
wciąż nie miała pewności, w czym rzecz, ale to było zaledwie kwestią
czasu.
– I tyle. – Przez krótką chwilę miała wrażenie, że
głos Gabriela dochodzi do niej jakby z oddali. – Poszła i od tamtej
chwili jej nie widzieliśmy. Liz i reszta też nie – dodał spiętym tonem i już
nie miała wątpliwości co do tego, że był podenerwowany. Cóż, najdelikatniej
rzecz ujmując.
– Layla… Że co proszę?! – Dopiero z opóźnieniem
uświadomiła sobie, że w ogóle podniosła głos. Trzęsła się, co również
doszło do niej dopiero po kilku następnych sekundach, ale i tym razem
zdecydowała się ten stan rzeczy zignorować. – Nasza siostra zaginęła i być
może spotkało ją coś złego, a jednak… Gabrielu Licavoli, dlaczego, do
cholery, dowiaduję się takich rzeczy jako ostatnia?!
Stwierdzić, że była po prostu zdenerwowana, stanowiłoby
niedopowiedzenie stulecia. Właściwie sama nie była pewna, co w największym
stopniu wpływało na jej reakcję, ale to nie miało znaczenia. Już wcześniej
siedziała jak na szpilkach, walcząc ze zdenerwowaniem, więc ostateczna
rezygnacja wydawała się zaledwie kwestią czasu. Wybuch również wydał się
Isabeau czymś naturalnym, tym bardziej, że od samego początku podejrzewała, że
wydarzy się coś, co ostatecznie doprowadzi ją do szału. Czuła, że coś jest nie
tak, teraz z kolei miała na to potwierdzenie.
Poza tym bała się.
Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem doświadczyła
podobnego uczucia, nie zmieniało to jednak faktu, że czuła lęk. To nie było
normalne, tym bardziej, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej
rodzeństwo jest silne. Layla na pewno była, poza tym potrafiła walczyć,
dysponując umiejętnościami wystarczającymi, żeby mogła o siebie zadbać.
Nawet jeśli wpakowała się w kłopoty…
Z tym, że wszystko wydawało się być inne jak zazwyczaj. Nie
miała pojęcia, co o tym sądzić, ale jej uczucia mówiły same za siebie. Być
może wszystko sprowadzało się do snu, którego doświadczyła, a może
świadomości więzi, w którą teraz chcąc nie chcąc była objęta, ale to też
pozostawało mało istotne.
Gdzieś za plecami usłyszała, że drzwi sypialni otwierają
się, ale nawet nie próbowała się odwracać. Wyczuła, że tuż obok niej dosłownie
zmaterializował się ściągnięty krzykami Dimitr, więc tylko potrząsnęła głową,
próbując dać mężowi do zrozumienia, żeby przynajmniej tymczasowo trzymał się od
niej z daleka. Wciąż ściskała telefon, przyciskając go do ucha i próbując
skoncentrować się na prowadzonej rozmowie.
– Nie ma jej od tamtego czasu… Co dalej, Gabrielu? –
rzuciła naglącym tonem, coraz bardziej podenerwowana. Próbowała nad sobą
panować, ale czuła, że przychodzi jej to z trudem. – Szukaliście? Jasne,
Lay lubi znikać, ale…
– Jasne, że tak – przerwał pośpiesznie. – Na pewno była w pobliżu
domu Shannon, ale tam trop się urywa. Rufus twierdzi, że się nie pokłócili, a ja
wyjątkowo mu wierzę… – Gabriel urwał, po czym westchnął przeciągle. – Nie
kłamałby w tej kwestii, zresztą do tej pory jej szuka, chociaż to bez
sensu. Jest jeszcze Joce, ale…
– A co ma do tego Joce, na litość bogini? –
zniecierpliwiła się.
Tym razem oczami wyobraźni niemalże widziała, jak jej brat
się spina.
– Chciała pomóc, więc przy okazji pokazałem jej kilka
rzeczy… Wiesz, sprawdzałem telepatycznie – dodał, chociaż to było dla Isabeau
aż nazbyt oczywiste. Jasne, że nie chodzi po ulicach, wypytując ludzi albo rozwieszając
plakaty. – Nie wiem, co o tym sądzić, ale skończyło się na krzyku i omdleniu…
Może to dla niej za dużo, ale mam wrażenie, że czegoś się przestraszyła.
Problem w tym, że sama Joce wydaje się tego nie rozumieć – przyznał, te
słowa zaś sprawiły, że Isabeau zaczęła niespokojnie krążyć.
Cholera, dlaczego to brzmiało aż tak źle i… zadziwiająco
znajomo zarazem? Przecież właśnie doświadczała czegoś niemalże identycznego,
wciąż niepewna, co powinna sądzić o zaistniałej sytuacji. Wiedziała
jedynie, że nade wszystko martwiła się o siostrę, a to o czymś
świadczyło.
Drgnęła, czując muśnięcie chłodnych dłoni na ramionach.
Mimo wszystko zdołała się rozluźnić, ostatecznie pozwalając, żeby Dimitr
przesunął się na tyle, żeby bez słowa otoczyć ją ramionami.
– Layla? – zapytał zmartwiony, więc tylko skinęła głową.
– Coś jest nie tak – wyjaśniła lakonicznie, chociaż sama
nie była pewna do kogo się zwraca: do męża, czy może wciąż obecnego na linii
brata. – Co jeszcze, Gabrielu? Joce coś mówiła?
– Nie wiemy niczego – stwierdził z rezerwą chłopak. – A ty?
Byłaś spięta zanim ci powiedziałem, więc… Co jest, Beau?
Jedynie potrząsnęła głową, przez dłuższą chwilę nie będąc w stanie
odpowiedzieć. Obawiała się tego pytania, nie tyle nie zamierzając mówić o swoich
wizjach, co wręcz obawiając się, że nagle okaże się, że jej przypuszczenia
wcale nie sprowadzały się do sennych majaków. Chodziło o coś więcej i już
nie miała co do tego wątpliwości.
– Wydaje mi się… Och, mam wrażenie, że coś widziałam,
chociaż równie dobrze mogłam spać – powiedziała w końcu, nie kryjąc
podenerwowania. – Musiałam się upewnić i… Cholera, Gabriel, jestem przerażona.
Rozumiesz? To jest Layla, a jednak…
Nie dodała niczego więcej, mając wrażenie, że zaczyna pleść
od rzeczy. Wzdrygnęła, kiedy Dimitr bardziej stanowczo zacisnął dłonie na jej
ramionach, w następnej sekundzie zachęcając do tego, żeby spojrzała mu w oczy.
Jego własne wydawały się wręcz przenikać ją na wskroś, sprawiając, że z miejsca
poczuła się co najmniej nieswojo.
– Są jaśniejsze – wyjaśnił cicho, tym samym ostatecznie
rozwiewając wszelakie wątpliwości. Wiedziała, że tak jest, podświadomie
podejrzewając w czym rzecz, ale i tak poczuła, że coś przewraca jej
się w żołądku ze zdenerwowania.
– Więc wizja – mruknęła, zwracając się bardziej do siebie
niż kogokolwiek innego.
Na dłuższą chwilę zapanowała cisza, podczas gdy ona już
tylko bezradnie wpatrywała się w Dimitra, niezdolna zebrać myśli. Kątem
oka zerknęła na telefon, żeby upewnić się, czy Gabriel przypadkiem się nie
rozłączył, tak długo trwał w milczeniu.
– Co widziałaś? – zapytał w końcu. – Na pewno coś, co
dotyczyło Layli, ale to mi niewiele mówi.
– Mnie też nie – przyznała zgodnie z prawdą, przez
krótką chwilę mając ochotę roześmiać się histerycznie. Jakież to było typowe,
że jak zwykle wiedziała, ale nie była w stanie nic zrobić! – W zasadzie
to czuję, że chodziło o nią. Widziałam… Hm, korytarz. Biegłam korytarzem… I uciekałam
przed czymś – dodała, ostrożnie dobierając słowa. Dla lepszej koncentracji
zamknęła oczy, próbując za wszelką cenę wysilić pamięć. – Tak mi się
przynajmniej wydaje… A potem obudziłam się i wołałam Laylę. Wiedziałam,
że coś się stanie i… dalej mam takie wrażenie. – Zamilkła, po czym zamrugała
nieco nieprzytomnie. – Co z więzią, Gabrielu? Wiem, że jesteśmy dalej
połączeni, zresztą nic nie byłoby w stanie tak po prostu jej zerwać, ale…
– Gdybym był w stanie wykorzystać więź, żeby znaleźć
Laylę, już dawno bym to wykorzystał – przerwał jej cierpko. Zaraz po tym
westchnął, nie kryjąc rozdrażnienia. – Wybacz, Beau – zreflektował się
pośpiesznie. Nie skomentowała jego zachowania nawet słowem, aż nazbyt świadoma
tego, że był zmęczony. – Mam wrażenie, że Layla jest gdzieś daleko, chociaż to
niemożliwe. To tak, jakby sama się przede mną blokowała, ale… tym razem chodzi o coś
innego. – Zamilkł, wyraźnie się nad czymś wahając. – Czy to, co mówię, ma
jakikolwiek sens?
– Dobre pytanie… – mruknęła, coraz bardziej podenerwowana.
– Zresztą nieważne. Informuj mnie, gdyby coś się działo… Porozmawiamy, kiedy
się zobaczymy – dodała i nie czekając na jakąkolwiek reakcję,
najzwyczajniej w świecie się rozłączyła.
Odrzuciła telefon na łóżko, mając wrażenie, że i tak
nie będzie w stanie utrzymać go w rękach. Dimitr spojrzał na nią z wahaniem,
w następnej sekundzie bezceremonialnie biorąc ją w ramiona. Chociaż
nie sądziła, że to w ogóle możliwe, natychmiast poczuła się lepiej,
przynajmniej do pewnego stopnia.
– Wyjeżdżasz – nie tyle zapytał, co wręcz stwierdził fakt.
Otworzyła usta, chcąc się wytłumaczyć, ale nie dał jej po temu okazji. – W porządku.
Pojechałbym z tobą, ale miasto… Do czasu, póki nie uporządkuję kilku
rzeczy, jestem tutaj uziemiony, ale zobaczymy się później – stwierdził z przekonaniem.
– Lilly pewnie jak zwykle pomoże. Potrzebujesz jeszcze czegoś? – zapytał
wprost, a Isabeau z niedowierzaniem potrząsnęła głową.
– Zobaczyć się z Marco i Allegrą – stwierdziła,
ale nawet nie ruszyła się z miejsca. – Ale na dobry początek możesz mnie
przytulić.
Nawet jeśli zaskoczyła go tą prośbą, na dodatek
wypowiedzianą dziwnie drżącym, zdradzającym obawy tonem, wampir nie dał niczego
po sobie poznać. W następnej sekundzie wylądowała w jego ramionach,
przez krótką chwilę czując się jak mała dziewczynka, wciąż dziwnie krucha i roztrzęsiona.
Nie rozumiała tych uczuć, tak jak i nie była w stanie stwierdzić, co
takiego powinna sądzić o zaistniałej sytuacji. Cokolwiek się działo, nie
było normalne, poza tym…
Zamknęła oczy.
Jak długo miała swoje wizje, wszystko wydawało się w porządku.
Kiedy bogini zabrała jej brata, nie pozwoliła wcześniej przewidzieć śmierci
Aldero i może tak było lepiej.
Może gdyby miała zabrać również Laylę, wtedy też nie
pozwoliłaby Beau zobaczyć czegokolwiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz