16 marca 2017

Sto dwadzieścia dziewięć

Layla
Zawahała się, ale nie próbowała protestować. Jakimś cudem zdołała się nawet uśmiechnąć, w dość przyjazny sposób, a przynajmniej taką miała nadzieję. Wciąż obserwując Simona, z wolna wycofała się pod tylną ścianę celi, ostatecznie siadając na metalowej półce. Dłonie złożyła na kolanach, próbując sprawiać wrażenie absolutnie niegroźnej i rozluźnionej, ale nie była pewna w jakim stopniu jej się to udało.
Przez kilka następnych sekund trwali w ciszy, on po prostu ją obserwując. Wahał się, przez co Layla zaczęła się obawiać, że w którymś momencie jednak się wycofa i zostawi ją samą. No, dalej… Właź!, pomyślała w niemalże rozgorączkowany sposób. W duchu odliczała kolejne sekundy, mając wrażenie, że czas ciągnie się w nieskończoność, o ile w ogóle się nie zatrzymał. Miała ochotę kimś potrząsnąć, ale jednocześnie nade wszystko powstrzymywała się przed okazaniem nadmiernej frustracji. Gdyby zbytnio go zaniepokoiła, nie miałaby na co liczyć.
Musiała wręcz zmusić się do spokojnego siedzenia, kiedy mężczyzna w końcu ruszył się z miejsca. Dyskretnie obserwowała jego ruchy, tym samym mogąc się przekonać, że do otwarcia drzwi wykorzystał coś, co wyglądało jak zwykła karta magnetyczna. Rozsunęły się i prawie natychmiast zamknęły, co było ze strony Simona albo przejawem głupoty, albo wyjątkowej wręcz wiary w to, że nie planowała zrobić mu krzywdy.
To byłoby zbyt proste… Prawda?
Miała wrażenie, że jak najbardziej tak jest, tym bardziej, że właśnie otrzymała wszystkie odpowiedzi jak na dłoni. Gdyby chciała, w ułamku sekundy mogłaby przetrącić mu kark, zabrać kartę i bez przeszkód wydostać się na korytarz. Problemy mogłyby pojawić się dopiero tam, ale to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia, tym bardziej, że wszystko wydawało się dużo lepszą alternatywą od trwania w zamknięciu. Wtedy przynajmniej miałaby szansę, skoro nic nie blokowałoby jej zmysłów i telepatii.
Zacisnęła usta, mimowolnie krzywiąc się, kiedy poczuła słodki zapach ludzkiej krwi. Pulsowanie kłów stało się jeszcze bardziej uciążliwe, ale zignorowała to uczucie, zresztą tak jak i chęć, żeby przy okazji wykorzystać Simona, by móc się wzmocnić. To mogło chwilę zaczekać, zresztą kiedy się skoncentrowała, odniosła wrażenie, że z jego krwią nie wszystko było w porządku. Co prawda nie potrafiła sprecyzować, co tak naprawdę znaczyło to uczucie, ale…
– Och, jesteś głodna – usłyszała i to wystarczyło, by na powrót skupiła wzrok na stojącym przed nią mężczyźnie. Uświadomiła sobie, że zdecydowanie zbyt długo wpatrywała się w niego niewidzialnym wzrokiem, tym samym jak nic dając mu do myślenia. – Krew was wzmacnia – nie tyle zapytał, co stwierdził, a Layla zapragnęła wywrócić oczami.
– Do rzeczy – zasugerowała mu cierpko.
Zaczynała dochodzić do wniosku, że w kwestii wyjaśnień był jeszcze trudniejszy i bardziej irytujący niż Rufus, choć do tej pory nie sądziła, że to w ogóle możliwe. Sama myśl o wampirze sprawiła, że bezwiednie zacisnęła dłoń w pięść, zaczynając bawić się obrączką na palcu. To był drobiazg, który sama sobie wybrała, a który on oczywiście uważał za zbędną symbolikę. Tak czy inaczej, pierścionek w tamtej chwili sprawiał, że czuła się pewniej, nie wspominając o tym, że gdyby jednak się zdenerwowała i postanowiła dać komuś w twarz, cios mógłby okazać się bardziej spektakularny.
– Hm… Zdecydowanie nie jesteś sama – stwierdził w zamyśleniu Simon, wciąż uważnie ją obserwując.
– O tym chcesz rozmawiać? – zapytała z powątpiewaniem. – Nie zamierzam się zwierzać, jeśli to sobie zaplanowałeś.
– To jest po prostu ciekawe – wyjaśnił niemalże pogodnym tonem. – Łączycie się w pary – dodał w taki sposób, że to naprawdę zabrzmiało jak coś niezwykłego, przez co tym bardziej zapragnęła się roześmiać.
– Nie może być! – rzuciła z przekąsem, wywracając oczami. – Mamy uczucia, tworzymy pary, nie lubimy, kiedy ktoś nas więzi, wyglądamy i zachowujemy się jak ludzie… Rany, co z nami nie tak? – dodała, nie mogąc się powstrzymać.
Simon nawet się nie skrzywił, najwyraźniej nie dostrzegając w jej tonie niczego niewłaściwego. W zasadzie wydawał się przejęty czymś innym, przez co słowa Layli nie robiły już na nim wrażenia.
– Co jeszcze? – zapytał nagle, a ona spojrzała na niego w niedowierzaniem.
– O co ci chodzi?
Chwilami nie była pewna, czy sobie z niej żartował, czy może naprawdę liczył na zadowalające odpowiedzi. Nie miała pojęcia, nie wspominając o tym, że wcale nie czuła się dzięki jego pytaniom lepiej, mając raczej wrażenie, że właśnie została jakimś obiektem badawczym.
– Wybacz… Ale mam wiele pytań – wyjaśnił po chwili zastanowienia mężczyzna. – Byłoby dużo prościej, gdybyś mi na nie odpowiedziała.
– I tylko dlatego mnie tutaj trzymasz? – zapytała, spoglądając na niego z niedowierzaniem.
Cała zesztywniała, kiedy bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wyciągnął rękę ku jej twarzy. Niewiele brakowało, kiedy tak po prostu pogładził ją po policzku, samym tylko dotykiem sprawiając, że serce Layli prawie wyrwało się jej z piersi ze zdenerwowania. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem czymkolwiek dotyk sprawił, że zapragnęła uciec, ale to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia. Prawda była taka, że jedynymi mężczyznami, którzy mieli prawo ją dotykać, nie sprawiając przy tym, że czuła się jak w potrzasku, pozostawali Gabriel i Rufus.
W pośpiechu odsunęła się, za wszelką cenę usiłując trzymać poza zasięgiem rąk swojego niechcianego towarzysza. Skrzywiła się, kiedy tyłem głowy uderzyła o ścianę, ale prawie nie zwróciła na tę niedogodność uwagę. W tamtej chwili liczyło się przede wszystkim to, żeby ją zostawił, nawet jeśli nie miał w planach niczego niewłaściwego.
– Spokojnie… Jesteś bardzo spięta – zauważył mimochodem. Gdyby nie sytuacja, może nawet uznałaby jego ton za kojący.
– Nie próbuj mnie więcej dotykać – rzuciła gniewnie, tym razem nie będąc w stanie powstrzymać się przed wysunięciem kłów.
Wyraźnie usłyszała, że puls Simona przyspiesza, zdradzając to, iż jednak poczuł się zagrożony. Layla napięła mięśnie, po czym rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie. Z uwagą obserwowała go, kiedy z wolna się wycofał, zwiększając dzielący ich dystans na tyle, na ile pozwalała malutka cela.
– Jasne… Żadnego dotykania – zreflektował się, ale nie miała pojęcia, w jakim stopniu mogła mu pod tym względem zaufać. – Jesteś bardzo ciepła, wiesz? – dodał nieoczekiwanie, wciąż z uporem lustrując ją wzrokiem. – Źle się czujesz, czy może… ma to związek z czymś innym?
Jego ton i spojrzenie jasno dały jej do zrozumienia, że miał na myśli konkretną kwestię. Co prawda nie była pewna, czy miał na myśli jej dar, czy może ogień, ale…
Layla uciekła wzrokiem gdzieś w bok, nerwowo zaciskając usta. Nie miała pojęcia, czego od niej oczekiwał, zresztą to i tak nie miało znaczenia. Już podjęła decyzje, ostatecznie dochodząc do wniosku, że dalsza rozmowa nie ma sensu.
Usłyszała przeciągłe westchnienie, co najpewniej znaczyło, że Simon zorientował się, że nie miał co liczyć na wyjaśnienia.
– Zdenerwowałem cię… No cóż, wszystko w swoim czasie – stwierdził, wydając się zwracać raczej do dziecka, któremu trzeba tłumaczyć wszystko od podstaw. Nie podobało jej się ani to, jak na nią patrzył, ani tym bardziej sposób, w jaki próbował ją traktować. – Wszystko, co się tutaj dzieje, jest z myślą o twoim dobru – oznajmił, a ona poczuła, że ma ochotę roześmiać się histerycznie.
– No popatrz, a ja cały czas miałam wrażenie, że po prostu mnie porwałeś!
Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem była aż tak sarkastyczna, ale to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia. Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, coraz bardziej podenerwowana. Swoja drogą, skoro ona ledwo trzymała nerwy na wodzy, wolała nie zastanawiać się, co takiego spotkałoby Simona, gdyby na jej miejscu znalazła się Isabeau.
– Ach… Sama wkrótce zrozumiesz, że jesteś tutaj bezpieczna. To najważniejsze, bo żadne z nas nie chce, żeby stała ci się jakakolwiek krzywda. – Mężczyzna zamilkł, po czym z uwagą zmierzył ją wzrokiem. – Jesteś zbyt cenna.
– Bo mam kły? – Potrząsnęła z niedowierzaniem głową. – Jeśli sądzisz, że właśnie masz przed sobą królika doświadczalnego, to naprawdę oszalałeś. Wiesz mi, znam się na tym.
– Jesteś bardzo spięta, wiesz? Ale z tym też sobie poradzimy…
To było niczym sygnał, którego podświadomie wyczekiwała od samego początku. Dosłownie rzuciła się na niego, reagując w całkowicie instynktowny, pozbawiony kontroli sposób. Znów poczuła pulsowanie w kłach, ale nie pozwoliła sobie na utratę kontroli aż do tego stopnia, by rzucić się Simonowi do gardła. Nie mogła tracić czasu, w zamian bezceremonialnie ciskając najwyraźniej niczego niespodziewającym się mężczyzną o ścianę, co zresztą nie było trudne, biorąc pod uwagę rozmiary pomieszczenia. Jęknął i spróbował ją od siebie odepchnąć, ale z równym powodzeniem mógłby siłować się z kawałkiem skały. Co jak co, ale nawet osłabiona srebrem wampirzyca wciąż była o wiele silniejsza od śmiertelnika, nie wspominając o napędzającej ją irytacji oraz wciąż odczuwanym, niezaspokojonym głodzie.
Stanowczo przycisnęła Simona do ściany, po czym błyskawicznie sięgnęła do kieszeni kurtki, którą miał na sobie, próbując jak najszybciej odszukać kartę. Poczuła niewysłowioną wręcz ulgę, kiedy palce zacisnęły się na jakże upragnionym kawałku plastiku. To wystarczyło, żeby zechciała się wycofać, nim jednak zdążyła podjąć jakąkolwiek decyzję, poczuła, że coś wbija się w jej plecy. Warknęła, po czym w pośpiechu odskoczyła, gniewnym szarpnięciem odrzucając na bok coś, co okazało się wciąż do połowy pełną strzykawką. Napięła mięśnie, co najmniej poirytowana, zwłaszcza kiedy uświadomiła sobie, że najwyraźniej znowu próbował ją czymś oszołomić. Co prawda nie podał jej całości, ale i tak poczuła się zagrożona, świadoma tylko i wyłącznie tego, że powinna rzucić się do ucieczki. Nie czuła działania leku, co być może znaczyło, że dawka była zbyt mała, ale jeśli się pomyliła…
Rzuciła krótkie, ostrzegawcze spojrzenie swojemu przeciwnikowi, po czym bez słowa skierowała się ku drzwiom. Nie miała problemów z uporaniem się z zamkiem, chociaż początkowo nie miała pojęcia, gdzie mógłby znajdować się ewentualny czytnik, to jednak przestało mieć znaczenie z chwilą, w której dosłownie wytoczyła się na korytarz. Czuła się dziwnie oszołomiona, przez ułamek sekundy mając wrażenie, że bardzo niewiele brakuje, żeby ciało odmówiło jej posłuszeństwa, ale zdołała zignorować to uczucie. Cóż, może jednak środek w jakimś stopniu działał, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze. Tym bardziej miała się stąd wydostać, najlepiej tak szybko, jak tylko miało okazać się to możliwe. Wiedziała jedynie, że musi biec, nie mając nawet czasu rozejrzeć się, żeby sprawdzić, gdzie się znajdowała. Korytarz i tak prowadził w dwie strony, Layla zaś instynktownie zdecydowała się podążyć w kierunku, w którym początkowo podążył Simon, kiedy zostawiał ją po pierwszej rozmowie. Mimo wszystko ulżyło jej, kiedy przekonała się, że wciąż jest w stanie poruszać się o wiele szybciej niż człowiek, nie pozostawiając szans ewentualnemu pościgowi. Gdyby jeszcze wiedziała, gdzie znajduje się wyjście, wtedy wszystko stałoby się o wiele prostsze.
W korytarzu panował półmrok, ale to jej nie przeszkadzało, tym bardziej, że kierowała się przede wszystkim instynktem. Kątem oka zauważyła, że po obu stronach znajdowało się więcej przeszklonych cel, które wyglądały jak ta, w której sam się obudziła, ale nie próbowała sprawdzać, czy były pełne. Nie miała pojęcia, czy to w ogóle możliwe, żeby jakimkolwiek ludziom udało się schwytać więcej istot nieśmiertelnych, a tym bardziej próbować je przetrzymywać, w tamtej chwili skupiona przede wszystkim na ucieczce. Podejrzewała, że to nieuczciwe, nie wspominając o tym, że na swój sposób pozostawało egoistyczne, ale co mogła zrobić w sytuacji, w której nawet nie wiedziała z kim ma do czynienia. Czuła krążącą w jej żyłach moc, nie wspominając o obecności gotowego ją obronić ognia, ale to wciąż było zbyt mało, przynajmniej z perspektywy Layli. Na początek musiała się stąd wydostać i wrócić do domu, a dopiero później zacząć zastanawiać nad tym, co robić dalej. Wiedziała jedynie, że nie mogli ot tak tego zignorować – nie po tym, jak na własnej skórze przekonała się, że nie tylko obce wampiry miały powody, żeby chcieć na nich polować.
Seattle to jednak był bardzo zły pomysł, braciszku, pomyślała mimochodem, dla pewności sprawdzając, czy ucieczka z celi cokolwiek zmieniła w kwestii jej połączenia z Gabrielem. Za wszelką cenę usiłowała się na chłopaku skoncentrować, ale miała ważenie, że kolejne mentalne nawoływanie raz po raz trafiają w pustkę. Gdziekolwiek była, to miejsce wydawało się w niepokojący wręcz sposób odcięte od świata zewnętrznego, wciąż tłamsząc jej zdolności. To zdecydowanie wszystko komplikowało, ale zmusiła się do odsunięcia niechcianych myśli. Musiała się skoncentrować i wymyślić coś innego, przynajmniej teraz, kiedy pozostawała tak łatwym celem.
Kolejne drzwi dosłownie przed nią wyrosły, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wyłaniając się z ciemności, ale nie dała sobie czasu, żeby zastanawiać się nad tym, co to oznacza. Moc wciąż krążyła w jej ciele, więc wykorzystanie energii przyszło dziewczynie z łatwością. Aż skuliła się w odpowiedzi na potężny huk, który towarzyszył momentowi, w której telepatyczne uderzenie napotkało na opór. Musiała przystanąć i osłonić twarz ramionami, zanim ostatecznie przekonała się, że ma otwarte przejście i może swobodnie ruszyć dalej. Popędziła przed siebie, próbując ignorować dzwonienie w uszach; każdy dźwięk był dodatkowo zwielokrotniony przez echo, co skutecznie utrudniało jej koncentrację, chociaż nie na tyle, by zaczęła mieć wątpliwości co do tego, gdzie i dlaczego powinna biec.
Cisza, która nastąpiła po uderzeniu, nie trwała długo. Podejrzewała, że nie będzie w stanie szczególnie długo ukrywać swojej obecności, ale i tak zaskoczyło ją donośne wycie, które nagle wypełniło korytarz. Skrzywiła się, nie pierwszy raz mając wrażenie, że głośne dźwięki będą w stanie skutecznie doprowadzić ją do szaleństwa. Tym razem hałas nie był aż tak przeszywający jak ten, przez który wcześniej straciła przytomność, ale Layla i tak poczuła się prawie jak w potrzasku. Wiedziała, że powinna coś zrobić, ale nie miała pojęcia w jaki sposób, tym bardziej, że nigdy nie interesowała się elektroniką. Podejrzewała, że gdyby miała przy sobie Rufusa albo Claire, to bardzo szybko dowiedziałaby się, gdzie powinna uderzyć, żeby mieć szansę powstrzymać to szaleństwo, jednak tymczasowo była zdana tylko i wyłączne na siebie. Alarm?, pomyślała mimochodem, ale i na tym nie była w stanie się skoncentrować, zbytnio rozproszona, żeby próbować rozeznać się w okolicy.
Musiała biec. To jedno pozostawało dla Layli aż nazbyt oczywiste, a jednak…
Nie była pewna, w którym momencie doszedł ją słodki zapach ludzkiej krwi. Wiedziała już, że nie jest tutaj sama, zresztą Simon sam wspomniał, że nie był jedyny, ale i tak poczuła się zagrożona. Była wdzięczna, że przynajmniej krążąca w jej żyłach adrenalina pozwalała jej utrzymać się na nogach, popychając do przodu i niwelując działanie środka uspokajającego, który mimo wszystko zdążyła dostać. Czuła, że lek do pewnego stopnia ograniczał jej zmysły, co zresztą niezmiennie ją drażniło. Próbowała walczyć z tym stanem, zmuszając moc do krążenia w jej żyłach. Raz po raz powtarzała sobie, że walka była ostatecznością, nawet pomimo tego, że jakaś cząstka Layli pragnęła się zatrzymać, zaczekać na ewentualnych przeciwników, a potem rozerwać im gardła. Nie była przyzwyczajona do aż tak silnych emocji, zwłaszcza sprowadzających się do czegoś takiego, jednak wolała się nad tym nie zastanawiać. Już i tak była głodna, co w połączeniu ze zdenerwowaniem sprawiało, że ledwo nad sobą panowała. Cóż, przynajmniej była w stanie zrozumieć, dlaczego Rufusowi z taką łatwością przychodziło zabijanie, zwłaszcza kiedy porządnie wytrącić go z równowagi.
Wciąż o tym myślała, kiedy gdzieś z ciemności doszedł ją dziwny, ogłuszający dźwięk. Chwilę później coś śmignęło tuż obok niej, mijając ją zaledwie o kilka centymetrów, aż z wrażenia zatoczyła się, chyba jedynie cudem nie wpadając na ścianę. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zrozumieć, że już nie była w korytarzu sama – i że dźwięk miał swoje dość konkretne, co najmniej oszałamiające źródło.
Wszystko wskazywało na to, że do niej strzelali. Tak po prostu, jak do dzikiego zwierzęcia.
Nie, to absolutnie nie było normalne.
– Poszaleliście?! – doszedł ją jakby z oddali czyjś głos, tym razem kobiecy. Mimochodem pomyślała, że już go słyszała, najpewniej na krótko po przebudzeniu, słysząc rozmowę, którą prowadził Simon. – Macie ją zatrzymać, a nie zabić. Jeśli coś jej się stanie…
Cokolwiek jeszcze mówiła, Layla nie miała okazji tego usłyszeć. Całą sobą koncentrowała się na biegu, w duchu modląc się, żeby nie spróbowali odciąć jej drogi. Gdyby na kogoś wpadła, nie miałaby czasu na zastanowienie, nie wspominając o zachowaniu jakichkolwiek skrupułów. W zasadzie sama nie była pewna, czy czuła się bardziej przerażona, czy może wściekła, to zresztą nie miało znaczenia. Skrajne emocje mieszały się ze sobą, tworząc niebezpieczne, trudne do opanowania mieszankę, która z miejsca zaczęła wymykać się wampirzycy spod kontroli. Layla próbowała nad tym zapanować, ale to było trudne, zresztą nie miała wątpliwości, że jej oczy wręcz jarzą się czerwienią. Już nawet nie próbowała wsuwać kłów, dochodząc do wniosku, że być może na samym wstępie najlepiej dać wszystkim do zrozumienia, że powinni trzymać się od niej z daleka.
Cóż, jeśli chcieli złej, niebezpiecznej wampirzycy, mogła im taką zagwarantować. Nie chciała tego robić, ale w tym wypadku i tak nie miała większego wyboru. Co więcej, gdyby tylko dali jej po temu okazję…
Nie zarejestrowała momentu, w którym tuż przed nią dosłownie pojawiła się jakaś postać. Nawet się nie zawahała, zamiast zwolnić po prostu nabierając prędkości, by w następnej sekundzie wystrzelić do przodu. Skoczyła przed siebie, z ostrzegawczym warknięciem rzucając się na swojego przeciwnika i czując się na tyle zdeterminowaną, żeby w przypływie szału rozerwać mu gardło.
Nie miała po temu okazji.
Aż jęknęła, kiedy ktoś bezceremonialnie chwycił ją za ramiona, w następnej sekundzie z lekkością odrzucając od siebie. Wylądowała na nogach, prostując się niczym struna i szykując do kolejnego ataku, ale i ten ostatecznie nie doszedł do skutku. Spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie telepatycznego ciosu, który dosłownie zwalił ją z nóg, sprawiając, że – coraz bardziej oszołomiona – wylądowała na posadzce. Nawet nie poczuła bólu, zbytnio przejęta sytuacją i tym, że wszystko po raz kolejny poszło nie tak. Jakby tego było mało, nie miała okazji choćby spróbować się podnieść, być może otumaniona lekami bardziej, niż do tej pory sądziła, a może za sprawą zdolności swojego przeciwnika – i to tym bardziej, że wyraźnie poczuła, jak intruz bezceremonialnie wdziera się do jej umysłu.
Gdyby sytuacja była inna, zdecydowanie nie pozwoliłaby, żeby ktokolwiek naruszył jej prywatność. W tamtej chwili również w naturalny sposób próbowała się bronić, to jednak okazało się pozbawione sensu. Kiedy do tego wszystkiego poczuła przeszywający ból, który nagle poraził całe ciało, tym bardziej nie pozostało jej nic innego, jak się poddać. Wiedziała, że to telepatia – skuteczny atak, który zadziałał tylko i wyłącznie dlatego, że pozwoliła się zaskoczyć – ale to nie miało znaczenia, tym bardziej, że po raz kolejny zaczęła balansować gdzieś na granicy omdlenia i przytomności. Niemalże desperacko trzymała się tego pierwszego, wiedząc, że wydarzy się coś bardzo złego, jeśli pozwoli sobie na słabość, ale…
Gdzieś jakby z oddali doszły ją szybkie kroki, ale nie była w stanie się na nich skoncentrować. W zamian z wolna uniosła głowę, by spojrzeć na swojego przeciwnika, zwłaszcza kiedy wyczuła, że ten przybliżył się do niej.
A potem była w stanie już tylko leżeć i z niedowierzaniem spoglądać na kucającego naprzeciwko niej nieśmiertelnego, czując się przy tym tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie.
To nie było możliwe. Nie było, ale…
Niemożliwe.
– To ty… – wyrwało jej się.
Z tymi słowami ostatecznie zapadła się w ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa