Layla
Zawahała się, ale nie
próbowała protestować. Jakimś cudem zdołała się nawet uśmiechnąć, w dość
przyjazny sposób, a przynajmniej taką miała nadzieję. Wciąż obserwując
Simona, z wolna wycofała się pod tylną ścianę celi, ostatecznie siadając na
metalowej półce. Dłonie złożyła na kolanach, próbując sprawiać wrażenie
absolutnie niegroźnej i rozluźnionej, ale nie była pewna w jakim
stopniu jej się to udało.
Przez kilka
następnych sekund trwali w ciszy, on po prostu ją obserwując. Wahał się,
przez co Layla zaczęła się obawiać, że w którymś momencie jednak się
wycofa i zostawi ją samą. No, dalej… Właź!,
pomyślała w niemalże rozgorączkowany sposób. W duchu odliczała
kolejne sekundy, mając wrażenie, że czas ciągnie się w nieskończoność,
o ile w ogóle się nie zatrzymał. Miała ochotę kimś potrząsnąć, ale
jednocześnie nade wszystko powstrzymywała się przed okazaniem nadmiernej
frustracji. Gdyby zbytnio go zaniepokoiła, nie miałaby na co liczyć.
Musiała
wręcz zmusić się do spokojnego siedzenia, kiedy mężczyzna w końcu ruszył
się z miejsca. Dyskretnie obserwowała jego ruchy, tym samym mogąc się
przekonać, że do otwarcia drzwi wykorzystał coś, co wyglądało jak zwykła karta
magnetyczna. Rozsunęły się i prawie natychmiast zamknęły, co było ze
strony Simona albo przejawem głupoty, albo wyjątkowej wręcz wiary w to, że
nie planowała zrobić mu krzywdy.
To
byłoby zbyt proste… Prawda?
Miała
wrażenie, że jak najbardziej tak jest, tym bardziej, że właśnie otrzymała
wszystkie odpowiedzi jak na dłoni. Gdyby chciała, w ułamku sekundy mogłaby
przetrącić mu kark, zabrać kartę i bez przeszkód wydostać się na korytarz.
Problemy mogłyby pojawić się dopiero tam, ale to w gruncie rzeczy nie
miało znaczenia, tym bardziej, że wszystko wydawało się dużo lepszą alternatywą
od trwania w zamknięciu. Wtedy przynajmniej miałaby szansę, skoro nic nie
blokowałoby jej zmysłów i telepatii.
Zacisnęła
usta, mimowolnie krzywiąc się, kiedy poczuła słodki zapach ludzkiej krwi.
Pulsowanie kłów stało się jeszcze bardziej uciążliwe, ale zignorowała to
uczucie, zresztą tak jak i chęć, żeby przy okazji wykorzystać Simona, by
móc się wzmocnić. To mogło chwilę zaczekać, zresztą kiedy się skoncentrowała,
odniosła wrażenie, że z jego krwią nie wszystko było w porządku. Co
prawda nie potrafiła sprecyzować, co tak naprawdę znaczyło to uczucie, ale…
– Och,
jesteś głodna – usłyszała i to wystarczyło, by na powrót skupiła wzrok na stojącym
przed nią mężczyźnie. Uświadomiła sobie, że zdecydowanie zbyt długo wpatrywała
się w niego niewidzialnym wzrokiem, tym samym jak nic dając mu do
myślenia. – Krew was wzmacnia – nie tyle zapytał, co stwierdził, a Layla
zapragnęła wywrócić oczami.
– Do rzeczy
– zasugerowała mu cierpko.
Zaczynała
dochodzić do wniosku, że w kwestii wyjaśnień był jeszcze trudniejszy
i bardziej irytujący niż Rufus, choć do tej pory nie sądziła, że to
w ogóle możliwe. Sama myśl o wampirze sprawiła, że bezwiednie
zacisnęła dłoń w pięść, zaczynając bawić się obrączką na palcu. To był
drobiazg, który sama sobie wybrała, a który on oczywiście uważał za zbędną
symbolikę. Tak czy inaczej, pierścionek w tamtej chwili sprawiał, że czuła
się pewniej, nie wspominając o tym, że gdyby jednak się zdenerwowała
i postanowiła dać komuś w twarz, cios mógłby okazać się bardziej
spektakularny.
– Hm…
Zdecydowanie nie jesteś sama – stwierdził w zamyśleniu Simon, wciąż
uważnie ją obserwując.
–
O tym chcesz rozmawiać? – zapytała z powątpiewaniem. – Nie zamierzam
się zwierzać, jeśli to sobie zaplanowałeś.
– To jest
po prostu ciekawe – wyjaśnił niemalże pogodnym tonem. – Łączycie się
w pary – dodał w taki sposób, że to naprawdę zabrzmiało jak coś
niezwykłego, przez co tym bardziej zapragnęła się roześmiać.
– Nie może
być! – rzuciła z przekąsem, wywracając oczami. – Mamy uczucia, tworzymy
pary, nie lubimy, kiedy ktoś nas więzi, wyglądamy i zachowujemy się jak
ludzie… Rany, co z nami nie tak? – dodała, nie mogąc się powstrzymać.
Simon nawet
się nie skrzywił, najwyraźniej nie dostrzegając w jej tonie niczego
niewłaściwego. W zasadzie wydawał się przejęty czymś innym, przez co słowa
Layli nie robiły już na nim wrażenia.
– Co
jeszcze? – zapytał nagle, a ona spojrzała na niego w niedowierzaniem.
– O co
ci chodzi?
Chwilami
nie była pewna, czy sobie z niej żartował, czy może naprawdę liczył na
zadowalające odpowiedzi. Nie miała pojęcia, nie wspominając o tym, że
wcale nie czuła się dzięki jego pytaniom lepiej, mając raczej wrażenie, że
właśnie została jakimś obiektem badawczym.
– Wybacz…
Ale mam wiele pytań – wyjaśnił po chwili zastanowienia mężczyzna. – Byłoby dużo
prościej, gdybyś mi na nie odpowiedziała.
–
I tylko dlatego mnie tutaj trzymasz? – zapytała, spoglądając na niego
z niedowierzaniem.
Cała
zesztywniała, kiedy bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wyciągnął rękę ku jej
twarzy. Niewiele brakowało, kiedy tak po prostu pogładził ją po policzku, samym
tylko dotykiem sprawiając, że serce Layli prawie wyrwało się jej z piersi
ze zdenerwowania. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem czymkolwiek dotyk
sprawił, że zapragnęła uciec, ale to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia.
Prawda była taka, że jedynymi mężczyznami, którzy mieli prawo ją dotykać, nie
sprawiając przy tym, że czuła się jak w potrzasku, pozostawali Gabriel
i Rufus.
W pośpiechu
odsunęła się, za wszelką cenę usiłując trzymać poza zasięgiem rąk swojego
niechcianego towarzysza. Skrzywiła się, kiedy tyłem głowy uderzyła
o ścianę, ale prawie nie zwróciła na tę niedogodność uwagę. W tamtej
chwili liczyło się przede wszystkim to, żeby ją zostawił, nawet jeśli nie miał
w planach niczego niewłaściwego.
–
Spokojnie… Jesteś bardzo spięta –
zauważył mimochodem. Gdyby nie sytuacja, może nawet uznałaby jego ton za kojący.
– Nie
próbuj mnie więcej dotykać – rzuciła gniewnie, tym razem nie będąc
w stanie powstrzymać się przed wysunięciem kłów.
Wyraźnie
usłyszała, że puls Simona przyspiesza, zdradzając to, iż jednak poczuł się
zagrożony. Layla napięła mięśnie, po czym rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie.
Z uwagą obserwowała go, kiedy z wolna się wycofał, zwiększając
dzielący ich dystans na tyle, na ile pozwalała malutka cela.
– Jasne…
Żadnego dotykania – zreflektował się, ale nie miała pojęcia, w jakim
stopniu mogła mu pod tym względem zaufać. – Jesteś bardzo ciepła, wiesz? – dodał
nieoczekiwanie, wciąż z uporem lustrując ją wzrokiem. – Źle się czujesz,
czy może… ma to związek z czymś innym?
Jego ton
i spojrzenie jasno dały jej do zrozumienia, że miał na myśli konkretną
kwestię. Co prawda nie była pewna, czy miał na myśli jej dar, czy może ogień,
ale…
Layla
uciekła wzrokiem gdzieś w bok, nerwowo zaciskając usta. Nie miała pojęcia,
czego od niej oczekiwał, zresztą to i tak nie miało znaczenia. Już podjęła
decyzje, ostatecznie dochodząc do wniosku, że dalsza rozmowa nie ma sensu.
Usłyszała
przeciągłe westchnienie, co najpewniej znaczyło, że Simon zorientował się, że
nie miał co liczyć na wyjaśnienia.
–
Zdenerwowałem cię… No cóż, wszystko w swoim czasie – stwierdził, wydając
się zwracać raczej do dziecka, któremu trzeba tłumaczyć wszystko od podstaw.
Nie podobało jej się ani to, jak na nią patrzył, ani tym bardziej sposób, w jaki
próbował ją traktować. –
Wszystko, co się tutaj dzieje, jest z myślą o twoim dobru –
oznajmił, a ona poczuła, że ma ochotę roześmiać się histerycznie.
– No
popatrz, a ja cały czas miałam wrażenie, że po prostu mnie porwałeś!
Nie
przypominała sobie, kiedy ostatnim razem była aż tak sarkastyczna, ale to w gruncie
rzeczy nie miało znaczenia. Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, coraz
bardziej podenerwowana. Swoja drogą, skoro ona ledwo trzymała nerwy na wodzy,
wolała nie zastanawiać się, co takiego spotkałoby Simona, gdyby na jej miejscu
znalazła się Isabeau.
– Ach… Sama
wkrótce zrozumiesz, że jesteś tutaj bezpieczna. To najważniejsze, bo żadne z nas
nie chce, żeby stała ci się jakakolwiek krzywda. – Mężczyzna zamilkł, po
czym z uwagą zmierzył ją wzrokiem. – Jesteś zbyt cenna.
– Bo mam
kły? – Potrząsnęła z niedowierzaniem głową. – Jeśli sądzisz, że
właśnie masz przed sobą królika doświadczalnego, to naprawdę oszalałeś. Wiesz
mi, znam się na tym.
– Jesteś
bardzo spięta, wiesz? Ale z tym też sobie poradzimy…
To było
niczym sygnał, którego podświadomie wyczekiwała od samego początku. Dosłownie
rzuciła się na niego, reagując w całkowicie instynktowny, pozbawiony
kontroli sposób. Znów poczuła pulsowanie w kłach, ale nie pozwoliła sobie
na utratę kontroli aż do tego stopnia, by rzucić się Simonowi do gardła. Nie
mogła tracić czasu, w zamian bezceremonialnie ciskając najwyraźniej
niczego niespodziewającym się mężczyzną o ścianę, co zresztą nie było
trudne, biorąc pod uwagę rozmiary pomieszczenia. Jęknął i spróbował ją od
siebie odepchnąć, ale z równym powodzeniem mógłby siłować się z kawałkiem
skały. Co jak co, ale nawet osłabiona srebrem wampirzyca wciąż była o wiele
silniejsza od śmiertelnika, nie wspominając o napędzającej ją irytacji
oraz wciąż odczuwanym, niezaspokojonym głodzie.
Stanowczo
przycisnęła Simona do ściany, po czym błyskawicznie sięgnęła do kieszeni
kurtki, którą miał na sobie, próbując jak najszybciej odszukać kartę. Poczuła
niewysłowioną wręcz ulgę, kiedy palce zacisnęły się na jakże upragnionym
kawałku plastiku. To wystarczyło, żeby zechciała się wycofać, nim jednak
zdążyła podjąć jakąkolwiek decyzję, poczuła, że coś wbija się w jej plecy.
Warknęła, po czym w pośpiechu odskoczyła, gniewnym szarpnięciem odrzucając
na bok coś, co okazało się wciąż do połowy pełną strzykawką. Napięła mięśnie,
co najmniej poirytowana, zwłaszcza kiedy uświadomiła sobie, że najwyraźniej
znowu próbował ją czymś oszołomić. Co prawda nie podał jej całości, ale i tak
poczuła się zagrożona, świadoma tylko i wyłącznie tego, że powinna rzucić
się do ucieczki. Nie czuła działania leku, co być może znaczyło, że dawka była
zbyt mała, ale jeśli się pomyliła…
Rzuciła
krótkie, ostrzegawcze spojrzenie swojemu przeciwnikowi, po czym bez słowa
skierowała się ku drzwiom. Nie miała problemów z uporaniem się z zamkiem,
chociaż początkowo nie miała pojęcia, gdzie mógłby znajdować się ewentualny
czytnik, to jednak przestało mieć znaczenie z chwilą, w której
dosłownie wytoczyła się na korytarz. Czuła się dziwnie oszołomiona, przez
ułamek sekundy mając wrażenie, że bardzo niewiele brakuje, żeby ciało odmówiło
jej posłuszeństwa, ale zdołała zignorować to uczucie. Cóż, może jednak środek w jakimś
stopniu działał, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze. Tym bardziej miała
się stąd wydostać, najlepiej tak szybko, jak tylko miało okazać się to możliwe.
Wiedziała jedynie, że musi biec, nie mając nawet czasu rozejrzeć się, żeby
sprawdzić, gdzie się znajdowała. Korytarz i tak prowadził w dwie
strony, Layla zaś instynktownie zdecydowała się podążyć w kierunku, w którym
początkowo podążył Simon, kiedy zostawiał ją po pierwszej rozmowie. Mimo
wszystko ulżyło jej, kiedy przekonała się, że wciąż jest w stanie poruszać
się o wiele szybciej niż człowiek, nie pozostawiając szans ewentualnemu
pościgowi. Gdyby jeszcze wiedziała, gdzie znajduje się wyjście, wtedy wszystko
stałoby się o wiele prostsze.
W korytarzu
panował półmrok, ale to jej nie przeszkadzało, tym bardziej, że kierowała się
przede wszystkim instynktem. Kątem oka zauważyła, że po obu stronach znajdowało
się więcej przeszklonych cel, które wyglądały jak ta, w której sam się
obudziła, ale nie próbowała sprawdzać, czy były pełne. Nie miała pojęcia, czy
to w ogóle możliwe, żeby jakimkolwiek ludziom udało się schwytać więcej
istot nieśmiertelnych, a tym bardziej próbować je przetrzymywać, w tamtej
chwili skupiona przede wszystkim na ucieczce. Podejrzewała, że to nieuczciwe,
nie wspominając o tym, że na swój sposób pozostawało egoistyczne, ale co
mogła zrobić w sytuacji, w której nawet nie wiedziała z kim ma
do czynienia. Czuła krążącą w jej żyłach moc, nie wspominając o obecności
gotowego ją obronić ognia, ale to wciąż było zbyt mało, przynajmniej z perspektywy
Layli. Na początek musiała się stąd wydostać i wrócić do domu, a dopiero
później zacząć zastanawiać nad tym, co robić dalej. Wiedziała jedynie, że nie
mogli ot tak tego zignorować – nie po tym, jak na własnej skórze przekonała
się, że nie tylko obce wampiry miały powody, żeby chcieć na nich polować.
Seattle
to jednak był bardzo zły pomysł, braciszku, pomyślała mimochodem, dla
pewności sprawdzając, czy ucieczka z celi cokolwiek zmieniła w kwestii
jej połączenia z Gabrielem. Za wszelką cenę usiłowała się na chłopaku
skoncentrować, ale miała ważenie, że kolejne mentalne nawoływanie raz po raz
trafiają w pustkę. Gdziekolwiek była, to miejsce wydawało się w niepokojący
wręcz sposób odcięte od świata zewnętrznego, wciąż tłamsząc jej zdolności. To
zdecydowanie wszystko komplikowało, ale zmusiła się do odsunięcia niechcianych
myśli. Musiała się skoncentrować i wymyślić coś innego, przynajmniej
teraz, kiedy pozostawała tak łatwym celem.
Kolejne
drzwi dosłownie przed nią wyrosły, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wyłaniając
się z ciemności, ale nie dała sobie czasu, żeby zastanawiać się nad tym,
co to oznacza. Moc wciąż krążyła w jej ciele, więc wykorzystanie energii
przyszło dziewczynie z łatwością. Aż skuliła się w odpowiedzi na
potężny huk, który towarzyszył momentowi, w której telepatyczne uderzenie
napotkało na opór. Musiała przystanąć i osłonić twarz ramionami, zanim
ostatecznie przekonała się, że ma otwarte przejście i może swobodnie
ruszyć dalej. Popędziła przed siebie, próbując ignorować dzwonienie w uszach;
każdy dźwięk był dodatkowo zwielokrotniony przez echo, co skutecznie utrudniało
jej koncentrację, chociaż nie na tyle, by zaczęła mieć wątpliwości co do tego,
gdzie i dlaczego powinna biec.
Cisza,
która nastąpiła po uderzeniu, nie trwała długo. Podejrzewała, że nie będzie w stanie
szczególnie długo ukrywać swojej obecności, ale i tak zaskoczyło ją
donośne wycie, które nagle wypełniło korytarz. Skrzywiła się, nie pierwszy raz
mając wrażenie, że głośne dźwięki będą w stanie skutecznie doprowadzić ją
do szaleństwa. Tym razem hałas nie był aż tak przeszywający jak ten, przez
który wcześniej straciła przytomność, ale Layla i tak poczuła się prawie
jak w potrzasku. Wiedziała, że powinna coś zrobić, ale nie miała pojęcia w jaki
sposób, tym bardziej, że nigdy nie interesowała się elektroniką. Podejrzewała,
że gdyby miała przy sobie Rufusa albo Claire, to bardzo szybko dowiedziałaby
się, gdzie powinna uderzyć, żeby mieć szansę powstrzymać to szaleństwo, jednak
tymczasowo była zdana tylko i wyłączne na siebie. Alarm?,
pomyślała mimochodem, ale i na tym nie była w stanie się
skoncentrować, zbytnio rozproszona, żeby próbować rozeznać się w okolicy.
Musiała
biec. To jedno pozostawało dla Layli aż nazbyt oczywiste, a jednak…
Nie była
pewna, w którym momencie doszedł ją słodki zapach ludzkiej krwi. Wiedziała
już, że nie jest tutaj sama, zresztą Simon sam wspomniał, że nie był jedyny,
ale i tak poczuła się zagrożona. Była wdzięczna, że przynajmniej krążąca w jej
żyłach adrenalina pozwalała jej utrzymać się na nogach, popychając do przodu i niwelując
działanie środka uspokajającego, który mimo wszystko zdążyła dostać. Czuła, że
lek do pewnego stopnia ograniczał jej zmysły, co zresztą niezmiennie ją
drażniło. Próbowała walczyć z tym stanem, zmuszając moc do krążenia w jej
żyłach. Raz po raz powtarzała sobie, że walka była ostatecznością, nawet pomimo
tego, że jakaś cząstka Layli pragnęła się zatrzymać, zaczekać na ewentualnych
przeciwników, a potem rozerwać im gardła. Nie była przyzwyczajona do aż
tak silnych emocji, zwłaszcza sprowadzających się do czegoś takiego, jednak
wolała się nad tym nie zastanawiać. Już i tak była głodna, co w połączeniu
ze zdenerwowaniem sprawiało, że ledwo nad sobą panowała. Cóż, przynajmniej była
w stanie zrozumieć, dlaczego Rufusowi z taką łatwością przychodziło
zabijanie, zwłaszcza kiedy porządnie wytrącić go z równowagi.
Wciąż o tym
myślała, kiedy gdzieś z ciemności doszedł ją dziwny, ogłuszający dźwięk.
Chwilę później coś śmignęło tuż obok niej, mijając ją zaledwie o kilka
centymetrów, aż z wrażenia zatoczyła się, chyba jedynie cudem nie wpadając
na ścianę. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zrozumieć, że już nie była w korytarzu
sama – i że dźwięk miał swoje dość konkretne, co najmniej oszałamiające
źródło.
Wszystko
wskazywało na to, że do niej strzelali. Tak po prostu, jak do dzikiego
zwierzęcia.
Nie, to
absolutnie nie było normalne.
–
Poszaleliście?! – doszedł ją jakby z oddali czyjś głos, tym razem kobiecy.
Mimochodem pomyślała, że już go słyszała, najpewniej na krótko po przebudzeniu,
słysząc rozmowę, którą prowadził Simon. – Macie ją zatrzymać, a nie zabić.
Jeśli coś jej się stanie…
Cokolwiek
jeszcze mówiła, Layla nie miała okazji tego usłyszeć. Całą sobą koncentrowała
się na biegu, w duchu modląc się, żeby nie spróbowali odciąć jej drogi.
Gdyby na kogoś wpadła, nie miałaby czasu na zastanowienie, nie wspominając o zachowaniu
jakichkolwiek skrupułów. W zasadzie sama nie była pewna, czy czuła się
bardziej przerażona, czy może wściekła, to zresztą nie miało znaczenia. Skrajne
emocje mieszały się ze sobą, tworząc niebezpieczne, trudne do opanowania
mieszankę, która z miejsca zaczęła wymykać się wampirzycy spod kontroli.
Layla próbowała nad tym zapanować, ale to było trudne, zresztą nie miała
wątpliwości, że jej oczy wręcz jarzą się czerwienią. Już nawet nie próbowała
wsuwać kłów, dochodząc do wniosku, że być może na samym wstępie najlepiej dać
wszystkim do zrozumienia, że powinni trzymać się od niej z daleka.
Cóż, jeśli
chcieli złej, niebezpiecznej wampirzycy, mogła im taką zagwarantować. Nie
chciała tego robić, ale w tym wypadku i tak nie miała większego
wyboru. Co więcej, gdyby tylko dali jej po temu okazję…
Nie zarejestrowała momentu, w którym tuż przed nią
dosłownie pojawiła się jakaś postać. Nawet się nie zawahała, zamiast zwolnić po
prostu nabierając prędkości, by w następnej sekundzie wystrzelić do
przodu. Skoczyła przed siebie, z ostrzegawczym warknięciem rzucając się na
swojego przeciwnika i czując się na tyle zdeterminowaną, żeby w przypływie
szału rozerwać mu gardło.
Nie miała po temu okazji.
Aż jęknęła,
kiedy ktoś bezceremonialnie chwycił ją za ramiona, w następnej sekundzie z lekkością
odrzucając od siebie. Wylądowała na nogach, prostując się niczym struna i szykując
do kolejnego ataku, ale i ten ostatecznie nie doszedł do skutku. Spodziewała
się wielu rzeczy, ale na pewno nie telepatycznego ciosu, który dosłownie zwalił
ją z nóg, sprawiając, że – coraz bardziej oszołomiona – wylądowała na
posadzce. Nawet nie poczuła bólu, zbytnio przejęta sytuacją i tym, że
wszystko po raz kolejny poszło nie tak. Jakby tego było mało, nie miała okazji
choćby spróbować się podnieść, być może otumaniona lekami bardziej, niż do tej
pory sądziła, a może za sprawą zdolności swojego przeciwnika – i to
tym bardziej, że wyraźnie poczuła, jak intruz bezceremonialnie wdziera się do
jej umysłu.
Gdyby
sytuacja była inna, zdecydowanie nie pozwoliłaby, żeby ktokolwiek naruszył jej
prywatność. W tamtej chwili również w naturalny sposób próbowała się
bronić, to jednak okazało się pozbawione sensu. Kiedy do tego wszystkiego
poczuła przeszywający ból, który nagle poraził całe ciało, tym bardziej nie
pozostało jej nic innego, jak się poddać. Wiedziała, że to telepatia –
skuteczny atak, który zadziałał tylko i wyłącznie dlatego, że pozwoliła
się zaskoczyć – ale to nie miało znaczenia, tym bardziej, że po raz kolejny
zaczęła balansować gdzieś na granicy omdlenia i przytomności. Niemalże
desperacko trzymała się tego pierwszego, wiedząc, że wydarzy się coś bardzo
złego, jeśli pozwoli sobie na słabość, ale…
Gdzieś jakby
z oddali doszły ją szybkie kroki, ale nie była w stanie się na nich
skoncentrować. W zamian z wolna uniosła głowę, by spojrzeć na swojego
przeciwnika, zwłaszcza kiedy wyczuła, że ten przybliżył się do niej.
A potem
była w stanie już tylko leżeć i z niedowierzaniem spoglądać na
kucającego naprzeciwko niej nieśmiertelnego, czując się przy tym tak, jakby
ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie.
To nie było
możliwe. Nie było, ale…
Niemożliwe.
– To ty… –
wyrwało jej się.
Z tymi
słowami ostatecznie zapadła się w ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz