Layla
Czekanie miało w sobie
coś przytłaczającego. Czas wydawał się ciągnąć w nieskończoność, a może
to po prostu ona wyczerpała pokłady cierpliwości przy próbie rozmowy z tamtym
mężczyzną. Tak czy inaczej, początkowo przede wszystkim siedziała, próbując
doprowadzić się do porządku, co jednak wcale nie okazało się takie proste. Nie
była pewna, czy to pragnienie, czy może obecne w ścianach srebro (musiało
tam być, skoro znalazła się w potrzasku), ale nie była w stanie
zregenerować się tak szybko, jak powinna. Lepiej poczuła się dopiero później,
mimochodem dochodząc do wniosku, że to najpewniej zasługa nadejścia wieczoru,
co w najmniejszym nawet stopniu nie poprawiło wampirzycy nastroju. Skoro
na zewnątrz zrobiło się ciemno, ile czasu w takim razie spędziła w tym
miejscu? Nie wiedziała, ale podejrzewała, że wystarczająco długo, żeby mieć
dość i – czego była absolutnie pewna – wytrącić z równowagi kilka
zaniepokojonych jej nieobecnością osób.
Pomijając
Rufusa, podejrzewała, że Gabriel jak nic dostanie nerwicy. Fakt, że nawet nie
była w stanie się z nim porozumieć, mając wrażenie, że ich więź
została w znacznym stopniu zatarta, niczego nie ułatwiał, wręcz wzbudzając
w wampirzycy wątpliwości. Oczywiście, że
przyjdzie. Zawsze przychodzi, pomyślała nie po raz pierwszy, ale nie była
pewna czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie. Znała swojego bliźniaka i chyba
właśnie to stanowiło najbardziej poważny problem, przynajmniej z perspektywy
Layli. Mogła sobie wyobrazić, jak wiele byłby w stanie zrobić, żeby ją
odnaleźć, to z kolei… Cóż, wcale nie wróżyło dobrze. Nie miała pojęcia,
gdzie się znajduje, a tym bardziej czy to miejsce jest bezpieczne, więc
tym bardziej wolała nie ryzykować, że mógłby tutaj wparować jej rozdrażniony
brat. Problem polegał na tym, że dla niej i Beau Gabriel zrobiłby
wszystko, nie zastanawiając się nad ewentualnymi konsekwencjami.
Odrzuciła
od siebie przygnębiające myśli, próbując skupić się na tym, co działo się wokół
niej. W pewnym momencie znalazła w sobie dość siły, żeby zacząć
niespokojnie krążyć, co ostatecznie utwierdziło ją w przekonaniu o zachodzie
słońca. Mimowolnie doszła do wniosku, że to mogło okazać się zbawienne, tym
bardziej, że ciąż musiała znaleźć sposób na to, żeby się stąd wydostać. Przez
przeszkloną ścianę nie widziała zbyt wiele – jedynie pogrążony w ciemnościach
korytarz, którego rozmiarów i tak nie była w stanie określić, również
wtedy, gdy przyświecała sobie płomieniami. Zastanawiała się nawet, czy ogień
miałby szansę przedrzeć się przez szkło, ale instynkt podpowiadał jej, że próba
wykorzystania żywiołu w ten sposób nie była najlepszym pomysłem. Nie miała
pojęcia, czy opór brał się z obecności srebra i złych doświadczeń z telepatią,
ale wolała nie ryzykować, przynajmniej na razie. Przecież prędzej czy później
ktoś musiał do niej przyjść, a wtedy miałaby szansę dowiedzieć się czegoś
więcej, by sensowniej zaplanować ucieczkę. Przecież nie mogli jej tutaj trzymać
w nieskończoność, na dodatek bez jakichkolwiek informacji.
Nerwowo
zacisnęła dłonie w pieści, nie mogąc się powstrzymać. Nie miała pojęcia,
czy robili jej to specjalnie, ale nerwy już i tak miała w strzępach.
Nawet jeśli zdawali sobie sprawę z tego, kim była, co zresztą dość jasno
dał do zrozumienia mężczyzna z którym rozmawiała wcześniej, najwyraźniej
nie zdawali sobie sprawy z tego, że z wampirem takim jak ona lepiej
było nie igrać. Layla jak przez mgłę pamiętała, kiedy ostatni raz straciła nad
sobą panowanie w tak spektakularny sposób, jak czasami zdarzało się
Rufusowi. Och, to na pewno miało związek z hotelem, w którym znalazła
Claire i ochroniła ją przed jedną z najgorszych rzeczy, jakie mogły
spotkać kobietę. Później była jeszcze Claudia, ale nawet ona nie wytrąciła
Layli z równowagi aż tak bardzo, jak tamte wilkołaki. Tak czy inaczej,
rzadko puszczały jej nerwy, ale jeśli miałaby spędzić tutaj choć kilka godzin
dłużej, na dodatek bez krwi…
Przełknęła z trudem,
krzywiąc się, kiedy poczuła, że jej kły znowu się wydłużają. Machinalnie
przyłożyła dłoń do ust, po czym przystanęła, próbując skoncentrować się na
tyle, żeby odzyskać panowanie nad własnym ciałem. Jeszcze
trochę. Przecież nic się nie dzieje, pomyślała w niemalże
rozgorączkowany sposób, ale z równym powodzeniem mogłaby rozmawiać z zamkniętymi
drzwiami przed sobą, prosząc je o to, żeby łaskawie pozwoliły jej wyjść na
zewnątrz. Teraz tym bardziej żałowała, że nie posiliła się przed wyjściem z domu,
ale skąd mogła wiedzieć, że chęć pomocy Damienowi w pilnowaniu Liz skończy
się w ten sposób? W gruncie rzeczy spodziewała się naprawdę wielu
rzeczy, łącznie z koniecznością pokazania bratu dziewczyny albo któremuś z członków
Volturi, gdzie jest ich miejsce, ale to… To, co się działo, zdecydowanie
przekraczało jej zdolności pojmowania.
Cholera, to
byli ludzie, a przynajmniej takie wnioski wyciągnęła po rozmowie z tamtym
mężczyzną. Nie miała pojęcia, co tak naprawdę to oznaczało dla niej, przez co
czuła się tym bardziej oszołomiona – i to zwłaszcza tym, że miejsce, w którym
się znajdowała, wydawało się idealnie przystosowane do przetrzymywania w nim
wampirów, a może nawet innych istot nieśmiertelnych.
Wypuściła
powietrze ze świstem, próbując się uspokoić. Średnio pomogło, więc znów zaczęła
krąży, choć to było problematyczne, jeśli wziąć pod uwagę rozmiary tej… celi,
o ile to określenie miało jakikolwiek sens. Próbowała się pilnować, próbując
zachować ludzkie tempo nie tyle z obawy, że ktokolwiek ją zauważy – w końcu
wiedzieli już, że nie byłą człowiekiem – ale przede wszystkim z obawy,
że do tego wszystkiego wyląduje na ścianie. Wolała się trzymać od nich z daleka,
instynktownie starając się unikać tego, co ograniczało jej zmysły. To było
przyzwyczajenie, które nabyła jeszcze w Mieście Nocy, zresztą zignorowanie
reakcji, które samoistnie wymuszało na niej ciało, zdecydowanie nie wchodziło w grę.
Musiała się
stąd wydostać. Wszystko sprowadzało się właśnie do tego, a przynajmniej
miała nadzieję, że gdyby tylko zdołała wyjść poza celę, wtedy miałaby
wystarczająco duże pole manewru. Była szybsza i silniejsza, przynajmniej
zazwyczaj, kiedy nie znajdowała się pod wpływem srebra. Gdyby tylko zdołała
znaleźć sposób na wydostanie się z tego małego pomieszczenia, a potem
zareagowała wystarczająco szybko, zanim ktokolwiek znowu spróbowałby ją
oszołomić… Hm, gdyby w ogóle wiedziała, jakim cudem udało się to
wcześniej, jeszcze w tamtym zaułku. Pamiętała ten dziwny, przeszywający
dźwięk i ból głowy, którego doświadczyła, ale to tak naprawdę niczego nie
tłumaczyło. Co więcej, mogło okazać się problematyczne, bo skoro zadziałało na
nią raz, w każdej chwili mogło się powtórzyć. Ta świadomość wręcz porażała,
skutecznie doprowadzając Laylę do szału, tym bardziej, że dziewczyna za żadne
skarby nie była w stanie określić, czego tak naprawdę mogła spodziewać się
po tym miejscu i tych, którzy za nie odpowiadali. Zbyt wiele rzeczy mogło
okazać się przeszkodzą w ucieczce, nie wspominając o licznych
niewiadomych, których nie mogła tak po prostu zignorować. Miała wręcz wrażenie,
że szczątkowy plan, który – taką przynajmniej miała nadzieję –
zdążyła ułożyć, sypał się na jej oczach i to na dodatek przed znalezieniem
okazji na jego realizację.
– Hm…
Naprawdę jesteście dużo bardziej ruchliwy po zachodzie słońca.
Ledwo
powstrzymała sfrustrowany, co najmniej oszołomiony jęk, słysząc znajomy już
głos za plecami. Wyprostowała się niczym struna, po czym błyskawicznie
odwróciła, samej sobie nie potrafiąc wytłumaczyć, dlaczego kolejny raz nie
zarejestrowała nadejścia kogokolwiek. Z niedowierzaniem i nieskrywaną
irytacją spojrzała na stojącego po drugiej stronie szyby mężczyznę –
dokładnie tego samego, który przyszedł do niej ostatnim razem, tak jak i wtedy
obserwując wampirzycę z nieskrywanym wręcz zaciekawieniem.
– To
ty – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Tym razem nie dała sobie czasu na
wątpliwości, bez chwili wahania pochodząc tak blisko, że prawie dotykała
szyby. – Nareszcie. Jak długo jeszcze będziemy to szaleństwo
ciągnąć? – zapytała gniewnie, nawet nie próbując ukrywać podenerwowania.
Spojrzał na
nią z zaciekawieniem, bynajmniej nieporuszony jej słowami, a tym
bardziej tym, że mogłaby być podenerwowana. Wręcz przeciwnie – zachowywał
się trochę tak, jakby właśnie takiej reakcji od samego początku się spodziewał,
co również wydało się Layli śmieszne. Cudownie, więc dawał jej prawo do
zdenerwowania!
– Lepiej
się czujesz? – zapytał w zamach odpowiedzi. Uniosła brwi, w tamtej
chwili lepiej niż zazwyczaj rozumiejąc, dlaczego Rufus tak bardzo irytował się,
kiedy odpowiadała mu pytaniem na pytanie.
– Wiesz co?
Zamieńmy się – zaproponowała przesadnie wręcz słodkim tonem. Podejrzewała,
że Isabeau zachowałaby się w dokładnie ten sam sposób, zwykle nie
szczędząc sobie sarkazmu, zwłaszcza kiedy ktoś próbował ją denerwować. –
Zostawię cię na kilka godzin w zamknięciu i bez żadnych wyjaśnień, a potem
powiesz mi, czy czujesz się dobrze.
– Cóż…
Denerwujesz się, a od dłuższego czasu jesteś na nogach, dlaczego zakładam,
że jest lepiej – stwierdził ze stoickim wręcz spokojem mężczyzna.
Layla
drgnęła, machinalnie napinając już i tak zesztywniałe mięśnie. Wiedział,
co takiego robiła przez cały ten czas? Mimowolnie rozejrzała się dookoła, w pustej
na pierwszy rzut oka celi próbując doszukać się kamer. Żadne inne wyjaśnienie
nie przychodziło jej do głowy, tym bardziej, że nie była otępiała aż na tyle,
żeby przez długie godziny nie zorientować się, że ktokolwiek mógłby stać w korytarzu
i ją obserwować.
– O co
tutaj chodzi? – zapytała, nie zamierzając ot tak dać za wygraną i pozwolić,
żeby dalej ją zbywał. – Obserwujesz mnie, tak? Po co, skoro wiesz kim
jesteś? – drążyła, decydując się postawić sprawę jasno.
Chciała
sprowokować jakąkolwiek rozmowę, niezależnie od możliwych konsekwencji. Jeśli
jej podejrzenia w kwestii kamer były prawdziwe, tym bardziej mogła
założyć, że wiedział jakimi możliwościami dysponowała. W tamtej chwili
pożałowała, że w ogóle przywoływała ogień, tym samym skutecznie
pozbawiając się elementu zaskoczenia. Żywioł wciąż pozostawał znaczącym atutem,
poza tym jego obecność sprawiała, że czuła się choć odrobinę lepiej, ale i tak
miała wątpliwości. Im mniej o niej wiedzieli, tym lepiej, a jednak…
– Jesteś
bardzo niecierpliwa, Laylo – usłyszała i w tamtej chwili
zapragnęła roześmiać się w nieco histeryczny sposób.
– Och,
przeciwnie… Przynajmniej zazwyczaj jestem bardzo cierpliwie. – Gniewnie
zmrużyła oczy. Inaczej sprawy się mają, kiedy ktoś próbuje
mnie więzić, pomyślała mimochodem, ale powstrzymała się przed dodaniem tych
słów na głos. – Skąd znasz moje imię? – niemalże zażądała, kolejny
raz zaniepokojona tym faktem.
Nie było
możliwości, żeby sama mu je podała, tym bardziej, że większość czasu spędziła
nieprzytomna, a później praktycznie nie rozmawiali. To znaczyło, że
dowiedział się tego w inny sposób, co wydało się wampirzycy co najmniej
niepokojące. Jasne, w ostatnim czasie mieli dość problemów, by doszła do
wniosku, że Seattle jest niebezpieczne, zwłaszcza dla niej i jej bliskich,
ale to nadal niczego nie tłumaczyło, przynajmniej na razie. Gdyby przynajmniej
mogła stwierdzić, czy miała z tym mężczyzną jakikolwiek związek i czego
powinna się po nim spodziewać…
– Za
chwilę – zapewnił po raz kolejny, a Layla poczuła, że ma ochotę go
uderzyć. Ile razy jeszcze miała to usłyszeć. – Powiedziałem ci już, że
mamy czas.
– Na
co? – Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Zresztą nieważne!
Może ty masz czas, ale mnie tak trochę – uśmiechnęła się gorzko –
śpieszy się do domu – dodała, a mężczyzna przekrzywił głowę,
spoglądając na nią z zaciekawieniem.
– Tak… Twój
dom – powtórzył, starannie dobierając słowa. – Porozmawiajmy o tym –
zaproponował, kolejny raz wytrącając wampirzycę z równowagi.
Jak niby
miała to rozumieć? Co więcej, podejrzewała, że chyba całkiem już zgłupiał,
skoro uważał, że zamierzała z czegokolwiek mu się zwierzać. Dopiero wtedy
do głowy przyszło jej, że fakt, iż znalazła się tutaj, mógł zostać starannie
zaplanowany i prowadzić do czegoś więcej, chociaż zarazem nie potrafiła
sobie tego wyobrazić. Chciał od niej informacji? Możliwe, co nie zmieniało
tego, że musiałaby upaść na głowę, żeby tak po prostu dyskutować z nim na
tematy, których oczekiwał.
– Trochę
zbyt osobisty temat, biorąc pod uwagę to, że nawet cię nie znam –
zauważyła chmurnie, tym samym sprawiając, że się uśmiechnął.
– Skoro tak
sprawiasz sprawę… Możesz mówić mi Simon – zaproponował, a ona
spojrzała na niego z niedowierzaniem.
–
Powiedziałabym, że mi miło, ale chwilowo absolutnie tak nie jest.
Och, była
bardzo cierpliwa, ale to wydawało się czymś ponad jej możliwości. Jeśli sądził,
że przedstawienie się jakkolwiek rozwiązywało problem, naprawdę zgłupiał, choć
przynajmniej tymczasowo nie zamierzała mu tego mówić.
Obrzuciła
Simona (Nie, wcale nie czuła się lepiej ze świadomością tego, jak powinna się
do niego zwracać.) wymownym, rozdrażnionym spojrzeniem, po czym bez pośpiechu
odsunęła się od szyby. Nie miała większego problemu z tym, żeby zwrócić
się do niego plecami, tym bardziej, że trudno było jej potraktować człowieka
jak poważne zagrożenie. Była świadoma tego, że ją obserwował, ale stanowczo to
uczucie zignorowała, w zamian na wszystkie możliwe sposoby próbując okazać
frustrację. Jeśli sądził, że zamierzała tak po prostu z nim rozmawiać,
skoro sam niczego nie tłumaczył, mylił się.
– Och,
Laylo… – westchnął, ale nawet nie drgnęła. – Próbuję być uprzejmy. To
naprawdę takie złe, że chciałbym, żebyś poświęciła mi chwilę?
To nie
jest koncert życzeń… Moje przynajmniej się nie spełniają, pomyślała
mimochodem, coraz bardziej poirytowana. Nie odezwała się nawet słowem, choć
podejrzewała, że ryzykowała, wystawiając jego nerwy na próbę. Prawda była taka,
że miał ją w garści, przynajmniej teoretycznie, tymczasowo stanowiąc jej
jedyne źródło informacji. Gdyby uznał, że próba rozmowy z nią nie ma
sensu, mógłby zniknąć na kilka kolejnych godzin, a to zdecydowanie nie
było wampirzycy na rękę.
Mimo
wszystko zignorowała te uczucia, siląc się na spokój i wciąż z uporem
ignorując swojego towarzysza. W duchu odliczała kolejne sekundy, świadoma
przede wszystkim tego, że Simon wciąż ją obserwował, najwyraźniej nie
zamierzając przestać.
– Nie
zamierzasz się do mnie odzywać? – zapytał w końcu, najwyraźniej mając
dość przeciągającej się ciszy. – Bardzo mi przykro, jeśli cię uraziłem…
Ale mam tylko kilka prostych pytań – zapewnił, starannie dobierając słowa.
Na krótką chwilę zamilkł, być może spodziewając się jakiejś pozytywnej reakcji z jej
strony, jednak nic podobnego nie miało miejsca. – Nie jesteś tutaj sama,
prawda? Mówisz o domu, a więc… o rodzinie? – zasugerował
łagodnie, a Layla mimowolnie się skrzywiła. W tamtej chwili
pomyślała, że to dobrze, iż nie był w stanie dostrzec wyrazu jej twarzy.
– Jak
możesz oczekiwać ode mnie odpowiedzi, skoro traktujesz mnie w ten
sposób? – zaryzykowała po chwili wahania.
Nie,
zdecydowanie nie zamierzała mu się spowiadać, niezależnie od tego, czego
oczekiwał. Najważniejsze pozostawało to, że skoro był taki uprzejmy i zależało
mu na odpowiedziach, być może mogła to wykorzystać. Nie miała pewności, czy
mogła choć próbować wykorzystać zdolności, żeby namieszać mu w głowie, ale
to nie znaczyło, że powinna przestać próbować. Co więcej, gdyby w jakikolwiek
sposób przekonała go, żeby zaufać jej na tyle, by otworzyć drzwi…
– Możliwe,
że to faktycznie błąd z mojej strony – usłyszała i to
wystarczyło, żeby serce zabiło jej szybciej.
Nie od razu
zdecydowała się odwrócić w jego stronę, wcześniej wręcz musząc zmuszać
się, żeby zachować spokój. Potrzebowała kilku sekund, żeby zapanować nad sobą
na tyle, by dojść do wniosku, że zwrócenie się twarzą do mężczyzny ma
jakikolwiek sens. Też bądź uprzejma, pomyślała i uczepiwszy
się tej myśli, z wolna obejrzała się, żeby na niego spojrzeć.
Wciąż tkwił
w tym samym miejscu, na pierwszy rzut oka spokojny i rozluźniony.
Zdecydowanie nie zachowywał się jak ktoś, kto widział wampira po raz pierwszy,
co również dało jej do myślenia. Czy to znaczyło, że nie była pierwsza? Być
może, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Nie, skoro nadal nie była w stanie
poznać odpowiedzi na dręczące ją pytania.
– Trzymasz
mnie w zamknięciu, każesz czekać, a teraz oczekujesz, że będę
odpowiadać na osobiste pytania, chociaż sam niczego mi nie tłumaczysz. Dlaczego
miałabym zachowywać się inaczej? – drążyła, starannie dobierając słowa.
– Przepraszam,
jeśli poczułaś się urażona.
Wypuściła
powietrze ze świstem, co najmniej rozbrojona jego zachowaniem. Gdyby sytuacja
była inna, może nawet mogłaby go polubić. Tylko teoretycznie, bo sprawy miały
się w zdecydowanie zbyt abstrakcyjny, co najmniej szalony sposób. Tak czy
inaczej, wciąż niczego nie rozumiała, a jakby tego było mało…
– W porządku – rzuciła po dłuższej chwili wahania.
Sama nie była pewna, jakim cudem zdołała wysilić się na blady uśmiech. Uważnie
obserwowała twarz mężczyzny, próbując stwierdzić, czy jej działania przynosiły
jakikolwiek skutek, ale to było trudne, tym bardziej, że mogła co najwyżej
zgadywać, w jakim nastroju był jej rozmówca. – Można powiedzieć, że
trochę źle zaczęliśmy, ale… – Wzruszyła ramionami. – Nigdy nie byłam
szczególnie pamiętliwa.
– Mam przez to rozumieć, że ze mną porozmawiasz? –
rzucił z powątpiewaniem Simon, nie odrywając od niej wzroku.
I tym razem musiała wysilić się na blady uśmiech. Podeszła do
szyby, po czym położyła obie dłonie na gładkiej powierzchni, jednocześnie siląc
się na spokoju. Wiedziała, że teraz tym bardziej powinna się postarać, żeby
wszystkiego nie zepsuć.
– Dlaczego nie? – dała za wygarną, chociaż to
zdecydowanie nie miało być takie proste. Spojrzała swojemu rozmówcy w oczy,
w duchu modląc się o to, żeby nie był wtajemniczony na tyle, by
nabrać podejrzeń. Gdyby do tego wszystkiego potrafiła stwierdzić, czy jej
działania miały prawo przynieść oczekiwane skutki… – Ale nie w ten
sposób. Nie lubię rozmawiać przez zamknięte drzwi, nawet jeśli mogę zobaczyć
rozmówcę – oznajmiła i w tamtej chwili musiała wręcz
powstrzymywać się przed tym, żeby dla pewności nie skrzyżować placów.
Podejrzewała,
że wymuszenie aż tak lekkomyślnej reakcji, jak sugestia otworzenia drzwi,
graniczyło z cudem, ale chciała przynajmniej spróbować. Czuła, że Simon
wpatruje się w nią wręcz jak urażony, co dało jej nadzieję na to, że nawet
jeśli srebro tłumiło telepatyczne zdolności i zmysły, nie było w stanie
w pełni ograniczyć zdolności, którymi dysponowała jako nowy wampir.
Mieszanie w głowie zawsze przychodziło jej o tyle prościej, że jako
telepatka była do podobnych prób przyzwyczajona, uznając tę stronę wampiryzmu
jako coś równie naturalnego, jak konieczność pica krwi albo oddychanie. Mimo
wszystko pozwalała sobie na to rzadko, najczęściej wtedy, kiedy sprawy wymykały
się spod kontroli albo pojawiały się komplikacje, a więc… w sytuacjach
takich jak ta, a przynajmniej sądziła, że w tym momencie podobne
praktyki były jak najbardziej uzasadnione. Gdyby tylko miała gwarancję, że to
ma szansę zadziałać albo…
Miała
wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim milczący przez dłuższą chwilę Simon
zdecydował się odezwać.
– Nie mogę
tak po prostu cię wypuścić – oznajmił, a Layla ledwo stłumiła sfrustrowany
jęk.
– Wiec ja
nie będę w stanie z tobą porozmawiać – stwierdziła z uporem.
Znów
chciała się odwrócić, ale powstrzymało ją coś w spojrzeniu wciąż
obserwującego ją mężczyzny. Przez dłuższą chwilę wydawał się walczyć sam ze
sobą, zanim z niedowierzaniem potrząsnął głową, wydając się łamać.
– Ja… Mogę
co najwyżej wejść do środka – zasugerował w końcu. Uniosła brwi, bo taka
sugestia była jedną z ostatnich, jakiej się spodziewała. Jeśli miała być
szczera, to brzmiało trochę jak szaleństwo, biorąc pod uwagę fakt, że z równym
powodzeniem mogła skoczyć mu do gardła. – Wtedy porozmawiamy w cztery
oczy… Czy takie rozwiązanie ci odpowiada? – zapytał, a ona chcąc nie chcąc
wzruszyła ramionami.
– Na pewno
brzmi lepiej niż rozmowa przez ścianę – stwierdziła po chwili zastanowienia,
próbując wysilić się na blady uśmiech.
Simon z wolna
skinął głową, wyraźnie spięty. Layla obserwowała go, cierpliwie czekając aż
zdecyduje się wejść do środka i mimowolnie zastanawiając nad tym, czy
będzie miała szansę wykorzystać okazję, żeby przemknąć tuż obok niego, by
wydostać się na korytarz.
– W porządku…
Ale najpierw cofnij się i usiądź – zadecydował.
Nie miała
większego wyboru, jak tylko usłuchać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz