Layla
Niespokojnie wpatrywała się w Nicka,
samej sobie próbując wytłumaczyć, dlaczego coś w jego zachowaniu wzbudziło
jej wątpliwości. Być może wszystko sprowadzało się do sposobu, w jaki ją
traktował, niemalże na każdym kroku podkreślając, że z jego perspektywy
pozostawała co najwyżej dzikim zwierzęciem, względem którego należało zachować
ostrożność, ale nie miała pewności. W gruncie rzeczy Layli było
wszystkiego jedno, tym bardziej, że panowanie nad emocjami wydawało się wręcz
niemożliwe, przynajmniej w tamtej chwili. W głowie miała pustkę,
jeśli zaś chodziło o to, co i dlaczego czuła… Strach i irytacja
mieszały się ze sobą, potęgując gniew oraz wciąż towarzyszące wampirzycy
pragnienie, tym samym dodatkowo wszystko komplikując. Miała wrażenie, że jeśli
natychmiast czego nie wymyśli, choćby tylko po to, żeby móc się posilić, wtedy
naprawdę wydarzy się coś niedobrego, a na to nie mogła sobie pozwolić.
Wyprostowała się, ledwo panując nad kolejnymi ruchami.
Chociaż instynkt podpowiadał jej, że powinna zachować ostrożność, zignorowała
wątpliwości, zmuszając się do spojrzenia na swojego rozmówcę w niemalże
wyzywający sposób. Z dwojga złego wolała już nawet rozmawiać z Simonem,
który – najdelikatniej rzecz ujmując – zdążył zaufać jej w o wiele
większym stopniu, niż z założenia powinien. Tak przynajmniej było na
początku, kiedy zdołała omamić go na tyle, żeby zdołać się wydostać. Pomijając
alarm, cała tę techniczną otoczkę i pojawienie się Jaquesa, początkowo
naprawdę wszystko wydawało się iść w jak najlepszym kierunku, dając Layli
nadzieję na ucieczkę. Podejrzewała, że kolejna próba nie miała być aż taka
prosta, ale i tak zamierzała spróbować, na początek chcąc przynajmniej
wybadać na czym stała.
W porządku, więc wiedzieli z kim mają do czynienia – nie
tylko z własnych obserwacji, ale przede wszystkim od Jaquesa. Nie
rozumiała, jaki cel w tym wszystkim miał ten wampir, tym bardziej, że
wciąż nie docierało do niej jego pojawienie się, ale to pozostawało najmniej
istotną kwestią. O wiele ważniejsze pozostawało dla Layli to, czego
mogliby chcieć od niej, tym bardziej, że trzymanie w zamknięciu
zdecydowanie nie sugerowało niczego dobrego. Simon dał jej do zrozumienia, że w grę
wchodziły przede wszystkim ciekawość oraz „zapewnienie jej bezpieczeństwa”
(cokolwiek powinna przez to stwierdzenie rozumieć), ale biorąc pod uwagę fakt,
że próbowali ją zastrzelić, ledwo tylko znalazła się na korytarzu, obawiała
się, że opieka pozostawała w tym miejscu pojęciem względnym.
Cóż, na pewno potrzebowali jej żywej. Pomijając to, że w przypadku
wampira to pojęcie pozostawało dość mylące, obawiała się, że niekoniecznie
musiało iść w parze z dobrym staniem. Jeśli choć podejrzewali, jak
trudne było faktyczne zabicie istoty nieśmiertelnej, tym bardziej mogła
spodziewać się dosłownie wszystkiego.
– Dobra… O co tutaj chodzi? – zapytała wprost, nie
mogąc się powstrzymać. Z uwagą wpatrywała się zwłaszcza w mężczyznę,
który – była gotowa przysiąc– miał w tym miejscu do powiedzenia
najwięcej. Podejrzewała wręcz, że jego decyzja pozostawała o wiele
ważniejsza, aniżeli te, które mógł podjąć Simon. – Jestem tutaj, tak? I słyszę,
o czym rozmawiacie. Pomijając, że bardzo nieuprzejmym jest rozmawiać o kimś,
zwłaszcza kiedy ta osoba stoi obok, to mam imię, którego wypadałoby zacząć
używać. To tak na dobry początek – wyrzuciła z siebie na wydechu, nie
mogąc się powstrzymać.
Być może była przewrażliwiona, ale nie dbała o to. Layla
wręcz nie była w stanie sobie wyobrazić, że ktokolwiek dalej miałby
traktować ją w ten sposób – jak przedmiot albo zwierzę, które
należało ignorować, bo i tak nie było w stanie zrozumieć powagi
sytuacji. W tamtej chwili ostatecznie doszła do wniosku, że nie
wzgardziłaby nawet nieco wzgardliwym „dziewczyn”, które czasami słyszała od
Rufusa, zwłaszcza kiedy miał gorszy humor. W gruncie rzeczy wszystko
wydawało się lepszą alternatywą, jeśli tylko na każdym kroku nie byłaby
określona jako „to”.
Po jej słowach zapanowała długa, wymowna cisza. Kątem oka
zauważyła, że Jaques uśmiechnął się pod nosem, w niemalże pobłażliwy
sposób, zupełnie jakby był świadom czegoś, czego ona mogła co najwyżej się
domyślać. Mimo wszystko nie próbowała koncentrować wzroku na wampirze, w zamian
dosłownie taksując wzrokiem Nicka. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że Simon
westchnął cicho, wydając się sugerować, że jednak rozsądniej postąpiłaby, gdyby
milczała, zanim próbować kogokolwiek prowokować.
Milczenie miało w sobie coś niepokojącego, długie i ciężkie,
przez co poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. Bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści,
przez krótką chwilę sama niepewna, co powinna zrobić z rękoma, tym
bardziej, że miała wielką ochotę unieść je ponownie do gardła. Wciąż dręczyło
ją przeznaczenie obręczy, którą miała na szyi – i to do tego stopnia, że w pewnej
chwili naszło ją irracjonalne wrażenie, że ta nieprzyjemnie się nagrzała, być może
za sprawą jak zwykle podwyższonej temperatury jej ciała. Obecność ognia do
pewnego stopnia przynosiła dziewczynie ukojenie, dając pewność, że gdyby sprawy
wymknęły się spod kontroli, wciąż mogła wykorzystać go do obrony. Miała
wrażenie, że prędzej czy później jednak będzie musiała się na to zdobyć,
zwłaszcza gdyby rozmowy przybrały co najmniej niewłaściwy obrót. Chciała
przynajmniej wierzyć, że z pomocą płomieni, wydostanie się było co
najwyżej kwestią czasu, ale jakaś jej cząstka wydawała się to negować,
niezmiennie wzbudzając w Layli wątpliwości.
– Co wiesz?
– usłyszała nagle, z opóźnieniem uprzytomniając sobie, że to pytanie wcale
nie było skierowane do niej, ale do Simona.
– Niewiele,
bo i nie była chętna rozmawiać – wyjaśnił lakonicznie mężczyzna. – To
znaczy… Ma obrączkę, więc jest w związku. A to oznacza, że…
– Że jest
ich więcej. Tak, tego akurat sam się domyśliłem. – Nick z niedowierzaniem potrząsnął
głową. – Konkrety.
– W zasadzie…
– zaczął z wahaniem Simon i zaraz urwał, po minie swojego rozmówcy
orientując się, że lepiej będzie się wycofać.
Layla
napięła mięśnie, coraz bardziej rozeźlona. Już kiedy za pierwszym razem musiała
słuchać pytań, które – najdelikatniej rzecz ujmując – zapowiadały się na zdecydowanie
zbyt osobiste, miała ochotę kogoś wyśmiać. Skoro sprawy miały się w ten
sposób, zdecydowanie nie zamierzała się komukolwiek zwierzać. Początkowo do
głowy nie przyszło jej, żeby zacząć martwić się o resztę, a po tym,
jak łatwo zdołała wykiwać Simona, była wręcz skłonna założyć, że próba
zbliżenia się do jej najbliższych zakrawałaby na misję samobójczą, jednak teraz
wcale nie byłą tego taka pewna. Cóż, nie po tym, co zobaczyła, mogąc przekonać
się, że zarówno to miejsce, jak i obecni tu ludzie, wydawali się
wystarczająco świadomi i przygotowani, by jednak okazać się potencjalnym
zagrożeniem. To sprawiło, że w tym bardziej gorączkowy sposób zaczęła szukać
sposobu, żeby zdziałać cokolwiek, woląc nie zastanawiać się nad tym, jak
poważne było faktyczne niebezpieczeństwo. Musiała się stąd wydostać albo
przynajmniej kogoś ostrzec, żeby mieli przynajmniej względne pojęcie, że Seattle
jak najbardziej nie było bezpieczne – i że w grę wchodziło coś
więcej, aniżeli tamte wampiry, Volturi albo nawet sama Isobel.
Och, cudownie. Dopiero co przejmowaliśmy się
matką wampirów, ale kiedy przyszło co do czego… największym problemem okazali
się ludzie, pomyślała w niejakim oszołomieniu. To nawet nie brzmiało
dobrze, jawiąc jej się jako swego rodzaju ironia losu. Nigdy nie uważała, że śmiertelnicy
są jakkolwiek gorsi, nie wyobrażając sobie, że ma do czynienia ze zwierzyną
łowną, a jednak teraz czuła się traktowana właśnie jak jakiś inny, niebezpieczny
gatunek, który należało tępić. Zwłaszcza po tym, czego zdążyła przyzwyczaić się
w Mieście Nocy, taki stan rzeczy wydawał się co najmniej nienaturalny.
– Więc niech
ona odpowie – zadecydował w końcu
Nick, przenosząc na nią wzrok. Tym razem przynajmniej nie nazwał jej w ten
bezosobowy sposób, ale i tak wyczuła wyraźną niechęć w jego głosie. –
Ilu was jest? – zapytał wprost, a Layla po raz kolejny zapragnęła się
histerycznie roześmiać. Żartował sobie z niej?
– A może
by tak… proszę? – zasugerowała
pozbawionym oznak wesołości tonem.
Tym razem
nawet nie próbowała ukrywać frustracji. Gniewnie zmrużyła oczy, dosłownie
taksując mężczyznę wzrokiem, chociaż nic nie wskazywało na to, żeby jej
działania robiły na nim jakiekolwiek wrażenie. W pewnym momencie pokusił
się o spojrzenie jej w oczy, jednak prawie natychmiast uciekł
wzrokiem gdzieś w bok, co najmniej jakby podejrzewał, że w każdej
chwili mogłaby spróbować namieszać mu w głowie. Nie była w stanie tego
dokonać, przynajmniej tak długo, jak znajdowali się po dwóch przeciwnych
stronach, ale oczywiście nie zamierzała mu tego uświadamiać. I bez pytania
była w stanie wyczuć, że mogła wzbudzić w obecnych lęk, co ostatecznie
zdecydowała się wykorzystać. Skoro wyraźnie rwali się do tego, żeby uznać, że
mieli do czynienia z potworem, równie dobrze mogła nie wyprowadzać ich z błędu.
Nie była
pewna, jak długo tym razem trwali w ciszy. Miała wrażenie, że czas wręcz
ciągnie się w nieskończoność, co zresztą stopniowo zaczynało doprowadzać
ją do szaleństwa. Chciała nad sobą panować, próbując przekonać samą siebie, że
rzucanie się i tak nie miało przynieść żadnych efektów, ale to zaczynało
być coraz trudniejsze, zwłaszcza kiedy do głosu doszły głód i instynkt.
Jeśli w obecnej sytuacji nie miała prawa się denerwować, nie była w stanie
wyobrazić sobie, co w takim razie musiałoby się stać, żeby sytuacja uległa
zmianie.
Inną
kwestią pozostawało to, że im dłużej wpatrywała się w Nicka, tym
silniejsze miała wrażenie, że był podobny do kogoś, kogo znała. To był zaledwie
cień podobieństwa, które zresztą równie dobrze mogło być wytworem jej
wyobraźni, a jednak wciąż miała wrażenie, że nie dostrzega czegoś
istotnego – i że gdyby zrozumiała, wtedy bardzo wiele rzeczy stałoby się
jasne. Kimkolwiek był ten mężczyzna, musiał mieć jakiś powód; Simonem bez
wątpienia kierowała ciekawość, ale on…
– Sam
widzisz. – Nick wyprostował się, po czym z wolna wycofał. Wciąż ją obserwował,
chociaż słowa bez wątpienia kierował do swojego towarzysza. – Ten sam problem,
co zwykle. Nigdy nie chcą współpracować – dodał, kolejny raz wzbudzając w Layli
wątpliwości. Miała przez to rozumieć, że nie była jedna…?
– Wydaje ci
się tylko. Daj mi z nią porozmawiać i… – zaczął natychmiast Simon, ale
jego rozmówca tylko potrząsnął głową.
– Żeby
znowu ktoś ucierpiał, jeśli wymknie nam się spod kontroli? – zapytał
retorycznie. – To nie jest człowiek, żeby próbować normalnej rozmowy. Najlepiej
będzie od razu postawić sprawę jasno.
– O czym
wy znowu…? – zaczęła, ale tym razem nie miała okazji dokończyć pytania.
To było
nagłe i tak gwałtowne, że początkowo sama nie była pewna, co takiego się
wydarzyło. Wiedziała jedynie, że coś dosłownie przeniknęło ją ciało, w następnej
sekundzie ścinając ją z nóg. Ból ją oszołomił, początkowo kojarząc się
Layli raczej z przejmującym, nieprzyjemnym ciepłem, które błyskawicznie
rozeszło się po całym jej ciele. Wrażenie było takie, jakby żyły po raz kolejny
wypełniły się mocą, ale w bardziej gwałtowny, niszczycielki sposób. To
wystarczyło, żeby ją oszołomić, problem jednak polegał na tym, że dziwne
wrażenie zdecydowanie nie zamierzało zniknąć, wręcz przybierając na sile i sprawiając,
że przez krótką chwilę miała wrażenie, że coś za moment rozerwie ją od środka.
Wylądowała
na kolanach, oddychając spazmatycznie i ledwo będąc w stanie złapać
oddech. Jej dłonie ponowie powędrowały do gardła, machinalnie zaciskając się
wokół obręczy, chociaż nie od razu dotarło do niej, że ta wydawała się wręcz
pulsować, być może będąc źródłem tego dziwnego stanu, którego doświadczyła.
Obraz zamazał jej się przed oczami, pod powiekami zaś jak na zawołanie poczuła
zbierające się łzy, choć zdecydowanie nie zamierzała pozwolić sobie na płacz.
Ból albo ciepło – cokolwiek to było – wciąż wydawało się wypełniać jej ciało,
wycofując się dopiero po chwili. W efekcie pozostawało zaledwie echo, choć
i to wystarczyło, żeby instynktownie skuliła się, obawiając, że coś
podobnego mogłoby stać się raz jeszcze. Czuła, że drży, chociaż próbowała nad
sobą zapanować, to jednak okazało się niemożliwe. Jej ciało stanowczo
protestowało, napięte do granic możliwości – i to do tego stopnia, że aż
zaczęło pulsować bólem.
Spokój
nastał nagle, równie nagle, co wcześniej doświadczyła bólu. Mimo wszystko nadal
miała wrażenie, że coś nieprzyjemnie rozchodzi się po całym jej ciele – tym
razem odległe i pozornie niegroźne, ale i tak ją zaniepokoiło. Czuła
nieprzyjemne mrowienie, niemalże bolesne zwłaszcza w okolicy szyi, co
jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że metal oplatający jej gardło
musiał mieć z tym jakiś związek. Pomyślała, że jak najszybciej powinna to
ściągnąć, ale ręce raz po raz odmawiały jej posłuszeństwa, trzęsąc się tak
bardzo, że musiała położyć je na udach, by mieć szansę opanować kolejne
dreszcze.
– Pierwsze
ostrzeżenie – usłyszała, a jej oczy rozszerzyły się nieznacznie ze strachu
i swego rodzaju niedowierzania. W głowie wciąż miała pustkę,
niezdolna za żadne skarby uporządkować tego, co działo się wokół niej.
– Nie…
n-nie rozumiem… – przyznała, ale i tym razem nie miała okazji, by choćby
spróbować dokończyć myśl.
Tym razem
krzyknęła, kiedy znów poczuła to dziwne, oszałamiające uczucie, na dodatek w większym
natężeniu, choć to równie dobrze mogło być jej wrażeniem. Choć miała wrażenie,
że wszystko trwało zaledwie ułamek sekundy, z jej perspektywy minęła chyba
cała wieczność, zanim ból ustąpił, a ona uświadomiła sobie, że leży na
posadzce, wręcz przyciskając policzek do chłodnej posadzki. Czuła, że serce
rozpaczliwie tłucze jej się w piersi, waląc tak mocno i szybko, jakby
chciało połamać żebra i wyrwać się na zewnątrz. W doświadczeniu tym
nie byłoby niczego dziwnego, tym bardziej, że czuła się przerażona, Layla
jednak miała wrażenie, że działo się coś o wiele więcej – i że
powinna to rozumieć, ale…
– Więcej
nie! – doszedł ją jakby z oddali wyraźnie spięty głos Simona. – Na
pierwszy raz wystarczy. Jest nawet za dużo, ale…
– Większe
natężenie ją zabije? – przerwał mu Nick.
– Nie… Ale
to miało być ostrzeżenie – przypomniał z naciskiem pierwszy z mężczyzn.
– Przecież niczego nie zrobiła i…
Być może
mówił coś jeszcze, ale już nie była w stanie skupić się na poszczególnych
sowach. W zamian dosłownie zamarła, w końcu zaczynając pojmować coś,
co od samego początku powinno być dla niej oczywiste. Chociaż bała się
poruszyć, z pewnym wysiłkiem uniosła wciąż drżącą dłoń do gardła, by
palcami niepewnie musnąć gładką powierzchnię obręczy. Czuła, że ta była
nagrzana, zresztą tak jak i całe jej ciało, wciąż roztrzęsione i ogarnięte
dziwnym, przybierającym na sile mrowieniem. Oddychała szybko i płytko,
wciąż oszołomiona, ale nie na tyle, by nie zrozumieć, co takiego się działo.
Wyraźnie to zasugerowali, a jednak… to wciąż do niej nie docierało, wydając
się zbyt abstrakcyjne, by mogło być prawdziwe.
A jednak
wszystko wskazywało na to, że tak właśnie było. Razili ją prądem, co
uświadomiła sobie nagle, przez krótką chwilę zdolna co najwyżej leżeć i bezmyślnie
wpatrywać się w przestrzeń. Jak przez mgłę pamiętała, że kiedyś w laboratorium
też dotknęła czegoś, czego nie powinna, więc jak najbardziej znała nieprzyjemne
uczucie, towarzyszce przepływowi energii, to jednak było niczym w porównaniu
z tym, czego doświadczyła tym razem. Mogła tylko zgadywać, jakiego
natężenia używali, to zresztą nie miało dla niej znaczenia. Gdyby była
człowiekiem…
A jednak
pozostawała nieśmiertelna, więc porcje, które skrzywdziłyby ludzi, jej nie były
w stanie tak po prostu skrzywdzić. Mogły za to zadać ból – o wiele
silniejszy, aniżeli kiedykolwiek przypuszczała – a jakby tego było mało…
Mniej
więcej w tamtej chwili uświadomiła sobie, że obręcz, którą miała na szyi,
równie dobrze mogła uznać za obrożę, choć takie stwierdzenie samo w sobie
wydawało się co najmniej niedorzeczne. Jeśli dotychczas miała wrażenie, że
spoglądali na nią jak na zwierzę, teraz już nie miała co do tego najmniejszej
wątpliwości. W ten sposób niektórzy traktowali psy, próbując wymusić na
nich posłuszeństwo, choć i to wydawało się co najmniej abstrakcyjne.
Spróbowała napiąć mięśnie, za wszelką cenę usiłując zmusić ciało do współpracy,
wciąż jednak była zbyt oszołomiona, żeby się na to zdobyć. Z drugiej strony,
być może instynktownie unikała zrobienia czegokolwiek, co mogłoby narazić ją na
kolejną dawkę bólu. Nie miała pewności, chociaż przecież powinna, przynajmniej
teoretycznie mając kontrolę nad sobą i własnym ciałem. Tak przynajmniej
było w większości przypadków, bo w tamtej chwili zdecydowanie nie
czuła się jak ktoś, kto mógłby zapanować nad jakąkolwiek sytuacją – i to w choćby
cząstkowy sposób.
Gdzieś w jej
wnętrzu wciąż tlił się ogień, w niemalże gniewny sposób reagując na to, że
ktokolwiek mógłby spróbować ją skrzywdzić. Miała wrażenie, że gdyby tylko
zechciała, mogłaby go uwolnić, pozwalając żeby zniszczył wszystko, co tylko
spotkałby na swojej drodze, ale nie odważyła się posunąć aż tak daleko. Jej
ciało wciąż drżało, serce zaś dosłownie podchodziło do gardła, ledwo tylko pomyślała
o tym, że mogłaby spróbować zrobić cokolwiek, co rozpętałoby całe to
szaleństwo na nowo. Nie chciała na to pozwolić, przynajmniej teraz, kiedy czuła
się aż do tego stopnia bezradna, nie będąc w stanie wyobrazić sobie, że
mogłaby zdołać zapanować nad żywiołem. W zamian była gotowa przysiąc, że
dosłownie wszystko wymyka jej się spod kontroli, raz po raz sprawiając, że już
niczego nie była pewna. Nie chciała tutaj być, ciągnąć tej rozmowy, a jednak…
Gabrielu, proszę, pomyślała w niemalże
rozgorączkowany sposób. Wiedziała, że tak naprawdę słała kolejne słowa w pustkę,
nie będąc w stanie wykorzystać ani telepatii, ani więzi, żeby dotrzeć do
bliźniaka, ale i tak chciała przynajmniej spróbować. To było od niej
silniejsze, stanowiąc swego rodzaju przejaw desperacji, nad którym nie chciała
się zastanawiać. Braciszku…
Kiedyś powiedział,
że będzie ją chronił niezależnie od tego, co się wydarzy. Od zawsze negowała tę
obietnicę, pragnąć zwolnić go z niej przy pierwszej możliwej okazji, tym
bardziej, że żadne z nich nie było pewne, co takiego mogło jeszcze się
wydarzyć. Gdyby myślała choć odrobinę jaśniej, nawet nie wzięłaby pod uwagę
tego, że Gabriel miałby aż tak ryzykować, żeby pojawić się w tym miejscu. W gruncie
rzeczy pragnęła chronić go równie mocno, co i on ją, nie zmieniało to
jednak faktu, że zaczynała być przerażona – i że przez krótką chwilę
naprawdę pragnęła, żeby ktoś przyszedł, gotowa zrobić wszystko, byleby mieć
szansę uciec. Gabriel nie był głupi, o Rufusie nie wspominając, gdyby zaś
wiedzieli gdzie i z jakiego powodu powinni jej szukać, wszystko
momentalnie stałoby się łatwiejsze.
Gdyby
przynajmniej wiedziała, że prędzej czy później ktoś przyjdzie…
– Zostawcie
ją na razie – usłyszała i pierwszy raz poczuła, że kamień dosłownie spada
jej z serca. Mimo wszystko nie poruszyła się, żeby sprawdzić, czy
którykolwiek z obserwujących ją mężczyzn faktycznie zamierzał się wycofać.
Mocno zacisnęła powieki, nie mogąc pozbyć się wrzenia, że jej oczy jarzą się
niepokojącym, czerwonym blaskiem, który z łatwością mógłby wpakować ją w kłopoty.
Mogła co najwyżej zgadywać, czego jeszcze mogłaby się spodziewać, tym bardziej,
że dość jasno dali jej do zrozumienia, że to wciąż tylko i wyłącznie
zwykłe ostrzeżenie. – Spróbujemy
potem.
Chociaż
wyraźnie usłyszała kroki, nie od razu odważyła się poruszyć czy choćby
odetchnąć. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy nabrała absolutnej pewności, że w pobliżu
nie ma nikogo, niepewnie zamrugała, po czym z wolna rozejrzała się
dookoła. Tym razem nie miała problemu z tym, żeby usiąść, mimo wszystko
szybko dochodząc do siebie, obawiała się jednak, że przez wzgląd na
przybierające na sile pragnienie i brak krwi, taki stan rzeczy nie miał
szans utrzymywać się wiecznie. Co prawda wiedziała, że nie dało się zagłodzić
wampira na śmierć, ale…
Cokolwiek
się działo, nie było normalne, ona z kolei coraz bardziej wątpiła w to,
czy będzie miała szansę w tym miejscu przetrwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz