23 marca 2017

Sto trzydzieści pięć

Layla
Ból głowy dawał jej się we znaki, przez co nie od razu zdecydowała się otworzyć oczy. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zebrać myśli i zrozumieć, co tak naprawdę się wydarzyło – z tym, że nawet kiedy już to do niej dotarło, Layla wciąż ie była w stanie uwierzyć w to, co miało miejsce. W efekcie pomyślała, że w rzeczywistości wszystko było niemającym związku z rzeczywistością, pokręconym snem, który na pewno dało się jakoś sensownie wytłumaczyć.
Przez dłuższą chwilę walczyła z samą sobą, niezdolna skoncentrować się na nikim ani niczym konkretnym. Weź się w garść!, warknęła na siebie w duchu, ale to nie było nawet po części tak proste, jak mogłaby tego oczekiwać. Miała wrażenie, że nic nie ma sensu, a poszczególne wspomnienia mieszają się ze sobą, tworząc nie do końca jasną dla niej całość. Dopiero później zaczęła zwracać uwagę na to, co podpowiadały jej zmysły, w pierwszej kolejności zauważając przede wszystkim to, że czuła się okropnie obolała. Pamiętała upadek i uderzenie mocy, ale…
– Już jest przytomna – doszło ją jakby z oddali, ale to wystarczyło, żeby w ułamku sekundy zmienić dosłownie wszystko.
Zrozumienie pojawiło się nagle, chociaż chwilę wcześniej za wszelką cenę próbowała od siebie odsunąć przyczynę tego, jak zakończyła się jej ucieczka. Chciała wmawiać sobie, że coś źle zrozumiała i w rzeczywistości oberwała rykoszetem od własnego ciosu. Czuła, że to naciągana teoria, ale do chwili, w której usłyszała ten głos była bliska tego, żeby jednak uwierzyć, że miała wyjątkowego wręcz pecha.
Cóż, jakby nie patrzeć, tak właśnie było. Już wcześniej czuła się zdezorientowana, ale teraz… Och, musiała się przynajmniej upewnić, niezależnie od tego, jak bardzo szokujące mogły okazać się ostateczne wnioski.
Jej ciało wciąż protestowało, stanowczo odmawiając współpracy, ale tym razem nie zwróciła na niedogodności najmniejszej nawet uwagi. Nie miało dla niej również znaczenia, że kolejny raz ktoś ją obserwował, a ona najpewniej wróciła do punktu wyjścia – a więc do małej, ciasnej celi, z której dopiero co wyrwała się Simonowi. Już nie miała wątpliwości, że w grę wchodziła większa grupa, jednak i to zeszło gdzieś na dalszy plan, wyparte przez coś zgoła innego.
Albo raczej kogoś.
Obraz zamazał się wampirzycy przed oczami, ale nie na tyle, by zrezygnowała z prób zobaczenia czegokolwiek. Skrzywiła się, po czym zamrugała nieco nieprzytomnie, mimochodem uświadamiając sobie, że kolejny raz leżała na czymś zimnym i niewygodnym. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zrozumieć, że tym razem nikt nie próbował obchodzić się z nią w szczególnie delikatny sposób, o czym świadczyło chociażby to, że wylądowała na podłodze. W gruncie rzeczy nie czyniło to Layli różnicy, zresztą teraz przynajmniej rozumiała, dlaczego czuła się aż do tego stopnia obolała. Nieśmiertelna czy nie, to jeszcze nie znaczyło, że pozostawała obojętna na miotanie na prawo i lewo, nie wspominając o skutkach bliskiego spotkania z telepatyczną mocą.
Wzięła kilka głębszych wdechów, żeby się uspokoić. Aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby moc wymknęła jej się spod kontroli akurat tutaj, nie skończyłoby się w szczególnie dobry sposób. Wręcz przeciwnie – sama zdążyła już przekonać się, że na tak małej powierzchni, doświadczenie mogło okazać się co najmniej boleśnie. W pewnym momencie nawet nabrała ochoty, żeby dla pewności musnąć palcami tył głowy i sprawdzić, czy wciąż krwawiła, ale ostateczne się na to nie zdecydowała. Już i tak była gotowa przysiąc, że jej ciało ważył tonę, raz po raz odmawiając jej posłuszeństwa, a skoro tak…
Usłyszała jakich ruch, jednoznacznie świadczący o czyjejś obecności. Ktokolwiek ją obserwował, znajdował się poza zasięgiem jej wzroku, najpewniej po drugiej stronie przeszklonej ściany, tak jak wcześniej Simon. Serce Layli jak na zawołanie zabiło mocniej, zdradzając narastające z każdą kolejną sekundą zdenerwowanie, zwłaszcza kiedy znów pomyślała o głosie, który słyszała chwilę wcześniej. To wciąż nie powinno być możliwe, ale… Och, w przeszłości myślała w ten sposób wielokrotnie i jak do tej pory ani razu nie skończyło się to dobrze. Chyba nawet zdążyła przywyknąć do myśli, że tak naprawdę niczego nie mogła być pewną, chociaż stwierdzenie samo w sobie nie należało do pocieszających.
Wciąż o tym myślała, kiedy ostatecznie podjęła decyzję. Spróbowała usiąść, ale to okazało się złym pomysłem, przynajmniej w pierwszej chwili, kiedy znów pociemniało jej przed oczami. Przez myśl przeszło jej, że najpewniej znowu próbowali ją czymś odurzyć, korzystając z tego, że była nieprzytomna, ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie taką możliwość. To nie wyjaśniło, dlaczego czuła się aż do ego stopnia obolała, a tym bardziej z jakiego powodu miała problem z tym, żeby choćby przekrzywić głowę, ;ledwo tylko spróbowała się poruszyć. Skrzywiła się mimowolnie, po czym machinalnie uniosła dłoń do gardła, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że coś nieprzyjemnie owijało się wokół jej szyi, nim jednak zdążyła podjąć jakąkolwiek decyzję, kolejny raz usłyszała znajomy głos.
– Nie ruszał bym tego na twoim miejscu.
To wystarczyło, żeby wytrącić ją z równowagi. Momentalnie zapomniała o dziwnym wrażeniu, w zamian wręcz zmuszając się do spojrzenia na postać, która znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki – dokładnie po drugiej stronie szyby, tam, gdzie od samego początku spodziewała się ją dojrzeć. Chociaż podświadomie przygotowywała się na to, kogo zobaczy, a pierwszy szok przeczyła w chwili, w której nieśmiertelny cisnął nią przez korytarz, udaremniając ucieczkę, to i tak odniosła wrażenie, że ktoś z całej siły kopnął ją w brzuch, tym samym skutecznie pozbawiając tchu.
To ty…, przypomniała sobie własne słowa, ledwo będąc w stanie powstrzymać się przed ponownym ich wypowiedzeniem. Przez krótką chwilę była w stanie co najwyżej z niedowierzaniem spoglądać na stojącego po drugiej stronie mężczyznę, próbując przekonać samą siebie, że to niemożliwe. Nie miała pewności, ile czasu tak naprawdę minęło od ich ostatniego spotkania, a jednak teraz wyraźnie go widziała, spokojnie obserwującego ją z bezpiecznej pozycji i uśmiechającego się w pozbawiony wesołości, co najmniej drapieżny sposób.
To nie było możliwe, ale…
A jednak Jaques Delacrue wydawał się tego nie rozumieć, jak najbardziej obecny i prawdziwy w takim stopniu, jak tylko było to możliwe. Layla otworzyła i zaraz zamknęła usta, coraz bardziej oszołomiona. Chciała coś powiedzieć, ale w głowie miała pustkę, niezdolna wykrztusić z siebie chociaż słowa. Ostatecznie wydała z siebie nieco zdławiony, co najmniej żałosny jęk, chociaż i to okazało się złym pomysłem, zwłaszcza kiedy nieśmiertelny uśmiechnął się w pozbawiony wesołości, drapieżny sposób. Sądziła, że za chwile powie coś złośliwego, tym bardziej, że wyglądał na chętnego, żeby zacząć się nad nią pastwić, ale z sobie tylko znanych powodów powstrzymał się, ograniczając wyłącznie do biernej obserwacji.
Gdzieś jakby z oddali doszły ją szybkie, zmierzające ku nim kroki. Wciąż obserwując milczącego wampira (była pewna, że on również zdążył przejść przemianę), z pewnym wysiłkiem okręciła się w taki sposób, żeby wylądować na kolanach. Poruszanie wciąż przychodziło jej z trudem, ale była na tyle zdesperowana, by po dłuższej chwili – podpierając się przy tym ściany, by przypadkiem nie upaść – zdołać stanąć na nogach. Czuła, że się trzęsie, gotowa przysiąc, że niewiele brakuje, żeby na powrót wylądowała na posadzce, ale nie zamierzała pozwolić sobie na słabość. Zwłaszcza teraz, kiedy w grę wchodził ktokolwiek kto w choć niewielkim stopniu był do niej podobny, musiała przynajmniej spróbować zachować czujność.
Chociaż miała problem ze skoncentrowaniem się na jakimkolwiek punkcie, a już zwłaszcza na własnych zmysłach, zdołała wychwycić, że korytarzem przemieszczały się przynajmniej dwie osoby. Chwilę później w zasięgu jej wzroku pojawił się człowiek. Byłą tego była pewna, bo sam dźwięk bijącego serca wystarczył, żeby Layla poczuła znajome już wibrowanie w kłach. Wysunęły się chwilę później, raniąc ją w dolną wargę i nie chcąc tak po prostu schować, choć za wszelką cenę próbowała je do tego zmusić.
Mocnej zacisnęła usta, próbując zrobić wszystko, byleby nie wyglądać jak najmniej szkodliwie. Jakaś jej cząstka miała ochotę warczeć, krzyczeć i dać wszystkim wokół do zrozumienia, że zdecydowanie nie podobał jej się sposób, w jaki była traktowana, ale instynkt podpowiadał Layli, że to nie byłoby najrozsądniejszym posunięciem. Nie była pewna, skąd brało się to przeświadczenie, ale przynajmniej początkowo zamierzała zachowywać się pokojowo, przynajmniej na tyle, na ile miało być to możliwe. Nerwy już teraz miała w strzępkach, co w połączeniu ze zmęczeniem coraz bardziej dawało się dziewczynie we znaki, ale przynajmniej do pewnego stopnia próbowała to uczucie ignorować. W zamian z uporem wmawiała sobie, że ma szansę wszystko wytłumaczyć, tym bardziej, że wszystko wciąż wyglądało jak jedna wielka pomyłka.
Zmrużyła oczy, pomimo obecności Jaquesa decydując się skoncentrować na nowo przybyłym mężczyźnie. Gdyby miała zgadywać, dałaby mu najwyżej czterdzieści lat, choć również w przypadku ludzi wiek potrafił być mylący. Mimochodem zauważyła, że wyglądał zadziwiająco wręcz dobrze, o wiele postawniejszy i bardziej zadbany od Simona. Na sobie miał czarny, elegancki garnitur, co nadawało mu wygląd biznesmena, który właśnie przyszedł na istotne, dawno już umówione spotkanie. Gdyby nie to, że nawet z odległości widać było, że ledwo panował nad nerwami, a na wstępie obrzucił ją co najmniej zdegustowanym spojrzeniem, może nawet uwierzyłaby, że miała przed sobą kogoś, z kim mogłaby próbować dyskutować.
– Jak bardzo jest niebezpieczna? – rzucił na wstępie, zwracając się bezpośrednio do Jaquesa. Layla ledwo powstrzymała się od prychnięcia, porażona tym, że mężczyzna potraktował ją dosłownie jak powietrze.
– Bardzo – rzucił jakby od niechcenia wampir. – Chociaż teraz nic nie zrobi… Teoretycznie, bo – co już wam powiedziałem – dziewczyna potrafi kontrolować ogień.
Aż się zapowietrzyła, momentalnie zaczynając rozumieć, dlaczego Simon wydawał się taki świadomy, kiedy przyszedł z nią porozmawiać. Już wcześniej odniosła wrażenie, że musiał widzieć wampira albo przynajmniej kogoś choć po części do niej podobnego. Jakby tego było mało, znał jej imię, co najpewniej różniej powiedział wszystkim Jaques. Z jakiegoś powodu świadomość źródła informacji, z którego wszyscy wokół czerpali, przyniosła jej częściowe ukojenie, to jednak nie wystarczyło, żeby Layla poczuła się jakkolwiek pewniej.
Na ułamek sekundy zacisnęła dłonie w pięści, próbując skoncentrować się na wypełniającym jej ciało cieple. Ogień wciąż gdzieś tam był, przytłumiony tak jak wszystko to, co była w stanie wyczuć zmysłami, ale jednak obecny. To też dodało dziewczynie pewności siebie, przynajmniej tymczasowo stanowiąc jedyne źródło pocieszenia. Żywioł był niczym wierny przyjaciel, który nie opuszczał jej na krok, niosąc choćby szczątkowe ukojenie w nawet najgorszym z możliwych momentów.
Layla zawahała się, po czym z wolna zrobiła kilka niepewnych kroków naprzód. Obserwowała stojących po drugiej stronie szyby mężczyzn, ostatecznie podchodząc na tyle blisko, by móc dotknąć gładkiej powierzchni.
– Ehm… Przepraszam, ale… – zaczęła, chcąc zwrócić na siebie uwagę i jednak się wtrącić, ale nie miała nawet okazji na dokończenie myśli.
– Ani słowa.
Natychmiast zamilkła, co najmniej zaskoczona gniewnym tonem, którym zwracał się do niej nieznajomy mężczyzna. Coś w jego zachowaniu wytrąciło ją z równowagi na tyle, że w pierwszym odruchu mimowolnie usłuchała, ze swego rodzaju niedowierzaniem wpatrując się w swojego nieuprzejmego rozmówcę.
– Ja… Że co proszę? – wykrztusiła z siebie z opóźnieniem. – Ktoś mi w końcu wytłumaczy, co tutaj się dzieje czy nie?! – zniecierpliwiła się, finalnie jednak tracąc cierpliwość.
Chyba sobie żartowali, jeśli sądzili, że zamierzała spokojnie czekać na rozwój wydarzeń. Była coraz bardziej podenerwowana, co w połączeniu z głodem i wciąż odczuwanymi wątpliwościami sprawiło, że ledwo była w stanie nad sobą zapanować. Jakby tego było mało, wyraźnie poczuła, że jej kły znowu się wydłużają, przez co nawet gdyby chciała, nie byłaby w stanie ich powstrzymać. Instynktownie przybrała pozycję obronną, ostrzegawczo spoglądając na obserwującą ją dwójkę i nade wszystko pragnąć pokazać im wszystkim, co sądziła o całej zaistniałej sytuacji. Cokolwiek się działo, nie było normalne, ona zaś zdecydowanie nie miała ochoty brać udziału w tej farsie.
Była świadoma przede wszystkim spojrzenia obcego mężczyzny. Zauważyła, że napiął mięśnie, machinalnie przeczesując ciemne włosy palcami. Kiedy przyjrzała się dokładniej, była w stanie dostrzec pierwsze ślady siwizny, tym wyraźniejsze na tle niemalże idealnej czerni. Również oczy śmiertelnika były ciemne – brązowe i zdradzające przede wszystkim niechęć, co ją zaskoczyło. Mogła zrozumieć strach, może nawet irytację, ale nie przypominała sobie, czy ktokolwiek wcześniej spoglądał na nią z aż taką niechęcią.
Skrzywiła się, po czym – wiedziona przede wszystkim instynktem – spróbowała uciec wzrokiem gdzieś w bok, nie będąc w stanie tak po prostu znosić tego spojrzenia. Sama próba ruchu skutecznie przypomniała jej o dziwnym wrażeniu, którego doznała już wcześniej, ledwo tylko spróbowała poruszyć głową. Tym razem nikt nie powstrzymał jej, kiedy pod wpływem impulsu uniosła dłoń do gardła, by przekonać się, że do skóry przylegało coś zimnego twardego, trochę jak metalowa obręcz, chociaż nie mogła mieć pewności. Z jakiegoś powodu poczuła się jeszcze bardziej podenerwowana, mogąc tylko zgadywać, z czym miała do czynienia. Wiedziała jedynie, że gdyby w grę wchodziło srebro, już dawno poczułaby jego działanie, woląc nawet nie zastanawiać się, jak bardzo „nieprzyjemny” okazałby się bezpośredni kontakt z choćby najmniejszą ilością tego kruszcu. Zaczęła gorączkowo szukać w głowie jakiegokolwiek wyjaśnienia dla tego, czego właśnie doświadczała, próbując sobie przypomnieć, czy Rufus kiedykolwiek wspominał o jakichkolwiek innych związkach, które można by wykorzystać, żeby unieruchomić wampira, ale w głowie miała kompletną pustkę.
Oddech dziewczyny przyśpieszył, zdradzając narastający z każdą kolejną sekundą niepokój. Czuła, że działo się coś niedobrego, choć w obecnej sytuacji Layli trudno było spodziewać się czegokolwiek innego. Wciąż oszołomiona, w pośpiechu przesunęła palcami po zimnej powierzchni, próbując na przylegającym do jej szyi materiale znaleźć cokolwiek, co mogłaby uznać za zapięcie. Wystarczyło, że nigdy nie przepadała za biżuterią, a już zwłaszcza za zbyt krótkimi łańcuszkami, które sprawiały, że miała irracjonalne wrażenie, że coś zaraz spróbuje ją udusić.
– Nick! Hej, Nick, tylko bez przesady! – Inny znajomy głos wyrwał Laylę z zamyślenia. Chociaż wciąż zdezorientowana, zdołała choć na moment stracić zainteresowanie obręczą, w zamian spoglądając na zmierzającą korytarzem postać. Simon wyglądał na zaniepokojonego, co zmartwiło również ją, chociaż sama nie była pewna dlaczego. – Tylko nie przesadzaj. Ona nie…
– Ty już nawet nie próbuj się tłumaczyć! Prawie ci uciekło, kretynie – przerwał szorstko mężczyzna. Layla drgnęła, co najmniej porażona jego słowami. Uciekło…? – Powinieneś się cieszyć, że wszyscy żyją, bo gdyby było inaczej… – Mężczyzna urwał, po czym z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Layla na pewno nikogo by nie skrzywdziła. Po prostu się wystraszyła – stwierdził s uporem Simon, chociaż z chwilą, w której zdecydowała się uciec, zdecydowanie nie chodziło o strach. Wciąż miała wrażenie, że mówili o niej jak o jakimś dzikim, nieoswojonym zwierzęciu, które tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje. – Poza tym to dzięki mnie tutaj jest. Nie możesz…
– Nie próbuj mi wmawiać, co mogę, a czego nie – uciął stanowczo Nick i to wystarczyło, żeby ostatecznie uciąć jakiekolwiek decyzje.
Przysłuchiwała im się z niedowierzaniem i narastającymi stopniowo wątpliwościami. Wzrokiem nerwowo wodziła to w lewo, to znów w prawo, niespokojnie obserwując rozmawiającą dwójkę, o ile ich wymianę zdań można było określić mianem jakiejkolwiek konwersacji. Miała raczej wrażenie, że byli na dobrej drodze, żeby się pokłócić – oraz że Simon znajdował się na z góry skazanej na niepowodzenie pozycji.
Jej spojrzenie uciekło ku milczącemu, biernie obserwującego sytuację Jaquesowi. Stał na uboczu, milcząc i po prosu słuchając, zupełnie jakby sytuacja nie miała w sobie niczego wartego uwagi. Layla mogła tylko zgadywać, co tutaj robił, a tym bardziej dlaczego postanowił powstrzymać ją przed ucieczką. W gruncie rzeczy chyba nawet nie chciała tego wiedzieć, mając wrażenie, że prawda okaże się co najmniej oszałamiająca, zresztą tak jak i to, co jeszcze miało czekać ją w tym miejscu. Nie chciała tego przed samą sobą przyznać, ale naprawdę zaczynała się bać, nie będąc w stanie choćby po części przewidzieć, czego powinna się spodziewać. To właśnie niepewność okazała się najgorsza, wzbudzając w wampirzycy dość wątpliwości, by ta poczuła się osaczona.
Zacisnęła usta, coraz bardziej niespokojna. Pulsowanie w kłach bezustannie dawało jej się we znaki, przez co już nawet nie była w stanie nieprzyjemnego uczucia zignorować. Próbowała zebrać myśli, żeby mieć szansę wymyślić cokolwiek sensownego, ale w głowie miała pustkę. W efekcie zaczęła żałować nawet tego, że ze swojej pozycji nie była w stanie porozumieć się z Jaquesem, choćby tylko po to, żeby zacząć wyklinać na niego w myślach albo bezpośrednio jego zapytać, czego tak naprawdę od niej chciał. Gdyby mogła chociaż tyle…
– Nie obchodzi mnie, co takiego chodzi ci po głowie, Simon. Sprowadziłeś to tutaj, więc lepiej dla ciebie, żeby nikt z tego powodu nie ucierpiał. Już miałeś swoją szansę, żeby załatwić sprawy po swojemu i sam widziałeś jak to się skończyło, więc nie próbuj opowiadać mi głupstw – rzucił spiętym tonem Nick, nawet nie próbując udawać, że wciąż jest w stanie zachować choćby cień cierpliwości. – Gdyby pokojowa rozmowa była możliwa, nie mielibyśmy żadnego problemu. Ten wampir – podjął, kładąc nacisk na to jedno, jedyne słowo, przez co zabrzmiało tak, że nawet Layla się wzdrygnęła – ma w tej chwili ochotę co najwyżej rzucić się komuś do gardła, więc…
– Wcale nie! – zaoponowała machinalnie, nie mogąc się powstrzymać.
Miała dość tego, że wciąż rozmawiali od niej w trzeciej osobie, tym bardziej, że stała tuż obok, aż nazbyt świadoma sytuacji… A przynajmniej w takim stopniu, w jakim było to możliwe, skoro nikt nie raczył jej niczego wyjaśnić. Znów przesunęła się bliżej, napierając na przeszkloną szybę, chociaż nic nie wskazywało na to, żeby miała być w stanie ją rozbić. Podejrzewała, że to byłoby za proste, chociaż wciąż nie była w stanie wyjaśnić, co tak naprawdę mogłoby posłużyć za zabezpieczenie. Cóż, na pewno była w klatce Faradaya, ale…
Oddychała szybko i płytko, wciąż zaniepokojona. Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że drży od nadmiaru emocji i ciągłego napięcia. Jej ciało wciąż odmawiało współpracy, aż rwąc się do ucieczki albo walki, nawet pomimo tego, że nie miała najmniejszych choćby szans, zbyt osłabiona, żeby mieć szansę na ucieczkę. Jakby tego było mało, głód wciąż dawał się dziewczynie we znaki, tym samym wydając się wręcz zaprzeczać temu, do czego próbowała przekonać swoich rozmówców. Wolała nie zastanawiać się, jak w takim wypadku musiały wyglądać jej oczy, co najmniej zaniepokojona perspektywą, w której te zaczęłyby jarzyć się czerwienią. Gdyby sytuacja była inna, zdecydowanie nie czułaby potrzeby, żeby kogokolwiek przekonywać o swojej nieszkodliwości, ale miała wrażenie, że w tym wypadku takie posunięcie pozostawało jak najbardziej istotne – i że wszystko popsuła, będąc raczej na dobrej drodze do tego, żeby pokazać się ze strony zdesperowanej frustratki. Teoretycznie miała po temu powody, tym bardziej, że ją więzili, wątpiła jednak, żeby takie usprawiedliwienie miało rację bytu w rozmowie z tymi mężczyznami – a już zwłaszcza Nickiem.
Jakby na potwierdzenie tych przypuszczeń poczuła na sobie przenikliwe spojrzenie ciemnych oczu. Coś w wyrazie twarzy i postawie tego mężczyzny sprawiło, że momentalnie zapragnęła się wycofać, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że popełniła olbrzymi błąd, kiedy zdecydowała się zwrócić na siebie jego uwagę.
– Dobrze – stwierdził cicho, a dziewczyna zaczęła się wahać. – W takim razie porozmawiamy po mojemu…
Cokolwiek kryło się za tymi słowami, miała wrażenie, że zdecydowanie nie będzie dobre.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa