7 marca 2017

Sto dwadzieścia

Renesmee
Gabriel był zmęczony, co nie tylko wyczułam, ale przede wszystkim zobaczyłam z chwilą, w której w ogóle zdecydował się wejść do domu. Natychmiast zmaterializowałam się u jego boku, bez chwili wahania decydując się wpaść mu w ramiona, co zresztą przyjął z entuzjazmem, natychmiast mnie obejmując i przygarniając do siebie.
Mi amore…
Mimowolnie się uśmiechnęłam, chociaż prawda była taka, że czułam się co najmniej zmartwiona. Nawet jeśli rozumiałam, dlaczego znikał spędzając czas w naszym domu, żeby mieć oko na Marissę, nie byłam zachwycona myślą o tym, że mógłby ryzykować i kręcić się w pobliżu nowo narodzonej wampirzycy. Jasne, był jeszcze Jasper, ale wcale nie czułam się dzięki temu lepiej, poniekąd dlatego, że to wszystko trwało zdecydowanie za długo. W efekcie już nie tylko zaczynałam się przejmować, ale wręcz niecierpliwości, sama już niepewna, co powinniśmy zrobić z zamieszkującą w naszym domu dziewczyną.
Ostatecznie nie skomentowałam sytuacji nawet słowem, tym bardziej, że Gabriel nachylił się ku mnie na tyle, bym mogła go pocałować. Mimo wszystko poczułam się bezpieczniejsza, co w ostatnim czasie było dla mnie nader ważne, biorąc pod uwagę to, co się działo.
– W porządku? – zapytał mnie cicho, na swój sposób spięty. – Wczoraj… Sama wiesz – przypomniał, a ja mimowolnie westchnęłam.
– Chyba tak – zapewniłam pośpiesznie, bo jakby nie patrzeć wszyscy byliśmy cali. – Rozmawiałam z Jacobem. Twierdzi, że niczego nie znaleźli, ale mają oko na okolicę… No i nikomu nic się nie stało, a to dobrze – dodałam, w ostatniej chwili powstrzymując się przed powiedzeniem czegoś w stylu „Przynajmniej tym razem”.
Wyczułam, że Gabriel napiął mięśnie, podenerwowany o wiele bardziej, aniżeli raczył przyznać. Znałam go już na tyle dobrze, by rozpoznawanie targających nim emocji przychodziło mi w dość prosty sposób, ale nie byłam pewna czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
– Może, ale to mi się nie podoba. Najpierw ten bal, a teraz… – Zamilkł, po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową. – Trzeba coś zrobić z Marissą i zastanowić się, co robimy dalej. Nie wiem czy to przypadek, że te ataki zaczęły się akurat z chwilą, w której w okolicy pojawili się Volturi, ale to może być jakiś trop – powiedział w zamyśleniu, a przez jego twarz przemknął cień. – Mam ochotę porozmawiać sobie z… Och, chociażby Jane – oznajmił nagle, a ja zesztywniałam.
– Chyba żartujesz!
Spojrzał na mnie w o wiele łagodniejszy sposób, ale w pamięci i tak miałam przede wszystkim jego ostrzegawczy, wręcz przyprawiający o dreszcze ton. Gabriel rzadko bywał w aż tak marnym nastroju, o ile akurat nie chodziło o jego rodzinę, a tym razem właśnie tak przecież było. Co więcej, jakaś cząstka mnie zdawała sobie sprawę z tego, że szukanie Volturi jest jedną z nielicznych rzeczy, które faktycznie mogliśmy zrobić, tym bardziej, że trwanie w letargu i czekanie na kolejny atak było jak prośba o nieszczęście. Nie podobało mi się to, ale prawda była taka, że znałam Gabriela i podejrzewałam, że jak najbardziej miał być zdolny do zrobienia tego, o czym mówił.
Mimowolnie pomyślałam, że zwłaszcza od wydarzeń z Miasta Nocy – prawie wieku niepamięci, kiedy pozwalał sobie na rzeczy, które niezmiennie przyprawiały mnie o dreszcze – potrafił zachowywać się w sposób co najmniej niepokojący. Przez większość czasu usiłowałam o tym nie myśleć, ale nie mogłam zaprzeczyć, że pewne cechy po prostu w nim były, niezależnie od tego, co sobie myślałam. Może i przez większość czasu kontrolował tę cząstkę, ale w sytuacjach takie jak te, ta wyraźnie rwała się, żeby się ujawnić – i to wydawało mi się bardziej niepokojące, aniżeli cokolwiek innego, tym bardziej, że wiedziałam, że Gabriel już raz wyżył się właśnie na Jane. Wtedy jak najbardziej miał powód, z kolei teraz…
Najgorsze w tym wszystkim było to, że mnie nawet nie było wampirzycy żal. Jedyne, o co się martwiłam, to sytuacja, w której cokolwiek mogłoby pójść nie tak.
– Tylko gdybam – zapewnił mnie pośpiesznie Gabriel, zdecydowanym ruchem ujmując moją twarz w obie dłonie. Zadrżałam, kiedy delikatnie przesunął kciukami po policzkach. – Ale coś będziemy musieli zrobić. Nie zamierzam czekać aż wydarzy się coś, czego wszyscy pożałujemy.
Westchnęłam, po czym chcąc nie chcąc skinęłam głową, aż nazbyt świadoma, że sytuacja prezentowała się co najmniej źle. Jak najbardziej musieliśmy coś zrobić, jednak problem polegał na tym, że sama nie wiedziałam od czego zacząć. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nawet nie znaliśmy zamiarów tych wampirów, o jakiejkolwiek logice w ich działaniu nie wspominając.
Przestałam o tym myśleć z chwilą, w której Gabriel znów mnie pocałował, by łatwiej rozproszyć moją uwagę. Poddałam mu się, mimo wszystko stęskniona, tym bardziej, że mieliśmy dla siebie bardzo mało czasu. To był jeden z nielicznych momentów, kiedy przynajmniej tymczasowo mogliśmy cieszyć się opustoszałym salonem, co zresztą przyjęłam z ulgą. Nie miałam pojęcia, gdzie podziała się reszta, choć zdawałam sobie sprawę z tego, że kilka osób wciąż przebywało na piętrze, ale to nie miało dla mnie większego znaczenia.
Usłyszałam przeciągłe westchnienie, po czym Gabriel z wolna odsunął się ode mnie. Uniosłam brwi, spoglądając na męża z powątpiewaniem i walcząc z przeczuciem, że cokolwiek mogłoby być nie tak. Zdążyłam już zauważyć, że sprawiał wrażenie zmęczonego, to jednak mnie nie dziwiło, zresztą tak jak i porażająca wręcz bladość jego skóry. Potrafiłam rozpoznać, kiedy w grę wchodził ten szczególny rodzaj głodu, a przynajmniej zawsze miałam poczucie, że jestem do tego zdolna. Tak czy inaczej, nie sądziłam, żeby akurat w tamtej chwili chodziło właśnie o energię, wciąż jednak czułam, że coś jest nie tak.
– Ehm… W porządku? – zapytałam po chwili wahania, siląc się na stanowczy ton. Nie chciałam, żeby cokolwiek przede mną ukrywał. – Trochę blado wyglądasz – stwierdziłam, a on zaśmiał się w nieco wymuszony sposób.
– Jak zawsze – zauważy przytomnie, ale przynajmniej nie próbował protestować. – Och, nie przejmuj się, mi amore… Boli mnie głowa. – Wywrócił oczami. – Za długo nie śpię.
To brzmiał sensownie, z miejsca pozwalając mi się uspokoić. Tym razem i ja zdołałam się uśmiechnąć, po czym z wolna przekrzywiłam głowę, aż nazbyt świadoma tego, że z uwagą przypatrywał się mojemu odsłoniętemu gardłu. Cóż, to właściwie tłumaczyło wszystko, a może to po prostu ja chciałam wierzyć w to, że w tamtej chwili naprawdę potrzebował mnie.
– Chodź.
Właściwie nawet nie czekałam na odpowiedź, o jakiejkolwiek próbie protestu nie wspominając. Nie byłam pewna, które z nas zareagowało jako pierwsze – ja czy on – to zresztą nie było ważne, zwłaszcza, że dosłownie chwilę później oboje wylądowaliśmy na kanapie. Pozwoliłam, żeby Gabriel przyciągnął mnie do siebie, sadzając sobie na kolanach, dzięki czemu łatwiej było mi się do niego zbliżyć. Natychmiast nachyliłam się w jego stronę, czekając, aż zdecyduje się skorzystać z okazji i mnie ukąsić, bo w tym akurat żadne z nas nie widziało niczego złego. Wiedziałam, że zawsze miał opór przed wzięciem ode mnie energii, jednak w przypadku krwi sytuacja wydawała się aż nazbyt naturalna, dzięki czemu nie musiałam obawiać się protestów.
Cóż, tak było przynajmniej w przypadku Licavolich, bo do mojej rodziny wzajemne picie krwi wciąż nie docierało. Zdawałam sobie również sprawę z tego, że mieli dość mieszane uczucie do praktyki wykorzystywania banków krwi jako swego rodzaju alternatywnego rozwiązania dla „wegetarianizmu”, ale przynajmniej nie dochodziło z tego powodu do kłótni. To było raczej tak, że każde z nas postępowało według uznania, próbuj nie wchodzić sobie nawzajem w drogę.
Wywróciłam oczami, kiedy ciepłe wargi Gabriela kolejny raz wylądowały na moich ustach. Droczył się ze mną, nie pierwszy raz zresztą, ale nie miałam nic przeciwko, spragniona bliskości w równym stopniu, co i on. Czułam się dobrze w jego objęciach, choć przez chwilę mając poczucie, że wszystko jak najbardziej było na swoim miejscu. Potrzebowałam tego, zresztą jak i poczucia, że sytuacja mogłaby być pod kontrolą, nawet jeśli w rzeczywistości pozostawałoby to nie do końca zgodne z prawdą.
– Co ty robisz? – żachnęłam się, czując jego dłonie na moich biodrach.
– Witam się z żoną – rzucił pogodnym tonem, sprawiając, że tych kilka słów zabrzmiało jako coś najbardziej oczywistego na świecie, o co zdecydowanie nie powinnam pytać. – Aż tak śpieszysz się otwierać sobie dla mnie żyły, amore? – dodał, a ja prychnęłam.
– Może… – Wydęłam usta. – Cokolwiek robisz, to jest złe miejsce.
Gabriel jedynie wywrócił oczami.
– Jesteśmy sami –oznajmił z naciskiem. Zaraz po tym bezceremonialnie zrzucił mnie z siebie, sprawiając, że wylądowałam na plecach, podczas gdy on w ułamku sekundy znalazł się na mnie. – Daj mi się nacieszyć.
Przymknęłam oczy, mając problem ze sformułowaniem odpowiedzi – i to zwłaszcza takiej, która sprowadzałaby się do tego, bym kazała mu się odsunąć. Co więcej, trudno było mi myśleć, kiedy jego usta jedynak wylądowały na moim gardle, choć i wtedy nie próbował mnie ugryźć. Serce jak na zawołanie zabiło mi szybciej, tłukąc się tak mocno, że nawet gdybym chciała, nie byłabym w stanie go zignorować.
– Lubię ten dźwięk – stwierdził cicho Gabriel. Znów musnął wargami moje gardło, tym razem niby to przypadkowo zahaczając o skórę zębami. Najwyraźniej za punkt honoru wziął sobie doprowadzenie mnie do szaleństwa, co zresztą szło mu wręcz znakomicie. – Nawet bardzo… To nie ze strachu, prawda? – dodał, a ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Żartujesz sobie? – obruszyłam się. – Gabrielu…
Zamilkłam, kiedy znowu się nade mną nachylił, tym razem już pewna, że w końcu zdecyduje się na to, czego tak bardzo potrzebował. Pomimo tego, co działo się pomiędzy nami, wciąż wydawał mi się spięty, co z miejsca dało mi do myślenia, sprawiając, że mimo wszystko zaczęłam się martwić. Znałam Gabriela zbyt dobrze, żeby uwierzyć, że naprawdę z nim w porządku, poza tym…
– Och, na litość bogini, naprawdę? – Znajomy głos sprawił, że zamarłam, a wciąż dociskający mnie do kanapy Gabriel wydał z siebie przeciągłe, ostrzegawcze warknięcie. – Mam wrażenie, że trochę pomyliły wam się miejsca.
– My wcale nie… Aniele, pozwól mi go zabić. Proszę – wyszeptał mi wprost do ucha Gabriel, a ja jedynie westchnęłam, sama niepewna czy powinnam się śmiać, czy może płakać.
Rozdrażniona i zażenowana zarazem, stanowczo zmusiłam Gabriela, żeby się odsunąć, by móc przenieść wzrok na przypatrującego nam się Rufusa. Mogłam przewidzieć, że prędzej czy później ktoś zdecyduje nam się przerwać, tym bardziej, że w tym domu o prywatność było trudno, a salon faktycznie nie stanowił najlepszego wyboru, ale coś w widoku akurat tego wampira sprawiło, że mimo wszystko się spięłam. Właściwie sama nie byłam dlaczego – być może spodziewałam się kłótni w związku z tym, co spotkało z Claire – jednak kiedy zmierzyłam naukowca wzrokiem, odniosłam wrażenie, że był bardziej zmartwiony niż zdenerwowany, a to w jego przypadku zdecydowanie nie było normą.
– Nie śpisz? – wypaliłam, bo poranek zdecydowanie nie służył istotom takim jak on. To też mogło wyjaśniać, dlaczego po dłużej chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że wyglądał marnie.
Uniósł brwi, po czym spojrzał na mnie w niemalże pobłażliwy sposób.
– To teraz bez znaczenia – stwierdził, tym samym dając mi do zrozumienia, że zamartwianie się o niego jest głupotą, przynajmniej jego zdaniem. – A teraz, jeśli już skończyli się zajmować sobą…
– Kto powiedział, że skończyliśmy? – rzucił z przekąsem Gabriel, ale Rufus wyjątkowo zignorował fakt, że ktoś mu przerwał.
– …to może powiecie mi, czy widzieliście Laylę – dokończył i coś w tych słowach dało mi do myślenia.
Z wolna usiadłam, nerwowo przeczesując włosy palcami i próbując doprowadzić się do porządku. Gabriel również ustąpił, pozwalając mi się wyprostować. Co więcej, wyraźnie spiął się na samą wzmiankę o bliźniaczce, co najmniej słowami Rufusa zaniepokojony.
– Nie ma jej w domu?
Naukowiec jedynie uśmiechnął się w nieco pobłażliwy, pozbawiony wesołości sposób.
– Pytałbym, gdyby była? – zniecierpliwił się, nie kryjąc rozdrażnienia.
– Skąd mam wiedzieć? Dopiero wróciłem – zauważył przytomnie.
Zacisnęłam usta, mimowolnie krzywiąc się w odpowiedzi na ich wymianę zdań. Wiedziałam, że przy pierwszej możliwej okazji rzuciliby się sobie do gardeł, ot tak dla zasady, nawet jeśli przez większość czasu próbowali się powstrzymać. Już dawno przestałam próbować to zrozumieć, a tym bardziej starać się doprowadzić do sytuacji, w których przynajmniej spróbowaliby się porozumieć.
– Layla obiecała Damienowi, że będzie miała oko na Liz – powiedziałam w końcu, starannie dobierając słowa. – Wczoraj, zanim pojechaliśmy do La Push… Nie wróciła od tego czasu? – zapytałam zaskoczona.
Rufus rzucił mi poirytowane spojrzenie, jednoznacznie świadczące o tym, że powoli zaczynał mieć dość wypytywania go o oczywistości. Chyba nawet nie byłam tym zaskoczona, przez jego zachowanie stopniowo dochodząc do wniosku, że faktycznie coś mogło być nie tak.
– Wiem, gdzie poszła Layla – zapewnił mnie w końcu. – Ona nie jest głupia, a ja przewrażliwiony – dodał, a Gabriel prychnął, jak nic mając na myśli zachowanie wampira względem Claire. – Zazwyczaj – poprawił się niechętnie – ale to, ile czasu jej nie ma, zdecydowanie mi się nie podoba.
– Może po prostu dłużej jej zeszło – zasugerował chłopak, ostrożnie dobierając słowa. Mimo wszystko jego głos zabrzmiał niemal uprzejmie, kiedy skoncentrował się na nieobecności siostry. – Nie raz znikała na noc… A teraz w grę wchodziło pilnowanie człowieka, więc pewnie się przy okazji wynudziła.
Brzmiał na przekonanego, ale wyczułam w jego głosie nutkę ledwo hamowanego niepokoju. Cokolwiek się działo, pytania Rufusa wzbudziły w nim wątpliwości, sprawiając, że zaczął się martwić, a to zdecydowanie o czymś świadczyło. Dobrze wiedziałam, jakie relacje łączyły mojego męża z bliźniaczką, nie wspominając o tym, że w ostatnim czasie działo się wystarczająco dużo, by zamartwianie wydało mi się czymś naturalnym.
– Teoretycznie tak… Ale to nie wyjaśnia, dlaczego nie mam z nią żadnego kontaktu – stwierdził z rezerwą wampir. – Wierz mi, dzwoniłem i to już kiedy wróciliśmy z Claire. Raczej chciałaby wiedzieć, że wszystko jest w porządku – zauważył przytomnie.
– Tak… Z drugiej strony, to przecież Layla, nie? – Gabriel z niedowierzaniem potrząsnął głową. – Znikała tyle razy, że naprawdę… No, chyba że czegoś nam nie mówisz – dodał nieoczekiwanie, a Rufus skrzywił się i wysunął kły.
– A to niby co miało znaczyć?
Spięłam się, po czym poderwałam na równe nogi, niespokojnie spoglądając to na jednego, to znów na drugiego. Ostatnim, czego potrzebowałam, to nie pierwszy raz powstrzymywać ich od naskakiwania na siebie, nie wspominając o tym, że obaj byli na tyle podenerwowani, by z łatwością móc wytrącić siebie nawzajem z równowagi. Nie podobało mi się to, najdelikatniej rzecz ujmując, a jakby tego było mało…
– Tylko gdybam – stwierdził Gabriel, ostrożnie dobierając słowa. – Layla zawsze lubiła znikać, zwłaszcza jeśli coś ją dręczyło. Zwykle wtedy, kiedy się o coś pokłóciliście – dodał z naciskiem, a Rufus jedynie wywrócił oczami.
– Nie tym razem – rzucił niemalże gniewnym tonem.
Gabriel potrząsnął głową.
– Na pewno? – nie dawał za wygraną. – Nie rozmawiałem z nią o tym, ale oboje z Beau mieliśmy wrażenie, że była jakaś inna, odkąd wróciliście z Lille. Tam stało się coś więcej, nie? – zapytał i tym razem wyraźnie widziałam, że Rufus się spiął, co chyba znaczyło, że chłopakowi udało się trafić w sedno. – Co takiego? Zwykle, kiedy Layla nam czegoś nie mówi, tak czy inaczej sprowadza się to do ciebie, więc…
– To są akurat nasze sprawy – oznajmił z naciskiem – więc radzę ci od razu się wycofać.
Coś w tonie wampira sprawiło, że poczułam się jeszcze bardziej zaniepokojona, chociaż sama nie byłam pewna dlaczego. Już nawet nie chodziło o to, że przejmowałam się, że tych dwóch mogłoby zrobić coś wybitnie głupiego, jednak decydując się na siebie naskoczyć. Prawda była taka, że przejmowałam się przede wszystkim tym, co było pozostawało przyczyną takiego stanu, a wręcz nieobecnością Layli. To wciąż nie musiało o niczym świadczyć, ale mimo wszystko w ostatnim czasie…
Ciche kroki wyrwały mnie z zamyślenia, sprawiając, że chcąc nie chcąc przeniosłam wzrok w stronę schodów. Kamień dosłownie spadł mi z serca na widok Claire, tym bardziej, że pojawienie się wpłynęło zarówno na jej ojca, jak i wujka, dzięki czemu obaj wyraźnie nad sobą zapanowali.
– Lepiej się czujesz, moja mała? – zapytał cicho Rufus, brzmiąc przy tym niemalże normalnie. Dziewczyna zwykle tak na niego działała, co w większości przypadków bywało wręcz zbawienne.
– Tak sądzę… – Claire zawahała się, po czym w milczeniu rozejrzała się po pomieszczeniu. W pośpiechu pokonała kilka ostatnich stopni, po czym ruszyła w naszą stronę, ostatecznie materializując się u boku Rufusa. Pozwolił, żeby się w niego wtuliła, niemalże w roztargnieniu przeczesując ciemne włosy córki palcami. – Coś się stało?
Wampir zacisnął usta, ale nie próbował protestować, po chwili zastanowienia z wolna kiwając głową.
– Nie jestem pewien… Możliwe – przyznał niechętnie, po czym na powrót przeniósł wzrok na Gabriela. – Więc? Musi wystarczyć ci tyle, że absolutnie nie pokłóciliśmy się z Laylą – oznajmił z naciskiem – więc nie miała powodów, żeby uciekać. Przynajmniej nie w związku ze mną.
Gabriel westchnął, po czym odsunął się, wyraźnie zamyślony. Obserwowałam go chwilę, kiedy z wolna przesunął się w stronę zasłoniętego okna, ostatecznie przystając i – wciąż wpatrzony w przestrzeń – wydając się koncentrować na czymś, czego sama mogłam się co najwyżej domyślać. Po kilku sekundach wyraźnie poczułam powiew mocy, bardziej subtelny niż w chwilach, w których gromadził energię, żeby móc zaatakować. Podejrzewałam, że próbował jakkolwiek dotrzeć do bliźniaczki, zwykle nie mając problemu z tym, żeby móc się z siostrą porozumieć, o ile ta akurat nie była w nastroju na tyle podłym, żeby próbować się przed kimkolwiek blokować.
Wystarczyło zaledwie kilka sekund, żebym zrozumiała, że coś jak najbardziej było na rzeczy. Więź sprawiła, że tym bardziej mogłam wyczuć targające Gabrielem emocje, bez trudu pojmując, że był podenerwowany – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
– Nie odpowiada mi – powiedział w końcu, nerwowo zaciskając dłonie w pięści. – I wcale nie mam wrażenia, żeby się blokowała. To… coś innego – dodał, po czym spoważniał, wyraźnie zaniepokojony. – Jadę tam. Jeśli to nic takiego, zabiję ją – stwierdził, potrząsając z niedowierzaniem głową.
– Świetnie. Więc jadę z tobą – nie tyle zapytał, co po prostu stwierdził Rufus.
Sądziłam, że chłopak zaprotestuje, ale najwyraźniej był zbyt skoncentrowany na Layli, by przejmować się czymkolwiek innym.
– Jak uważasz – zgodził się spiętym tonem. – Nessie, mi amore, wiem, że masz zajęcia – zwrócił się do mnie, a ja zamrugałam nieco nieprzytomnie, kiedy przypomniałam sobie, że jak najbardziej miałam pojawić się na uczelni – ale nie obraziłbym się, gdybym mógł wziąć twój samochód.
– Jasne. Poradzę sobie – zapewniłam, zdecydowanie nie mając głowy do przejmowania się studiami. – Gabrielu… – dodałam, muskając palcami gardło. Martwiłam się, była tym byłam aż nazbyt świadoma tego, że wciąż był zmęczony.
– Później – rzucił w pośpiechu, w następnej sekundzie materializując się na tyle blisko mnie, by móc mnie pocałować. – Ja… Gdybyś jednak jechała na uczelnię, poproś kogoś, żeby cię zawiózł dobrze? Zrób dla mnie chociaż tyle, że nie wyjdziesz sama… Och, uważajcie na siebie, angelo – poprosił, a potem po prostu wyszedł, nie dając mi nawet czasu na to, żeby spróbowała zaprotestować.
Zamrugałam, co najmniej oszołomiona i zmartwiona o wiele bardziej niż do tej pory. W milczeniu spojrzałam na niemniej zaskoczoną Claire, ostatecznie dochodząc do wniosku, że coś zdecydowanie było na rzeczy – i że być może jak najbardziej mieliśmy powody, żeby się przejmować.
Cokolwiek wiązało się z nieobecnością Layli, zaczynałam mieć naprawdę złe przeczucia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa