Elena
Demon przesunął się bliżej,
ani na moment nie odrywając od niej wzroku. Coś w jego spojrzeniu
sprawiło, że poczuła się dziwnie, w równym stopniu zafascynowana, co i na
swój sposób zażenowana, być może dlatego, że nie byli sami. Spróbowała odchylić
się do tyłu, chcąc przynajmniej udawać, że wciąż ma coś do powiedzenia, ale to
okazało się trudne, skoro za plecami miała barierkę balkonu, a pod sobą –
całe metry niżej – wciąż tętniące życiem Seattle.
– Coś nie
tak? – usłyszała i tych kilka słów wystarczyło, żeby zapragnęła się
roześmiać. Och, jemu zdecydowanie sprawiało to przyjemność.
– Ależ skąd
– zapewniła, po czym wywróciła oczami. – Odsuń się, Rafa – dodała ze słodkim
uśmiechem.
Nic nie
wskazywało na to, żeby zamierzał jej posłuchać. Wręcz przeciwnie – odniosła
wrażenie, że nagle znalazł się jeszcze bliżej, ostatecznie kładąc obie dłonie
na barierce po obu jej stronach, przez co tym bardziej poczuła się jak w potrzasku.
Elena
wydęła usta, po chwili bez pośpiechu wyciągając ręce, by móc ułożyć dłonie na
jego torsie. Zadrżała, kiedy otoczyły ją czarne skrzydła, raz po raz muskając
jej ramiona, ale zmusiła się do zachowania spokoju. W każdym innym wypadku
byłaby zachwycona, ale teraz…
– Nie
przyszłam sama – niemalże na niego warknęła, mając nadzieję, że to wystarczy,
żeby jednak sobie darował. Tym bardziej zapragnęła porządnie mu przyłożyć,
kiedy zauważyła, że się uśmiecha.
– Wiem –
stwierdził z rozbrajająca wręcz szczerością. – Ale co w związku z tym?
Jesteś moja – przypomniał usłużnie, najwyraźniej nie zamierzając tak po prostu
odpuścić.
Świetnie,
właśnie to chciała usłyszeć – i to na dodatek nie po raz pierwszy, chociaż
to akurat miało najmniejsze znaczenie. Tym razem wywróciła oczami, po czym
nerwowo powiodła wzrokiem dookoła, przez krótką chwilę mając ochotę mu
przyłożyć. Takie zachowanie mogłoby być całkiem urocze, gdyby nie sytuacja, ale
najwyraźniej demon nie widział najmniejszego choćby problemu.
– Ehm… To
co z tym tarasem? – zapytała jakby od niechcenia, zadając pierwsze
pytanie, które przyszło jej do głowy. – Jest idealny, bo tutaj przyszłam?
Wyprostował
się, po czym spojrzał na nią tak, jakby widzieli się po raz pierwszy.
Teoretycznie poczuła ulgę, ale z drugiej strony…
– Skądże –
obruszył się, wyraźnie rozbawiony jej tokiem rozumowania. – Jest idealny, bo
dobrze widać niebo. Wiesz, zanim przyszłaś, nawet byłem w stanie się
skoncentrować – dodał i choć wiedziała, że w tamtej chwili się z nią
drażnił, to i tak zapragnęła na niego warknąć.
– Jesteś
okropny.
Miała
wrażenie, że dostanie szału, kiedy w odpowiedzi jedynie się uśmiechnął, na
dodatek w niemalże wyzywający, złośliwy sposób.
– To miała
być z twojej strony próba obrażenia mnie?
Bynajmniej
nie oczekiwał odpowiedzi, co zresztą rozpoznała po sposobie, w jaki ją
trzymał. Kiedy na dodatek przeniósł dłonie na jej ramiona, przy okazji muskając
palcami włosy, całkiem zapomniała o pytaniu, które zadał. Lekko
przekrzywiła głowę, raz po raz lustrując nieśmiertelnego wzrokiem i próbując
stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślał. Wiedziała jedynie, że jeszcze kilka
miesięcy temu nie przyszłoby mu do głowy, żeby z niej żartować –
przynajmniej nie w taki sposób, a gdyby faktycznie go irytowała, przy
pierwszej okazji próbowałby wypchnąć ją przez barierkę. Co prawda jakoś nie
wątpiła, że wciąż mógłby okazać się do tego zdolny, zwłaszcza gdyby ktoś
wyjątkowo dał mu się we znaki, ale teraz o wiele trudniej było jej sobie
taką możliwość wyobrazić.
Cóż,
przynajmniej teoretycznie. Jakby nie patrzeć, kiedy rozmawiała z Alice, a ta
wspomniała o reakcji demona na to, co stało się w Volterze, bez trudu
przyjęła za prawdziwą możliwość, że Rafa mógłby kogokolwiek zabić. Jakby tego
było mało, chociaż coś w tej myśli ją przerażało, zarazem była w stanie
go zrozumieć – i to może nawet lepiej, niż na początku ich znajomość albo…
przed swoją śmiercią. Nie była pewna czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie,
ale kiedy zaczęła o tym myśleć…
– Coś nie
tak, lilan? – Tym razem nawet nie
drgnęła, kiedy jego dłonie wylądowały na jej policzkach. Z wolna uniosła
głowę, lekko odchylając ją do tyłu, żeby łatwiej móc na niego spojrzeć. –
Jesteś taka… milcząca – stwierdził, a ona wywróciła oczami.
– Wydawało
mi się, że lubisz, kiedy nie plotę od rzeczy – zauważyła przytomnie, siląc się
na uśmiech.
Wzniósł
oczy ku górze, ale nie zaprotestował.
– Bo to
prawda – przyznał, nachylając się w jej stronę. – Milczenie ma dużo więcej
plusów… – dodał i jakby na podkreślenie swoich słów, musnął wargami jej
usta.
Przyjęła
pocałunek z entuzjazmem, choć na chwilę chcąc zapomnieć o tym, że w tym
momencie nie mogli sobie pozwolić na zbyt wiele. Nie miała pojęcia, czy Rafael
robił to specjalnie, chcąc w ten sposób przypomnieć, że faktycznie mogłaby
należeć do niego, ale po chwili wahania doszła do wniosku, że to w gruncie
rzeczy i tak nie ma znaczenia. Co więcej, skoro byli małżeństwem, chyba
tym bardziej miał prawo ją dotykać, niezależnie od sytuacji i…
– Och,
cholera, ja was proszę!
Właściwie
nie miała okazji zastanowić się ani nad znaczeniem słów, które tak nagle
usłyszała, a tym bardziej cichym szelestem, który ostatecznie
zidentyfikowała jako dźwięk zagarniających powietrze skrzydeł. W zamian
przejęła się tym, że coś nieprzyjemnie mokrego dosłownie spadło jej na głowę,
drażniąc skórę zadziwiająco wręcz niską temperaturą. Niewiele myśląc pisnęła i jednak
wyrwała się z objęć Rafaela, energicznie potrząsając głową, żeby
wytrząsnąć z loków… śnieg? To odkrycie ją zaskoczyło, jednocześnie
wzbudzając silniejszą niż do tej pory irytację, tym bardziej, że po raz kolejny
wszystko wydawało się być przeciwko jej włosom.
– Zwariowałaś?!
– wyrzuciła z siebie na wydechu, podrywając głowę, żeby jak najszybciej
odszukać wzrokiem Miriam.
Demonica
przystanęła na dachu, zaledwie kilka metrów nad nimi, najpewniej doskonale się
bawiąc. Skrzydła wciąż miała rozłożone, niby to przypadkowo raz po raz muskając
wciąż zalegający na gładkiej powierzchni śnieg i z wolna przesuwając
go ku krawędzi.
– Ups? – Mira
przesadnie wręcz dramatycznym gestem przyłożyła dłoń do ust. – Ale, hej! W oklapniętych
ci do twarzy – stwierdziła z przymilnym uśmiechem.
Tym razem
Elena nie powstrzymała się przed gniewnym warknięciem, jednocześnie bezwiednie
zaciskając dłonie w pięści. Zrobiła krok naprzód, nie odrywając wzroku od
przyczajonej na dachu demonicy.
– Zabiję
cię – wycedziła przez zaciśnięte zęby, ale jej słowa jedynie jeszcze bardziej
rozbawiły nieśmiertelną.
– Aha, tak…
Jeśli dosięgniesz – stwierdziła, wywracając oczami.
Właściwie
sama nie była pewna, co bardziej wytrąciło ją z równowagi. Gniew pojawił
się nagle, dodatkowo podsycony przez narastającą z każdą kolejna sekundą
frustrację. Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co i dlaczego robi,
jeszcze mocniej napięła mięśnie, jednocześnie wyobrażając sobie, że jest w stanie
rozerwać Mirze gardło. Oczami wyobraźni niemalże widziała moment, w którym
dopadłaby do nieśmiertelnej, by w następnej sekundzie zaatakować ją albo
najlepiej zepchnąć z tego dachu, byleby tylko zetrzeć jej ten złośliwy
uśmieszek z ust. Nie rozumiała, dlaczego zareagowała aż tak gwałtownie,
tym bardziej, że siostra Rafaela nie pierwszy raz próbowała bawić się jej
kosztem, ale nie próbowała się nad tym zastanawiać. Wiedziała jedynie, że była
zła, a jakby tego było mało…
Poczuła
rozchodzące się po całym jej ciele ciepło, mające swoje źródło przede wszystkim
gdzieś na plecach. Serce Eleny zabiło mocniej, ale prawie nie zwróciła na to
uwagi, zbytnio skoncentrowana na targających nią emocjach. Nie miała pewności,
co powinna sądzić o wszystkim tym, co czuła, ale miała wrażenie, że coś
jest nie tak. Równie pewna siebie była, kiedy Isobel posłała ją do walki,
również wtedy kierując się przede wszystkim instynktem i tymi najbardziej
skrajnymi, negatywnymi uczuciami, które na krótką chwilę wydawały się
przysłaniać wszystko inne.
– Mira,
wystarczy! – usłyszała głos Rafaela. Aż wzdrygnęła się, kiedy demon nagle
znalazł się tuż za nią, bezceremonialnie obejmując ją ramionami w pasie.
Wypuściła powietrze ze świstem, przez krótką chwilę mając wrażenie, że dotyk
nieśmiertelnego zadziałał na nią niemalże jak kubeł lodowatej wody, sprawiając,
że z miejsca zaczęła się uspokajać, teraz co najwyżej zdezorientowana i na
swój sposób oszołomiona tym, czego doświadczyła chwilę wcześniej. – Jeszcze
słowo, a przysięgam, że sam się tam do ciebie pofatyguję… A teraz
złaź!
Tym razem
demonica nie próbowała nawet protestować, w zamian posłusznie dołączając
do nich na tarasie. Z powątpiewaniem spojrzała na Elenę, sprawiając
wrażenie co najmniej zaciekawionej, poza tym jednak nawet słowem nie
skomentowała reakcji dziewczyny. W zamian spojrzała na brata, najwyraźniej
obawiając się tego, jak ten mógłby zareagować, gdyby jednak nie zdecydowała się
podporządkować.
– Masz
wyjątkowo nerwową pannę, bracie – stwierdziła, po czym wzruszyła ramionami. –
Ale denerwuje się uroczo i…
– Do rzeczy
– przerwał jej zniecierpliwionym tonem. – Masz dla mnie jakieś konkretne
wiadomości, czy przyszłaś podenerwować nas tak dla zasady?
Miriam
spoważniała, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że żarty nie są najlepszym
pomysłem, przynajmniej w tamtej chwili. Cicho westchnęła, wciąż
skoncentrowana na stojącym przed nią demonie, chociaż również Elena spojrzała
na nią w pytający sposób. Gniew, który do tej pory odczuwała, zniknął
równie nagle, co wcześniej się pojawił, pozostawiając po sobie przede wszystkim
narastająca z każdą kolejną sekundą dezorientację. Cokolwiek się działo,
najwyraźniej nie po raz pierwszy ominęło ją coś ważnego.
– W okolicy
nic się nie dzieje, przynajmniej na razie – stwierdziła wymijająco Miriam,
starannie dobierając słowa.
– Więc co
tutaj robisz? – warknął cicho Rafa, dosłownie taksując siostrę wzrokiem. –
Dałem ci dość jasne zadanie, którego jak na razie nie wypełniłaś.
Przez twarz
Miriam przemknął cień.
– Mam jak
głupia latać nad miastem i szukać czegoś podejrzanego? – zapytała, tym
razem nie kryjąc frustracji. – Przecież to…
– Jakie? –
przerwał chłodno demon. – Głupie? Strata czasu? – podsunął, nie odrywając od
siostry wzroku. – Możliwe, ale to tym bardziej idealne zadanie dla ciebie,
droga siostro. Twój poziom, sądząc po poczuciu humoru – dodał, uśmiechając się
cierpko.
– O czym
wy mówicie? – zniecierpliwiła się Elena.
Zdołała
jakoś oswobodzić się z ramion nieśmiertelnego, odsuwając się na tyle, by
swobodnie móc spojrzeć na stojące tuż przed nią rodzeństwo. Założyła ramiona na
piersiach, rzucając im niemalże wyzywające, co najmniej poirytowane spojrzenie.
– Na tę
chwilę o niczym szczególnym, lilan,
co zresztą sama możesz wywnioskować. – Rafael westchnął, po czym wzruszył
ramionami. – Mira jak zwykle nie ma nam nic ciekawego do powiedzenia.
– Ale
powinna być? – naciskała, coraz bardziej rozdrażniona. – Chodzi o to, co
się dzieje? Jeśli tak, to może po prostu chodźmy do środka i… – zaczęła, ale
demonica tylko potrząsnęła głową.
– Nie
zamierzam znowu spowiadać się przed jakimikolwiek wampirami – oznajmiła
nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Szukam, bo Rafael uważa, że powinnam. Ale na
razie to strata czasu, bo nie trafiłam ani na obce wampiry, ani Volturi, ani
Isobel… Huntera też nie widziałam – dodała po chwili, a Elena
zesztywniała.
– Hunter
jest w Seattle?
Prawie
zdążyła zapomnieć o tym demonie, bardziej przejęta tym, że umarła i wróciła.
Zaraz po tym pojawiły się inne problemy, dzięki czemu kwestia chętnego ją zabić
nieśmiertelnego zeszła gdzieś na dalszy plan. Podejrzewała, że to ignorancja z jej
strony, tym bardziej, że tacy jak ten demon tak łatwo nie odpuszczali, ale co
innego miałaby w obecnej sytuacji zrobić?
– Dobre
pytanie – stwierdził z rezerwą Rafael. – Ale zakładamy, że gdzieś musi
być. Zniknął po balu, ale lepiej być ostrożnym.
– Jest coś
jeszcze, o czym nie wiem? – zapytała niemalże z wyrzutem, wręcz
porażona tym, że Rafa mógłby podjąć jakiekolwiek działania, nie wspomniawszy
jej o tym nawet słowem. Jasne, to jak najbardziej było do niego podobne,
ale i tak poczuła się co najmniej oszołomiona.
– Masz
kołtun we włosach – rzuciła niemalże pogodnym tonem Mira. Zaraz po tym cofnęła
się o krok, wyrzucając obie ręce ku górze w poddańczym geście. –
Okej, nie było tematu! – mruknęła, podchwyciwszy spojrzenie brata.
Rafael
gniewnie zacisnął usta, dosłownie taksując nieśmiertelną wzrokiem.
– Zejdź mi z oczu
– nakazał i to wystarczyło, żeby bez chwili wahania zdecydowała się go
usłuchać.
– Jasne –
rzuciła z niechęcią, rozkładając skrzydła.
Elena
odprowadziła kobietę wzrokiem, kiedy ta bez chwili wahania wzbiła się w powietrze,
wkrótce znikając im z oczu. Położyła ręce na dłoniach Rafaela, tym
bardziej, że ten wciąż obejmował ją w pasie. Z wahaniem spojrzała mu w oczy,
przez krótką chwilę mając ochotę zapytać, czy to był sposób na powstrzymanie
jej przed zrobieniem czegoś głupiego. Co prawda nie wyobrażała sobie, że
faktycznie mogłaby ulec pokusie rzucenie się Miriam do gardła, ale z drugiej
strony…
– To nie
było uprzejme – zauważyła cicho, nie będąc w stanie wytrwać w przeciągającym
się milczeniu.
– Daj
spokój. – Była wręcz gotowa przysiąc, że w odpowiedzi demon wywrócił
oczami. – Miriam też nie jest wzorem uprzejmości… Zresztą zasłużyła sobie –
dodał, co mogłoby być całkiem miłe, gdyby nie to, że wyraźnie próbował
rozproszyć jej uwagę.
Zacisnęła
usta, po czym bez słowa ruszyła ku drzwiom, zamierzając wrócić do apartamentu.
Wiedziała, że podążył za nią, nieznośnie wręcz spokojny i rozluźniony,
zupełnie jakby sytuacja, w której oboje się znajdowali, pozostawała czymś
najoczywistszym na świecie. Mogła co najwyżej zgadywać, co takiego sobie
myślał, nie wspominając o jego faktycznych relacjach z siostrą.
Czasami sama nie była pewna, czego powinna się spodziewać, zresztą nie na tym
koncentrowała się w tamtej chwili. Najważniejszą, dającą jej się we znaki
kwestią pozostawało to, jak czuła się zaledwie chwilę wcześniej – ten gniew,
sprzeczne pragnienia i…
Och, wciąż
czuła rozchodzące się po plecach ciepło. Co prawda tym razem uczucie samo w sobie
wydało się dziewczynie przyjemne, ale nie zmieniało to faktu, że zaczynała się
martwić. Miała wręcz ochotę spróbować o to Rafaela zapytać, ale
powstrzymała się, zwłaszcza kiedy po przekroczeniu progu usłyszała znajomy
głos.
– O,
właśnie o tym mówiłem… Potwierdź, że się znamy, w porządku, bella?– rzucił niemalże pogodnym tonem
Sage, ledwo tylko ją zauważył.
Machnęła mu
ręką, początkowo zdezorientowana, że nie zauważyła jego nadejścia. Nie była
również zaskoczona rezerwą, z jaką do wampira podchodzili jej rodzice, przynajmniej
na pierwszy rzut oka sprawiając wrażenie chętnych, żeby trzymać się na dystans.
Natychmiast podeszła bliżej, samej sobie próbując wytłumaczyć, jakim cudem nie
zorientowała się, że w apartamencie pojawił się ktokolwiek jeszcze. Co
prawda zdążyła przywyknąć, że ten wampir pojawiał się i znikał, zależnie
od własnego uznania, ale mimo wszystko wyostrzone zmysły powinny wystarczyć, by
przestała popełniać takie głupie błędy.
– Sage. –
Uśmiechnęła się promiennie. Nie była w stanie zareagować inaczej, tym
bardziej, że niezmiennie zadziwiał ją tym, jak uprzejmy potrafił być. – To
znaczy… Hm, nie mam pojęcia, co tutaj robisz – rzuciła zaczepnym tonem.
Rubinowe
tęczówki nieśmiertelnego zabłysły, kiedy obdarował ją co najmniej rozbawionym
spojrzeniem.
– Ej –
rzucił z wyrzutem. – Jak zwykle jesteś czarująca Eleno – stwierdził, a ona
prychnęła.
– To
oczywiście jest komplement? – zapytała z powątpiewaniem, jakby od
niechcenia spoglądając na Rafaela. – Jemu czasami nie wychodzą, więc mam
wątpliwości.
–
Prowokujesz mnie, lilan – stwierdził sam
zainteresowany, ale z czystym sumieniem postanowiła go zignorować.
– Tak czy
inaczej, to właśnie Sage – powtórzyła, tym razem o wiele poważniejszy ton
głosu. Wysiliła się na blady uśmiech, chociaż wciąż była podenerwowana, tym
bardziej, że dzięki Rafaelowi wiedziała już, że wciąż istniał temat, który jak
najszybciej musieli omówić. – Wspominałam wam o nim, tak? – dodała, a wampir
spojrzał na nią z zaciekawieniem.
– W pozytywnym
sensie?
Wywrócił a oczami.
– I tak
sam się obronisz – stwierdziła z przekonaniem.
Chciała dodać
coś jeszcze, ale nie miała po temu okazji, tym bardziej, że ubiegł ją tata.
– Więc…
wychodziłoby na to, że to ty przemieniłeś Lawrence’a? – zapytał, starannie
dobierając słowa.
Chociaż
jego głos brzmiał spokojnie, nie zdradzając choćby cienia wrogości, Elena bez
trudu wyczuła pobrzmiewające w wypowiedzi nieśmiertelnego napięcie.
Spojrzała na Sage’a, ale ten tylko uśmiechnął się, najwyraźniej nie mając nic
przeciwko udzieleniu odpowiedzi.
– Na to by
wychodziło – przyznał, uśmiechając się blado. – Ale nie mam pojęcia, gdzie
wybyli z Beatrycze. Nie niańczę go.
–
Oczywiście – zreflektował się pośpiesznie Carlisle. Wydawał się spięty, co
zresztą nie uszło uwadze Esme, bo ta natychmiast przesunęła się bliżej męża. Z zaciekawieniem
obserwowała stojącego przed nimi wampira, być może próbując ocenić, czego
powinna się po nim spodziewać. To też nie było dziwne, tym bardziej, że oboje od
samego początku wyraźnie nie ufali Lawrence’owi, nie wspominając o tym, że
zdecydowanie nie rozumieli jego ewentualnego stwórcy. – Chociaż może ktoś
powinien. Ostatnio nie jest bezpiecznie – dodał po chwili wahania tata.
– Taak… Coś
na ten temat słyszałem – stwierdził cicho Sage.
To
wystarczyło, żeby przypomnieć Elenie o wątpliwościach, które wciąż
odczuwała. Natychmiast zwróciła się ku milczącemu, wycofanemu przez większość
czasu Rafaelowi. Spojrzała na demona w niemalże naglący sposób, w ten
sposób przypomnieć mu o rozmowie, którą zaczęli jeszcze na tarasie.
– Właśnie…
Ty i Mira – rzuciła naglącym tonem. – O co tak naprawdę chodziło? –
zapytała wprost, a demon jedynie cicho westchnął.
– Wysłałem
Miriam, żeby kontrolowała sytuację. Czy to takie złe? – usłyszała w odpowiedzi.
Zawahała
się, tym bardziej, że to naprawdę brzmiało niewinnie. Tym bardziej nie
rozumiała, dlaczego wcześniej nie zająknął się na ten temat choćby słowem, nie
wspominając o tym, że zdecydowanie nie sądziła, że zrobi cokolwiek dla jej
rodziny.
Och, chyba,
że w tym wszystkim właśnie o to chodziło – o jakiekolwiek ludzkie
uczucia, które w najmniejszym nawet stopniu nie były Rafaelowi na rękę. W takim
wypadku jego milczenie wydawało się sensowne, chociaż zarazem nie miała
pewności, w jakim stopniu jej podejrzenia miały sens.
– Tylko
kontrolowała sytuację? – zapytał cicho Carlisle.
Rafael
poderwał głowę, po czym spojrzał na wampira w co najmniej rozdrażniony
sposób.
– Nie
planuję masowego mordu, jeśli to masz na myśli – zniecierpliwił się. – Wciąż chodzi
o Elenę, więc to mi wystarczy. Poza tym wszyscy jesteście tak spięci, że
zaczynam dochodzić d wniosku, że wydarzyło się coś jeszcze, chociaż nikt mnie o tym
nie poinformował – dodał, a dziewczyna mimo wszystko się zawahała.
– Może –
przyznała niechętnie. – Albo po prostu wszyscy są przewrażliwieni. Sama nie
jestem pewna – przyznała, to jednak wystarczyło, żeby Rafael skoncentrował się
na niej.
– Mów
dalej, lilan – wręcz zażądał.
Zdążyła już
przyzwyczaić się, że czasem wciąż pozwalał sobie na taki ton, dzięki czemu dużo
łatwiej mogła go zignorować. Westchnęła cicho, mimowolnie zastanawiając się od
czego zacząć, jednak jakiekolwiek wyjaśnienia okazały się zbędne, kiedy
odezwała się mama:
– Możliwe,
że coś złego przytrafiło się Layli – powiedziała cicho, nie kryjąc zmartwienia.
Już
wcześniej na ten temat rozmawiały, więc nie była zaskoczona ani słowami, ani
emocjami, które mogłyby targać wampirzycą. Wręcz spodziewała się tego, na swój
sposób sama również przejmując się dużo bardziej, aniżeli przez większość czasu
chciała przyznać. Coś jak najbardziej mogło być na rzeczy, choć wolała udawać,
że w grę faktycznie wchodziło co najwyżej przewrażliwienie.
Jakkolwiek
by jednak nie było, zdecydowanie nie przewidziała, że w odpowiedzi na tych
kilka słów, Sage gwałtownie nabierze powietrza do płuc, prostując się niczym
struna. Natychmiast przeniosła na niego wzrok, co najmniej zdezorientowana.
– Layli? –
powtórzył, potrząsając z niedowierzaniem głową. Znają się?, przeszło Elenie przez myśl, ale ostatecznie nie zadała
tego pytania na głos. – Co macie na myśli? – rzucił spiętym, naglącym tonem.
– Chodzi o szwagierkę
mojej wnuczki – wyjaśnił lakonicznie Carlisle. – Długo jej nie ma, więc
zaczynamy się martwić i… – Urwał, tym bardziej, że Sage wyraźnie się spiął. – Wszystko
w porządku? Co…? – zaczął, ale wampir nie pozwolił mu skończyć.
– Nie –
oznajmił w roztargnieniu, bezceremonialnie wycofując się w stronę
drzwi. – Zdecydowanie nie jest w porządku.
Wraz z tymi
słowami po prostu wyszedł, zostawiając zdezorientowane towarzystwo bez
jakichkolwiek dodatkowych wyjaśnień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz