11 marca 2017

Sto dwadzieścia cztery

Layla
Tym razem przebudzenie przyszło dużo prościej, chociaż nadal była zdezorientowana. Zdołała otworzyć oczy, co samo w sobie okazało się sukcesem. Obraz przez dłuższą chwilę zamazywał jej się przed oczami, dopiero z czasem nabierając ostrości, chociaż t wciąż niczego nie ułatwiło, bo dookoła panował półmrok. Coraz bardziej zdezorientowana spróbowała zmusić swoje ciało do współpracy, tym razem z ulgą przekonując się, że jak najbardziej będzie w stanie usiąść. Jasne włosy opadły jej na twarz, więc odgarnęła je zdecydowanym ruchem, po czym niecierpliwie rozejrzała się dookoła.
Pomieszczenie, w którym się znajdowała, okazało się zadziwiająco małe i puste. Napięła mięśnie, chcąc upewnić się, czy działanie środka uspokajającego, czy czym było to cholerstwo, którym – zgodnie z tym, co zdołała zapamiętać – została naszpikowana, ostatecznie ustało. Wciąż czuła się dziwnie oszołomiona, mając wrażenie, że bardzo niewiele brakuje, żeby coś po raz kolejny wytrąciło ją z równowagi, ale miała wrażenie, że tym razem przyczyna jest inna i wcale nie ma związku z jakimikolwiek lekami. Co prawda nie miała jak sprawdzić tej teorii, zresztą faktyczna przyczyna była dziewczynie jak najbardziej obojętna. Jedynym, co tak naprawdę wiedziała, było to, że musiała uciekać, najlepiej tak szybko, jak tylko miało okazać się to możliwe.
Wypuściła powietrze ze świstem, mając wrażenie, że zadanie wcale nie musiało być takie proste, jak mogłaby tego oczekiwać. Z zaciekawieniem powiodła wzrokiem dookoła, musząc wręcz mrużyć oczy, żeby łatwiej zorientować się, co takiego działo się wokół niej. Ostatecznie wyciągnęła przed siebie rękę, mimo obaw decydując się przywołać do siebie ogień – tylko mały, aczkolwiek niezwykle jasny płomyczek, który posłusznie zawisnął w powietrzu, pozwalając jej lepiej rozeznać się w panujących ciemnościach. Przekonała się, że przez cały ten czas leżało na czymś, co wyglądało raczej jak metalowa, przytwierdzona do ściany półka, niż coś, co mogłaby określić mianem łóżka. Poza tym jednym szczegółem, w malutkim pomieszczeniu nie było niczego, z kolei niewielkie odległości pomiędzy ścianami sprawiły, że poczuła się niemalże klaustrofobicznie. Była pewna, że gdyby stanęła na samym środku i wyciągnęła ręce na boki, byłaby w stanie dotknąć obu krańców, być może nawet nie musząc się szczególnie wysilać.
Ciekawy sposób traktowania gości, pomyślała z przekąsem, wywracając oczami. W milczeniu odwróciła się, ignorując „łóżko” i zwracając w stronę jedynej ze ścian, która mogłaby ją zainteresować. Ta okazała się przeźroczysta, poza tym bez trudu doszukała się na jej tle zarysu drzwi, co z miejsca przykuło uwagę wampirzycy. Podeszła bliżej, z zaciekawieniem przypatrują się gładkiej powierzchni i mimowolnie zastanawiając czy to możliwe, żeby naprawdę miała do czynienia ze szkłem. To wydawało się zdecydowanie zbyt proste, bo nawet gdyby szyba była wyjątkowo grupa, jeden cios wystarczyłby, żeby zamieć ją w kupkę nic nieznaczących odłamków. Gdyby tylko zechciała, mogłaby się wydostać, a jednak instynkt podpowiadał jej, że powinna być ostrożna. Z kimkolwiek miała do czynienia, wydała się wystarczająco rozeznany, by mieć szansę poradzić sobie z kimś takim jak ona, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
Zawahała się, przez kilka pierwszych sekund nasłuchując, żeby określić, czy istniała szansa, żeby w pobliżu znajdował się ktokolwiek jeszcze. Dookoła panowała cisza, zadziwiająco wręcz ostateczna i tak nieprzenikliwa, że aż poczuła się dziwnie. To wystarczyło, żeby podsycić odczuwane przez wampirzycę wątpliwości i sprawić, by zaczęła się wahać. Coś zdecydowanie było nie tak, zresztą trudno było nie dojść do takiego wniosku, biorąc pod uwagę położenie, w którym się znalazła. Pokoik wyglądał na rodzaj celi, wyjątkowo porządnej i niemalże sterylnej, chociaż nie była pewna czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie. W pamięci wciąż miała jeszcze moment, w którym ktoś zaszedł ją w tamtym zaułku – to, a także przeszywający ból głowy, wywołany przez dźwięk, który usłyszała. Nie miała pewności, co powinna zrobić, zwłaszcza gdyby sytuacja się powtórzyła. To oznaczało mniej więcej tyle, że musiała przynajmniej spróbować zastanowić się przed podjęciem jakiejkolwiek sensownej decyzji. Gdyby przynajmniej wiedziała, czego powinna się spodziewać…
Gabrielu?, pomyślała, próbując skoncentrować się na więzi z bratem. Nie wykluczała, że mogłaby potrzebować pomocy, zresztą jakoś nie miała wątpliwości, że jej nieobecność musiała go zmartwić. Cóż, nie tylko jego. Rufusie…?
Próbowała, a jednak miała wrażenie, że przemawia w pustkę, nie mając szans przesłać myśli dalej, niż w obrębie tego dziwnego pokoju. Zawahała się, nasłuchując i tym razem koncentrując się na sobie, a konkretnie próbie wyczucia więzi, którą wytworzyła nie tyko z bliźniakiem, ale również z mężem. To zawsze działało, zresztą wiedziała, że te połączenia wciąż istniały, wydawały się jednak dziwnie słabe i jakby pozbawione znaczenie. Teraz już nie miała wątpliwości, że ktokolwiek próbował ją blokować, co sprawiło, że momentalnie zaczęła bać się jeszcze bardziej. To zdecydowanie nie powinno mieć miejsca, a jakby tego było mało…
Mniej więcej wtedy po raz pierwszy poczuła gniew. Mimowolnie skrzywiła się, kiedy gwałtowne emocje podsyciły odczuwany jeszcze przed utratą przytomności głód. Pojawił się nagle, skutecznie wytrącając wampirzycę z równowagi, zwłaszcza kiedy poczuła, że jej kły się wydłużają, pulsując boleśnie. Być może to był jakiś skutek uboczny leków, ale potrzeba zaspokojenia głodu wydała się Layli dużo bardziej uciążliwa, niż kiedykolwiek wcześniej. Chciała zrobić wszystko, byleby jakkolwiek nad tymi uczuciami zapanować, to jednak okazało się niemożliwe, skutecznie utrudniając wampirzycy koncentrację. Teraz tym bardziej musiała się stąd wydostać, niezależnie od możliwych konsekwencji i tego, czy w ogóle mogłaby liczyć na jakąkolwiek pomoc.
Raz jeszcze zwróciła się ku przeszklonej ścianie, napinając mięśnie, żeby łatwiej się skoncentrować. Przywołanie mocy przyszło jej zadziwiająco wręcz łatwo, w nerwach zaś nie zastanawiała się nad tym, czy w ogóle powinna ją wykorzystać. Po prostu uderzyła, gotowa roznieść przeszkodę w pył, niezależnie od tego, jak bardzo trudne miałoby się to okazać. Musiała się stąd wykorzystać, a skoro tak…
Jak wielki błąd popełniła zrozumiała z chwilą, w której gwałtowne uderzenie energii dosłownie ścięło ją z nóg. Jęknęła zaskoczona, kiedy została poderwana i dosłownie ciśnięta na ścianę, uderzając w nią tak gwałtownie, że aż zawirowało ją w głowie. Poczuła słodki zapach krwi, ale prawie nie zwróciła na to uwagi, przejęta przede wszystkim myślą, która jak na zawołanie przyszła jej do głowy – dość niepokojącą, tym bardziej, że jednoznacznie sugerowała, że właśnie oberwała rykoszetem własnym ciosem. Z wolna osunęła się na posadzkę, dysząc ciężko i próbując jak najszybciej dojść do siebie, wciąż oszołomiona. Uniosła dłoń, by musnąć palcami tył głowy i upewnić się, że faktycznie krwawiła. Podejrzewała, że gdyby była człowiekiem, taki stan rzeczy okazałby się co najmniej problematyczny, ale w obecnej sytuacji miała o wiele ważniejsze, poważniejsze problemy.
Ktokolwiek ją porwał, musiał wiedzieć jakimi zdolnościami dysponowała. W innym wypadku zdecydowanie nie wylądowałaby w czymś, co potrafiła opisać wyłącznie jako klatka Faradaya!
Sama myśl o tym ją oszołomiła, sprawiając, że dziewczyna chcąc nie chcąc zaczęła się bać. Już raz przez to przechodziła, kiedy wraz z resztą wylądowała w podziemiach Miasta Nocy, nie będąc w stanie zdać się ani na wyostrzone zmysły, ani na telepatię. Jeśli w ścianach znajdowało się wystarczająco dużo srebra, była tutaj uziemiona, przynajmniej do czasu znalezienia jakiegoś innego wyjścia. Co więcej, jeśli po takim ciosie szyba i drzwi pozostały nawet nie naruszone, sytuacja zdecydowanie nie prezentowała się dobrze.
– Nie rób tego więcej. Nie chcemy, żebyś zrobiła sobie krzywdę.
Męski głos doszedł do niej jakby z oddali, przynajmniej nie na tyle przytłumiony, by mogła go zignorować. Natychmiast poderwała głowę, ignorując wciąż dające jej się we znaki zawroty i słabość. Potrzebowała kilku sekund, żeby skoncentrować wzrok na stojącej po drugiej stronie szyby postaci, a tym bardziej zrozumieć, że miała przed sobą człowieka – i to na dodatek takiego, którego chyba była w stanie rozpoznać. Co prawda nie miała pewności, czy to ten sam mężczyzna, którego głos słyszała, kiedy ocknęła się po raz pierwszy, ale jeśli tak, wszystko wskazywało na to, że miała przed sobą swojego oprawcę.
Nie miała pewności, ile lat mógł mieć, tym bardziej, że przywykła do myśli o tym, że wiek bywał mylący, zwłaszcza w przypadku istot nieśmiertelnych. A jednak tym razem prawie na pewno miała do czynienia z człowiekiem – na pierwszy rzut oka co najwyżej trzydziestoletnim, choć przez problemy z koncentracją nie miała pewności. Czuła, że ją obserwował, dosłownie przenikając wzrokiem. Nie była pewna czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie, tym bardziej, że nieznajomy nie wyglądał na groźnego. W gruncie rzeczy niczym szczególnym nie wyróżniał się od ludzi, których na ulicach Seattle mogła zobaczyć na co dzień, choć być może myślała tak dlatego, że przez większość czasu otaczali ją nieśmiertelni – idealni pod każdym względem i łatwo zapadający w pamięć. Tym razem miała przed sobą osobę o dość wątłej budowie, piwnych oczach i łagodnych, łatwych do zapomnienia rysach twarzy. Jedynie sięgające ramion, kręcone czarne włosy zwróciły jej uwagę, chociaż sama nie była pewna dlaczego.
Nie odpowiedziała, skoncentrowana przede wszystkim na próbie zapanowania nad własnym ciałem. Z pewnym wysiłkiem podniosła się najpierw do pozycji siedzącej, a później spróbowała wstać, podtrzymując się metalowego, przytwierdzonego do ściany łóżka. Czuła, że wciąż krwawi, co ją zmartwiło, bo gdyby sytuacja była choć trochę normalniejsza, wystarczyłoby zaledwie kilka sekund, żeby doszła do siebie. Nogi lekko jej zadrżały, kiedy w końcu zdołała stanąć, jakimś cudem będąc w stanie utrzymać równowagę. Pomijając słodycz własnej krwi, jej uwagę raz po raz rozpraszała jeszcze inna, krążąca w żyłach obserwującego ją mężczyzny, która bardziej niż cokolwiek innego drażniła wyostrzone zmysły. To również nie ułatwiało dziewczynie ewentualnej próby powiedzenia czegokolwiek, zwłaszcza przez wysunięte, bynajmniej nie zamierzające się wycofać kły.
Nieznajomy jeszcze chwilę ją obserwował, wydając się nad czymś intensywnie myśleć. Ostatecznie westchnął, po czym bez pośpiechu podszedł bliżej, po czym lekko postukał w oddzielająca ich szklaną ścianę. Do Layli z opóźnieniem dotarło, że sama dla odmiany wręcz wciskała się w metalową powierzchnię, którą miała tuż za plecami, więc spróbowała nad sobą zapanować, odsuwając się i przybierając pozycję obronną.
– Okej… O co tutaj chodzi? – zapytała, nie mogąc powstrzymać się przed ustaleniem tej jednej rzeczy. Przynajmniej tymczasowo wszystko wskazywało na to, że nie pozostało jej nic innego, prócz próby porozumienia się z nim.
– Ach… Jednak mówisz. – Na ustach nieznajomego pojawił się blady uśmiech. – Już zaczynałem się martwić, że trochę przesadziłem… Jak wspomniałem, nie chcielibyśmy, żeby stała ci się krzywda.
Coś w jego słowach sprawiło, że zapragnęła roześmiać się w nieco nerwowy, pozbawiony wesołości sposób. Jak to miło, że ktoś tutaj najwyraźniej się o nią troszczył!
– I dlatego mnie czymś naćpałeś? – niemalże warknęła. Nie czuła się najlepiej, co zresztą nie wydawało się dziwne w sytuacji, w którejś ktoś bez powodu próbował trzymać ją w zamknięciu.
– Dla bezpieczeństwa – odpowiedział wręcz przepraszającym tonem. Gdyby nie to, że nie wyglądał na chętnego, żeby ją wypuścić, pomyślałaby nawet, że naprawdę było mu przykro. – Ale to się nie powtórzy, o ile będziesz grzeczna. Nie ma powodu, dla którego ktokolwiek miałby stosować… bardziej zdecydowane środki, jeśli nie będzie takiej konieczności – stwierdził, jeszcze bardziej ją dezorientując.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, sama niepewna, co powinna o tym wszystkim myśleć. Łączenie faktów wciąż przychodziło jej z trudem, nie wspominając, że nie była w stanie znaleźć żadnego sensownego wytłumaczenia na to, co właśnie ją spotykało. Prędzej spodziewałaby się widok Volturi albo jakiegoś obcego wampira, odpowiadającego tym, które zaatakowały dzieciaki. Ten mężczyzna zdecydowanie nie zaliczał się do żadnej z tych kategorii, nie tylko dlatego, że pozostawał ni mniej, ni więcej, ale przede wszystkim człowiekiem – i to na dodatek w pełni świadomym tego, kim była. Takie wrażenie przynajmniej sprawiał, choć ani razu nie zdecydował się nazwać rzeczy po imieniu, przez co tym bardziej wolała zachować ostrożność. Niebezpieczny czy nie, na pewno kontrolował sytuację, przynajmniej tak długo, jak ona pozostawała w zamknięciu.
Miała ochotę powiedzieć coś złośliwego albo od razu zażądać wyjaśnień oraz tego, żeby natychmiast ją wypuścił, ale powstrzymała się. W zamian z wolna podeszła bliżej, decydując się zmniejszyć dzielący ich dystans. Nie bała się, nie tylko dlatego, że wciąż dzieliła ich szyba, ale przede wszystkim przez świadomość, że to człowiek, a jedyną niebezpieczną istotą w pobliżu pozostawała ona… Przynajmniej teoretycznie.
– My? – zasugerowała, bo ta jedna kwestia nie dawała Layli spokoju. Raz po raz używał liczby mnogiej, kiedy zaś wysiliła pamięć, przypomniała sobie, że słyszała go rozmawiającego z jakąś kobietą.
– Wszystko w swoim czasie – stwierdził, po czym posłał jej kolejny, tym razem niemalże pobłażliwy uśmiech. – Najważniejsze, że jesteś tutaj bezpieczna… – Zmrużył oczy, w następnej chwili obdarowując ją badawczym i na swój sposób troskliwym spojrzeniem. – Prawie. Jak wspomniałem, nie rób takich rzeczy więcej… Jak głowa? – zapytał, a Layla dla pewności wsunęła palce w poplątane, wciąż wilgotne od osoki włosy. – Niedobrze byłoby, gdybyś straciła zbyt wiele krwi… Jest cenna, prawda?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem, sama niepewna, w jaki sposób powinna zareagować. Kpił czy o drogę pytał? Co więcej, jego słowa wyraźnie sugerowały, że nie miał w planach jej wypuszczać, chyba wręcz oczekując, że będzie spokojnie siedziała w tym miejscu, bo „tak było bezpieczniej”. Abstrahując od tego, że zdecydowanie nie czuła się lepiej dzięki świadomości, że miała do czynienia z wyjątkowo uprzejmym porywaczem, zdecydowanie nie zamierzała tutaj zostać.
– Nie wiem, co takiego chodzi ci po głowie, ale to miejsce nie jest przyjemne – oznajmiła spiętym tonem, dosłownie taksując nieznajomego wzrokiem. – Rozmawianie przez drzwi z kolei nie wydaje mi się szczególnie uprzejme.
– Bardzo mi przykro.
Zamrugała, co najmniej zaskoczona jego słowami. I to wszystko? Sądził, że tych kilka słów rozwiązywało problem?
– Czego chcesz? – drążyła dalej. Nie była w stanie zachować spokoju, tym bardziej, że głód wciąż dawał jej się we znaki, stopniowo doprowadzając dziewczynę do szału. Potrzebowała krwi i to nie tylko po to, by poczuć się lepiej, ale przede wszystkim łatwiej móc się zregenerować. Co więcej, nie miała nawet pewności, która jest godzina, ale czuła, że dość prawdopodobnym jest, że był środek dnia, co również nie wpływało na jej samopoczucie pozytywnie. – Nie mam pojęcia, co się dzieje, ale chyba coś ci się pomyliło. Ja naprawdę…
– Wszystko w swoim czasie – powtórzył z uporem mężczyzna. – Nie denerwuj się, bo to nic nie da. Chyba dużo bezpieczniej dla ciebie i dla nas było, kiedy spałaś – stwierdził, a Layla warknęła cicho i – niewiele myśląc – tym razem w pełni świadomie wysunęła już i tak pulsujące, chętne zatopić się w czyjejkolwiek żyle krwi.
– Zbliż się do mnie z jakiegokolwiek powodu, a przysięgam, że rozerwę ci gardło – zapowiedziała gniewnie.
Nieznajomy spojrzał na nią z powątpiewaniem, bynajmniej nie sprawiając wrażenia zaskoczonego taką reakcją. Nic nie wskazywało na to, żeby szczególnie zdziwiły go widok kłów albo lśniących czerwienią oczu, bo Layla czuła, że nerwy wymknęły jej się spod kontroli. Choć to wydawało się wręcz nieprawdopodobne, przez krótką chwilę była wręcz gotowa przysiąc, że doszukała się w spojrzeniu mężczyzny zrozumienia, zupełnie jakby w niewerbalny sposób uznawał to, że mogłaby mieć prawo do nerwów, skoro próbował trzymać ją pod kluczem, jednocześnie z uporem odmawiając udzielenia jakichkolwiek przydanych informacji.
Kilka następnych sekund wpatrywali się w siebie nawzajem, oboje milczący, choć tylko ona ogarnięta gniewem. To nie było w jej przypadku normalne, tym bardziej, że przy Rufusie nauczyła się zarówno cierpliwości, jak i prowadzenia co najmniej wymagających, trudnym pod każdym względem dyskusji, ale tym razem było inaczej. Po pierwsze, nigdy dotąd nie czuła się aż do tego stopnia bezradna, bo nawet uwięziona w podziemiach mogła przynajmniej zdecydować się na to, żeby iść przed siebie – niezależnie od kierunku, który by obrała. A po drugie, wszystko w niej aż krzyczało, że w miejscu, w którym się znalazła, nie miało jej spotkać nic dobrego, co w połączeniu z głodem i wątpliwościami sprawiało, że czuła się naprawdę przerażona. Musiała działać i to tak szybko, jak tylko miało się to okazać możliwe, a jednak… nie była w stanie, zwłaszcza odcięta od jakichkolwiek konkretnych informacji.
Weź się w garść. Spróbuj na spokojnie, przynajmniej na razie!, warknęła na siebie w duchu, ale to wcale nie było takie proste. Mimo wszystko zmusiła się do tego, żeby nad sobą zapanować i – choć wymagało to od niej mnóstwa wysiłku – z wolna się wyprostować. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zdołać rozluźnić mięśnie i przynajmniej spróbować schować kły, tym bardziej, że pragnienie sprawiało, iż te z uporem odmawiały jej posłuszeństwa. Fakt, że mężczyzna przez cały ten czas ją obserwował, jedynie wszystko utrudniał, sprawiając, że czuła się niemalże jak dzikie zwierzę na wybiegu. Och, nie – zdecydowanie nie zamierzała dostarczać komukolwiek rozrywki, a tym bardziej pozwolić, żeby ktokolwiek próbował traktować ją w ten sposób.
– Ja… To nie jest miłe, wiesz? – zapytała cicho, siląc się na znacznie spokojniejszy ton głosu. Być może gdyby skłoniła go do mówienia, byłaby w stanie ustalić cokolwiek praktycznego. – Zdenerwowałeś mnie – dodała, ostrożnie dobierając słowa.
– Tak… To raczej nie jest szczególnie dziwne – stwierdził niemalże ze zrozumieniem, w zamyśleniu kiwając głową. Och, dziękuję ci bardzo, łaskawco!, zadrwiła w duchu, dyskretnie zaciskając dłonie w pięści. – Pewnie wciąż jesteś oszołomiona, ale to niedługo minie. Mam przynajmniej nadzieję, że poczujesz się lepiej, tym bardziej, że będziemy musieli porozmawiać – powiedział po chwili wahania, tym samym dając jej choć cień szansy na osiągnięcie czegokolwiek.
– Więc rozmawiajmy. Cały czas tego oczekuję – podchwyciła, dla podkreślenia swoich słów nachylając się do przodu. – Znalazłam się tutaj, więc zasłużyłam na jakiekolwiek wyjaśnienia, prawda? Tego przynajmniej wymagałaby kultura, skoro… Hm, chyba jestem waszym gościem.
To brzmiało źle, przynajmniej z jej perspektywy, ale w tamtej chwili nie zamierzała się tym przejmować. Wiedziała już, że dając się ponieść emocjom mogła co najwyżej go odstraszyć, a tego nie chciała. Skoro spokój i udawanie, że wszystko jest w najzupełniejszym porządku, stanowiły jedyny sposób na dowiedzenie się czegokolwiek, musiała przynajmniej spróbować to wykorzystać.
– Jakaś ty niecierpliwa… Ale spokojnie, mamy dużo czasu. – Mężczyzna uśmiechnął się, obojętny na to, że twarz Layli wykrzywił grymas. – Odpocznij sobie, co moja droga? I spróbuj się uspokoić, bo nerwy ci nie służą. – Rzucił jej jeszcze jedno, wymowne spojrzenie, jak nic mając na myśli to, jak w tym miejscu mogło się skończyć wykorzystywanie mocy. Jeszcze mocniej zacisnęła dłonie w pięści, raz po raz musząc sobie przypominać, że próba starcia mężczyzny z powierzchni ziemi nie skończyłaby się dobrze, przynajmniej w tym miejscu. – Zajrzę do ciebie później – oznajmił, a Layla prychnęła.
– Zaczekaj! – zaoponowała, przesuwając się na tyle blisko, że tym razem sama również położyła obie dłonie na szybie. Zaraz po tym cofnęła się o krok, mając niejasne wrażenie, że w tej przeszkodzie było coś, czego zdecydowanie wolałaby nie dotykać. – Kim ty jesteś? I gdzie jesteśmy? – wyrzuciła z siebie na wydechu, nie wyobrażając sobie, że miały tak po prostu zostawić ją bez odpowiedzi. – Dlaczego ty właściwie…?
– Później, Laylo – rzucił na odchodne mężczyzna, w następnej sekundzie po prostu odwracając się na pięcie.
Wypuściła powietrze ze świstem, po czym osunęła się na kolana, co najmniej sfrustrowana. Przez kilka sekund jeszcze wpatrywała się w miejsce, w którym zniknął, oszołomiona – i to nie tylko tym, że mógłby znać jej imię.
Cokolwiek się działo, miała poważne kłopoty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa