Layla
Tym razem przebudzenie
przyszło dużo prościej, chociaż nadal była zdezorientowana. Zdołała otworzyć
oczy, co samo w sobie okazało się sukcesem. Obraz przez dłuższą chwilę
zamazywał jej się przed oczami, dopiero z czasem nabierając ostrości,
chociaż t wciąż niczego nie ułatwiło, bo dookoła panował półmrok. Coraz
bardziej zdezorientowana spróbowała zmusić swoje ciało do współpracy, tym razem
z ulgą przekonując się, że jak najbardziej będzie w stanie usiąść. Jasne
włosy opadły jej na twarz, więc odgarnęła je zdecydowanym ruchem, po czym
niecierpliwie rozejrzała się dookoła.
Pomieszczenie,
w którym się znajdowała, okazało się zadziwiająco małe i puste.
Napięła mięśnie, chcąc upewnić się, czy działanie środka uspokajającego, czy
czym było to cholerstwo, którym – zgodnie z tym, co zdołała zapamiętać –
została naszpikowana, ostatecznie ustało. Wciąż czuła się dziwnie oszołomiona,
mając wrażenie, że bardzo niewiele brakuje, żeby coś po raz kolejny wytrąciło ją
z równowagi, ale miała wrażenie, że tym razem przyczyna jest inna i wcale
nie ma związku z jakimikolwiek lekami. Co prawda nie miała jak sprawdzić
tej teorii, zresztą faktyczna przyczyna była dziewczynie jak najbardziej obojętna.
Jedynym, co tak naprawdę wiedziała, było to, że musiała uciekać, najlepiej tak
szybko, jak tylko miało okazać się to możliwe.
Wypuściła
powietrze ze świstem, mając wrażenie, że zadanie wcale nie musiało być takie
proste, jak mogłaby tego oczekiwać. Z zaciekawieniem powiodła wzrokiem
dookoła, musząc wręcz mrużyć oczy, żeby łatwiej zorientować się, co takiego
działo się wokół niej. Ostatecznie wyciągnęła przed siebie rękę, mimo obaw
decydując się przywołać do siebie ogień – tylko mały, aczkolwiek niezwykle
jasny płomyczek, który posłusznie zawisnął w powietrzu, pozwalając jej
lepiej rozeznać się w panujących ciemnościach. Przekonała się, że przez
cały ten czas leżało na czymś, co wyglądało raczej jak metalowa, przytwierdzona
do ściany półka, niż coś, co mogłaby określić mianem łóżka. Poza tym jednym
szczegółem, w malutkim pomieszczeniu nie było niczego, z kolei
niewielkie odległości pomiędzy ścianami sprawiły, że poczuła się niemalże
klaustrofobicznie. Była pewna, że gdyby stanęła na samym środku i wyciągnęła
ręce na boki, byłaby w stanie dotknąć obu krańców, być może nawet nie
musząc się szczególnie wysilać.
Ciekawy sposób traktowania gości,
pomyślała z przekąsem, wywracając oczami. W milczeniu odwróciła się,
ignorując „łóżko” i zwracając w stronę jedynej ze ścian, która
mogłaby ją zainteresować. Ta okazała się przeźroczysta, poza tym bez trudu
doszukała się na jej tle zarysu drzwi, co z miejsca przykuło uwagę wampirzycy.
Podeszła bliżej, z zaciekawieniem przypatrują się gładkiej powierzchni i mimowolnie
zastanawiając czy to możliwe, żeby naprawdę miała do czynienia ze szkłem. To
wydawało się zdecydowanie zbyt proste, bo nawet gdyby szyba była wyjątkowo grupa,
jeden cios wystarczyłby, żeby zamieć ją w kupkę nic nieznaczących
odłamków. Gdyby tylko zechciała, mogłaby się wydostać, a jednak instynkt
podpowiadał jej, że powinna być ostrożna. Z kimkolwiek miała do czynienia,
wydała się wystarczająco rozeznany, by mieć szansę poradzić sobie z kimś takim
jak ona, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
Zawahała
się, przez kilka pierwszych sekund nasłuchując, żeby określić, czy istniała
szansa, żeby w pobliżu znajdował się ktokolwiek jeszcze. Dookoła panowała
cisza, zadziwiająco wręcz ostateczna i tak nieprzenikliwa, że aż poczuła
się dziwnie. To wystarczyło, żeby podsycić odczuwane przez wampirzycę
wątpliwości i sprawić, by zaczęła się wahać. Coś zdecydowanie było nie
tak, zresztą trudno było nie dojść do takiego wniosku, biorąc pod uwagę
położenie, w którym się znalazła. Pokoik wyglądał na rodzaj celi,
wyjątkowo porządnej i niemalże sterylnej, chociaż nie była pewna czy to
dobrze, czy może wręcz przeciwnie. W pamięci wciąż miała jeszcze moment, w którym
ktoś zaszedł ją w tamtym zaułku – to, a także przeszywający ból
głowy, wywołany przez dźwięk, który usłyszała. Nie miała pewności, co powinna
zrobić, zwłaszcza gdyby sytuacja się powtórzyła. To oznaczało mniej więcej
tyle, że musiała przynajmniej spróbować zastanowić się przed podjęciem
jakiejkolwiek sensownej decyzji. Gdyby przynajmniej wiedziała, czego powinna
się spodziewać…
Gabrielu?, pomyślała, próbując
skoncentrować się na więzi z bratem. Nie wykluczała, że mogłaby
potrzebować pomocy, zresztą jakoś nie miała wątpliwości, że jej nieobecność
musiała go zmartwić. Cóż, nie tylko jego. Rufusie…?
Próbowała, a jednak
miała wrażenie, że przemawia w pustkę, nie mając szans przesłać myśli
dalej, niż w obrębie tego dziwnego pokoju. Zawahała się, nasłuchując i tym
razem koncentrując się na sobie, a konkretnie próbie wyczucia więzi, którą
wytworzyła nie tyko z bliźniakiem, ale również z mężem. To zawsze
działało, zresztą wiedziała, że te połączenia wciąż istniały, wydawały się
jednak dziwnie słabe i jakby pozbawione znaczenie. Teraz już nie miała
wątpliwości, że ktokolwiek próbował ją blokować, co sprawiło, że momentalnie
zaczęła bać się jeszcze bardziej. To zdecydowanie nie powinno mieć miejsca, a jakby
tego było mało…
Mniej
więcej wtedy po raz pierwszy poczuła gniew. Mimowolnie skrzywiła się, kiedy
gwałtowne emocje podsyciły odczuwany jeszcze przed utratą przytomności głód.
Pojawił się nagle, skutecznie wytrącając wampirzycę z równowagi, zwłaszcza
kiedy poczuła, że jej kły się wydłużają, pulsując boleśnie. Być może to był
jakiś skutek uboczny leków, ale potrzeba zaspokojenia głodu wydała się Layli
dużo bardziej uciążliwa, niż kiedykolwiek wcześniej. Chciała zrobić wszystko,
byleby jakkolwiek nad tymi uczuciami zapanować, to jednak okazało się
niemożliwe, skutecznie utrudniając wampirzycy koncentrację. Teraz tym bardziej
musiała się stąd wydostać, niezależnie od możliwych konsekwencji i tego,
czy w ogóle mogłaby liczyć na jakąkolwiek pomoc.
Raz jeszcze
zwróciła się ku przeszklonej ścianie, napinając mięśnie, żeby łatwiej się
skoncentrować. Przywołanie mocy przyszło jej zadziwiająco wręcz łatwo, w nerwach
zaś nie zastanawiała się nad tym, czy w ogóle powinna ją wykorzystać. Po
prostu uderzyła, gotowa roznieść przeszkodę w pył, niezależnie od tego,
jak bardzo trudne miałoby się to okazać. Musiała się stąd wykorzystać, a skoro
tak…
Jak wielki
błąd popełniła zrozumiała z chwilą, w której gwałtowne uderzenie
energii dosłownie ścięło ją z nóg. Jęknęła zaskoczona, kiedy została
poderwana i dosłownie ciśnięta na ścianę, uderzając w nią tak
gwałtownie, że aż zawirowało ją w głowie. Poczuła słodki zapach krwi, ale
prawie nie zwróciła na to uwagi, przejęta przede wszystkim myślą, która jak na
zawołanie przyszła jej do głowy – dość niepokojącą, tym bardziej, że
jednoznacznie sugerowała, że właśnie oberwała rykoszetem własnym ciosem. Z wolna
osunęła się na posadzkę, dysząc ciężko i próbując jak najszybciej dojść do
siebie, wciąż oszołomiona. Uniosła dłoń, by musnąć palcami tył głowy i upewnić
się, że faktycznie krwawiła. Podejrzewała, że gdyby była człowiekiem, taki stan
rzeczy okazałby się co najmniej problematyczny, ale w obecnej sytuacji
miała o wiele ważniejsze, poważniejsze problemy.
Ktokolwiek
ją porwał, musiał wiedzieć jakimi zdolnościami dysponowała. W innym
wypadku zdecydowanie nie wylądowałaby w czymś, co potrafiła opisać
wyłącznie jako klatka Faradaya!
Sama myśl o tym
ją oszołomiła, sprawiając, że dziewczyna chcąc nie chcąc zaczęła się bać. Już
raz przez to przechodziła, kiedy wraz z resztą wylądowała w podziemiach
Miasta Nocy, nie będąc w stanie zdać się ani na wyostrzone zmysły, ani na
telepatię. Jeśli w ścianach znajdowało się wystarczająco dużo srebra, była
tutaj uziemiona, przynajmniej do czasu znalezienia jakiegoś innego wyjścia. Co
więcej, jeśli po takim ciosie szyba i drzwi pozostały nawet nie naruszone,
sytuacja zdecydowanie nie prezentowała się dobrze.
– Nie rób
tego więcej. Nie chcemy, żebyś zrobiła sobie krzywdę.
Męski głos
doszedł do niej jakby z oddali, przynajmniej nie na tyle przytłumiony, by
mogła go zignorować. Natychmiast poderwała głowę, ignorując wciąż dające jej
się we znaki zawroty i słabość. Potrzebowała kilku sekund, żeby
skoncentrować wzrok na stojącej po drugiej stronie szyby postaci, a tym
bardziej zrozumieć, że miała przed sobą człowieka – i to na dodatek
takiego, którego chyba była w stanie rozpoznać. Co prawda nie miała pewności,
czy to ten sam mężczyzna, którego głos słyszała, kiedy ocknęła się po raz
pierwszy, ale jeśli tak, wszystko wskazywało na to, że miała przed sobą swojego
oprawcę.
Nie miała
pewności, ile lat mógł mieć, tym bardziej, że przywykła do myśli o tym, że
wiek bywał mylący, zwłaszcza w przypadku istot nieśmiertelnych. A jednak
tym razem prawie na pewno miała do czynienia z człowiekiem – na pierwszy
rzut oka co najwyżej trzydziestoletnim, choć przez problemy z koncentracją
nie miała pewności. Czuła, że ją obserwował, dosłownie przenikając wzrokiem.
Nie była pewna czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie, tym bardziej, że
nieznajomy nie wyglądał na groźnego. W gruncie rzeczy niczym szczególnym
nie wyróżniał się od ludzi, których na ulicach Seattle mogła zobaczyć na co
dzień, choć być może myślała tak dlatego, że przez większość czasu otaczali ją
nieśmiertelni – idealni pod każdym względem i łatwo zapadający w pamięć.
Tym razem miała przed sobą osobę o dość wątłej budowie, piwnych oczach i łagodnych,
łatwych do zapomnienia rysach twarzy. Jedynie sięgające ramion, kręcone czarne
włosy zwróciły jej uwagę, chociaż sama nie była pewna dlaczego.
Nie
odpowiedziała, skoncentrowana przede wszystkim na próbie zapanowania nad
własnym ciałem. Z pewnym wysiłkiem podniosła się najpierw do pozycji
siedzącej, a później spróbowała wstać, podtrzymując się metalowego,
przytwierdzonego do ściany łóżka. Czuła, że wciąż krwawi, co ją zmartwiło, bo
gdyby sytuacja była choć trochę normalniejsza, wystarczyłoby zaledwie kilka
sekund, żeby doszła do siebie. Nogi lekko jej zadrżały, kiedy w końcu
zdołała stanąć, jakimś cudem będąc w stanie utrzymać równowagę. Pomijając
słodycz własnej krwi, jej uwagę raz po raz rozpraszała jeszcze inna, krążąca w żyłach
obserwującego ją mężczyzny, która bardziej niż cokolwiek innego drażniła
wyostrzone zmysły. To również nie ułatwiało dziewczynie ewentualnej próby
powiedzenia czegokolwiek, zwłaszcza przez wysunięte, bynajmniej nie
zamierzające się wycofać kły.
Nieznajomy
jeszcze chwilę ją obserwował, wydając się nad czymś intensywnie myśleć.
Ostatecznie westchnął, po czym bez pośpiechu podszedł bliżej, po czym lekko
postukał w oddzielająca ich szklaną ścianę. Do Layli z opóźnieniem
dotarło, że sama dla odmiany wręcz wciskała się w metalową powierzchnię,
którą miała tuż za plecami, więc spróbowała nad sobą zapanować, odsuwając się i przybierając
pozycję obronną.
– Okej… O co
tutaj chodzi? – zapytała, nie mogąc powstrzymać się przed ustaleniem tej jednej
rzeczy. Przynajmniej tymczasowo wszystko wskazywało na to, że nie pozostało jej
nic innego, prócz próby porozumienia się z nim.
– Ach…
Jednak mówisz. – Na ustach nieznajomego pojawił się blady uśmiech. – Już zaczynałem
się martwić, że trochę przesadziłem… Jak wspomniałem, nie chcielibyśmy, żeby
stała ci się krzywda.
Coś w jego
słowach sprawiło, że zapragnęła roześmiać się w nieco nerwowy, pozbawiony
wesołości sposób. Jak to miło, że ktoś tutaj najwyraźniej się o nią
troszczył!
– I dlatego
mnie czymś naćpałeś? – niemalże warknęła. Nie czuła się najlepiej, co zresztą
nie wydawało się dziwne w sytuacji, w którejś ktoś bez powodu
próbował trzymać ją w zamknięciu.
– Dla bezpieczeństwa
– odpowiedział wręcz przepraszającym tonem. Gdyby nie to, że nie wyglądał na
chętnego, żeby ją wypuścić, pomyślałaby nawet, że naprawdę było mu przykro. – Ale to się nie powtórzy, o ile będziesz grzeczna. Nie ma
powodu, dla którego ktokolwiek miałby stosować… bardziej zdecydowane środki,
jeśli nie będzie takiej konieczności – stwierdził, jeszcze bardziej ją
dezorientując.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, sama niepewna, co powinna o tym wszystkim myśleć. Łączenie
faktów wciąż przychodziło jej z trudem, nie wspominając, że nie była w stanie
znaleźć żadnego sensownego wytłumaczenia na to, co właśnie ją spotykało.
Prędzej spodziewałaby się widok Volturi albo jakiegoś obcego wampira,
odpowiadającego tym, które zaatakowały dzieciaki. Ten mężczyzna zdecydowanie
nie zaliczał się do żadnej z tych kategorii, nie tylko dlatego, że
pozostawał ni mniej, ni więcej, ale przede wszystkim człowiekiem – i to na
dodatek w pełni świadomym tego, kim była. Takie wrażenie przynajmniej sprawiał,
choć ani razu nie zdecydował się nazwać rzeczy po imieniu, przez co tym
bardziej wolała zachować ostrożność. Niebezpieczny czy nie, na pewno
kontrolował sytuację, przynajmniej tak długo, jak ona pozostawała w zamknięciu.
Miała
ochotę powiedzieć coś złośliwego albo od razu zażądać wyjaśnień oraz tego, żeby
natychmiast ją wypuścił, ale powstrzymała się. W zamian z wolna
podeszła bliżej, decydując się zmniejszyć dzielący ich dystans. Nie bała się,
nie tylko dlatego, że wciąż dzieliła ich szyba, ale przede wszystkim przez
świadomość, że to człowiek, a jedyną niebezpieczną istotą w pobliżu
pozostawała ona… Przynajmniej teoretycznie.
– My? –
zasugerowała, bo ta jedna kwestia nie dawała Layli spokoju. Raz po raz używał
liczby mnogiej, kiedy zaś wysiliła pamięć, przypomniała sobie, że słyszała go
rozmawiającego z jakąś kobietą.
– Wszystko w swoim
czasie – stwierdził, po czym posłał jej kolejny, tym razem niemalże pobłażliwy
uśmiech. – Najważniejsze, że jesteś tutaj bezpieczna… – Zmrużył oczy, w następnej
chwili obdarowując ją badawczym i na swój sposób troskliwym spojrzeniem. –
Prawie. Jak wspomniałem, nie rób takich rzeczy więcej… Jak głowa? – zapytał, a Layla
dla pewności wsunęła palce w poplątane, wciąż wilgotne od osoki włosy. –
Niedobrze byłoby, gdybyś straciła zbyt wiele krwi… Jest cenna, prawda?
Spojrzała
na niego z niedowierzaniem, sama niepewna, w jaki sposób powinna zareagować.
Kpił czy o drogę pytał? Co więcej, jego słowa wyraźnie sugerowały, że nie
miał w planach jej wypuszczać, chyba wręcz oczekując, że będzie spokojnie
siedziała w tym miejscu, bo „tak było bezpieczniej”. Abstrahując od tego,
że zdecydowanie nie czuła się lepiej dzięki świadomości, że miała do czynienia z wyjątkowo
uprzejmym porywaczem, zdecydowanie nie zamierzała tutaj zostać.
– Nie wiem,
co takiego chodzi ci po głowie, ale to miejsce nie jest przyjemne – oznajmiła
spiętym tonem, dosłownie taksując nieznajomego wzrokiem. – Rozmawianie przez
drzwi z kolei nie wydaje mi się szczególnie uprzejme.
– Bardzo mi
przykro.
Zamrugała,
co najmniej zaskoczona jego słowami. I to wszystko? Sądził, że tych kilka
słów rozwiązywało problem?
– Czego
chcesz? – drążyła dalej. Nie była w stanie zachować spokoju, tym bardziej,
że głód wciąż dawał jej się we znaki, stopniowo doprowadzając dziewczynę do
szału. Potrzebowała krwi i to nie tylko po to, by poczuć się lepiej, ale
przede wszystkim łatwiej móc się zregenerować. Co więcej, nie miała nawet
pewności, która jest godzina, ale czuła, że dość prawdopodobnym jest, że był
środek dnia, co również nie wpływało na jej samopoczucie pozytywnie. – Nie mam
pojęcia, co się dzieje, ale chyba coś ci się pomyliło. Ja naprawdę…
– Wszystko w swoim
czasie – powtórzył z uporem mężczyzna. – Nie denerwuj się, bo to nic nie
da. Chyba dużo bezpieczniej dla ciebie i dla nas było, kiedy spałaś –
stwierdził, a Layla warknęła cicho i – niewiele myśląc – tym razem w pełni
świadomie wysunęła już i tak pulsujące, chętne zatopić się w czyjejkolwiek
żyle krwi.
– Zbliż się
do mnie z jakiegokolwiek powodu, a przysięgam, że rozerwę ci gardło –
zapowiedziała gniewnie.
Nieznajomy
spojrzał na nią z powątpiewaniem, bynajmniej nie sprawiając wrażenia
zaskoczonego taką reakcją. Nic nie wskazywało na to, żeby szczególnie zdziwiły
go widok kłów albo lśniących czerwienią oczu, bo Layla czuła, że nerwy wymknęły
jej się spod kontroli. Choć to wydawało się wręcz nieprawdopodobne, przez
krótką chwilę była wręcz gotowa przysiąc, że doszukała się w spojrzeniu
mężczyzny zrozumienia, zupełnie jakby w niewerbalny sposób uznawał to, że
mogłaby mieć prawo do nerwów, skoro próbował trzymać ją pod kluczem,
jednocześnie z uporem odmawiając udzielenia jakichkolwiek przydanych
informacji.
Kilka
następnych sekund wpatrywali się w siebie nawzajem, oboje milczący, choć
tylko ona ogarnięta gniewem. To nie było w jej przypadku normalne, tym
bardziej, że przy Rufusie nauczyła się zarówno cierpliwości, jak i prowadzenia
co najmniej wymagających, trudnym pod każdym względem dyskusji, ale tym razem było
inaczej. Po pierwsze, nigdy dotąd nie czuła się aż do tego stopnia bezradna, bo
nawet uwięziona w podziemiach mogła przynajmniej zdecydować się na to,
żeby iść przed siebie – niezależnie od kierunku, który by obrała. A po
drugie, wszystko w niej aż krzyczało, że w miejscu, w którym się
znalazła, nie miało jej spotkać nic dobrego, co w połączeniu z głodem
i wątpliwościami sprawiało, że czuła się naprawdę przerażona. Musiała
działać i to tak szybko, jak tylko miało się to okazać możliwe, a jednak…
nie była w stanie, zwłaszcza odcięta od jakichkolwiek konkretnych
informacji.
Weź się w garść. Spróbuj na spokojnie,
przynajmniej na razie!, warknęła na siebie w duchu, ale to wcale nie
było takie proste. Mimo wszystko zmusiła się do tego, żeby nad sobą zapanować i –
choć wymagało to od niej mnóstwa wysiłku – z wolna się wyprostować.
Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zdołać rozluźnić mięśnie i przynajmniej
spróbować schować kły, tym bardziej, że pragnienie sprawiało, iż te z uporem
odmawiały jej posłuszeństwa. Fakt, że mężczyzna przez cały ten czas ją
obserwował, jedynie wszystko utrudniał, sprawiając, że czuła się niemalże jak
dzikie zwierzę na wybiegu. Och, nie – zdecydowanie nie zamierzała dostarczać
komukolwiek rozrywki, a tym bardziej pozwolić, żeby ktokolwiek próbował
traktować ją w ten sposób.
– Ja… To
nie jest miłe, wiesz? – zapytała cicho, siląc się na znacznie spokojniejszy ton
głosu. Być może gdyby skłoniła go do mówienia, byłaby w stanie ustalić
cokolwiek praktycznego. – Zdenerwowałeś mnie – dodała, ostrożnie dobierając słowa.
– Tak… To
raczej nie jest szczególnie dziwne – stwierdził niemalże ze zrozumieniem, w zamyśleniu
kiwając głową. Och, dziękuję ci bardzo,
łaskawco!, zadrwiła w duchu, dyskretnie zaciskając dłonie w pięści.
– Pewnie wciąż jesteś oszołomiona, ale to niedługo minie. Mam przynajmniej
nadzieję, że poczujesz się lepiej, tym bardziej, że będziemy musieli
porozmawiać – powiedział po chwili wahania, tym samym dając jej choć cień
szansy na osiągnięcie czegokolwiek.
– Więc
rozmawiajmy. Cały czas tego oczekuję – podchwyciła, dla podkreślenia swoich
słów nachylając się do przodu. – Znalazłam się tutaj, więc zasłużyłam na jakiekolwiek
wyjaśnienia, prawda? Tego przynajmniej wymagałaby kultura, skoro… Hm, chyba
jestem waszym gościem.
To brzmiało
źle, przynajmniej z jej perspektywy, ale w tamtej chwili nie
zamierzała się tym przejmować. Wiedziała już, że dając się ponieść emocjom
mogła co najwyżej go odstraszyć, a tego nie chciała. Skoro spokój i udawanie,
że wszystko jest w najzupełniejszym porządku, stanowiły jedyny sposób na
dowiedzenie się czegokolwiek, musiała przynajmniej spróbować to wykorzystać.
– Jakaś ty
niecierpliwa… Ale spokojnie, mamy dużo czasu. – Mężczyzna uśmiechnął się,
obojętny na to, że twarz Layli wykrzywił grymas. – Odpocznij sobie, co moja
droga? I spróbuj się uspokoić, bo nerwy ci nie służą. – Rzucił jej jeszcze
jedno, wymowne spojrzenie, jak nic mając na myśli to, jak w tym miejscu
mogło się skończyć wykorzystywanie mocy. Jeszcze mocniej zacisnęła dłonie w pięści,
raz po raz musząc sobie przypominać, że próba starcia mężczyzny z powierzchni
ziemi nie skończyłaby się dobrze, przynajmniej w tym miejscu. – Zajrzę do
ciebie później – oznajmił, a Layla prychnęła.
– Zaczekaj!
– zaoponowała, przesuwając się na tyle blisko, że tym razem sama również
położyła obie dłonie na szybie. Zaraz po tym cofnęła się o krok, mając
niejasne wrażenie, że w tej przeszkodzie było coś, czego zdecydowanie
wolałaby nie dotykać. – Kim ty jesteś? I gdzie jesteśmy? – wyrzuciła z siebie
na wydechu, nie wyobrażając sobie, że miały tak po prostu zostawić ją bez
odpowiedzi. – Dlaczego ty właściwie…?
– Później,
Laylo – rzucił na odchodne mężczyzna, w następnej sekundzie po prostu
odwracając się na pięcie.
Wypuściła
powietrze ze świstem, po czym osunęła się na kolana, co najmniej sfrustrowana.
Przez kilka sekund jeszcze wpatrywała się w miejsce, w którym zniknął,
oszołomiona – i to nie tylko tym, że mógłby znać jej imię.
Cokolwiek
się działo, miała poważne kłopoty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz