Beatrycze
Claire okazała się drobną,
ciemnowłosą i – przede wszystkim – miłą dziewczyną. Przynajmniej takie
wrażenie odniosła Beatrycze, kiedy już na wstępie pół-wampirzyca powitała ją
nieco niepewnym, ale bez wątpienia szczerym uśmiechem.
– To nie
Elena – rzucił na wstępie Cammy, a dziewczyna tylko z niedowierzaniem
potrząsnęła głową.
– Czuję –
zapewniła kuzyna Claire. – Hm… Cześć – dodała, spoglądając z zaciekawieniem
na stojącą przed nią kobietę.
Beatrycze
wysiliła się na uśmiech, nagle niepewna, czy postąpiła słusznie, tak po prostu
decydując się wprosić. Chciała porozmawiać z Cameronem, ale z drugiej
strony, teraz sama mogła przekonać się, że chłopak nie kłamał, twierdząc, że ma
coś do załatwienia.
– Beatrycze
chciałaby nam potowarzyszyć, jeśli nie masz nic przeciwko – wyjaśnił
pośpiesznie chłopak, bez pośpiechu obchodząc jeden z zaparkowanych w garażu
samochodów. Z zaciekawieniem rozejrzała się dookoła, mimowolnie
zauważając, że przylegająca do domu przybudówka z powodzeniem mogłaby
zostać przerobiona na dość okazałe, przytulne mieszkanie, nie wspominając już o tym,
że zaparkowanych w pobliżu aut było dość sporo. – Swoją drogą, na pewno
chcesz jechać? – dodał, rzucając Claire trochę niepewne spojrzenie. – To nie
tobie stanie się krzywda, jeśli coś pójdzie nie tak.
– Mama wie,
że jadę zobaczyć się z Setem– stwierdziła ze spokojem dziewczyna.
Cammy
wywrócił oczami.
– A Rufus?
– Powiem
mu, kiedy wrócimy – zapewniła, ale sądząc po wyrazie twarzy wampira, taki
pomysł niekoniecznie go uspokajał.
– Super –
mruknął z przekąsem.
Beatrycze
zawahała się, zwłaszcza słysząc imię, które mimo wszystko było jej znajome.
Może aż za bardzo, bo nie mogłaby ot tak zapomnieć o tym, co wydarzyło się
w Mieście Nocy, kiedy nieświadomie sprowokowała jednego z wilkołaków.
Och, nie wspominając o tym, co miało miejsce później.
– Rufus? –
powtórzyła z powątpiewaniem, nie mogąc się powstrzymać.
Zarówno
Cameron, jak i Clare, jak na zawołanie przenieśli na nią wzrok. Ten
pierwszy uśmiechnął się w nieco wymuszony sposób, być może rozbawiony,
chociaż nie miała całkowitej pewności. Stopniowo zaczynała dochodzić do
wniosku, że w przypadku wampirów wszystko było równie prawdopodobne.
– Dlaczego
mam wrażenie, że już go poznałaś? – zapytał Cameron, a ona wydała z siebie
przeciągłe westchnienie.
–
Nakrzyczał na mnie – przyznała zgodnie z prawdą, mimowolnie się krzywiąc.
– Myślał, że jestem Eleną, ale i tak…
– Aha. To
by do taty pasowało – stwierdziła z wahaniem Claire. Beatrycze uniosła
brwi, bo dziewczyna była jedną z ostatnich osób, którą uznałaby za
jakkolwiek związaną z tym wampirem. – Nie przejmuj się nim. Zazwyczaj
łatwo się denerwuje – dodała niemalże pogodnym tonem.
Cammy
jedynie wywrócił oczami w odpowiedzi na słowa kuzynku.
– Mówisz
tak, bo ciebie jako jedynej by nie tknął, niezależnie co byś zrobiła – mruknął,
a Claire zaśmiała się nieco nerwowo.
– Poradzisz
sobie, zresztą tak jak zwykle. W końcu potrafisz znikać, prawda?
Beatrycze
spojrzała na nich z powątpiewaniem, sama niepewna, jak powinna rozumieć
rozmowę, której chcąc nie chcąc była świadkiem. Wciąż nie do końca rozumiała
zarówno relacje, które łączyły poszczególnych członków rodziny, o darach,
którymi ci dysponowali nie wspominając. Zdecydowanie nie byłaby zaskoczona,
gdyby również Cameron okazał się uzdolniony, tym bardziej, że już wiedziała o nim,
że był telepatą, ale z drugiej strony…
– Może po
prostu jedźmy – zaproponował chłopak, szczególnie wyrywając ją z zamyślenia.
– A my sobie porozmawiamy, skoro chciałaś. O ile nie przeszkadza ci
obecność Claire.
Skinęła
głową, zdecydowanie nie mając nic przeciwko dziewczyny. Nie znała jej, ale nie
miała poczucia, żeby ta spoglądała na nią tak, jak Cullenowie, przynajmniej na
razie. Mimo wszystko serce zabiło jej szybciej na samą wzmiankę o rozmowie,
będąc niczym obietnica tego, czego tak bardzo potrzebowała. Chciała
zrozumienia, a jeśli oni zamierzali jej je dać…
Nie
odezwała się ani słowem, w zamian korzystając z zachęty Camerona,
żeby zająć miejsce u boku kierowcy. Claire wślizgnęła się na tyle
siedzenie, na pierwszy rzut oka pogrążona we własnych myślach i przygnębiona.
Zwłaszcza odkrycie tego drugiego sprawiło, że Beatrycze zapragnęła jakkolwiek
ją pocieszyć, chociaż nie miała pojęcia w jaki sposób. Nie miała pojęcia,
skąd brało się dziwne wrażenie, że ta dziewczyna mimo wszystko powinna być jej
znajoma, zresztą nie chciała się nad tym zastanawiać. Wiedziała jedynie, że coś
w Claire wzbudzało w niej odruch opiekuńczy, sprawiając, że tym
bardziej chciała przynajmniej spróbować z pół-wampirzycą porozmawiać i zapytać,
czy wszystko było w porządku.
– Dobra. –
Cammy nie śpieszył się z przerwaniem panującej ciszy. Uwagę skupiał przede
wszystkim na pasie drogi przed sobą, zwłaszcza kiedy wyjechali na główną drogę.
– Więc o co chodzi? To znaczy… Wiesz, wspominałaś, że chcesz porozmawiać –
przypomniał, a Beatrycze westchnęła.
– To
zależy, czy tym razem też będziesz ze mną szczery. Mam kilka pytań, a ostatnim
razem… – Zacisnęła usta, po czym z niedowierzaniem potrząsnęła głowa. – L.
nic mi nie mówi, zresztą tak jak i reszta. Nikt nic mi nie mówi, dlatego pomyślałam,
że… No, wiesz – mruknęła, po czym urwała, spoglądając na niego w znaczący,
niemalże błagalny sposób.
Bez trudu
doszukała się wahania w oczach chłopaka, zresztą tak jak i zrozumienia,
które pojawiło się zaraz po tym. Otworzył i zaraz zamknął usta,
ostatecznie wysilając się na blady, nieco gorzki uśmiech.
– Mam
wrażenie, że obie zamierzacie doprowadzić do tego, żeby ktoś kiedyś mnie zabił
– stwierdził po chwili zastanowienia.
– Ja wcale
nie…
Cameron
tylko potrząsnął głową.
– Nie
wnikam w to, co robią dziadek i reszta… Chociaż to dla mnie głupie –
przyznał, po czym wzruszył ramionami. – Mówiłem ci, że mama uczyła mnie czegoś
innego. Unikanie rozmawiania o niebezpieczeństwie to żadne rozwiązanie.
– Szkoda,
że nikt nie powiedział tego mojemu ojcu jakiś wiek temu – wtrąciła Claire, a Cammy
tylko parsknął śmiechem.
– Mama
próbowała – zapewnił pośpiesznie. – I na próbach się skończyło, ale to
chyba sama zaobserwowałaś.
Dziewczyna westchnęła,
po czym skinęła głową. Mimo wszystko nie wyglądała na rozżaloną, ale przede
wszystkim przygnębioną, myślami wciąż wydając się być gdzieś daleko. Beatrycze
zawahała się, niepewna, co takiego powinna rozumieć po wypowiedzianych przez tę
dwójkę słowach, o dalszym drążeniu tematu nie wspominając.
– Jeśli
chodzi o ukrywanie pewnych rzeczy… – zaczęła, nie odrywając wzroku od
Camerona.
Wampir nie
patrzył na nią, wciąż skupiony na drodze, to jednak nie powstrzymało go przed
tym, żeby się uśmiechnąć.
– Pytaj do
woli. Nikt oficjalnie nie powiedział mi, że mam siedzieć cicho – stwierdził, a ona
poczuła, że kamień spada jej z serca. Właśnie tego od samego początku
oczekiwała.
– Dziękuję!
Być może za
to było za wcześniej, tym bardziej, że wciąż nie doczekała się choćby jednej
odpowiedzi, którą mogłaby uznać za satysfakcjonującą, ale to nie miało dla
Beatrycze znaczenia. Wręcz przeciwnie – z chwilą, w której uświadomiła
sobie, że Cammy jak najbardziej zamierzał być z nią szczery, odkryła, że w głowie
ma całkowitą pustkę i tak naprawdę nie wie od czego powinna zacząć.
Wszystko wydawało się równie dobrym, ważnym pytaniem, a jakby tego było
mało…
Och, uspokój się!, warknęła na siebie w duchu.
Najlepiej będzie zacząć od początku… Od
tego, o czym mówiła ci Alice.
– Ja… Co
tak naprawdę się dzieje? – wypaliła i zawahała się, uświadamiając sobie,
że pytanie brzmiało co najmniej zbyt ogólnikowo. – Mam na myśli… Coś jest nie
tak, prawda? Alice wspominała o jakieś młodej wampirzycy…
O dziwo, wraz
z tymi słowami jak na zawołanie zapanowała nieprzenikniona wręcz cisza. To
było coś więcej, aniżeli milczenie, którego mogłaby się spodziewać, gdyby
ktokolwiek zastanawiał się nad odpowiedzią. Miała wręcz wrażenie, że w ułamku
sekundy atmosfera zgęstniała, a ona nieświadomie poruszyła temat, który
zdecydowanie bezpieczniej byłoby omijać z daleka.
Spuściła
wzrok, nagle zażenowana. Nie miała wiedzieć, jeśli przypadkiem zrobiła coś nie
tak, ale z drugiej strony…
– Chodzi o moją
przyjaciółkę. – Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim Claire
zdecydowała się odpowiedzieć. Jej głos zabrzmiał dziwnie, w nienaturalny
sposób zdławiony i jakby pozbawiony energii. – Ja… W ostatnim czasie
ktoś na nas poluje, a przynajmniej tak mi się wydaje. Issie została
ugryziona i od kilku dni… – Dziewczyna urwała, po czym wbiła wzrok w okno.
– Nie widziałam się z nią, oczywiście. Wiem, że jest w domu Renesmee i Gabriela…
Zresztą daleko Nessie i reszta są u Cullenów. Ja zresztą też, bo do
tej pory mieszkałam z nimi – wyjaśniła lakonicznym tonem. – Jasper i Gabriel
zapewniają mnie, że wszystko jest w porządku, ale mam wrażenie, że to
trochę naciągana teoria. Zresztą jak dobrze pójdzie, to wkrótce i tak nie
będzie jej w Seattle.
– Claire… –
rzucił niemalże troskliwym tonem Cameron. – Plan nie jest zły, a u Rosalee
na pewno będzie jej dobrze. Mam na myśli… Raz byliśmy tam z mamą i wydawała
się naprawdę w porządku – stwierdził niemalże pogodnym tonem.
Dziewczyna
wysiliła się na uśmiech, ale prawie natychmiast spoważniała.
– To
dobrze, ale… gdzie w tym miejsce dla Marissy?
Beatrycze
potrzebowała dłuższej chwili, żeby pojąć w czym tkwił największy problem.
Sama nie pamiętała dawnego życia, ucząc się wszystkiego na nowo, przez co
sytuacja wydawała się mimo wszystko łatwiejsza – zaakceptowanie kolejnych zmian
i wszystkiego, co działo się wokół niej. Jeśli jednak w grę wchodził
ktoś, kto dotychczas nie miał pojęcia o wampirach, prowadził normalne
życie, a ostatecznie został z niego wyrwany…
Odrzuciła
od siebie niechciane myśli, zbytnio zaniepokojona samą tylko perspektywą. To
brzmiało co najmniej źle, przynajmniej z perspektywy Beatrycze, wprawiając
ją w jeszcze silniejsze przygnębienie. Co więcej, w tamtej chwili tym
bardziej zapragnęła pocieszyć Claire, ale nie była w stanie się odezwać,
ostatecznie dochodząc do wniosku, że bezpieczniej będzie nie drążyć tematu. Już
i tak popełniła błąd, chociaż przynajmniej rozumiała teraz więcej – przynajmniej
teoretycznie, skoro kwestia ewentualnych polowań na tych, którzy byli dla niej
ważni, brzmiała co najmniej… niepokojąco.
– Ktoś wam
zagraża? Ja nie… – Potrząsnęła głową, coraz bardziej zaniepokojona i sfrustrowana
zarazem. – Nie rozumiem, dlaczego nikt mi nic nie powiedział. L. trzyma mnie
pod kluczem i teraz chyba rozumiem dlaczego, ale…
– Lawrence
wie tyle ile my, czyli praktycznie nic – stwierdził z wahaniem Cameron. –
To wygląda źle. Najpierw Volturi, teraz coś takiego… Nie mamy pojęcia, co tak
naprawdę robić, więc po prostu trzymamy się razem. – Chłopak westchnął, po czym
wzruszył ramionami. – Nie tego się spodziewałaś, kiedy chciałaś ze mną pomówić,
nie? – zauważył, a ona potrząsnęła głową.
– I tak
powiedziałeś mi dużo więcej niż wszyscy inni – oznajmiła z wdzięcznością.
Bezwiednie
napięła mięśnie, co najmniej zaniepokojona tym, co działo się wokół niej. Od
samego początku czuła, że coś jest nie tak – i to najdelikatniej rzecz
ujmując – ale dopiero teraz zaczynała dostrzegać w czym rzecz. Polowanie
samo w sobie wydawało się czymś przerażającym, nawet jeśli wampiry
wydawały się wystarczająco silne, żeby poradzić sobie z sytuacją. Nie
zmieniało to jednak faktu, że poczuła się co najmniej przerażona na myśl o tym,
że komukolwiek miałaby stać się krzywda. To zdecydowanie nie było czymś, czego
chciała, a jakby tego było mało…
Och,
musiała porozmawiać z Lawrence’m. Nie wierzyła, że mógłby nie mówić jej
tak ważnych rzeczy, tym bardziej, że to niejako dotyczyło również jej. Tak
przynajmniej sądziła, skoro wciąż miała sugerowane, że należy do tej rodziny. W takim
wypadku wręcz musiała się martwić,
nie wyobrażając sobie, że mogłaby postąpić inaczej.
Wciąż o tym
myślała, w milczeniu obserwując przemykające za oknem ulice. Nie pytała,
dokąd jadą, przynajmniej do momentu, w którym zostawili za sobą Seattle. Zmiana
okolicy sprawiła, że zaczęła się wahać, czy zdoła wrócić na czas, ale po chwili
zastanowienia, doszła do wniosku, że tak naprawdę jest jej wszystko jedno. Co
tak naprawdę była winna Lawrence’owi, skoro ją okłamywał? Co więcej, przecież
sama poprosiła Camerona, żeby móc towarzyszyć jemu i Claire, więc
zmuszenie ich do zmiany planów zdecydowanie nie wchodziło w tym wypadku w grę.
– Gdzie właściwie
jesteśmy? – zapytała jakby od niechcenia, nie mogąc się powstrzymać.
– Och… Tu w pobliżu
jest rezerwat – wyjaśnił niemalże pogodnym tonem Cammy. – Claire ma tam
chłopaka – dodał, a dziewczyna prychnęła.
– Nie
nazwałabym Setha moim „chłopakiem” – stwierdziła, krzywiąc się demonstracyjnie.
– To… dziwnie brzmi.
– Serio? Więc
jak mam mówić? – zapytał, uśmiechając się blado. – Luby? Narzeczony? Wujka
Rufusa tutaj nie ma, więc jeśli jest coś o czym jeszcze nie wiemy… – zaczął,
a dziewczyna z jękiem nachyliła się do przodu.
– Czasami
zachowujesz się gorzej niż Aldero – zarzuciła mu, ale – co nie uszło uwadze
Beatrycze – chyba pierwszy raz, odkąd wsiedli do samochodu, udało jej się
szczerze uśmiechnąć.
– Podobno
jesteśmy braćmi, więc… – Cammy urwał, po czym westchnął przeciągle. – Zresztą
nie zaprzeczysz, że Al potrafi poprawić humor. Co prawda nie zawsze, ale
jednak.
– Więc
uznałeś, że tego potrzebuję? Dziękuję, Cammy… Zawsze wiedziałam, że mogę na
ciebie liczyć.
Po jej
tonie trudno było stwierdzić, czy mówiła poważnie, czy może sobie żartowała,
ale to nie wydało się Beatrycze istotne. Z czasem udało jej się rozluźnić,
tym bardziej, ze również Claire zaczęła sprawiać wrażenie kogoś w lepszym
humorze. Co prawda wciąż wydawała się zaskakująco wręcz poważna i zamyślona,
ale po chwili wahania kobieta doszła do wniosku, że to jak najbardziej do tej
dziewczyny pasowało. To również sprawiło, że mimowolnie zaczęła zastanawiać się
nad tym, czy to możliwe, że już kiedyś poznała Claire. Dziewczyna zdecydowanie
miała w sobie coś, co wzbudzało sympatię, chociaż zarazem Trycze nie była w stanie
tego sprecyzować.
Większość
drogi trwali w milczeniu, ale to jej nie przeszkadzało. Czuła się wręcz
podekscytowana myślą o tym, że właśnie wybyli poza Seattle, tym bardziej,
że w ostatnim czasie miała dość ciągłego siedzenia w apartamentowcu i czekania,
żeby Lawrence gdzieś ją zabrał. Co prawda podejrzewała, że wampir nie miał być
zachwycony z tego wyjazdu, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co działo się w ostatnim
czasie, ale z drugiej strony… jakie to właściwie miało znaczenie?
Minęli
miasteczko, o którym Cameron lakonicznie stwierdził, że było istotne,
przynajmniej dla rodziny Renesmee. Forks, jak zdążyła zapamiętać, faktycznie
kilkukrotnie przewijało się przez rozmowy, które słyszała, ale do tej pory nie
rozwodziła się nad znaczeniem tego miejsca. Sama okolica nie wyróżniała się
niczym, senna i… zadziwiająco wręcz zielona, co z miejsca wprawiło
Beatrycze w lekkie oszołomienie. Ten kolor zdecydowanie dominował, nawet
pomimo wciąż zalegającego na ziemi śniegu. Na zewnątrz powoli robiło się
ciemno, chociaż była gotowa przysiąc, że wcale nie było aż tak późno. Zima
zdecydowanie nie miała należeć do jej ulubionych pór roku, przygnębiając szybko
nadciągającym mrokiem i atmosferą, która miała w sobie coś
przygnębiającego. W efekcie Beatrycze brakowało słońca, które – mogłaby
przysiąc – miało w sobie coś przygnębiającego.
– Seth
powiedział, że będzie czekał przy granicy, tak? – upewnił się Cameron, zerkając
w lusterko, żeby przyjrzeć się twarzy Claire.
– Uważa, że
rezerwat będzie teraz bezpieczniejszym wyjściem – zgodziła się dziewczyna. –
Mówiłam mu, że to bez sensu i że w jego domu będzie równie dobrze,
ale… No, uparł się. Powtarza, że ma mnie chronić – dodała, uśmiechając się
blado.
– Niech
zacznie mówić o tym przy Rufusie – zaproponował pogodnym tonem chłopak. –
Złapią wspólny temat i może się nie pozabijają. Wiesz, integracja z ewentualnym
teściem to zawsze dobry pomysł.
– Cammy!
W głosie
Claire dało się wyczuć niedowierzanie, a przynajmniej takie wrażenie
odniosła Beatrycze. Z zaciekawieniem spoglądała to na przekomarzającą się
dwójkę, to znów na pogrążoną w półmroku, łagodnie lśniąca w blasku
reflektorów ulice. W którymś momencie zachmurzone niebo nad ich głowami
otworzyło się, więc w snopie światła widziała wirujące łagodnie płatki
śniegu. Chociaż widok sam w sobie mógłby okazać się przyjemny, coś w takich
warunkach sprawiło, że zaczęła mieć wątpliwości, których za żadne skarby nie
potrafiła zrozumieć. Jakby tego było mało, naprawdę czuła nasilający się z każdą
kolejną sekundą niepokój, a to… zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
Spojrzała
na gęstwinę, w milczeniu wodząc wzrokiem po przestrzeni między drzewami.
Chociaż nie była pewna, co takiego powinna o takim stanie rzeczy myśleć,
nagle ogarnęło ją co najmniej nierealne wrażenie, że coś kryło się za drzewami,
być może ich obserwując. Myśl sama w sobie wydala się kobiecie głupia,
zaraz też zrzuciła ją na wyobraźnie, tym bardziej, że w pamięci wciąż
miała to, czego dopiero co się dowiedziała, jednak z drugiej strony…
– Jesteśmy
daleko od rezerwatu? – zapytała z wahaniem, bezskutecznie próbując sprawiać
wrażenie kogoś, kto niczym się nie przejmuje.
– Jeszcze
kawałek – zapewnił Cammy, po czym zerknął na nią z powątpiewaniem. – A co?
Jedynie potrząsnęła
głową, powstrzymując się przed udzieleniem jakiejkolwiek odpowiedzi. Wszystko jest w porządku, pomyślała,
ale to brzmiało jak wierutne kłamstwo, które nie byłoby w stanie przejść
jej przez gardło.
Odrzuciła
od siebie niechciane myśli, za wszelką cenę próbując się uspokoić. W końcu
sama chciała się tutaj znaleźć, nie wspominając o tym, że przy Cameronie i Claire
czuła się jak najbardziej bezpieczna. Przynajmniej teoretycznie, bo nade
wszystko pragnęła w to uwierzyć, w duchu raz po raz powtarzając
sobie, że przejmowała się tylko i wyłącznie przez wzgląd na Lawrence’a.
Teraz, kiedy zdawała sobie sprawę z tego, w czym leżał problem z sytuacją,
której wszyscy się obawiali, pomimo gniewu martwiła się ewentualną reakcją
wampira. Wiedziała, że się o nią troszczył i chociaż to nie
usprawiedliwiało kłamstw, mimo wszystko nie chciała doprowadzić do sytuacji, w której
zacząłby się przejmować jeszcze bardziej. Zdecydowanie na to nie zasłużył, ale…
– Cammy… –
Głos Claire wyrwał ją z zamyślenia. Mimowolnie wzdrygnęła się, kiedy
dziewczyna nagle wsunęła dłoń między fotele, żeby w nerwowym geście
zacisnąć palce na ramieniu kuzyna. Kiedy Beatrycze na nią spojrzała, przekonała
się, że oczy pół-wampirzycy lśniły w co najmniej niepokojący sposób,
bardziej niebieskie niż do tej pory. – Ja… Mam wrażenie, że coś jest nie tak –
oznajmiła spiętym tonem.
Serce
Beatrycze zabiło szybciej, tym bardziej, że od dłuższego czasu dręczyło ją to
samo przeczucie. Kiedy na dodatek wampir nerwowy obejrzał się na kuzynkę,
najwyraźniej jak najbardziej wierząc jej słowom, odczuwalny niepokój przybrał
na sile, przez co nawet gdyby chciała, nie byłaby w stanie go ignorować.
– Masz dla
mnie… rymowankę? – zapytał z wahaniem. To pytanie wydawało się pozbawione
sensu, ale Claire najwyraźniej doskonale je rozumiała.
– Na razie
nie – stwierdziła i zaraz zamilkła, nerwowo spoglądając w przestrzeń.
Chwilę obserwowała to, co działo się na drodze, zanim na powrót zwróciła się do
kuzyna. – Ale czuję się, jakbym w każdej chwili mogła coś napisać… Chyba –
dodała, nie kryjąc podenerwowania.
Beatrycze w oszołomiony
sposób spojrzała to na jednego, to znów na drugie ze swoich towarzyszy,
próbując nadążyć za tym, o czym rozmawiali. Niepokój, który odczuwała
przez cały ten czas, w ułamku sekundy zaczął jeszcze bardziej dawać jej
się we znaki, stopniowo doprowadzając ją do szału. Już nie była w stanie
go ignorować, nie wspominając o tym, że zdecydowanie nie była
przewrażliwiona. Skoro Claire również mówiła co najmniej dziwne rzeczy…
– Co właściwie…?
– zaczęła, mając nadzieję, że przynajmniej pokrótce wytłumaczą jej w czym
rzecz, nim jednak zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie, wszystko potoczyło się
błyskawicznie.
Zauważyła,
że oczy Claire rozszerzają się do granic możliwości, zdradzając co najmniej
przerażenie. W następnej sekundzie dziewczyna wyprostowała się niczym
struna, dosłownie wpijając palce w ramię kuzyna.
– Cameron!
– wyrzuciła z siebie na wydechu.
Beatrycze zdążyła
jeszcze zauważyć ciemny kształt, który dosłownie zmaterializował się na ulicy –
ludzką sylwetkę, chociaż to wydawało się wręcz nieprawdopodobne, by jakikolwiek
człowiek poruszał się tak szybko. Co więcej, chociaż wszystko wskazywało na
zderzenie, ostatecznie do niego nie doszło, chociaż Beatrycze nie miała pojęcia
dlaczego.
Wiedziała
za to, że stojąca na ulicy postać błyskawicznie wyrzuciła ręce ku górze i…
A potem
były już tylko zamieszanie i chaos, kiedy ziemia niekontrolowanie
zadrżała, a samochód słownie wypadł z drogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz