Claire
Wiedziała, że śni – czuła to całą sobą, gotowa przysiąc, że otaczająca
ją rzeczywistość jest o najwyżej wytworem wyobraźni. Wszystko w Claire
aż krzyczało, że inne rozwiązanie nie wchodzi w grę, a ona nie ma
powodów do niepokoju, a jednak z jakiegoś powodu czuła się co
najmniej zaniepokojona. Nie miała pewności, co powinna w związku z tym
zrobić, a tym bardziej w jaki sposób się obudzić, mogąc co najwyżej
trwać w tym śnie, ale…
W milczeniu rozejrzała się dookoła. Stała w zaciemnionym,
zdecydowanie obcym jej pokoju, którego wystroju w żaden sposób nie
potrafiła opisać. To było dziwne doświadczenie, całkowicie dziewczynie nieznane
i na pierwszy rzut oka pozbawione sensu – to, że pomimo rozglądania się na
prawo i lewo, nie była w stanie wskazać żadnych szczegółów wyglądu
miejsca, w którym się znajdowała. Wrażenie było takie, jakby obraz raz po
raz rozmazywał jej się przed oczami, a umysł odmawiał zarejestrowania
detali. Być może to znaczyło, że te nie miały być jej potrzebne, ale to mimo
wszystko okazały się frustrujące.
Chwilę trwała w tym stanie, coraz
bardziej poirytowana i zaniepokojona zarazem. Tym większego szoku doznała,
kiedy bez jakiegokolwiek ostrzeżenia spojrzała wprost w oczy aż nazbyt
znajomej osoby – a konkretnie swoje własne. Spodziewała się wielu rzeczy,
ale na pewno nie czegoś takiego, przez co w pierwszym odruchu cofnęła się o krok,
z wrażenia omal nie potykając o własne nogi. Z trudem utrzymała
równowagę, dopiero po kilku następnych sekundach uświadamiając sobie, że
wpatrywała się we własne odbicie. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, zresztą
tak jak i druga Claire, spoglądająca na nią z gładkiej tafli lustra,
którego pochodzenia dziewczyna nie była w stanie za żadne skarby określić.
Zawahała się, tkwiąc w bezruchu i bezmyślnie
spoglądając przed siebie. Z wahaniem uniosła rękę, po czym wypuściła
powietrze ze świstem, kiedy jej odbicie postąpiło w dokładnie ten sam
sposób. Nie była pewna, co i dlaczego w tamtej chwili czuła, ale
chociaż w spoglądaniu w lustro nie było niczego złego, miała
wrażenie, że nie powinna tego robić. Cały ten sen wydawał się co najmniej
dziwny i – przynajmniej teoretycznie – pozbawiony znaczenia, przez co tym
bardziej zapragnęła się obudzić. Nie lubiła tego uczucia ciągłego napięcia i konieczności
wyczekiwania na coś, co dopiero miało nastąpić, a czego w żaden
sposób nie była w stanie przewidzieć. Z dwojga złego wolała
doświadczać czegoś podobnego w rzeczywistości, mając świadomość, czego
powinna się spodziewać, to jednak zostało jej we śnie odebrane.
Cóż, nie pierwszy raz. Podejrzewała, że to
reakcja już i tak udręczonego umysłu na ostatnie wydarzenia, o których
tak bardzo starała się nie myśleć. Jak na ironię uciekła w sen po to, żeby
wrócić do punktu wyjścia – zastanawiania się nad stanem Issie i tym, jak
poważne konsekwencje miało nieść ze sobą to, co miało miejsce podczas balu. Nie
chciała tego, ale…
– No jasne.
Zesztywniała, co najmniej oszołomiona
spokojnym, niemalże melodyjnym brzmieniem głosu, który z pewnych względów
byłaby w stanie rozpoznać dosłownie wszędzie. Raz jeszcze spojrzała na
swoje odbicie, po czym zamrugała nieco nieprzytomnie, uświadamiając sobie, że
ma na sobie ciasno przylegająca do ciała, intensywnie białą sukienkę –
całkowicie różną od tej, w której poszła na szkolną imprezę. Serce jak na
zawołanie zabiło jej szybciej, kiedy zauważyła zdecydowanie zbyt odważny,
odsłaniający o wiele więcej, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć, dekolt.
Natychmiast uniosła obie dłonie, chcąc dla pewności się zasłonić, jednak i tego
nie zrobiła, w zamian zamierając, kiedy zauważyła, że jej skóry nie
szpeciły żadne blizny – ani jeden ze śladów, których dorobiła się po ataku
wilkołaków w tamtym hotelu. W innym wypadku takie odkrycie w równym
stopniu by ją oszołomiło, co i oczarowało, ale tym razem wszystko było
inne, a Claire czuła się zbytnio oszołomiona, by pozwolić sobie na
jakiekolwiek pozytywne uczucia.
Z wolna wypuściła powietrze, po czym
zwiesiła ramiona. Spodziewała się, że jej odbicie postąpi w ten sam
sposób, ale nic podobnego nie miało miejsca. Nie od razu zarejestrowała, że
postać w lustrze nawet nie drgnęła, po prostu tkwiąc w bezruchu i wydając
się przenikać ją wzrokiem. To sprawiło, że z miejsca poczuła się jeszcze
bardziej nieswojo, instynktownie mając ochotę się odsunąć albo najlepiej uciec
gdzieś daleko, byleby tylko… Cóż, nie patrzeć na samą siebie, o ile to w ogóle
miało okazać się możliwe.
W uszach wciąż dźwięczał jej ten głos –
melodyjny i spokojny, ale jednak należący do niej. Problem polegał na tym,
że od chwili uświadomienia sobie, że śni, nie odezwała się nawet słowem. Tak
przynajmniej sądziła, wciąż biorąc pod uwagę to, że być może niewiele
brakowała, żeby straciła nad sobą kontrolę i w nerwach zaczęła robić
rzeczy, które w innym wypadku na pewno nie przyszłyby jej na myśl. W głowie
miała pustkę, a łączenie i interpretowanie faktów, okazało się
zadaniem, które w znacznym stopniu zaczęło ją przerastać. Już nic nie było
aż tak oczywiste, jak mogłaby tego oczekiwać, a jakby tego było mało…
A potem dziewczyna w lustrze się
uśmiechnęła – w niemalże drapieżny, niepokojący sposób, kolejny raz
poruszając poza kontrolą Claire. To wystarczyło, żeby całkowicie wytrącić już i tak
oszołomioną dziewczynę z równowagi, sprawiając, że serce omal nie
wyskoczyło jej z piersi. Weź się w garść!, nakazała sobie stanowczo, ale to były tylko słowa, których w żaden
sposób nie była w stanie przyjąć do wiadomości. Tkwiła w bezruchu,
nerwowo napinając mięśni i z coraz większym niedowierzaniem, niemalże
bezmyślnie wpatrując w lustro, o ile wciąż mogła określić tym mianem gładką,
oprawioną w złocistą ramę powierzchnię.
Och, również tym razem nie była w stanie
skoncentrować się na szczegółach. Wodziła wzrokiem po delikatnych, zdobiących
lustro wzorach, ale te wydawały się unikać jej spojrzenia, zamazując się i utrudniając
jakiekolwiek próby interpretacji. To było niczym próba pochwycenia dymu gołymi
rękami – całkowicie bez sensu, czego zresztą była w coraz większym stopniu
świadoma. Co prawda to nadal niczego nie zmieniało, ale…
Nie. Po
prostu się obudź.
Musisz się
obudzić…
Problem w tym, że nie potrafiła. Nie
miała nawet pewności, w jaki sposób powinna się do tego zabrać, zdolna co
najwyżej tkwić w miejscu i zastanawiając się nad tym, co i dlaczego
powinna zrobić. W głowie jej wirowało, obraz zamazywał się przed oczami, a myśli
wirowały, mieszając się ze sobą i potęgując uczucie pustki. Chciała
jakkolwiek nad tym zapanować, ale i to wydawało się być gdzieś poza jej
możliwościami, przez co poczuła się jeszcze bardziej bezradna. Już nad niczym
nie panowała, mogąc co najwyżej zdać się na kierunek, który ostatecznie
przybrał sen, chociaż coś podpowiadało jej, że nie powinna na to pozwolić.
Niby
dlaczego? Uważasz, że to takie proste?,
usłyszała i to wystarczyło, żeby mimowolnie zadrżała, coraz bardziej
zaniepokojona. Tym razem jej własny głos rozbrzmiał gdzieś w umyśle,
jednak to nie telepatia zszokowała dziewczynę najbardziej – do tej w końcu
z oczywistych względów zdążyła się przyzwyczaić. Najbardziej niepokojącą,
nie dającą jej spokoju kwestią, pozostawało to, że myśli same w sobie nie
należały do niej.
To okazało się w równym stopniu
przerażające, co i nieprawdopodobne, jednak nie miała czasu, żeby chociaż
próbować się nad tym zastanowić.
Nie, skoro miało być gorzej.
Nie była pewna, co i dlaczego podkusiło
ją, żeby ponownie spojrzeć w lustro. Sądziła, że i tym razem obraz
zacznie się zamazywać, uniemożliwiając skoncentrowanie się na szczegółach, ale
tym razem nic podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie – to, co widziała,
okazało się zaskakująco wręcz ostre i tak wyraziste, że przez krótką chwilę
miała wrażenie, że poszczególne obraz dosłownie wypalą się w jej umyśle.
Zadrżała niekontrolowanie, coraz bardziej oszołomiona tym, że jej już i tak
wyostrzone zmysły, nagle mogłyby stać się jeszcze bardziej wrażliwe. Co gorsza,
to wciąż nie był koniec, kiedy zaś w końcu zapanowała nad sobą na tyle,
żeby się skoncentrować…
Odbicie zmienił się. Była tego pewna, nawet
bez odwracania się za siebie wiedząc, że za jej plecami nie było tego, co mogła
dostrzec w lustrze. Miała przynajmniej nadzieję, że tak właśnie jest,
woląc nie wyobrażać sobie, w jakim stanie mógłby być pokój, w którym
się znajdowała. Już i tak czuła się tak, jakby ktoś z całej siły
zdzielił ją czymś ciężkim po głowie, wytrącając z równowagi bardziej niż
do tej pory. Trudno, żeby czuła cokolwiek innego, skoro spoglądała na ni mniej,
ni więcej, ale pomieszczenie umazane we krwi.
O, tak – osoka wydawała się być wszędzie.
Claire wyraźnie widziała świeże, krwiste smugi zarówno na podłodze, jak i ścianach
pokoju po drugiej stronie lustra. Z jakiegoś powodu coś w tym widoku
sprawiło, że z miejsca zrobiło jej się dobrze, chociaż niedorzeczną
wydawała się myśl, że istotę nieśmiertelną mogłoby mdlić na sam widok czegoś,
co przecież było takim jak ona niezbędne, żeby normalnie funkcjonować. Możliwe,
że gdyby chodziło tylko o to, zdołałaby pozbyć się niechcianych emocji i przynajmniej
spróbować odciąć od tego, co działo się wokół niej, być może nareszcie mając
szansę na przebudzenie, ale…
Nie, to nie był koniec.
Najgorsze w tym wszystkim pozostawało,
że to właśnie ona tkwiła w całym środku tego szaleństwa – czy może raczej
jej własne odbicie, wciąż całkowicie poza kontrolą. Tamta Claire wyglądała
inaczej, co prawa wciąż w białej sukience, ale to tylko podkreślało
wyrazistość czerwonych, krwistych plam, które znaczyły dotychczas nieskazitelny
materiał. Osokę miała również na dłoniach, chociaż kiedy instynktownie
spojrzała na własne ręce, przekonała się, że te były czyste. Z logicznego
punktu widzenia, to wydawało się całkowicie pozbawione sensu, ale powoli
zaczynała przywykać do myśli, że w tym świecie nic nie było nawet zbliżone
do tego, czego mogłaby doświadczyć w rzeczywistości.
Nie chciała tutaj być. Zdecydowanie pragnęła
uciekać, marząc o choćby cieniu szansy na wycofanie, ale nic nie
wskazywało na to, by takie rozwiązanie miało być możliwe. Nawet kiedy zacisnęła
powieki, niemalże desperacko próbując wyobrazić sobie moment przebudzenia,
wiedziała, że to na nic – i że wciąż tkwiła w tym samym miejscu,
najpewniej będąc na dobrej drodze, żeby zrobić z siebie kompletną idiotkę.
Nie była pewna, jak długo walczyła z samą
sobą, przez krotką chwilę gotowa przekonywać samą siebie, że nie ma powodów do niepokoju.
Zabawne, ale to brzmiało niczym wierutne kłamstwo – coś, co po prostu nie miało
racji bytu. To wyłącznie sprawiało, że przedłużała konieczność przebywania w tym
dziwnym miejscu, próbując zapanować nad czymś, co już dawno wymknęło się spod
kontroli. Chciała coś z tym zrobić, ale…
Claire.
Wzdrygnęła się, słysząc własne imię.
Wydawało się dochodzić zewsząd, wypowiedziane tak pewnie i nagląco, że
nawet gdyby chciała, nie byłaby w stanie zignorować tego dźwięku. Co
więcej, po raz kolejny nie miała wątpliwości, że głos należał do niej, chociaż
zarazem pozostawał obcy. To musiał być ten sam melodyjny sopran, który należał
do dziewczyny z lustra, niezależnie od tego, jak bardzo szalone mogłoby
wydawać się to, że wypierała się własnego odbicia – a więc czegoś, co mimo
wszystko pozostawało jej częścią.
Po prostu
otwórz oczy. Nie można uciekać wiecznie… Zresztą tutaj nic ci się nie stanie,
prawda?, nakazała sobie stanowczo, ale i tak
minęła dłuższa chwila, zanim w końcu zdołała podjąć jakąkolwiek sensowną
decyzję.
A potem zamarła, omal nie wychodząc z siebie,
kiedy przekonała się, że była o wiele bliżej lustra, niż do tej pory
sądziła. Jej odbicie zresztą też, zakrwawionymi dłońmi dotykając dotychczas
nieskazitelnego szkła. Dziewczyna (mimo wszystko Claire było łatwiej wyobrazić
sobie, że to ktoś obcy, w najmniejszym nawet stopniu niezwiązany z nią)
znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki, umazana świeżą osoką i wpatrzona
w nią. Było coś oszałamiającego w nienaturalnie wręcz dużych,
utkwionych w Claire tęczówkach – zwykle niebieskich, chociaż w tamtej
chwili wydawały się niemalże srebrne. Zamarła, przez krótką chwilę gotowa
przysiąc, że postać z lustra za moment spróbuje po nią sięgnąć, a potem
przeciągnie ją na drugą stronę, jednak nic podobnego nie miało miejsca.
W zamian dziewczyna uniosła dłoń, po czym
bardzo delikatnie przesunęła zakrwawionym palcem przesuwając po lustrzanej
tafli i zostawiając za sobą długą, wyraźną smugę czerwieni. Zanim Claire
zdążyła zastanowić się nad tym, czego właśnie była świadkiem, a tym
bardziej zdecydować, czy powinna się wycofać, postać przed nią zaczęła
starannie kaligrafować litery – w taki sposób, by dziewczyna mogła
swobodnie je odczytać. To oszołomiło ją bardziej niż cokolwiek innego,
sprawiając, że zastygła w bezruchu, przez kilka następnych sekund
bezmyślnie wpatrując się w krwawy napis i mimo usilnych starań nie
będąc w stanie zrozumieć jego znaczenia.
Trzy linijki… Krótkie, proste słowa,
układające się w konkretną całość. Zarówno ta forma, jak i pismo na
lustrze, okazały się znajome, bo przecież należały do niej.
Przed sobą miała haiku, chociaż przecież to
nie ona je napisała – nie tak po prostu.
Ostatni
oddech
Śmierć zbiera żniwo
Na
twoich oczach
Tkwiła w bezruchu chyba całą wieczność,
bezmyślnie wpatrując się w kolejne linijki – tak długo, że aż te zaczęły
się rozmazywać. Zamrugała kilkukrotnie, chociaż sama nie była pewna, czy
chciała widzieć cokolwiek jeszcze z tego, co działo się po drugiej
stronie. Oczywiście ani napis, ani jej odbicie nie zniknęły, tak wyraziste, że
nawet gdyby chciała, nie byłaby w stanie ich nie zauważyć. Co więcej,
kolejne linijki wydawały się wręcz wypalać w jej umyśle, w taki
sposób, by nigdy nie miała być w stanie ich zapomnieć. To było ostrzeżenie
– zwiastun tego, co dopiero miało nadejść, ale…
Wkrótce mogło wydarzyć się coś złego, a ona
nie miała pojęcia kiedy i co takiego.
I to ją przerażało.
– Ciesz się tym, co masz, bo szczęście jest
kruche – usłyszała.
Coś w tych słowach sprawiło, że z miejsca
zrobiło jej się zimno. Z drugiej strony, być może w tym miejscu tak
było od samego początku, ale do tej pory temperatura nie miała dla niej
najmniejszego nawet znaczenia. Co więcej, sama wyraźnie czuła, że chłód wydawał
się mieć swoje źródło gdzieś w jej wnętrzu, co jedynie utwierdziło
dziewczynę w przekonaniu, że to coś o wiele bardziej złożonego,
aniżeli wpływ temperatury.
Wciąż o tym myślała, bezmyślnie
wpatrując się w postać w lustrze. Claire po drugiej stronie
uśmiechnęła się w pozbawiony wesołości, drapieżny sposób, po czym jak
gdyby nigdy nic odwróciła się na pięcie, zamierzając odejść.
Właśnie wtedy wszystko ostatecznie zniknęło,
a potem nastąpiło przebudzenie.
Gwałtownie poderwała się do
pozycji siedzącej, zlana potem i dziwnie oszołomiona. Oddychała szybko i płytko,
przez kilka następnych sekund koncentrując się przede wszystkim na zapanowaniu
nad własnym ciałem. Nie była pewna, jak długo trwało, zanim w końcu udało
jej się rozluźnić – tylko nieznacznie, ale to musiało wystarczyć. Wiedziała
jedynie, że wciąż drżała, roztrzęsiona co najmniej tak, jakby ktoś właśnie
spróbował ją skrzywdzić, chociaż to przecież nie było prawdą.
Poruszając
się trochę jak w transie, w oszołomieniu spojrzała na własne dłonie,
przez krótką chwilę próbując doszukać się na bladej skórze jakichkolwiek śladów
krwi. Potrzebowała dłuższej kilku następnych sekund, żeby zrozumieć, że jest
bezpieczna i że siedziała na łóżku w niewielkim pokoiku, który – o ile
dobrze zrozumiała – kiedyś należał do mamy Renesmee. To właśnie w tym
miejscu ostatecznie wylądowała, kiedy Seth postanowił zabrać ją do siebie. Mimo
wszystko dom komendanta Swana w Forks wydawał się o wiele lepszą
alternatywą niż rezerwat, w którym nadal czuła się co najmniej nieswojo.
Tak czy inaczej, czuła się tutaj względnie bezpieczna, a jakby tego było
mało…
– Claire?
Aż
wzdrygnęła się, słysząc, że ktoś wypowiada jej imię. W pamięci nadal miała
resztki snu, przez co jakakolwiek próba zwrócenia się do niej, w nieprzyjemny
sposób skojarzyła się dziewczynie z momentem, w którym to postać z lustra
zaczęła się odzywać. Co prawda niechciane obrazy stopniowo zaczynały się
zamazywać, ale nie na tyle, by przestała być świadoma tego, co się wydarzyło.
Wspomnienia pozostawały zdecydowanie zbyt świeże, dodatkowo mieszając się z niepokojem,
który towarzyszył jej przez cały ten wieczór, odkąd Issie…
Nie, nie
chciała się nad tym rozwodzić.
W
roztargnieniu przeniosła wzrok na Setha, dopiero po kilku następnych sekundach
we właściwy sposób koncentrując się na chłopaku. Nie zarejestrowała momentu, w którym
znalazł się przy niej, tak blisko, że gdyby tylko zechciała, mogłaby go
dotknąć. Jeszcze jakiś czas temu sama świadomość tego, że mógłby znajdować się
tak blisko, przyprawiłaby ją o palpitacje serca i atak paniki, ale
tym razem nic podobnego nie miało miejsca. W zamian bez słowa wpadła
zmiennokształtnemu w ramiona, pozwalając, żeby przygarnął ją do siebie, w oszołomieniu
kołysząc i mrucząc coś, co z założenia chyba miało brzmieć
uspokajająco.
– Ja… –
wyrzuciła z siebie na wydechu. Jej głos zabrzmiał dziwnie piskliwie, poza tym
i tak nie była w stanie dokończyć. Przełknęła z trudem,
bezskutecznie próbując oczyścić gardło i doprowadzić się do porządku. – Co
tutaj robisz? Mam na myśli…
– Jest bardzo
wcześnie, ale mimo wszystko wolałem sprawdzić i… Poza tym wydałaś mi się bardzo
niespokojna – wyjaśnił niemalże łagodnym tonem, przeczesując jej włosy palcami.
Wyczuła w jego ruchach znajomą nieporadność, zupełnie jakby sam nie był
pewien, czy postępuje właściwie. Trzymał ją delikatnie, być może spodziewając
się tego, że w każdej chwili mogłaby spróbować uciec, przestraszona
wzajemną bliskością alby czymś, co w jego zachowaniu nie przypadłoby jej
do gustu. – Dobrze się czujesz? Drżysz – zauważył mimochodem, więc spróbowała
nad sobą zapanować, za wszelką cenę starając się doprowadzić własne ciało do
porządku.
Nie
odpowiedziała, bez słowa wtulając twarz w tors siedzącego przy niej
chłopaka. Jego ciało okazało się przyjemnie ciepłe, w charakterystyczny
dla zmiennokształtnego sposób, co w tamtej chwili wydało jej się nad wyraz
pożądane. Potrzebowała tego ciepła, nade wszystko chcąc odszukać ukojenie w bliskości
osoby, która w pewnym momencie stała się dla niej aż nadto istotna. Seth
sprawiał, że czuła się bezpieczniejsza, mogąc przynajmniej na chwilę zapomnieć o wszystkim
tym, co przez cały ten czas ją martwiło.
Nie była
pewna, jak długo trwali w ciszy, ale to nie miało znaczenia. Pozwolił jej
na to, czekając aż się uspokoi, co przyjęła z ulgą. Milczenie również Claire
odpowiadało, tym bardziej, że nie miała ochoty na jakiekolwiek rozmowy.
Podejrzewała, że gdyby nie Cammy, który – zgodnie z obietnicą – odwiózł ją
aż pod same drzwi, nie byłaby w stanie wykrztusić z siebie chociaż
słowa, nie wspominając o udzieleniu jakichkolwiek wyjaśnień. Była za to
kuzynowi wdzięczna, aż nazbyt świadoma tego, że po raz kolejny okazywała
słabość, niezdolna poradzić sobie z emocjami i sytuacją, w której
ostatecznie przyszło jej się znaleźć.
Nie chciała
o tym myśleć, chociaż być może powinna. Próbowała przekonać samą siebie,
że to wyłącznie jej przewrażliwienie i nadmiar emocji, ale to okazało się o wiele
trudniejsze, niż mogłaby tego oczekiwać.
–
Zostaniesz? – zapytała cicho, nie mogąc się powstrzymać.
Chociaż jej
głos zabrzmiał tak cicho, że ledwo była w stanie samą siebie zrozumieć,
Seth nie miał problemu ze zrozumieniem poszczególnych słów. Nie odezwał się
nawet słowem, ale to okazało się zbędne, tym bardziej, że wciąż trzymał ją w swoich
ramionach, pozwalając, żeby się do niego tuliła.
Pomimo
tego, że nie sądziła, iż to w ogóle możliwe, jakimś cudem udało jej się z powrotem
zasnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz