12 stycznia 2017

Sześćdziesiąt sześć

Alessia

Coś zmieniło się z chwilą, w której jednak zdecydowała się na niego spojrzeć – jak najbardziej żywego, znajdującego się gdzieś na wyciągnięcie ręki. To było niczym impuls, któremu się poddała, z miejsca zapominając o dotychczasowej złości. Nawet nie zastanawiała się nad tym, co robi, kiedy dosłownie skoczyła przed siebie, w ułamku sekundy materializując przy Arielu. Zwłaszcza we śnie poruszanie się było dziecinnie proste, a może to po prostu ona była zbyt rozemocjonowana, by cokolwiek było w stanie ją powstrzymać. Wiedziała jedynie, że wpadła mu w ramiona, choć nie sądziła, że będzie w stanie zdobyć się na coś takiego, skoro ich ostatnia rozmowa wyglądała w taki, a nie inny sposób.
Teraz była na siebie zła za to, że pomimo usilnych starań nie była w stanie się zdecydować. Nie miała pojęcia, czego tak naprawdę chciała, nie wspominając o tym, że za nim tęskniła, zamartwiając się o wiele razy, aniżeli faktycznie było to potrzebne. Chciała przynajmniej wierzyć, że tak właśnie jest i że Ariel wiedział, co takiego robi, kiedy zdecydował się zostać. Jasne, miała ochotę porządnie mu przyłożyć i jakkolwiek nakłonić do tego, żeby jednak wrócił do Miasta Nocy, by raz jeszcze przemyśleć sytuację, ale czuła, że to nie ma sensu, skoro jasno dał jej do zrozumienia, że z jego perspektywy obietnica, którą złożył Katherine, pozostawała jak najbardziej wiążąca.
Ali…, usłyszała jego mentalny głos. Spotykali się w ten sposób tak często, że już dawno zdążył przywyknąć do zasad, którymi rządził się otaczający ich świat. Sama go tego nauczyła, pokazując dość, by i bez telepatycznych zdolności zdołał odnaleźć się we własnym umyśle – i to zwłaszcza wtedy, kiedy próbowała ingerować w świat snów. Nie sądziłem, że…
Przepraszam, przerwała mu, wyrzucając z siebie to jedno słowo.
W zasadzie nie planowała tego, kiedy zdecydowała się przyjść, ale w tamtej chwili jakiekolwiek motywy nie miały znaczenia. Kolejny raz działała pod wpływem impulsu, ale nie potrafiła zmusić się do żałowania którejkolwiek z podjętych w ostatnich minutach decyzji. Potrzebowała go i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, zwłaszcza po kolejnej ciągnącej się w nieskończoność rozłące. Mogła mówić naprawdę wiele, ale mimo wszystko…
Nie zaprotestowała, kiedy Ariel zacisnął dłonie na jej ramionach, by zdecydowanym ruchem odsunąć ją od siebie. Mimo wszystko nie wypuścił dziewczyny ze swoich objęć, co ta przyjęła z ulgą, uświadamiając sobie, że po prostu chciał zajrzeć jej w oczy. Skupiła na nim wzrok, przy okazji chcąc ocenić, czy był w dobrym stanie, ale we śnie nie była w stanie stwierdzić, jak sprawy miały się w rzeczywistości. Mogła co najwyżej zgadywać, że wszystko było w porządku, ale to wciąż nie dawało jej całkowitej gwarancji.
Za co?, odezwał się w końcu Ariel. Jasne, byłaś zła, ale… Och, Ali, wybacz mi, proszę, westchnął i w tamtej chwili wydał się dziewczynie co najmniej zmęczony.
Co dzieje się w Lille?, zapytała natychmiast, nie mogąc się powstrzymać.
Chciała dodać coś jeszcze na temat tego, że jak najbardziej miała powody, żeby choć po części się przed nim kajać, ale ostatecznie ta kwestia zeszła na dalszy plan, wyparta przez narastające z każdą kolejną sekundą wątpliwości. Najpierw chciała się czegoś dowiedzieć, tym bardziej, że nie mogła pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia, że mieli naprawdę mało czasu. Nie była pewna, skąd tak naprawdę to wiedziała, ale to nie miało znaczenia. Wiedziała jedynie, że za wszelką cenę powinni wykorzystać okazję, by szczerze porozmawiać, choć zarazem nie miała pojęcia, dokąd to wszystko zmierzało.
Ariel zawahał się, wyraźnie zmartwiony. Dobrze znała ten wyraz twarzy, zresztą tak jak i stojącego przed nią chłopaka, dzięki czemu zawsze była w stanie wyczuć, kiedy nie wszystko układało się po jego myśli. Podejrzewała zresztą, że do głowy mogło przyjść mu to, żeby spróbować coś przed nią ukryć, a na to zdecydowanie nie zamierzała pozwolić, dlatego odsunęła się, dla lepszego efektu zakładając ramiona na piersiach.
Mieszkałam z wami, przypomniała, decydując się postawić sprawę jasno. Czas przeszły miał w sobie coś porażającego, ale zmusiła się do zachowania spokoju. Musiała trzymać nerwy na wodzy, przynajmniej tymczasowo, bo w innym wypadku ich rozmowa zdecydowanie nie miałaby żadnego sensu. To był mój dom, więc chcę wiedzieć… I nie próbuj kręcić, bo jeśli będę musiała, wtedy poznam prawdę w inny sposób, dodała nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Och, Ali…, jęknął Ariel, potrząsając z niedowierzaniem głową. Po jego tonie poznała, że dobrze zrozumiał aluzję i subtelną groźbę, którą zdecydowała się posłużyć. Wiedziała, że nikt nie puściłby jej do Lille, gdyby zdecydowała się na powrót, ale to wciąż o niczym nie świadczyło. Zwłaszcza Ariel zdawał sobie sprawę z tego, że była zdolna do zrobienia nawet najbardziej szalonych rzeczy, nawet w sytuacji, w której napotkałaby się z oporem. Gdyby chciała przyjechać, spróbowałaby, choćby to miało wiązać się z dyskretnym wymknięciem z Miasta Nocy.
Powiedz mi, zachęciła niemalże łagodnym tonem.
Znów potrząsnął głową, ale mimo wszystko nie wyczuła, żeby to oznaczało protest. Wydawał się raczej zrezygnowany, kiedy zaś po kilku sekundach w końcu się odezwał, zrozumiała, że zdołała postawić na swoim, choć wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. To był ten rodzaj triumfu, który nie sprawiał przyjemności, wręcz doprowadzając do szału świadomością, że w ogóle musiała uciekać się do groźby.
Jest… inaczej, przyznał w końcu Ariel, a ona prychnęła, nie mogąc się powstrzymać. Jeśli sądził, że to jej wystarczyło, mylił się. Charon się rządzi, poza tym jest niebezpieczny. Nie wiem, co by się stało, gdybyś tutaj została, dodał, a po jego tonie poznała, że nawet nie chciał sobie takiej sytuacji wyobrażać.
Co się stało?, ponagliła, coraz bardziej niespokojna. Coś w jego słowach wystarczyło, by Ali zrozumiała, że sprawy w Lille miały się co najmniej źle.
Przez twarz Ariela przemknął cień – zdecydowanie zbyt szybko, by była w stanie stwierdzić czy to zmartwienie, gniew, czy może coś jeszcze innego.
W zasadzie nie wiem, czego tak naprawdę chce. Większość czasu i tak nas unika, chociaż może to raczej my schodzimy mu z drogi… Ale to wygląda tak, jakby uważał, że Lille należy do niego, stwierdził z wyraźną irytacją Ariel. Vick już nawet nie reaguje, przez wzgląd na Bellę. Zwłaszcza po tym, co stało się z Yasmine…, zaczął i urwał, najwyraźniej uświadamiając sobie, że powiedział za dużo.
Alessia gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, coraz bardziej niespokojna. Spojrzała na chłopaka z niedowierzaniem, przez krótką chwilę mając ochotę na niego warknąć, byleby nakłonić go do dalszej rozmowy. Teraz już nie miała wątpliwości, że miało miejsce coś niedobrego, przez co niewiedza w jeszcze większym stopniu dawała się dziewczynie we znaki. Chciała zrozumieć, choć zarazem miała wrażenie, że to była jedna z tych sytuacji, w której nie poznanie odpowiedzi mogłoby okazać się najlepszym, co było w stanie ją spotkać.
Yasmine…, powtórzyła. Pamiętała młodą, cichą dziewczynę – jedyną pośród młodziaków, które przemienił Victor. Pomijając Bellę, w twierdzy pozostawała jedyną kobietą. Co…?
Odpowiedziało jej wymowne milczenie, co okazało się nawet gorsze, niż gdyby Ariel odpowiedział wprost na to pytanie. Nie miała pojęcia, czy stała się wrażliwa przez śmierć Nattie, czy może wiązało się z tym coś innego, zresztą chyba nie chciała tego wiedzieć. W pewnym momencie nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, choć we śnie nie miała prawa poczuć bólu – przynajmniej nie fizycznego. Złość znowu doszła do głosu, przysłaniając wszystko inne. Ali uświadomiła sobie, że z wielką chęcią by coś zniszczyła, choć zarazem nie miała możliwości, żeby tego dokonać.
Nie chciała być posłuszna, przyznał niechętnie Ariel, starannie dobierając słowa. Dlatego nie mogłem pozwolić, żebyś tutaj została. Jest w stanie skrzywdzić nas, a ty…
Ale tobie nic nie jest?, przerwała mu zniecierpliwionym tonem.
Ariel zacisnął usta.
Radzę sobie, rzucił wymijającym tonem. To krótkie stwierdzenie wytrąciło ją z równowagi bardziej niż cokolwiek innego.
Ariel…
Proszę, tyko znowu się nie kłóćmy, dobrze?, wyrzucił z siebie niemalże na wydechu. To przynajmniej sugerował jego ton, bo komunikowanie się we snach rządziło się zupełnie innymi prawami. Ja… Cieszę się, że do mnie przyszłaś, wiesz? Myślałem… Ale dla mnie od samego początku najważniejsze było to, żebyś znowu z mojego powodu nie musiała walczyć o życie. To trochę ironia, ale w porównaniu z Lille, Miasto Nocy wydaje się cudownie bezpieczne.
Nie mogła zaprzeczyć, że właśnie tak było. Co więcej, dobrze rozumiała jego tok rozumowania, nawet jeśli zarazem miała ochotę zaprzeczyć i znów zacząć na niego naciskać, by albo również uciekał, albo pozwolił jej wrócić. Przynajmniej na pierwszy rzut oka to wciąż wydawało się pozbawione sensu – to, że Charon, o którym wcześniej nawet nie słyszała, mógłby tak po prostu wrócić i z dnia na dzień wywrócić całe ich dotychczasowe życie do góry nogami. Nie sądziła, że coś takiego w ogóle jest możliwe, ale najwyraźniej to była kolejna kwestia, w której najzwyczajniej w świecie się myliła.
Czego on tak naprawdę chce, co?, zapytała, bo ta jedna rzecz w naturalny sposób nie dawała jej spokoju. Chciała zrozumieć, choć zarazem nie wyobrażała sobie, że dzięki temu cokolwiek mogłoby stać się jaśniejsze.
Nie wiem, przyznał niechętnie Ariel. Mam wrażenie… Wydaje mi się, że kogoś szuka. Wiem, że był w bibliotece i też przeglądał rejestry, które wcześniej interesowały twoich bliskich… Pytanie po co. Zresztą czasami zdaje dziwne pytania…
Jakie?, drążyła, nie chcąc ryzykować, że mógłby odmówić odpowiedzi. Coraz bardziej się niecierpliwiła, choć zarazem wcale nie była taka pewna, czy chce dowiedzieć się prawdy. Już i tak działo się zbyt wiele rzeczy, których nie rozumiała, a każda kolejna informacja wzbudzała w Alessi coraz silniejszy niepokój. Zanim wrócił Charon, Rufus mówił mi różne rzeczy… O Isobel i tym, że wszystkie dziwne rzeczy zwykle łączą się z nią, dodała, żałując, że wcześniej nie próbowali rozmawiać na ten temat.
Isobel i Charon?, powtórzył z wyraźną rezerwą Ariel. To możliwe… W zasadzie wszystko się takie wydaje, bo kilka razy pytał o Miasto Nocy, dodał, ostrożnie dobierając słowa. Jak wspomniałem, kogoś szuka… Więc to równie dobrze może być ona, chociaż… Sam nie wiem.
To nie brzmiało ani trochę pocieszająco, choć równie dobrze oboje mogli się mylić. Chyba nawet chciała, żeby tak było, tym bardziej, że nazywanie mężczyzny „drugą Lilią” nie wydawało się szczególnie optymistyczne. Ali aż nazbyt dobrze pamiętała, jak niebezpieczna była członkini kwartetu, więc gdyby kolejny wilkołak z sadystycznymi upodobaniami zaczął dążyć do stanięcia u boku Isobel…
Dlaczego mam wrażenie, że sam w to nie wierzysz?, zapytała z wahaniem, sama niepewna, con takiego w nastawieniu chłopaka tak naprawdę nie dawało jej spokoju.
Ariel westchnął, po czym wzruszył ramionami.
Nie wiem. Ale z tego, co wiadomo mi na temat Charona, to nigdy nie podlegał Isobel… Nie w taki sposób, jak Lilia, wyjaśnił pośpiesznie. Jasne, jej rządy były mu na rękę, ale nie uznawał wampirzycy w roli kogoś, kto mógłby mieć władzę nad wilkołakami. Wiesz, całe to myślenie o krwiopijcach i tak dalej, dodał, mimowolnie się krzywiąc.
Skinęła głowa, wciąż przygnębiona. Co prawda rozluźniła się trochę, kiedy chłopak znalazł się przy niej, bez słowa biorąc ją w ramiona. Wtuliła się w niego, wciąż mając poczucie, że tak naprawdę na to nie zasłużyła, tym bardziej, że na swój sposób wciąż miała do niego żal – o to, że z takim uporem trwał przy swoim, nie zamierzając tak po prostu do niej wrócić. Ta rozłąka wciąż dawała jej się we znaki, gorsza niż stan, w którym trwali przed wspólnym zamieszkaniem do Lille. Jak mogła się czuć inaczej, skoro już przekonała się, że ich życie mogłoby wyglądać inaczej? Ba! Doświadczyła go, więc konieczność powrotu do wcześniejszego stanu, była niczym kubeł lodowatej wody, który ktoś nagle wylał jej na głowę.
Zadrżała, czując znajome dłonie na biodrach. Z wolna odchyliła głowę, po czym spojrzała Arielowi w oczy – znajome, ciemne i po prostu smutne, choć zwykle nabierały blasku, kiedy spoglądał na nią. Tak było i tym razem, a serce dziewczyny mimo wszystko zabiło szybciej, zdradzając wszystko, co tak naprawdę czuła – podekscytowanie, strach, ale przede wszystkim tęsknotę, która przez cały ten czas dawała jej się we znaki. Mogła się złościć, protestować albo błagać, żeby z nią został, ale niezależnie od targających ją emocji, nie była w stanie odtrącić go, kiedy zdecydował się ją pocałować. Pozwoliła mu na to, bez chwili wahania odwzajemniając pieszczotę – nieprawdziwą, bo w tym świecie nic takie nie było – czując się przy tym tak, jakby po długich poszukiwaniach w końcu odnalazła drogę do domu. I to było dobre, a ona w końcu była pełna, choć to nie miało prawa trwać wiecznie – nie, skoro z chwilą przebudzenia któregokolwiek z nich wszystko na powrót miało się skomplikować.
Jak na zawołanie Ariel jęknął, po czym niechętnie odsunął ją od siebie. Pozwoliła mu na to, czując, że coś ściska ją w gardle, zwłaszcza kiedy sama również poczuła, że zostało im naprawdę mało czasu. Jego sen się rozpływał, ustępując miejsca przebudzeniu – i to dość gwałtownemu, choć nie miała pojęcia, co tak naprawdę miałoby oznaczać. W Lille mogło wydarzyć się dosłownie wszystko, a ona wolała sobie tego nie wyobrażać.
Muszę iść, usłyszała i choć dobrze o tym wiedziała, przez krótką chwilę miała ochotę w dziecinny sposób zacząć błagać, żeby z nią został. Wiedziała, że to co najmniej żałosne, ale nie dbała o to, nie mając nic przeciwko temu, żeby zachowywać się jak dziecko. Niby co złego było w tym, że go potrzebowała? Tyle czasu walczyli o ten związek, a jednak wystarczyła jedna osoba, żeby wszystko po raz kolejny stanęło na głowie – i właśnie to przerażało ją najbardziej. Mam rozumieć, że ty…?
Będę czekała, obiecała, zanim zdążyła się nad tym zastanowić. I tak nie wyobrażała sobie, że mogłaby postąpić jakkolwiek inaczej. Ale najpierw musisz mi coś przyrzec, dodała, a Ariel wymownie uniósł brwi ku górze, rzucając jej wyraźnie zaniepokojone spojrzenie.
Co takiego?
Zignorowała fakt, że nie zaufał w ciemno. Chyba nawet nie była zaskoczona tym, że podejrzewał, iż mogłaby chcieć go podejść. Co prawda nie miała takiego zamiaru – nie świadomie – ale mimo wszystko…
Jeśli będzie naprawdę źle, wrócisz do Miasta Nocy, oznajmiła z naciskiem, siląc się na nieznoszący sprzeciwu ton. Nie, nie protestuj! Co ci po obietnicy złożonej Katherine, jeśli… będziesz martwy?, zauważyła przytomnie, choć ta myśl ją przerażała.
Ja…, zaczął i wyraźnie się zawahał. Zesztywniała w jego ramionach, niemalże spodziewając się tego, że za moment usłyszy coś, co zdecydowanie nie przypadnie jej do gustu. W porządku. Kocham cię, Ali.
Nawet nie miała okazji mu odpowiedzieć.
Zaraz po tym świat, który specjalnie dla nich stworzyła, po prostu zniknął, a ona się obudziła.

Nie była pewna, jak długo siedziała na łóżku, bijąc się z myślami i zastanawiając nad tym, co i dlaczego chciała zrobić. W pamięci starannie analizowała rozmowę z Arielem, próbując przekonać samą siebie, że to miało sens – i że oboje robili wszystko to, co było dla nich najlepsze. Chciała mu ufać, tak jak robiła do tej pory, nieustannie powtarzając w duchu, że chłopak sobie poradzi. Nawet nie brała pod uwagę innej możliwości, bo gdyby chociaż spróbowała przeanalizować mniej optymistyczne scenariusze, wtedy musiałaby uznać, że były prawdopodobne. W efekcie mogła co najwyżej postradać zmysły, a to zdecydowanie nie wchodziło w grę.
Na zewnątrz wciąż było ciemno, kiedy odrzuciła kołdrę, ostatecznie dochodząc do wniosku, że już i tak nie będzie miała szansy na to, żeby zasnąć. Odrzuciła ciemne włosy na plecy, niedbale przeczesując je palcami, po czym narzuciła na siebie szlafrok. Czuła chłód, którego w żaden sposób nie potrafiła wytłumaczyć, a który zdecydowanie nie miał związku z tym, że temperatura na zewnątrz spadła poniżej zera. To było zupełnie coś innego, choć nie potrafiła tego zinterpretować, w gruncie rzeczy chyba nawet nie chcąc wiedzieć. Nie chciała wracać pamięcią do Lille, Charona i tego, co mogłoby pójść źle, bo to niosło ze sobą zbyt wiele wątpliwości, a na te zdecydowanie nie miała siły. Obawiała się, że w którymś momencie ostatecznie mogłyby puścić jej nerwy, a to zdecydowanie nie skończyłoby się dobrze, zwłaszcza gdyby pokusiła się o zrobienie czegoś wyjątkowo głupiego – chociażby wyjazd do twierdzy, co wydawało się równać z prośbą o szybką śmierć.
Wyślizgnęła się na korytarz, sama niepewna, co takiego powinna ze sobą zrobić. Miała ochotę zobaczyć się z Isabeau, tym bardziej, że ciotka na pewno nie spała, korzystając z jedynej pory dnia, która pozwalała wampirom takim jak ona poruszać się na zewnątrz. Pomyślała, że równie dobrze mogłaby udać się do świątyni i sprawdzić, czy nie byłaby w stanie do czegoś się tam przydać, ale wcale nie była pewna, czy to taki dobry pomysł. Od chwili powrotu do Miasta Nocy szukała zapomnienia, zresztą zgodnie z planem już dawno powinna znaleźć się w Seattle, ale również te plany zostały pokrzyżowane. Wiedziała, że teraz wszystko tak naprawdę zależało od Joce i tego, jak szybko mała mogła dojść do siebie, ale…
– Nie śpisz, księżniczko? – usłyszała, więc pośpiesznie poderwała głowę, spoglądając w głąb korytarza.
Nie miała najmniejszego problemu z tym, żeby odszukać spojrzenie pary ciemnych, zatroskanych oczu Gabriela. Stał przy drzwiach, które prowadziły do pokoju Joce, najpewniej do tej pory czuwając nad młodszą z córek. Co więcej, wydawał się zmęczony, choć to równie dobrze mogło być wyłącznie jej wrażeniem. Przez bladość cery i ciemne, mocno kontrastujące z karnacją włosy, tata zawsze wydawał się chory, a biorąc pod uwagę wczesną porę, taka możliwość wydawała się tym bardziej prawdopodobna.
– Nie mogę – przyznała zgodnie z prawdą. Zaraz po tym pokusiła się o dokładniejsze wyjaśnienia, nie widząc powodu, dla którego miałaby kłamać: – Właśnie widziałam się z Arielem.
Jej własny głos zabrzmiał dziwnie, o wiele bardziej drżący i dziwnie piskliwy, choć usiłowała nad sobą zapanować. Odchrząknęła, próbując doprowadzić się do porządku i zmienić temat, chociażby pytaniem o samopoczucie Jocelyne, ale ostatecznie nie miała po temu okazji.
Widziała, że przez twarz Gabriela przemknął cień, a w ozach pojawiło się zrozumienie, choć sama nie była pewna, jak powinna to interpretować. Była skłonna spodziewać się dosłownie wszystkiego, również wtedy, kiedy tata zachęcająco wyciągnął ku niej rękę.
– Chodź tutaj, Ali.
Nie próbowała o nic pytać, a tym bardziej protestować, w ułamku sekundy pokonując dzielącą ich odległość. Poczuła się pewniej, kiedy otoczyły ją ciepłe ramiona, tym bardziej, że w pamięci wciąż miała moment, w którym we śnie to Ariel ją przytulał. Wtuliła twarz w tors Gabriela, wdychając znajomy zapach i tym samym utwierdzając się w przekonaniu, że była bezpieczna. Co prawda czuła, że ojciec jest spięty i wyraźnie zmartwiony, ale to nie przeszkadzało jej w przebywaniu z nim. Wręcz przeciwnie – ostatecznie doszła do wniosku, że to dobrze, że nie spał, bo samotność zdecydowanie jej nie służyła.
– Zagrasz mi coś? – zapytała pod wpływem impulsu, pozwalając żeby miarowo przeczesywał palcami jej włosy.
Wiedziała, że był zmęczony i że najpewniej większość czasu poświęcał Joce, ale w odpowiedzi na jej słowa nie próbował protestować. Wręcz przeciwnie – zachęcająco popchnął dziewczynę w stronę schodów.
– Jasne, kochanie.
To wystarczyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa