
Alessia
Coś zmieniło się z chwilą,
w której jednak zdecydowała się na niego spojrzeć – jak najbardziej
żywego, znajdującego się gdzieś na wyciągnięcie ręki. To było niczym impuls,
któremu się poddała, z miejsca zapominając o dotychczasowej złości.
Nawet nie zastanawiała się nad tym, co robi, kiedy dosłownie skoczyła przed
siebie, w ułamku sekundy materializując przy Arielu. Zwłaszcza we śnie
poruszanie się było dziecinnie proste, a może to po prostu ona była zbyt
rozemocjonowana, by cokolwiek było w stanie ją powstrzymać. Wiedziała
jedynie, że wpadła mu w ramiona, choć nie sądziła, że będzie w stanie
zdobyć się na coś takiego, skoro ich ostatnia rozmowa wyglądała w taki, a nie
inny sposób.
Teraz była
na siebie zła za to, że pomimo usilnych starań nie była w stanie się
zdecydować. Nie miała pojęcia, czego tak naprawdę chciała, nie wspominając o tym,
że za nim tęskniła, zamartwiając się o wiele razy, aniżeli faktycznie było
to potrzebne. Chciała przynajmniej wierzyć, że tak właśnie jest i że Ariel
wiedział, co takiego robi, kiedy zdecydował się zostać. Jasne, miała ochotę
porządnie mu przyłożyć i jakkolwiek nakłonić do tego, żeby jednak wrócił
do Miasta Nocy, by raz jeszcze przemyśleć sytuację, ale czuła, że to nie ma
sensu, skoro jasno dał jej do zrozumienia, że z jego perspektywy
obietnica, którą złożył Katherine, pozostawała jak najbardziej wiążąca.
Ali…, usłyszała jego mentalny głos.
Spotykali się w ten sposób tak często, że już dawno zdążył przywyknąć do zasad,
którymi rządził się otaczający ich świat. Sama go tego nauczyła, pokazując
dość, by i bez telepatycznych zdolności zdołał odnaleźć się we własnym
umyśle – i to zwłaszcza wtedy, kiedy próbowała ingerować w świat
snów. Nie sądziłem, że…
Przepraszam, przerwała mu, wyrzucając z siebie
to jedno słowo.
W zasadzie
nie planowała tego, kiedy zdecydowała się przyjść, ale w tamtej chwili
jakiekolwiek motywy nie miały znaczenia. Kolejny raz działała pod wpływem
impulsu, ale nie potrafiła zmusić się do żałowania którejkolwiek z podjętych
w ostatnich minutach decyzji. Potrzebowała go i doskonale zdawała
sobie z tego sprawę, zwłaszcza po kolejnej ciągnącej się w nieskończoność
rozłące. Mogła mówić naprawdę wiele, ale mimo wszystko…
Nie
zaprotestowała, kiedy Ariel zacisnął dłonie na jej ramionach, by zdecydowanym
ruchem odsunąć ją od siebie. Mimo wszystko nie wypuścił dziewczyny ze swoich
objęć, co ta przyjęła z ulgą, uświadamiając sobie, że po prostu chciał
zajrzeć jej w oczy. Skupiła na nim wzrok, przy okazji chcąc ocenić, czy
był w dobrym stanie, ale we śnie nie była w stanie stwierdzić, jak
sprawy miały się w rzeczywistości. Mogła co najwyżej zgadywać, że wszystko
było w porządku, ale to wciąż nie dawało jej całkowitej gwarancji.
Za co?, odezwał się w końcu Ariel. Jasne, byłaś zła, ale… Och, Ali, wybacz mi,
proszę, westchnął i w tamtej chwili wydał się dziewczynie co najmniej
zmęczony.
Co dzieje się w Lille?, zapytała
natychmiast, nie mogąc się powstrzymać.
Chciała
dodać coś jeszcze na temat tego, że jak najbardziej miała powody, żeby choć po
części się przed nim kajać, ale ostatecznie ta kwestia zeszła na dalszy plan,
wyparta przez narastające z każdą kolejną sekundą wątpliwości. Najpierw
chciała się czegoś dowiedzieć, tym bardziej, że nie mogła pozbyć się nieprzyjemnego
wrażenia, że mieli naprawdę mało czasu. Nie była pewna, skąd tak naprawdę to
wiedziała, ale to nie miało znaczenia. Wiedziała jedynie, że za wszelką cenę
powinni wykorzystać okazję, by szczerze porozmawiać, choć zarazem nie miała
pojęcia, dokąd to wszystko zmierzało.
Ariel
zawahał się, wyraźnie zmartwiony. Dobrze znała ten wyraz twarzy, zresztą tak
jak i stojącego przed nią chłopaka, dzięki czemu zawsze była w stanie
wyczuć, kiedy nie wszystko układało się po jego myśli. Podejrzewała zresztą, że
do głowy mogło przyjść mu to, żeby spróbować coś przed nią ukryć, a na to
zdecydowanie nie zamierzała pozwolić, dlatego odsunęła się, dla lepszego efektu
zakładając ramiona na piersiach.
Mieszkałam z wami, przypomniała,
decydując się postawić sprawę jasno. Czas przeszły miał w sobie coś
porażającego, ale zmusiła się do zachowania spokoju. Musiała trzymać nerwy na
wodzy, przynajmniej tymczasowo, bo w innym wypadku ich rozmowa
zdecydowanie nie miałaby żadnego sensu. To
był mój dom, więc chcę wiedzieć… I nie próbuj kręcić, bo jeśli będę
musiała, wtedy poznam prawdę w inny sposób, dodała nieznoszącym
sprzeciwu tonem.
Och, Ali…, jęknął Ariel, potrząsając z niedowierzaniem
głową. Po jego tonie poznała, że dobrze zrozumiał aluzję i subtelną
groźbę, którą zdecydowała się posłużyć. Wiedziała, że nikt nie puściłby jej do
Lille, gdyby zdecydowała się na powrót, ale to wciąż o niczym nie
świadczyło. Zwłaszcza Ariel zdawał sobie sprawę z tego, że była zdolna do
zrobienia nawet najbardziej szalonych rzeczy, nawet w sytuacji, w której
napotkałaby się z oporem. Gdyby chciała przyjechać, spróbowałaby, choćby
to miało wiązać się z dyskretnym wymknięciem z Miasta Nocy.
Powiedz mi, zachęciła niemalże łagodnym
tonem.
Znów
potrząsnął głową, ale mimo wszystko nie wyczuła, żeby to oznaczało protest.
Wydawał się raczej zrezygnowany, kiedy zaś po kilku sekundach w końcu się
odezwał, zrozumiała, że zdołała postawić na swoim, choć wcale nie poczuła się
dzięki temu lepiej. To był ten rodzaj triumfu, który nie sprawiał przyjemności,
wręcz doprowadzając do szału świadomością, że w ogóle musiała uciekać się
do groźby.
Jest… inaczej, przyznał w końcu
Ariel, a ona prychnęła, nie mogąc się powstrzymać. Jeśli sądził, że to jej
wystarczyło, mylił się. Charon się
rządzi, poza tym jest niebezpieczny. Nie wiem, co by się stało, gdybyś tutaj
została, dodał, a po jego tonie poznała, że nawet nie chciał sobie
takiej sytuacji wyobrażać.
Co się stało?, ponagliła, coraz bardziej
niespokojna. Coś w jego słowach wystarczyło, by Ali zrozumiała, że sprawy w Lille
miały się co najmniej źle.
Przez twarz
Ariela przemknął cień – zdecydowanie zbyt szybko, by była w stanie
stwierdzić czy to zmartwienie, gniew, czy może coś jeszcze innego.
W zasadzie nie wiem, czego tak naprawdę
chce. Większość czasu i tak nas unika, chociaż może to raczej my schodzimy
mu z drogi… Ale to wygląda tak, jakby uważał, że Lille należy do niego,
stwierdził z wyraźną irytacją Ariel. Vick
już nawet nie reaguje, przez wzgląd na Bellę. Zwłaszcza po tym, co stało się z Yasmine…,
zaczął i urwał, najwyraźniej uświadamiając sobie, że powiedział za dużo.
Alessia
gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, coraz bardziej niespokojna. Spojrzała
na chłopaka z niedowierzaniem, przez krótką chwilę mając ochotę na niego
warknąć, byleby nakłonić go do dalszej rozmowy. Teraz już nie miała
wątpliwości, że miało miejsce coś niedobrego, przez co niewiedza w jeszcze
większym stopniu dawała się dziewczynie we znaki. Chciała zrozumieć, choć
zarazem miała wrażenie, że to była jedna z tych sytuacji, w której
nie poznanie odpowiedzi mogłoby okazać się najlepszym, co było w stanie ją
spotkać.
Yasmine…, powtórzyła. Pamiętała młodą,
cichą dziewczynę – jedyną pośród młodziaków, które przemienił Victor. Pomijając
Bellę, w twierdzy pozostawała jedyną kobietą. Co…?
Odpowiedziało
jej wymowne milczenie, co okazało się nawet gorsze, niż gdyby Ariel
odpowiedział wprost na to pytanie. Nie miała pojęcia, czy stała się wrażliwa
przez śmierć Nattie, czy może wiązało się z tym coś innego, zresztą chyba
nie chciała tego wiedzieć. W pewnym momencie nerwowo zacisnęła dłonie w pięści,
choć we śnie nie miała prawa poczuć bólu – przynajmniej nie fizycznego. Złość
znowu doszła do głosu, przysłaniając wszystko inne. Ali uświadomiła sobie, że z wielką
chęcią by coś zniszczyła, choć zarazem nie miała możliwości, żeby tego dokonać.
Nie chciała być posłuszna, przyznał
niechętnie Ariel, starannie dobierając słowa. Dlatego nie mogłem pozwolić, żebyś tutaj została. Jest w stanie
skrzywdzić nas, a ty…
Ale tobie nic nie jest?, przerwała mu
zniecierpliwionym tonem.
Ariel zacisnął
usta.
Radzę sobie, rzucił wymijającym tonem.
To krótkie stwierdzenie wytrąciło ją z równowagi bardziej niż cokolwiek
innego.
Ariel…
Proszę, tyko znowu się nie kłóćmy, dobrze?,
wyrzucił z siebie niemalże na wydechu. To przynajmniej sugerował jego ton,
bo komunikowanie się we snach rządziło się zupełnie innymi prawami. Ja… Cieszę się, że do mnie przyszłaś, wiesz?
Myślałem… Ale dla mnie od samego początku najważniejsze było to, żebyś znowu z mojego
powodu nie musiała walczyć o życie. To trochę ironia, ale w porównaniu
z Lille, Miasto Nocy wydaje się cudownie bezpieczne.
Nie mogła
zaprzeczyć, że właśnie tak było. Co więcej, dobrze rozumiała jego tok
rozumowania, nawet jeśli zarazem miała ochotę zaprzeczyć i znów zacząć na
niego naciskać, by albo również uciekał, albo pozwolił jej wrócić. Przynajmniej
na pierwszy rzut oka to wciąż wydawało się pozbawione sensu – to, że Charon, o którym
wcześniej nawet nie słyszała, mógłby tak po prostu wrócić i z dnia na
dzień wywrócić całe ich dotychczasowe życie do góry nogami. Nie sądziła, że coś
takiego w ogóle jest możliwe, ale najwyraźniej to była kolejna kwestia, w której
najzwyczajniej w świecie się myliła.
Czego on tak naprawdę chce, co?,
zapytała, bo ta jedna rzecz w naturalny sposób nie dawała jej spokoju.
Chciała zrozumieć, choć zarazem nie wyobrażała sobie, że dzięki temu cokolwiek
mogłoby stać się jaśniejsze.
Nie wiem, przyznał niechętnie Ariel. Mam wrażenie… Wydaje mi się, że kogoś szuka.
Wiem, że był w bibliotece i też przeglądał rejestry, które wcześniej
interesowały twoich bliskich… Pytanie po co. Zresztą czasami zdaje dziwne
pytania…
Jakie?, drążyła, nie chcąc ryzykować, że
mógłby odmówić odpowiedzi. Coraz bardziej się niecierpliwiła, choć zarazem
wcale nie była taka pewna, czy chce dowiedzieć się prawdy. Już i tak
działo się zbyt wiele rzeczy, których nie rozumiała, a każda kolejna
informacja wzbudzała w Alessi coraz silniejszy niepokój. Zanim wrócił Charon, Rufus mówił mi różne
rzeczy… O Isobel i tym, że wszystkie dziwne rzeczy zwykle łączą się z nią,
dodała, żałując, że wcześniej nie próbowali rozmawiać na ten temat.
Isobel i Charon?, powtórzył z wyraźną
rezerwą Ariel. To możliwe… W zasadzie
wszystko się takie wydaje, bo kilka razy pytał o Miasto Nocy, dodał,
ostrożnie dobierając słowa. Jak
wspomniałem, kogoś szuka… Więc to równie dobrze może być ona, chociaż… Sam nie
wiem.
To nie
brzmiało ani trochę pocieszająco, choć równie dobrze oboje mogli się mylić. Chyba
nawet chciała, żeby tak było, tym bardziej, że nazywanie mężczyzny „drugą Lilią”
nie wydawało się szczególnie optymistyczne. Ali aż nazbyt dobrze pamiętała, jak
niebezpieczna była członkini kwartetu, więc gdyby kolejny wilkołak z sadystycznymi
upodobaniami zaczął dążyć do stanięcia u boku Isobel…
Dlaczego mam wrażenie, że sam w to nie
wierzysz?, zapytała z wahaniem, sama niepewna, con takiego w nastawieniu
chłopaka tak naprawdę nie dawało jej spokoju.
Ariel
westchnął, po czym wzruszył ramionami.
Nie wiem. Ale z tego, co wiadomo mi na
temat Charona, to nigdy nie podlegał Isobel… Nie w taki sposób, jak Lilia,
wyjaśnił pośpiesznie. Jasne, jej rządy
były mu na rękę, ale nie uznawał wampirzycy w roli kogoś, kto mógłby mieć
władzę nad wilkołakami. Wiesz, całe to myślenie o krwiopijcach i tak
dalej, dodał, mimowolnie się krzywiąc.
Skinęła
głowa, wciąż przygnębiona. Co prawda rozluźniła się trochę, kiedy chłopak znalazł
się przy niej, bez słowa biorąc ją w ramiona. Wtuliła się w niego,
wciąż mając poczucie, że tak naprawdę na to nie zasłużyła, tym bardziej, że na
swój sposób wciąż miała do niego żal – o to, że z takim uporem trwał przy
swoim, nie zamierzając tak po prostu do niej wrócić. Ta rozłąka wciąż dawała
jej się we znaki, gorsza niż stan, w którym trwali przed wspólnym
zamieszkaniem do Lille. Jak mogła się czuć inaczej, skoro już przekonała się,
że ich życie mogłoby wyglądać inaczej? Ba! Doświadczyła go, więc konieczność powrotu
do wcześniejszego stanu, była niczym kubeł lodowatej wody, który ktoś nagle
wylał jej na głowę.
Zadrżała,
czując znajome dłonie na biodrach. Z wolna odchyliła głowę, po czym
spojrzała Arielowi w oczy – znajome, ciemne i po prostu smutne, choć
zwykle nabierały blasku, kiedy spoglądał na nią. Tak było i tym razem, a serce
dziewczyny mimo wszystko zabiło szybciej, zdradzając wszystko, co tak naprawdę
czuła – podekscytowanie, strach, ale przede wszystkim tęsknotę, która przez
cały ten czas dawała jej się we znaki. Mogła się złościć, protestować albo
błagać, żeby z nią został, ale niezależnie od targających ją emocji, nie
była w stanie odtrącić go, kiedy zdecydował się ją pocałować. Pozwoliła mu
na to, bez chwili wahania odwzajemniając pieszczotę – nieprawdziwą, bo w tym
świecie nic takie nie było – czując się przy tym tak, jakby po długich
poszukiwaniach w końcu odnalazła drogę do domu. I to było dobre, a ona
w końcu była pełna, choć to nie miało prawa trwać wiecznie – nie, skoro z chwilą
przebudzenia któregokolwiek z nich wszystko na powrót miało się
skomplikować.
Jak na
zawołanie Ariel jęknął, po czym niechętnie odsunął ją od siebie. Pozwoliła mu
na to, czując, że coś ściska ją w gardle, zwłaszcza kiedy sama również
poczuła, że zostało im naprawdę mało czasu. Jego sen się rozpływał, ustępując
miejsca przebudzeniu – i to dość gwałtownemu, choć nie miała pojęcia, co
tak naprawdę miałoby oznaczać. W Lille mogło wydarzyć się dosłownie
wszystko, a ona wolała sobie tego nie wyobrażać.
Muszę iść, usłyszała i choć dobrze o tym
wiedziała, przez krótką chwilę miała ochotę w dziecinny sposób zacząć
błagać, żeby z nią został. Wiedziała, że to co najmniej żałosne, ale nie
dbała o to, nie mając nic przeciwko temu, żeby zachowywać się jak dziecko.
Niby co złego było w tym, że go potrzebowała? Tyle czasu walczyli o ten
związek, a jednak wystarczyła jedna osoba, żeby wszystko po raz kolejny
stanęło na głowie – i właśnie to przerażało ją najbardziej. Mam rozumieć, że ty…?
Będę czekała, obiecała, zanim zdążyła
się nad tym zastanowić. I tak nie wyobrażała sobie, że mogłaby postąpić
jakkolwiek inaczej. Ale najpierw musisz
mi coś przyrzec, dodała, a Ariel wymownie uniósł brwi ku górze, rzucając
jej wyraźnie zaniepokojone spojrzenie.
Co takiego?
Zignorowała
fakt, że nie zaufał w ciemno. Chyba nawet nie była zaskoczona tym, że
podejrzewał, iż mogłaby chcieć go podejść. Co prawda nie miała takiego zamiaru
– nie świadomie – ale mimo wszystko…
Jeśli będzie naprawdę źle, wrócisz do Miasta
Nocy, oznajmiła z naciskiem, siląc się na nieznoszący sprzeciwu ton. Nie, nie protestuj! Co ci po obietnicy
złożonej Katherine, jeśli… będziesz martwy?, zauważyła przytomnie, choć ta
myśl ją przerażała.
Ja…, zaczął i wyraźnie się zawahał.
Zesztywniała w jego ramionach, niemalże spodziewając się tego, że za
moment usłyszy coś, co zdecydowanie nie przypadnie jej do gustu. W porządku. Kocham cię, Ali.
Nawet nie
miała okazji mu odpowiedzieć.
Zaraz po
tym świat, który specjalnie dla nich stworzyła, po prostu zniknął, a ona
się obudziła.
Nie była pewna, jak długo
siedziała na łóżku, bijąc się z myślami i zastanawiając nad tym, co i dlaczego
chciała zrobić. W pamięci starannie analizowała rozmowę z Arielem,
próbując przekonać samą siebie, że to miało sens – i że oboje robili
wszystko to, co było dla nich najlepsze. Chciała mu ufać, tak jak robiła do tej
pory, nieustannie powtarzając w duchu, że chłopak sobie poradzi. Nawet nie
brała pod uwagę innej możliwości, bo gdyby chociaż spróbowała przeanalizować
mniej optymistyczne scenariusze, wtedy musiałaby uznać, że były prawdopodobne. W efekcie
mogła co najwyżej postradać zmysły, a to zdecydowanie nie wchodziło w grę.
Na zewnątrz
wciąż było ciemno, kiedy odrzuciła kołdrę, ostatecznie dochodząc do wniosku, że
już i tak nie będzie miała szansy na to, żeby zasnąć. Odrzuciła ciemne
włosy na plecy, niedbale przeczesując je palcami, po czym narzuciła na siebie
szlafrok. Czuła chłód, którego w żaden sposób nie potrafiła wytłumaczyć, a który
zdecydowanie nie miał związku z tym, że temperatura na zewnątrz spadła
poniżej zera. To było zupełnie coś innego, choć nie potrafiła tego
zinterpretować, w gruncie rzeczy chyba nawet nie chcąc wiedzieć. Nie chciała
wracać pamięcią do Lille, Charona i tego, co mogłoby pójść źle, bo to
niosło ze sobą zbyt wiele wątpliwości, a na te zdecydowanie nie miała
siły. Obawiała się, że w którymś momencie ostatecznie mogłyby puścić jej
nerwy, a to zdecydowanie nie skończyłoby się dobrze, zwłaszcza gdyby pokusiła
się o zrobienie czegoś wyjątkowo głupiego – chociażby wyjazd do twierdzy,
co wydawało się równać z prośbą o szybką śmierć.
Wyślizgnęła
się na korytarz, sama niepewna, co takiego powinna ze sobą zrobić. Miała ochotę
zobaczyć się z Isabeau, tym bardziej, że ciotka na pewno nie spała,
korzystając z jedynej pory dnia, która pozwalała wampirom takim jak ona
poruszać się na zewnątrz. Pomyślała, że równie dobrze mogłaby udać się do
świątyni i sprawdzić, czy nie byłaby w stanie do czegoś się tam
przydać, ale wcale nie była pewna, czy to taki dobry pomysł. Od chwili powrotu
do Miasta Nocy szukała zapomnienia, zresztą zgodnie z planem już dawno
powinna znaleźć się w Seattle, ale również te plany zostały pokrzyżowane.
Wiedziała, że teraz wszystko tak naprawdę zależało od Joce i tego, jak
szybko mała mogła dojść do siebie, ale…
– Nie
śpisz, księżniczko? – usłyszała, więc pośpiesznie poderwała głowę, spoglądając w głąb
korytarza.
Nie miała
najmniejszego problemu z tym, żeby odszukać spojrzenie pary ciemnych,
zatroskanych oczu Gabriela. Stał przy drzwiach, które prowadziły do pokoju
Joce, najpewniej do tej pory czuwając nad młodszą z córek. Co więcej,
wydawał się zmęczony, choć to równie dobrze mogło być wyłącznie jej wrażeniem.
Przez bladość cery i ciemne, mocno kontrastujące z karnacją włosy,
tata zawsze wydawał się chory, a biorąc pod uwagę wczesną porę, taka
możliwość wydawała się tym bardziej prawdopodobna.
– Nie mogę
– przyznała zgodnie z prawdą. Zaraz po tym pokusiła się o dokładniejsze
wyjaśnienia, nie widząc powodu, dla którego miałaby kłamać: – Właśnie widziałam
się z Arielem.
Jej własny
głos zabrzmiał dziwnie, o wiele bardziej drżący i dziwnie piskliwy,
choć usiłowała nad sobą zapanować. Odchrząknęła, próbując doprowadzić się do
porządku i zmienić temat, chociażby pytaniem o samopoczucie Jocelyne,
ale ostatecznie nie miała po temu okazji.
Widziała,
że przez twarz Gabriela przemknął cień, a w ozach pojawiło się zrozumienie,
choć sama nie była pewna, jak powinna to interpretować. Była skłonna spodziewać
się dosłownie wszystkiego, również wtedy, kiedy tata zachęcająco wyciągnął ku
niej rękę.
– Chodź
tutaj, Ali.
Nie
próbowała o nic pytać, a tym bardziej protestować, w ułamku
sekundy pokonując dzielącą ich odległość. Poczuła się pewniej, kiedy otoczyły
ją ciepłe ramiona, tym bardziej, że w pamięci wciąż miała moment, w którym
we śnie to Ariel ją przytulał. Wtuliła twarz w tors Gabriela, wdychając
znajomy zapach i tym samym utwierdzając się w przekonaniu, że była
bezpieczna. Co prawda czuła, że ojciec jest spięty i wyraźnie zmartwiony,
ale to nie przeszkadzało jej w przebywaniu z nim. Wręcz przeciwnie –
ostatecznie doszła do wniosku, że to dobrze, że nie spał, bo samotność
zdecydowanie jej nie służyła.
– Zagrasz
mi coś? – zapytała pod wpływem impulsu, pozwalając żeby miarowo przeczesywał
palcami jej włosy.
Wiedziała,
że był zmęczony i że najpewniej większość czasu poświęcał Joce, ale w odpowiedzi
na jej słowa nie próbował protestować. Wręcz przeciwnie – zachęcająco popchnął
dziewczynę w stronę schodów.
– Jasne,
kochanie.
To
wystarczyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz