
Layla
Miała wrażenie, że niewiele
brakuje, żeby Lawrence’a trafił szlag – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
Widziała to po jego wyrazie twarzy, napiętych mięśniach oraz tym, w jaki
sposób wpatrywał się w Beatrycze. To sprawiło, że sama również zaczęła się
niepokoić, przez krótką chwilę mając wielką ochotę się wtrącić, byleby
powstrzymać wampira przed zrobieniem czegoś, czego mógłby żałować. Nie do końca
docierała do niej sytuacja – to, że faktycznie nie miała przed sobą Eleny,
chociaż do takiego stanu rzeczy brat zdążył ją przygotować. Problem polegał
raczej na próbie wyobrażeni sobie nie tylko osoby, która wróciła do życia po
całych latach, ale przede wszystkim byłego pastora w roli osoby, która
mogłaby chociaż po części się troszczyć.
Zawahała
się, sama niepewna, co i dlaczego powinna zrobić. Z jakiegoś powodu
pomyślała o sytuacji sprzed blisko wieku – momentu, w którym
zaatakowała Lawrence’a, tym samym niejako przejmując chwilową kontrolę nad
Zespołem Uderzeniowym. Dobrze pamiętała, jak wdarła się do jego umysłu,
zamierzając sprawić ból w tej najbardziej wrażliwej wersji – a więc
niezwiązany z fizycznością, ale psychiką. Wtedy niejako wyciągnęła
niektóre wspomnienia, nie zdając sobie sprawy z tego, czego mogłyby
dotyczyć, niemniej samo doświadczenie okazało się dość szokujące – i to w równym
stopniu dla niej, co i jej ofiary.
Beatrycze.
Pamiętała,
że wszystko to, co zobaczyła, wiązało się właśnie z nią – jej twarz, jej
głos, jej dotyk… Wtedy to były zaledwie sekundy, które ostatecznie zignorowała,
ale widząc tę dwójkę razem wszystko wróciło, a Layla z jakiegoś
powodu poczuła się trochę jak intruz. Nie do końca rozumiała sytuację, ale była
niemalże całkowicie pewna, że L. nie byłby w stanie skrzywdzić… cóż,
swojej zmarłej, cudem odzyskanej żony. To samo przekonanie zawsze wysnuwała
względem Rufusa, zwłaszcza na początku, kiedy ten z uporem próbował jej
uświadomić, że mógłby okazać się niebezpieczny, a teraz była tego równie
świadoma w przypadku tej dwójki.
Wypuściła
powietrze ze świstem, sama niepewna, jak powinna zareagować. Spojrzała na
Rufusa, ale ten z uporem milczał, wydając się nad czymś intensywnie
zastanawiać. Z drugiej strony, może to Beatrycze udało się wytrącić go z równowagi,
kiedy tak nagle wybuchła płaczem, tym samym udowadniając, że nie była Elena –
nie, skoro ta dziewczyna w życiu nie pozwoliłaby sobie na takie
upokorzenie, w odpowiedzi na wszystkie zarzuty prędzej zdolna do tego,
żeby zacząć się kłócić, aniżeli spokojnie słuchać, jak ktoś próbuje na nią krzyczeć.
Beatrycze zachowywała się zupełnie inaczej, już na pierwszy rzut oka sprawiając
wrażenie bardziej kruchej i niewinnej, co w Mieście Nocy mogło okazać
się problematyczne.
– Trycze… –
odezwał się z wahaniem Lawrence, najwyraźniej nie będąc w stanie na
dłuższą metę ignorować spojrzenia i wcześniejszego pytania kobiety. Layla
uniosła brwi, widząc jak niemalże z czułością ujął twarz Beatrycze w obie
dłonie, zachęcając do tego, żeby na niego spojrzała. – Obiecałem ci rozmowę,
ale… niekoniecznie teraz – wyjaśnił w końcu, to jednak zdecydowanie nie
miało jego rozmówczyni usatysfakcjonować.
– A kiedy?
– zniecierpliwiła się. Zabrzmiała na zranioną, jakby odmowa wampira sprawiał
jej wyjątkową wręcz przykrość. – Cały czas ktoś mówi rzeczy, których nie
rozumiem albo nie pamiętam. Cokolwiek działo się z Eleną…
– Teraz nie
ma znaczenia, bo ona ma się dobrze, tak? – zauważył przytomnie, choć i to
zdecydowanie nie miało okazać się wystarczające.
Beatrycze
otworzyła i zaraz zamknęła usta, wyraźnie nieusatysfakcjonowana. Łzy wciąż
lśniły w jej oczach, a kilka zdążyło spłynąć po policzkach, choć
wyraźnie próbowała nad sobą zapanować. Cokolwiek w tamtej chwili sobie
myślała, najwyraźniej postanowiła zostawić dla siebie, po prostu milcząc i wydając
wahać się nad odpuszczeniem albo upartym drążeniem tematu.
To Lawrence
jako pierwszy zareagował, bez słowa chwytając swoją towarzyszkę za ramię, a ostatecznie
ujmując ją za rękę, co najmniej jakby była małym dzieckiem. Pozwoliła mu na to,
mimo wątpliwości i rozczarowana wyraźnie do swojego towarzysza lgnąć, co
wydało się Layli niezwykłe. A myślałam, że tylko Alessia go toleruje,
pomyślała w oszołomieniu, potrząsając z niedowierzaniem głową. Miała
ochotę się wtrącić, ale nie zrobiła tego, nie chcąc pogorszyć sytuacji albo
przypadkiem powiedzieć czegoś, co okazałoby się jeszcze bardziej szokujące. Nie,
skoro wszystko wskazywało, że Beatrycze nie miała pojęcia o bardzo wielu
ważnych kwestiach.
– Dziękuję
wam bardzo – rzucił z przekąsem L. Krótko zerknął najpierw na Laylę, a później
na Rufusa, wyraźnie powstrzymując się przed powiedzeniem czegoś złośliwego. –
Wszyscy jesteście pomocy jak jasna cholera – dodał, tym samym najwyraźniej
zamierzając zakończyć rozmowę, bo zaraz po tym najzwyczajniej w świecie
się oddalił, ciągnąc za sobą posłusznie podążającą za nim Beatrycze.
Layla
wypuściła powietrze ze świstem, coraz bardzie oszołomiona. Chciała coś
powiedzieć, ale ostatecznie ograniczyła się do nieznacznego potrząśnięcia
głową, sama niepewna czy powinna zacząć się śmiać, czy może od razu płakać. W zasadzie
zaczynała mieć wątpliwości co do tego, co właśnie się wydarzyło, nie tylko
przez wzgląd na walkę Williama i wilkołaka, ale późniejszy rozmów
sytuacji.
– No… –
Zamilkła, po czym przeniosła wzrok na Rufusa. – Nie musiałeś za mną iść –
stwierdziła, a wampir prychnął, spoglądając na nią z niedowierzaniem.
– Chwilowo
nie miałem nic lepszego do roboty – stwierdził zniecierpliwionym tonem. –
Zresztą nie o to chodzi. Co to było?
Layla
wzruszyła ramionami.
– Nie co, tylko kto – poprawiła go machinalnie. – Ehm… Beatrycze. O ile mnie
pamięć nie myli, jego od dawna martwa żona – wyjaśniła usłużnie, samą siebie
porażając wręcz absurdalnym wydźwiękiem tego stwierdzenia.
Rufus
spojrzał na nią w sposób sugerujący, że bynajmniej nie był rozbawiony
sytuacją, być może wręcz licząc na to, że sobie z niego żartowała. Nie
była pewna, jak długo się wahał, zanim w jego oczach pojawiło się
zrozumienie.
– Jocelyne
– mruknął z przekonaniem, mimo wszystko zaskoczony. – Ale… w jaki
sposób?
Layla nawet
nie próbowała odpowiadać, mając wrażenie, że to najmniej istotna kwestia. Chyba
wolała nie wiedzieć, co takiego potrafiła ta dziewczyna, nie wspominając o tym,
jak sama Joce musiała znosić sytuację. Umiejętności, które przejawiała, same w sobie
wydawały się przerażające, a biorąc pod uwagę to, jak daleko się posunęła…
Co więcej, Layla jakoś nie miała wątpliwości, że wszystko tak czy inaczej
musiało sprowadzać się do Lawrence’a i jego pragnień. W innym wypadku
Jocelyne nie zniknęłaby za jego sprawą, a po Mieście Nocy jak gdyby nigdy
nic nie biegała sobie osoba, która od dawna była martwa i – dziwnym
przypadkiem – wyglądała tak samo, jak Elena.
Beau też kiedyś umarła… Co takiego
zrobiłabyś, żeby móc ją odzyskać?
Odrzuciła
od siebie niechciane myśli, zdecydowanie woląc się nad tą jedną kwestia nie
rozwodzić. W zamian wymownie rozejrzała się dookoła, ostatecznie decydując
się spojrzeć bezpośrednio na Rufusa.
– Idziemy
stąd? – rzuciła z powątpiewaniem. – Nie chcę nic mówić, ale jak Michael to
zobaczy, pewnie się zdenerwuje, więc…
– Jakoś nie
sądzę – stwierdził jakby od niechcenia wampir. – Jak znam Michela, pewnie
jeszcze jakimś cudem na tym zarobi – dodał, a Layla prychnęła.
– Niby jak?
– mruknęła, chociaż jeśli miała być ze sobą szczera, wcale nie byłaby
zaskoczona, gdyby te przypuszczenia okazały się prawdziwe.
Rufus
zamierzał jej odpowiedzieć, ale nim w ogóle się na to zdobył, gdzieś z głębi
uliczki doszedł ją nieco nerwowy śmiech. Instynktownie napięła mięśnie, ledwo
powstrzymując się przed wzdrygnięciem, gdzie tuz przed nią dosłownie
zmaterializował się Michael – ni z tego, ni z owego, tak po prostu,
jak w większości wypadków miał w zwyczaju. Co więcej, chyba jako
jedyny mógł sobie na to pozwolić, najpewniej doskonale wiedząc, że nikt nie
spróbuje go zabić – a nawet jeśli, to że i tak nie stanie mu się
żadna krzywda. Ktoś, kto manipulował czasem, wiedząc równie wiele na temat
przyszłości, co i przeszłości, zdecydowanie nie musiał przejmować się
bezpieczeństwem aż do tego stopnia, co wszyscy wokół.
– Och,
bardzo prosto – uświadomił ją niemalże pogodnym tonem. – Interesy z wilkołakami
też prowadzę… A oni woleliby, żebym nagle się nie wycofał – wyjaśnił
usłużnie, samymi tylko słowami wytrącając Laylę z równowagi. – Niemniej
dziękuję ci bardzo, że zbytnio się nie zapędziłaś. Pożar byłby problematyczny i to
nawet dla mnie – dodał po chwili zastanowienia.
– Widziałeś
wszystko? – zaryzykowała, uważnie mierząc wampira wzrokiem.
Wyglądał co
najmniej dobrze, zresztą tak jak zawsze – wysoki, ciemnowłosy i jak
najbardziej elegancki. Co więcej, niezmiennie zadziwiał ją czymś, co była w stanie
dostrzec w jego lśniących, krwistoczerwonych tęczówkach. To był rodzaj
doświadczenia, o którym mogła co najwyżej pomarzyć, choć przynajmniej
tymczasowo mu tego nie zazdrościł. Wręcz przeciwnie – chyba wolała nie wiedzieć,
co takiego przyszło temu nieśmiertelnemu zobaczyć. Już niektóre historie Rufusa
wystarczyły, żeby robiło się jej ze słabo, z kolei w przypadku Michaela…
Cóż, było o tyle gorzej, że z równym powodzeniem mógłby opowiadać jej
nie tylko o tym, co już miało miejsce, ale również dopiero miało nastąpić.
Och, to
drugie było przerażające – i to zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że nawet
gdyby wiedziała, nie byłaby w stanie zareagować. Liczne doświadczenia
Isabeau z wizjami wystarczyły, żeby zdołała pojąć tę jedną rzecz.
– Mam
większą kontrolę nad tym miejscem i swoimi pracownikami, niż mogłoby się
wydawać – rzucił lakonicznie wampir, jakby od niechcenia wzruszając ramionami.
– Mam nadzieję, że tej małej Irys nic głupiego nie przyszło do głowy, jeśli
chodzi o pracę… Ona jeszcze mi się przyda, tym bardziej, że teraz ciężko o znalezienie
chętnych – mruknął, a Layla aż z niedowierzaniem potrząsnęła głową.
– Serio to
martwi cię najbardziej? – zapytała, nie kryjąc sceptycyzmu. – Zresztą nieważne!
Wydaje mi się, czy o Nessie mówiłeś kiedyś dokładnie to samo?
Rozmawiała z Renesmee
dość, żeby o tym wiedzieć. Zdawała sobie również sprawę z tego, że
jej bratowa ostatecznie posłała Michaela w cholerę, nawet jeśli przez
długi czas praca w kawiarni jej nie przeszkadzała. Nie żeby Gabriel nie
miał wpływu na decyzję żony, niemniej dziewczyna jakoś nie miała wątpliwości co
do tego, że ostateczna decyzja i tak należała do dziewczyny – ta z kolei
nie chciała wracać z konkretnego powodu, zaczynając od ciąży, po dziwactwa
Michaela i fakt, że na oczach wszystkich dźgnął Damiena nożem.
– Mówiłem –
przyznał z bladym uśmiechem mężczyzna. – I jakby nie patrzeć,
faktycznie mi się przydała.
– A co
to niby miało znaczyć?
Tym razem
nie doczekała się odpowiedzi, więc zerknęła na Rufusa, szukając u niego
wsparcia. Wampir uparcie milczał, po prostu obserwując rozwój sytuacji i najwyraźniej
nie widząc powodu, dla którego miałby się wtrącać.
– Cóż…
– Ty chyba
go rozumiesz – powiedziała, ale wcale nie czuła się tego aż taka pewna. – O co
mu chodzi?
– Pewnie o to,
co zwykle: o przyszłość… Jakkolwiek powinniśmy to rozumieć, bo dla
Michaela to bardziej złożone – rzucił naukowiec takim tonem, jakby właśnie musiał
tłumaczyć jej coś równie oczywistego, co naturalnie następujące po sobie dzień
oraz noc.
– Otóż to –
zgodził się sam zainteresowany, a ona jęknęła.
To miała
być odpowiedź? Zawsze wiedziała, że prędzej czy później przyjdzie jej zwariować
przy Rufusie, ale najwyraźniej się myliła – wystarczyło, że prócz niego pojawił
się jeszcze jeden facet, który lubił mówić zagadkami. To mogłoby być całkiem
ciekawe, gdyby miała choć mgliste pojęcie, gdzie powinna szukać odpowiedzi, a na
to przynajmniej tymczasowo się nie zapowiadało.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, sama niepewna tego, jak powinna zareagować. Michael rzucił jej
wymowne spojrzenie, po czym uśmiechnął się w sposób, który mogłaby uznać
za całkiem uprzejmy, gdyby akurat aż do tego stopnia jej nie irytował.
– Tak czy
inaczej – podjął ze spokojem – jeśli już coś mówię, to zwykle dlatego, że ma
sens. W przypadku Renesmee miało… I to nie tylko dlatego, że
faktycznie wywołała chaos, kiedy wróciła do Miasta Nocy po powrocie Isobel.
Gdyby w trakcie umarła, też nie byłbym szczególnie zadowolony – dodał po
chwili zastanowienia.
Layla
machinalnie zacisnęła dłonie w pięści, mimowolnie zastanawiając się nad
tym, czy bardzo by się na nią obraził, gdyby spróbowała uderzyć go w twarz.
Podejrzewała, że nawet nie zwróciłby na to uwagi, tym bardziej, że jako wampir
poczułby naprawdę niewiele, ale to nie znaczyło, że nie mogła przynajmniej
spróbować, zwłaszcza, że mówił o rzeczach, które niezmiennie wystawiały
nerwy wampirzycy na próbę. Nie rozumiała, dlaczego zaczął temat akurat teraz,
tym bardziej, że szczególnie go nie zachęcała, ale…
– O co
ci chodzi? – nie wytrzymała. – Chcesz przez to powiedzieć, że życie Nessie było
ci na rękę, bo masz względem niej jakieś plany? Michael, do cholery…
– Ach… Nie
rozumiesz. – Rzucił jej niemalże rozczarowane spojrzenie. – Szkoda. Myślałem,
że przy tobie zrobiła się trochę mądrzejsza – dodał po chwili zastanowienia,
tym razem zwracając się bezpośrednio do Rufusa.
– Nie
zapędzaj się aż tak, co? – obruszył się naukowiec, ale – co nie uszło uwadze
Layli – nie protestował jakoś szczególnie.
Och, dziękuję bardzo! Jak zwykle wiesz,
kiedy powinieneś mnie broić!, pomyślała z przekąsem, nie szczędząc sobie
złośliwości. Gdyby nie sytuacja, może nawet spróbowałaby się o to
wykłócać, ale w tamtej chwili zdecydowanie nie miała do tego ani
cierpliwości, ani siły.
– Skoro
niczego nie rozumiem, to bądź taki dobry i mi wytłumacz. Nie wiem,
dlaczego akurat teraz zacząłeś mówić o Renesmee, ale…
– Jocelyne
– podsunął usłużnie Rufus i to wystarczyło, żeby zamknąć jej usta.
Wypuściła
powietrze ze świstem, coraz bardziej skonsternowana. Najgorsze w tym
wszystkim pozostawało to, że wszystko łączyło się w dość sensowny sposób –
przynajmniej teoretycznie, bo choć faktycznie dostrzegała poszczególne elementy
układanki, nie była w stanie złączyć ich w sensowną całość. To wydawało
się co najmniej irytujące, a Layla czuła się tak, jakby próbowała spojrzeć
na pełen obraz przez zamgloną szybę – widziała ogólny zarys, który nasuwał jej
na myśl dość konkretne skojarzenia, ale wciąż nie potrafiła uporządkować
wszystko w jedną, sensowną całość.
Nerwowo
spojrzała najpierw na męża, a potem na Michaela. Ostatecznie jej wzrok
powędrował ku miejscu, gdzie nie tak dawno temu widziała Lawrence’a i Beatrycze,
choć sama nie była pewna, czego w tamtej chwili oczekiwała. Skoro wszystko
się łączyło, być może to znaczyło mniej więcej tyle, że Michael doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, co przyniesie przyszłość. To nie był pierwszy
raz, kiedy decydował się podsunąć im jakiekolwiek informacje, ale zarazem
unikał mówienia wprost, zasłaniając się tym, że sprawy musiały toczyć się
własnym rytmem. W ten sam sposób Isabeau zachowywała się względem swoich
wizji, Layla zaś do tej pory nie potrafiła zrozumieć, czym kierowała się ta
dwójka.
– Co…? –
Urwała, po czym z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Co się znowu
dzieje, Michael?
– A co
twoim zdaniem powinno? – odparował, rzucając jej przenikliwe spojrzenie, które z miejsca
sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej nieswojo.
Robił to
specjalnie? To miała być jakaś gra, której zasady rozumiał tylko on? Nie miała
pojęcia, nie po raz pierwszy zresztą, to zresztą wydawało się najmniej istotne.
Nade wszystko próbowała doszukać się sensu w jego słowach, ale pomimo
usilnych starań nie była w stanie, mając wrażenie, że raz po raz wracaj do
punktu wyjścia.
– Nie kręć
– skrzywiła się. – Nie wmówisz mi, że nic się nie dzieje, skoro… – zaczęła, ale
tym razem nie pozwolił jej dokończyć.
– W którym
miejscu powiedziałem, że nic się nie dzieje? – zauważył przytomnie. – Po prostu
daję ci wolną rękę, jeśli chodzi o szukanie odpowiedzi. O ile mi
wiadomo, w ostatnim czasie jesteś w tym całkiem dobra – dodał w pozornie
niewinny sposób, ale to wystarczyło, żeby jeszcze bardziej namieszać
dziewczynie w głowie.
Miał na myśli
Claudię, a przynajmniej tak jej się wydawało. Próbowała znaleźć związek
pomiędzy tymi wszystkimi kwestiami, ale nie potrafiła, świadoma co najwyżej
tego, że ostatnie wydarzenia nie prowadziły do niczego dobrego. Nie potrafiła
jeszcze umiejscowić w tym wszystkim Beatrycze czy Eleny, ale podejrzewała,
że to kwestia czasu – tym bardziej, że ostrzeżenia (albo groźby…?), które
czasami podrzucał im Michael, prędzej czy później znajdowały pokrycie w rzeczywistości.
Problem polegał na tym, że zwykle nie mieli okazji przed tym zorientować się,
co tak naprawdę mogłoby być nie tak.
– Claudia
ma z tym związek czy…? – zaczęła i chciała dodać coś jeszcze, ale tym
razem Rufus zareagował, przemieszczając się i bezceremonialnie zatykając
jej usta dłonią.
– Wystarczy
– zadecydował spiętym tonem. – Wszystko pięknie, ale temat Claudii zdecydowanie
sobie darujemy.
– Och…
Tego, że jest…? – rzucił jakby od niechcenia Michael.
Rufus
warknął ostrzegawczo, również jemu nie pozwalając dokończyć. Layla westchnęła w duchu,
po czym pośpiesznie oswobodziła się z uścisku męża, bynajmniej
niezaskoczona jego zachowaniem. Zdążyła przyzwyczaić się do myśli o tym,
że przynajmniej tymczasowo jakakolwiek próba rozmowy o informacjach, które
zdobyli w Lille, nie miała racji bytu. Cóż, przynajmniej biorąc pod uwagę rozsądną
rozmowę, bo na takiej jej zależało; zdecydowanie nie zamierzała doprowadzić do
sytuacji, w której Rufus co najwyżej wpadłby w szał, bo to
zdecydowanie nie skończyłoby się dobrze – nie w przypadku kogoś, kto nigdy
nie potrafił radzić sobie z wyjątkowo skrajnymi emocjami.
– Koniec –
wycedził przez zaciśnięte zęby wampir. – A teraz idziemy. Bardzo miło się
rozmawiało – rzucił z przekąsem – ale zaczynam mieć dość tkwienia na
zewnątrz w środku dnia, nawet przy takiej pogodzie.
Nie
próbowała protestować, bardziej skupiona na tym, żeby jakoś go uspokoić. Nie
miała pojęcia, co takiego na celu miał Michael i chyba wolała tego nie
wiedzieć. Nie chciała również zastanawiać się nad tym, jak wiele wiedział,
skoro zdawał sobie sprawę z tego, kim dla Rufusa mogłaby być Claudia – i to
niezależnie od tego, czy sam zainteresowany chciał to zaakceptować. Co prawda
świadomość wiedzy, którą mógł dysponować Michael, sprawiała, że miała ochotę
zadać mu dziesiątki pytań, ale doskonale wiedziała, że to i tak nie miało
sensu. Skoro do tej pory co najwyżej wszystkich zwodził, rzucając półsłówkami i z uporem
unikając odpowiedzi, również w tym wypadku nie miałaby co liczyć na nic
więcej, nawet gdyby Rufus pozwolił jej się wypowiedzieć.
Bez słowa
wycofała się, w duchu szukając jakiegoś sensownego sposobu na zmianę
tematu. Pomyślała o Claire, ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie ten
pomysł, dochodząc do wniosku, że przynajmniej tymczasowo rozmowa o córce
wcale nie była takim dobrym pomysłem. Wiedziała, że Rufusa już i tak
trafiało, odkąd wymogła na nim, żeby pozwolił jej wrócić do Seattle. Sama nie
widziała w takim posunięciu niczego złego – wiedziała, że dziewczyna była
bezpieczna z Liz i Damienem, zresztą zaraz w domu miał pojawić
się jej brat, Renesmee i Joce – jednak wampir… Cóż, był po prostu sobą.
Poza tym prawie na pewno przejmował się Setem, co aż tak bardzo Layli nie
dziwiło. W zasadzie doceniała to, że do tej pory nie posunął się do
zrobienia czegoś wybitnie głupiego, tym bardziej, że Claire i ten chłopak
już nawet nie próbowali ukrywać, że stopniowo pozwalali sobie na coś więcej,
aniżeli przyjacielskie spotkania.
Wciąż o tym
myślała, kiedy zorientowała się, że ktoś ją obserwuje. Kiedy obejrzała się
przez ramię, przekonała się, że Michael wciąż uważnie ich obserwował, wyraźnie
się nad czymś zastanawiając.
– Jeśli
chodzi o Claudię… Hm, powiedzmy, że niewinność bardzo łatwo zniszczyć. I tak
jest w każdym wypadku, bo chyba nie ma niczego bardziej kruchego –
powiedział, a Layla zamarła, dziwnie oszołomiona. Jej myśli jak na
zawołanie powędrowały z powrotem ku Claire, ale… – Wieszczki również mają
ciężki, poznaczony bólem żywot… A w przypadku wyjątkowo kruchej
istoty to może okazać się równie budujące, co i niszczycielskie – dodał,
po czym zamilkł, najwyraźniej nie zamierzając tłumaczyć niczego więcej.
Zaraz po
tym najzwyczajniej w świecie rozpłynął się w powietrzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz