19 stycznia 2017

Siedemdziesiąt trzy

Layla
Miała wrażenie, że niewiele brakuje, żeby Lawrence’a trafił szlag – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Widziała to po jego wyrazie twarzy, napiętych mięśniach oraz tym, w jaki sposób wpatrywał się w Beatrycze. To sprawiło, że sama również zaczęła się niepokoić, przez krótką chwilę mając wielką ochotę się wtrącić, byleby powstrzymać wampira przed zrobieniem czegoś, czego mógłby żałować. Nie do końca docierała do niej sytuacja – to, że faktycznie nie miała przed sobą Eleny, chociaż do takiego stanu rzeczy brat zdążył ją przygotować. Problem polegał raczej na próbie wyobrażeni sobie nie tylko osoby, która wróciła do życia po całych latach, ale przede wszystkim byłego pastora w roli osoby, która mogłaby chociaż po części się troszczyć.
Zawahała się, sama niepewna, co i dlaczego powinna zrobić. Z jakiegoś powodu pomyślała o sytuacji sprzed blisko wieku – momentu, w którym zaatakowała Lawrence’a, tym samym niejako przejmując chwilową kontrolę nad Zespołem Uderzeniowym. Dobrze pamiętała, jak wdarła się do jego umysłu, zamierzając sprawić ból w tej najbardziej wrażliwej wersji – a więc niezwiązany z fizycznością, ale psychiką. Wtedy niejako wyciągnęła niektóre wspomnienia, nie zdając sobie sprawy z tego, czego mogłyby dotyczyć, niemniej samo doświadczenie okazało się dość szokujące – i to w równym stopniu dla niej, co i jej ofiary.
Beatrycze.
Pamiętała, że wszystko to, co zobaczyła, wiązało się właśnie z nią – jej twarz, jej głos, jej dotyk… Wtedy to były zaledwie sekundy, które ostatecznie zignorowała, ale widząc tę dwójkę razem wszystko wróciło, a Layla z jakiegoś powodu poczuła się trochę jak intruz. Nie do końca rozumiała sytuację, ale była niemalże całkowicie pewna, że L. nie byłby w stanie skrzywdzić… cóż, swojej zmarłej, cudem odzyskanej żony. To samo przekonanie zawsze wysnuwała względem Rufusa, zwłaszcza na początku, kiedy ten z uporem próbował jej uświadomić, że mógłby okazać się niebezpieczny, a teraz była tego równie świadoma w przypadku tej dwójki.
Wypuściła powietrze ze świstem, sama niepewna, jak powinna zareagować. Spojrzała na Rufusa, ale ten z uporem milczał, wydając się nad czymś intensywnie zastanawiać. Z drugiej strony, może to Beatrycze udało się wytrącić go z równowagi, kiedy tak nagle wybuchła płaczem, tym samym udowadniając, że nie była Elena – nie, skoro ta dziewczyna w życiu nie pozwoliłaby sobie na takie upokorzenie, w odpowiedzi na wszystkie zarzuty prędzej zdolna do tego, żeby zacząć się kłócić, aniżeli spokojnie słuchać, jak ktoś próbuje na nią krzyczeć. Beatrycze zachowywała się zupełnie inaczej, już na pierwszy rzut oka sprawiając wrażenie bardziej kruchej i niewinnej, co w Mieście Nocy mogło okazać się problematyczne.
– Trycze… – odezwał się z wahaniem Lawrence, najwyraźniej nie będąc w stanie na dłuższą metę ignorować spojrzenia i wcześniejszego pytania kobiety. Layla uniosła brwi, widząc jak niemalże z czułością ujął twarz Beatrycze w obie dłonie, zachęcając do tego, żeby na niego spojrzała. – Obiecałem ci rozmowę, ale… niekoniecznie teraz – wyjaśnił w końcu, to jednak zdecydowanie nie miało jego rozmówczyni usatysfakcjonować.
– A kiedy? – zniecierpliwiła się. Zabrzmiała na zranioną, jakby odmowa wampira sprawiał jej wyjątkową wręcz przykrość. – Cały czas ktoś mówi rzeczy, których nie rozumiem albo nie pamiętam. Cokolwiek działo się z Eleną…
– Teraz nie ma znaczenia, bo ona ma się dobrze, tak? – zauważył przytomnie, choć i to zdecydowanie nie miało okazać się wystarczające.
Beatrycze otworzyła i zaraz zamknęła usta, wyraźnie nieusatysfakcjonowana. Łzy wciąż lśniły w jej oczach, a kilka zdążyło spłynąć po policzkach, choć wyraźnie próbowała nad sobą zapanować. Cokolwiek w tamtej chwili sobie myślała, najwyraźniej postanowiła zostawić dla siebie, po prostu milcząc i wydając wahać się nad odpuszczeniem albo upartym drążeniem tematu.
To Lawrence jako pierwszy zareagował, bez słowa chwytając swoją towarzyszkę za ramię, a ostatecznie ujmując ją za rękę, co najmniej jakby była małym dzieckiem. Pozwoliła mu na to, mimo wątpliwości i rozczarowana wyraźnie do swojego towarzysza lgnąć, co wydało się Layli niezwykłe. A myślałam, że tylko Alessia go toleruje, pomyślała w oszołomieniu, potrząsając z niedowierzaniem głową. Miała ochotę się wtrącić, ale nie zrobiła tego, nie chcąc pogorszyć sytuacji albo przypadkiem powiedzieć czegoś, co okazałoby się jeszcze bardziej szokujące. Nie, skoro wszystko wskazywało, że Beatrycze nie miała pojęcia o bardzo wielu ważnych kwestiach.
– Dziękuję wam bardzo – rzucił z przekąsem L. Krótko zerknął najpierw na Laylę, a później na Rufusa, wyraźnie powstrzymując się przed powiedzeniem czegoś złośliwego. – Wszyscy jesteście pomocy jak jasna cholera – dodał, tym samym najwyraźniej zamierzając zakończyć rozmowę, bo zaraz po tym najzwyczajniej w świecie się oddalił, ciągnąc za sobą posłusznie podążającą za nim Beatrycze.
Layla wypuściła powietrze ze świstem, coraz bardzie oszołomiona. Chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie ograniczyła się do nieznacznego potrząśnięcia głową, sama niepewna czy powinna zacząć się śmiać, czy może od razu płakać. W zasadzie zaczynała mieć wątpliwości co do tego, co właśnie się wydarzyło, nie tylko przez wzgląd na walkę Williama i wilkołaka, ale późniejszy rozmów sytuacji.
– No… – Zamilkła, po czym przeniosła wzrok na Rufusa. – Nie musiałeś za mną iść – stwierdziła, a wampir prychnął, spoglądając na nią z niedowierzaniem.
– Chwilowo nie miałem nic lepszego do roboty – stwierdził zniecierpliwionym tonem. – Zresztą nie o to chodzi. Co to było?
Layla wzruszyła ramionami.
– Nie co, tylko kto – poprawiła go machinalnie. – Ehm… Beatrycze. O ile mnie pamięć nie myli, jego od dawna martwa żona – wyjaśniła usłużnie, samą siebie porażając wręcz absurdalnym wydźwiękiem tego stwierdzenia.
Rufus spojrzał na nią w sposób sugerujący, że bynajmniej nie był rozbawiony sytuacją, być może wręcz licząc na to, że sobie z niego żartowała. Nie była pewna, jak długo się wahał, zanim w jego oczach pojawiło się zrozumienie.
– Jocelyne – mruknął z przekonaniem, mimo wszystko zaskoczony. – Ale… w jaki sposób?
Layla nawet nie próbowała odpowiadać, mając wrażenie, że to najmniej istotna kwestia. Chyba wolała nie wiedzieć, co takiego potrafiła ta dziewczyna, nie wspominając o tym, jak sama Joce musiała znosić sytuację. Umiejętności, które przejawiała, same w sobie wydawały się przerażające, a biorąc pod uwagę to, jak daleko się posunęła… Co więcej, Layla jakoś nie miała wątpliwości, że wszystko tak czy inaczej musiało sprowadzać się do Lawrence’a i jego pragnień. W innym wypadku Jocelyne nie zniknęłaby za jego sprawą, a po Mieście Nocy jak gdyby nigdy nic nie biegała sobie osoba, która od dawna była martwa i – dziwnym przypadkiem – wyglądała tak samo, jak Elena.
Beau też kiedyś umarła… Co takiego zrobiłabyś, żeby móc ją odzyskać?
Odrzuciła od siebie niechciane myśli, zdecydowanie woląc się nad tą jedną kwestia nie rozwodzić. W zamian wymownie rozejrzała się dookoła, ostatecznie decydując się spojrzeć bezpośrednio na Rufusa.
– Idziemy stąd? – rzuciła z powątpiewaniem. – Nie chcę nic mówić, ale jak Michael to zobaczy, pewnie się zdenerwuje, więc…
– Jakoś nie sądzę – stwierdził jakby od niechcenia wampir. – Jak znam Michela, pewnie jeszcze jakimś cudem na tym zarobi – dodał, a Layla prychnęła.
– Niby jak? – mruknęła, chociaż jeśli miała być ze sobą szczera, wcale nie byłaby zaskoczona, gdyby te przypuszczenia okazały się prawdziwe.
Rufus zamierzał jej odpowiedzieć, ale nim w ogóle się na to zdobył, gdzieś z głębi uliczki doszedł ją nieco nerwowy śmiech. Instynktownie napięła mięśnie, ledwo powstrzymując się przed wzdrygnięciem, gdzie tuz przed nią dosłownie zmaterializował się Michael – ni z tego, ni z owego, tak po prostu, jak w większości wypadków miał w zwyczaju. Co więcej, chyba jako jedyny mógł sobie na to pozwolić, najpewniej doskonale wiedząc, że nikt nie spróbuje go zabić – a nawet jeśli, to że i tak nie stanie mu się żadna krzywda. Ktoś, kto manipulował czasem, wiedząc równie wiele na temat przyszłości, co i przeszłości, zdecydowanie nie musiał przejmować się bezpieczeństwem aż do tego stopnia, co wszyscy wokół.
– Och, bardzo prosto – uświadomił ją niemalże pogodnym tonem. – Interesy z wilkołakami też prowadzę… A oni woleliby, żebym nagle się nie wycofał – wyjaśnił usłużnie, samymi tylko słowami wytrącając Laylę z równowagi. – Niemniej dziękuję ci bardzo, że zbytnio się nie zapędziłaś. Pożar byłby problematyczny i to nawet dla mnie – dodał po chwili zastanowienia.
– Widziałeś wszystko? – zaryzykowała, uważnie mierząc wampira wzrokiem.
Wyglądał co najmniej dobrze, zresztą tak jak zawsze – wysoki, ciemnowłosy i jak najbardziej elegancki. Co więcej, niezmiennie zadziwiał ją czymś, co była w stanie dostrzec w jego lśniących, krwistoczerwonych tęczówkach. To był rodzaj doświadczenia, o którym mogła co najwyżej pomarzyć, choć przynajmniej tymczasowo mu tego nie zazdrościł. Wręcz przeciwnie – chyba wolała nie wiedzieć, co takiego przyszło temu nieśmiertelnemu zobaczyć. Już niektóre historie Rufusa wystarczyły, żeby robiło się jej ze słabo, z kolei w przypadku Michaela… Cóż, było o tyle gorzej, że z równym powodzeniem mógłby opowiadać jej nie tylko o tym, co już miało miejsce, ale również dopiero miało nastąpić.
Och, to drugie było przerażające – i to zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że nawet gdyby wiedziała, nie byłaby w stanie zareagować. Liczne doświadczenia Isabeau z wizjami wystarczyły, żeby zdołała pojąć tę jedną rzecz.
– Mam większą kontrolę nad tym miejscem i swoimi pracownikami, niż mogłoby się wydawać – rzucił lakonicznie wampir, jakby od niechcenia wzruszając ramionami. – Mam nadzieję, że tej małej Irys nic głupiego nie przyszło do głowy, jeśli chodzi o pracę… Ona jeszcze mi się przyda, tym bardziej, że teraz ciężko o znalezienie chętnych – mruknął, a Layla aż z niedowierzaniem potrząsnęła głową.
– Serio to martwi cię najbardziej? – zapytała, nie kryjąc sceptycyzmu. – Zresztą nieważne! Wydaje mi się, czy o Nessie mówiłeś kiedyś dokładnie to samo?
Rozmawiała z Renesmee dość, żeby o tym wiedzieć. Zdawała sobie również sprawę z tego, że jej bratowa ostatecznie posłała Michaela w cholerę, nawet jeśli przez długi czas praca w kawiarni jej nie przeszkadzała. Nie żeby Gabriel nie miał wpływu na decyzję żony, niemniej dziewczyna jakoś nie miała wątpliwości co do tego, że ostateczna decyzja i tak należała do dziewczyny – ta z kolei nie chciała wracać z konkretnego powodu, zaczynając od ciąży, po dziwactwa Michaela i fakt, że na oczach wszystkich dźgnął Damiena nożem.
 Mówiłem – przyznał z bladym uśmiechem mężczyzna. – I jakby nie patrzeć, faktycznie mi się przydała.
– A co to niby miało znaczyć?
Tym razem nie doczekała się odpowiedzi, więc zerknęła na Rufusa, szukając u niego wsparcia. Wampir uparcie milczał, po prostu obserwując rozwój sytuacji i najwyraźniej nie widząc powodu, dla którego miałby się wtrącać.
– Cóż…
– Ty chyba go rozumiesz – powiedziała, ale wcale nie czuła się tego aż taka pewna. – O co mu chodzi?
– Pewnie o to, co zwykle: o przyszłość… Jakkolwiek powinniśmy to rozumieć, bo dla Michaela to bardziej złożone – rzucił naukowiec takim tonem, jakby właśnie musiał tłumaczyć jej coś równie oczywistego, co naturalnie następujące po sobie dzień oraz noc.
– Otóż to – zgodził się sam zainteresowany, a ona jęknęła.
To miała być odpowiedź? Zawsze wiedziała, że prędzej czy później przyjdzie jej zwariować przy Rufusie, ale najwyraźniej się myliła – wystarczyło, że prócz niego pojawił się jeszcze jeden facet, który lubił mówić zagadkami. To mogłoby być całkiem ciekawe, gdyby miała choć mgliste pojęcie, gdzie powinna szukać odpowiedzi, a na to przynajmniej tymczasowo się nie zapowiadało.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, sama niepewna tego, jak powinna zareagować. Michael rzucił jej wymowne spojrzenie, po czym uśmiechnął się w sposób, który mogłaby uznać za całkiem uprzejmy, gdyby akurat aż do tego stopnia jej nie irytował.
– Tak czy inaczej – podjął ze spokojem – jeśli już coś mówię, to zwykle dlatego, że ma sens. W przypadku Renesmee miało… I to nie tylko dlatego, że faktycznie wywołała chaos, kiedy wróciła do Miasta Nocy po powrocie Isobel. Gdyby w trakcie umarła, też nie byłbym szczególnie zadowolony – dodał po chwili zastanowienia.
Layla machinalnie zacisnęła dłonie w pięści, mimowolnie zastanawiając się nad tym, czy bardzo by się na nią obraził, gdyby spróbowała uderzyć go w twarz. Podejrzewała, że nawet nie zwróciłby na to uwagi, tym bardziej, że jako wampir poczułby naprawdę niewiele, ale to nie znaczyło, że nie mogła przynajmniej spróbować, zwłaszcza, że mówił o rzeczach, które niezmiennie wystawiały nerwy wampirzycy na próbę. Nie rozumiała, dlaczego zaczął temat akurat teraz, tym bardziej, że szczególnie go nie zachęcała, ale…
– O co ci chodzi? – nie wytrzymała. – Chcesz przez to powiedzieć, że życie Nessie było ci na rękę, bo masz względem niej jakieś plany? Michael, do cholery…
 Ach… Nie rozumiesz. – Rzucił jej niemalże rozczarowane spojrzenie. – Szkoda. Myślałem, że przy tobie zrobiła się trochę mądrzejsza – dodał po chwili zastanowienia, tym razem zwracając się bezpośrednio do Rufusa.
 Nie zapędzaj się aż tak, co? – obruszył się naukowiec, ale – co nie uszło uwadze Layli – nie protestował jakoś szczególnie.
Och, dziękuję bardzo! Jak zwykle wiesz, kiedy powinieneś mnie broić!, pomyślała z przekąsem, nie szczędząc sobie złośliwości. Gdyby nie sytuacja, może nawet spróbowałaby się o to wykłócać, ale w tamtej chwili zdecydowanie nie miała do tego ani cierpliwości, ani siły.
– Skoro niczego nie rozumiem, to bądź taki dobry i mi wytłumacz. Nie wiem, dlaczego akurat teraz zacząłeś mówić o Renesmee, ale…
– Jocelyne – podsunął usłużnie Rufus i to wystarczyło, żeby zamknąć jej usta.
Wypuściła powietrze ze świstem, coraz bardziej skonsternowana. Najgorsze w tym wszystkim pozostawało to, że wszystko łączyło się w dość sensowny sposób – przynajmniej teoretycznie, bo choć faktycznie dostrzegała poszczególne elementy układanki, nie była w stanie złączyć ich w sensowną całość. To wydawało się co najmniej irytujące, a Layla czuła się tak, jakby próbowała spojrzeć na pełen obraz przez zamgloną szybę – widziała ogólny zarys, który nasuwał jej na myśl dość konkretne skojarzenia, ale wciąż nie potrafiła uporządkować wszystko w jedną, sensowną całość.
Nerwowo spojrzała najpierw na męża, a potem na Michaela. Ostatecznie jej wzrok powędrował ku miejscu, gdzie nie tak dawno temu widziała Lawrence’a i Beatrycze, choć sama nie była pewna, czego w tamtej chwili oczekiwała. Skoro wszystko się łączyło, być może to znaczyło mniej więcej tyle, że Michael doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co przyniesie przyszłość. To nie był pierwszy raz, kiedy decydował się podsunąć im jakiekolwiek informacje, ale zarazem unikał mówienia wprost, zasłaniając się tym, że sprawy musiały toczyć się własnym rytmem. W ten sam sposób Isabeau zachowywała się względem swoich wizji, Layla zaś do tej pory nie potrafiła zrozumieć, czym kierowała się ta dwójka.
– Co…? – Urwała, po czym z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Co się znowu dzieje, Michael?
– A co twoim zdaniem powinno? – odparował, rzucając jej przenikliwe spojrzenie, które z miejsca sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej nieswojo.
Robił to specjalnie? To miała być jakaś gra, której zasady rozumiał tylko on? Nie miała pojęcia, nie po raz pierwszy zresztą, to zresztą wydawało się najmniej istotne. Nade wszystko próbowała doszukać się sensu w jego słowach, ale pomimo usilnych starań nie była w stanie, mając wrażenie, że raz po raz wracaj do punktu wyjścia.
– Nie kręć – skrzywiła się. – Nie wmówisz mi, że nic się nie dzieje, skoro… – zaczęła, ale tym razem nie pozwolił jej dokończyć.
– W którym miejscu powiedziałem, że nic się nie dzieje? – zauważył przytomnie. – Po prostu daję ci wolną rękę, jeśli chodzi o szukanie odpowiedzi. O ile mi wiadomo, w ostatnim czasie jesteś w tym całkiem dobra – dodał w pozornie niewinny sposób, ale to wystarczyło, żeby jeszcze bardziej namieszać dziewczynie w głowie.
Miał na myśli Claudię, a przynajmniej tak jej się wydawało. Próbowała znaleźć związek pomiędzy tymi wszystkimi kwestiami, ale nie potrafiła, świadoma co najwyżej tego, że ostatnie wydarzenia nie prowadziły do niczego dobrego. Nie potrafiła jeszcze umiejscowić w tym wszystkim Beatrycze czy Eleny, ale podejrzewała, że to kwestia czasu – tym bardziej, że ostrzeżenia (albo groźby…?), które czasami podrzucał im Michael, prędzej czy później znajdowały pokrycie w rzeczywistości. Problem polegał na tym, że zwykle nie mieli okazji przed tym zorientować się, co tak naprawdę mogłoby być nie tak.
– Claudia ma z tym związek czy…? – zaczęła i chciała dodać coś jeszcze, ale tym razem Rufus zareagował, przemieszczając się i bezceremonialnie zatykając jej usta dłonią.
– Wystarczy – zadecydował spiętym tonem. – Wszystko pięknie, ale temat Claudii zdecydowanie sobie darujemy.
– Och… Tego, że jest…? – rzucił jakby od niechcenia Michael.
Rufus warknął ostrzegawczo, również jemu nie pozwalając dokończyć. Layla westchnęła w duchu, po czym pośpiesznie oswobodziła się z uścisku męża, bynajmniej niezaskoczona jego zachowaniem. Zdążyła przyzwyczaić się do myśli o tym, że przynajmniej tymczasowo jakakolwiek próba rozmowy o informacjach, które zdobyli w Lille, nie miała racji bytu. Cóż, przynajmniej biorąc pod uwagę rozsądną rozmowę, bo na takiej jej zależało; zdecydowanie nie zamierzała doprowadzić do sytuacji, w której Rufus co najwyżej wpadłby w szał, bo to zdecydowanie nie skończyłoby się dobrze – nie w przypadku kogoś, kto nigdy nie potrafił radzić sobie z wyjątkowo skrajnymi emocjami.
– Koniec – wycedził przez zaciśnięte zęby wampir. – A teraz idziemy. Bardzo miło się rozmawiało – rzucił z przekąsem – ale zaczynam mieć dość tkwienia na zewnątrz w środku dnia, nawet przy takiej pogodzie.
Nie próbowała protestować, bardziej skupiona na tym, żeby jakoś go uspokoić. Nie miała pojęcia, co takiego na celu miał Michael i chyba wolała tego nie wiedzieć. Nie chciała również zastanawiać się nad tym, jak wiele wiedział, skoro zdawał sobie sprawę z tego, kim dla Rufusa mogłaby być Claudia – i to niezależnie od tego, czy sam zainteresowany chciał to zaakceptować. Co prawda świadomość wiedzy, którą mógł dysponować Michael, sprawiała, że miała ochotę zadać mu dziesiątki pytań, ale doskonale wiedziała, że to i tak nie miało sensu. Skoro do tej pory co najwyżej wszystkich zwodził, rzucając półsłówkami i z uporem unikając odpowiedzi, również w tym wypadku nie miałaby co liczyć na nic więcej, nawet gdyby Rufus pozwolił jej się wypowiedzieć.
Bez słowa wycofała się, w duchu szukając jakiegoś sensownego sposobu na zmianę tematu. Pomyślała o Claire, ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie ten pomysł, dochodząc do wniosku, że przynajmniej tymczasowo rozmowa o córce wcale nie była takim dobrym pomysłem. Wiedziała, że Rufusa już i tak trafiało, odkąd wymogła na nim, żeby pozwolił jej wrócić do Seattle. Sama nie widziała w takim posunięciu niczego złego – wiedziała, że dziewczyna była bezpieczna z Liz i Damienem, zresztą zaraz w domu miał pojawić się jej brat, Renesmee i Joce – jednak wampir… Cóż, był po prostu sobą. Poza tym prawie na pewno przejmował się Setem, co aż tak bardzo Layli nie dziwiło. W zasadzie doceniała to, że do tej pory nie posunął się do zrobienia czegoś wybitnie głupiego, tym bardziej, że Claire i ten chłopak już nawet nie próbowali ukrywać, że stopniowo pozwalali sobie na coś więcej, aniżeli przyjacielskie spotkania.
Wciąż o tym myślała, kiedy zorientowała się, że ktoś ją obserwuje. Kiedy obejrzała się przez ramię, przekonała się, że Michael wciąż uważnie ich obserwował, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
– Jeśli chodzi o Claudię… Hm, powiedzmy, że niewinność bardzo łatwo zniszczyć. I tak jest w każdym wypadku, bo chyba nie ma niczego bardziej kruchego – powiedział, a Layla zamarła, dziwnie oszołomiona. Jej myśli jak na zawołanie powędrowały z powrotem ku Claire, ale… – Wieszczki również mają ciężki, poznaczony bólem żywot… A w przypadku wyjątkowo kruchej istoty to może okazać się równie budujące, co i niszczycielskie – dodał, po czym zamilkł, najwyraźniej nie zamierzając tłumaczyć niczego więcej.
Zaraz po tym najzwyczajniej w świecie rozpłynął się w powietrzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa