Elena
To było niczym sen,
przynajmniej z jej perspektywy. W zasadzie sama nie była pewna, jakim
cudem w ogóle była w stanie skoncentrować się na czymś tak
przyziemnym, jak bal maturalny. Jeszcze jakiś czas temu, sama możliwość wzięcia
udziału w podobnym wydarzeniu, znalazłaby się w centrum
zainteresowania Eleny, na długo przed nadejściem właściwego dnia. Była w stanie
sobie wyobrazić, jak rozmawia na ten temat z Elizabeth, większość czasu
poświęcając przede wszystkim kwestii doboru sukienki czy makijażu –
wszystkiego, co miałoby okazać się niezbędne, by z odpowiedniej chwili
przyćmiła wszystkich innych.
Teraz
wszystko było inne, chociaż sama nie była pewna, co takiego miało wpływ na to,
że czuła się w tak odmienny sposób. Może chodziło o sam fakt śmierci,
a może o Rafaela, który już na początku znajomości dał jej do
zrozumienia, że uważa ją za irytującą, zapatrzoną w siebie dziewczynę, dla
której najważniejsza była uroda. Cóż, nie mogła zaprzeczyć, że tak było, ale
teraz… Miała wrażenie, że wszystko się zmieniło. Chciała traktować możliwość
powrotu do szkoły, jako sposób na przywrócenie przynajmniej względne równowagi,
ale to wydawało się niemożliwe. To wszystko wydawało się wręcz porażająco
przyziemne – element życia, które kiedyś było dla niej wszystkim, a teraz
wydawało się czymś tak odległym, jakby przytrafiło się komuś innemu.
Właściwie
sama nie była pewna, co takiego podkusiło ją, żeby jednak udawać, że wszystko
jest w porządku. To było niczym impuls, a może po prostu egoistyczna
zachcianka, która wydawała się jak najbardziej w jej stylu. Z drugiej
strony, może chciała w ten sposób udowodnić samej sobie, że wróciła, a to,
że śmierć na swój sposób ją zmieniła, tak naprawdę nie miało znaczenia. Wciąż
była Eleną, tak? Nadal tutaj przynależała, poza tym jakoś nie miała
wątpliwości, że w razie potrzeby byłaby zdolna do tego, żeby czarować
wszystkich wokół. Chyba nawet trochę za tym tęskniła – za pożądliwymi
spojrzeniami i poczuciem kontroli nad sytuacją, którymi mogła się cieszyć,
kiedy tylko znajdowała się w towarzystwie płci przeciwnej. Rafael wymagał od
niej czegoś innego, zresztą nie wyobrażała sobie zainteresowania jakimkolwiek
innym mężczyzna, ale czy to znaczyło, że nie mogła się zabawić?
Hm, kiedyś
to naprawdę było dla niej zabawą. Teraz jawiło się raczej jako manipulacja,
choć i tego nie była w stanie w jakiś szczególny sposób potępić.
Może i nie była święta, ale istniały rzeczy o wiele gorsze, aniżeli
płytka nastolatka, trwająca w przekonaniu, że jak najbardziej zasłużyła na
wszystko to, co najlepsze.
Rafael
oczywiście spojrzał na nią jak na kogoś, kto przybył z innej planety,
kiedy jakby od niechcenia zapytała go, czy przypadkiem nie zamierzał jej
towarzyszyć. Nie była zaskoczona taką reakcją, zresztą zdecydowanie nie widziała
go w towarzystwie dzieciaków, które uczęszczały do liceum – i to
niezależnie od tego, czy aktualnie je kończyły, czy też nie. Podejrzewała, że
czułaby się niemniej dziwne, co i na imprezie u Jessiki, gdzie
zobaczyła Rafaela w towarzystwie Miriam, kiedy oboje za nią podążali.
Wydawali się tak bardzo oderwani od rzeczywistości i niepasujący do
zwykłej, skupiającej ludzi uroczystości, że chwilami wręcz zastanawiała się,
jakim cudem nikt z obecnych nie zauważył, że coś jest nie tak. Niezależnie
od wszystkiego, musiała liczyć się z tym, że pójdzie sama, ale nie czuła
się z tego powodu jakoś szczególnie przygnębiona. Kiedyś brak partnera
jawiłby się jako tragedia, ale tym razem nie miała nawet pewności, czy w ogóle
chciała spędzić wieczór w towarzystwie ludzi.
W ostatnim
czasie sama nie wiedziała, czego tak naprawdę chciała.
Było coś
kojącego w możliwości spędzenia kilku godzin z Liz, dokładnie tak,
jak niezliczone wieczory wcześniej, kiedy wszystko wydawało się być na swoim
miejscu. To było znajome, przynajmniej do pewnego stopnia, bo Elenie bardzo
łatwo przyszło doszukanie się w zachowaniu Elizabeth czegoś co najmniej niepokojącego
– a więc smutku, który ta jak najbardziej miała prawo odczuwać.
Doświadczyła tego już w dzień ślubu, kiedy przyjaciółka pomagała jej się
przygotować, pomimo licznych kłamstw i wszystkiego, co zaszło, po prostu
trwając obok. Teraz też była, ale choć sytuacja wydawała się o wiele
normalniejsza, niż przy pośpiesznie przygotowanej ceremonii, wszystko
paradoksalnie wydawało się bardziej skomplikowane.
– Coś jest
nie tak? – zapytała w pewnym momencie Elena, nie mogąc się powstrzymać. W milczeniu
wpatrywała się w Liz, próbując przewidzieć, co takiego tej musiało chodzić
po głowie.
– Nie wiem.
– Odpowiedź przyjaciółki ją zaskoczyła, choć zarazem była dość prawdopodobna.
Czasami trudno było stwierdzić, czy cokolwiek, co działo się dookoła, miało
chociaż odrobinę sensu. – Ale za to mogę powiedzieć ci jedno: kiedyś naprawdę cię
zabiję.
Te słowa ją
zaskoczyły, przynajmniej w pierwszym odruchu, bo wkrótce po tym – sama
niepewna kiedy i jak – po prostu wylądowały w swoich objęciach. Nie
rozmawiała z Liz o tym, co miało miejsce w Volterze, sądząc, że
to w gruncie rzeczy zbędne – przynajmniej teoretycznie, bo była w stanie
wyobrazić sobie, co takiego mogła przechodzić dziewczyna, którą traktowała jak siostrę.
Nie chciała już nawet zastanawiać się, jak musiało to wyglądać na krótko po
tym, jak Elizabeth straciła właściwie wszystkich tych, których kochała,
zmuszona nie tylko mierzyć się ze świadomością istnienia wampirów, ale przede
wszystkim uciekać przed własnym, podobno zmarłym bratem.
Więcej
właściwie nie rozmawiały, chcąc nie chcąc decydując się dołączyć do Aldero i Camerona.
Elena mimowolnie spięła się na widok kuzyna, nie pierwszy raz zastanawiając się
nad tym, jak powinna rozumieć ich relacje. Próbowała o tym nie myśleć, w duchu
ciesząc się, że przynajmniej nie mieli przesiadywać sami w samochodzie, bo
prędzej oszalałaby, niż niosła pełną napięcia ciszę, której w ostatnim
czasie doświadczała w towarzystwie Al’a. To też spieprzyła i doskonale
zdawała sobie z tego sprawę, bardziej niż wcześniej świadoma, że w pięknym
stylu raniła wszystkich wokół. Nie miała pewności, co takiego zadecydowało o tym,
że zaczęła zwracać na to uwagę akurat teraz, ale…
Odrzuciła
niechciane myśli, w pełni chcąc skupić się na nadchodzącym wieczorze.
Wiedziała, że Rafael nie był zachwycony tym, że gdziekolwiek się wybierała, nie
wspominając o spojrzeniu, którym odprowadził ją, kiedy pojawiła się w rzucającej
się w oczy, intensywnie czerwonej sukience, ale przynajmniej nie próbował
jej powstrzymywać. Przed wyjściem spojrzała jeszcze na niego znacząco,
uśmiechając się w zaczepny sposób, chociaż już dawno zwątpiła w to,
czy własny mąż poświęci jej należytą uwagę. Chwilami miała ochotę mu przyłożyć,
by jakkolwiek zmusić go do należytego zainteresowania, ale podejrzewała, że
nawet gdyby przyszła do niego całkiem naga, prędzej usłyszałaby, że powinna się
ubrać, bo zmarznie, niż… cokolwiek innego.
Ten facet
był niesamowity.
I chociaż
nade wszystko go kochała, chwilami doprowadzał ją tym do szału.
Była
zaskoczona, kiedy Aldero lakonicznie stwierdził, że muszą jeszcze podjechać po
Claire i Marissę. Nie sądziła, że po ostatniej imprezie, jej kuzynka w ogóle
zdecyduje się gdziekolwiek ruszyć, ale najwyraźniej Issie miała większy dar
przekonywania, niż raczyła przyznać. Nie zmieniało to jednak faktu, że po raz
kolejny wybierali się gdzieś większą grupą, co teoretycznie powinno zapewnić
wszystkim wokół bezpieczeństwo, ale w Elenie z jakiegoś powodu
wzbudzało niepokój. Teoretycznie nic złego nie powinno się stać, podczas
szkolnego balu, ale z drugiej strony… to samo była skłonna powiedzieć na
temat imprezy u Jessiki, a ta ostatecznie i tak skończyła się,
jak skończyła.
Inną
kwestią pozostawała obecność Volturi, ale nad tym nie chciała rozwodzić się
wcale. Sama wzmianka o rodzinie królewskiej wzbudzała w niej
wątpliwości, choć to nie te wampiry miały związek z tym, co ją spotkało.
Wszystko tak czy inaczej sprowadzało się do Isobel, chociaż Elenie trudno było
stwierdzić, czy po współpracy z Włochami, mogli uwierzyć, że ich
pojawienie się w Seattle, było przypadkowe. Coś wyraźnie wisiało w powietrzu
i czuła to całą sobą, choć w żaden sposób nie potrafiła określić, w czym
rzecz. To było nawet gorsze od biernego wyczekiwania własnej śmierci, podczas
gdy miała tylko świadomość tego, że w każdej chwili mogło spotkać ją coś niedobrego
– prędzej albo później. Wątpliwości nie ustępowały nawet na moment, czyniąc
wszystko jeszcze bardziej nienaturalnym i dziwnym, niż do tej pory, co
zwolna zaczynało doprowadzać ją do szaleństwa – i to pomimo raz po raz
powtarzanego sobie zapewnienia, że tym razem nie wydarzy się nic niedobrego.
Zdołała
nieznacznie się rozluźnić, kiedy znaleźli się na terenie szkoły. Z powątpiewaniem
spojrzała na znajomy budynek, w którym mieściło się liceum – miejsce,
którego próg przekraczała tak wiele razy, a jednak w tamtej chwili
jawiło jej się jako absolutnie obce. Nerwowo wygładziła sukienkę, z uwagą
wpatrując się w ozdobione balonikami wejście, jednoznacznie sugerujące
uczniom, gdzie powinni się udać. Spoglądając na parking, była w stanie
dostrzec dziesiątki samochodów, chociaż w normalne dni o tak późnej
porze trudno było uświadczyć obecności kogokolwiek, łącznie z personelem.
To było do przewidzenia, tym bardziej, że bal zawsze jawił się jako wydarzenie,
którego wszyscy wyczekiwali – coś ważnego, będącego niczym swoiste pożegnanie,
chociaż do zakończenia roku wciąż pozostało kilka miesięcy.
Jeszcze
jakiś czas temu pomyślałaby, że ten wieczór będzie w stanie cokolwiek
zmienić. Teraz już wiedziała, że wcale nie trzeba było uroczystej otoczki, by
coś takiego miało miejsce.
I jeśli
miała być ze sobą szczera, chwilami tęskniła za przeszłością.
– Wszystko w porządku?
– usłyszała i to wystarczyło, żeby wyrwać Elenę z zamyślenia.
Zamrugała
nieco nieprzytomnie, z opóźnieniem uprzytomniając sobie, że wciąż tkwi w samochodzie,
bezmyślnie wpatrując w okno. Kolejnego szoku doznała, kiedy przekonała
się, że została z Aldero sama – i że chłopak wyraźnie czekał na to,
żeby w końcu ruszyła się z miejsca. Natychmiast napięła mięśnie, po
czym uporała się z drzwiczkami, chcąc jak najszybciej wydostać się na
zewnątrz i nie stawiać ich w kolejnej niekomfortowej sytuacji.
Problem polegał na tym, że mogło być już za późno, choć zarazem wcale nie miała
poczucia, że kuzyn spogląda na nią w jakiś szczególnie niechętny sposób.
Wręcz przeciwnie – wydawał się spokojny, chociaż to równie dobrze mogło być
wyłącznie jej wrażeniem.
– Jasne –
powiedziała z opóźnieniem, bez choćby cienia przekonania co do
prawdziwości własnych słów. Wypuściła powietrze ze świstem, nie pierwszy raz
mając wrażenie, że robi z siebie idiotkę. – Zamyśliłam się. Ja po prostu…
– Elena? –
przerwał jej niemalże łagodnym tonem.
Posłusznie
zamilkła, w zamian już tylko się w niego wpatrując. Próbowała
stwierdzić, co takiego sobie myślał, ale to okazało się co najmniej
skomplikowane.
– Co? –
zapytała w końcu, nie będąc w stanie tkwić w ciszy dłużej,
aniżeli było to konieczne. Sama nie była pewna, kiedy właściwie odczuli się
tego, by przy sobie milczeć.
– Po prostu
wyluzuj, co? – zaproponował Aldero, po raz kolejny ją zaskakując. – Nie
zachowuj się przy mnie tak, jakbyś sądziła, że mam cię za wroga… To
niekoniecznie przyjemne, jeśli wiesz, co takiego mam na myśli – dodał i wysilił
się na uśmiech, ale wyszło mu to dość marnie.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, sama niepewna tego, co powinna sądzić o jego słowach. Inną
kwestią pozostawało to, jak faktycznie się czuła w towarzystwie Aldero. Wciąż
nie była pewna, co powinna mu powiedzieć, nie wspominając o tym, że
dotychczas nie zwracała uwagi na to, jak zachowywała się względem niego. Miała
wrażenie, że przez cały ten czas po prostu się unikali, bo tak było dla
wszystkich wygodniej, ale z drugiej strony… Cóż, może o wiele
bardziej trafnym stwierdzeniem byłoby, że to ona podświadomie przed nim
uciekała, nie chcąc prowokować rozmowy, która mogłaby skończyć dosłownie w każdy
z możliwych sposób.
Zawahała
się, dla zyskania na czasie raz jeszcze spoglądając na opustoszały parking.
Zauważyła, że reszta towarzystwa zdążyła się oddalić, nie zauważając, a może
po prostu nie chcąc, że tymczasowo ich z nimi nie było. Elena przygryzła
dolną wargę, mimowolnie zaczynając zastanawiać się nad tym, czy to był specjalnie
przemyślany wybieg, który miał zmusić ją i Aldero do rozmowy, ale nawet
jeśli tak było, nie miała do nikogo pretensji. Wręcz przeciwnie – na swój
sposób chyba tego chciała, z kolei jeśli miała być ze sobą szczera…
– Elena? –
Aldero nie dawał za wygraną. Aż wzdrygnęła się, kiedy nagle zmaterializował się
tuż naprzeciwko niej. – Jeśli nie chcesz rozmawiać albo on ci tego zabrania,
zrozumiem, ale…
– O czym
ty mówisz? – przerwała mu, nie mogąc się powstrzymać.
Wampir
tylko wzruszył ramionami, po czym uśmiechnął się w pozbawiony wesołości
sposób.
– Nie wiem.
Może próbuję zwrócić na siebie uwagę – stwierdził z rozbrajającą wręcz
szczerością. – Chcę tylko pogadać, tym bardziej, że w ostatnim czasie… No i teraz
jesteśmy sami – dodał, bo już otworzyła usta, chcąc przypomnieć mu, że niejako
mieszkali w jednym domu.
– Jeśli
specjalnie czekałeś na to, żeby nigdzie w pobliżu nie był Rafaela… –
Zamilkła, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że stwierdzenie samo w sobie
zabrzmiało co najmniej źle. Nie chciała prowokować kłótni, a tak bez
wątpienia byłoby, gdyby znów poruszyła temat jego relacji z demonem, o ile
ta w ogóle istniała. Miała wrażenie, że ta dwójka pozabijałaby się przy
pierwszej możliwej okazji, jeśli tylko dać im po temu możliwość. – Nieważne. W porządku,
możemy rozmawiać – powiedziała, ostrożnie dobierając słowa. Problem polegał na
tym, że zdecydowanie nie była własnych słów pewna.
– Aha…
Dobra, to świetnie – mruknął nieco nerwowo Aldero, a potem najzwyczajniej w świecie
zamilkł, sprawiając, że poczuła się jeszcze bardziej nieswojo.
Cudownie,
właśnie o tym marzyła! Chciała akurat tego wieczora siedzieć w samochodzie
kuzyna, spoglądając na niego z równą intensywnością, co i on na nią, i zastanawiając
się nad tym, czy w ogóle potrafili jeszcze rozmawiać. Miała wrażenie, że
to jego skrzywdziła w najbardziej dotkliwy sposób, nie tylko swoją
śmiercią, ale już wcześniej – i że robiła to nadal, zwłaszcza teraz, kiedy
mógł widywać ją i Rafaela właściwie na co dzień. W głowie nie po raz
pierwszy rozbrzmiewały jego słowa – ten aż nazbyt dobrze pamiętany przez nią
moment, w którym wprost powiedział jej to, co czuł. Pamiętała również
każdą rozmowę z Miriam i Rafą, który widzieli w tym idealną
okazję na rozwiązanie ewentualnego „problemu” z krwią, chociaż o tym
Elena nawet nie chciała myśleć, niezmiennie przekonując samą siebie, że
wykorzystywanie Al'a w jakikolwiek sposób, byłoby najgorszym, na co
mogłaby sobie pozwolić.
Cholera, to
nie miało być tak. Nigdy nie pragnęła znaleźć się w takiej sytuacji, mimo
usilnych starań nie będąc w stanie znaleźć satysfakcjonującego wszystkich wyjścia.
Zastanawiała się, czy gdy nie pojawienie się Rafaela, relacje między nią a Aldero
miałyby szansę zmienić się, kiedy poznałaby prawdę, ale to wydawało się mało
istotne. Dlaczego miałoby, skoro gdybaniem i tak nie była w stanie
zmienić niczego? Co więcej, nigdy nie patrzyła na niego inaczej, niż na członka
rodziny – kuzyna, który w równym stopniu ją irytował, co i sprawiał,
że czuła się naprawdę dobrze, częściej niż przy kimkolwiek innym bywając sobą.
Był trochę jak brat, a przynajmniej tak sądziła, nie wspominając już o tym,
że gdyby była dobrą siostrą, zdecydowanie nie sprawiłaby mu aż tyle bólu – i to
nie tylko jemu.
– Tęsknię
za tobą…
Początkowo
nie była nawet świadoma tego, że wypowiedziała tych kilka słów na głos. Dopiero
po chwili pojawiło się zrozumienie, a Elena mimowolnie napięła mięśnie,
nagle zaniepokojona. Chciała dodać coś jeszcze – przeprosić, wycofać się albo
zrobić cokolwiek – ale zanim zdążyła choćby zastanowić się nad znaczeniem
własnych słów i pragnień, ciepłe palce delikatnie owinęły się wokół jej
własnych. Zesztywniała, mimo obaw nie mając poczucia, by w tym geście było
cokolwiek, co mogłaby uznać za niewłaściwe. Wręcz przeciwnie, choć to równie
dobrze mogło być wyłącznie jej wrażeniem, tym bardziej, że tak bardzo chciała w jakiś
cudowny sposób to poukładać, niezależnie od tego, czy miało okazać się możliwe.
– Więc w czym
problem? – zapytał ze spokojem Aldero, starannie dobierając słowa. – Tęsknisz, a jednak
przede mną uciekasz, bo…?
– Serio
pytasz? – przerwała mu, potrząsając z niedowierzaniem głową.
Co takiego
miała mu powiedzieć? Pamiętała przecież, jak spoglądał na nią, kiedy rozmawiała
z rodzicami dzień po ślubie, w żywe oczy kłamiąc na temat tego, gdzie
była. To wydawało się aż nazbyt oczywiste, że miał do niej żal, z kolei
teraz…
Nerwowo
przygryzła dolną wargę. Gdyby przynajmniej wiedziała, czego tak naprawdę
chciała, wszystko stałoby się prostsze.
– Zresztą
to już i tak nie ma znaczenia – odezwała się po chwili wahania, z uporem
unikając spoglądania mu w oczy. – Jest… Ze mną w porządku, tak? Nie
ma żadnego powodu, dla którego powinieneś się o mnie martwić, tym
bardziej, że wróciłam i…
– Właśnie. Wróciłaś – przerwał zniecierpliwionym
tonem, tym samym skutecznie wytrącając dziewczynę z równowagi. – Zaraz po
tym, jak umarłaś na oczach wszystkich i… Szlag, Elena, myślisz, że co ja wtedy
poczułem? Te nasze kłótnie naprawdę przestały mieć jakiekolwiek znaczenie –
oznajmił z powaga i coś w jego tonie sprawiło, że z miejsca
zrozumiała, że mówił jak najbardziej poważnie.
Spojrzała
na niego w oszołomieniu, nie pierwszy raz zastanawiając się nad tym, co i dlaczego
powinna zrobić albo powiedzieć. Z uporem nie chciała zastanawiać się nad
tym, jak bardzo skrzywdziła wszystkich wokół, poniekąd woląc udawać, że
wypłakała wystarczająco wiele, by móc pozwolić sobie na zapomnienie. Pragnęła
udawać, że skoro znów tutaj była, wszystko tak czy inaczej wróciło do normy,
ale to wcale nie musiało być takie proste. Wręcz przeciwnie – im dłużej się nad
tym zastanawiała, tym pełniejsza wątpliwości była.
–
Przepraszam.
Tylko to
przyszło jej do głowy – jedno słowo, które wydawało się równie nieznaczące, co i to,
że mogłoby być jej przykro z powodu tego, że tak po prostu pozwoliła się
zabić. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, po raz kolejny zresztą, chociaż
czuła, że to nie jest uczciwe. Usłyszała, że Aldero wzdycha przeciągle, w następnej
sekundzie – nie czekając na jakąkolwiek jej reakcję, a już zwłaszcza
protesty – ujmując twarz pół-wampirzycy w obie dłonie. Zesztywniała, po
czym spróbowała się odsunąć, kiedy zachęcił ją do tego, żeby na niego
spojrzała, dosłownie porażając przenikliwością spojrzenia lśniących, ciemnych
oczu.
– Daj
spokój. Już dałaś mi do zrozumienia, że mam cię nie całować – rzucił zaczepnym
tonem Aldero. Prychnęła, po części zaskoczona tym, że z taką łatwością
zorientował się, czego mogłaby się po nim spodziewać. – Przecież tylko
rozmawiamy… A ja też za tobą tęsknię, Eleno. To chyba oczywiste, zwłaszcza
po tym, co się wydarzyło – dodał, a ona cicho jęknęła, nie kryjąc
niepokoju.
– Aldero…
Potrząsnął
głową.
– Nie mam
na myśli nic złego… Po prostu ciebie – oznajmił z przekonaniem, nie
odrywając od niej wzroku. – Rany, Elena, nie rób nam tego na każdym kroku, co?
Jesteśmy tutaj i byłoby dobrze, gdybyś się uśmiechnęła – stwierdził,
kolejny raz wytrącając ją z równowagi.
– Że co
proszę? – zniecierpliwiła się. Miała coraz większy problem z tym, żeby
nadążyć za nim i tokiem jego rozumowania. – Aldero, proszę. Ja naprawdę
nie mam siły na podchody, więc…
– To trochę
kiepsko, skoro jak zwykle będziesz błyszczeć. To cała ty, prawda? Kto jak kto,
ale jakoś nie mam wątpliwości co do tego, że ten wieczór będzie twój… Zresztą
tak jak i zawsze – stwierdził, po czym uśmiechnął się w nieco
roztargniony sposób. Obserwowała go w milczeniu, kiedy jak gdyby nigdy nic
podniósł się, w następnej sekundzie zachęcająco wyciągając ku niej rękę. –
Możesz albo dalej się zadręczać, albo mi zaufać. Chodź i po prostu się
zabawmy.
Spojrzała
na niego w oszołomieniu, przez kilka następnych sekund wciąż zastanawiając
się nad tym, czego powinna się po nim spodziewać. W głowie miała pustkę, a jakby
tego było mało…
A potem po
prostu przestała myśleć i chwyciła go za rękę, dochodząc do wniosku, że
tak naprawdę jest jej wszystko jedno. Co więcej, chciała mu zaufać – tak jak
kiedyś, kiedy nie miała poczucia, że każda podjęta decyzja może okazać się
krzywdząca.
I to
wydawało się dobre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz