Layla
Z zaciekawieniem rozejrzała
się dookoła. Korytarz był ciemny, poza tym mogła utwierdzić się w przekonaniu,
że w całej twierdzy najwyraźniej nie znajdowało się ani jedno okno. Nie
przeszkadzało jej to, tym bardziej, że dzięki wyostrzonym zmysłom dość dobrze
widziała w ciemnościach, nie wspominając o kilku przytwierdzonych do
ścianach, rzucających anemiczne światło lampach, ale wrażenie i tak
okazało się niepokojące. Layla wiedziała jedynie, że nawet laboratorium robiło
na niej mniej klaustrofobiczne wrażenie, być może dlatego, że już od lat
traktowała je jako dom.
– Uroczo –
stwierdziła, a Alessia zaśmiała się w nieco nerwowy sposób. Poruszała
się dość swobodnie, najwyraźniej zaznajomiona z labiryntem korytarzy, co
jednak nie zmieniało faktu, że nie wyglądała na szczególnie takimi warunkami
usatysfakcjonowaną.
– Prawda? –
Dziewczyna westchnęła, po czym wywróciła oczami. – To już i tak coś, że są
te lampy. Victor uważa, że poruszanie się w ciemnościach to świetna
sprawa… Aha, akurat – zadrwiła, wyraźnie poirytowana. – Ariel wciąż negocjuje.
– Twój wilk
nie ma niczego do powiedzenia? – zapytał z powątpiewaniem Rufus. Nie
wyglądał na zaniepokojonego, ale w jego przypadku każda możliwość wydawała
się równie prawdopodobna, tym bardziej, że był dobrym aktorem.
Ali wydęła
usta.
– Ma.
Oczywiście, że ma… Swoją drogą, znowu zaczynasz być niemiły, wujku – obruszyła
się, prostując niczym struna. – Jakby było inaczej, nie zaprosiłby mnie do
siebie. Po prostu rozmowy z Vickiem bywają trudne, zwłaszcza jeśli chodzi o zmienianie
starych przyzwyczajeń… I kilku nowych – dodała już ciszej, ale Layla i tak
wyczuła w głosie bratanicy dość charakterystyczną, świadczącą o narastającym
rozdrażnieniu nutkę.
Przesunęła
się bliżej dziewczyny, by móc chwycić Alessię za rękę. Przez ostatnie lata,
kiedy niejako jej matkowała, czy może raczej zachowywała się jak na starszą
siostrę przystało, zdążyła poznać ją w równym stopniu, co i Gabriela
czy Isabeau – a może nawet lepiej, bo Ali od zawsze była o wiele
bardziej otwarta od tej dwójki. W efekcie Layla nie miała najmniejszego
problemu z tym, żeby zorientować się, że coś jest nie tak, choć w żaden
sposób nie potrafiła określić, co tak naprawdę mogło jej bratanicę dręczyć.
– Wszystko
gra? – zapytała wprost, rzucając Alessi spojrzenie wystarczająco wymowne, by ta
nie miała wątpliwości, że odmowna odpowiedź nie wchodziła w grę.
Przez kilka
następnych sekund panowała cisza, podczas której po prostu szli prze siebie,
równie dobrze mogąc zmierzać donikąd. Uśmiech jak na zawołanie zniknął z twarzy
Ali, co jedynie utwierdziło Laylę w przekonaniu, że coś było na rzeczy.
Bardziej stanowczo ujęła dziewczynę pod ramię, chcąc w ten sposób ją
uspokoić, tym bardziej, że zwykle to działało. Co prawda Alessia nigdy nie
zwierzała jej się ze wszystkiego, nie wspominając o tym, że za prawdziwą
powiernicę od zawsze traktowała Isabeau, ale skoro ta tymczasowo pozostawała nieosiągalna…
– Nie wiem
– przyznała w końcu. – Podobno przejmuję się bardziej niż powinnam, ale co
niby mam robić, skoro nie tak dawno temu pewna dziewczyna umarła mi niejako na
rękach? – zapytała jakby od niechcenia, siląc się na beztroskę.
– Ty… Co
takiego? – Layla zamrugała nieco nieprzytomnie, dopiero po kilku następnych
sekundach będąc w stanie zrozumieć pełny sens wypowiedzi.
– Widziałaś
kiedyś wilkołaka, który odrzuca przemianę? To… było przerażające – stwierdziła i w tamtej
chwili jej głos zabrzmiał w dziwny, nieco łamliwy sposób. – Pewnie gdyby
nie Ariel, kilka lat temu byłabym na miejscu Nattie… Miała imię – dodała po chwili
wahania, zwracając się chyba bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. –
Ładnie, prawda? Nattie… – powtórzyła, coraz bardziej zaniepokojona.
Nie dodała
niczego więcej, być może nie chcąc, a może nie będąc w stanie. Layla
instynktownie chciała ją objąć i zapewnić, że jest w porządku, nawet
gdyby to miało zabrzmieć jak nic nieznaczące kłamstwo, jednak nie miała po temu
okazji. W zamian w niemalże ostrzegawczy sposób spojrzała na Rufusa,
kiedy ten nagle przemieścił się, bezceremonialnie chwytając Alessię za ramiona i –
wcześniej zmuszając ją do tego, żeby się zatrzymała – zdecydowanym ruchem
odwrócił ją w swoją stronę.
– Co tutaj
się dzieje? – zapytał wprost. Nie brzmiał na zdenerwowanego, ale jego ton i tak
nie przypadł Layli do gustu, zwłaszcza kiedy zauważyła, że Ali sztywnieje. –
Tylko nie mów, że nic, bo i tak nie uwierzę.
– Nie po to
przyjechaliśmy – przypomniała, nerwowo zaciskając dłonie w pięści.
Zdecydowanie nie chciała załatwiać spraw w taki sposób. – Alessia,
kochana, on nie…
– Prawda jest
taka, że mamy pewne problemy – przyznała niechętnie dziewczyna. Gdyby nie to,
że była telepatką i to na dodatek uzdolnioną, Layla wzięłaby pod uwagę to,
że Rufus użył na jej bratanicy wpływu. – Niedawno dowiedziałam się, że Victor
jeszcze przed moim przyjazdem szukał sobie dzieciaków, które mógłby przemienić…
Lilia i Isobel zabiły prawie wszystkich, o wcześniejszych polowaniach
na wilkołaki nie wspominając – dodała, mając na myśli działania Volturi.
– To wiem. I nie
jestem zaskoczony, że mogliby się przejmować liczebnością, ale… – Rufus urwał,
po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową. – Nieważne. Co to za problemy?
–
Zmienianie ludzi w wilkołaki to nie jest problem? – zapytała z powątpiewaniem
Alessia.
Wampir
jedynie potrząsnął głową.
– Może i jest,
ale mam wrażenie, że istnieje jakiś większy – stwierdził, a Ali wydała z siebie
nieco zdławiony jęk.
– Chodzi mi
o Nattie – przyznała w końcu. – Ona jako jedyna umarła, ale Vick
twierdzi, że jej nie zna. Ona sama nie była pewna, kto… Ale jeśli założyć, że
nie zaatakował jej nikt z twierdzy, to może oznaczać, że gdzieś w okolicy
kręci się ktoś, kogo być nie powinno – przyznała, a po jej tonie
jednoznacznie dało się stwierdzić, że była mocno podenerwowana sytuacją. – O co
ci tak naprawdę chodzi, wujku?
Rufus
westchnął, po czym w końcu ją puścił. Wyraźnie jej ulżyło, ale Layla i tak
przesunęła się bliżej, by móc otoczyć bratanicę ramionami. Rzuciła wampirowi
urażone spojrzenie, sama niepewna tego, co powinna myśleć o jego
zachowaniu i reakcji, jednak zdecydowała się tego nie komentować.
Dostrzegała w wyrazie twarzy męża coś, co wydało jej się znajome, choć
zarazem nie potrafiła tego zinterpretować, a tym bardziej stwierdzić, co
takiego w tamtej chwili chodziło mu po głowie.
– Nie
jestem pewien – przyznał z rezerwą, ostrożnie dobierając słowa. – To może być
nic, a przynajmniej nie coś, co powinno interesować mnie czy którekolwiek z nas…
Ale za dużo nieprzypadkowych rzeczy działo się w ostatnim czasie –
stwierdził, po czym wywrócił oczami, podchwytując ich zdezorientowane
spojrzenie. – Zanim Isobel wróciła, też mieliśmy chaos. Nie na taką skalę,
chociaż kto wie… Nigdy szczególnie nie interesowało mnie to, co dzieje się poza
Miastem Nocy, ale to miałoby sens. Uderzyła w Volterrę, a w między
czasie w Dimitra i Isabeau… Lille to też na swój sposób ważne
miejsce, jeśli chodzi o świat nieśmiertelnych i szukanie wpływów. Co
więcej, Lilia tutaj była, a skoro tak…
– Isobel
miałaby odpowiadać za to, co spotkało Nattie? – zapytała z niedowierzaniem
Alessia.
– Tego nie
powiedziałem. Na razie gdybam – obruszył się, wyraźnie rozdrażniony. – Po
prostu weźcie to pod uwagę, skoro uważasz, że ktoś kręci się w okolicy.
Claudia też pojawiła się znikąd, zresztą tak jak Isobel w Volterze. A teraz
wy przejmujecie się intruzem. Interpretuj to jak chcesz, bo nie zamierzam
wnikać w sprawy wilkołaków, aczkolwiek to by mi pasowało.
Czasami
przerażało ją to, jak wiele wiedział zarówno na temat królowej, jak i jej
sposobie działania. Nie dziwiło ją to, że Rufus z łatwością mógłby
zauważyć choćby cień powiązania tam, gdzie jej nie przyszłoby to do głowy, ale
nawet zdając sobie sprawę z tego, że miała do czynienia z geniuszem,
chwilami czuła się wręcz oszołomiona. Tak czy inaczej, im częściej słuchała
jego rozważań, tym więcej wątpliwości miała, powoli zaczynając dochodzić do
wniosku, że wampir znał Isobel o wiele lepiej, niż mogłaby się tego
spodziewać. Co prawda kilkukrotnie dał jej to do zrozumienia, nie wspominając o tym,
że nigdy tak naprawdę nie zapytała go o to ile tak naprawdę widział i przeżył,
ale…
Przestała o tym
myśleć, próbując przekonać samą siebie, że to tak naprawdę nie miało znaczenia.
To nie był odpowiedni czas na rozmowę, tym bardziej, że była w stanie
wyobrazić sobie reakcję Rufusa, którego próbowałaby nakłonić do zwierzeń
związanych z przeszłością. Po problemach, które jej robił, gdy chciała
poznać prawdę o Rosie, miała już pewność, że do tej rozmowy powinna
podejść inaczej, najlepiej w jakimś bardziej sprzyjającym momencie. Może i wyzwalała
w wampirze ludzkie odruchy, ale to jeszcze nie znaczyło, że ulegał jej w każdej
kwestii – i to pomimo tego, że zwykle miała na to nadzieję.
– Obiecałam
Nattie, że jakoś to rozwiążę… Skłamałam, że ją uratuję, a potem ona
umarła. – Głos Alessi skutecznie przywołał Laylę do porządku. Bez słowa przygarnęła
dziewczynę do siebie, pozwalając jej mówić. – Jak Beau i Allegra to robią,
że ich zapewnienia brzmią jak pocieszenie, a moje…
–
Zrobiłabym to samo – stwierdziła z przekonaniem, aż nazbyt dobrze pamiętając
swoją ostatnią rozmowę z Loreną. Wtedy też mówiła rzeczy, które mijały się
z prawdą, chociaż tak bardzo pragnęła w nie uwierzyć. Z tym, że
obie wiedziały jaka jest prawda, ale Lo w jakiś pokrętny sposób czerpała z tych
fałszywych obietnic pocieszenie. Layla nie była pewna, jak było w przypadku
dziewczyny, o której mówiła Alessia, ale czuła, że czasami to wystarczyło.
– Hej, księżniczko…
Poczuła
ulgę, kiedy przekonała się, że Ali przynajmniej się nie popłakała, chociaż
wydawała się być tego bliska. Uściskała ją, sama niepewna tego, co powinna
zrobić albo powiedzieć. Rozumiała, przynajmniej teoretycznie, ale to wcale nie
sprawiało, że czuła się jakkolwiek pewna, o znalezieniu odpowiednich słów
nie wspominając. Jakby tego było mało, naprawdę zaczynała się martwić, tym
bardziej, że po rozważaniach Rufusa, twierdza wydała jej się jeszcze bardziej zimna
i nieprzystępna. Jeśli również w tym miejscu coś było nie tak…
Alessia
nagle wyprostowała się, po czym w pośpiechu odsunęła się, najwyraźniej
próbując wziąć się w garść.
– Chodźcie.
Pokażę wam tę bibliotekę – zadecydowała, dyskretnie usiłując otrzeć oczy. – Tam
jest spokojnie, zwłaszcza, że poza Arielem i mną właściwie nikt do tej
części nie zagląda.
Z jakiegoś
powodu Layla pomyślała, że to bardzo, ale to bardzo niepokojące.
Nie była
pewna, ile księgozbiorów miała okazję zobaczyć w całym swoim życiu.
Zwłaszcza przy Rufusie i Claire chwilami miała wręcz wrażenie, że mieszka w bibliotece,
niejednokrotnie muszą kluczyć pomiędzy całymi stosami książek, nie wspominając o setkach
razy, kiedy próbowała uporządkować jedno z przylegających do laboratorium
pomieszczeń. Za każdym razem doczekiwała się wyłącznie pobłażliwych spojrzeń i uśmiechów,
kiedy naukowiec w mniej lub bardziej subtelny sposób próbował uświadomić
jej, że traci czas. Cóż, wciąż próbowała, choć z biegiem lat zdążyła
przywyknąć do chaosu, który zwykle otaczał Rufusa, tym bardziej, że sam
zainteresowany wydawał się odnajdywać w takich warunkach doskonale.
Tak czy
inaczej, biblioteki nie były jej obce, ale i tak nie czuła się
przygotowana na to, co miała im do pokazana Alessia. Już samo to, że – zgodnie
ze słowami dziewczyny – pomieszczenie znajdowało się w nieużywanej, a więc
również nieoświetlonej części twierdzy. Jeszcze kiedy byli w drodze, Ali w pewnym
momencie się zawahała, najwyraźniej niepewna co do tego, czy szła we właściwym
kierunku. Wciąż była markotna, chociaż Layli udało się trochę ją rozpogodzić,
zwłaszcza gdy jak katarynka zaczęła wyrzucać z siebie kolejne słowa,
próbując streścić wszystko to, co działo się w Mieście Nocy i Seattle.
Próbowała skupić się na pozytywach, a więc na Elenie i Isabeau, bo
przynajmniej w przypadku tych dwóch sprawy wydawały się wrócić do normy.
Oczywiście pominęła fakt, że Beau prawie umarła, jeśli zaś chodziło o Cullenównę…
Cóż, wciąż szokowała, a przez wyjazd i tak nie miała okazji
dowiedzieć się od bliskich czegoś więcej.
Pomieszczenie,
które wskazała im Alessia, okazało się zaskakująco wręcz duże. Layla w pierwszym
odruchu zamarła w progu, spoglądając na liczne, ledwo widoczne w mroku
regały. Dla lepszego efektu przywołała do siebie moc, by móc zawiesić w powietrzu
kilka łagodnie jarzących się, złocistych kul energii. Co prawda efekt nie był
szczególnie zadowalający, ale przynajmniej pozwolił wampirzycy uważniej
rozejrzeć się dookoła i utwierdzić w przekonaniu, że jak najbardziej
powinna czuć się przerażona.
– Cudnie –
wyrwało jej się. Miała ochotę roześmiać się histerycznie, porażona nie tylko
rozmiarami pomieszczenia, ale przede wszystkim ilością zastawionych regałów.
– Twój
własny pomysł – przypomniał jej usłużnie Rufus, ale – była tego pewna! – jemu
na widok tego miejsca aż zaświeciły się oczy.
Cóż, już
dawno ustaliła, że przy nim najpewniej zginie właśnie w bibliotece. Co
prawda zakładała, że za którymś razem po prostu zabije się, potykając o jakiegoś
opasłe tomisko, ale samobójczy skok z najbliższego stosu również wydawał
się całkiem atrakcyjną perspektywą.
– Nie
wszystkie to rejestry. Ariel znalazł pełno innych książek, w większości
dotyczących jego rasy, chociaż nie wszystkie byliśmy w stanie odczytać.
Część jest chyba w języku pierwotnych, ale… – Alessia zamilkła, po czym
wzruszyła ramionami. – Beau mnie uczyła, ale i tak nie rozumiem.
– Język
mógł się zmienić. Jeśli zapiski są wyjątkowo stare, możliwe, że w grę
wchodzi inny dialekt – mruknął jakby od niechcenia Rufus. – Nie sądziłem, że w tutaj
jest tego aż tyle. To całkiem… interesujące – dodał po chwili zastanowienia. –
Mówiłaś, że nikt tutaj nie przychodzi?
– Uważają,
że to strata czasu – wyjaśniła bez chwili wahania Alessia. – A Ariel nie
ma tyle czasu, ile by chciał. Wiem, że jest ciekawy, ale póki sytuacja się nie
uspokoi, chyba nie mamy na co liczyć… – Urwała, po czym skinęła głową ku
jednemu z bardziej odległych kątów biblioteki. – Rejestry znaleźliśmy tam.
Nie wiem ile ich jest i czy są wszystkie… To po prostu spisy nazwisk, tak?
– Poniekąd
– przyznał bez większego przekonania Rufus. – Rejestrowano każdą przemianę i dary.
Często pokrewieństwo, zwłaszcza później, kiedy Isobel dała wampirom swobodę,
jeśli chodzi o zapładnianie ludzkich kobiet i… Wiecie, co mam na myśli –
zreflektował się, ostatecznie decydując złagodzić swoją wypowiedź. – Kiedy
weszliśmy w okres rodów, wtedy rodzina miała znaczenie. Ale wcześniej w wielu
przypadkach umierające przy porodach ludzkie kobiety nie miały znaczenia.
Wampiry, które swój obowiązek kończyły po zapewnieniu sobie potomka, również –
dodała, a Layla mimowolnie zabrzmiała.
Mogła
wyobrazić sobie, jak to wyglądało – mężczyźni, którzy brali sobie słabsze od
nich przedstawicielki gatunku ludzkiego gwałtem, bo akurat mieli taki kaprys, a przy
okazji byli w stanie zadowolić królową. To ją przerażało, nie wspominając o tym,
że nie chciała rozważać tego okresu w historii wampirów. Fakt, że Rufus
mówił o sytuacji z taką obojętnością, ale i pewnością kogoś, kto
z powodzeniem mógłby się w takich czasach wychowywać, mogąc
zaobserwować pewne rzeczy na własne oczy, również wzbudził w dziewczynie
przerażenie, potęgując już i tak dającą się jej we znaki dezorientację.
– Ja… Więc
rejestrowali dary, tak? – odezwała się, chcąc jak najszybciej zmienić temat. –
Wiem, że tak było, kiedy Isobel wróciła, ale wcześniej…
– Tak. –
Coś w spojrzeniu i tonie wampira złagodniało, kiedy na nią spojrzał.
– Podejrzewam, co kombinujesz. Cóż, zdolności rzadko się dublują, przynajmniej
jeśli chodzi o dar tak niezwykły jak ten Claudii, więc to już jakiś punkt
zaczepienia… Co nie zmienia faktu, że to – skinął głową na książki – może
okazać się bezużyteczne.
Dawał jej
to do zrozumienia od chwili, w której w ogóle zaproponowała wycieczkę
do Lille, ale tym razem nie brzmiał na zniecierpliwionego czy rozdrażnionego perspektywą
tego, że być może tracili czas. To przez
to miejsce. Pewnie bardziej ciekawią go książki, o których wspominała
Alessia, niż te rejestry, pomyślała mimochodem. Cóż, mogła się tego
spodziewać, tym bardziej, że znała Rufusa, a teraz już miała pewność, że
zabawią tu trochę dłużej – i że to wcale nie ona będzie osobą, która
zacznie przedłużać pobyt.
– Dacie
sobie radę? Powinnam poszukać Ariela i sprawdzić, co robi reszta, więc… –
odezwała się Alessia, powoli wycofując się ku wyjściu. – Jak coś, to krew też
tutaj mamy. Ariel załatwił nam lodówkę w pokoju – dodała, a Layla
mimowolnie się uśmiechnęła.
– Macie
wspólny pokój? – rzuciła zaczepnym tonem. Już wcześniej wyczuła na bratanicy o wiele
intensywniejszy niż zazwyczaj zapach wilkołaka, ale przez wzgląd na sytuację
powstrzymywała się od komentarza.
– Nawet nie
próbuj pytać, Lay! – jęknęła i nawet w ciemnościach było widać, że
się zaczerwieniał. – Ariel i ja… jesteśmy razem, więc to normalne, prawda?
To znaczy…
Tym razem
nie powstrzymała się od śmiechu. Poczuła się trochę lepiej, mogąc w jakikolwiek
sposób się rozluźnić, tym bardziej, że prowadzone dotychczas rozmowy i perspektywa
spędzenia kilku następnych godzin nad książkami, zdecydowanie nie sprzyjała
poprawie nastroju.
– Jasne,
jasne… Gabriel przecież niczego się nie dowie – zapewniła pośpiesznie, a Ali
wydała z siebie zdławiony jęk. – Jesteś dorosła. Poza tym on nigdy nie był
święty. – Urwała, po czym lekko zmrużyła oczy. – Co nie zmienia faktu, że jak
Ariel coś ci zrobi, pierwsza go dorwę.
Mówiła
poważnie, o czym zresztą doskonale wiedziała również Alessia, bo przez
krótką chwilę sprawiała wrażenie kogoś, kto sam nie wiem czy powinien
podziękować, czy może uciec z krzykiem. Ostatecznie wycofała się pod byle
pretekstem, wyraźnie za wszelką cenę chcąc zakończyć niewygodny dla siebie
temat. Layla odprowadziła ją wzrokiem, mimo wszystko czując ulgę, kiedy
przekonała się, że Ali miała się dobrze, przynajmniej jeśli spojrzeć na to
przez pryzmat jej związku z Arielem. Lubiła tego chłopaka, tym bardziej,
że w niczym nie przypominał ojca i reszty swoich pobratymców z Miasta
Nocy. Co więcej, doskonale wiedziała ile czasu on i Alessia na siebie
czekali, początkowo walcząc z uprzedzeniami obu ras, później z rozdzieleniem
przez Isobel, a ostatecznie kilometrami, które dzieliły ich po tym, jak
Ariel wyjechał do Lille. Może i to miejsce był niebezpieczne, ale jak
długo Ali wydawała się być szczęśliwa, Layla chciała wierzyć w to, że wszystko
było w porządku.
– Hm… –
usłyszała, więc w pośpiechu obejrzała się na Rufusa, by przekonać się, że
naukowiec w zamyśleniu wpatrywał się w drzwi wejściowe. – Jak bardzo
zdenerwuję twojego brata, jeśli wspomnę mu, że jego córka ma się dobrze, a jej
życie uczuciowe kwitnie i…?
– Rufus! –
wycedziła przez zaciśnięte zęby. Wiedziała, że żartował, a przynajmniej
chciała wierzyć w to, że nie zamierzał doprowadzić Gabriela do szału
akurat kosztem całego Lille.
Czasami
naprawdę nie była pewna, co zrobić z tą dwójką, żeby zmusić ich do choćby
chwilowego porozumienia. Już wcześniej za sobą nie przepadali, ale od czasu
pozbycia się Isobel z miasta miała wrażenie, że najchętniej by się
pozabijali. Co prawda w większości przypadków sprowadzało się to do
złośliwości, co zwłaszcza w przypadku Rufusa nie było niczym nowym, ale i tak
chwilami miała ochotę porządnie przyłożyć zarówno mężowi, jak i swojemu
bliźniakowi. Pewnie i tak by nie pomogło, ale może przynajmniej poczułaby
się lepiej.
– Tylko
głośno myślę – zreflektował się pośpieszne wampir; po jego tonie trudno było
stwierdzić, czy mówił poważnie. – Ale skoro tak się śpieszysz, to chodź. Twoja
bratanica właśnie znalazła najbardziej błahy powód, żeby przypadkiem nie musieć
nam pomagać – uśmiechnął się nieco gorzko – ale jakoś sobie poradzimy… – Bez
pośpiechu ruszył w głąb biblioteki, uważnie lustrując wzrokiem poustawiane
na pułkach zbiory. – Jak wielkim problemem byłoby dla ciebie zorganizowanie
jeszcze odrobiny światła? – zapytał, a ona wypuściła powietrze ze świstem,
po czym chcąc nie chcąc pstryknęła palcami, decydując się przywołać do siebie
ogień.
Świetnie.
Nie dość, że najpewniej utknęli tutaj na dłużej, Rufus wydawał się być w swoich
żywiole – a więc również w tym specyficznym nastroju, który zwykle
sprawiał, że nie była pewna czy ma zacząć się martwić, czy może wręcz
przeciwnie.
Biorąc pod
uwagę fakt, że chyba do tego wszystkiego zamierzał zrobić z niej lampkę,
zapowiadał się naprawdę interesujący wieczór.
To takie urocze, że ona ma prawie wiek, ale i tak każdego bawi reakcja Gabriela <3
OdpowiedzUsuń