8 grudnia 2016

Trzydzieści jeden

Layla
Z zaciekawieniem rozejrzała się dookoła. Korytarz był ciemny, poza tym mogła utwierdzić się w przekonaniu, że w całej twierdzy najwyraźniej nie znajdowało się ani jedno okno. Nie przeszkadzało jej to, tym bardziej, że dzięki wyostrzonym zmysłom dość dobrze widziała w ciemnościach, nie wspominając o kilku przytwierdzonych do ścianach, rzucających anemiczne światło lampach, ale wrażenie i tak okazało się niepokojące. Layla wiedziała jedynie, że nawet laboratorium robiło na niej mniej klaustrofobiczne wrażenie, być może dlatego, że już od lat traktowała je jako dom.
– Uroczo – stwierdziła, a Alessia zaśmiała się w nieco nerwowy sposób. Poruszała się dość swobodnie, najwyraźniej zaznajomiona z labiryntem korytarzy, co jednak nie zmieniało faktu, że nie wyglądała na szczególnie takimi warunkami usatysfakcjonowaną.
– Prawda? – Dziewczyna westchnęła, po czym wywróciła oczami. – To już i tak coś, że są te lampy. Victor uważa, że poruszanie się w ciemnościach to świetna sprawa… Aha, akurat – zadrwiła, wyraźnie poirytowana. – Ariel wciąż negocjuje.
– Twój wilk nie ma niczego do powiedzenia? – zapytał z powątpiewaniem Rufus. Nie wyglądał na zaniepokojonego, ale w jego przypadku każda możliwość wydawała się równie prawdopodobna, tym bardziej, że był dobrym aktorem.
Ali wydęła usta.
– Ma. Oczywiście, że ma… Swoją drogą, znowu zaczynasz być niemiły, wujku – obruszyła się, prostując niczym struna. – Jakby było inaczej, nie zaprosiłby mnie do siebie. Po prostu rozmowy z Vickiem bywają trudne, zwłaszcza jeśli chodzi o zmienianie starych przyzwyczajeń… I kilku nowych – dodała już ciszej, ale Layla i tak wyczuła w głosie bratanicy dość charakterystyczną, świadczącą o narastającym rozdrażnieniu nutkę.
Przesunęła się bliżej dziewczyny, by móc chwycić Alessię za rękę. Przez ostatnie lata, kiedy niejako jej matkowała, czy może raczej zachowywała się jak na starszą siostrę przystało, zdążyła poznać ją w równym stopniu, co i Gabriela czy Isabeau – a może nawet lepiej, bo Ali od zawsze była o wiele bardziej otwarta od tej dwójki. W efekcie Layla nie miała najmniejszego problemu z tym, żeby zorientować się, że coś jest nie tak, choć w żaden sposób nie potrafiła określić, co tak naprawdę mogło jej bratanicę dręczyć.
– Wszystko gra? – zapytała wprost, rzucając Alessi spojrzenie wystarczająco wymowne, by ta nie miała wątpliwości, że odmowna odpowiedź nie wchodziła w grę.
Przez kilka następnych sekund panowała cisza, podczas której po prostu szli prze siebie, równie dobrze mogąc zmierzać donikąd. Uśmiech jak na zawołanie zniknął z twarzy Ali, co jedynie utwierdziło Laylę w przekonaniu, że coś było na rzeczy. Bardziej stanowczo ujęła dziewczynę pod ramię, chcąc w ten sposób ją uspokoić, tym bardziej, że zwykle to działało. Co prawda Alessia nigdy nie zwierzała jej się ze wszystkiego, nie wspominając o tym, że za prawdziwą powiernicę od zawsze traktowała Isabeau, ale skoro ta tymczasowo pozostawała nieosiągalna…
– Nie wiem – przyznała w końcu. – Podobno przejmuję się bardziej niż powinnam, ale co niby mam robić, skoro nie tak dawno temu pewna dziewczyna umarła mi niejako na rękach? – zapytała jakby od niechcenia, siląc się na beztroskę.
– Ty… Co takiego? – Layla zamrugała nieco nieprzytomnie, dopiero po kilku następnych sekundach będąc w stanie zrozumieć pełny sens wypowiedzi.
– Widziałaś kiedyś wilkołaka, który odrzuca przemianę? To… było przerażające – stwierdziła i w tamtej chwili jej głos zabrzmiał w dziwny, nieco łamliwy sposób. – Pewnie gdyby nie Ariel, kilka lat temu byłabym na miejscu Nattie… Miała imię – dodała po chwili wahania, zwracając się chyba bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. – Ładnie, prawda? Nattie… – powtórzyła, coraz bardziej zaniepokojona.
Nie dodała niczego więcej, być może nie chcąc, a może nie będąc w stanie. Layla instynktownie chciała ją objąć i zapewnić, że jest w porządku, nawet gdyby to miało zabrzmieć jak nic nieznaczące kłamstwo, jednak nie miała po temu okazji. W zamian w niemalże ostrzegawczy sposób spojrzała na Rufusa, kiedy ten nagle przemieścił się, bezceremonialnie chwytając Alessię za ramiona i – wcześniej zmuszając ją do tego, żeby się zatrzymała – zdecydowanym ruchem odwrócił ją w swoją stronę.
– Co tutaj się dzieje? – zapytał wprost. Nie brzmiał na zdenerwowanego, ale jego ton i tak nie przypadł Layli do gustu, zwłaszcza kiedy zauważyła, że Ali sztywnieje. – Tylko nie mów, że nic, bo i tak nie uwierzę.
– Nie po to przyjechaliśmy – przypomniała, nerwowo zaciskając dłonie w pięści. Zdecydowanie nie chciała załatwiać spraw w taki sposób. – Alessia, kochana, on nie…
– Prawda jest taka, że mamy pewne problemy – przyznała niechętnie dziewczyna. Gdyby nie to, że była telepatką i to na dodatek uzdolnioną, Layla wzięłaby pod uwagę to, że Rufus użył na jej bratanicy wpływu. – Niedawno dowiedziałam się, że Victor jeszcze przed moim przyjazdem szukał sobie dzieciaków, które mógłby przemienić… Lilia i Isobel zabiły prawie wszystkich, o wcześniejszych polowaniach na wilkołaki nie wspominając – dodała, mając na myśli działania Volturi.
– To wiem. I nie jestem zaskoczony, że mogliby się przejmować liczebnością, ale… – Rufus urwał, po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową. – Nieważne. Co to za problemy?
– Zmienianie ludzi w wilkołaki to nie jest problem? – zapytała z powątpiewaniem Alessia.
Wampir jedynie potrząsnął głową.
– Może i jest, ale mam wrażenie, że istnieje jakiś większy – stwierdził, a Ali wydała z siebie nieco zdławiony jęk.
– Chodzi mi o Nattie – przyznała w końcu. – Ona jako jedyna umarła, ale Vick twierdzi, że jej nie zna. Ona sama nie była pewna, kto… Ale jeśli założyć, że nie zaatakował jej nikt z twierdzy, to może oznaczać, że gdzieś w okolicy kręci się ktoś, kogo być nie powinno – przyznała, a po jej tonie jednoznacznie dało się stwierdzić, że była mocno podenerwowana sytuacją. – O co ci tak naprawdę chodzi, wujku?
Rufus westchnął, po czym w końcu ją puścił. Wyraźnie jej ulżyło, ale Layla i tak przesunęła się bliżej, by móc otoczyć bratanicę ramionami. Rzuciła wampirowi urażone spojrzenie, sama niepewna tego, co powinna myśleć o jego zachowaniu i reakcji, jednak zdecydowała się tego nie komentować. Dostrzegała w wyrazie twarzy męża coś, co wydało jej się znajome, choć zarazem nie potrafiła tego zinterpretować, a tym bardziej stwierdzić, co takiego w tamtej chwili chodziło mu po głowie.
– Nie jestem pewien – przyznał z rezerwą, ostrożnie dobierając słowa. – To może być nic, a przynajmniej nie coś, co powinno interesować mnie czy którekolwiek z nas… Ale za dużo nieprzypadkowych rzeczy działo się w ostatnim czasie – stwierdził, po czym wywrócił oczami, podchwytując ich zdezorientowane spojrzenie. – Zanim Isobel wróciła, też mieliśmy chaos. Nie na taką skalę, chociaż kto wie… Nigdy szczególnie nie interesowało mnie to, co dzieje się poza Miastem Nocy, ale to miałoby sens. Uderzyła w Volterrę, a w między czasie w Dimitra i Isabeau… Lille to też na swój sposób ważne miejsce, jeśli chodzi o świat nieśmiertelnych i szukanie wpływów. Co więcej, Lilia tutaj była, a skoro tak…
– Isobel miałaby odpowiadać za to, co spotkało Nattie? – zapytała z niedowierzaniem Alessia.
– Tego nie powiedziałem. Na razie gdybam – obruszył się, wyraźnie rozdrażniony. – Po prostu weźcie to pod uwagę, skoro uważasz, że ktoś kręci się w okolicy. Claudia też pojawiła się znikąd, zresztą tak jak Isobel w Volterze. A teraz wy przejmujecie się intruzem. Interpretuj to jak chcesz, bo nie zamierzam wnikać w sprawy wilkołaków, aczkolwiek to by mi pasowało.
Czasami przerażało ją to, jak wiele wiedział zarówno na temat królowej, jak i jej sposobie działania. Nie dziwiło ją to, że Rufus z łatwością mógłby zauważyć choćby cień powiązania tam, gdzie jej nie przyszłoby to do głowy, ale nawet zdając sobie sprawę z tego, że miała do czynienia z geniuszem, chwilami czuła się wręcz oszołomiona. Tak czy inaczej, im częściej słuchała jego rozważań, tym więcej wątpliwości miała, powoli zaczynając dochodzić do wniosku, że wampir znał Isobel o wiele lepiej, niż mogłaby się tego spodziewać. Co prawda kilkukrotnie dał jej to do zrozumienia, nie wspominając o tym, że nigdy tak naprawdę nie zapytała go o to ile tak naprawdę widział i przeżył, ale…
Przestała o tym myśleć, próbując przekonać samą siebie, że to tak naprawdę nie miało znaczenia. To nie był odpowiedni czas na rozmowę, tym bardziej, że była w stanie wyobrazić sobie reakcję Rufusa, którego próbowałaby nakłonić do zwierzeń związanych z przeszłością. Po problemach, które jej robił, gdy chciała poznać prawdę o Rosie, miała już pewność, że do tej rozmowy powinna podejść inaczej, najlepiej w jakimś bardziej sprzyjającym momencie. Może i wyzwalała w wampirze ludzkie odruchy, ale to jeszcze nie znaczyło, że ulegał jej w każdej kwestii – i to pomimo tego, że zwykle miała na to nadzieję.
– Obiecałam Nattie, że jakoś to rozwiążę… Skłamałam, że ją uratuję, a potem ona umarła. – Głos Alessi skutecznie przywołał Laylę do porządku. Bez słowa przygarnęła dziewczynę do siebie, pozwalając jej mówić. – Jak Beau i Allegra to robią, że ich zapewnienia brzmią jak pocieszenie, a moje…
– Zrobiłabym to samo – stwierdziła z przekonaniem, aż nazbyt dobrze pamiętając swoją ostatnią rozmowę z Loreną. Wtedy też mówiła rzeczy, które mijały się z prawdą, chociaż tak bardzo pragnęła w nie uwierzyć. Z tym, że obie wiedziały jaka jest prawda, ale Lo w jakiś pokrętny sposób czerpała z tych fałszywych obietnic pocieszenie. Layla nie była pewna, jak było w przypadku dziewczyny, o której mówiła Alessia, ale czuła, że czasami to wystarczyło. – Hej, księżniczko…
Poczuła ulgę, kiedy przekonała się, że Ali przynajmniej się nie popłakała, chociaż wydawała się być tego bliska. Uściskała ją, sama niepewna tego, co powinna zrobić albo powiedzieć. Rozumiała, przynajmniej teoretycznie, ale to wcale nie sprawiało, że czuła się jakkolwiek pewna, o znalezieniu odpowiednich słów nie wspominając. Jakby tego było mało, naprawdę zaczynała się martwić, tym bardziej, że po rozważaniach Rufusa, twierdza wydała jej się jeszcze bardziej zimna i nieprzystępna. Jeśli również w tym miejscu coś było nie tak…
Alessia nagle wyprostowała się, po czym w pośpiechu odsunęła się, najwyraźniej próbując wziąć się w garść.
– Chodźcie. Pokażę wam tę bibliotekę – zadecydowała, dyskretnie usiłując otrzeć oczy. – Tam jest spokojnie, zwłaszcza, że poza Arielem i mną właściwie nikt do tej części nie zagląda.
Z jakiegoś powodu Layla pomyślała, że to bardzo, ale to bardzo niepokojące.

Nie była pewna, ile księgozbiorów miała okazję zobaczyć w całym swoim życiu. Zwłaszcza przy Rufusie i Claire chwilami miała wręcz wrażenie, że mieszka w bibliotece, niejednokrotnie muszą kluczyć pomiędzy całymi stosami książek, nie wspominając o setkach razy, kiedy próbowała uporządkować jedno z przylegających do laboratorium pomieszczeń. Za każdym razem doczekiwała się wyłącznie pobłażliwych spojrzeń i uśmiechów, kiedy naukowiec w mniej lub bardziej subtelny sposób próbował uświadomić jej, że traci czas. Cóż, wciąż próbowała, choć z biegiem lat zdążyła przywyknąć do chaosu, który zwykle otaczał Rufusa, tym bardziej, że sam zainteresowany wydawał się odnajdywać w takich warunkach doskonale.
Tak czy inaczej, biblioteki nie były jej obce, ale i tak nie czuła się przygotowana na to, co miała im do pokazana Alessia. Już samo to, że – zgodnie ze słowami dziewczyny – pomieszczenie znajdowało się w nieużywanej, a więc również nieoświetlonej części twierdzy. Jeszcze kiedy byli w drodze, Ali w pewnym momencie się zawahała, najwyraźniej niepewna co do tego, czy szła we właściwym kierunku. Wciąż była markotna, chociaż Layli udało się trochę ją rozpogodzić, zwłaszcza gdy jak katarynka zaczęła wyrzucać z siebie kolejne słowa, próbując streścić wszystko to, co działo się w Mieście Nocy i Seattle. Próbowała skupić się na pozytywach, a więc na Elenie i Isabeau, bo przynajmniej w przypadku tych dwóch sprawy wydawały się wrócić do normy. Oczywiście pominęła fakt, że Beau prawie umarła, jeśli zaś chodziło o Cullenównę… Cóż, wciąż szokowała, a przez wyjazd i tak nie miała okazji dowiedzieć się od bliskich czegoś więcej.
Pomieszczenie, które wskazała im Alessia, okazało się zaskakująco wręcz duże. Layla w pierwszym odruchu zamarła w progu, spoglądając na liczne, ledwo widoczne w mroku regały. Dla lepszego efektu przywołała do siebie moc, by móc zawiesić w powietrzu kilka łagodnie jarzących się, złocistych kul energii. Co prawda efekt nie był szczególnie zadowalający, ale przynajmniej pozwolił wampirzycy uważniej rozejrzeć się dookoła i utwierdzić w przekonaniu, że jak najbardziej powinna czuć się przerażona.
– Cudnie – wyrwało jej się. Miała ochotę roześmiać się histerycznie, porażona nie tylko rozmiarami pomieszczenia, ale przede wszystkim ilością zastawionych regałów.
– Twój własny pomysł – przypomniał jej usłużnie Rufus, ale – była tego pewna! – jemu na widok tego miejsca aż zaświeciły się oczy.
Cóż, już dawno ustaliła, że przy nim najpewniej zginie właśnie w bibliotece. Co prawda zakładała, że za którymś razem po prostu zabije się, potykając o jakiegoś opasłe tomisko, ale samobójczy skok z najbliższego stosu również wydawał się całkiem atrakcyjną perspektywą.
– Nie wszystkie to rejestry. Ariel znalazł pełno innych książek, w większości dotyczących jego rasy, chociaż nie wszystkie byliśmy w stanie odczytać. Część jest chyba w języku pierwotnych, ale… – Alessia zamilkła, po czym wzruszyła ramionami. – Beau mnie uczyła, ale i tak nie rozumiem.
– Język mógł się zmienić. Jeśli zapiski są wyjątkowo stare, możliwe, że w grę wchodzi inny dialekt – mruknął jakby od niechcenia Rufus. – Nie sądziłem, że w tutaj jest tego aż tyle. To całkiem… interesujące – dodał po chwili zastanowienia. – Mówiłaś, że nikt tutaj nie przychodzi?
– Uważają, że to strata czasu – wyjaśniła bez chwili wahania Alessia. – A Ariel nie ma tyle czasu, ile by chciał. Wiem, że jest ciekawy, ale póki sytuacja się nie uspokoi, chyba nie mamy na co liczyć… – Urwała, po czym skinęła głową ku jednemu z bardziej odległych kątów biblioteki. – Rejestry znaleźliśmy tam. Nie wiem ile ich jest i czy są wszystkie… To po prostu spisy nazwisk, tak?
– Poniekąd – przyznał bez większego przekonania Rufus. – Rejestrowano każdą przemianę i dary. Często pokrewieństwo, zwłaszcza później, kiedy Isobel dała wampirom swobodę, jeśli chodzi o zapładnianie ludzkich kobiet i… Wiecie, co mam na myśli – zreflektował się, ostatecznie decydując złagodzić swoją wypowiedź. – Kiedy weszliśmy w okres rodów, wtedy rodzina miała znaczenie. Ale wcześniej w wielu przypadkach umierające przy porodach ludzkie kobiety nie miały znaczenia. Wampiry, które swój obowiązek kończyły po zapewnieniu sobie potomka, również – dodała, a Layla mimowolnie zabrzmiała.
Mogła wyobrazić sobie, jak to wyglądało – mężczyźni, którzy brali sobie słabsze od nich przedstawicielki gatunku ludzkiego gwałtem, bo akurat mieli taki kaprys, a przy okazji byli w stanie zadowolić królową. To ją przerażało, nie wspominając o tym, że nie chciała rozważać tego okresu w historii wampirów. Fakt, że Rufus mówił o sytuacji z taką obojętnością, ale i pewnością kogoś, kto z powodzeniem mógłby się w takich czasach wychowywać, mogąc zaobserwować pewne rzeczy na własne oczy, również wzbudził w dziewczynie przerażenie, potęgując już i tak dającą się jej we znaki dezorientację.
– Ja… Więc rejestrowali dary, tak? – odezwała się, chcąc jak najszybciej zmienić temat. – Wiem, że tak było, kiedy Isobel wróciła, ale wcześniej…
– Tak. – Coś w spojrzeniu i tonie wampira złagodniało, kiedy na nią spojrzał. – Podejrzewam, co kombinujesz. Cóż, zdolności rzadko się dublują, przynajmniej jeśli chodzi o dar tak niezwykły jak ten Claudii, więc to już jakiś punkt zaczepienia… Co nie zmienia faktu, że to – skinął głową na książki – może okazać się bezużyteczne.
Dawał jej to do zrozumienia od chwili, w której w ogóle zaproponowała wycieczkę do Lille, ale tym razem nie brzmiał na zniecierpliwionego czy rozdrażnionego perspektywą tego, że być może tracili czas. To przez to miejsce. Pewnie bardziej ciekawią go książki, o których wspominała Alessia, niż te rejestry, pomyślała mimochodem. Cóż, mogła się tego spodziewać, tym bardziej, że znała Rufusa, a teraz już miała pewność, że zabawią tu trochę dłużej – i że to wcale nie ona będzie osobą, która zacznie przedłużać pobyt.
– Dacie sobie radę? Powinnam poszukać Ariela i sprawdzić, co robi reszta, więc… – odezwała się Alessia, powoli wycofując się ku wyjściu. – Jak coś, to krew też tutaj mamy. Ariel załatwił nam lodówkę w pokoju – dodała, a Layla mimowolnie się uśmiechnęła.
– Macie wspólny pokój? – rzuciła zaczepnym tonem. Już wcześniej wyczuła na bratanicy o wiele intensywniejszy niż zazwyczaj zapach wilkołaka, ale przez wzgląd na sytuację powstrzymywała się od komentarza.
– Nawet nie próbuj pytać, Lay! – jęknęła i nawet w ciemnościach było widać, że się zaczerwieniał. – Ariel i ja… jesteśmy razem, więc to normalne, prawda? To znaczy…
Tym razem nie powstrzymała się od śmiechu. Poczuła się trochę lepiej, mogąc w jakikolwiek sposób się rozluźnić, tym bardziej, że prowadzone dotychczas rozmowy i perspektywa spędzenia kilku następnych godzin nad książkami, zdecydowanie nie sprzyjała poprawie nastroju.
– Jasne, jasne… Gabriel przecież niczego się nie dowie – zapewniła pośpiesznie, a Ali wydała z siebie zdławiony jęk. – Jesteś dorosła. Poza tym on nigdy nie był święty. – Urwała, po czym lekko zmrużyła oczy. – Co nie zmienia faktu, że jak Ariel coś ci zrobi, pierwsza go dorwę.
Mówiła poważnie, o czym zresztą doskonale wiedziała również Alessia, bo przez krótką chwilę sprawiała wrażenie kogoś, kto sam nie wiem czy powinien podziękować, czy może uciec z krzykiem. Ostatecznie wycofała się pod byle pretekstem, wyraźnie za wszelką cenę chcąc zakończyć niewygodny dla siebie temat. Layla odprowadziła ją wzrokiem, mimo wszystko czując ulgę, kiedy przekonała się, że Ali miała się dobrze, przynajmniej jeśli spojrzeć na to przez pryzmat jej związku z Arielem. Lubiła tego chłopaka, tym bardziej, że w niczym nie przypominał ojca i reszty swoich pobratymców z Miasta Nocy. Co więcej, doskonale wiedziała ile czasu on i Alessia na siebie czekali, początkowo walcząc z uprzedzeniami obu ras, później z rozdzieleniem przez Isobel, a ostatecznie kilometrami, które dzieliły ich po tym, jak Ariel wyjechał do Lille. Może i to miejsce był niebezpieczne, ale jak długo Ali wydawała się być szczęśliwa, Layla chciała wierzyć w to, że wszystko było w porządku.
– Hm… – usłyszała, więc w pośpiechu obejrzała się na Rufusa, by przekonać się, że naukowiec w zamyśleniu wpatrywał się w drzwi wejściowe. – Jak bardzo zdenerwuję twojego brata, jeśli wspomnę mu, że jego córka ma się dobrze, a jej życie uczuciowe kwitnie i…?
– Rufus! – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Wiedziała, że żartował, a przynajmniej chciała wierzyć w to, że nie zamierzał doprowadzić Gabriela do szału akurat kosztem całego Lille.
Czasami naprawdę nie była pewna, co zrobić z tą dwójką, żeby zmusić ich do choćby chwilowego porozumienia. Już wcześniej za sobą nie przepadali, ale od czasu pozbycia się Isobel z miasta miała wrażenie, że najchętniej by się pozabijali. Co prawda w większości przypadków sprowadzało się to do złośliwości, co zwłaszcza w przypadku Rufusa nie było niczym nowym, ale i tak chwilami miała ochotę porządnie przyłożyć zarówno mężowi, jak i swojemu bliźniakowi. Pewnie i tak by nie pomogło, ale może przynajmniej poczułaby się lepiej.
– Tylko głośno myślę – zreflektował się pośpieszne wampir; po jego tonie trudno było stwierdzić, czy mówił poważnie. – Ale skoro tak się śpieszysz, to chodź. Twoja bratanica właśnie znalazła najbardziej błahy powód, żeby przypadkiem nie musieć nam pomagać – uśmiechnął się nieco gorzko – ale jakoś sobie poradzimy… – Bez pośpiechu ruszył w głąb biblioteki, uważnie lustrując wzrokiem poustawiane na pułkach zbiory. – Jak wielkim problemem byłoby dla ciebie zorganizowanie jeszcze odrobiny światła? – zapytał, a ona wypuściła powietrze ze świstem, po czym chcąc nie chcąc pstryknęła palcami, decydując się przywołać do siebie ogień.
Świetnie. Nie dość, że najpewniej utknęli tutaj na dłużej, Rufus wydawał się być w swoich żywiole – a więc również w tym specyficznym nastroju, który zwykle sprawiał, że nie była pewna czy ma zacząć się martwić, czy może wręcz przeciwnie.
Biorąc pod uwagę fakt, że chyba do tego wszystkiego zamierzał zrobić z niej lampkę, zapowiadał się naprawdę interesujący wieczór.

1 komentarz:

  1. To takie urocze, że ona ma prawie wiek, ale i tak każdego bawi reakcja Gabriela <3

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa